27.12.2012

Verloren cz.III

Część III

Dni mijały bardzo szybko. Nim się obejrzał machina ruszyła pełną parą, miażdżąc wszystko, co napotkała na swojej drodze: jego zdrowie, dobre imię, a przede wszystkim samopoczucie.

Nigdy nie był dobrym aktorem, więc wsunięcie stóp w nie swoje buty było dla niego nie lada wyzwaniem. Póki co nie radził z nim sobie zbyt dobrze.

Na pierwszy rzut oka jego zadanie wydawało się być banalnie proste. Miał grać w zespole jako basista i co najmniej raz podczas koncertu brać udział w pewnym niewielkim przedstawieniu. Wiązało się ono z osobą Adama Lamberta oraz pewną piosenką o tytule Fever.

- Potem Tommy przejdzie tędy i spotkacie się w tym miejscu. Przerwa w piosence, pocałujecie się. Potem dalej leci tekst i zgodnie z układem…

Reszta wytycznych już go nie interesowała.

Z osób zaangażowanych w całą „seksowną” otoczkę występu tylko on nie miał żadnego doświadczenia w aktorstwie. Był muzykiem, na dodatek szczerym do bólu. Nikt nie uczył go, jak „grać”, udawać emocje. Pieszczoty z kolegą miały przede wszystkim podobać się gawiedzi. To pogarszało sprawę, gdyż musiały wyglądać w miarę wiarygodnie. Każdy zgrzyt zostałby od razu wyłapany i odpowiednio skomentowany. Wiarygodność… Jak bardzo wiarygodny mógłby być ktoś taki jak on? Kompletnie niezainteresowany kontaktami z innymi facetami?

Przez pierwsze dni pomagała mu adrenalina, lecz stopniowo jego organizm przestawał ją wytwarzać. Wraz z jej zniknięciem wróciła trzeźwość umysłu i świadomość swoich dokonań. Usta kolegi na jego własnych. Nęcące ruchy. Dotyk. Pomału tracił zimną krew. Nie dość, że miał godzić się na te wszystkie zachowania to jeszcze musiał udawać zadowolenie z nich. Prędko zaczęło go to przerastać. W połowie drugiego tygodnia sięgnął po pomoc.

Kilka piw wystarczało mu, aby wprowadzić się w odpowiedni nastrój, ale jednocześnie nie zerwać kontaktu z rzeczywistością. Trzy piwa i mógł być spokojny o przebieg koncertu.

Tak minął miesiąc i wszystko zdawało się być w porządku. I było tak aż do dnia, gdy odkrył, że alkohol zawodzi. Sięgnął po whisky.

To jednak nie był jego jedyny problem. Schody stawały się strome.

- Fani chcą więcej! Potrzebujemy więcej akcji na scenie!

Słowa menadżera wciąż dźwięczały mu w uszach, kiedy tego samego dnia brał do rąk swój bas. Z niepokojem zerkał na Adama, który przygotowywał się do występu. Co jeszcze ma robić? Wypiąć się przy wszystkich?

Kolejny cios przyszedł z zewnątrz.

Obraz jego osoby, ten, który znał, załamał się pod ilością łatek przyklejanych mu przez media i „fanów”. Nikt go nie znał, wszyscy oceniali, a on nie potrafił z tego wybrnąć. Zewsząd bombardowany był informacjami o „sobie” i „swoim” życiu. W internecie pojawiały się zdjęcia, fotomontaże. Nawet dla kogoś takiego jak on było to nie do zniesienia.

Pił już nie tylko, by uodpornić się na to, co się działo na scenie. Potrzebował znieczulenia przed wkroczeniem do normalnego świata. Zatracał się w swoim nowym „ja”. Nie potrafił jednoznacznie określić, które z nadawanych mu cech mają pokrycie w jego żyjącej i oddychającej osobie. Nie wiedział już nic.

Czy naprawdę był nienasyconym, złaknionym silnej ręki kochankiem Adama? Czy Adam w ogóle go pociągał? Od kiedy?

Męczyły go sny, zwłaszcza jeden, a może raczej z dziesięć podobnych. On i Adam w jednym pokoju; w łóżku, pod prysznicem, na stole… Różne scenariusze, finał ten sam. Budził się przerażony i…podniecony? Dlaczego?

Nie potrafił spać w nocy. Bał się obrazów, które zakradały się do jego głowy. Brak odpoczynku próbował nadrabiać w dzień, lecz zwykle nie było na to czasu. Spał wszędzie: w busie, w czasie śniadania, obiadu, podczas wywiadu, którego miał udzielać tylko Adam… Mimo wszystko jego organizm nie dawał sobie rady z tak wysoko postawioną poprzeczką.

Stracił na wadze, miał problemy z koncentracją. Momentalnie zasypiał, gdziekolwiek znalazł dla siebie odrobinę miejsca i choćby kilka minut wolnego czasu.

Miarka przebrała się, gdy zaspał na próbę. Obudziło go wtedy głośne pukanie do drzwi.

- Tommy, otwórz do cholery!

Od razu poznał głos Adama. Zwlekł się z kanapy i stanął na progu.

Z początku pomyślał, iż jego przełożony rzuci się na niego z pięściami, a przynajmniej na to wskazywała jego mina. Złość jednak szybko minęła, gdy Lambert ujrzał twarz swojego basisty.

- Tommy, co się dzieje? Potrzebujesz lekarza? – spytał z troską. Mężczyzna pokręcił głową.
- Nie… Jest ok… – powiedział ospale. Jego oczy piekły. Zapomniał zmyć makijażu przed snem. – Przepraszam, że nie pojechałem na próbę. Zagram na koncercie, wszystko będzie ok…
- Nie wierzę ci! Odpuszczenie próby to nie jest błahostka! Wiesz co ci za to grozi?!
- Wiem, wiem…

Przyłożył dłoń do skroni. Zakręciło mu się w głowie.

- Kawy…
- Zrobię ci jakąś i pogadamy.

*

Po szybkim prysznicu i z kubkiem gorącego napoju w dłoni czuł się o wiele lepiej. Sączył kawę, ukradkiem spoglądając na Adama. Nie potrafił patrzeć mu w oczy. Nie po tych wszystkich myślach i snach…

- Powiesz mi w końcu, co się dzieje?

Zastanawiał się, jak zacząć. Adam wraz z Monte byli najbliższymi mu osobami w zespole, ale nadal nie nazwałby stosunków między nimi przyjaźnią na „śmierć i życie”, czy czymś podobnym. Byli dobrymi kumplami, tylko tyle.

Niestety, Adam był również jego szefem. Szefem, który chciał się dowiedzieć, dlaczego jego pracownik zawala swoją pracę. Tommy nie miał wyjścia.

- Powiem wprost… Mam problem – zaczął po chwili wahania. – Duży problem.
- Zdążyłem zauważyć.
- Nie radzę sobie z tą trasą. Potrzebuję przerwy.
- To niemożliwe.
- Wiem. Nie jestem głupi.
- To dlaczego upijasz się dzień w dzień? – spytał sucho brunet. – Nie patrz tak na mnie. Myślisz, że nie mam wglądu do rachunków? W każdym hotelu zamawiasz alkohol. I to w dużych ilościach. Popytałem resztę, nie urządzasz żadnych imprez.
- Nie wytrzymam tu już dłużej!!!

Z impetem poderwał się z fotela. Lambert zareagował podobnie.

- Ja nie daję rady!
- Do kurwy nędzy, uspokój się wreszcie! – mężczyzna chwycił go za ramiona. – Uspokój się, spokojnie. Jest ok.
- Nie jest ok…
- Jeśli nie powiesz, co jest nie tak, nie będzie ok. Muszę to wiedzieć. Zrozum mnie, zostało sześć godzin do koncertu, a mój basista odwala akcje nie z tej ziemi…
- Ja już po prostu nie wiem, kim jestem…

Spojrzeli po sobie. Adam wypuścił blondyna z uścisku.

- To nienajlepszy czas na takie rozważania – rzucił, uśmiechając się lekko.
- Nie ja go wybierałem, uwierz mi – westchnął, załamując ręce. – Od pewnego czasu mam problemy z własną tożsamością.
- Czy to jest związane z twoją pracą?
- Ludzie nie dają mi żyć…
- Wiesz, że nie powinieneś w ogóle słuchać ich opinii na swój temat.
- Wiem, ale zwykle, gdy milion osób zwraca na coś uwagę, coś musi być na rzeczy.
- Niekoniecznie, ale nieważne. Co cię gryzie?
- Ciągle sugeruje mi się, że mam ochotę się z kimś przespać. To zaczyna działać na mnie do tego stopnia, że sam zacząłem w to wierzyć…
- No dobra. Na kogo niby masz ochotę?
- Na ciebie.
- A… Aha.

Zapadła niezręczna cisza, z której obaj nie wiedzieli, jak wybrnąć. Sytuacja nie była komfortowa dla żadnego z nich.

Pierwszy odezwał się lider zespołu.

- Ale wiesz, że to nie wyjdzie? – zapytał, stawiając sprawę jasno.
- Wiem i nawet nie chciałbym, żeby wyszło.
- Dlaczego? Znaczy wiesz, nie żeby coś, nic nie sugeruję…
- Mam zasadę: „Żadnych kontaktów z innymi członkami zespołu.”.
- Dobra zasada, też ją stosuję.
- Poza tym to nie chodzi o to, że chciałbym wiązać z tobą jakiekolwiek plany. Nie zrozum mnie źle, jesteś przystojny, zabawny i w ogóle, ale… Ale ja nie mam ochoty na związki z facetami. To bardziej dzika ciekawość niż coś poważnego. Fascynacja.
- Spoko, rozumiem.
- Mam nadzieję, że to nie popsuje niczego między nami… Ja naprawdę nie potrafię tego kontrolować…
Adam wzruszył ramionami.
- Ja dam radę. Byłem już w tylu nienormalnych sytuacjach, że takie coś nie robi na mnie wrażenia.
- Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło! – westchnął Tommy, opadając z powrotem na fotel.
- Cieszę się, że mogłem pomóc – powiedział z uśmiechem Adam, po czym zajął miejsce po drugiej stronie stołu. – Pogadajmy jeszcze chwilę. Przyjemnie mi się z tobą gawędzi.
- Jakiś luźny temat?
- Powiedz mi, gdy zajdę za daleko.
- Umowa stoi.
- Masz ochotę na jeszcze kogoś z zespołu?

Mężczyzna popatrzył na niego z przerażeniem, lecz w mig uspokoił się, widząc zabawny uśmiech na twarzy Lamberta.

- To nieładnie wypytywać o takie rzeczy – stwierdził blondyn.
- Oj no, powiedz!
- Jesteś jak psiapsióła ze szkolnej ławy. Odwrócę głowę, a ty polecisz donieść gdzie trzeba.
- Ej! Nigdy bym tego nie zrobił!
- Przecież żartowałem! Nie denerwuj się tak, kochana – zaśmiał się, co spotkało się z pełnym oburzenia fuknięciem. – Tak szczerze to miałem ochotę na Brooke.
- Odpada, jest zajęta.
- A Camila?
- Odpada.
- Nawet na raz?
- Uwierz mi, nie jesteś w jej typie.
- Kobiety i ich wymagania… Ciekawe, czego mi brakuje.
- Wiesz… Cycków i waginy.
- Aha. To wiele wyjaśnia.
- Taa…
- A ty na kogo masz ochotę? – zagadnął nagle Tommy. – Skoro już się zwierzam to i ty coś zdradź.
- No cóż – Adam skierował swój zamyślony wzrok na sufit. – Na ciebie, ale to już wiesz.
- Dałeś mi to do zrozumienia dość dosadnie…
- To prawda. Mam też niezłych tancerzy…
- Wysportowani.
- Sprężyści – obaj parsknęli śmiechem. – Przyznam ci się, że ostatnio czuję się samotny i to dużo bardziej niż wcześniej. Brakuje mi bliskości drugiego człowieka. Nie chodzi tylko o seks, przydałoby mi się wsparcie. Tak szczerze… Zaczynam żałować niektórych swoich wyborów.
- Ja żałuję podpisania umowy na tę trasę… Gdyby nie to, już dawno by mnie tu nie było.
- W twojej sytuacji to zrozumiałe. Sam czuję się podobnie – rzekł, po czym zamyślił się chwilę. – Pół roku to jednak za długo.
- Jeśli partner załatwiłby sprawę, zawsze możesz złamać zasadę i rozejrzeć się wokół.
- Szczerze mówiąc, ostatnio ktoś inny chodzi mi po głowie – mężczyzna oznajmił niespodziewanie.
- Nie od nas?
- Nie. Daj laptopa, pokażę ci.
- Bierz, jest na kanapie.

Basista leniwie rozłożył się w fotelu. Miał rację od samego początku. Adam był człowiekiem niezwykłym. Potrafił przelać pozytywną energię na każdego, bez wyjątku. Podczas rozmowy z nim wszystko przestawało mieć znaczenie. Problemy również.

- A to kto? – zapytał Ratliff, gdy ujrzał na ekranie dość ekscentrycznie ubraną postać.
- Wokalista szalenie popularny w Europie. Pytali mnie o niego w kilku wywiadach.
- Przypomina mi ciebie i twoje niektóre stylizacje.
- Myślisz, że jesteśmy podobni?
- Na pewno nie wagowo – zażartował, przyglądając się kolejnym zdjęciom. – Jest albo bardzo młody, albo ma bardzo kobiecą urodę. Patrz na to zdjęcie. Nawet ja mógłbym się naciąć.
- Tommy…
- Brałbyś?
- Rany, Tommy, jaki ty jesteś! On wydaje mi się bardzo interesującą osobowością. Chciałbym z nim pogadać. Wybrać się gdzieś. Poszlibyśmy na zakupy, może na jakiś spacer…
- To brałbyś czy nie?
- Brałbym.
- Połamałbyś i jego, i łóżko.
- Masz 3 sekundy, żeby zniknąć mi z oczu…
Drache

 ***

Jeśli ten post się doda to naprawdę będę szczęśliwa...
Mam nadzieję, że Święta wszystkim się udały. ^^
 
Ingeborg - Z występów najsłynniejszy poza AMA jest Amsterdam, a dokładniej cover Purple Haze/Whole Lotta Love. Tak tylko piszę. ;)

Anonimowy - Bardzo dziękuję! :) Szczerze mówiąc, też nie znam żadnego. Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz. ^^

krewetka - Bardzo dziękuję, naprawdę, ale to nie będzie Adommy. ^^''

Znikam póki co. Pozdrawiam i życzę udanego Sylwestra!

 

23.12.2012

Verloren cz.I i II

Część I



- Nazwisko?
- Tommy Joe Ratliff.

Nerwowo przeskakiwał z nogi na nogę. Mógł być starym wyjadaczem, lecz przesłuchania zawsze były dla niego stresujące. Starał się tego nie okazywać. Przed wejściem zawsze przywdziewał na twarz odpowiednią maskę.

- Czego pan oczekuje od pracy w naszym zespole?
- Współpracy.

Nienawidził tych pytań. Lubił odpowiadać prosto z mostu, co rzadko działało na jego korzyść. Ludzie, szczególnie w tej branży, wolą pochlebstwa niż twarde warunki. Cichy potakiwacz nieraz wygrywał z silną osobowością.

- Co pan przez to rozumie?
- Spokój i dobra muzyka. Nie potrzebuję dramatów przewrażliwionych laluń i nie zagram nic, co nie przypadnie mi do gustu. To naprawdę niewiele, zwłaszcza że zwykle i tak idę na rękę mojemu zespołowi.
- Rzadko ktokolwiek przychodzi tutaj i od razu stawia nam warunki.
- Wolę wyłożyć karty na stół niż zamiatać wszystko pod dywan. Jestem już trochę w tym biznesie i wiem, czego potrzebuję, aby dobrze pracować.
- Rozumiem.

Taki już był. Dbał o swoje interesy.

Później było tak jak zwykle. Kilka utworów: coś od siebie, jakiś cover. Jeden instrument, drugi, trzeci… Tak, przez te lata zdołał opanować ich kilka.

W końcu zabrzmiało standardowe:
- Odezwiemy się do pana.
- Jasne.

Pożegnał się i wyszedł, zwalniając miejsce dla następnej osoby. Na korytarzu czekało ich jeszcze co najmniej dziesięć. Kto wie, a nuż jego sześćdziesiątka okaże się szczęśliwa?

*

- Widzę, że już prawie wszyscy dotarli. Przywitajcie się, od tej pory będziecie pracować razem.

W pokoju tłoczyła się gromada szczęśliwców. Tancerze, tancerki, muzycy… Zbieranina ludzi z różnych miast i środowisk. Różne pochodzenie, płeć, wiek, kolor skóry… Mieszanka wybuchowa.

Brakowało jeszcze tylko jednej osoby.

Nagle w pomieszczeniu pojawił się zdyszany mężczyzna około trzydziestki. Jego wtargnięcie przerwało rozmowy wszystkich wokół.

- Rany, te buty zdecydowanie nie nadają się do chodzenia… Cześć wszystkim! Przepraszam za spóźnienie! – powiedział jak gdyby nigdy nic, podczas gdy „opiekun spotkania” nerwowo masował skronie.
- Zdajesz sobie sprawę, która jest godzina? – rzekł zdenerwowany. Nowoprzybyły zdawał się jednak zupełnie nie przejmować jego złym humorem.
- Przepraszam, były korki. Nic na to nie poradzę – odparł, przewracając oczami, co również nie spotkało się z pozytywnym odbiorem. Pracownik wytwórni musiał jednak w końcu odpuścić.
- Powitajcie Adama Lamberta. Frontmana, wokalistę i w pewnym sensie również waszego nowego pracodawcę.

*

Następne dni, tygodnie, miesiące upływały na ciężkiej pracy oraz wzajemnym poznawaniu się. Czasu było niewiele, a materiału całkiem sporo. Mimo to zespół znajdował kilka wolnych godzin w tygodniu na wspólne spotkania na mieście. Tommy dość szybko znalazł swoje miejsce w tej zgrai dziwaków. Był pełen podziwu dla Adama, który skupiał wokół siebie tę wielobarwną zgraję. Chyba tylko dzięki niemu zespół nie rozleciał się już pierwszego dnia.

- Odszczekaj to w tej chwili!
- Chyba po moim trupie…
- Co powiedziałaś, zdziro?!
- Drogie panie, spokojnie…

Jego uśmiech i podejście do ludzi potrafiły zdziałać cuda, nic więc dziwnego, iż budził zainteresowanie zarówno u płci żeńskiej, jak i męskiej. Ratliff również wpisywał się do tej grupy.

Kątem oka obserwował całą sytuację z drugiego końca stołu, gdzie wraz z gitarzystą zespołu dzielili się spostrzeżeniami dotyczącymi różnych modeli gitar.

*

- Tommy, pozwól na chwilę – usłyszał pewnego dnia podczas próby. – Chciałbym z tobą porozmawiać o występie na AMA.

American Music Awards – wielka impreza, której mieli być częścią. Nie mogli schrzanić takiej szansy.

Menadżer od razu przedstawił mu plan występu. Ma być ostro, seksownie. Nie ukrywał, że brzmiało to interesująco. Do pewnego momentu.

- Lecz do tego potrzebujemy twojej zgody. Coś takiego mogłoby silnie wpłynąć na twój wizerunek.

Po latach nie był już kimś, kto specjalnie przejmowałby się czymś takim jak opinie innych ludzi. Nie ukrywał jednak, iż to posunięcie mogłoby zamknąć przed nim wiele drzwi. On, heteroseksualny facet, miał pocałować się z gejem na scenie. Nie żeby to było coś strasznego, nie takie rzeczy robiło się na imprezach po pijaku… Mimo wszystko miał przeczucie, że nie jest to dobry wybór. Z drugiej strony…

- To może wywołać małe zamieszanie – zachichotał na myśl o wszystkich oburzonych konserwatystach, którzy z pewnością dostaliby spazmów po puszczeniu takiego występu w telewizji.
- Na pewno wywoła. I może przynieść nam wszystkim niezły zysk.

„Zawsze warto spróbować czegoś nowego…”



Część II



Niepewnie stawiał kolejne kroki. Kolana uginały się pod ciężarem jego ciała, a ręce drżały nieprzyjemnie, gdy kładł je po bokach ustawionego przed sobą instrumentu. Odetchnął ciężko. Pierwsze nuty rozbrzmiały w powietrzu.

Nie za dobrze pamiętał ten występ. Stres zbyt silnie działał na jego umysł. Tak bardzo starał się nie pomylić w granych przez siebie partiach, że nie zauważył nawet centralnego momentu przedstawienia. Zarejestrował jedynie chwilę, gdy podniósł wzrok i dostrzegł przed sobą parę wpatrujących się w niego błękitnych oczu. Reszta była historią…

*

- Hahaha, nie wyrobię!
- Pokaż to jeszcze raz!
- Komentarze są najlepsze!

Po wielkim show zespół w pełnym składzie postanowił uczcić występ wspólnym wyjściem klubu. Tancerze i muzycy, choć zmęczeni, głośno śmiali się z coraz to nowych wpisów w internecie dotyczących „kontrowersyjnego występu Adama Lamberta”. Tommy również był na miejscu i, sącząc piwo, komentował pełne oburzenia wypowiedzi. Dawno nie widział takiego steku bzdur.

- No dalej, Tommy! Jak było z Adamem? – spytała w pewnym momencie jedna z tancerek.
- Mokro – odparł odruchowo, wywołując tym radość pozostałych członków grupy. Po chwili jednak postanowił sprostować swoją odpowiedź. – Tak na serio to nawet nie pamiętam.
- Jak to?
- Skupiłem się na robocie, nie na jakichś błahostkach!
- Jak można nie pamiętać takiej rzeczy!
- Zawiodłeś nas, Tommy…
- Ej pieski, pieski… Rzucić wam piłeczkę?
- Hau, hau!

Śmiechom nie było końca, tym bardziej iż wspomagały je kolejne dawki alkoholu, którego nie szczędziła sobie znajoma ekipa. Szklanki pojawiały się i znikały zastępowane następnymi, wypełnionymi wielobarwną substancją. Wkrótce atmosfera spotkania rozluźniła się zupełnie. Nie wszyscy jednak dotrwali do tego momentu.

Tommy uparcie wpatrywał się w jedną z pustych szklanek. Przychodziło mu to z trudem, alkohol w dużej ilości krążył w jego żyłach. Obraz nie był zbyt wyraźny, lecz mężczyzna zastanawiał się, czy stanowi to jakiekolwiek przeciwwskazanie do dalszego picia.

- Hej Tommy, jak sie bawisz?

Ostrożnie obrócił głowę tak, aby nie zrobiło mu się słabo. Adam usiadł tuż obok niego. Dość blisko.

- Pomyślałem, że sprawdze, jak ci leci. Całoł noc obskakiwałem stoliki…
- Spoko. Jest ok – powiedział. Tylko na tyle starczało mu sił. Jego znajomy z kolei wprost tryskał energią, mimo iż nie dało się nie zauważyć, że liczba wypitych przez niego drinków już dawno przekroczyła bezpieczną normę.
- Zaszaleliśmy dzisiaj! Roznieśliśmy scene!
- Tak, tak…
- To tesz dzięki tobie! Dałeś czadu na tym… Na czym grałeś…
- Keyboard.
- No właśnie!
- Adam daj mi chwilę. Potrzebuję odpoczynku.
- Moment! Chce powiedzieć jeszcze! Tylko jednoł rzecz!
- No?

Kątem oka dostrzegł skierowany ku niemu nieprzytomny wzrok kolegi. Żółte światło rozbłysnęło zza oparów alkoholu, w których spowity był jego półprzytomny umysł.

Brunet przygryzł dolną wargę.

- Masz bardzo przyjemne usta…

Tommy pokiwał głową. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, co właściwie usłyszał.

- Jesteś seksowny – kontynuował Adam. – Przespałbym sie z tobą…

„Ej, zaraz…”

- Że co? – muzyk zapytał nieprzytomnie. Czuł przy sobie ciepło drugiego ciała. Czyjeś palce zatopiły się w jego włosach.
- Zabawmy sie chwile. I tak nikt nie patrzy…

Obce wargi objęły jego usta, masując je agresywnie. Język próbował wprosić się na spotkanie ze swoim pobratymcem. Uderzenie gorąca. Jego umysł ocknął się z drzemki.

Gdy poczuł dłoń w okolicach swojego krocza, błyskawicznie wytrzeźwiał. Odepchnął od siebie ciemnowłosego mężczyznę.

- Odjebało ci?! – wykrzyczał kompletnie zdezorientowany. Z obrzydzeniem splunął na podłogę.

Nie dbając o nic, ruszył w stronę wyjścia. Na nic zdały się prośby Adama, puścił je mimo uszu. Potrzebował samotności.

Na całe szczęście miał przed sobą dwa dni wolnego. Zyskał czas, żeby spokojnie poukładać myśli i spojrzeć chłodnym okiem na całą sytuację, choć potrzeba było jeszcze co najmniej tygodnia, aby stosunki w zespole powróciły do względnej normy.

*

- Czego, do cholery, nie rozumiecie w słowie „nie”?! Ułomni jesteście?!

Trzasnął drzwiami i żwawo podszedł do swojej torby, w której miał nadzieję znaleźć małe kartonowe pudełeczko. Jak na złość papierosy postanowiły zabawić się z nim w kotka i myszkę.

- Kompletny brak odpowiedzialności! Tak nie może być!
- Odpuść, to nie pomoże. Idź gdzieś, ja z nim pogadam.

Drzwi skrzypnęły cicho, wpuszczając do środka wysokiego mężczyznę o czarnych włosach.

- Mogę wejść? – zapytał na progu. Brak odpowiedzi uznał za „tak”. Zajął miejsce na jednym z wolnych krzeseł. – Nie bierz tego tak bardzo do siebie…
- Czemu nie? – Tommy odpowiedział prychnięciem. – To ma być moja nowa praca. Jak mam nie brać tego do siebie?
- Podchodzisz do tego zbyt poważnie.
- Zbyt poważnie? Może dla ciebie robienie z siebie męskiej dziwki przez ponad pół roku ku uciesze tłumu to nie jest żaden problem. Wiesz co? Dla mnie jest! Nie o taką pracę się starałem!
- A o jaką? Chciałeś być w showbusinessie, więc do niego trafiłeś.
- Jestem muzykiem! To takie trudne do zrozumienia?!
- Powinieneś być przygotowany na różne ewentualności.
- O, przepraszam, że w dzisiejszych czasach wyrażenie chęci gry w zespole wiąże się ze zgodą na dawanie dupy wokaliście!!! Na scenie! Dla zwiększenia popularności!

Jego torba wylądowała na podłodze. Niewiele myśląc, zamachnął się i kopnął ją z całych swoich sił. Był tak wściekły, iż przerzucił ją aż na drugi koniec garderoby. Odwrócił się w stronę piosenkarza. Mężczyzna siedział cicho ze wzrokiem wbitym w podłogę. Dopiero ten widok uspokoił blondyna i zmusił go do refleksji nad tym, co przed chwilą wykrzyczał.

- Adam? – zagadnął z pewną nieśmiałością. – Jeśli cię czymś uraziłem…
- Nie, spoko. Tylko nazwałeś mnie dziwkarzem, przeżyję. Zresztą pewnie należy mi się po tym, co wyrabiałem w klubie – Lambert odparł z nikłym uśmiechem. – Słuchaj, dla mnie też nie jest to ciekawa sytuacja, ale nie mam innego wyjścia. Na tym etapie nie mam za wiele do gadania. Różnica między tobą a mną jest taka, że ja już brałem udział w podobnych przedstawieniach i stały się dla mnie czymś normalnym, choć nie od razu. Początki są najtrudniejsze, potem już idzie łatwo.
- „Łatwo.” Tobie może było łatwo, jesteś gejem.
- No i? To znaczy, że lizanie się ze wszystkim, co ma penisa sprawia mi przyjemność?
- Wiesz… Wiesz, że nie miałem tego na myśli.
- Wiem, ale… Cholera – syknął zirytowany i przetarł twarz. – Tyle razy spotykałem się z podobnymi sugestiami, że przy takich tekstach od razu staję się nerwowy.
- To zrozumiałe, spoko.
- Nieważne. Chcę tylko powiedzieć, że jesteśmy pod ścianą. Wytwórnia dała nam dwa wyjścia: zgodzić się na ich warunki lub odejść. Próbowałem, żadne negocjacje nie wchodzą w grę. Widzę, że nie planujesz zmienić zdania w tym temacie, ale ja nie chcę się z tobą rozstawać. Raz, już zdążyliśmy się trochę poznać i nie, nie chodzi mi o to, co stało się wtedy w klubie…
- Próbuję puścić to w niepamięć.
- Dziękuję. Nigdy więcej nie piję – zadeklarował, lecz jego słowa spotkały się jedynie ze stłumionym chichotem. – Nieważne! A dwa…
- Znam repertuar i nie będzie łatwo znaleźć kogoś na zastępstwo tuż przed trasą. Dlaczego w takim razie, mimo moich kwalifikacji, nikt nie chce ze mną negocjować? Odstawianie pokazówki na scenie jest ważniejsze od moich umiejętności?

Lambert wzruszył ramionami.

- Mnie nie pytaj, ja nigdy nie znałem się na promocji i takich tam. Ludzie z wytwórni stwierdzili, że coś takiego się sprzeda. Dali nam wybór.
- Gdybym wiedział, że to pójdzie w tym kierunku, dwa razy zastanowiłbym się przed podpisaniem kontraktu…

Wokalista położył dłoń na jego ramieniu.

- Nie będzie tak źle. Dałeś radę podczas AMA.
- Potem w klubie…
- Potraktuj to jak nowe doświadczenie i zapomnij o publice.
- Tak, a następnego dnia przypomni mi o niej kolorowa prasa.
- Ej, na to nie wpłynę.
- Spoko, dzięki, że w ogóle raczyłeś ze mną pogadać. Dobry z ciebie kumpel. No i szef.
- Dziękuję.
- Tylko nie pij w trasie, proszę.
- Nawet jeśli, będę trzymał łapy przy sobie! Słowo!

Ta rozmowa pomogła mu podjąć decyzję, która miała zaważyć na jego dalszej karierze. Miał dwie możliwości: odejść albo przyjąć wyzwanie. Nie był kimś, kto łatwo się poddawał.

Drache


***


Dwie części naraz, bo pierwsza wyszła krótka. ;p

Dla testu komentarz pod tekstem. To chyba ma więcej sensu w wypadku bloggera.
Jeśli ktoś nie widział, link do występu na AMA w 2009r. https://www.youtube.com/watch?v=vywIkXclato

No i tak Tommy, czyli Tommy Joe Ratliff. Zgadłyście bezbłędnie. :D

Ingeborg - Nie wiem czemu, ale myślałam, że tego typu opowiadania nie są w Twoim guście. Przez to myślałam, że to opowiadanie może Ci się nie spodobać. ^^'' Ale skoro tak, cieszę się. :D Mogę jeszcze polecić Barierę Zmysłów z tego typu klimatów (BillxAdam).


Pozdrawiam ciepło (przyda się przy takiej pogodzie...) i życzę wszystkim Wesołych, Radosnych i Spokojnych Świąt!


16.12.2012

Verloren prolog

Wahałam się, czy dodać to dziś, ale przyznam, że jestem bardzo ciekawa Waszych reakcji. :)

Witam wszystkich po przerwie! Przybywam z nowym opowiadaniem, mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. :) Odcinki mogą nie być dodawane regularnie ze względu na zbliżającą się sesję, ale będę robić co w mojej mocy, żeby coś pojawiło się mniej więcej raz na tydzień. To chyba tyle póki co, nie umiem pisać wprowadzeń.
Miłej lektury i zapraszam do podzielenia się wrażeniami! ;)

 
Verloren


Ostrzeżenie: Opowiadanie +18, yaoi

Prolog

Mrok okalał ich zroszone potem ciała, które po raz kolejny połączył pijacki uścisk przepełniony namiętnością i pożądaniem. Wilgotne kosmyki oblepiały skórę. Palce błądziły po rozgrzanych powierzchniach.

- Ach! – wyrwało się z ust młodszego. – Jeszcze…

Ich przepychanki ciągnęły się już kilka minut i choć obaj mieli dość, ich ciała prosiły o więcej. Walka zmęczenia z pożądaniem. Obaj stopniowo ulegali pierwszej z sił.

Chude palce zatopiły się w jasnych kosmykach, by zacisnąć się i za chwilę z powrotem rozluźnić pod wpływem przeżywanych doznań. Dłonie osunęły się na szyję, ramiona, a następnie powiodły po rękach zdobionych licznymi tatuażami.

Chłopak ułożył się wygodnie i wtulił w leżącą obok poduszkę. Skierował wzrok ku postaci, która usadowiła się po drugiej stronie łóżka.

- Kocham cię… – wyszeptał, spoglądając zamglonym wzrokiem na blondwłosego kochanka. Ten jednak tylko pokręcił głową.
- Idź spać. Jesteś pijany – powiedział. Półprzymknięte powieki zasunęły się zupełnie.
- Jesteś wredny… Tommy…

Mężczyzna nie odpowiedział na zaczepkę. To nie miało sensu, wiedział, że chłopak już śpi.

- Miłość… - prychnięcie przerwało ciszę. – Co ty możesz o niej wiedzieć?

Wstał i rozejrzał się po pokoju. Nie był to może pięciogwiazdkowy hotel, ale nic takiego nie było im potrzebne. Tommy sporą część swojego życia spędził w gorszych miejscach. Dla Billa w tym stanie liczyło się tylko miękkie łóżko.

Obszedł mebel, zgarniając po drodze kilka samotnych butelek po piwie. Szkło zadźwięczało cicho.

Przystanął na moment po zajętej stronie materaca. Odgarnął kosmyki z jasnej twarzy. Jutro znów obudzi się z dzikim bólem głowy.

Skupiony przyglądał się chłopakowi pogrążonemu w głębokim spokojnym śnie. Zaraz potem zniknął w łazience, aby zagłuszyć myśli szumem gorącej wody.
 Drache

16.11.2012

Sierotka dodatki

Sierotka dodatek #2

Coraz trudniej było mu stawiać kolejne kroki. Nogi zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa, tak samo jak górne partie jego ciała, które pozostawały w permanentnym zgięciu już od co najmniej godziny.

W końcu torba przeważyła.

Upadł w zagłębieniu przy jednym z większych drzew. Dzięki temu miał szansę schować się przed wiatrem i deszczem, który bombardował jego ciało lodowatym mokrym śrutem. Kolejne krople ściekały po ciemnych włosach.

- Cholera – wyszeptał, gdy po raz kolejny usłyszał burczenie swojego brzucha. Od wczoraj nie miał nic w ustach. Brak snu, jedzenia, picia… Nie mógł się spodziewać gorszej kombinacji.

Zakaszlał głośno.

Było mu zimno pomimo kilku warstw ubrań, które przywdział na swoje ciało. Mięśnie drżały, próbując coś zdziałać, lecz nie były w stanie bezustannie pracować w nieskończoność.

- Spać…

Rozejrzał się wokół. Ostatnim razem, gdy był w podobnej sytuacji, miał jeszcze jedną szansę – pomoc Adama i Sauliego. Tym razem jednak, choć wylądował w dużo większym bagnie, nie mógł liczyć na nic. Miał tylko siebie, nikogo więcej.

Spróbował wstać. Resztki rozsądku kazały mu uciekać z tego paskudnego miejsca, gdzie nie czekało go nic dobrego. Był w środku lasu, niedaleko południowej granicy kraju. Dlaczego nie przekroczył jej tak jak reszta jego współpasażerów? Kolejna zła decyzja podjęta pod wpływem strachu. Gdyby chociaż dało się go racjonalnie wyjaśnić…

Jego plecy mocniej przylgnęły do lodowatego oparcia z kory i lepkiego błota. Ułożył się wygodniej, podkulając kolana aż pod samą brodę. Liczył na to, że może choć tak uda mu się zatrzymać odrobinę ciepła i nabrać sił przed dalszą wędrówką.

Paradoksalnie, zaczęło dziać się inaczej. Jego ciało zanurzyło się w wilgotnej glebie. Ruchy stały się niezgrabne, spowolnione obciążnikami z wilgoci i kleistą substancją u obolałych stóp. Gdy tylko uspokoił oddech zdał sobie sprawę, że odpływa.

Głowa przechyliła mu się na bok, a niepokorne kosmyki przykryły sporą część jego twarzy.

- Odjebało ci?! Rusz się do cholery! – usłyszał.

Brunet w odpowiedzi tylko się uśmiechnął. Nie miał siły nawet unieść głowy.

- Cześć Tom… - szepnął spokojnie.
- Bill rusz dupę! Masz jeszcze życie przed sobą! Nie możesz teraz umrzeć!
- Ty umarłeś…
- Ja nie miałem wyboru, ty go masz! Ocknij się, błagam!
- Nigdy mnie o nic nie błagałeś…
- Bawi cię to?! Walczę o twoje życie idioto!!!
- Co za różnica…

Jego oddech stawał się coraz płytszy. Ogarniał go dziwny spokój. Wszystko traciło swoje znaczenie. Las, zła pogoda, samotność. Wszystko.

Poczuł dotyk na swoich ramionach, choć fizycznie nikogo poza nim tu nie było.

- Nie możesz mi tego zrobić! Nie po tym wszystkim…
- Dlaczego? Zawsze byłem słaby. Czemu teraz miałoby być inaczej?
- Nigdy nie byłeś słaby. Byłeś inny, ale nigdy nie słaby! Wiem, bo byłem przy tobie tyle lat!

Chłopak próbował szerzej rozchylić powieki. Obraz był niewyraźny. Zamazany. Mimo wszystko zdołał dostrzec zarys jasnej postaci.

- Może po prostu nigdy mnie nie znałeś…

Gdyby nie przestrzeń pomiędzy światami z pewnością otrzymałby karę za te słowa.

- Nie pierdol tylko wstań!!!

Odetchnął ciężko. Czuł, że powoli przysypia. Zimno przestało już być tak dokuczliwe.

Zamrugał. Tuż przed sobą ujrzał oblicze swojego brata. Były momenty, iż bał się, że kiedyś zapomni szczegóły ukochanej twarzy. Już nie musiał się o to martwic.

Powieki powoli zasunęły się, przysłaniając brązowe tęczówki.

- Proszę…
- Do zobaczenia po drugiej stronie, Tom.
- Błagam cię, nie…

Drżenie zniknęło, mięśnie rozluźniły się. Oddech ustał. Spokój ostatecznie pochłonął młode ciało.

Patrol straży granicznej znalazł go po kilku godzinach. Leżał pod drzewem, schowany przed wiatrem. Nieobecny.



Sierotka dodatek #1

Zbliżała się pora ostatecznych przygotowań. Nie było tego wiele, ale Sauli lubił mieć wszystko zapięte na ostatni guzik. Krok po kroku, bez zbędnego pośpiechu przygotowywał kolejne dania, Adam zaś nerwowo krzątał się po kuchni.

- Masz już zupę?
- Gotuje się.
- A co z mięsem?
- Jeszcze nie zacząłem.
- Rany, nie zdążymy…
- Adam, z łaski swojej wyjdź i sprawdź, czy nikt nie potrzebuje twojej pomocy w drugim pokoju.
- Sauli, do cholery!
- Nie podnoś na mnie głosu!

Mężczyźni stanęli naprzeciwko siebie w bojowych nastrojach.

- Jeśli chcesz wiedzieć, ja również się denerwuję, więc nie zwalaj na mnie jeszcze swoich emocji, bo będzie tragedia – powiedział stanowczo. Brunet wolał ustąpić.
- Dobrze, przepraszam.

Koskinen westchnął. Kryzys tymczasowo zażegnany.

- Słuchaj – odezwał się znowu, nie chcąc wyjść na niemiłego. – Wiem, że po raz pierwszy bierzemy udział w czymś takim, ale to nie powód, żeby dać się ponieść emocjom. Wszystko się uda, zobaczysz.
- Pewnie masz rację. Jak zawsze.

Wymienili się uśmiechami. Mogli w spokoju kontynuować dalszą pracę.

*

- Scheiße!

To był jeden z tych dni, gdy los nie ma nic lepszego do roboty niż psuć człowiekowi dobry humor. Rano zaspał, następnie prawie spóźnił się na pociąg, a teraz jeszcze rozerwała mu się torba z rzeczami. Oczywiście nie mogło to nastąpić w jakimś ustronnym miejscu.

- Dajcie przejść… - warknął pod nosem, przepychając się pomiędzy ludźmi czekającymi na swój bagaż. Po raz ostatni obejrzał się za siebie, by sprawdzić, czy aby na pewno nie pozostawił za sobą jakiejś samotnej pary bokserek. Wszystko wydawało się być w porządku. Czyżby to był koniec kłopotów na dziś?

Z wielką ulgą minął ruchome drzwi i wszedł do hali, gdzie zgromadzeni ludzie oczekiwali swoich bliskich, współpracowników, czy osób w inny sposób z nimi związanych. Brunet uważnie rozglądał się wokół, szukając znajomych twarzy. „Może jestem za wcześnie?”

Mylił się, był w samą porę. Obrócił się gwałtownie na dźwięk swojego imienia. Przez pół drogi głowił się, jak powinien się zachować. Cieszyć się? Zachować emocje dla siebie? Uścisnąć dłoń? Przytulić się? Jak zwykle jednak rzeczywistość postanowiła postawić na swoim i nie dała chłopakowi czasu na zbędne zastanawianie się.

- Rany, jak ty wyrosłeś! Jesteś już wyższy od Sauliego! – krzyknął Adam na powitanie i wziął chłopaka w objęcia. Ten odwzajemnił uścisk.
- Nie mogłeś przyhamować z tym wzrostem? Jeszcze trochę i będę musiał zacząć nosić ze sobą przenośną drabinę.
- Kup sobie buty na obcasie, mówiłem ci.
- To dla bab.
- Oj nie przesadzaj!
- Nie, Adam. Po prostu nie.

Wydawało się, że śmiechom nie będzie końca dopóki Bill nie przypomniał sobie o pewnej istotnej rzeczy.

- Mam problem z torbą. Rozwaliła się i wszystko wypada – zakomunikował nieco speszony, cicho licząc na pomoc.

Blondwłosy mężczyzna kucnął przy uszkodzonej torbie.

- Poszedł szew. Jutro postaram się coś z tym zrobić.
- Naprawdę?
- Jasne.
- Dzięki – rzekł nastolatek, uśmiechając się ciepło. Koskinen odpowiedział mu tym samym.
- Rozdzielmy te rzeczy między siebie. Będzie nam wygodniej zabrać się do samochodu.
- Dobrze, że zaparkowałeś niedaleko – rzucił radośnie Lambert.
- Dobrze, że wypatrzyłem to miejsce. Tobie się to nie udało.
- Zawsze byłem kiepski w parkowaniu…
- W samej jeździe również…
- Nadal fatalnie prowadzi?
- To się nigdy nie zmieni.
- Ej, ej, zaraz! Czemu mnie obgadujecie?!

*

Od razu zasiedli do stołu. Bill konał z głodu po kilkugodzinnej podróży.

- Czy ty w ogóle coś jadłeś przed drogą? – zaśmiał się Sauli, gdy młody brunet pochłonął już drugą miskę zupy.
- Niewiele. Zaspałem i prawie spóźniłem się na pociąg – odparł szczerze.
- Spróbowałbyś zaspać przy Saulim! Nie da się.
- Powinieneś mi podziękować, że nigdy nie pozwalam ci na twoje „jeszcze pięć minut”… RAZ przymknąłem na to oko i spóźniłeś się godzinę na swoje zajęcia.
- Mogłeś to pominąć…

Kaulitz śmiał się, obserwując dogryzającą sobie parę. Ich przepychanki były zabawne i mimo wszystko niezwykle ciepłe.

- Co właściwie u ciebie słychać, Bill?

Czarnowłosy chłopak odstawił szklankę soku na bok.

- Wszystko po staremu. Ta sama praca w sekretariacie, to samo mieszkanie z tymi samymi ludźmi…
- Nie sprawiają problemów?

Bill pokręcił głową.

- Dajemy radę. Wiadomo, że sprzeczki się zdarzają, ale nigdy nie jest to nic poważnego. Zwykle idzie o ich imprezy. Nie dość, że nie daję rady wyspać się do pracy to jeszcze rano muszę sprzątać ich syf…
- Korzystaj z imprez póki możesz, potem zwykle już nie ma na nie czasu – skomentował Adam pomiędzy kolejnymi kęsami sałatki. Najmłodszy z trójki uśmiechnął się smutno.
- Korzystam, nie mówię, że nie. Po prostu czasem też potrzebuję spokoju.
- To zrozumiałe.
- Dogadacie się. Jeśli nie to daj nam znać, pomożemy.
- Sauli…

Najmłodszy roześmiał się, podobnie zresztą jak pozostała dwójka.

- Widzę, że go nosisz? – zagadnął nagle blondyn, wskazując na skromny łańcuszek z zielonym kamieniem wiszący na szyi nastolatka. Kiwnięcie głową.
- Tak, bardzo za niego dziękuję. Przepraszam, że nie zrobiłem tego wcześniej… Nie było okazji.
- Zniknąłeś tak nagle, że ciężko, żeby jakaś była.
- Nawet nie wiesz, jak wszyscy wariowali po twoim zniknięciu.

Adam skrzywił się, gdy jego partner uraczył go niezbyt miłym szturchnięciem. „Nie zaczynaj tego tematu!”, mówiły jasne oczy.

- Właśnie Bill, co z sierocińcem? Ujawniłeś się? – wtrącił się Koskinen.
- Tak – odpowiedział z lekkim westchnięciem jak gdyby ktoś zdjął z niego wielki ciężar. Czas ukrywania się i wiecznej niepewności nie był dla niego dobrym wspomnieniem. –  Dzięki temu udało mi się potem znaleźć lepszą pracę. Wreszcie mogłem legalnie pracować. Do tej pory wolałem unikać jakiejkolwiek weryfikacji papierów. Bałem się, że jeśli ktoś coś odkryje, błyskawicznie wrócę do ośrodka… Po skończonej osiemnastce od razu pojechałem do Niemiec, żeby wszystko pozałatwiać. Miałem z tym trochę pod górkę, bo nikt nie wierzył, że nagle wróciłem od tak po dwóch latach. Pani dyrektor zachowywała się jakby zobaczyła ducha!
- Dziwisz się? Sami nieźle przeżywaliśmy twojego maila.
- Dobrze, że masz to już za sobą.
- Tak… To nie było łatwe, ale nie żałuję mojej decyzji. Żałuję tylko przerwanej edukacji…
- Zawsze możesz pójść do szkoły dla dorosłych. Popytam znajomych wykładowców o jakiejś wskazówki i znajdziemy ci odpowiednią szkołę – zaproponował starszy brunet.

Brązowe tęczówki błysnęły radośnie.

- Naprawdę?
- Pewnie, to nie problem.
- Dziękuję, panie Lambert!

Brwi Adama uniosły się lekko.

- Czemu ciągle mówisz do mnie „panie Lambert”? Już od dawna nie jestem twoim nauczycielem.
- Sauli mi kazał.

Błękitne tęczówki pytająco zwróciły się ku tym jaśniejszym, przez które jednak również zdawało się przemawiać zdezorientowanie.

- Sauli?
- Ja nic nie pamiętam, słowo!
- To było wtedy, gdy wróciłem do was po ucieczce ze szkoły. Tego samego dnia, kiedy zabrałeś mnie do szpitala, bo dostałem gorączki po spędzeniu nocy na cmentarzu – wyjaśnił Kaulitz.

Jasne usta niepewnie wygięły się w uśmiechu, podczas gdy miny pozostałych wyrażały kolejno zaniepokojenie i lekką irytację.

- Chyba zapomniałem powiedzieć o tym epizodzie Adamowi…
- Istotnie, kochanie. Chyba zapomniałeś…

*

Ostrożnie zasunął za sobą drzwi tak, aby nie pobudzić wszystkich w domu. Była druga, może nawet trzecia nad ranem, nienajlepsza pora na pobudkę.

Korzystając z tego, że jest już na nogach, blondyn postanowił zejść na dół po coś do picia. Jakież było jego zdziwienie, gdy zauważył, że w salonie pali się światło.

- Już nie śpisz? – zagadnął, wychodząc z kuchni. Bill aż podskoczył zaskoczony.
- Przestraszyłeś mnie – powiedział i odetchnął ciężko. Sauli zajął miejsce na drugiej kanapie. – Nie przejmuj się, zawsze mam problemy z zaśnięciem w nowym miejscu.
- To normalne. Wielu ludzi tak ma.
- Tak…
- Wolałem upewnić się, że wszystko ok. Pamiętam twoją nagłą pobudkę, kiedy mieszkałeś u mnie. Mam nadzieję, że już podobnych nie miewasz?

Bill wahał się nad odpowiedzią.

- Rzadziej, ale zdarzają się – przyznał ponuro. – Ciężko zapomnieć o czymś takim.
- Wierzę… Herbaty?
- Chętnie.

Nie trwało długo nim Sauli wrócił z kubkiem pełnym gorącego napoju. Tym razem zasiadł bliżej Kaulitza.

- Nie zerwiesz z przeszłością, ale dobrze, że idziesz do przodu.
- Muszę. Nie mam innego wyjścia.
- Tom na pewno jest z ciebie dumny. Tak samo jak my.
- Dzięki.

Chłopak ufnie przytulił się do niego. Mimo licznych zmian zarówno na zewnątrz jak i w środku, nadal miał w sobie dużo z tego samotnego, zagubionego dziecka, którym był jeszcze kilka lat temu. Dało się to odczuć w jego ruchach, zachowaniu, dotyku. Wciąż szukał swojego miejsca w tym okrutnym świecie, do którego przyszło mu trafić.

„Będzie dobrze, mały. Nie trać nadziei. Ona jest najważniejsza.”

- Pamiętam, jak nie potrafiłem się pozbierać po odejściu z pracy – powiedział Koskinen, odsunąwszy się od nastolatka. – Byłem załamany i kompletnie zagubiony. Próbowałem udawać, że wszystko jest w porządku, a gdy nikt nie widział, ryczałem w poduszkę.

Brązowe oczy przyjrzały mu się z niedowierzaniem.

- Nie wierzę ci. Jesteś na to za silny – stwierdził w końcu Bill. Sauli tylko zachichotał i rozłożył bezradnie ręce.
- Pochlebia mi, że uważasz mnie za silnego człowieka. Nie wiem, czy jestem takowym, ale w tamtym czasie na pewno nie byłem. Każdy ma jakieś granice wytrzymałości. Ja swoje osiągnąłem właśnie wtedy. Pomyśl, że to właśnie jest twoja próba. Musisz po prostu przez nią przejść.
- Ale ile ona może jeszcze trwać?
- Będzie trwała tak długo, jak jej na to pozwolisz.

*

Następnego ranka cała trójka wyruszyła do centrum miasta na wspólne zakupy. Adam nie mógł się nadziwić, jak wielkie problemy mieli jego towarzysze ze wstaniem o 10 rano, co nie powinno być przecież żadnym wyczynem.

- Sauli, uważaj! – krzyknął, gdy omal nie obtarli boku jadącego obok auta. Stracił cierpliwość. – Co się z tobą dzieje?! I z tobą Bill również! Co wy robiliście wczoraj w nocy?!
- Gadaliśmy. Bill nie mógł spać…
- Jak dzieci… – Lambert westchnął wściekły, tym samym kończąc rozmowę.

Nikt nie odezwał się ani słowem aż do momentu dotarcia do celu podróży.

- Dojechaliśmy. Bill?
- Śpisz?

Jego usta rozwarły się szeroko, a powieki leniwie odsłoniły brązowe oczy. Chłopak drzemał praktycznie całą drogę, nie zważając na zakręty, nagłe hamowanie, czy podniesiony głos Adama. Gdy był zmęczony tak jak dziś, nic nie było w stanie przeszkodzić mu w spaniu.

*

Spacer do właściwego sklepu zajął im dobre kilkanaście minut. Być może trafiliby tu szybciej, gdyby nie liczne postoje przy mijanych kolorowych witrynach.

- Dzień dobry. Zamawiałem tutaj kilka rzeczy.
- Pana nazwisko?
- Adam Lambert.
- Już podaję.

Ekspedientka wyszła z pomieszczenia, by za moment wrócić z zamówionymi ubraniami.

- Zaniosę je państwu do przebieralni.

Podążyli za nią aż na drugi koniec sali. Dziewczyna otworzyła jedną z kabin i zawiesiła w środku przyniesione rzeczy.

- Proszę mnie zawołać, gdy coś będzie potrzebne.
- Oczywiście. Dziękujemy.

Szatynka zniknęła tak szybko jak się pojawiła.

- Wchodź Bill – brunet kiwnął głową w stronę przebieralni.
- Mam coś przymierzyć?
- Aha.
- Pospiesz się, musimy jeszcze pojechać w jedno miejsce.

Nastolatek posłusznie wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Po minucie pojawił się ponownie w długim czarnym płaszczu, który prezentował się wspaniale na jego smukłym ciele.

Uważnie przeglądał się w lustrze. Wyglądał dojrzale i z klasą.

- Czego nie można odmówić Adamowi to niezłe oko. Potrafi idealnie dobierać ciuchy – odezwał się blondyn.
- No nie wiem, jeszcze wczoraj szybko zmieniłem zamówione rozmiary, bo zobaczyłem, że rękawy mogłyby być za krótkie.
- I tak ci się udało.
- Jest świetny… - powiedział cicho Bill, zwracając na siebie uwagę. – Naprawdę wspaniały…
- Cieszę się. To jak, będziesz go nosić?

Chłopak zaniemówił z wrażenia.

- To… To naprawdę dla mnie? – spytał nieśmiało, zdając sobie sprawę z wartości płaszcza.
- Nie, daliśmy ci go, żebyś sobie przymierzył… Oczywiście, że to dla ciebie!
- Weź go Bill. Wyglądasz w nim naprawdę dobrze, a materiał jest wysokiej jakości. Będzie na lata.
- „Na lata” to może powinien wziąć większy…
- Zaraz zapytam sprzedawczynię. Może ma jeszcze jeden egzemplarz.

Wyłączył się na chwilę i nie słyszał dalszej rozmowy Adama i Sauliego. Jego oczy błyszczały ze szczęścia. Nie spodziewał się takiego prezentu. Zawsze marzył o podobnym płaszczu, ale nigdy nie było go na niego stać. Wszystkie odłożone pieniądze znikały w mgnieniu oka. Swoje ostatnie euro wydał na podróż tutaj i naprawę laptopa, który niespodziewanie odmówił mu posłuszeństwa kilka dni przed wyjazdem.

- Super, to teraz spodnie…

*
- Wszystkiego najlepszego!
- Zupełnie powariowaliście…

Adam pojawił się przy ich stoliku z tortem czekoladowym przyozdobionym jasną polewą i dwoma świeczkami w kształcie cyfr 1 i 9. Zaraz potem starszy brunet zajął się zapalaniem świeczek.

- Szczerze mówiąc chciałem zielony, ale Sauli uparł się, że ma być ten.
- Adam, pomyśl. Kto by zjadł zielony tort…
- Ja – prychnął. –  To tylko kolor!
- Uwierz mi Bill, nie chciałbyś zobaczyć tamtego tortu…
- No pewnie, jak zwykle mój gust jest zły!
- Nie zaczynaj, proszę…

Kaulitz odruchowo spojrzał w bok, nie chcąc mieszać się do sprzeczek znajomej pary. Jego uwagę przykuło coś innego, a raczej ktoś.

Mężczyźni dopiero po chwili zdali sobie sprawę, iż nastolatek kompletnie odpłynął. Całe swoje zainteresowanie skupiał na drobnej długowłosej blondynce siedzącej kilka stolików dalej. Patrząc po jego wzroku najwyraźniej nie miał zbyt wielu kontaktów z płcią przeciwną.

- Podoba ci się? – zapytał były funkcjonariusz, na co chłopak zareagował zakłopotaniem.
- Ja… Tak tylko… - próbował odpowiedzieć, lecz czuł, że i tak palący rumieniec już zdążył zrobić to za niego.
- Zagadaj do niej. My damy sobie radę – zaproponował Adam.
- Nie. Nie chcę.
- Na pewno?
- Znajdź sobie faceta, są mniej problematyczni – rzekł nagle Koskinen. – Chyba że trafisz na drugiego Adama.
- Albo na drugiego Sauliego – odgryzł się Lambert. – Jest wiele do kochania, ale to trudna miłość…
- Nawzajem, kochanie…
- Nie, wiecie… Póki co zostanę przy dziewczynach.
- Co kto woli. No dalej, pomyśl życzenie!

Nie zastanawiał się długo, on już miał swoje życzenie. Prędko wziął głębszy wdech i zgasił obie świeczki.

- Wszystkiego najlepszego, Bill!
- Nie będziemy cię przytulać, żeby nie narobić ci obciachu przy damach.

Kaulitz uśmiechnął się w podziękowaniu. Choć intencje obu mężczyzn były szczere, chłopak do końca trwał na swoim miejscu, nie zagadnąwszy do ani jednej z obecnych w kawiarni dziewczyn. Miał jeszcze czas, żeby znaleźć swoją drugą połówkę.

*

Następnego dnia wyruszyli z powrotem na stację. Wszystko co dobre szybko się kończy. Bill musiał wracać do siebie. Jego szef nie zgodził się na więcej niż dwa dni urlopu.

- Dam ci znać, gdy tylko dowiem się czegoś o szkole dla ciebie. Potem zdecydujemy co dalej. Na pewno już w tym roku nie zaczniesz nauki, ale może w przyszłym? Poszukam ci jakichś materiałów do przygotowania się na zajęcia.
- Dziękuję, naprawdę. To więcej niż mógłbym sobie życzyć.
- Dla ciebie wszystko.
- No może nie wszystko, ale na pewno dużo. Dzwoń, gdy tylko będziesz mieć jakiś problem.
- Dokładnie!
- Dziękuję wam. Jesteście wielcy!

Po kolei przytulił każdego z nich i zapakował się do pociągu. W środku zajął miejsce przy oknie, żeby jeszcze chociaż przez chwilę móc pobyć w towarzystwie najbliższych sobie osób. Nie miał pojęcia, kiedy będzie mu dane spotkać się z nimi po raz kolejny.

- Odezwij się jak dojedziesz!
- Jasne!

Pomachał im na pożegnanie.

„Dziękuję za wszystko. Dziękuję, że jesteście.”

Pociąg wyruszył punktualnie. Po chwili nie było po nim już śladu.

Mężczyźni opuścili ręce.

- Nawet nie wiesz, jaki jestem z niego dumny. Mimo swojej sytuacji udało mu się osiągnąć tak wiele i to bez niczyjej pomocy. Sam zdecydował, co jest dla niego najlepsze.
- Właśnie dlatego dobrze, że nie zdecydowaliśmy się wtedy na adopcję. Nie podołalibyśmy temu. Możemy być dla niego rodziną, lecz nie rodzicami. Myślę też, że on nigdy tego od nas nie oczekiwał.
- Znów jesteś kilka kroków przede mną – zaśmiał się Adam. – Jak ty to robisz?
- Korzystam z chwil twoich słabości.
- Jasne…
- Adam?
- Tak?
- Ja już tęsknię za tym dzieciakiem.
Drache


Niespodzianka! Hehe. :P
Wreszcie udało mi się napisać dodatki do Sierotki. Bardzo dziękuję obsesji za pomysł!
Ale to już definitywny koniec, jeśli chodzi o Sierotkę. Co za dużo to niezdrowo, o!
Póki co przerwa i luźne notatki. Jeśli uda mi się stworzyć coś nowego, na pewno dam znać. ^.^
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze!
Pozdrowienia!