29.01.2013

Pojedynki FF

Cóż, poszło info wszędzie to niech idzie i tą drogą.:)
Jest już blog na pojedynki fanfiction, o których jakiś czas temu wspominałam. Na razie nie ma tam wiele, ale mam nadzieję, że powoli strona ruszy. ;)

http://pojedynkiff.blogspot.com/

Zapraszam i zachęcam do zapoznania się z regulaminem!

Dla pozostałych link do VII odcinka Verloren:

http://przejscie-drache.blogspot.com/2013/01/verloren-czvii.html

Pozdrowienia!

27.01.2013

Verloren cz.VII

Część VII



Jego życie znów zaczęło nabierać tempa. Jeden zespół właśnie zaczynał przygotowania do trasy koncertowej, drugi zaś do letnich występów oraz wydania nowej płyty. Co więcej, istniała szansa, iż jego pozycja jako basisty w kapeli Adama Lamberta ulegnie zmianie. Miałby odstawić swój bas i zająć się grą na gitarze. Nie do końca rozumiał dlaczego. Adam stawał się drażliwy przy każdej próbie podniesienia tej kwestii.

Ratliff coraz częściej znikał w klubie. To była jego szansa na wyłączenie się i zapomnienie. Problemy przestawały istnieć, stres znikał. Pozostawał tylko on i pragnienia, które coraz chętniej zaspokajał. Pomału zatracał się w ofiarowanych mu przyjemnościach.

- Lubię cię.
- Zdążyłem zauważyć…
- Poświęcisz mi chwilę uwagi?

Z każdym spotkaniem napięcie między nimi stawało się coraz większe. Ich spojrzenia nie kierowały się już tak chętnie na parkiet.

- Twój kolczyk w wardze…
- Co z nim?
- Wydaje się być jakiś inny.
- Myślisz?
- Daj, sprawdzę…

Stopniowo przestało ich interesować, co się dzieje dookoła. Dziewczyny wijące się w klubie przestawały mieć znaczenie. Zaczęli tworzyć swój mały, własny świat oparty na pożądaniu i zgłębianiu tajemnic swoich ciał.

- Ludzie patrzą…
- To niech się odwrócą.
- Nie możemy… Tommy…

Nie przestawali, bo i po co? Granice padały jedna po drugiej.

Ich pierwszy wspólny raz nie należał do romantycznych. Przypominał liczne historie z tych, które nie nadawały się do książek.

Zaczęło się tam gdzie zwykle.

- Jedziesz do domuu?
- Nie, do hotelu. Chcę w spokoju odpocząć.
- Zabiesz mnie ze sobom…
Tommy spojrzał na twarz młodszego. Jego wzrok mówił wszystko. Za dużo alkoholu.

- Lepiej będzie jak wrócisz do siebie – odparł gitarzysta zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Niestety w tej kwestii mógł liczyć wyłącznie na siebie.
- Nie chce wrasaś… Tom jes ze swojom dziewczynom, a ja nie chce byśsam…
- Tom?
- Mój brat…

Zgodził się. Nie miał siły się kłócić.

Pojechali taksówką do jednego z pobliskich hoteli. Co raz je zmieniali, żeby nie wzbudzać niczyich podejrzeń. Zwykle były to kiepskiej klasy obiekty służące gościom do wiadomych celów.

Po kolei skorzystali z łazienki. Tommy miał nadzieję, że prysznic choć trochę otrzeźwi młodszego. Nie miał ochoty niańczyć go całą noc.

- Lepiej ci? – zapytał, gdy brunet wszedł do sypialni. Chłopak półprzytomnie pokiwał głową. – To dobrze. Dobranoc.

Zawinął się w kołdrę i zacisnął powieki z nadzieją, że sen przyjdzie w miarę szybko. Materac ugiął się pod ciężarem drugiego ciała, które ułożyło się tuż obok. Dość blisko. Tommy postanowił to zignorować. Poczuł rękę na swoim boku. "Zebrało mu się na pijackie uściski…" Odepchnął bruneta od siebie, ale to nie zakończyło sprawy. Dłoń wróciła na swoje miejsce, a nawet więcej, wślizgnęła się pod kołdrę.

- Zabieraj ją – mruknął niechętnie Tommy. Nie ukrywał, że ten masaż bardzo mu się podobał. Podobnie jak delikatne przygryzanie płatka jego ucha.

Nagle zdał sobie sprawę, iż temperatura w pomieszczeniu zaczęła niebezpiecznie rosnąć. Było już jednak za późno, by to zmienić.

Szczupłe palce powędrowały niżej. Odruchowo obrócił się na plecy, dając im lepszy dostęp do swojej wrażliwej strefy. Spod przymkniętych powiek dostrzegł, że jego towarzysz przysuwa się bliżej.

- Nie powinniśmy… – zaczął mężczyzna, lecz pocałunek zamknął mu usta. Położył dłoń na gładkich plecach. Nie miał już siły się bronić. Chciał tego. Tak bardzo pragnął zasmakować ciała młodszego bruneta…

Ciekawość, podniecenie i alkohol – trzy rzeczy, których nie powinno się ze sobą mieszać. On już to wiedział. Czuł, że krew zaczyna napływać mu nie do tej głowy, co trzeba. W ostatnim przejawie zdrowego rozsądku zajrzał do szuflady przy łóżku. Znalazł to, czego szukał. Hotel wychodził naprzeciw oczekiwaniom klientów.

Tommy podniósł się i usiadł okrakiem na młodszym od siebie brunecie. Przyglądał mu się z góry, jednocześnie badając dłońmi fakturę jego ciała. Zauważył kilka malunków na jasnej skórze, lecz nie miały one dla niego żadnego sensu. Nie potrafił znaleźć dla nich wspólnego mianownika.

Palce chłopaka wodziły po jego udach. Oddech przyspieszył. Basista czuł poruszającą się pod nim klatkę piersiową. Wypukłość w jego bokserkach stawała się coraz wyraźniejsza.

- Jesteś tego pewien? – zapytał. Potrzebował odpowiedzi dla późniejszego spokoju sumienia.
- Tak… – pomruk dotarł do jego uszu. Uznał to za wystarczające potwierdzenie.

Złączyli ze sobą usta. Palce młodszego zniknęły zanurzone w blond kosmykach. Oddechy stawały się nierówne. Dość szybko pozbyli się bielizny.

Z góry wiadome było, kto będzie górą w tym pojedynku. Bill nie był w stanie przejąć pałeczki. Może gdyby nie wlał w siebie aż tak dużej dawki alkoholu…

Ratliff przejął inicjatywę. Obrócił chłopaka na brzuch. Instynkt wziął górę nad obrzydzeniem. Pragnienie przysłoniło wszelkie wątpliwości.

Mimi iż nie miał za sobą doświadczeń z mężczyznami, taka forma zbliżenia nie była mu obca. Wiedział, co robić, nawet będąc na lekkim rauszu. Zadbał też o odpowiednie zabezpieczenie, choć za środki musiał być wdzięczny obsłudze hotelu.

Pot, jęki i pomruki zdominowały następne minuty. Intensywność zbliżenia oddziaływała na jego umysł. Wyłączył się zupełnie, skupiając się na najważniejszym –  przyjemności.

Finał nadszedł niespodziewanie i zdecydowanie za szybko. Otrzeźwienie przychodziło o wiele wolniej, pozwalając blondynowi na stopniowe zrozumienie sytuacji, w jakiej się znalazł. Ostatecznie jednak, był zbyt zmęczony, aby zagłębiać się w temat.

Po raz ostatni powiódł dłońmi po jasnych plecach, po czym odsunął się nieznacznie. Rozejrzał się dookoła i oddalił się w stronę jedynego kosza na śmieci w całym pokoju.

Wokalista, dysząc, opadł na materac i wtulił się w poduszkę. Jego ciało wciąż dochodziło do siebie.

Ratliff położył się tuż obok.

- Dziękuję – powiedział, wpijając się w czerwone usta.
Bill uśmiechnął się nieznacznie.
- Spoko – rzekł cicho.
- Wszystko w porządku?
- Tak, było dobrze tylko ja… Muszę do toalety.
- A, jasne.

Brunet powoli wyczołgał się z łóżka i poszedł do łazienki. Po drodze chwycił jeszcze swoją bieliznę i butelkę piwa. Zamknął za sobą drzwi.

W pewnym momencie rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Tommy uniósł jedną brew.

- Butelka upadła – padło wyjaśnienie.
- A, ok.

Nigdy nie należał do ciekawskich. Szybko pogrążył się we śnie, w przeciwieństwie do Billa, który jeszcze długo płakał, siedząc na podłodze przy rozbitym szkle.

Znów to zrobił. Dał się wciągnąć w tę chorą grę.

Zniknął jeszcze przed świtem, nie pozostawiając za sobą żadnych śladów.

*

Ich układ trwał kilka tygodni w niezmienionym kształcie. Bill był dobry w tym co robił. Działał na Tommy'ego jak narkotyk. Był "zakazany". Przyciągał swoją tajemniczością. Nęcił i kręcił, a później… Później nie miało już znaczenia.

Basista uwielbiał widok bruneta prężącego się przed nim ze skrętem w ustach. Dym wypełniał wtedy cały pokój, a chude ciało zdawało się być uległe i gotowe do spełnienia każdej zachcianki swojego właściciela bądź jego pana.

W takich chwilach nie liczyło się nic. Absolutne wyłączenie – tak bardzo go potrzebował.

*

Para wodna zajęła całe pomieszczenie, niosąc ze sobą owocowy zapach płynu do kąpieli. Uspokajał i koił zmysły. Mięśnie przyjemnie rozluźniały się pod wpływem gorąca. Ciche westchnienie. Chłopak ułożył głowę na brzegu wanny. Próbował ułożyć się najwygodniej jak potrafił. "Niełatwo być wysokim" pomyślał.

- Wyjdziesz wreszcie?
- Zaraz!

Nie miał najmniejszej ochoty ruszać się z tego miejsca. Zanurzył się po samą szyję. Mruknął zadowolony.

- Dobrze, że moi współlokatorzy gdzieś wybyli na weekend. W innym wypadku nie miałbyś szans na taki relaks – rzucił na wejściu Tommy, po czym od razu skierował się do szafki nad zlewem.
- Mógłbym zostać w którymś z hoteli albo po prostu wrócić do domu – odparł Bill, rozmasowując skronie. Ból głowy wreszcie odpuścił. Rychło w czas, było już po szesnastej. – Tam przynajmniej mam dużą wannę.
- To już nie moja wina.
- Nogi mi się nie mieszczą!
- Widzę.
- Ej.
- Co? – blondyn odwrócił głowę, lecz zauważył tylko szybko zasuwającą się zasłonę.
- Nie patrz… – burknął cicho wokalista.
- Już tyle razy widziałem cię nago, że mógłbyś dać sobie spokój…
- Nie.
- Niech ci będzie. Wychodzę! Chcesz pizzy czy czegoś? Chyba coś zamówię.
- Chętnie.
- Znajdę ofertę i dam ci znać, jaki jest wybór.

Nieśmiało wychylił głowę zza zasłony. Zdołał uchwycić wzrokiem pośladki mężczyzny skryte pod ciemną, ciasno przylegającą bielizną.

Wrócił do poprzedniej pozycji ze świadomością, że zaraz będzie musiał opuścić to wygodne miejsce, choć wcale nie miał na to siły ani ochoty. Najchętniej zostałby tutaj już na zawsze. Z dala od trudności, które czekały na niego na każdym kroku. Zadrżał.

*

Pomieszczenie tonęło w kłębach dymu dominującego nad wonią piwa, którym raczyli się muzycy przed swoim występem. Instrumenty gotowe, pozostało jedynie czekać na sygnał od obsługi hali.

Tommy nie mógł się doczekać swojego kolejnego koncertu z grupą inną niż zespół Adama. Lubił raz na jakiś czas zmienić brzmienie, mimo iż wiązało się to ze zwiększoną ilością pracy. W takim towarzystwie jednak, praca nie była aż tak ciężka. Powaga nie była wpisana w kontrakt.

Telefon zabrzęczał kilkakrotnie. Korzystając z wolnej chwili, Ratliff postanowił przeczytać wiadomość.

Przepraszam, ale nie mogę być dzisiaj w klubie. Spotkajmy się innym razem.

Podrapał się po głowie. "Jaki dzisiaj jest dzień?" Zmrużył oczy. "Piątek, zapomniałem." W trasie tracił poczucie czasu.

Niezbyt zmartwił się takim obrotem sprawy. Był w innym mieście, więc i tak spotkanie tego dnia nie wchodziło w grę.

Schował telefon i poszedł przygotować się do występu.

*

Dźwięki dochodziły do niego z opóźnieniem. Niektóre nie dochodziły wcale. Chciał uchylić powieki, lecz świat wciąż wirował. Wolał oszczędzić sobie nieprzyjemności.

- Jak się czujesz?
- Boli mnie brzuch…
- To chyba normalne.

Wcisnął głowę w poduszkę. Zapach tego miejsca doprowadzał go do szału, wywołując dyskomfort w ustach i w żołądku. Nie chciał znowu wymiotować, był tym już zmęczony. Podniósł wzrok. Na naklejce na stoliku obok widniał napis Oddział Toksykologii.

- Strasznie boli…
- Przestań się mazać.
- Zawołaj pielęgniarkę… Proszę…

Kątem oka zerknął na swoją rękę, z której odchodziła rurka doprowadzająca płyn do jego osłabionego organizmu.

- Przestań się mazać, do cholery – warknął Tom, nie mogąc znieść narzekań swojego brata. Bill drgnął, choć bardziej było to spowodowane nieprzyjemnie głośnym dźwiękiem niż strachem. – Ile ja bym dał, żeby nie musieć tu siedzieć…
- Nie musisz – odpowiedział brunet, odsunąwszy usta od poduszki. – Nikt ci nie każe.
- Nie musiałbym, gdybyś się znowu nie najebał! Czemu nie możesz pić jak normalny człowiek tylko musisz od razu…
- Znalazł się święty! Jedź do domu skoro tak bardzo ci przeszkadzam.
- Nie mogę, bo muszę tu z tobą siedzieć i podawać ci miskę, bo znowu się schlałeś i rzygasz gdzie popadnie…
- Trzeba było zostawić mnie w kiblu, a nie dzwonić po karetkę!

Skurcz. Chłopak zgiął się w pół, przysłaniając usta dłonią. Tylko dzięki szybkiej reakcji brata, zdołał nie zabrudzić przestrzeni wokół siebie.

- Wykończysz się. Wiesz, co ci grozi, jeśli nie będziesz na siebie uważał.

Dobrze o tym wiedział, lecz w tej chwili nawet nie próbował o tym myśleć. Już obecna sytuacja dostarczała mu wystarczającą dawkę negatywnych wrażeń.

- Przyjechaliśmy do Stanów, żeby odpocząć. Nie rozumiem twojego zachowania.

On też go nie rozumiał, ale nawet nie musiał rozumieć. To by niczego nie zmieniło. Był świadom, że i tak nie ma nad sobą absolutnie żadnej kontroli.
Drache
***


21.01.2013

Verloren cz.VI

Część VI



- To jak? – rzucił, przygryzając wargę.
- Co jak? – powtórzył Tommy. Nie rozumiał, do czego zmierza jego towarzysz.
- Może ty też… Będziesz krzyczał moje imię?

Gitarzysta uderzył plecami o ścianę kabiny. Bill natarł na niego całym sobą. Zachłannie wpił usta w jego szyję, zaś dłonie wsunął pod koszulkę swojej ofiary, która zdawała się jednak niczemu nie sprzeciwiać. Prawdę powiedziawszy, nie miała na to szans.

Ratliff usiłował opanować swój oddech. Była to jedyna rzecz, jaką mógł zrobić. Nie potrafił zareagować, przerwać tego szaleństwa. Jego ciało omotały macki pożądania zmieszanego z alkoholem. To było przecież takie przyjemne…

Mógł jedynie patrzeć, jak wargi bruneta przemierzają drogę od torsu, przez brzuch, zatrzymując się na linii spodni. Nie stanowiły one żadnej przeszkody dla chudych palców, które zręcznie rozpięły guzik, a następnie rozsunęły rozporek ciemnych jeansów.

Jego kolana zadrżały. Mężczyzna oparł głowę o ściankę za sobą. Zacisnął usta, gdy wpatrywał się w czarną czuprynę poruszającą się w górę i w dół przy jego kroczu. Kolczyk w wardze, kolczyk w języku… Czuł je bardzo wyraźnie. Przymknął powieki. Umysł podsuwał mu sprzeczne obrazy.

- Och, Adam… –  wymamrotał cicho, zbyt cicho, by dotarło to do uszu znajdującego się pod nim chłopaka.

"Są do siebie tak bardzo podobni..."

Wplótł palce w czarne włosy. Korzystał z chwili.

*

Nie była to pierwsza ani ostatnia przygoda, której żałował. Zdrowy rozsądek powrócił o kilka minut za późno. Gdyby stało się inaczej, być może uniknąłby konsekwencji swojego wyboru. Spadł na niego obowiązek doprowadzenia do ładu siebie i pijanego chłopaka, który siedział na ziemi i co jakiś czas pluł w tylko sobie znanym kierunku.

Był na tyle trzeźwy, aby poradzić sobie ze swoim zadaniem. Niezauważony przez nikogo przemknął przez klub, ciągnąc za sobą swojego ciemnowłosego towarzysza. Nie minęło wiele czasu nim obaj znaleźli się na zewnątrz budynku.

Sytuacja była wyjątkowo niezręczna. Po intensywnej, niezaplanowanej przygodzie stali teraz obok siebie, nie wiedząc, co powiedzieć. Dlaczego to zrobili? Nic nie trzymało się kupy.

Bill nieznacznie kiwał się na boki. Nie wyglądał dobrze, najwyraźniej zdołało dojść do niego, czego dopuścił się kilka minut temu. Nie patrzył na Tommy'ego, starał się ukryć swój niepewny wzrok. Wyciągnął z kieszeni papierosa.

- Coś nie tak? – spytał odruchowo blondyn, nie zastanawiając się nad stosownością tego pytania do aktualnej sytuacji.
- Zarazsiezrzygam…
- Rzygaj. Lepiej teraz niż w taksówce.

Kąciki ust chłopaka wygięły się w lekkim uśmiechu. Zaciągnął się dymem.

- Potrzymaj – powiedział niespodziewanie, podając mężczyźnie papierosa. Skołowany przejął go od wokalisty, który usiadł na ziemi, żeby zawiązać swoje buty. Jego ręce drżały, plącząc się razem ze sznurówkami.
- Pomóc ci?
- Nie, nie…

Kilka kroków dalej zatrzymała się oczekiwana przez nich taksówka. Ratliff skierował wzrok w dół.

- Teraz możesz mi pomóc – powiedział Bill, wyciągając do niego rękę. Blondyn postawił go do pionu, choć nie należało to do rzeczy łatwych. Na szczęście od czasu Sylwestra chłopak nie zakładał już butów na obcasie.
Brunet zachwiał się.
- Przepraszam… – wymamrotał, wylądowawszy w ramionach Tommy'ego, który zaklął pod nosem, próbując nie stracić równowagi.
- Proszę – warknął zirytowany, gdy udało mu się wyprostować.
- Mam nadzieję, że… Że to nie… Że ci się…
- Wszystko ok. Nie przejmuj się.

Kaulitz pokiwał głową. Pożegnał się i poszedł do taksówki, o ile można to jeszcze nazwać chodzeniem.

Basista cofnął się do klubu, choć wcale nie miał na to ochoty.

*

"Nic się nie stało. To nie miało miejsca. To mi się tylko przyśniło…" próbował sobie wmówić, lecz był zbyt trzeźwy, by w to wierzyć. Stało się, miał za sobą zbliżenie z facetem, a raczej z chłopakiem, bo Bill jeszcze na mężczyznę nie wyglądał. Musiał być sporo młodszy, choć może tylko sprawiał takie wrażenie. W dzisiejszych czasach nic nie wiadomo.

Nigdy nie podejrzewałby, że jego ciało zareaguje na coś takiego, a co więcej, że podda się temu bez walki. Mógł zwalić winę na wiele rzeczy: alkohol, późną godzinę, androgeniczny wygląd chłopaka, ale to niewiele zmieniało. Fakty były niezaprzeczalne. Pytanie: co dalej powinien z tym wszystkim zrobić?

Te myśli towarzyszyły mu wszędzie; w domu, w sklepie, na próbie…

- Ej, Tommy! Tommy Joe! – zagadnął jeden z członków drugiego zespołu. – Coś ty taki nieobecny? Co z tobą?
- Ja? Nic, a co ma być?
- Przecież widzę, że myślisz o wszystkim tylko nie o grze! Coś się stało?
- Nieee, nic. Ja tylko… Filozofię uprawiam…
- Co?! Haha, podziel się. Muszę to usłyszeć!
- Więc… – zastanowił się, jak ubrać swoje myśli w słowa. – No, zastanawiam się, co jest z laskami, które dają w klubach za drinka. Albo za darmo.
- Dziwki. Co jeszcze chcesz wiedzieć?
- Nie o to chodzi. Co nimi kieruje?
- Są pijane i chcą seksu. Jak faceci.
- Właśnie zrobiłeś z nas dziwki.
- Nie przesadzaj z tym myśleniem. Wracamy do roboty!

*

Wreszcie udało mu się doprowadzić do porządku i przynajmniej zaakceptować swoją nową sytuację. Tak, kręcili go faceci. Tak, zaliczył swój pierwszy mały epizod w klubie z obcym kolesiem. Może w tej chwili nie była to już osoba kompletnie nieznajoma, jednak wciąż niewiele o niej wiedział.

Miał wolną chwilę w studio, więc uruchomił laptopa i postanowił dowiedzieć się czegoś więcej o czarnowłosym chłopaku, na którego ostatnio dość często trafiał. Na wstukane zapytanie internet odpowiedział natychmiast, zalewając mężczyznę setkami zdjęć i artykułów dotyczących młodej gwiazdy.

"Niemiecki wokalista, model… 21 lat, urodzony w… Fajnie, ciekawe, czy mają jeszcze jego rozmiar buta…"

Wzdrygnął się na myśl, że jego dane prawdopodobnie również krążą po sieci. Nie zamierzał jednak tego sprawdzać. I tak Adam z pewnością był w dużo gorszej sytuacji niż on.

"No właśnie, Adam…"

To on jako pierwszy powiedział mu o młodym wokaliście. Nie ukrywał swojego zainteresowania jego osobą, a jednak do niczego między nimi nie doszło. Tommy nie do końca rozumiał dlaczego. Bill grał dla obu drużyn. Co więcej, po alkoholu pozbywał się wszelkich zahamowań. Dlaczego Adam z tego nie skorzystał? Skoro mu się podobał, dlaczego nigdy nie próbował się z nim spotkać? Miał przecież wszystkie potrzebne kontakty.

- Co masz? Co masz? – zagadnął Lambert, nachylając się nad monitorem. – O, Bill.
- Taa… – potaknął blondyn, przedzierając się przez zdjęcia i kolejne linijki tekstu.
- Szukasz inspiracji?
- Tak patrzę. Wspominałeś o nim wiele razy – wymyślił na poczekaniu. – Spotkaliście się kiedyś?
- Nie, nigdy – piosenkarz pokręcił głową.
- Czemu? Wydajecie się być dość podobni. Nie wierzę, że nie miałeś jak tego zrobić. Za dobrze znam ciebie i twoje znajomości.
Brunet zaśmiał się ciepło.
- A wiesz, że nawet chciałem spróbować? Już się zbierałem, żeby uruchomić moje kontakty, ale wyczytałem gdzieś, że nie interesują go faceci. To trochę zgasiło mój zapał.
Tommy poczuł się lekko zmieszany, lecz starał się tego nie okazywać.
- Trochę jak z Krisem – zagadnął neutralnym tonem. Na jego szczęście Lambert podchwycił wątek.
- Żebyś wiedział! Ciągle mnie to spotykało. Nie wiem, jakim cudem Sauli nie okazał się hetero.
- Może czegoś nie wiesz?
- Tommy!!!

*

W piątek znów ruszył do klubu. Prowadziła go ciekawość i chęć uzyskania odpowiedzi na kilka pytań.

Wiedział, że tu go znajdzie. Siedział w rogu baru, sącząc drinka. Skrępowany unikał jego wzroku.

- Nie myślałem, że będziesz chciał jeszcze kiedykolwiek ze mną rozmawiać… – powiedział speszony.
- Dlaczego?
Chłopak nerwowo zastukał paznokciami w szklankę.
- Bo zrobiłeś mi loda? – Tommy spytał prosto z mostu, gdy nie usłyszał odpowiedzi. Brunet spiął się jeszcze bardziej. Spuścił wzrok, a jego palce zacisnęły się na szklanej powierzchni.
- Byłem pijany, nie kontrolowałem się! Ja… – próbował się usprawiedliwić, lecz język plątał mu się niemiłosiernie. Był koszmarnie zażenowany swoim zachowaniem, tak wcześniejszym, jak i obecnym.
- Spoko, różne rzeczy robi się po pijaku – skwitował blondyn, wzruszając ramionami. Brązowe oczy spojrzały na niego nieśmiało. – Poza tym muszę przyznać, że jesteś w tym całkiem dobry.
Czerwień spłynęła na jasne policzki. Bill zaśmiał się nerwowo.
- Cóż, dziękuję. Robiłem to drugi raz w życiu, więc… – odparł, nie wiedząc, co powinien powiedzieć.
- Dobra, nie chcę słuchać o twoich dokonaniach – Ratliff wciął się mu w słowo.
- Dokonaniach?
- Nieważne, po prostu nie gadajmy o tym. Bierzesz coś?
- Nie, powinienem już iść.
- Już? – zdziwił się muzyk.
- Tak. Wypiłem już trochę, a nie chcę zrobić czegoś głupiego…
- Za bardzo się przejmujesz – mężczyzna machnął ręką. – Mogę mieć na ciebie oko, jeśli chcesz.
Brunet pokręcił głową.
- Nie, dzięki. Do tej pory żadne z naszych spotkań nie wyszło nam na dobre – rzekł, uśmiechając się niepewnie.
- Ciężko powiedzieć, nie pamiętam pierwszego. Za to następne były całkiem niez…
- Lizaliśmy się w klubie, a potem zrobiłem ci dobrze na łóżku w hotelu.

Tommy zamilknął na moment. Rzeczywiście alkohol całkiem nieźle podziałał na niego tamtej sylwestrowej nocy.

- Mówiłeś…
- Zapomnij o tym. Nie chcę więcej upokorzeń.
- Jakich upokorzeń? Przecież jesteś w tym dobry.

Zdecydowanie powinien był czasami ugryźć się w język.

- Ej, ej, poczekaj! – rzucił, chwytając chłopaka za rękę. – Na pewno nie robiliśmy tylko tego, w innym razie unikałbyś mnie teraz jak ognia.
- Podrywałeś mnie…
- Dobra, zostawmy już tamto spotkanie. Zostań jeszcze, postawię ci drinka. Nie chce mi się siedzieć tu samemu.
- Może innym razem.
- Postawię ci dowolnego drinka i zapłacę za taksówkę.
- Aż tak ci zależy?
- Nie mam ochoty na samotną posiadówę. Pogadałbym z kimś kogo znam. To jak?

Bill przewrócił oczami. Odwrócił wzrok i spojrzał w stronę wyjścia. Westchnął, kręcąc głową.

- No dobra, zostanę jeszcze z godzinę – powiedział w końcu, po czym zasiadł na swoje miejsce. Jego towarzysz obdarzył go uśmiechem.
- Spróbujmy – rzekł, klepiąc wokalistę po plecach. – Tym razem będzie ok.

*

- O, ja chrzanię…

Ostatecznie trafili do stolika w samym rogu sali, gdzie Bill usiłował dojść do siebie, przytykając czoło do zimnej ściany, a Tommy niemrawo obserwował otoczenie, opierając się o chude ramię swojego towarzysza. Zbliżał się ranek. Obaj zaczynali odczuwać pierwsze negatywne skutki upojenia alkoholowego.

- Trzymasz się jakoś? – zapytał muzyk. W odpowiedzi otrzymał stłumione „Mhm…”.
- To ta suka, która powieziała, że ja fatalnie całuje… – wybełkotał niespodziewanie młodszy z dwójki. Tommy rozejrzał się po parkiecie.
- Ta blond?
- Taa…
- Przejmujesz się pierdołami, naprawdę…
- Ale ja nie całuje źle…
- Wierzę, ok.

Na tym powinna była zakończyć się ich rozmowa, lecz alkohol nie zadziałał jedynie na Billa.

- Udowodnij – gitarzysta mimowolnie wypowiedział myśl, która miała nie opuścić jego umysłu.
Wbrew jego obawom nie spotkało się to z żadną gwałtowną reakcją chłopaka. Brązowe tęczówki popatrzyły na niego nieprzytomnie.
- Moge ci to udowodniśś, kiedy tylko chcesz… – usłyszał.

Uderzyła go fala gorąca.

Popatrzył na chłopaka, który zdawał się być już tylko częściowo przytomny. Kilku nieposłusznych kosmyków opadło na jego jasną twarz. Czekał na następny ruch basisty.

Tommy wahał się, lecz perspektywa skosztowania uchylonych, różowych ust była niezwykle kusząca.

Brunet odruchowo oblizał wargi. To przeważyło szalę. Mężczyzna przysunął się bliżej i wziął to, co zostało mu zaoferowane. Uderzył go zapach alkoholu i spoconego ciała. Mocniej zatracił się w pocałunku.

Ich ruchy były powolne. Pozwalały na to, by delektować się zbliżeniem, choć i tak ograniczonym przez alkohol i otoczenie, w jakim się znajdowali. Niełatwo się skupić w takich warunkach.

Podczas delikatnego masażu blondyn uchylił jedną powiekę. Przypadek zrządził, iż skierował wzrok w tym, a nie innym kierunku. Materiał koszulki czarnowłosego odchylił się od ciała, odsłaniając jasną, szczupłą klatkę piersiową. Kuszący widok. Wystarczyło tylko wsunąć tam dłoń…

Przerwali pocałunek i odsunęli się od siebie.

- I co? – wybełkotał chłopak, wróciwszy do swojej poprzedniej pozycji.
- Nie słuchaj tej suki. Głupia jest.
- Dzięki…

Jego drugie "ja" było o wiele mniej straszne niż mu się przedtem wydawało. Tylko spodnie zaczynały tak nieprzyjemnie uwierać.
Drache
*** 

Jest późny wieczór? Powiedzmy, że tak. :D

Anonimowy z dziś - Dziękuję za komentarz, jak również za uwagę. Przy pisaniu następnych tekstów postaram się mieć na względzie kwestię dialogów. ;)

Anonimowy z 13.01 - Dziękuję, naprawdę, ale wizja ołtarzyka brzmi już trochę przerażająco... xD

obsesja - "Tommy musi być z Billem"? Hmm... ;P

Dziękuję za wszystkie komentarze! <333

Pozdrawiam wszystkich, a szczególnie tych sesyjnych! Jest nas tu trochę...

 

13.01.2013

Verloren cz. V

Część V



Dwa dni spędził na dochodzeniu do siebie po Sylwestrze. Nie chciał roztrząsać tego, co się stało, więc spał do oporu, a gdy się budził, siadał do jakiegoś bezmyślnego zajęcia jak przeglądanie maili czy oglądanie telewizji.

W mieszkaniu zaczęło się robić tłoczno. Współlokatorzy wrócili z wyjazdów do znajomych i rodziny. Czas imprez minął, nastała pora, by wrócić do pracy.

Tommy pomału wracał do rzeczywistości. Nowy tydzień rozpoczął od zebrania wytycznych na następne miesiące. Było tego całkiem sporo, ale nic dziwnego przecież skoro grał w dwóch zespołach jednocześnie. Nie specjalnie się tym martwił. Może praca pozwoli mu zapomnieć o problemach? Szaleństwo koncertowe ma jednak swoje uroki.

Pierwszy tydzień nowego roku minął dość leniwie, wszyscy dopiero dochodzili do siebie po Świętach i Sylwestrze. Nie miał więc jeszcze zbyt wielu obowiązków.

Nastał piątek, który planował spędzić u siebie w pokoju leżąc w łóżku ze słuchawkami w uszach i z laptopem na kolanach. Rozrywka idealna dla tak szalonego człowieka jakim był. Choć może z perspektywy „szarych ludzi” rzeczywiście był szalony. Wyjazd na Glam Nation Tour z powodzeniem można by zaliczyć do szalonych rzeczy. Jeśli jednak tak było, wolałby, aby było to pierwsze i ostatnie takie szaleństwo w jego życiu.

Telefon zabrzęczał na szafce. Mężczyzna bez większego przekonania zerknął na wyświetlacz. Spodziewał się zaproszenia na jakąś imprezę, na której nie miał ochoty się pojawiać. Nieznany numer.

„Cześć, robisz coś dzisiaj?”

Zamrugał kilkakrotnie, zastanawiając się, kto może kryć się pod tym numerem. Odkąd stał się rozpoznawalny był wyjątkowo wyczulony na punkcie prywatności. Już raz musiał zmieniać swój numer telefonu. Obdzwanianie wszystkich znajomych po kolei nie należało do rzeczy, na które chciałby marnować czas.

Ostatecznie zignorował wiadomość. Miał już plany na wieczór. Z drugiej strony… W jego głowie zakiełkowała nowa myśl. A gdyby tak wybrać się do klubu? Potrząsnął głową. Nie miał ochoty na powtórkę z Sylwestra, szczególnie jeśli chodziło o poranek.

Pomysł nie dawał mu spokoju przez kolejny kwadrans. Coś mówiło mu, że warto spróbować i odpocząć od tych czterech ścian, w których przebywał przez ostatnie dni.

Sięgnął po telefon i zadzwonił po taksówkę.

*

Dlaczego wybrał akurat to miejsce było dla niego zagadką. Ten sam klub, co w Sylwestra. Jego umysł potrafił podsuwać mu dziwne pomysły.

Rozejrzał się po sali, wypatrując swoich znajomych, jednak już po chwili doszedł do wniosku, iż nie ma tu nikogo, kto mógłby go zaczepić. Skierował się do baru, by zamówić sobie coś do picia.

Było jeszcze dość wcześnie, dopiero kilka osób tańczyło na parkiecie. Zapłacił barmanowi za napój.

Kątem oka zauważył przyglądającą się mu szczupłą postać siedzącą przy krawędzi baru. Chłopak z wyglądu trochę młodszy od niego. Skądś kojarzył te rysy twarzy i czarne włosy zaczesane w coś przypominającego położonego irokeza…

Przypatrywał mu się chwilę. Brunet zdawał się być skrępowany jego wzrokiem. Odwracał głowę, udając, że go nie widzi, Tommy jednak był za stary na podobne sztuczki.

Bez skrępowania podszedł do chłopaka, przy okazji przypominając sobie okoliczności, w jakich przyszło im zawrzeć znajomość.

- Cześć, my chyba się znamy?

Obaj znali odpowiedź na to pytanie. Młodszy pokiwał głową. Mimo mocnego makijażu Ratliff zdołał rozpoznać jego rysy twarzy. Spotkał osobę, która towarzyszyła mu podczas sylwestrowej nocy, a przynajmniej na to wskazywały fakty.

Wyglądał zupełnie inaczej niż tamtego ranka, choć nie było dla niego rzeczą trudną wyglądać lepiej niż wtedy. Miał na sobie ciemne ciuchy w nieco rockowym stylu. Dodawały charakteru jego smukłej, delikatnej sylwetce.

Tommy bez pytania przysiadł się do chłopaka, który zerkał na niego swoimi mocno podkreślonymi oczami.

- Czy poprzednim razem zrobiłem coś nie tak? – wypalił od razu basista.
- Nie, nie – młodszy energicznie pokręcił głową. – Jasne, że nie. Niby czemu?
- Wiesz, byłem nawalony, nic nie pamiętam, a mam wrażenie, że coś ci zrobiłem.
- Mnie? Czemu?
- Bo ja wiem – Tommy wzruszył ramionami. – Mam wrażenie, że się mnie boisz. Jakbym cię zgwałcił czy coś…

Nie był typem, który zastanawiał się nad stosownością słów mających za chwilę opuścić jego usta. Tak było i w tym przypadku. Dopiero po ostatniej głosce zdał sobie sprawę, jak zabrzmiała jego wypowiedź. Nim jednak zdążył zareagować, jego towarzysz zrobił to za niego.

Brunet prychnął i zachichotał głośno.

- Człowieku, nie wyobrażaj sobie zbyt wiele – powiedział jakby trochę nerwowo. Upił drinka, po czym kontynuował – Musiałbyś się trochę postarać, żeby mnie dorwać.
- Wielkie dzięki, nie jesteś w moim typie – warknął Ratliff zaskoczony takim obrotem sprawy.

Młodszy pokręcił głową i ponownie zatopił usta w napoju.

- Pewnie masz rację – chłopak kiwnął głową. Rozejrzał się dookoła. –  Tutaj jest sporo ładnych lasek. Może nie teraz, bo jeszcze jest za wcześnie, ale zwykle trafiają się niezłe sztuki.
- Często tu przychodzisz, drogi znawco?
- Nie za często. Raz na tydzień, dwa. Jestem nowy w mieście i nie znam za dużo knajp, ale tutaj wydaje się być całkiem nieźle.
- Jest sporo fajnych klubów w tym mieście. Jeśli szukasz dobrych dup, polecam inne miejsce.
- Nie zależy mi. Nie potrzebuję łatwych numerków. Kilka minut zabawy, reszta życia z syfem.
- Coś za coś, księżulku.
- Nie jestem święty. Po prostu mam inne sposoby…
- Nigdy nie nazwałem cię świętym. Nie myl pojęć.
- Dobra, spoko. Angielski nie jest moim pierwszym językiem, więc wiesz…
- Ok, rozumiem.
- Skoro już tu siedzimy, idziesz się zabawić? Parkiet pomału się zapełnia, może coś wyhaczymy.
- Najpierw powiedz mi, co właściwie stało się w Sylwestra. Pamiętasz coś? Jak znaleźliśmy się w hotelu?

Młodzik wzruszył ramionami.

- Niewiele pamiętam. Robiliśmy to co dziś: gadaliśmy.
- A potem?
- Nie wiem. Czy to ważne?
- Wolałbym wiedzieć, czy np. kogoś nie zabiłem.
- Na pewno nie. Wierz mi, gdyby coś się działo, wiedziałbym o tym.
- Mogę tylko uwierzyć ci na słowo…
- To jak?
- Co?
- Idziemy poderwać panienki?
- Myślałem, że jesteś ponad to? – basista prychnął sarkastycznie.
- A ty jesteś?
- Mówimy o tobie.
- Nic się nie dzieje, jest nudno. Nie muszę od razu lądować z kimś w łóżku.
- Mówisz tak jakbyś nie znał życia…
- Może zakład?
- Jaki zakład? – spytał zdziwiony. – Że nie prześpisz się z nikim do rana? Co to niby za zakład?
- Daję 50$ i nie będę siedział w kącie.
- Brzmi nieźle, ale zejdę na 25$.
- Wymiękasz?
- Nie znam cię, a muszę mieć z czego zapłacić rachunki.
- Dziwne, że w ogóle się zgodziłeś.
- Cóż, muszę ci przyznać rację, jest nudno. Trochę hazardu nie zaszkodzi.
- Cieszę się, że mogę urozmaicić ci wieczór – powiedział brunet, ukazując światu rząd swoich białych zębów. – Od kogo zaczynamy?

*

Mimo obaw Tommy'ego, bawili się całkiem nieźle. Kobiety w tym klubie lgnęły do dziwaków, a obaj z pewnością się do nich zaliczali. On z niecodzienną fryzurą, pomalowanymi oczami, rockowymi ciuchami i tatuażami. Tak samo jak jego nowy znajomy, który niestety póki co zdawał się wygrywać zakład. Bawili się jednak tak dobrze, że Ratliff postanowił przymknąć na to oko. 25$ to jeszcze nie majątek.

- Ej, patrz na nie! - blondyn w pewnym momencie podniósł głos.

Po przeciwnej stronie parkietu zgromadził się tłumek skąpo odzianych dziewcząt. Uśmiechały się figlarnie i zerkały zalotnie. Nagle jedna z nich łapczywie wsunęła butelkę do swoich ust. Jej wzrok dawał jasny komunikat.

- Rany… – Tommy pokręcił głową.

Miny dziewcząt momentalnie uległy zmianie. Teraz wyrażały szok i zażenowanie. Tylko dwie koleżanki śmiały się donośnie.

- Co jest? – spytał blondyn, nie mogąc zrozumieć tak diametralnej zmiany ich zachowania. Dopiero zwrócenie wzroku w bok dało mu odpowiedź. Odskoczył zdezorientowany, widząc swojego nowego kumpla, który właśnie powtórzył wyczyn swojej poprzedniczki. Nawet więcej, pobił ją o ładnych kilka centymetrów.

Teatralnie wysunął szyjkę butelki ze swoich ust, obdarzając przy tym swoją „rywalkę” kpiącym uśmiechem. Kończąc, oblizał krawędź i zatopił język w kolorowym szkle.

- Jej mina jest zabójcza! – zaśmiał się z dziewczyny i upił łyk piwa.

Ratliff wciąż dochodził do siebie po tym całym przedstawieniu.

- Co… Po co to było? – wydusił z siebie. Chłopak zachichotał.
- Daj spokój, to było całkiem zabawne – stwierdził pociesznie.

Spoważniał dopiero, gdy zaczepił go barman.

- Piwo od tego dżentelmena w skórzanej kurtce – rzekł, wskazując na uśmiechniętego mężczyznę kilka stolików dalej. Jego spojrzenie i gesty były jednoznaczne.
- Nie chcę tego – powiedział stanowczo brunet. Momentalnie stracił dobry humor. Barman kiwnął głową i zabrał trunek.
- Ej, co jest? Miałeś piwo za darmo i nie wziąłeś? – zdziwił się Tommy.

Młodszy wzruszył ramionami.

- Nie jestem dziwką, która daje za drinki – powiedział oschle, odsuwając się od baru.
- Przed chwilą pokazałeś co innego.
- To była zabawa, nie propozycja – warknął. Poczuł na sobie wzrok mężczyzny, który właśnie przyszedł po swoje piwo.
- Czyżbym trafił na towar luksusowy? – rzucił w stronę czarnowłosego. Ten jednak nawet nie odwrócił się na tę uwagę. – Dziwka.

Splunął mu pod nogi i odszedł z piwem w ręku. Chłopak przewrócił oczami. Szybko opróżnił butelkę.

- Straciłem ochotę na zabawę – oświadczył nagle.
- To tylko pijak. Nie przejmuj się.
- Tak czy inaczej, zepsuł mi humor.
- Ej, daj spokój – rzekł basista, gdy młodszy odstawił swoją butelkę. – Nie rób z siebie cioty.

Kolejne źle dobrane słowa, za które został obdarzony złowrogim spojrzeniem.

- Odprowadzę cię chociaż na taksówkę – mężczyzna próbował wybrnąć z sytuacji.
- Nie musisz.
- Nalegam. I tak powinienem się już zbierać.
- Skoro tak.

Na zewnątrz uderzyło w nich rześkie powietrze. Brunet zadzwonił po taksówkę. Teraz, gdy alkohol krążył w jego żyłach, jego akcent stał się jeszcze bardziej wyraźny.

- Skąd pochodzisz? - zagadnął Tommy, kiedy jego towarzysz zakończył rozmowę.
- Z Niemiec. Tak bardzo widać?
- Raczej słychać.
- Nic na to nie poradzę.
- Nie przejmuj się.

Niedługo później taksówka podjechała przed samo wejście do klubu.

- Jedziesz?
- Nie, pójdę na piechotę. Muszę się przewietrzyć.
- Skoro tak mówisz.
- Opowiesz mi kiedyś o czymś?
- O czym?
- Jak to jest być bi.

W tamtej chwili nie zrozumiał, skąd to zdziwienie i niezrozumienie na młodej twarzy.

- Wybacz, ale nie rozmawiam o swoich prywatnych sprawach z obcymi ludźmi – usłyszał.
- Spoko. Bywaj.
- Cześć.

Światło latarni oświetlało sylwetkę wysokiego młodzieńca. Na jego uchu błysnęły trzy kolczyki. Takie same jak te należące do Tommy'ego.

Kiedy pojazd zniknął już z jego oczu, mężczyzna wyciągnął telefon. Nie chciał mówić, że nie miał po prostu ochoty na powrót do domu w czyimkolwiek towarzystwie.

*

Minął weekend, na horyzoncie pojawił się poniedziałek. Tak jak poprzednio, początek nowego tygodnia wiązał się z pracą. Co prawda do koncertów wciąż jeszcze było daleko, ale pewne rzeczy wymagały przygotowań i poprawek. Formalności również musiały zostać dopełnione.

Okazało się, że tego dnia Adam też pojawił się w siedzibie wytwórni. Po podpisaniu kilku papierków i krótkiej pogawędce z Tommym udało mu się namówić go na wspólny obiad w restauracji nieopodal. Nie chciało mu się siedzieć samemu aż do siedemnastej, kiedy to miał udzielać wywiadu dla jednej z gazet.

- Dawno się nie widzieliśmy – zagadnął brunet, gdy zasiedli przy stole.
- Miałem dużo na głowie. Zresztą, ty pewnie też – odparł zdawkowo Ratliff. Piosenkarz pokiwał głową.
- To prawda. Starałem się ponadrabiać zaległości ze znajomymi, z Saulim. Te kilka tygodni to za mało.
- A co u Sauliego?
- Pojechał do Finlandii. Ma swoją pracę.
- Przykro mi.
- Wiesz, takie rozstania nie są złe. Czasem dobrze jest od kogoś odpocząć. Tęsknota wzmacnia uczucie – zakończył optymistycznie. Spojrzał na Tommy'ego. Kiwał głową, lecz wydawał się zamyślony. – Coś się stało?
- Nie, czemu? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Widzę, że o czymś myślisz. Dawno nie rozmawialiśmy, a pamiętam, że miałeś problemy.
- To prawda – przyznał markotnie. Skupiał wzrok na solniczce, którą nerwowo obracał w chudych palcach.
- Nie poradziłeś sobie z nimi, prawda?
Blondyn pokręcił głową.
- Nie i brnę w coraz większe bagno – westchnął i odłożył przedmiot na miejsce. Nie był przygotowany na wyznania.
- Chciałbym ci pomóc, ale nie wiem jak.
Przełknął ślinę. Jak wybrnąć z tej sytuacji?
- Nie masz jak mi pomóc, bo to są sprawy, z którymi muszę poradzić sobie sam – rzekł ostatecznie. Adam sprawiał wrażenie nieprzekonanego.
- Wiesz, że jeśli tylko chcesz, możesz powiedzieć mi o wszystkim.
Pokiwał głową. Czuł się przyparty do muru przez osobę, która była od niego sporo silniejsza, nie tylko fizycznie.
- Podczas trasy odkryłem, że jestem kimś innym niż uważałem. Nie chcę tego. Chcę wrócić do tego, co było wcześniej.
- Dlaczego?
- To nie jestem ja! – pisnął żałośnie, próbując zdusić w sobie emocje. – To nie jestem ja i to nie mogę być ja. Muszę to cofnąć.
- Jest aż tak źle?
- Jest tragicznie – wycedził przez zęby. Jego ręce drżały. Miał tylko nadzieję, że się nie rozklei. Jego duma nie zniosłaby takiego upokorzenia.

Poczuł dłoń na swoim ramieniu. Obrócił głowę. Na twarzy Adama zobaczył smutek i troskę.

- Nie wiem, o co chodzi, nie wiem, czy kiedykolwiek się tego dowiem. Chcę tylko powiedzieć, że jeśli będziesz chciał o tym porozmawiać albo będziesz potrzebował pomocy, możesz na mnie liczyć. Jeśli coś się będzie działo, proszę, daj mi znać. Godzina nie ma tu znaczenia.
Pomoc, z której nie mógł skorzystać.
- Dziękuję – powiedział, przywdziewając na twarz lekki uśmiech. Adam odpowiedział tym samym.
- Jesteś dla mnie ważny. Nie jesteś tylko moim współpracownikiem, ale też przyjacielem. Chcę dla ciebie jak najlepiej.
- Przestań, bo się rozkleję!
Obaj zaśmiali się ciepło. Tommy nie lubił być zbyt wylewny i Adam dobrze o tym wiedział. Okazywanie emocji było po prostu nie w jego stylu.
- Dobrze, dobrze. To co, pomożesz mi?
- Dawaj laptopa.

Tuż przed wyjściem Lambert poprosił swojego basistę o pomoc w zakupie ciuchów. Niedawno znalazł nowy sklep, w którym planował zaopatrzyć się w kilka rzeczy. Każdy kto choć trochę znał Adama wiedział, ile zajmuje mu podjęcie decyzji co do wyboru ubrania. W tej sytuacji liczyła się każda pomoc.

- Widziałem świetne buty! Znaczy, nie wiem, czy są wygodne, ale bardzo mi się podobają.
- Bardzo logiczne…
- Pokażę ci zdjęcie!

Ratliff nigdy nie ukrywał, że nie jest najlepszą osobą do pomocy w zakupach. Nie interesowały go zbytnio. Miał kilka wybranych sklepów, w których zaopatrywał się w nowe ubrania. Wchodził, brał co mu się podobało, płacił, wychodził. Pod tym względem był zupełnym przeciwieństwem swojego pracodawcy.

Leniwie spojrzał na ekran. Zamrugał w niedowierzaniu.

- Wyglądają całkiem w porządku. Są na koturnie i wydają się wygodne. Mają klasę i pasują do wielu rzeczy. Co sądzisz?

Bardziej niż buty wzrok blondyna ściągał na siebie ich właściciel. Rysy twarzy, spojrzenie, sylwetka. Był tak bardzo podobny…

*

Nadejście weekendu miał uczcić wraz z kumplami. W planach było picie, panienki i... Właściwie to wszystko. Reszta zależała od dalszego biegu wydarzeń. Lubił spędzać czas w ten sposób. Zabawa na autopilocie pomagała mu się odstresować. Nieważne co się działo, na ewentualne konsekwencje czas przyjdzie później.

Wpakowali się grupą do dużej taksówki. Nie udało im się znaleźć nikogo, kto chciałby spędzić całą noc bez alkoholu. Przymus ujadania się z pijanym tłumem pewnie był przeważającym argumentem w tej sprawie.

Wysiedli przed znajomym klubem. Ratliff pomału zaczynał mieć dość tego miejsca. Spędzał tu już kolejną noc.

Szybko zajęli ostatni większy stolik i zamówili coś do picia. Rozmowa pochłonęła ich bez reszty, więc nie zauważyli nawet, kiedy dotarli do granicy, której nie powinni przekraczać.

- Pójdę jeszcze po drinka – oznajmił basista, podnosząc się z siedzenia, co w jego stanie zaczynało być zadaniem dość problematycznym.

Jakimś cudem udało mu się dostać do baru. Zanim jednak złożył zamówienie czekał go postój w kolejce. Mało zadowalająca perspektywa.

Czekając, rozglądał się na boki, by jakoś zająć sobie czas. Masa nieznajomych twarzy, nie poznawał nikogo. W sumie, co za różnica? Miał już towarzystwo na wieczór.

Niespodziewanie poczuł na sobie czyjś wzrok. Rozejrzał się ponownie. Choć wszyscy zdawali się ignorować jego obecność, dziwne przeczucie nie ustawało.

Telefon w kieszeni zawibrował. Znów ten nieznany numer. Uniósł wzrok. Skrzyżował spojrzenia z inną osobą. Nie spodziewał się go spotkać tego wieczora.

Brunet uśmiechnął się tajemniczo. Jego wzrok był inny niż poprzednio. Tommy zdołał to dostrzec nawet z tak dużej odległości.

Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, lecz w pewnym momencie chłopak wstał i ruszył przed siebie. Odchodząc, odwrócił się ponownie. Czyżby sygnał?

Niewiele myśląc, ruszył za nim. Wiodła go ciekawość i uczucie, które wydało mu się podejrzanie znajome.

Gdy blondynowi udało się przedrzeć przez tłum na parkiecie, zorientował się, że chłopak zniknął mu z oczu. Jedynie ruch drzwi do toalety był dla niego jakąś wskazówką. Bez wahania wszedł do środka.

Tak jak przypuszczał, brunet był w pomieszczeniu. Stał przed lustrem, poprawiając fryzurę.

- Miło cię znów widzieć – powiedział łamaną angielszczyzną. Jego skórzana kurtka zsunęła się odsłaniając nagie ramiona. Jego ruchy były nieskoordynowane.

Mężczyzna zwrócił głowę w stronę drzwi. Nie mógł zapomnieć, że nadal był osobą z jakąś tam reputacją, której powinien pilnować. Jeśli ktoś przyłapałby go w toalecie z rozbierającym się chłopakiem, sytuacja mogłaby wyglądać nieciekawie.

Krótka piłka. Uchylił drzwi do jednej z kabin.

Brunet uniósł brew do góry. Ratliff klepnął się w czoło.
- Nie! Chcę tylko pogadać, chodź!

Nie bez oporów ze strony młodszego, lecz w końcu obaj znaleźli się w środku.

- Przytulnie tu…
- Skąd wiedziałeś, że tu będę? – wypalił wściekle Tommy.
- Nie wiedziałem. Po prostu zaryzykowałem.
- Nie wierzę w to!
- To nie wierz, to już nie twój problem.

Blondyn załamał ręce. Niewiele mógł osiągnąć tą rozmową. W żyłach czarnowłosego krążyła zbyt duża dawka alkoholu.

- Jak ty się właściwie nazywasz? – spytał mężczyzna. Chłopak przywdział na twarz pijacki uśmiech.
- Mówiłem ci już – odpowiedział. Nogi uginały się pod ciężarem jego ciała. – Wiele osób je zna. Wiele osób je krzyczy…
- Więc? Nie rób z siebie divy.

Brunet prychnął. Dumnie uniósł głowę i wypiął klatkę piersiową.

- Nie jestem divą – rzekł, nadal się uśmiechając. – Jestem Bill Kaulitz.
Drache 
***

Dzięki za komentarze w sprawie pojedynków opowiadań! Cieszę się, że są chętni do takiego przedsięwzięcia. :)
Pozdrowienia i miłej niedzieli!
 

8.01.2013

Liebster Award + Pojedynki opowiadań?

Na początek Liebster Award, czyli "znowu robię coś, czego nie powinnam, zamiast tego, co powinnam". ;) Wyjaśnienie pozwolę sobie skopiować od Agnes May , od której otrzymałam nominację. Bardzo dziękuję! :D

Nominację otrzymuje się od innego blogera w uznaniu za "dobrze wykonaną pracę". Po otrzymaniu takiego wyróżnienia należy odpowiedzieć na jedenaście pytań zadanych przez osobę nominującą. Następnie sami wymyślamy swoje jedenaście pytań i nominujemy kolejne jedenaście blogów (z wyjątkiem tego, który nominował nas).

Po co to wszystko? Dla promowania blogów i rozrywki. Bo przecież, czemu by nie spróbować czegoś nowego? ;)

1. Jaki kolor najbardziej do Ciebie pasuje i dlaczego?
Obstawiam czarny. To taki optymistyczny kolor... Poza tym jest praktyczny. Pasuje właściwie do wszystkiego, wyszczupla...
2. Jaki wpływ na Twoje życie ma pisanie bloga?

To hobby, a można właściwie powiedzieć, że już pasja. Pisanie dużo mi dało, uczę się planować, posługiwać językiem polskim, rozwijam kreatywność. Poznaję też nowych ludzi, czytam blogi innych. Generalnie uwielbiam i polecam!
3. Czy jest coś/ktoś/, czemu jesteś w stanie poświęcić wszystko? Jeśli tak, to co/kto/?

Wszystko to bardzo duża rzecz. Myślę, że takimi osobami byłby mój chłopak i najbliższa rodzina, choć nie powinno się robić takich deklaracji. Wyobrażenia a rzeczywistość to dwie różne sprawy. Czasem sami do końca nie znamy siebie.
4. Jakie emocje najczęściej Ci towarzyszą?

Wahadło. Mam swoje problemy, które nie raz dają mi w kość, ale staram się optymistycznie patrzeć na świat. Depresja z optymizmem, jakie to dziwne...
5. Czy masz jakiś określony "schemat" pisania?

Przed pisaniem staram się zrobić plan i zdecydować, czy na pewno chcę pisać daną rzecz. Jeśli miałabym stracić motywację i porzucić wszystko w trakcie, to nie ma sensu. Potem jest pisanie. Staram się pisać to, na co akurat mam ochotę, np. tekst pasujący do odcinka tydzień czy dwa naprzód. Pisanie na siłę rzadko wychodzi dobrze. Poza tym mam już wtedy materiał na później.
6. Na co poświęcasz najwięcej czasu?

Prokrastynacjaaa! Niestety...
7. Gdybyś mogła być gdziekolwiek na świecie, jakie miejsce byś wybrała i dlaczego?Malediwy, to chyba nie wymaga wielkiego wyjaśnienia. ;p Mogę oddać bliźniaków K., ale na Malediwy chętnie wybrałabym się i tak. Słońce, plaża...

8. Co najbardziej Cię odpręża, uspokaja po ciężkim dniu?Luźna rozmowa ze znajomymi i świadomość, że dzień minął i mogę legalnie nic nie robić.
9. Czy masz jakieś uzależnienia?Interneeeeeeet!
10. Wolisz filmy czy książki? Dlaczego?Ciężka sprawa. Częściej oglądam filmy. Jestem bardzo wybredna, jeśli chodzi o pomysł i styl pisania. Trudno mnie zadowolić. Poza tym wolę fanfiction niż książki jako takie. Nic na to nie poradzę. ;p
11.Jesteś stworzeniem nocnym, czy zdecydowanie lepiej funkcjonujesz za dnia?
Stworzeniem nocnym niestety. Chętnie zamieniłabym się z jakimś rannym ptaszkiem. Świat nie jest dostosowany do ludzi chodzących spać o 3. ;p

Nominowani ode mnie:
- DiKey
- Kasia91
- kitty
- Marona
- Ma.TH.i
- Murasaki
- obsesja
- PhantasmagoricMonster
- Rogogon (co prawda nie blog, ale opowiadania, więc polecam i tak ;) ) fb

- Unda
Wbrew pozorom to nie było łatwe... No i jest mniej niż 11, przepraszam.

Pytania:

1. Porządek w głowie (i na biurku) czy kontrolowany chaos?
2. Ulubiona postać z Twojego opowiadania.
3. Opowiedz dowcip bądź zabawną historię z życia.
4. Wymień piosenkę, która motywuje Cię do działania.
5. Ulubiona kreacja sławnej osoby ( link do zdjęcia mile widziany :) ).
6. Dokończ zdanie: "Podczas nudnych zajęć najczęściej..."
7. Wymień jedną rzecz, którą chciałabyś mieć w swoim pokoju.
8. Bądź MacGyverem. Co zrobisz z dwóch gumek do włosów, łyżeczki i spinaczy do papieru?
9. Ulubiony font do pisania notek na blogu/opowiadań.
10. Piszesz swoją pierwszą książkę. W jakim dziale by się znalazła?
11. Ktoś początkujący prosi Cię o radę dotyczącą pisania. Jaka jest najważniejsza rzecz, o której należy pamiętać?

Miłej zabawy!


A teraz coś innego. Niektórzy być może spotkali się z tym pomysłem, może ktoś brał udział w podobnej akcji. Lat temu kilka brałam udział w pojedynku opowiadań fanfiction. Myślę, że była to ciekawa akcja i można by ją przenieść do sfery blogowej.

O co chodzi? W pojedynku dwie osoby piszą krótkie opowiadanie na ten sam temat, po czym ich prace są oceniane przez czytelników wg ustalonych wcześniej kryteriów. Osoba z większą ilością punktów wygrywa.

Jak w praktyce? Pomyślałam o stworzeniu osobnego bloga tylko na pojedynki, pojawiałyby się tam opowiadania do oceny. Osoby chętne do udziału w zabawie mogłyby:
a) zgłosić chęć udziału w komentarzu z propozycją tematu prac i poczekać na odpowiedź innej osoby,
b) zgłosić chęć udziału do mnie już z wybraną osobą, z którą wcześniej ustaliły temat,
c) wyzwać wybraną osobę na pojedynek.

Później prace szłyby na maila, gdzie zostałyby zatwierdzone i bez podania autora i tytułu zostałyby umieszczone na blogu z akcją. Powiedzmy, że na napisanie prac byłyby dwa tygodnie, a na ocenę tydzień.

To wszystko na razie propozycja, chciałabym zobaczyć, ilu byłoby chętnych do wzięcia udziału w takiej akcji. Pomysł podebrany z jednego z forów o TH (chyba już nieistniejąca, druga wersja thpoland). Jeśli macie jakieś pytania, sugestie, dajcie znać, a jeśli jesteście zainteresowani, przekażcie pomysł również innym osobom. :) Akcja ruszyłaby pewnie pod koniec lutego ze względu na zaliczenia, sesje i generalnie koniec semestru.

Chciałabym, żeby w zabawie mogli uczestniczyć zarówno Alieni jak i Glamberci. Po pierwsze, im więcej nas, tym weselej. Po drugie, po co się ograniczać? Kwestia dogadania się i liczby chętnych. :)

Jak zapatrujecie się na ten pomysł? :)


6.01.2013

Półprawda

THFF

Półprawda




Mimo późnej godziny, noc zdawała się być jedynie złudzeniem. Przestrzeń rozświetlały reflektory i błysk fleszy dziesiątek aparatów, które miały za zadanie uwiecznić tę pamiętną chwilę. Młoda para powoli kroczyła po czerwonym dywanie, trzymając się za ręce i uśmiechając w stronę fotoreporterów. Wysoki chłopak ostrożnie odgarnął kosmyk włosów z twarzy towarzyszącej mu drobnej istotki. Spojrzeli sobie w oczy, a tłum wstrzymał oddech. Wszystko było jasne jak słońce. To musiała być miłość.

- Dlaczego tak długo zwlekaliście z ujawnieniem się?
- Dlaczego się ukrywaliście?
- Baliście się reakcji fanów?
- Uznaliśmy, że lepiej będzie najpierw sprawdzić, czy to coś poważnego. Okazało się, że tak i oto stoimy tu przed wami – Bill zmyślnie wybrnął z sytuacji. Nie mógł przecież publicznie przyznać, iż tak jak Tom bał się o bezpieczeństwo najbliższej sobie osoby. Ponownie popatrzył w jej jasne oczy. Było warto.

Czarna sukienka długością sięgała ziemi. Była skrojona idealnie, dodawała kobiecości. Przylegała bądź rozszerzała się we właściwych miejscach. Zdobiły ją dziesiątki kryształków rozrzuconych po całym materiale. Skromnie i z klasą. Nie odsłaniała też zbyt wiele. Co prawda kończyła się na ramionach, lecz ręce nie pozostawały nagie. Osłaniały je rękawiczki sięgające aż po łokcie. Czarna koronka, tak delikatna i kobieca.

- Jakieś plany na przyszłość? Ślub?
- Na to jest jeszcze o wiele za wcześnie! – zaśmiał się chłopak. – Chcemy się najpierw sobą nacieszyć. Poza tym nie w głowie mi ślub, gdy szykuje się trasa koncertowa. Mielibyśmy wziąć ślub między występami?

Wszyscy zgromadzeni wybuchnęli śmiechem na myśl o tak oryginalnej ceremonii.

- A może jeszcze komentarz od pani…
- Przepraszam, ale spieszymy się na pokaz.
- Bill, jeszcze jedno pytanie!

On jednak już nie słuchał. Szedł przed siebie, prowadząc za rękę niższą od siebie, blondwłosą osóbkę. Jej ust nie opuściło ani jedno słowo, Billowi wystarczył jednak ten uroczy uśmiech na jasnej twarzy nieustannie zakrywanej przez długie, niesforne kosmyki.

To musiała być miłość.

*

- Jesteście? Widziałem was w necie. Wypadliście świetnie! – Tom przywitał ich, kiedy tylko przekroczyli próg przedpokoju.
- Oglądałeś nas? Jakie są komentarze? – zagadnął wesoło Bill, pomagając „pani Kaulitz” w pozbyciu się płaszcza.
- Jeśli odjąć głosy rozpaczy z powodu twojego niechybnego ślubu…
- Błagam cię…
- Sukienka się podobała, fryzura też. O dziwo, media dość miło powitały aniołka „tego dziwnego stworzenia, które miało problem z identyfikacją swojej płci”.
- Wiedziałem, że o tym wspomną.
- Dziwisz się? – niespodziewanie odezwał się chrypiący głosik. Bliźniacy spojrzeli po sobie. Obaj w jednej sekundzie uśmiechnęli się przebiegle.
- Tom, jakie jeszcze były komentarze odnośnie mojej ślicznej pani? – zapytał brunet, zerkając na najniższą osobę, na policzkach której właśnie pojawiała się złowroga czerwień.
- Niech sobie przypomnę… – gitarzysta podłapał humor brata. – Oczywiście standard to „śliczna dziewczyna”, „piękna pani”, „urocza młoda dama”, ale pojawił się również twój „aniołek”, „kruszynka”…
- Tom!
- Aniołek, kruszynka… – powtórzył rozradowany Bill, śmiejąc się z oburzenia, które pojawiało się na znajomej twarzy. – Coś jeszcze?
- Seksowna blondynka, skryta dama, tajemnicza dziewczyna…
- Do jasnej cholery, przestańcie wreszcie rżeć!!!

Podniesiony głos wywołał efekt odwrotny do zamierzonego. Bliźniacy wprost pokładali się ze śmiechu.

- Hahaha, o rany!
- Mój brzuch!
- Dobra, dobra, kończymy z tym. Idziemy do pokoju.
- Jasne, zostawiam was samych.

Młodszy Kaulitz pognał do drugiego pomieszczenia, ciągnąc za sobą wściekłą blond istotę, tym samym unikając kilku ciosów, które miały być wymierzone prosto w jego roześmianą twarz.

Zamknął za nimi drzwi. Z pewnym zainteresowaniem obserwował ruch ciemnego materiału.

- Pomóc ci ją zdjąć? – zagadnął, kładąc dłonie na wąskiej talii. Powiódł palcami w górę śliskiego materiału.
- Jasne, że tak! Rozepnij ją wreszcie!
- Wedle rozkazu.

Zamek z tyłu kreacji poszybował w dół, a wraz z nim spora część materiału, który osunął się na jasne ramiona.

- Ciekawe, kiedy to się wyda.
- Jeśli nie wydało się dzisiaj, to mamy jeszcze sporo czasu.
- Ej, dokąd to?
- Na łóżko – oznajmił wokalista, kładąc się na pościeli.
- Pomógłbyś mi!
- Wolę popatrzeć. Ał, nie bądź taką złośnicą! – wyszczerzył się, gdy na kolanach wylądowała mu blond peruka. Jego uśmiech spotkał się z pełnym wyrzutów prychnięciem.

Czarna sukienka opadła na podłogę, uwalniając ciało od zbędnego ciężaru. Chwilę później dołączył do niej stanik z wkładkami i kilkoma parami skarpetek. Rękawiczki znalazły się tuż obok.

- Zabiję cię, jeśli będę musiał to zrobić jeszcze raz.
- W takim razie już jestem martwy.

Szczupłe nogi jedna za drugą opuściły nieprzyjazny teren i skierowały się ku łóżku. Chłopak wyciągnął się i przeczesał palcami krótkie, ciemne włosy, które pogniotły się pod peruką.

- I co? – zagadnął szatyn, siadając obok Billa. – Podobałem ci się w takiej roli?
- Niech pomyślę… – zastanowił się chwilę. – Ta sukienka pięknie na tobie leżała. Następnym razem weźmiemy podobną. Może jeszcze odsłonimy nogi…
- Chyba śnisz.
- Uwydatnimy pośladki…
- Bill…
- Co?
- Jeszcze jedno słowo, a zginiesz.

Brunet zawiesił głos. Chłopak westchnął. Cieszył się, że to już koniec tego żałosnego przedstawienia, choć perspektywa powtórki nie była dla niego pocieszająca. Jak długo jeszcze uda mu się kryć swojego partnera? Obrócił się, by spojrzeć w brązowe oczy. Nieważne, jak długo. Było warto.

Bill nie wytrwał długo w milczeniu.

- Twój delikatny głosik jest uroczy.
- Zamknij się.

Złączyli usta w pocałunku, przy okazji niszcząc resztki niegdyś perfekcyjnego makijażu.

To musiała być miłość.
Drache 

***

Coś innego i z jajem (a nawet dwoma). 
Mam nadzieję, że udało mi się kogoś tym rozbawić, a przynajmniej poprawić humor. :D
Pomysł (z małymi modyfikacjami) autorstwa mojego chłopaka.

Serdeczne pozdrowienia i miłego wieczoru!