16.11.2012

Sierotka dodatki

Sierotka dodatek #2

Coraz trudniej było mu stawiać kolejne kroki. Nogi zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa, tak samo jak górne partie jego ciała, które pozostawały w permanentnym zgięciu już od co najmniej godziny.

W końcu torba przeważyła.

Upadł w zagłębieniu przy jednym z większych drzew. Dzięki temu miał szansę schować się przed wiatrem i deszczem, który bombardował jego ciało lodowatym mokrym śrutem. Kolejne krople ściekały po ciemnych włosach.

- Cholera – wyszeptał, gdy po raz kolejny usłyszał burczenie swojego brzucha. Od wczoraj nie miał nic w ustach. Brak snu, jedzenia, picia… Nie mógł się spodziewać gorszej kombinacji.

Zakaszlał głośno.

Było mu zimno pomimo kilku warstw ubrań, które przywdział na swoje ciało. Mięśnie drżały, próbując coś zdziałać, lecz nie były w stanie bezustannie pracować w nieskończoność.

- Spać…

Rozejrzał się wokół. Ostatnim razem, gdy był w podobnej sytuacji, miał jeszcze jedną szansę – pomoc Adama i Sauliego. Tym razem jednak, choć wylądował w dużo większym bagnie, nie mógł liczyć na nic. Miał tylko siebie, nikogo więcej.

Spróbował wstać. Resztki rozsądku kazały mu uciekać z tego paskudnego miejsca, gdzie nie czekało go nic dobrego. Był w środku lasu, niedaleko południowej granicy kraju. Dlaczego nie przekroczył jej tak jak reszta jego współpasażerów? Kolejna zła decyzja podjęta pod wpływem strachu. Gdyby chociaż dało się go racjonalnie wyjaśnić…

Jego plecy mocniej przylgnęły do lodowatego oparcia z kory i lepkiego błota. Ułożył się wygodniej, podkulając kolana aż pod samą brodę. Liczył na to, że może choć tak uda mu się zatrzymać odrobinę ciepła i nabrać sił przed dalszą wędrówką.

Paradoksalnie, zaczęło dziać się inaczej. Jego ciało zanurzyło się w wilgotnej glebie. Ruchy stały się niezgrabne, spowolnione obciążnikami z wilgoci i kleistą substancją u obolałych stóp. Gdy tylko uspokoił oddech zdał sobie sprawę, że odpływa.

Głowa przechyliła mu się na bok, a niepokorne kosmyki przykryły sporą część jego twarzy.

- Odjebało ci?! Rusz się do cholery! – usłyszał.

Brunet w odpowiedzi tylko się uśmiechnął. Nie miał siły nawet unieść głowy.

- Cześć Tom… - szepnął spokojnie.
- Bill rusz dupę! Masz jeszcze życie przed sobą! Nie możesz teraz umrzeć!
- Ty umarłeś…
- Ja nie miałem wyboru, ty go masz! Ocknij się, błagam!
- Nigdy mnie o nic nie błagałeś…
- Bawi cię to?! Walczę o twoje życie idioto!!!
- Co za różnica…

Jego oddech stawał się coraz płytszy. Ogarniał go dziwny spokój. Wszystko traciło swoje znaczenie. Las, zła pogoda, samotność. Wszystko.

Poczuł dotyk na swoich ramionach, choć fizycznie nikogo poza nim tu nie było.

- Nie możesz mi tego zrobić! Nie po tym wszystkim…
- Dlaczego? Zawsze byłem słaby. Czemu teraz miałoby być inaczej?
- Nigdy nie byłeś słaby. Byłeś inny, ale nigdy nie słaby! Wiem, bo byłem przy tobie tyle lat!

Chłopak próbował szerzej rozchylić powieki. Obraz był niewyraźny. Zamazany. Mimo wszystko zdołał dostrzec zarys jasnej postaci.

- Może po prostu nigdy mnie nie znałeś…

Gdyby nie przestrzeń pomiędzy światami z pewnością otrzymałby karę za te słowa.

- Nie pierdol tylko wstań!!!

Odetchnął ciężko. Czuł, że powoli przysypia. Zimno przestało już być tak dokuczliwe.

Zamrugał. Tuż przed sobą ujrzał oblicze swojego brata. Były momenty, iż bał się, że kiedyś zapomni szczegóły ukochanej twarzy. Już nie musiał się o to martwic.

Powieki powoli zasunęły się, przysłaniając brązowe tęczówki.

- Proszę…
- Do zobaczenia po drugiej stronie, Tom.
- Błagam cię, nie…

Drżenie zniknęło, mięśnie rozluźniły się. Oddech ustał. Spokój ostatecznie pochłonął młode ciało.

Patrol straży granicznej znalazł go po kilku godzinach. Leżał pod drzewem, schowany przed wiatrem. Nieobecny.



Sierotka dodatek #1

Zbliżała się pora ostatecznych przygotowań. Nie było tego wiele, ale Sauli lubił mieć wszystko zapięte na ostatni guzik. Krok po kroku, bez zbędnego pośpiechu przygotowywał kolejne dania, Adam zaś nerwowo krzątał się po kuchni.

- Masz już zupę?
- Gotuje się.
- A co z mięsem?
- Jeszcze nie zacząłem.
- Rany, nie zdążymy…
- Adam, z łaski swojej wyjdź i sprawdź, czy nikt nie potrzebuje twojej pomocy w drugim pokoju.
- Sauli, do cholery!
- Nie podnoś na mnie głosu!

Mężczyźni stanęli naprzeciwko siebie w bojowych nastrojach.

- Jeśli chcesz wiedzieć, ja również się denerwuję, więc nie zwalaj na mnie jeszcze swoich emocji, bo będzie tragedia – powiedział stanowczo. Brunet wolał ustąpić.
- Dobrze, przepraszam.

Koskinen westchnął. Kryzys tymczasowo zażegnany.

- Słuchaj – odezwał się znowu, nie chcąc wyjść na niemiłego. – Wiem, że po raz pierwszy bierzemy udział w czymś takim, ale to nie powód, żeby dać się ponieść emocjom. Wszystko się uda, zobaczysz.
- Pewnie masz rację. Jak zawsze.

Wymienili się uśmiechami. Mogli w spokoju kontynuować dalszą pracę.

*

- Scheiße!

To był jeden z tych dni, gdy los nie ma nic lepszego do roboty niż psuć człowiekowi dobry humor. Rano zaspał, następnie prawie spóźnił się na pociąg, a teraz jeszcze rozerwała mu się torba z rzeczami. Oczywiście nie mogło to nastąpić w jakimś ustronnym miejscu.

- Dajcie przejść… - warknął pod nosem, przepychając się pomiędzy ludźmi czekającymi na swój bagaż. Po raz ostatni obejrzał się za siebie, by sprawdzić, czy aby na pewno nie pozostawił za sobą jakiejś samotnej pary bokserek. Wszystko wydawało się być w porządku. Czyżby to był koniec kłopotów na dziś?

Z wielką ulgą minął ruchome drzwi i wszedł do hali, gdzie zgromadzeni ludzie oczekiwali swoich bliskich, współpracowników, czy osób w inny sposób z nimi związanych. Brunet uważnie rozglądał się wokół, szukając znajomych twarzy. „Może jestem za wcześnie?”

Mylił się, był w samą porę. Obrócił się gwałtownie na dźwięk swojego imienia. Przez pół drogi głowił się, jak powinien się zachować. Cieszyć się? Zachować emocje dla siebie? Uścisnąć dłoń? Przytulić się? Jak zwykle jednak rzeczywistość postanowiła postawić na swoim i nie dała chłopakowi czasu na zbędne zastanawianie się.

- Rany, jak ty wyrosłeś! Jesteś już wyższy od Sauliego! – krzyknął Adam na powitanie i wziął chłopaka w objęcia. Ten odwzajemnił uścisk.
- Nie mogłeś przyhamować z tym wzrostem? Jeszcze trochę i będę musiał zacząć nosić ze sobą przenośną drabinę.
- Kup sobie buty na obcasie, mówiłem ci.
- To dla bab.
- Oj nie przesadzaj!
- Nie, Adam. Po prostu nie.

Wydawało się, że śmiechom nie będzie końca dopóki Bill nie przypomniał sobie o pewnej istotnej rzeczy.

- Mam problem z torbą. Rozwaliła się i wszystko wypada – zakomunikował nieco speszony, cicho licząc na pomoc.

Blondwłosy mężczyzna kucnął przy uszkodzonej torbie.

- Poszedł szew. Jutro postaram się coś z tym zrobić.
- Naprawdę?
- Jasne.
- Dzięki – rzekł nastolatek, uśmiechając się ciepło. Koskinen odpowiedział mu tym samym.
- Rozdzielmy te rzeczy między siebie. Będzie nam wygodniej zabrać się do samochodu.
- Dobrze, że zaparkowałeś niedaleko – rzucił radośnie Lambert.
- Dobrze, że wypatrzyłem to miejsce. Tobie się to nie udało.
- Zawsze byłem kiepski w parkowaniu…
- W samej jeździe również…
- Nadal fatalnie prowadzi?
- To się nigdy nie zmieni.
- Ej, ej, zaraz! Czemu mnie obgadujecie?!

*

Od razu zasiedli do stołu. Bill konał z głodu po kilkugodzinnej podróży.

- Czy ty w ogóle coś jadłeś przed drogą? – zaśmiał się Sauli, gdy młody brunet pochłonął już drugą miskę zupy.
- Niewiele. Zaspałem i prawie spóźniłem się na pociąg – odparł szczerze.
- Spróbowałbyś zaspać przy Saulim! Nie da się.
- Powinieneś mi podziękować, że nigdy nie pozwalam ci na twoje „jeszcze pięć minut”… RAZ przymknąłem na to oko i spóźniłeś się godzinę na swoje zajęcia.
- Mogłeś to pominąć…

Kaulitz śmiał się, obserwując dogryzającą sobie parę. Ich przepychanki były zabawne i mimo wszystko niezwykle ciepłe.

- Co właściwie u ciebie słychać, Bill?

Czarnowłosy chłopak odstawił szklankę soku na bok.

- Wszystko po staremu. Ta sama praca w sekretariacie, to samo mieszkanie z tymi samymi ludźmi…
- Nie sprawiają problemów?

Bill pokręcił głową.

- Dajemy radę. Wiadomo, że sprzeczki się zdarzają, ale nigdy nie jest to nic poważnego. Zwykle idzie o ich imprezy. Nie dość, że nie daję rady wyspać się do pracy to jeszcze rano muszę sprzątać ich syf…
- Korzystaj z imprez póki możesz, potem zwykle już nie ma na nie czasu – skomentował Adam pomiędzy kolejnymi kęsami sałatki. Najmłodszy z trójki uśmiechnął się smutno.
- Korzystam, nie mówię, że nie. Po prostu czasem też potrzebuję spokoju.
- To zrozumiałe.
- Dogadacie się. Jeśli nie to daj nam znać, pomożemy.
- Sauli…

Najmłodszy roześmiał się, podobnie zresztą jak pozostała dwójka.

- Widzę, że go nosisz? – zagadnął nagle blondyn, wskazując na skromny łańcuszek z zielonym kamieniem wiszący na szyi nastolatka. Kiwnięcie głową.
- Tak, bardzo za niego dziękuję. Przepraszam, że nie zrobiłem tego wcześniej… Nie było okazji.
- Zniknąłeś tak nagle, że ciężko, żeby jakaś była.
- Nawet nie wiesz, jak wszyscy wariowali po twoim zniknięciu.

Adam skrzywił się, gdy jego partner uraczył go niezbyt miłym szturchnięciem. „Nie zaczynaj tego tematu!”, mówiły jasne oczy.

- Właśnie Bill, co z sierocińcem? Ujawniłeś się? – wtrącił się Koskinen.
- Tak – odpowiedział z lekkim westchnięciem jak gdyby ktoś zdjął z niego wielki ciężar. Czas ukrywania się i wiecznej niepewności nie był dla niego dobrym wspomnieniem. –  Dzięki temu udało mi się potem znaleźć lepszą pracę. Wreszcie mogłem legalnie pracować. Do tej pory wolałem unikać jakiejkolwiek weryfikacji papierów. Bałem się, że jeśli ktoś coś odkryje, błyskawicznie wrócę do ośrodka… Po skończonej osiemnastce od razu pojechałem do Niemiec, żeby wszystko pozałatwiać. Miałem z tym trochę pod górkę, bo nikt nie wierzył, że nagle wróciłem od tak po dwóch latach. Pani dyrektor zachowywała się jakby zobaczyła ducha!
- Dziwisz się? Sami nieźle przeżywaliśmy twojego maila.
- Dobrze, że masz to już za sobą.
- Tak… To nie było łatwe, ale nie żałuję mojej decyzji. Żałuję tylko przerwanej edukacji…
- Zawsze możesz pójść do szkoły dla dorosłych. Popytam znajomych wykładowców o jakiejś wskazówki i znajdziemy ci odpowiednią szkołę – zaproponował starszy brunet.

Brązowe tęczówki błysnęły radośnie.

- Naprawdę?
- Pewnie, to nie problem.
- Dziękuję, panie Lambert!

Brwi Adama uniosły się lekko.

- Czemu ciągle mówisz do mnie „panie Lambert”? Już od dawna nie jestem twoim nauczycielem.
- Sauli mi kazał.

Błękitne tęczówki pytająco zwróciły się ku tym jaśniejszym, przez które jednak również zdawało się przemawiać zdezorientowanie.

- Sauli?
- Ja nic nie pamiętam, słowo!
- To było wtedy, gdy wróciłem do was po ucieczce ze szkoły. Tego samego dnia, kiedy zabrałeś mnie do szpitala, bo dostałem gorączki po spędzeniu nocy na cmentarzu – wyjaśnił Kaulitz.

Jasne usta niepewnie wygięły się w uśmiechu, podczas gdy miny pozostałych wyrażały kolejno zaniepokojenie i lekką irytację.

- Chyba zapomniałem powiedzieć o tym epizodzie Adamowi…
- Istotnie, kochanie. Chyba zapomniałeś…

*

Ostrożnie zasunął za sobą drzwi tak, aby nie pobudzić wszystkich w domu. Była druga, może nawet trzecia nad ranem, nienajlepsza pora na pobudkę.

Korzystając z tego, że jest już na nogach, blondyn postanowił zejść na dół po coś do picia. Jakież było jego zdziwienie, gdy zauważył, że w salonie pali się światło.

- Już nie śpisz? – zagadnął, wychodząc z kuchni. Bill aż podskoczył zaskoczony.
- Przestraszyłeś mnie – powiedział i odetchnął ciężko. Sauli zajął miejsce na drugiej kanapie. – Nie przejmuj się, zawsze mam problemy z zaśnięciem w nowym miejscu.
- To normalne. Wielu ludzi tak ma.
- Tak…
- Wolałem upewnić się, że wszystko ok. Pamiętam twoją nagłą pobudkę, kiedy mieszkałeś u mnie. Mam nadzieję, że już podobnych nie miewasz?

Bill wahał się nad odpowiedzią.

- Rzadziej, ale zdarzają się – przyznał ponuro. – Ciężko zapomnieć o czymś takim.
- Wierzę… Herbaty?
- Chętnie.

Nie trwało długo nim Sauli wrócił z kubkiem pełnym gorącego napoju. Tym razem zasiadł bliżej Kaulitza.

- Nie zerwiesz z przeszłością, ale dobrze, że idziesz do przodu.
- Muszę. Nie mam innego wyjścia.
- Tom na pewno jest z ciebie dumny. Tak samo jak my.
- Dzięki.

Chłopak ufnie przytulił się do niego. Mimo licznych zmian zarówno na zewnątrz jak i w środku, nadal miał w sobie dużo z tego samotnego, zagubionego dziecka, którym był jeszcze kilka lat temu. Dało się to odczuć w jego ruchach, zachowaniu, dotyku. Wciąż szukał swojego miejsca w tym okrutnym świecie, do którego przyszło mu trafić.

„Będzie dobrze, mały. Nie trać nadziei. Ona jest najważniejsza.”

- Pamiętam, jak nie potrafiłem się pozbierać po odejściu z pracy – powiedział Koskinen, odsunąwszy się od nastolatka. – Byłem załamany i kompletnie zagubiony. Próbowałem udawać, że wszystko jest w porządku, a gdy nikt nie widział, ryczałem w poduszkę.

Brązowe oczy przyjrzały mu się z niedowierzaniem.

- Nie wierzę ci. Jesteś na to za silny – stwierdził w końcu Bill. Sauli tylko zachichotał i rozłożył bezradnie ręce.
- Pochlebia mi, że uważasz mnie za silnego człowieka. Nie wiem, czy jestem takowym, ale w tamtym czasie na pewno nie byłem. Każdy ma jakieś granice wytrzymałości. Ja swoje osiągnąłem właśnie wtedy. Pomyśl, że to właśnie jest twoja próba. Musisz po prostu przez nią przejść.
- Ale ile ona może jeszcze trwać?
- Będzie trwała tak długo, jak jej na to pozwolisz.

*

Następnego ranka cała trójka wyruszyła do centrum miasta na wspólne zakupy. Adam nie mógł się nadziwić, jak wielkie problemy mieli jego towarzysze ze wstaniem o 10 rano, co nie powinno być przecież żadnym wyczynem.

- Sauli, uważaj! – krzyknął, gdy omal nie obtarli boku jadącego obok auta. Stracił cierpliwość. – Co się z tobą dzieje?! I z tobą Bill również! Co wy robiliście wczoraj w nocy?!
- Gadaliśmy. Bill nie mógł spać…
- Jak dzieci… – Lambert westchnął wściekły, tym samym kończąc rozmowę.

Nikt nie odezwał się ani słowem aż do momentu dotarcia do celu podróży.

- Dojechaliśmy. Bill?
- Śpisz?

Jego usta rozwarły się szeroko, a powieki leniwie odsłoniły brązowe oczy. Chłopak drzemał praktycznie całą drogę, nie zważając na zakręty, nagłe hamowanie, czy podniesiony głos Adama. Gdy był zmęczony tak jak dziś, nic nie było w stanie przeszkodzić mu w spaniu.

*

Spacer do właściwego sklepu zajął im dobre kilkanaście minut. Być może trafiliby tu szybciej, gdyby nie liczne postoje przy mijanych kolorowych witrynach.

- Dzień dobry. Zamawiałem tutaj kilka rzeczy.
- Pana nazwisko?
- Adam Lambert.
- Już podaję.

Ekspedientka wyszła z pomieszczenia, by za moment wrócić z zamówionymi ubraniami.

- Zaniosę je państwu do przebieralni.

Podążyli za nią aż na drugi koniec sali. Dziewczyna otworzyła jedną z kabin i zawiesiła w środku przyniesione rzeczy.

- Proszę mnie zawołać, gdy coś będzie potrzebne.
- Oczywiście. Dziękujemy.

Szatynka zniknęła tak szybko jak się pojawiła.

- Wchodź Bill – brunet kiwnął głową w stronę przebieralni.
- Mam coś przymierzyć?
- Aha.
- Pospiesz się, musimy jeszcze pojechać w jedno miejsce.

Nastolatek posłusznie wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Po minucie pojawił się ponownie w długim czarnym płaszczu, który prezentował się wspaniale na jego smukłym ciele.

Uważnie przeglądał się w lustrze. Wyglądał dojrzale i z klasą.

- Czego nie można odmówić Adamowi to niezłe oko. Potrafi idealnie dobierać ciuchy – odezwał się blondyn.
- No nie wiem, jeszcze wczoraj szybko zmieniłem zamówione rozmiary, bo zobaczyłem, że rękawy mogłyby być za krótkie.
- I tak ci się udało.
- Jest świetny… - powiedział cicho Bill, zwracając na siebie uwagę. – Naprawdę wspaniały…
- Cieszę się. To jak, będziesz go nosić?

Chłopak zaniemówił z wrażenia.

- To… To naprawdę dla mnie? – spytał nieśmiało, zdając sobie sprawę z wartości płaszcza.
- Nie, daliśmy ci go, żebyś sobie przymierzył… Oczywiście, że to dla ciebie!
- Weź go Bill. Wyglądasz w nim naprawdę dobrze, a materiał jest wysokiej jakości. Będzie na lata.
- „Na lata” to może powinien wziąć większy…
- Zaraz zapytam sprzedawczynię. Może ma jeszcze jeden egzemplarz.

Wyłączył się na chwilę i nie słyszał dalszej rozmowy Adama i Sauliego. Jego oczy błyszczały ze szczęścia. Nie spodziewał się takiego prezentu. Zawsze marzył o podobnym płaszczu, ale nigdy nie było go na niego stać. Wszystkie odłożone pieniądze znikały w mgnieniu oka. Swoje ostatnie euro wydał na podróż tutaj i naprawę laptopa, który niespodziewanie odmówił mu posłuszeństwa kilka dni przed wyjazdem.

- Super, to teraz spodnie…

*
- Wszystkiego najlepszego!
- Zupełnie powariowaliście…

Adam pojawił się przy ich stoliku z tortem czekoladowym przyozdobionym jasną polewą i dwoma świeczkami w kształcie cyfr 1 i 9. Zaraz potem starszy brunet zajął się zapalaniem świeczek.

- Szczerze mówiąc chciałem zielony, ale Sauli uparł się, że ma być ten.
- Adam, pomyśl. Kto by zjadł zielony tort…
- Ja – prychnął. –  To tylko kolor!
- Uwierz mi Bill, nie chciałbyś zobaczyć tamtego tortu…
- No pewnie, jak zwykle mój gust jest zły!
- Nie zaczynaj, proszę…

Kaulitz odruchowo spojrzał w bok, nie chcąc mieszać się do sprzeczek znajomej pary. Jego uwagę przykuło coś innego, a raczej ktoś.

Mężczyźni dopiero po chwili zdali sobie sprawę, iż nastolatek kompletnie odpłynął. Całe swoje zainteresowanie skupiał na drobnej długowłosej blondynce siedzącej kilka stolików dalej. Patrząc po jego wzroku najwyraźniej nie miał zbyt wielu kontaktów z płcią przeciwną.

- Podoba ci się? – zapytał były funkcjonariusz, na co chłopak zareagował zakłopotaniem.
- Ja… Tak tylko… - próbował odpowiedzieć, lecz czuł, że i tak palący rumieniec już zdążył zrobić to za niego.
- Zagadaj do niej. My damy sobie radę – zaproponował Adam.
- Nie. Nie chcę.
- Na pewno?
- Znajdź sobie faceta, są mniej problematyczni – rzekł nagle Koskinen. – Chyba że trafisz na drugiego Adama.
- Albo na drugiego Sauliego – odgryzł się Lambert. – Jest wiele do kochania, ale to trudna miłość…
- Nawzajem, kochanie…
- Nie, wiecie… Póki co zostanę przy dziewczynach.
- Co kto woli. No dalej, pomyśl życzenie!

Nie zastanawiał się długo, on już miał swoje życzenie. Prędko wziął głębszy wdech i zgasił obie świeczki.

- Wszystkiego najlepszego, Bill!
- Nie będziemy cię przytulać, żeby nie narobić ci obciachu przy damach.

Kaulitz uśmiechnął się w podziękowaniu. Choć intencje obu mężczyzn były szczere, chłopak do końca trwał na swoim miejscu, nie zagadnąwszy do ani jednej z obecnych w kawiarni dziewczyn. Miał jeszcze czas, żeby znaleźć swoją drugą połówkę.

*

Następnego dnia wyruszyli z powrotem na stację. Wszystko co dobre szybko się kończy. Bill musiał wracać do siebie. Jego szef nie zgodził się na więcej niż dwa dni urlopu.

- Dam ci znać, gdy tylko dowiem się czegoś o szkole dla ciebie. Potem zdecydujemy co dalej. Na pewno już w tym roku nie zaczniesz nauki, ale może w przyszłym? Poszukam ci jakichś materiałów do przygotowania się na zajęcia.
- Dziękuję, naprawdę. To więcej niż mógłbym sobie życzyć.
- Dla ciebie wszystko.
- No może nie wszystko, ale na pewno dużo. Dzwoń, gdy tylko będziesz mieć jakiś problem.
- Dokładnie!
- Dziękuję wam. Jesteście wielcy!

Po kolei przytulił każdego z nich i zapakował się do pociągu. W środku zajął miejsce przy oknie, żeby jeszcze chociaż przez chwilę móc pobyć w towarzystwie najbliższych sobie osób. Nie miał pojęcia, kiedy będzie mu dane spotkać się z nimi po raz kolejny.

- Odezwij się jak dojedziesz!
- Jasne!

Pomachał im na pożegnanie.

„Dziękuję za wszystko. Dziękuję, że jesteście.”

Pociąg wyruszył punktualnie. Po chwili nie było po nim już śladu.

Mężczyźni opuścili ręce.

- Nawet nie wiesz, jaki jestem z niego dumny. Mimo swojej sytuacji udało mu się osiągnąć tak wiele i to bez niczyjej pomocy. Sam zdecydował, co jest dla niego najlepsze.
- Właśnie dlatego dobrze, że nie zdecydowaliśmy się wtedy na adopcję. Nie podołalibyśmy temu. Możemy być dla niego rodziną, lecz nie rodzicami. Myślę też, że on nigdy tego od nas nie oczekiwał.
- Znów jesteś kilka kroków przede mną – zaśmiał się Adam. – Jak ty to robisz?
- Korzystam z chwil twoich słabości.
- Jasne…
- Adam?
- Tak?
- Ja już tęsknię za tym dzieciakiem.
Drache


Niespodzianka! Hehe. :P
Wreszcie udało mi się napisać dodatki do Sierotki. Bardzo dziękuję obsesji za pomysł!
Ale to już definitywny koniec, jeśli chodzi o Sierotkę. Co za dużo to niezdrowo, o!
Póki co przerwa i luźne notatki. Jeśli uda mi się stworzyć coś nowego, na pewno dam znać. ^.^
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze!
Pozdrowienia!