29.05.2012

23. Tchórzostwo w dobrej sprawie


Słońce przegapiło już swój moment górowania nad Kanadą i powoli sunęło po widnokręgu, by za kilka godzin oświetlać już zupełnie inną część błękitnej planety. Kolejny prawie bezchmurny dzień pozwalał na dokładną obserwację tej podróży. Blondwłosy chłopak nie miał tego jednak w swym zamiarze. Przesiadywał na trawie w cieniu drzew, dzierżąc w dłoniach swój czerwony notatnik. Wciąż zbierał myśli po rozmowie z poprzedniego wieczoru.

- To już ostatnie – oznajmił, usadawiając się wygodniej na pniu, o ile użycie słowa „wygodniej” było w tym wypadku w ogóle możliwe.
- Gdybyś nie miał dowodów, kazałabym ci się puknąć w łeb za tę historię – stwierdziła Macy, która co chwilę kręciła głową z niedowierzaniem.
- Mówiłem ci już. To jest dobry materiał na książkę. Pomyśl o tym.
- Nie wiem jak wy, ale ja czuję się przekonany – oznajmił Isaac. – Blizny mówią wszystko. Zdjęcia da się podrobić, ich nie.
- Błagam, nie siej już zamętu – rudowłosa przewróciła oczami.
- To musi być okropne, w jednej chwili stracić wszystko, co było w życiu ważne…
- Z czasem zaczynasz przyzwyczajać się do tej myśli. Staje się ona trochę mniej bolesna. Jeszcze odzyskam to co straciłem. Nie zostawię tak tego.
- Gdyby tylko wszyscy mieli choćby chęć żeby poznać twoją historię…

- Tak… - westchnął. Bilans pozostawał bez zmian. 4 osoby mu wierzyły, 3 nie chciały mieć z nim nic wspólnego. Sam jednak wiedział, że nie ma rady na upartych. Kiedyś im przejdzie.

Ułożył się na miękkiej trawie i zwrócił twarz w stronę jeziora. Woda była tak czysta, że grzbiety ryb były w niej dobrze widoczne nawet z tak zdawałoby się dużej odległości. Musnął grafitem niezapisaną do tej pory stronę. Cichy szelest, odwrócił głowę.

- A, jesteś zajęty. Nie będę ci przeszkadzać.
- Wcale nie przeszkadzasz. Usiądź sobie – rzekł, podnosząc się, tym samym robiąc miejsce dziewczynie, która usiadła obok niego. – Zastanawiam się, co robić dalej.
- To znaczy?
- Nadal jestem na czarnej liście. Wiesz, o co chodzi.
- Chyba tak – blondynka poprawiła swoje długie proste włosy. – Chris i reszta?
- Bingo – odparł bez emocji i skupił wzrok na połyskującej od promieni słońca tafli wody. – Niby to nie moja sprawa, ale nie chcę kłótni. Ostatnia nie skończyła się dla mnie zbyt dobrze. Poza tym nie zmuszę ich, żeby mnie lubili, a czasu nie cofnę. Myślisz, że są w stanie coś mi zrobić?
- Nawet tak nie mów! – obruszyła się Crystal. – Po co mieliby coś robić?
- Ze złości, z zemsty… Ty znasz ich lepiej, dlatego cię pytam. Nie chciałbym, żeby donieśli na mnie gdzieś za te papiery…
- Póki Marcus jest po twojej stronie, nie zrobią tego. To mogłoby zaszkodzić wam obojgu. Poza tym nie wyobrażam sobie nawet żeby mogli coś takiego zrobić.
- W takim razie czuję się bezpieczniej, dzięki – rzekł w odpowiedzi. To jedno zapewnienie wystarczyło mu żeby się rozchmurzyć. – Ej!

Obejrzał się za siebie i dostrzegł białą futrzaną kulkę, która radośnie szturchała go nosem.

- Idź sobie stąd. Nie chcę kłopotów – powiedział, lecz wbrew swoim słowom pogłaskał psa po głowie. Zwierzak przylgnął do jego boku, by zachęcić go do wspólnej zabawy.
- Nie za dobrze ci idzie – zaśmiała się uroczo dziewczyna.
- Co poradzę, lubię psy. Potrafią poprawić humor – kąciki jego ust uniosły się w górę, gdy mały zwierzak zaczął podskakiwać i tarzać się po ziemi. - Mój pewnie jest teraz w Niemczech. Ciekawe, co u niego…
- Na pewno tęskni.
- Może. Dawno go nie widziałem, długo byłem w trasie z zespołem. Nie wiem nawet, czy rozpoznałby mnie po tak długim czasie.
- Nie mów tak! Zwierzęta mają dobrą pamięć. Na przykład kot mojej ciotki poznał mnie, gdy przyjechałam do niej w odwiedziny po kilku latach.
- Brr, nie lubię kotów. One mnie zresztą też – wzdrygnął się.
- Koty lubią tylko tych, których chcą. Są bardziej wybredne niż psy.
- Sugerujesz, że nie jestem dla nich wystarczająco dobry?
- Być może – odpowiedziała, pokazując mu język. Prychnął.

Kapsel niespodziewanie zerwał się na równe nogi i pognał w tylko sobie znanym kierunku.

- No to ten problem mamy już z głowy. Hę?
- Co się dzieje? – zapytała i zwróciła wzrok w tym samym kierunku co jej kolega.
- Isaac i Macy trzymają się za ręce – przekrzywił głowę ze zdziwienia. Znajomy chichot przykuł jego uwagę. – Co cię tak bawi?
- Bo wyglądasz zabawnie z taką miną – dwudziestolatek ponownie prychnął. – Ta dwójka ma się ku sobie praktycznie od samego początku tylko żadne z nich nie chciało się do tego przyznać.
- Pomyślałem kiedyś, że mogliby zostać parą. Mają ze sobą wiele wspólnego.
- Poza charakterem.
- Racja. Biedny Isaac…
- To twoja wina – Bill spojrzał na nią z niezrozumieniem. – Cała afera o twoje nazwisko pchnęła ich ku sobie.
- Bo stanęli po mojej stronie?
- Dostali powód do rozmów, a to już dobry początek.
- Chociaż jedna pozytywna rzecz w tym całym zamieszaniu. Szkoda, że nie pomogłem Marcusowi…
- Z Irene? Nie przejmuj się, jeszcze przyjdzie na nich kolej.
- Mam nadzieję. Wyrzuty sumienia nie dadzą mi spokoju, jeśli nic z tego nie wyjdzie – westchnął zrezygnowany.
- Czemu tego nie zdejmiesz? – spytała, gdy Kaulitz podrapał się w szyję.
- Nie chcę. Tak jest dobrze – burknął, poprawiwszy opaskę.
- Nie, nie jest. Skóra powinna oddychać. Aż tak bardzo się tego wstydzisz?

Chude palce ostrożnie powiodły po szpecącej wypukłości.

- Może kiedyś uda mi się to usunąć.
- Przesadzasz. Zdejmij to choć na chwilę.
- Nie.
- Kilka sekund.
- Daj mi spokój.
- Zrób to dla mnie…
- Nie.
- Jesteś strasznie uparty. I tak już ją widziałam, nie rozumiem więc, czego tu się wstydzić.
- Zrozumiałabyś, gdybyś przez lata musiała wyglądać nieskazitelnie 24 godziny na dobę – mruknął. Nie udawało mu się, dziewczyna zdawała się być wyjątkowo zdeterminowana. Przewrócił oczami. – Dobrze, wygrałaś. Nie wiem, po co mnie tak męczysz.
- I co? Nie jest lepiej?
- Czuję się nago… - stwierdził, nie potrafiąc się rozluźnić. Chciał przysłonić się ręką, jednak uznał, że to już przesada. Wytrzyma te kilka sekund czy nawet minutę.
- Kiedyś miałeś czarne włosy, prawda?
- Zgadza się, choć nie tylko. Miałem wiele różnych kolorów.
- A teraz przestałeś farbować?
- Odkąd ściąłem włosy nie tknąłem farby. Z początku to było moje zerwanie z przeszłością, potem nie chciałem wysłuchiwać uwag Browna na swój temat, a teraz… Szkoda mi pieniędzy, dobra farba jest droga. A ty farbujesz włosy?
- Nie, to mój naturalny kolor.
- Naprawdę? Rzadko widuje się osoby z tak jasnymi włosami.
- Potraktuję to jako komplement.

Uśmiechnęli się do siebie. W pewnym momencie dziewczyna znów zachichotała.

- Chyba nie jest aż tak strasznie, co?

Blondyn przez kilka sekund zastanawiał się, o co może chodzić. Zorientował się w sytuacji dopiero wtedy, gdy Crystal wskazała palcem na jego opaskę. Zupełnie zapomniał, że nie ma jej na szyi.

- Koniec tego – rzucił, przysłaniając bliznę.
- Jesteś strasznie uparty.
- Wiem. Taki już jestem.

Rozmowę przerwało im przybycie znużonego życiem Marcusa. Wyglądał jak gdyby dopiero co się obudził.

- Nie chcę wam przeszkadzać, ale radziłbym zebrać się już na obiad, bo za moment niewiele z niego zostanie – zasugerował, ziewając przy tym kilkukrotnie. We trójkę ruszyli do stołówki.

*

Mimo dość wczesnej godziny na miejscu panował wyjątkowy ścisk. Zgodnie jednak uznali, iż wpierw rozejrzą się za jedzeniem, a dopiero później zaczną szukać wolnych miejsc przy stołach. Po wybraniu co smaczniejszych kąsków ruszyli w stronę siedzeń zajętych przez ich znajomych. Niezbyt to ucieszyło Billa, który czuł, że i tym razem nie obejdzie się bez konfliktu. Usiadł na samym końcu stołu, jak najdalej od Chrisa i reszty.

Z początku wszystko szło dobrze. Skłócona z nim trójka zdawała się nie reagować na jego obecność, on zresztą również w końcu przestał zwracać na nich uwagę. Zajął się rozmową z Isaaciem. Spięcie nastąpiło, kiedy przechodzący obok Matthew boleśnie stuknął Billa łokciem.

- A może jakieś „przepraszam”? – syknął były wokalista. Nie zareagowałby, gdyby miał pewność, że było to jedynie przypadkowe szturchnięcie.
- Spadaj – rzucił tylko blondyn, machnąwszy ręką.
- Daj spokój, Bill.
- Nie będę do końca życia przepraszał za jedną rzecz! – kontynuował mimo sprzeciwu kolegi.
- Przestań, nie warto – Isaac próbował go uspokoić.
- Masz rację, nie warto. I tak nie wzbudzisz niczyjego współczucia.
- Nie mam takiego zamiaru – postawa osiłka jeszcze bardziej go rozwścieczyła.
- My widzimy co innego. Nie masz krzty honoru, nastawiając ludzi przeciwko sobie! Wróć do siebie i tam rozwalaj wszystko dookoła!
- Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał! – zrobił krok w jego stronę. Robiło się coraz gorzej.
- Może zrzucimy się na bilet dla ciebie? W jedną stronę?
- Wal się! Sam potrafię o siebie zadbać!
- Właśnie widzę! A gdzie twój „zespół”, co? Nikt nie garnie się żeby cię zabrać?
- Oni nie wiedzą, co się ze mną stało!
- To dlaczego nie wyślesz im maila? Nie zadzwonisz?
- Nie mam numeru, a w maila nikt nie uwierzy.
- Po prostu poznali się na tobie, łgarzu, albo nikt nie chce tam takiego śmiecia jak ty!

Niesiony emocjami człowiek najczęściej popełnia błędy. On niestety był tylko człowiekiem. Wściekle zamachnął się na jasnowłosego kolegę. Zbyt późno uświadomił sobie, iż mógł to być ostatni cios w jego życiu.

Zapierał się z całych sił, lecz jego waga stawiała go na przegranej pozycji. Szybko został wyciągnięty na dwór, gdzie zaznajomił się z twardością tamtejszego podłoża. W ostatniej chwili skrył głowę, by uchronić ją przed licznymi ciosami. Reszta ciała nie miała takiego szczęścia.

„Pojedynek” nie trwał długo. Po kilku uderzeniach silniejszy blondyn zwolnił uścisk, dając Billowi szansę na ucieczkę, z której bez zawahania skorzystał. Oddalając się zerknął za siebie, by dostrzec Isaaca i Marcusa awanturujących się z Matthew. Musieli powstrzymać blondyna przed zrobieniem mu krzywdy. Ma u nich dług.

Tak, był tchórzem, ale czasem lepiej być żywym tchórzem niż martwym człowiekiem honoru.

3 komentarze:

  1. Mam mieszane uczucia co do tego opowiadania. Pomysł jest ciekawy, jest dobrze napisane, cały czas coś się dzieje, więc i na akcję nie można narzekać. Mimo to, wydaje mi się to bardzo nierealne. Przecież policja nie stwierdza zgonu na podstawie śladów krwi, a rodzina nie przechodzi do porządku dziennego nad zaginięciem bliskiej osoby. Poza tym jak ktoś się zgłasza na policję twierdząc, że nie pamięta kim jest, to się to sprawdza, a nie twierdzi, że nikt taki nie zaginął. Ale może w tym jest sekret tego opowiadania, że mam wrażenie, że Billa zamknięto w jakimś innym wymiarze z bandą idiotów zamiast policji i ludźmi miewającymi przebłyski inteligencji. Może czekam na kogoś, kto by rozwalił całą tą niedorzeczną rzeczywistość i przywrócił światu porządek. Moje wątpliwości nie zmieniają faktu, że co jakiś czas tu zaglądam i czekam z niecierpliwością na kolejną część. Na swój pokręcony sposób podoba mi się to opowiadanie. :)

    P.S. Zapraszam do mnie na www.agnes-scarlet-may.blogspot.com Może znajdziesz tam coś dla siebie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co, robi się coraz bardziej nieciekawie. Najpierw kłótnia, zawiedzenie się na Billu przez jego kłamstwo na temat tego, co się z nim stało, a teraz bójka. Ten wyjazd chyba nie był dobrym pomysłem. :(
    Bill pewnie chciałby już wracać do pracy, zarobić potrzebne pieniądze i uciec z Kanady jak tylko się da daleko. Ale jak znam życie to tak się nie stanie. Coś go zatrzyma i będzie musiał zostać.
    Wiesz, tak sobie pomyślałam, że może Tom będzie chciał odwiedzić miejsce, w którym zginął jego brat i w tym samym czasie będzie też tam Bill i się spotkają. Tylko to moje takie marzenia, bo chciałabym, by wszystko było już OK, by się wyjaśniło.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama mam ochotę skopać tą część paczki, która odwróciła się od Billa nawet nie dając mu możliwości wytłumaczenia się. dla mnie to głupota, wystarczy przecież trochę pomyśleć i zastanowić się nad jego ewentualną sytuacją. Wrr... Cieszy mnie jednak, że Bill mimo wszystko nie poddaje się i nie załamuje. Oby trzymał tak dalej!
    Mam nadzieję, że dalej będziesz dodawać notki regularnie, bo uwielbiam to opowiadanie!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń