30.03.2013

Verloren epilog + dodatek

Epilog



- Właź.
- Przytulnie tu…
- No… Jeśli można tak powiedzieć o schowku na szczotki.
- Ta… Tęskniłem za tobą, wiesz?
- Ja za tobą też. Adam robi co może, żeby wypromować płytę, a ja… Sam wiesz.
- Musisz z nim jeździć. To było do przewidzenia. Dobrze, że teraz mamy chociaż kilka minut dla siebie. O ile nas nie znajdą.
- Bill?
- Hm?
- Tęskniłem.
- Bardzo?
- Zaraz ci pokażę, jak bardzo…

*

- A zwycięzcą w tej kategorii zostaje…

Adam nerwowo obracał mikrofon w dłoniach. Gala trwała w najlepsze już od godziny. Zostało mu jeszcze jakieś 10 minut do krótkiego wywiadu i z pół godziny do występu. Może trochę więcej, nie potrafił dogadać się z nikim z organizacji. Denerwowało go też to, że jego zespół miał więcej czasu na przygotowania niż on.

Podniósł wzrok i rozejrzał się po widowni. Tym razem zabrakło na niej Sauliego, który musiał pilnie wrócić do Finlandii. Niby obiecał obejrzeć galę w internecie, ale to już nie było to samo. Przeklęte obowiązki.

Popatrzył na grupy zebrane wokół. Piosenkarze i członkowie różnych zespołów przyjechali wystąpić, obejrzeć show lub po prostu "pojawić się" na gali. Część z nich rozpoznał, części zupełnie nie kojarzył. Z trudem dopatrzył się zespołu Billa. Bez swojego charakterystycznego wokalisty grupa zdawała się ginąć w tłumie.

Zastanawiał się, gdzie może podziewać się młodszy z braci Kaulitz, lecz po chwili przypomniał sobie, że przecież Tommy również znajduje się na terenie hali. Z pewnością byli razem, Adam mógł się założyć o duże pieniądze, że właśnie tak było.

Nagle zbladł. Z przerażeniem patrzył na małe okienko, które łączyło główną halę z jakimś niżej położonym pomieszczeniem. Na szybie znajdowała się dłoń. W mig rozpoznał te długie, chude palce i wyszukaną biżuterię. Oraz niepokojące ruchy.

- Idioci… – wysyczał przez zaciśnięte zęby. Nie, żeby sam nigdy nie miewał podobnych pomysłów, ale zawsze (zazwyczaj) starał się wybrać odpowiedni czas i miejsce na ich realizację. Nie mógł pozwolić sobie na skandal. Oni też nie mogli.

W panice rozejrzał się dookoła z nadzieją, że nikt nie dostrzegł tego, co on. Na całe szczęście nie.

Lambert wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał odpowiedni numer. Tommy nie odpowiadał. Z Billem również nie mógł się skontaktować.

Szybko namierzył wzrokiem Toma, który siedział nieopodal, obserwując jakiś występ. Potrzebował jego pomocy. Sam nie mógł nic zrobić. Od wywiadu dzieliło go już tylko kilka minut.

Próbował zwrócić uwagę gitarzysty na różne sposoby, ale nic nie zadziałało. Blondyn był skupiony na widowisku, które miało miejsce na scenie.

W akcie desperacji przeszukał kieszenie, gdzie znalazł paczkę chusteczek. Zgniótł je w dłoni.
Cel.
Pal.
Headshot.

Gdy chłopak odwrócił się z irytacją, Adam od razu wskazał mu właściwy kierunek. Brązowe oczy z każdą chwilą stawały się coraz większe, a kolor twarzy ich właściciela przeszedł w odcień zbliżony do kartki papieru.

Kaulitz wstał, rzucił kilka słów w kierunku swoich kolegów, wyciągnął telefon i podszedł do wskazanej mu szyby. Przytknąwszy telefon do ucha, udawał, że właśnie prowadzi ważną rozmowę. Przystanął. Jego nogi przysłoniły okno.

*

- Chłopcy?

Blondyn podniósł wzrok znad swojej szklanki, by ujrzeć obok siebie dwie hojnie obdarzone przez naturę blondynki. Były w jego typie. Ich skromne odzienie wskazywało na jedno: tej nocy szukały przygód w ramionach nieznajomych z klubu na obrzeżach centrum miasta.

- Nudzimy się tutaj strasznie! – jęknęła jedna z nich, trzepocząc długimi, sztucznymi rzęsami. – Może zatańczymy, a potem… Porozmawiamy?

Tommy uśmiechnął się pod nosem. Propozycja była interesująca. Odwrócił się i spojrzał na swojego towarzysza, który zdążył już wstać z kanapy.

- A co z tego będziemy mieli?
Na odpowiedź nie musieli długo czekać.

Kilka powabnych ruchów i dziewczęta oplotły się ramionami, a za moment również złączyły ze sobą swoje usta, ściągając na siebie w ten sposób uwagę grup z okolicznych stolików. Gitarzysta pokiwał głową. Musiał przyznać, iż przedstawienie było niczego sobie. Gorące ciała odkrywały się z każdym ruchem, a kosmyki włosów mieszały się na nagich ramionach.

- I jak? – spytała wyższa blondynka, gdy obie przerwały swoje przedstawienie.

Dwie pary brązowych tęczówek zwróciły się ku sobie. Dwa uśmiechy wyrażające podobne emocje. Jeden plan.

Jednym silnym ruchem, choć powoli, przylgnęli do siebie z ogromnym głodem uczucia. Ręce spłynęły w dół. Obaj poczuli zapach swoich rozgrzanych ciał. Język gitarzysty, nim wprosił się na spotkanie ze swoim pobratymcem, zawadził o okrągły, metalowy kolczyk.

Pokaz nie trwał zbyt długo. Ponownie zwrócili się do dwóch uroczych dam.

- Wyszło wam nieźle, ale jesteśmy zajęci – odezwał się starszy z dwójki i chwycił Billa za rękę. – Miłego wieczoru!

Roześmiani odwrócili się i odeszli, zostawiając za sobą oniemiałe dziewczyny.

- Wrócimy do reszty? Zostawiliśmy ich chyba z pół godziny temu – zasugerował Tommy.
- A magiczne słowo?
- Abrakadabra.
- Wal się.

Ich wargi znów się złączyły. Byli złaknieni bliskości.

- Najpierw coś zamówmy – powiedział Bill.
- Spoko. Cola?
- Chętnie. A ty?
- To samo.
- Wiesz, że nie musisz tego robić ze względu na mnie – rzekł brunet, mając na myśli swoją przymusową abstynencję.
- Nie będę pić bez ciebie. Nie ma w tym żadnej frajdy.
Chłopak uśmiechnął się do ukochanego. Zdawał sobie sprawę, że to spore poświęcenie ze strony gitarzysty. Nie wiedział jednak, że Tommy ratował w ten sposób ich oboje.

Stanęli przy barze i czekali na swoją kolej. W tym czasie Ratliff położył dłoń na boku swojego partnera i przyciągnął go do siebie.
- Zastanawiam się, kiedy to się wyda - rzekł Bill, nachyliwszy się nad uchem blondyna.
- Mnie to jakoś nieszczególnie ciekawi – odparł markotnie Tommy. – Dziwi mnie, że ciebie tak.
- Dlaczego?
Nie zdążył odpowiedzieć. Uprzedził go błysk flesza.

Drache
***

Dodatek



Swoje kolejne popołudnie spędzał leniwie na dmuchanym materacu, który dryfował wzdłuż i wszerz wielkiego basenu hotelowego. Wreszcie mógł delektować się wakacjami. Marzył o nich od tak dawna. Piękna pogoda była tylko wisienką na torcie.

Wszystko było idealnie, lecz to co dobre szybko się kończy.

Ucisk w kostkach. Nie zdążył zareagować. Wylądował w wodzie. Wynurzył się z niej wściekły, gotów zabić za ten kiepski żart. Przed sobą ujrzał roześmianego Billa.

- Odwaliło ci zupełnie?! – wrzasnął, ale chłopak wciąż zanosił się śmiechem. Mężczyzna drżał pod wpływem emocji i nagłej różnicy temperatur. – Niech ja cię tylko…
- Nie, dzięki! – rzekł Kaulitz, odsunąwszy się. – Ja już byłem w wo… Łaa!!!
- Sauli! Sauli! Bierz go!

Był czy nie, wylądował w niej znowu. Tommy z satysfakcją obserwował zdarzenie dziejące się na jego oczach.

Po udanej akcji Adam z Saulim przybili sobie piątki. Bill wynurzył się po chwili, otrzepując się z wody. Mokre kosmyki przyklejały mu się do twarzy.

- Dajcie sobie spokój! To już trzeci raz! – prychnął w stronę pary mężczyzn, którzy nie czuli się ani trochę winni jego obecnego stanu. Ratliff kręcił głową. Najwyraźniej mylił się co do dojrzałości swoich przyjaciół.

- Bill!

Wszyscy odwrócili wzrok w stronę źródła dźwięku – niskiej dziewczyny o azjatyckich rysach i długich, czerwonych włosach. Brunet podpłynął do brzegu basenu, gdzie stała owa postać.

- No? – zagadnął.
- Obaj jesteście tacy sami! Żadnego szacunku dla dziewczyn! – fuknęła. Chłopak w odpowiedzi przewrócił oczami.
- No, słucham? – poprawił się. Ria porzuciła wszelkie nadzieje i przeszła do ważniejszego tematu.
- Skoro tak dobrze bawicie się z chłopakami, może zaciągnęlibyście do zabawy Toma? Przydałaby mu się kąpiel.

Młodszy Kaulitz rozejrzał się w poszukiwaniu brata. Siedział po drugiej stronie basenu, rozmawiając z jedną z tancerek Adama.

- Jesteś okrutna – zaśmiał się Bill. – Pięć dolców.
- Chyba śnisz! – burknęła oburzona.
- Nie to nie…
-  Dobrze, już dobrze – zgodziła się w końcu. – Dostaniesz wieczorem.
- W takim razie masz to jak w banku – powiedział, ukazując jej rząd swoich białych zębów. – Tommy, pomożesz mi?

Tom niczego nie podejrzewał. Rozmowa z nieznajomą pochłonęła go bez reszty. Nie widział w tym zagrożenia dla Rii, przecież tylko rozmawiali. To prawda, że tancerka była niczego sobie i miała niesamowite ciało…

Kolejnym błędem było zwieszenie nóg z krawędzi basenu. Myślał, że nic mu nie grozi, przeliczył się.

W okolicy rozległ się dziki wrzask i plusk wody.

Starszy Kaulitz szybko wyskoczył na powierzchnię, łapiąc oddech. W mig namierzył swoje dwa cele. Zadanie: zamordować z zimną krwią.

- Ty mały… – wysyczał, spoglądając na roześmianego bliźniaka.

Nikt nie przerwał pojedynku dwóch braci. Choć bardzo podobni, stanowili dwie siły, pomiędzy które nie należało się mieszać. Otoczenie wiedziało o tym zbyt dobrze.

Drache

***

krewetka - Dał do myślenia? Podziel się, o co chodziło. :D

Love y'all! <3 :D

To już właściwie koniec historii. Zdecydowałam się opublikować drugi dodatek za jakiś czas jako krótkie, osobne opowiadanie. :)

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy czytali to opowiadanie, a zwłaszcza tym, którzy zostawili po sobie ślad. Dziękuję za wsparcie, motywację do dalszego tworzenia i uwagi, które pomogły mi spojrzeć na tekst z nieco innej perspektywy. ;) Pewnie się powtarzam, ale cóż, za to mogę tylko przeprosić. xD Buziaki! <3

Co do kolejnych tekstów... Cóż... <staje przy drzwiach, żeby mieć drogę ucieczki> Na razie nic nowego się nie pojawi (poza wspomnianym wcześniej krótkim opowiadaniem). Muszę zająć się swoim życiem, bo niestety z pisania się nie utrzymam (a chciałabym, damn). ^.^'' Nie mówię, że rzucam to wszystko w cholerę, ale nie jestem w stanie regularnie dodawać odcinków czegokolwiek co tydzień. Mam kilka pomysłów na teksty (jeden dość poryty, więc nie wiem, czy jest sens go tu wrzucać), są nawet zaczęte, ale muszę je dokończyć. Także na razie dłuższa przerwa (zobaczymy ile wytrzymam tym razem :P). 

Pozdrawiam ciepło i do napisania (no i Wesołych Świąt)! :)

edit. Jeśli ktoś byłby zainteresowany Pojedynkami FF (jakimś cudem, bo z tego co widzę średnio idzie, żeby nie powiedzieć wcale), jestem do dyspozycji, więc można się zgłaszać. :)

27.03.2013

Verloren cz.XV

Część XV



Zbliżała się zima. Dni robiły się coraz krótsze, a pogoda zniechęcała do wyjścia z domu. Tommy spędzał całe dnie na nauce i nagrywaniu nowych piosenek. Najtrudniej szło mu z tymi radosnymi. Melancholia i smutek zalewały teraz jego świat.

Ograniczał wyjścia ze znajomymi do minimum. Wolał pracę, ona nie zadawała zbędnych pytań.

- Tommy?
- Zostaw go. Nie zaczynaj tematu.

Przyjaciele chcieli pomóc, ale nie wiedzieli jak. Monte by wiedział, zawsze potrafił dogadać się z Tommym. Odkąd jednak przestał być częścią zespołu, nie rozmawiał zbyt wiele ze starymi znajomymi. Miał swoją pracę i nowe obowiązki.

Gdzieś w połowie listopada Ratliff zdecydował się poddać i powoli wrócić do rzeczywistości. Wciąż tęsknił, lecz nie mógł pozwolić sobie na popadanie w marazm. Zespół niedługo miał zostać utworzony na nowo, w zmienionym składzie. Nie chciał pozostawić po sobie złego pierwszego wrażenia. Był gitarzystą, drugą osobą po Adamie. Musiał się dobrze prezentować.

Telefon milczał, a stare smsy zalegały w skrzynce odbiorczej. Nadzieja nie pomagała. Nie potrafił zapomnieć.

- Sasha, gadałaś ostatnio z Madeleine? – zagadnął któregoś razu, gdy zdecydował się jednak opuścić swoje cztery ściany.
- Jakiś czas temu. A co?
Miał ochotę zapytać prosto z mostu, ale nie chciał wyjść na desperata.

Dziewczyna uprzedziła jego odpowiedź.
- Nie, nie wspominała o Billu. Mady wyjeżdża ze swoim narzeczonym do Nowego Yorku. Ostatnio tylko o tym mówi.

Co prawda wystarczyło mu tylko pierwsze zdanie jej wypowiedzi, lecz reszta utwierdziła go w przekonaniu, że niemiecki wokalista nie zagrzał miejsca w sercu młodej pielęgniarki. Czy tak samo było w drugą stronę? Przypuszczał, że tak.

Nadzieja tliła się w jego sercu, a zdrowy rozsądek okazał się być kiepskim strażakiem. Żar ranił. Blizny mogą nie zagoić się już nigdy.

Drzwi uchyliły się, wybijając go z rytmu. Wyjrzał znad gitary. Adam dał mu znak do opuszczenia sali prób. Chciał mu coś powiedzieć. Sądząc po jego spojrzeniu, była to dobra nowina.

*

Po raz kolejny przejrzał się w lustrze. Skrzywił się na widok ranek na swoim policzku, w które zaopatrzył się z rana. Wyglądały nieładnie i sprawiały mu ból. Czy to możliwe, aby wyszedł z wprawy przy goleniu w ciągu zaledwie dwóch tygodni?

Ostatnio przestał o siebie dbać. Nie czuł takiej potrzeby. Nie miał dla kogo „wyglądać”. Nie miał jednak wielkiego wyboru, musiał wziąć się w garść. Praca wzywała, a nadzieja pomogła mu wyciągnąć dłoń po maszynkę. Adam na nowo wskrzesił ten przygaszony żar, choć w najlepszym wypadku można było mówić jedynie o niewielkim płomyku. Tommy nie chciał się cieszyć na zapas. Starał się być realistą.

Szczęk drzwi. Czarnowłosy mężczyzna zajrzał do pomieszczenia.

- Trzymasz się?
Gitarzysta pokiwał głową.
- Myślisz, że to wypali? – spytał ze wzrokiem wbitym w swoje odbicie. Było jasne, że skierował to pytanie bardziej do siebie niż do swojego przyjaciela.
Adam nie pozostawiał mu złudzeń.
- Jeśli nie, myślę, że to najwyższa pora, żebyś dał sobie spokój – powiedział. Jego dłoń wylądowała na ramieniu blondyna. – Nie chcę już patrzeć jak się męczysz. Nikt z nas nie chce.
Kolejne kiwnięcie. Nieśmiały uśmiech.
- Dzięki za wszystko. Teraz mam przynajmniej jakąś szansę.
- Wiesz, że nie ma sprawy – odparł Lambert, klepiąc kolegę po ramieniu. – Chodź. Wróćmy do reszty.

Obaj byli zgodni co do tego pomysłu i opuścili toaletę. Na zewnątrz czekał na nich zespół oraz grupa najbliższych współpracowników. Spotkali się razem, aby wspólnie świętować Dzień Dziękczynienia nim wyjadą do domu, do swoich rodzin. Był to dobry pretekst, żeby pogadać z osobami, które zwykle nie mają na to czasu.

Manager zespołu widząc ich, uniósł w górę kieliszek wina. Podziękowali. Byli mu wdzięczni za całą okazaną pomoc. Gdyby nie on, szanse na powodzenie całej akcji byłyby praktycznie zerowe. Potrzebowali odpowiednich dojść, aby przekazać zaproszenie. Niestety nie uzyskali na nie żadnej odpowiedzi.

- Która godzina? – Tommy czuł się coraz bardziej poddenerwowany.
- Jest jeszcze trochę czasu.
- Tommy!

Obrócił się i pognał w stronę drzwi, które wskazał mu jeden z tancerzy. Miał tylko nadzieję, że nie był to kolejny żart.

Wszyscy mu kibicowali i był im za to niezmiernie wdzięczny. Teraz potrzebował wsparcia.

Tyle myśli. Tak dawno go nie widział. Jego serce dudniło jak szalone.

Nawet jeśli by mu się udało, nie mógł odpędzić od siebie myśli, że popełnia błąd. Związek wiązał się z wielkimi wątpliwościami. Obaj mogliby na nim wiele stracić.

Tommy wstrzymał oddech. Jego serce jeszcze przyspieszyło bicia.

Uchylił drzwi.

- Hej, fajnie cię widzieć! Nie miałeś problemów z dojazdem? – zaczął śmiało, starając się nie patrzeć na nowoprzybyłego. Nie chciał wyglądać dziwnie, gapiąc się na niego jak sroka w gnat.

Chłopak przyciągał wzrok, co właściwie nie było niczym nowym. Zawsze to robił, gdy się wystroił, lecz dzisiaj wyjątkowo mu się to udało, przynajmniej w oczach Ratliffa.

- Nie, nie, wszystko ok – odparł brunet, nieco zaskoczony takim powitaniem. Tommy rzadko dawał się ponosić pozytywnym emocjom.
- Super. Rozgość się, czekamy jeszcze na kilka osób.

Wpuścił go do środka, wykorzystując chwilę na zlustrowanie jego smukłej sylwetki, którą odsłonił po zdjęciu z siebie długiego, ciemnego płaszcza. Czarne spodnie i idealnie skrojona marynarka z rękawami krótszymi niż zwykle. Trochę przytył od czasu odwyku, lecz działało to tylko na jego korzyść. Wyglądał zdrowiej, choć coś wciąż jeszcze zdawało się go frapować.

Przeszli razem do centralnego pokoju i przyłączyli się do rozmowy jednej z obecnych tam grupek. Czas leciał, było całkiem miło. Tommy denerwował się coraz bardziej. Bill stał tuż obok, taka szansa mogła się nie powtórzyć. Musiał zaryzykować, mimo iż bardzo bał się porażki.

Wreszcie zdobył się na odwagę i w przerwie pomiędzy kolejnymi tematami przybliżył się do młodszego bruneta.

- Wyjdziemy na zewnątrz? Chciałbym z tobą pogadać – zaproponował, wskazując na drzwi balkonowe.
Kaulitz nie okazywał entuzjazmu.
- Nie chcę, żeby ktoś nas zobaczył – rzekł niepewnie.
- Jest ok. Jesteśmy wysoko, a to nieoświetlona strona. Chodź.

Po chwili obaj znaleźli się na niewielkim balkonie. Mimo godziny późnowieczornej, na zewnątrz wciąż było jeszcze widno. Światła miasta rozświetlały niebo nad Los Angeles.

Wokalista postanowił od razu przejść do rzeczy.
- O czym chciałeś ze mną pogadać? – spytał.
- Oj, to nic takiego. Papierosa?
- Dzięki.
- Po prostu chciałem pogadać z tobą trochę na osobności. Zimno ci?
- Trochę, ale jest ok – odparł, pocierając nagie ramiona. – Wytrzymam chwilę.
- Bill – zaczął niepewnie Tommy. – Bo widzisz… Mam coś dla ciebie.

Zręcznie wyciągnął małe pudełko z tylnej kieszeni spodni.

- Rany, dzięki! – rzekł chłopak, odbierając prezent. Na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie. – Ale ja nie mam nic dla ciebie…
- To nie ma znaczenia. Otwórz. Jestem ciekaw, czy ci się spodoba.

Tak bardzo brakowało mu jego widoku, a jeszcze bardziej tego charakterystycznego uśmiechu. Z każdą chwilą, gdy Bill rozpakowywał prezent, w sercu Tommy'ego rosła determinacja.

- Pamiętałeś…

Kaulitz chwycił palcami złotą ozdobę. Naszyjnik ze złotym krzyżem zatopionym w czarnym kamieniu.

Bill niespodziewanie posmutniał.
- Chyba nie powinienem tego brać – stwierdził, odkładając przedmiot do pudełka.
- Dlaczego?
Podniósł wzrok, który krył sobie zarówno smutek, jak i zdenerwowanie.
- To coś znaczy, nie? Nie gnębiłbyś mojego managera i nie sprowadziłbyś mnie tu od tak bez powodu. Nie dałbyś mi prezentu. O co chodzi?
Tommy wziął głęboki oddech. Zastanawiał się, jak to rozegrać.
- Przemyślałem sprawę i chciałbym, żebyś do mnie wrócił.
Głośne fuknięcie oznaczało, że nie będzie łatwo.
- Myślałem, że to już ustaliliśmy? Traktowałeś mnie jak szmatę! Mam dosyć, wiesz? Nie chcę do tego wracać! – Bill syknął ze złością.

Odwrócił się na pięcie i podszedł do barierki, by wyjrzeć w stronę głośnego centrum i nie patrzeć na zakłopotanego blondyna, który próbował coś wymyślić na swoją obronę. Jak na złość jego ust nie chciało opuścić ani jedno słowo. Przegrywał.

Bill przerwał ciszę panującą między nimi.
- Słyszałem, że kogoś sobie znalazłeś – powiedział z udawaną radością.
Tommy wpierw stanął jak wryty, by za chwilę na powrót się rozluźnić. Los Angeles – miasto plotek.
Nie chciał od razu zbijać chłopaka z tropu.
- Doprawdy? Skąd takie wiadomości? – rzekł z cwaniackim uśmieszkiem.
Bill podjął jego grę. Na młodej twarzy również zagościł uśmiech.
- Ludzie na mieście gadają – brunet odparł tajemniczo.
- Ludzie?
- Nie tylko ty masz swoje kontakty.
Plotki? Szpiegostwo? Zdecydowanie nie był chłopakowi obojętny.
- Skoro masz swoje dojścia, może wiesz też, jak wygląda moja druga połówka?
Atmosfera uległa wyraźnemu ochłodzeniu.
- Długonoga blondynka, ok. 160cm, miseczka D.
Gitarzysta parsknął śmiechem.
- Wszystko pokręciłeś! – powiedział głośno i zbliżył się do chłopaka, który jednak starał się utrzymać dystans między nimi.
- No więc? Popraw mnie – wokalista rzekł nieprzyjemnie.
- Włosy nie blond, a czarne. Wzrost ok. 190cm, nie 160. Miseczka również się nie zgadza.
Był coraz bliżej. Dzieliły ich centymetry.
- A jaka jest? – spytał chłopak, próbując opanować drżenie swojego ciała. Chłód i zbytnia bliskość dawały mu się we znaki.
Po jego klatce piersiowej spłynęła znajoma dłoń. Nie zdążył jej odepchnąć.
- Z tego co widzę żadna.
Ich spojrzenia ponownie się spotkały. Wymieniali się emocjami, które zdobywały nad nimi władzę. Nie bronili się przed nimi.
- Raniłem cię, a potem nie było mnie przy tobie – chłopak uciekał wzrokiem. – Bałem się o ciebie.
Tommy powiódł palcami po jasnej szyi, lecz brunet odtrącił jego dłoń.
- Czego ode mnie chcesz? – warknął Kaulitz.

Nie zdążył odpowiedzieć. Tuż przed twarzami ich obojga pojawił się znikąd mały, zielony obiekt. Patrzyli na niego w osłupieniu.

Jemioła na sznurku, a trzymał ją Adam.

- Dzieciaki, byłoby dobrze, gdybyście przestali się kłócić, pocałowali się i pogodzili – stwierdził Lambert. – Tyle się starałem, żeby was to ściągnąć! Bądźcie mili i nie psujcie mojej pracy, hm?

Wciąż lekko skołowani nie odpowiedzieli. Napięcie między nimi zniknęło. Kaulitz przeczesał palcami swoje czarne włosy.

Zauważywszy jego rozluźniające się mięśnie i nikły uśmiech, Tommy postanowił spróbować jeszcze raz.

- Bill – powiedział, chcąc zwrócić na siebie uwagę niemieckiego wokalisty. – Nie chcę wracać do tego, co było. Chcę ciebie. Zwiąż się ze mną.

Brązowe oczy znów wyrażały zakłopotanie. Chłopak milczał.

- Nie chciałeś tego?

Bardzo chciał, obaj chcieli, ale po tak długim czasie, kiedy zdążył już porzucić wszelkie nadzieje i przyzwyczaić się do myśli, że powinien zapomnieć i zamknąć ten rozdział swojego życia, nie potrafił się cieszyć z tej propozycji. Dostrzegał więcej wad niż przedtem.

- Nie moglibyśmy się otwarcie widywać – mruknął niepewnie.
- To mi nie przeszkadza. Nie lubię być na świeczniku.
- Ale musielibyśmy się ukrywać…
- Myślałem o tym. Damy radę.

Nadal nie był przekonany, lecz Tommy miał jeszcze jedną sztuczkę w zanadrzu.

- Glaubst du, dass du verloren bist?
Chłopak spojrzał na niego zmieszany. Brązowe tęczówki zamigotały.
- Ja…
Blondyn przejechał palcami po jasnym policzku.
- Du bist nicht verloren.
Złożył na miękkich ustach pocałunek, w którym wkrótce zatracili się oboje. Długo i czule oddawali się pieszczocie. Dzielili się swoim ciepłem. Te wargi nigdy nie smakowały tak dobrze.

Przerwali tę czynność, by móc popatrzeć sobie w oczy rozświetlone milionem migoczących iskierek. Bill powoli rozchylił wargi.
- Nicht mehr?
Zachichotał, gdy zobaczył silne zakłopotanie na twarzy ukochanego.
- Kocham cię – szepnął, całując jego czoło.
- Jak już całujesz to w usta, gówniarzu – burknął Tommy, co wywołało radość u nich obojga. Objął szczupłe ciało. Tak długo marzył o tej chwili.
- Ty mnie całowałeś w czoło. Jesteś hipokrytą.
- Możliwe, ale teraz przynajmniej jestem szczęśliwym hipokrytą.

Adam powoli wycofał się w stronę drzwi. Nie chciał przeszkadzać zakochanej parze.

*

- Dawno zmieniłeś mieszkanie?
- Niedawno. A co?
- Widać. Tak tu czysto…
- Bardzo zabawne…

Po opuszczeniu imprezy udali się do Tommy'ego, gdzie siedzieli na kanapie, jedli i oglądali jakiś film. Współlokatorzy gitarzysty rozjechali się do swoich domów, więc znajoma dwójka mogła cieszyć się pełną swobodą.

- Poszedłbym spać – odezwał się nagle Bill. Jego stwierdzeniu towarzyszyło ziewnięcie.
- Ok. Chcesz spać na łóżku czy na kanapie?
- A ty?
- Chciałem dać ci wolny wybór.
- Chcę spać z tobą.
- W takim razie chodźmy do mnie.

Wyłączyli telewizor i poszli szykować się do spania. Blondyn pościelił łóżko. Gdy Kaulitz wrócił z łazienki, było już gotowe do spania.

- Nie zdejmujesz go? – zapytał Ratliff, wskazując na naszyjnik, który podarował młodemu wokaliście.
- Nie, nie chce mi się.

Brunet po kolei pozbywał się kolejnych elementów garderoby, odsłaniając przy tym swoje ciało. Przyciągało ono wzrok Tommy'ego, który przyglądał się mu wbrew swojej woli. Tak bardzo za nim tęsknił.

- Zaproponowałbym ci jakieś ubranie, ale nie mam nic w twoim rozmiarze – rzekł z uśmiechem, tym samym nieco pesząc chłopaka.
- Mogę spać w swoich ciuchach, jeśli…
- Nie wygłupiaj się. Po prostu pomyślałem, że wolałbyś się ubrać w coś luźniejszego.
- Lubię tak spać.
- W takim razie jest ok.

Ułożyli się wygodnie, zachowując między sobą bezpieczną przestrzeń tak, aby obaj czuli się komfortowo. Musieli od nowa ustalać swoje granice.

- Jak właściwie się poznaliśmy? – zagadnął w pewnym momencie Tommy. – Pamiętasz coś z tego?
Pamiętał, choć niezbyt palił się do opowiedzenia tej historii.
- Trochę… – odpowiedział zdawkowo.
- Opowiesz mi?
Smukłe palce basisty połaskotały jego ramię, zachęcając do rozmowy. Nie opierał się zbyt długo.

- Miałem spędzić Sylwestra z Tomem i jego dziewczyną, ale zniknęli przy pierwszej nadarzającej się okazji. Siedziałem więc w klubie i piłem piwo. Usłyszałem trzask. To byłeś ty. Dostałeś kosza od jakiejś panienki. Krzyknąłeś coś za nią, gdy odchodziła. Potem obróciłeś się w moją stronę. Twój policzek był tak czerwony, że dostrzegłem to z odległości kilku metrów. Nie wiem, dlaczego do mnie wtedy podszedłeś. Usiadłeś obok. Nie chciałem tego, ale nie zdążyłem nic powiedzieć. Mówiłeś dużo i głośno. Narzekałeś na dziewczyny w tym klubie, że to suki udające księżniczki. Kiwałem głową, pozwalając ci się wygadać. Nagle zamilkłeś. Patrzyłeś na mnie. Rzuciłeś mi jakiś komplement, że ładnie wyglądam, czy coś. Myślałeś, że jestem dziewczyną. Od razu cię poprawiłem. Znów zamilkłeś i patrzyłeś na mnie. Nie wiedziałem, o co ci chodzi. Powiedziałeś, że mimo to jestem seksowny. Podziękowałem. Przez chwilę piliśmy w ciszy. Stwierdziłeś, że kogoś ci przypominam. Bliskiego przyjaciela, z którym wtedy pracowałeś. Zacząłeś zwierzać mi się ze swoich problemów. Pociągał cię przyjaciel, a ty nie wiedziałeś, co z tym zrobić. Bałeś się, że jesteś gejem. Nie chciałeś tego, chciałeś „normalności”. Byłeś zagubiony. Słuchałem cię w lekkim szoku. Jakiś rok wcześniej sam byłem w takiej samej sytuacji co ty, ale mój współpracownik nie był moim przyjacielem. Przerwałeś swój monolog. Spytałeś, czy mógłbyś mnie pocałować. Odmówiłem, ale ty nalegałeś. Przysunąłeś się bliżej. Powiedziałeś, że chcesz się przetestować, sprawdzić, czy pociągają cię faceci. „Jeden pocałunek. Tylko jeden.” mówiłeś do mnie. Wypiłem, miałem fatalny nastrój, a ty ciekawiłeś mnie coraz bardziej. Spojrzałem w twoje oczy. Odebrałeś to jako „tak”. Położyłeś rękę na moim udzie. Pocałowaliśmy się. Poczułem od ciebie alkohol. Nie skończyliśmy na jednym pocałunku. Uderzyła w nas chemia.
- Mów dalej.
- Chciałem to przerwać, ale byliśmy już za daleko. Pozwalałem ci się dotykać, tak jak ty pozwalałeś mi dotykać siebie. Próbowałeś mnie rozebrać w klubie przy wszystkich, a ja prawie ci na to pozwoliłem. Chciałem tego. Chciałem poczuć się dla kogoś ważny. Byłem desperatem. Namówiłem cię na hotel nieopodal. W drodze zaczęły mnie dopadać wyrzuty sumienia, ale i tak pojechaliśmy na miejsce. W czystym, jasnym pokoju trzeźwiałem jeszcze bardziej. Przypomniałem sobie o swoim byłym. Popatrzyłem na ciebie. Wydawałeś się być zupełnie inny od niego. „To tylko jedna noc” pomyślałem. Chwyciłeś moją rękę i zaciągnąłeś mnie na łóżko.
- Czy my…
- Nie. To znaczy… Ja ci… No wiesz…
- Rozumiem.
- Szczerze myślałem, że nic z tego nie wyjdzie, bo byłeś tak pijany…
- Mam dużą tolerancję na alkohol.
Zaśmiali się wesoło. Ich spojrzenia powędrowały ku sobie. Trwali tak chwilę, wzmacniając swoją więź. Słowa były im niepotrzebne.

Tommy pocałował miękkie, czarne włosy, a jego palce powiodły po nagim ramieniu. Przyciągnął do siebie szczupłe ciało. Dotarło do niego znajome ciepło.

Zastanawiał się, co powiedzieć, kiedy znajome oczy zwróciły się ku niemu.

- Patrzysz na mnie zupełnie inaczej niż na początku – stwierdził Bill. Na jego twarzy malowała się radość, która w tamtej chwili udzielała się również Tommy'emu.
- Bo jest inaczej niż na początku.

Odsunąwszy się od siebie, ułożyli się w wygodnych pozycjach. Zasnęli.

*

Ta noc mimo wszystkich swoich zalet nie należała do najprzyjemniejszych. Tommy budził się średnio co jakieś pięć minut. Bill nieustannie wiercił się na drugiej połowie materaca. Coś nie dawało mu spokoju.

- Hej, nie śpisz? – zagadnął w końcu Ratliff.

Ruchy pościeli ustały. Chłopak zacisnął dłoń.

- Co się dzieje? – spytał blondyn, widząc, iż sytuacja jest nieciekawa. Brunet unikał jego wzroku i był czymś wyraźnie zasmucony.

- Boję się, że podjąłem złą decyzję. Chyba nie powinniśmy tego znowu zaczynać od nowa – wypalił niespodziewanie.

Ukłucie w sercu. Dwa zdania, które sprawiły, że dorosły mężczyzna omalże nie rozpłakał się jak dziecko.

- Przepraszam cię, ja nie chciałem…
- Spokojnie, jest ok – powiedział gitarzysta, mimo uczuć, które nim targały. – Nic dziwnego, że mi nie ufasz. Sam bym sobie nie zaufał – skwitował westchnieniem.
- Bardzo mnie bolało, gdy odszedłeś – wspominał Bill. – Powiedziałem, że cię kocham, a ty…
- Nie byłem na to przygotowany i zgłupiałem. Byłem idiotą.
Pamiętał to jak przez mgłę, ale jednak pamiętał. Żałował, iż nie istnieje siła, która mogłaby cofnąć czas i pomóc mu naprawić ten błąd. Sam nie chciałby nigdy w życiu usłyszeć słów, które wtedy skierował do Billa.

Wyciągnął rękę i przytulił chłopaka. Powiódł palcami po czarnych włosach.
- Nie chcę ci obiecywać, że nigdy już nie popełnię błędu, ale chcę, żebyś wiedział, że będę się starał robić ich jak najmniej.
Spomiędzy jego ramion wydostał się cichy głos.
- Nie będziesz już idiotą?
Uśmiechnął się.
- Mądrzejszy nie będę, ale będę się starał. Przyjmiesz mnie takiego z powrotem?
Chwila niepewności była warta tego drobnego całusa na policzku.
- Mój idiota.
Złączyli ze sobą usta.
- Kocham cię – wyszeptał starszy. Czuł się nieswojo, rzadko wypowiadał te słowa.

Zdawał sobie sprawę, iż te dwa wyrazy to za mało i że będzie musiał udowodnić swoje uczucia również w inny sposób, ale był na to gotowy. Bill również był.

Leżeli w ciszy, ciesząc się swoją bliskością. Co i raz wymieniali się pocałunkami i pieszczotami, które z czasem stawały się coraz intensywniejsze.

Nie trwało długo nim Kaulitz uniósł się na rękach i zagórował nad Tommym. Jego naszyjnik drażnił skórę na klatce piersiowej Ratliffa.

- Myślałem, że nie masz na to dzisiaj ochoty? – powiedział Tommy ze spojrzeniem pełnym zainteresowania.
- Nie miałem, ale zmieniłem zdanie. To źle?
Siła, którą odczuł na swoim ciele była wystarczającą odpowiedzią. Palce zacisnęły się na bladej skórze. Jego dłonie postąpiły podobnie.

Brunet dość szybko wylądował plecami na pościeli, a jego ciało zaczęło przechodzić w inny tryb. Oddech przyspieszał.

- Masz?
- Wszystko mam.
- Zawsze przygotowany…

Blondyn tyle razy już zwiedzał to ciało, lecz tej nocy czuł, jak gdyby zaznajamiał się z nim po raz pierwszy. Każdy centymetr skóry i każda nierówność była czymś nowym, niezbadanym. Powoli odkrywał kolejne tereny.

Tommy przełknął ślinę. Przyłożył usta do delikatnej skóry, wiodąc za sobą kolejne fale podniecenia, które darował brunetowi. Masował jego ciało. Brnął coraz niżej.

Gdy dotarł do brzucha, spotkał się z niespodziewanym oporem ze strony młodego wokalisty.

- Dół albo góra. Nie jestem kobietą, nie potrzebuję długiej gry wstępnej.

Na dół było jeszcze dla niego za wcześnie. Jego wargi z powrotem przeniosły się wyżej.

- Chcę, żeby ci było dobrze – mruknął przepraszająco.
- Będzie. O to się nie martw.

Kontynuowali swoje zmagania, by po wielu miesiącach rozłąki móc znowu połączyć dwa ciała w jedno. Nie miał to być jednak tylko akt.

Bill potrzebował jego, a on potrzebował Billa. Musiał wiedzieć, że chłopak jest bezpieczny. Zdawał sobie sprawę, iż nie zawsze tak będzie, a on sam może nie być w stanie nic zdziałać, ale chciał być i popchnąć Kaulitza do przodu zamiast pozwolić mu cofać się w przepaść. Bill był silny, ale miewał chwile słabości. To z nimi chciał walczyć Tommy. W ich życiu miał już nigdy nie gościć alkohol. Ale czy byli w stanie z nim walczyć? Coś, co uwielbiali mogło zniszczyć ich obu. Czas prób dopiero przed nimi.

Zsunął bieliznę z wąskich bioder. Jego bokserkami zajął się ktoś inny. Długie, chude nogi oplotły go w pasie. Skorzystał z zaproszenia.

Łapczywie chłonął dźwięki, które dochodziły do jego uszu. Nierówny, przyspieszony oddech, któremu narzucał tempo. Rozkoszne westchnienia. Krótkie słowa rzucane bezwiednie i bez żadnej kontroli.

- Ja… O, Gott…

Na początku znajomości Tommy miał ochotę go zakneblować. Ich pierwsze razy były dość trudne do zniesienia dla uszu mężczyzny, o ile wcześniej nie ogłuszył się odpowiednią dawką alkoholu. Obcy akcent wybijał się z każdej głoski. Zwłaszcza po pijaku. Zwłaszcza podczas seksu. Nie dostrzegał nic pięknego w tej „inności”. Odkrył ją na nowo dość późno. Dopiero gdy Bill stał się dla niego kimś więcej.

Nie uprawiali seksu, po prostu się kochali. Dla nich obu była to wielka różnica. Miłość cielesna nie ograniczała się już do cielesności.

Gwiazdy jeszcze nigdy nie wyglądały tak pięknie.

*

Miasto wciąż spało, nie niepokojąc ich swoim naturalnym hałasem. Dawało im szansę na odpoczynek po szaleństwie minionego dnia. Tego, co się wydarzyło nie sposób nazwać inaczej niż właśnie szaleństwem. Kilka godzin wystarczyło, aby zmienić ich życie o 180 stopni.

Tommy znów czuł ten znajomy rytm, który koił jego zmysły i pozwalał mu odpłynąć. Ukradkiem zerkał na spokojne oblicze czarnowłosego chłopaka. Serca ich obojga powoli wracały do normalnej pracy.

- Powinniśmy się wykąpać – zauważył z uśmiechem młodszy z dwójki, gdy jego oczy zwróciły się ku twarzy jego amerykańskiego partnera.
- I zmienić pościel – odpowiedział blondyn. – Jestem taki zmęczony…
- Tommy…
- A mogę liczyć na wspólny prysznic?
- Nie mam siły na kolejny raz.
- Nie mówiłem nic o…
- Dobrze, już dobrze – chłopak pokiwał głową. – Znam cię, wiesz?
- Zarzucasz mi jakieś dziwne rzeczy.
- A ta noc, gdy zaczęliśmy w klubie, poszliśmy na parking i…
- Zdecydowanie za dużo pamiętasz po alkoholu.
- Albo wtedy, gdy nie chcieli nas w hotelu, a u ciebie był wolny tylko salon i kuchnia…
- Słońce… Zamknij się i chodź pod prysznic.
- Jak możesz tak do mnie mówić! – brunet pisnął z oburzeniem.
- W co ja się wpakowałem…

Wyszli z sypialni w wesołej atmosferze i w takiej samej też wrócili do łóżka. A potem zasnęli obok siebie z dłońmi splecionymi w uścisku. Po raz pierwszy.

*

Gdy rano uchylił powieki, Bill wciąż był u jego boku. Chciał pogłaskać jego policzek, ale się powstrzymał. Nie chciał go budzić.

Pokierował swój zaspany wzrok na okno, za którym właśnie wstawało słońce. Jeszcze za wcześnie, by wstawać. Przymknął oczy. Tylko na chwilę. Odpłynął.

Pobudka była wyjątkowo nieprzyjemna, a reakcję na nią dało się słyszeć w całym budynku.

- Do jasnej cholery!!! – krzyknął, drżąc z zimna. Spojrzał na pościel. Była cała mokra od wody, a na prześcieradle walały się kawałki pękniętego lateksu. Bill stał w drzwiach w bezpiecznej odległości od rozjuszonego mężczyzny. Nawet nie próbował hamować swojego chichotu. – Niech ja cię tylko dorwę…
- Ała! Tommy!
- Lepiej już zacznij błagać o litość!

Rozpoczął się spektakularny wyścig wokół mieszkania, który przerodził się w walkę w parterze zakończoną remisem. Ich oddech był ciężki po tak niespodziewanej dawce wysiłku. Byli zmęczeni, ale szczęśliwi.

- Adam mówił, że jesteś dojrzały jak na swój wiek! – rzucił Ratliff, udając oburzenie.
- Adam?
Obaj spojrzeli na siebie pytająco.
- Adam coś o mnie mówił? – zdziwił się wokalista.
- Rozmawialiśmy o tobie parę razy. To Adam pokazał mi twoje zdjęcia. Był tobą zauroczony.
- Wiedziałeś, kim jestem, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy?
- Nie, szczerze nie. Nie kojarzę zbyt wiele, kiedy jestem pijany. Dopiero później połączyłem fakty.
Kaulitz przymknął oczy. Wyraźnie się nad czymś zastanawiał.
- Wiedziałem, że Adam się mną interesował i przyznam, że spodobał mi się. Przystojny, zabawny, ale trochę za dziecinny. Chciałem się z nim nawet skontaktować, ale nie miałem jak.
- Żałujesz?
Bill pokręcił głową.
- Czemu miałbym żałować? Zyskałem miłość, czego chcieć więcej?
Pocieszyły go te słowa. Tommy również postanowił się zwierzyć.
- Ten „przyjaciel”, o którym ci mówiłem w sylwestrową noc… To Adam. Byłem zakochany w Adamie.
Nastała cisza, po której obaj wybuchnęli śmiechem.
- Żartujesz! Nie wierzę w to…
- To prawda! Rany… – gitarzysta z niedowierzaniem kręcił głową. – Muszę kiedyś podziękować Sauliemu. Gdyby nie on, być może dzisiaj nie bylibyśmy tu razem.
- Walczylibyśmy teraz o Adama… Boże, jakie to głupie!
Znów zwrócili oczy ku sobie. Ich policzki były czerwone od śmiechu.

Gitarzysta ponownie otworzył usta.
- Może kiedyś…
- Cicho!
- Ale ja jeszcze nie skończyłem!
- Skończyłeś, zboku.
- Ja?! Ty mały…
- Mały?! Jestem wyższy od ciebie!

Wznowili swój pojedynek, którego żaden z nich nie wygrał. Nikt nie chciał go wygrać. Prawdziwa walka już dawno się zakończyła. Oboje byli jej zwycięzcami.

Drache

***

No i to koniec historii, jeszcze tylko epilog i dodatki. :)

I przepraszam za opóźnienie, ale czasem tak w życiu bywa, że dzieją się rzeczy, na które nie mamy wpływu.
Pozdrowienia!

ps Skasowałam ankietę, bo zaczęły znikać z niej głosy. Wygrała Sierotka. :)

16.03.2013

Verloren cz.XIV

Część XIV



Nie było to łatwe, lecz starał się spełnić prośbę swojego przyjaciela. Nie miał innej nazwy na to, co ich łączyło, choć teraz to mało ważne, przecież i tak mieli zerwać ze sobą kontakt.

Przed odejściem Tommy'emu udało mu się przeforsować jedną małą rzecz.

- Zostawię cię w spokoju pod jednym warunkiem: zapewnię ci opiekę.
- Jaką opiekę?
- Nie zostawię cię samego z problemem. Nawet o tym nie myśl.
- Nie masz prawa mi nic kazać.
- Albo to, albo zostaję. To jak?

Wolałby sam go pilnować, lecz jeśli się nie dało, chciał chociaż pośrednio sprawdzać, czy wszystko jest w porządku. Nie mógł dopuścić do tragedii.

Rozmawiał z wieloma znajomymi, lecz tylko z tymi najbliższymi. Dyskrecja była priorytetem. Jedni odradzali pomysłu, inni obiecali pomóc. Razem szukali odpowiedniej osoby.

Jedna z tancerek Adama znała kogoś, kto mógł pomóc. Pielęgniarkę niewiele starszą od Billa. Pracowała już z osobami uzależnionymi. Miała odpowiednie kwalifikacje. Tommy spotkał się z nią najszybciej jak tylko się dało. Delikatna uroda, długie, brązowe włosy. Sprawiała wrażenie niezwykle rozsądnej i godnej zaufania. Zaproponowała nawet podpisanie umowy zobowiązującej ją do nieujawniania spraw prywatnych swojego pacjenta. Mówiła, że to oczywistość, ale niektórzy wolą mieć takie rzeczy na piśmie. Ratliff chciał jednak złamać tę umowę. Choć nie powinien, pragnął wiedzieć, co się dzieje u Billa. Dziewczyna zasugerowała, by najpierw załatwili to między sobą.

Kaulitz nie chciał żadnej kontroli, ale ostatecznie zgodził się na wszystko. Już wcześniej przecież zobowiązał się do tego. Dwa-trzy tygodnie wizyt był w stanie przecierpieć.

Pielęgniarka odwiedzała go regularnie kilka razy w tygodniu. Głównie pomagała przy gotowaniu i sprzątaniu, ewentualnie doradzała chłopakowi w kwestii ćwiczeń rehabilitacyjnych. Podobno nie był rozmowny. Uprzejmy, ale dość skryty. Tommy niezbyt się tym dziwił. Bill wielokrotnie wspominał o swoim dystansie do obcych. Bał się o swoją prywatność i było to w pełni zrozumiałe. Z drugiej strony, patrząc na to, jak się poznali…

Już pierwszego tygodnia Tommy zaczął mieć wątpliwości co do swojej decyzji. Czy pielęgniarka dla Billa rzeczywiście była koniecznością?

Zastanawiał się, czy go dotyka. Czy pomaga mu wstawać z kanapy? Ubrać się? Wykąpać? Był o nią zazdrosny. Był, choć długo nie chciał się do tego przyznać. Chciał okłamać samego siebie.

Po kilku tygodniach wszystko ucichło. Tom wrócił do domu, umowa straciła ważność, pielęgniarka otrzymała należną zapłatę. Jedyne źródło informacji zniknęło. Tommy mógł jedynie mieć nadzieję, iż starszy Kaulitz należycie pilnuje brata. Bardzo w to wątpił.

Mijały dni, a on nie wiedział nic i doprowadzało go to do białej gorączki. Niemiecki wokalista mógł w każdej chwili zrobić coś głupiego. Wystarczył moment nieuwagi. Gdyby tylko mógł jakimś cudem sprawdzić, czy wszystko jest w porządku…

Zarówno w rozjazdach, jak i w studiu, gdy miał akurat jakąś wolną chwilę, myślał o Billu. Brakowało mu ich wspólnych dni i nocy. W trasie starał się trzymać fason, bo następnego dnia musiał przecież wyjść na scenę i odbębnić swoją robotę. W LA nie musiał się tym martwić. Kac gigant nie był żadnym problemem. Znów zaczynał się pogrążać. Robił dokładnie to samo co Bill.

Niejeden wieczór spędził ze szklanką w ręku, gdy leżąc na łóżku i wystukując rytm na gładkiej, szklanej powierzchni, wspominał ich ostatnie spotkanie.

Chłopak sypał mu się w rękach, a on nie potrafił nic na to zaradzić. Świadomość tego była dla niego koszmarna, lecz mało co bolało tak bardzo jak łzy, które spływały z czerwonych policzków i wsiąkały w materiał jego koszulki.

Miewał sny, które zawsze kończyły się na tym samym.

Chciał go pocałować, lecz powstrzymała go przed tym jego dłoń.

- Nie dotykaj mnie… Zostaw mnie już, błagam…

Brzdęk szkła. Resztka napoju zabarwiła ścianę.

Czasem wracał myślami do ich znajomości sprzed miesięcy. Brakowało mu ich wspólnie spędzanego czasu. Zamieszania w łazience.

- Ej, co robisz?
- No co?
- To moja kredka do oczu!
- Daj trochę, zgubiłem gdzieś swoją.
- Mowy nie ma!
- Nie wyjdę bez makijażu, wyglądam koszmarnie!
- Dawaj tę kredkę!

Długich oczekiwań pod drzwiami.

- Ile jeszcze zamierzasz tam siedzieć?
- Aż ułożę włosy.
- Spadaj, też muszę.
- Zaraz.
- Ja muszę teraz!!!

Wtedy nie doceniał tego wszystkiego. Widział tylko siebie i swoje potrzeby. Nie doceniał tego, co miał. Stara śpiewka: tęsknisz za czymś dopiero gdy to stracisz. Miał swoje usprawiedliwienie: nie wiedział, nie kochał. Ludzie się zmieniają.

Zastanawiał się, kiedy mu to przejdzie. Czy w ogóle mu to przejdzie? Co on właściwie czuł?

Nie łudził się, że w grę może wchodzić zwykła fascynacja. Był zagubiony tak samo jak rok temu, gdy coraz gorzej znosił trasę z Adamem. Plątał się w tym wszystkim. Nie był pewien swoich uczuć. Nie rozumiał ich.

Nie chciał popełnić błędu. Mógłby przecież wyznać Billowi uczucia, ale to duże ryzyko. Porażka tylko pogorszyłaby ich sytuację. Zwłaszcza Billa. Nie mógł mu tego zrobić.

- Tommy, ktoś do ciebie – usłyszał zza drzwi głos jednego ze swoich współlokatorów. Wyjrzał na zewnątrz. – Rany… Ogarnij się, człowieku! Wyglądasz jak…
- Oszczędź sobie – uciął rozmowę i narzucił na siebie czarną, skórzaną kurtkę.

*

- On uśmiecha się tak śmiesznie. Głupio, ale lubię ten uśmiech. Poza tym ma fajne spojrzenie. Niby też ma brązowe oczy jak ja, ale jest w nich coś… Tajemniczego? Nie wiem. Może czuje się niepewnie przez barierę językową…
- Tommy…

Grupa znajomych siedziała razem w jednej z restauracji w LA. Spotkanie miało głównie dotyczyć dalszych prac nad kolejną płytą oraz planów na przyszłość, lecz Tommy nie ukrywał, iż jego umysł zajmowało ostatnio coś zupełnie innego.

- No co, przecież to jest problem! – kontynuował ożywiony w odpowiedzi na uwagę Adama. – Sauli, powiedz, nie czujesz się czasem niepewnie wśród obcokrajowców?
- Wiesz… – mężczyzna zastanowił się. – Trochę się już przyzwyczaiłem, ale można się tym  stresować…
- Widzisz?
- Tommy, mnie nie chodzi o to, co mówisz. Po prostu jeszcze nigdy w życiu nie widziałem cię zakochanego!

Przy stole ucichło. Wszyscy zwrócili swój wzrok w stronę blondwłosego gitarzysty, który był zbyt zaskoczony, by móc wyrzucić z siebie jakiekolwiek słowo.

Sauli szturchnął Adama w ramię.
- Kompletnie nie masz wyczucia – skarcił go.
- Tommy? Dokąd idziesz? – zapytała jedna z dziewczyn. Nie odpowiedział.

*

- Wysłano mnie, żebym przeprosił i z tobą pogadał – oznajmił Lambert, wchodząc do toalety.
- Nie musisz. Po prostu poszedłem do kibla – zaśmiał się Tommy.
- Wyglądało tak, jakbyś się wściekł na to, co powiedziałem.
- A to sorry, nie o to chodziło. Wkurzyłem się, ale sam przecież zacząłem ten temat.
Nagle zniżył głos, a uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Ostatnio mam z tym wszystkim duży problem – burknął.
- Z czym? – zapytał Adam zbity z tropu.
Drzwi ponownie się otworzyły, a w pomieszczeniu pojawił się Sauli.
- Przeprosił cię? – zapytał Tommy'ego na wejściu.
- Sauli, proszę…
- Dajcie spokój, mówiłem, że jest ok – gitarzysta załamał ręce.
- "Ostatnio mam z tym wszystkim duży problem." – zacytował go Adam. – Stary, co się dzieje?
- Mówiłem, że wszystko ok z tym, co powiedziałeś wcześniej, a problemem jest co innego.
- Co?
- Bill?
Blondyn pokiwał głową.
- Tommy, to nie jest problem – piosenkarz powiedział z uśmiechem. – On cię kocha, ty go też…
- Nie kocham go.
Dlaczego nagle poczuł się jakby skłamał?
- To znaczy… Nie wiem. Już sam nic nie wiem! A zresztą, co za różnica – prychnął, opierając się bokiem o ścianę. – On nie chce ze mną być. Nie chce, żeby między nami „zrobiło się dziwnie”.
- Dziwisz mu się? – Adam położył dłoń na jego ramieniu. – Dawałeś mu kosza tyle razy, że sam bym odpuścił…
- Może cię nie zrozumiał? – zasugerował Sauli. – Może myśli, że gdyby do czegoś między wami doszło, nadal byłoby to na starych zasadach?
- On boi się odtrącenia – mruknął Tommy.
- Dawałeś mu ku temu powody.
- Tak, dawałem! Nie musisz mi tego wypominać!
- Tommy!
- Przepraszam…

Para spojrzała po sobie. Obaj chcieli pomóc, ale nie wiedzieli za bardzo jak.

- Może to głupie – zagadnął niepewnie Sauli – ale czy próbowałeś "męskiego sposobu" na sprawdzenie uczuć?
- Hę? – gitarzysta spojrzał na niego zdziwiony.
- Czy przed podjęciem decyzji "rozładowałeś napięcie"?
- Aha.
- No i?
- Nadal chcę, żeby wrócił.
- Jak dla mnie to może być miłość.
- Załamujecie mnie – Adam westchnął ciężko. – Czy w moim wypadku też robiłeś taki test, Sauli?
- Tak w sumie… To tak. I był skuteczny, nie? – blondyn odparł z szerokim uśmiechem.

*

Leżał na łóżku, obracając w dłoni swoją komórkę. Zbyt długo odkładał tę rozmowę na później. Dał sobie ultimatum: teraz albo nigdy, choć i tak kolejne sekundy mijały bez żadnego ruchu z jego strony. Miał tak wiele wątpliwości. Ciekawe, czy Bill utrzymuje kontakt ze swoją byłą pielęgniarką.  Zdawała się być w jego typie.

W końcu się przełamał i wybrał właściwy numer. Sygnał połączenia. Brak odpowiedzi. Spróbował znowu. To samo.

Sytuacja powtarzała się przez kolejne dni. Żadnej reakcji na telefony czy smsy.

- Proszę, wyjdź… Wynoś się z mojego życia…

Zerwał z nim kontakt. Nie złamał swojego postanowienia.

Tommy pogrążał się w coraz większym marazmie. Przegrywał tę wojnę.

W chwili słabości zadzwonił do Adama. Jego ostatnia szansa na ratunek.
Drache




***

"Męski sposób" został znaleziony w necie także proszę nie traktować go jako wiedzę fachową (chociaż jeśli się nad nim zastanowić brzmi całkiem sensownie). ;p 

edit.
The Versatile Blogger