28.10.2012

Pierwszy i ostatni raz

Jako że na razie nie mam nic nowego do wstawienia pomyślałam, że umieszczę tutaj to opowiadanie. Jest dość stare, bo z 2007/8 roku (staro mi...). Brało udział w pojedynku opowiadań na jednym z for o TH. Ta strona już nie istnieje, a nie chciałabym zgubić gdzieś tego opowiadania (z kompami bywa różnie), dlatego pomyślałam, że wkleję je tutaj.
Jeśli ktoś się nie boi, zapraszam. ;p


Pierwszy i ostatni raz

- Bill, mam coś dla ciebie – z dumą oznajmił blondyn w o wiele za dużym ubraniu.
- Dla mnie? Pokaż! – odpowiedział podekscytowany osiemnastolatek. Bliźniak wszedł do hotelowego pokoju, trzymając coś za plecami.
- Najpierw zamknij oczy – powoli zbliżył się do łóżka, na którym leżał jego brat.
- Nie.
- No nie bądź taki.
- Zamknę oczy, a ty mi przyłożysz albo zwalisz mnie z łóżka.
- Nic ci nie zrobię – przekonywał go blondyn z włosami zaplecionymi w dready.
- Daj mi spokój.
- Nie chcesz to nie. Zabieram to.
Już miał wyjść z pomieszczenia, jednak smutne oczy czarnowłosego nastolatka zmusiły go do pozostania.
- Dobra wygrałeś – powiedział i niemal natychmiast skoczył na łóżko, wręczając bliźniakowi bilety na koncert jednego z ich ulubionych zespołów.
- Super! Kiedy idziemy?
- W najbliższy weekend, smutasie – zaśmiał się i, niewiele myśląc, rzucił się na niego z łaskotkami.
- Przestań! Wiesz jak tego nie znoszę! – krzyknął Bill z trudem powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.
- Przestanę jak mi coś powiesz – rzekł poważnym tonem.
- No co?
- Czemu mi nie ufasz?
W pokoju zapadła cisza. Brunet w jednej chwili stracił dobry humor i odwrócił wzrok w stronę białej jak kreda ściany. Nie potrafił znaleźć odpowiedzi na zadane pytanie.
Starszy o dziesięć minut chłopak zrozumiał, że to koniec rozmowy. Wyszedł bez słowa zostawiając młodszego nastolatka samego.
- Przepraszam Tom. Ja nikomu nie ufam. Nie mogę – szepnął najciszej jak potrafił, po czym wtulił się w dużą poduszkę i zaczął zastanawiać się nad swoim zachowaniem. Zawsze był taki. To przez to w szkole traktowano go jak wyrzutka, a w zespole uważano za samotnika chadzającego własnymi ścieżkami. Nie potrafił się otworzyć na świat, chociaż bardzo tego pragnął. Bał się. Czego? Sam dobrze nie wiedział.

- Pamiętaj żeby nigdy na nikim nie polegać i nikomu nie ufać. Jesteś jeszcze mały i nawet nie masz pojęcia, do czego zdolni są ludzie – takie słowa usłyszał, gdy ojciec zostawiał jego, Toma oraz ich matkę.
- Ale chyba nie wszyscy są tacy sami?
- Nigdy nie masz pewności czy najlepszy przyjaciel pewnego dnia nie wbije ci noża w plecy. Bierz życie w swoje ręce i nie pozwól nikomu go zniszczyć. Obiecujesz?- zbliżył się do synka i przytulił go po raz ostatni.
- Tak tato – odpowiedział mu cichy szept dziecka, które jeszcze wtedy nie wiedziało, do czego może doprowadzić taka przysięga.

Minęły lata, a on cały czas pamiętał i nie pozwalał ludziom wchodzić z butami do swojego życia. Nie miał przyjaciół, wszyscy uznawali go za dziwaka i tylko nieliczni potrafili uszanować to, że nie chce zdradzać żadnych swoich tajemnic. W wywiadach sprytnie mieszał fakty z wymyślonymi historyjkami tak, że tylko on sam wiedział, co rzeczywiście jest prawdą. Nawet dla najbliższej rodziny i współpracowników Bill Kaulitz był jedną wielką zagadką.
Wszystko co robił dopracowywał w najdrobniejszym szczególe. W studiu i przed koncertem cały czas doglądał specjalistów od dźwięku, w wytwórni czytał wszystkie umowy. Każdą najbłahszą rzecz załatwiał sam, nie pozostawiając niczego przypadkowi bądź innym ludziom. Jednak stawało się to coraz trudniejsze i wykańczało go zarówno fizycznie jak i psychicznie. Nieraz musiał być w kilku miejscach na raz, a za chwilę odpoczynku mógł uznać jedynie przerwy pomiędzy spotkaniami, sesjami zdjęciowymi i wywiadami. Do hotelu zawsze wracał jako ostatni. Gdy miał pewność, iż wszystko jest dopięte na ostatni guzik, zazwyczaj był tak wycieńczony, że kilka razy zdarzyło mu się usnąć na podłodze przy drzwiach wejściowych do wynajętego apartamentu.
„Może najwyższy czas, aby wyjść do ludzi i przestać zachowywać się w ten sposób?” - pomyślał pewnej nocy, kiedy po kolejnym dniu spędzonym w studiu i wytwórni, legł półprzytomny na łóżku.

Dzień nie zapowiadał się dobrze. Od rana lał potworny deszcz, a słońce nawet nie próbowało wyjść zza gęstej warstwy brudnych chmur unoszących się nad miastem. Cały zespół korzystał z wolnego popołudnia. Perkusista oglądał wiadomości, basista układał ubrania w szafie, a gitarzysta uczył wokalistę, jak grać w pokera. Zapewne siedzieliby tak do późnej nocy, gdyby znienacka do pomieszczenia nie wszedł ich menadżer i nie podzielił się z nimi ciekawą, w jego mniemaniu, informacją.
- Mam zajęcie dla naszej „gwiazdy” – David często mówił tak na Billa, gdyż, chcąc czy nie chcąc, to właśnie on był wizytówką całego zespołu.
- Hmm? – odezwał się zainteresowany.
- Skoro się nudzisz, to pojedziesz dzisiaj na bardzo ważną sesję zdjęciową.
- Tylko ja? – spytał zdziwiony. – Zawsze jeździmy na sesje we czwórkę.
- Tym razem tylko ty pojedziesz.
- Nie podoba mi się to. Nie chcę jechać sam.
- Jedziesz ze mną. Chyba wystarczy ci jedna niańka.
- Bardzo zabawne – burknął posępnie.
- Nic ci się nie stanie jak raz pojedziesz sam – mężczyzna powoli zbliżył się do siedzącego na fotelu osiemnastolatka. – Zaufaj mi, wszystko pójdzie szybko i sprawnie.
Czarnowłosy zaniepokoił się dziwnym tonem, z jakim menadżer wypowiedział ostatnie zdanie. Z jednej strony, zląkł się propozycji i cały czas pamiętał o złożonej przed laty obietnicy, jednak przypomniał sobie o chęci uporania się z wizytówką „dziwaka”. Może to odpowiedni moment, aby począć zmieniać swoje usposobienie?
- Kiedy jedziemy? – zapytał po chwili namysłu.
- Natychmiast. Zobaczysz, nie będzie tak źle.
Po kilkunastu minutach gotowy do wyjścia razem z Davidem opuścił znudzonych chłopaków, którzy zupełnie zignorowali całe zajście. Jedynie Tom zaniepokoił się zachowaniem obu rozmówców.
- Nie wiecie, gdzie ma być ta sesja? – rzucił po chwili.
- Wiemy tyle, co i ty. Zresztą, czy to takie ważne? – odpowiedział mu nieprzyjemny głos Georga.
- Bardzo ważne! Bill pierwszy raz tak się zachował. Nigdy nie szedł nigdzie sam, jeśli nie musiał. I ten ton Davida…
- Przesadzasz. Przecież nasza „gwiazda” ciągle gdzieś jeździ z Davidem i rzadko zabiera ze sobą któregokolwiek z nas.
- Ja z nim jeżdżę praktycznie wszędzie. Ciągle narzeka na mnie, że usypiam w samochodzie zanim on załatwi wszystkie swoje sprawy. Poza tym na sesje czy wywiady jeździmy wszyscy, nawet jeśli nie bierzemy w nich udziału.
- Przesadzasz.
- Może tak, może nie. Jadę za nimi.
- Miłej podróży.
Tom szybko chwycił portfel i wybiegł z apartamentu. Znalazłszy się na ulicy prędko dostrzegł odjeżdżający znajomy samochód i, nie zastanawiając się długo, wskoczył do najbliższej taksówki.
- Proszę jechać za tamtym samochodem.

Brązowooki z irytacją obserwował ściekające po przyciemnionych szybach krople. Nienawidził, kiedy coś działo się nie tak jak chciał, a na dzisiaj zaplanował sobie relaks w towarzystwie brata i reszty chłopaków. Zamiast tego musiał jechać bez nich w jakieś bliżej nieokreślone miejsce i pozować do zdjęć. Nagle usłyszał, że menadżer, który siedział przed nim, rozmawia z kimś przez telefon. Ostrożnie przyłożył głowę do przedniego fotela i spróbował wsłuchać się w cichy dialog.
- Nie ma wątpliwości. Wkrótce staną się tak sławni jak Nirvana…
„Nirvana?” - zdziwił się nastolatek. Chociaż nie znał kontekstu wypowiedzianych przez mężczyznę słów, postanowił przysłuchiwać się dalej.
- Mi też szkoda chłopaka. Ma całe życie przed sobą, ale biznes to biznes…
Bill zląkł się nie na żarty. Czyżby David chciał mu coś zrobić? Nie, to niemożliwe. Przecież znają się już kilka dobrych lat. To on wyniósł Tokio Hotel na sam szczyt. Czarnowłosy szybko otrząsnął się z szoku. W końcu ustalił coś przed wyjściem.
„David nie zrobiłby mi nic złego. Musiałem to źle zrozumieć.”
Wreszcie samochód stanął przy krawężniku i ktoś otworzył drzwi wokaliście. Miał dwa wyjścia: paniczną ucieczkę lub… Powoli wygramolił się z pojazdu i zatrzasnął za sobą drzwi.
- Weź parasol, bo się rozchorujesz – powiedział menadżer, podając chłopakowi ciemnozielony przedmiot. Frontman zespołu w mig uspokoił się, a na jego bladej twarzy pojawił się maleńki, lecz szczery uśmiech.

- Gdzie oni poleźli?! – wrzasnął Tom, wyskakując z taksówki.
- Proszę się uspokoić – odezwał się kierowca pojazdu. – Widziałem jak ktoś szedł w stronę tamtego budynku.
- Bardzo dziękuję – wyjął z portfela 50 euro i wrzucił przez uchyloną przednią szybę. – Reszty nie trzeba! – dodał i nie czekając na reakcję, ruszył pędem we wskazane miejsce.

Znajdowali się w ogromnym rozpadającym się budynku. Wszystko wskazywało na to, że dawniej miał to być potężny biurowiec, lecz z nieznanych nastolatkowi przyczyn, nie został dokończony. Wewnątrz panowały egipskie ciemności i gdyby nie ustawione wcześniej reflektory, nikt nie byłby w stanie zobaczyć czegokolwiek nawet na długość nosa. Bill i David powoli podeszli do zwróconej w ich stronę ekipy, aby ostatecznie przygotować się do zdjęć.
Wokalista cierpliwie siedział i czekał aż makijażystka skończy pracować nad jego wyglądem, gdy zauważył coś podejrzanego. Kobieta, która się nim zajmowała, patrzyła na niego wyjątkowo smutnym wzrokiem. Miał wrażenie, że o czymś wiedziała, jednak nie chciała nic powiedzieć. Kiedy skończyła, po prostu kiwnęła głową i odsunęła się od niego. Był zmieszany. W sekundę przypomniały mu się wszystkie dziwne zdarzenia tego dnia.
- Bill, chodź tu. Coś się stało? – szepnął Jost, dostrzegając ponury wyraz twarzy chłopaka.
- Wszystko w porządku – skłamał.
- Kiedy ty wreszcie przestaniesz kłamać? No powiedz, co cię trapi?
- Nic…
- Bill!
- Dobra! Nie podoba mi się ta sesja, jasne? Coś jest nie tak.
- Mówiłem ci, że wszystko będzie dobrze. Nie ufasz mi?
- Ufam, ale…
- Jeżeli komuś naprawdę ufasz to nie ma żadnego „ale”. Odpowiedz mi szczerze: tak czy nie?
Czarnowłosy wziął głęboki oddech. Co on sobie myślał? Przecież to David, jego menadżer, który zajmuje się zespołem już kilka lat. Niby cóż złego mógłby mu zrobić?
„Najwyższa pora skończyć z takimi głupimi uprzedzeniami” - odezwał się cichy głos w jego głowie.
- Tak – odparł pewnie osiemnastolatek.
- W końcu zmądrzałeś – klepnął go w plecy. – Chodź, skończmy z tym wreszcie.


Zdyszany gitarzysta wtargnął do budynku tylnym wejściem. Uznał, iż jeśli coś może być nie tak, to lepiej nie rzucać się w oczy. Po krótkiej ocenie sytuacji wyjął swój telefon, wyciszył i uruchomił jako latarkę. To jedyny sposób, by znaleźć cokolwiek i kogokolwiek w tym ponurym gmachu. Powoli poruszał się po całym terenie, rozglądając się wokół. Gdy usłyszał jakiś szmer, chował aparat pod ubranie, a sam kucał, kładł się lub po prostu krył za jedną ze ścian. Tym sposobem przeszukał parter oraz pierwsze piętro. Kiedy wszedł schodami wyżej, do jego uszu dotarła mieszanka różnych głosów i dźwięków. Szybko włożył telefon do kieszeni i uklęknął. Uważnie rozejrzał się dookoła. Po chwili zobaczył światła i grupę ludzi. Ostrożnie podkradł się najbliżej jak się dało, by wypatrzyć brata. Nie musiał się zbytnio wysilać, żeby odnaleźć swoją zgubę. Wokalista ubrany w długi czarny płaszcz stał na środku najbardziej oświetlonego miejsca i wysłuchiwał ostatnich instrukcji od fotografa. Wyglądał tak spokojnie, iż starszy Kaulitz miał wrażenie, że zdenerwował się bez potrzeby. Wszystko wydawało się być w najlepszym porządku. Mimo to, Tom wyciągnął telefon i zaczął filmować to, co się działo. Gdziekolwiek jechał zawsze zabierał ze sobą komórkę i uwieczniał nawet najbardziej banalne wydarzenia. Potem siedział godzinami i oglądał wszystko, starając się zapamiętać najlepsze fragmenty, by pewnego dnia opowiedzieć je swoim dzieciom bądź wnukom.

- Stań tak jak ci pokazywałem. Bardzo dobrze – pochwalił go siwy mężczyzna, trzymający w ręku profesjonalny i na pewno bardzo drogi aparat fotograficzny. – Teraz jeszcze rekwizyt – dodał i bez zbędnych emocji podał Billowi odpowiedni przedmiot.
- Ale to jest…
- Spokojnie, nie jest nabity – oświadczył widząc strach w oczach bruneta. – Wymierz go w swoją stronę i zrób odpowiednią minę. Masz wyglądać jak samobójca, który ma jeszcze ostatnią szansę przed popełnieniem okropnego błędu, czyli zakończeniem swego żywota.
Chłopak z trudem opanował drżenie swojego ciała i chwycił w dłonie pistolet. Głęboki oddech. Pozował już ze zwierzętami, krzyżami i nieobliczalnymi fanatyczkami. Od kilku zdjęć z bronią nic mu się nie stanie.
Gdy otrzymał odpowiedni sygnał, stanął w lekkim rozkroku, jednocześnie wykonując polecenia wydawane przez profesjonalistę. Jedno zdjęcie…drugie…trzecie…dziesiąte. Po kilku minutach zupełnie się rozluźnił i uspokoił.
- To już końcówka – krzyknął starszy pan. Nagle wszyscy cofnęli się kilka kroków w tył, kryjąc się w ciemności. Tylko czarnowłosy trwał bez ruchu, nie widząc, co się dzieje. Światło bijące od ustawionych reflektorów raziło go zbyt mocno, aby mógł cokolwiek zobaczyć.
Potworny trzask. Przerażony wypuścił metalowy przedmiot na ziemię.
- K*! Źle trafiłem – wrzasnął ktoś kilkadziesiąt metrów od niego. Wtedy coś poczuł - koszmarny ból. Z głośnym jękiem runął na podłogę.
Wszyscy coś mówili - jedni głośniej, inni ciszej. Do niego nic nie docierało. Leżał milcząc, gdyż nie mógł wydobyć z siebie ani jednego słowa. Z jego ust wydobywała się mieszanina jęków i charknięć. Skulił się i trzymał ręce na bolącym miejscu. Dziwna wilgoć. Zszokowany przyjrzał się swoim rękom. Były całe we krwi.
- Przepraszam Bill. To jedyny sposób, aby zespół miał zapewnioną sławę na całe lata. Niestety będziesz musiał trochę pocierpieć, bo ten partacz nie trafił tam, gdzie powinien.
- Dobić go? – odezwał się męski głos. Prawdopodobnie należał do osoby, która poprzednio chybiła.
- Nie dotykaj go teraz! To ma wyglądać na samobójstwo, nie rozumiesz?
- Rozumiem…
- Dobra, nie ma tu już nic do oglądania. Zapominacie o wszystkim i jedziecie do domów, a jutro będzie czekała na was premia! – ogłosił dumnie Jost.
Kilka minut później zgasły ostatnie światła, a po ekipie nie było śladu.
Brunet słabł. Z trudnością chwytał powietrze, gdyż rana nie pozwalała mu na żadne gwałtowne ruchy. Czerwona ciecz w dużej ilości spływała po jego boku na podłogę. Leżąc tak, rozmyślał o wszystkim: o przeszłości i swoich dokonaniach, później o zachowaniu menadżera, wreszcie o tym, co pomyśli jego brat z resztą zespołu. Czy uwierzą Davidowi w wymyśloną historyjkę o samobójstwie? Pewnie tak. Gdyby ktoś dotarł do nich i wyjawił prawdę…
- Bill! – rozległo się w jego głowie. – Bill!
Ktoś szybko obrócił go na plecy. Uchylając ciężkie powieki, dostrzegł malutkie światełko. Znajdowało się na wyciągnięcie ręki. Przez moment zapragnął go dotknąć, jednak wtedy do jego uszu dotarł czyjś przejęty głos. Chociaż brzmiał znajomo, wokalista nie był w stanie stwierdzić, do kogo należał.
- …w starym budynku do rozbiórki. Jest ranny w klatkę piersiową, poniżej serca… - tylko to był w stanie wyłapać umysł cierpiącego chłopaka. Nigdy nie myślał, że znajdzie się w podobnym położeniu. Nawet nie potrafił odróżnić swoich myśli od tego, co się rzeczywiście działo. Zdawało mu się, że to tylko zły sen, że zaraz usłyszy przeraźliwy dźwięk budzika i wszystko wróci do normy. Niestety nic z tego.
- Zaraz przyjedzie karetka. Zabiorą cię do szpitala – odezwał się ten sam głos. Nagle nastolatek zorientował się, iż przy nim klęczy nie kto inny, jak jego własny brat.
- Tom? – szepnął niemal niedosłyszalnie.
- Tak. Trzymaj się Bill. Nie poddawaj się, błagam.
- Przepraszam…nie…powinienem…- każde słowo wymawiał wyjątkowo niezgrabnie. Ciało powoli zaczęło odmawiać mu posłuszeństwa. Zrobienie jakiegokolwiek ruchu było dla niego wyjątkowo trudne, nie wspominając o mówieniu czy nawet oddychaniu.
- Przestań! Musisz oszczędzać resztki energii.
- Nie…powinienem…mu…ufać – dokończył i zmrużył oczy.
- To, że w końcu obdarzyłeś kogoś zaufaniem nie jest złe. Złe jest to, że ta osoba cię zdradziła – mówił blondyn, a łzy ściekały mu po policzkach i spadały, rozpryskując się na zalanych czerwoną substancją piersiach bliźniaka. – Wytrzymaj jeszcze trochę, niedługo przyjedzie karetka. Zajmą się tobą specjaliści i…
- Już się…zajęli – przerwał mu młodszy chłopak.
- Bill…
Tom ostrożnie usadowił się bliżej coraz bledszego brata, a drżącą dłonią zasłonił dziurę w jego boku. Każda sekunda zamieniała się w wieczność. Gitarzysta cały czas mówił do bruneta i sprawdzał, czy ten jest przytomny. Wydawało się, że będzie dobrze, jednak tuż przed przybyciem pomocy, stan rannego gwałtownie się pogorszył. Przestał reagować na cokolwiek, jego oddech stał się płytki, a puls ledwo wyczuwalny. Ratownicy od razu marnie ocenili jego szanse na przeżycie. Niestety nie pomylili się. Zaraz po przewiezieniu do szpitala osiemnastoletni wokalista zmarł.

Nikt nigdy nie widział takiego pogrzebu. Ludzie ledwie mieścili się na jednym z największych niemieckich cmentarzy. Organizacją zajął się David. Chciał, żeby o tym wydarzeniu mówiono na całym świecie, w przeciwieństwie do rodziny zmarłego, która wolałaby kameralne pożegnanie. Bez setek reporterów. Bez tysięcy fanek i fanatyczek. Wśród zebranych nie zabrakło oczywiście osoby ubranego w czarny strój blondyna. Z niesmakiem patrzył na udającego rozpacz Josta, przed którym udało mu się zataić fakt bycia na felernej sesji zdjęciowej. Niedobrze mu się robiło, gdy słyszał historyjkę o „samobójstwie” czarnowłosego nastolatka.
Nareszcie przyszedł czas, gdy rodzina, przyjaciele i najbliżsi współpracownicy wokalisty Tokio Hotel mieli powiedzieć po kilka słów na temat odejścia najmłodszego członka zespołu. Najpierw wypowiadali się rodzice bliźniaków, później dziadkowie. Następnie przyszła kolej na Gustava, Georga oraz nielicznych przyjaciół, którzy znali się z bliźniakami Kaulitz jeszcze od czasów szkolnych. Tom oznajmił, iż z powodu złego samopoczucia będzie mówił dopiero po menadżerze grupy. Mimo że to była tylko wymówka, blondyn widząc jak zachowuje się mężczyzna, naprawdę poczuł się źle. Następujące po najszczerszych łzach kłamstwa były dla niego po prostu nie do zniesienia.
Wreszcie przyszła jego kolej. Szybko wszedł na ozdobione drewniane stanowisko, ustawił odpowiednio mikrofon i zaczął przemówienie.
- Nie mam pojęcia, co powiedzieć – zaczął. - Bill był moim jedynym bratem i bardzo go kochałem. Zawsze starałem się otaczać go należytą opieką. Dbałem o niego i wspierałem na każdym kroku. Tak jest i teraz – powiedział i odwrócił się w stronę Davida. – Bill z pewnością nie chciałby żeby ktoś łgał w sprawie jego śmierci. Jak śmiesz kłamać wszystkim dookoła, że on popełnił samobójstwo?! Ty kazałeś go zamordować! Nigdy nie zapomnę dnia, gdy zabrałeś go na tą piep* sesję. Widziałem jak twoi ludzie dawali mu pistolet i kazali spokojnie stać, kiedy jeden z nich celował mu prosto w serce. Dla rozgłosu kazałeś zabić człowieka! Byłem przy moim konającym bracie w ostatnich chwilach jego życia. Nie mogłem mu pomóc. Wiesz jak się wtedy czułem, patrząc jak najbliższa mi osoba zwija się z bólu i powoli gaśnie?! Nawet nie pozwoliłeś mu zginąć od razu! Nie chciałeś go dobić, bo każdy od razu poznałby, że wszystko zostało upozorowane! A wiesz jak się poczułem, gdy usłyszałem słowa lekarza, który oznajmił mi, że mój brat już nigdy nie odezwie się do mnie ani słowem?! – gitarzysta stracił panowanie nad sobą. Cały się trząsł, a z jego oczu ciekły słone krople. Zdezorientowany Jost kazał odłączyć mikrofon i ściągnąć chłopaka z podestu, ale nikt nie mógł nic zrobić. Ludzie słuchali przemawiającego nastolatka z takim zainteresowaniem, iż nie pozwolili tknąć ani jego, ani kabli od nagłośnienia.
- Jeszcze jedno – ciągnął chłopak. – Tuż po całym zajściu zgłosiłem wszystko policji – rzekł, lekko się uśmiechając. – Pokazałem im swoje nagrania z tej „sesji” i…kilku panów zgodziło się towarzyszyć nam dzisiaj.
Nagle, nie wiedzieć skąd, przy menadżerze znalazło się kilku oficerów. Szybko poinformowali go o zatrzymaniu i, nie zważając na wzrok zdziwionych gapiów, zaprowadzili szarpiącego się i krzyczącego mężczyznę do radiowozu. Wszyscy zamieszani w sprawę w tajemniczy sposób zniknęli z terenu cmentarza.
Starszy Kaulitz odetchnął z ulgą i spojrzał w niebo.
- To dla ciebie bracie. Zrobię wszystko, aby wszyscy winni zostali ukarani – szepnął. – To za twój pierwszy i ostatni raz.
Drache

3 komentarze:

  1. Jezu...
    Nie jestem w stanie sklecić niczego sensownego.
    Ryczeć mi się chciało podczas czytania.
    David okazał się skończonym sk**wielem, który dla kasy i rozgłosu zrobi wszystko.
    Ucieszyłam się z faktu, że Tom pojechał za Billem i Jostem i wszystko nagrał, by potem móc skazać menadżera zespołu.
    Piękna i wzruszająca jednoczęściówka.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten one-shot jest cudowny, ale smutny. Mam łzy w oczach. Biedny Bill. Jego ojciec jakby przeczuwał, że coś takiego się wydarzy. Dobrze, że Tom zdołał udowodnić, że to Jost kazał zabić Billa. Takie pomszczenie bliźniaka. Świetne.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. David to ma wenę twórczą, nie ma co. Aż mi się wierzyć nie chce, że ktoś mógł coś takiego wymyślić. Po prostu skandal. To smutne, że Bill tego nie przeżył i że to nie Tom był osobą, której zaufał. W końcu chcielibyśmy wierzyć, że bliźniacy tak naprawdę są ze sobą blisko.
    Tom w akcji, przy wszystkich... Cóż, słodka zemsta. Dobrze, ze David dostał za swoje. Zresztą, ja nawet bym go nie zamykała... Fani Billa by go ukamienowali za to, co zrobił.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń