27.07.2012

Sierotka cz.I

Witam po długiej przerwie.
Tak widzę ze statystyk, że ktoś tu jednak co jakiś czas zagląda, w związku z czym postanowiłam dać jakiś znak życia. :P

Sprawa jest taka, powstaje opowiadanie, w którym jedną z głównych postaci będzie Bill (pozostałe to Adam Lambert i Sauli Koskinen). Jeśli chodzi o gatunek oceniłabym to jako dramat (mam nadzieję, że będzie takowym tylko jako gatunek <czarny humor, że aż boli>). Na pewno nie będzie to romans, nie o to w tej historii chodzi. Całość nie jest jeszcze skończona, opowiadanie będzie o wiele krótsze od Przejścia, ale też bez przesady (na chwilę obecną 20 stron i rośnie). Z założenia miała to być tylko jedna duża część, jednak po przekroczeniu pewnej ilości stron uznałam, że nie da się inaczej i muszę to podzielić.

Dziś wrzucam małą część opowiadania, chciałabym zaznajomić się z jakimiś opiniami. Odcinki nie będą dodawane regularnie, ale zawsze mogę informować o nowych częściach. :)

Pozdrawiam i życzę miłej lektury!

ps Uwaga, okrutna scena.
Sierotka

Część I

Z nieopisaną radością opuścił mury budynku. Tak długo czekał na kolejne piątkowe popołudnie. Choć nie mógł powiedzieć, że nie lubił swojej pracy, zdecydowanie potrzebował odpoczynku.

- Do widzenia! – usłyszał za plecami. Drobna nastolatka uśmiechała się do niego.
- Do widzenia – odpowiedział równie wesoło. – Przygotuj się na poniedziałek. Nie chcę słyszeć żadnych wymówek!

Dziewczę jedynie przytaknęło i oddaliło się w swoją stronę. „Uda ci się. Dobrze, że chociaż tobie”, pomyślał. Istotnie, niewielu z jego uczniów zdradzało jakąkolwiek szansę na dobre życie. Powiódł wzrokiem za blondynką, by w końcu natrafić na stojącą przy murach sierocińca grupkę.

Najgorsi z najgorszych tutaj. Piątka chłopaków, w których nikt już nie wierzył. Mieli od 15 do 17 lat, przynajmniej jedno wykroczenie na koncie, zerowe postępy w nauce, żadnej poprawy mimo miesięcy wytężonej pracy. Byli przegrani i nawet jego optymizm nie był w stanie tego zmienić.

Dwójka jednych z najstarszych podopiecznych ośrodka patrzyła na niego wilkiem. Bracia, najbardziej rozpoznawalni w całym ośrodku, odebrani rodzicom krótko po urodzeniu. 16 lat, obaj z tej samej daty. Nierozłączni. Z wyglądu byli do siebie niezwykle podobni, niemalże identyczni, ich charakter jednak diametralnie się różnił.

Tom stał lekko w cieniu budynku. Dopiero co wrócił z poprawczaka. Znów palił papierosa. Opiekunowie już dawno zaniechali wszelkich prób, które mogłyby położyć kres jego nałogowi. Spokojny acz stanowczy był postrachem młodszych kolegów.

- No i co się tak gapisz?

To Bill, drugi z braci. Wyszczekany, impulsywny. Często wszczynał bójki bez wyraźnego powodu, lecz gdyby nie Tom, nie wyszedłby cało z ani jednej z nich. Był mocny w gębie, niewiele poza tym. Kradzieże także nie szły mu zbyt dobrze, o czym jego nauczyciel zdążył się już przekonać, kiedy natknął się na chłopaka w sklepie. Uratował go wtedy przed policją, ale nigdy nie usłyszał za to ani słowa wdzięczności. Nie oczekiwał go jednak, nie od tych dzieciaków.

Adam posłał im jeden ze swoich serdecznych uśmiechów. Nic nie działało na tę bandę tak jak lekceważenie. Nie miał zamiaru się ich bać, to on był tutaj autorytetem, nie oni. Szybko wsiadł do swojego auta, by odjechać jak najdalej stąd i wypocząć przez nadchodzący weekend, pomimo całej sterty prac do sprawdzenia.

*

- Rany, Adam! Gdzie ty nas wyprowadziłeś?
- Ej, spokojnie! Idziemy w dobrym kierunku.
- Jesteś pewien?
- Zaufaj mi.

Mijali już kolejne skrzyżowanie, a wciąż nie mogli znaleźć właściwego. Jakby tego było mało, okolica była wyjątkowo nieprzyjemna. Wąskie ulice, wysokie budynki, kręte zaułki.

- Nie zapuszczałbym się tutaj wieczorem – stwierdził krótkoostrzyżony blondyn, niepewnie zerkając w kolejny zakamarek.
- Ja też nie, dlatego uciekam z pracy jak najszybciej – odparł Adam. Sierociniec mieścił się w tej samej dzielnicy, nie tak daleko od miejsca, w którym się znajdowali.
- Że ty masz zdrowie codziennie tu przyjeżdżać…

Strzał, potem kolejne. Zatrzymali się.

- Z której to strony?
- Nie wiem, poczekajmy chwilę.

Tak też zrobili. Pięć minut ciszy wystarczyło, aby znów poczuli się w miarę bezpiecznie.

- Chyba już jest ok. Daleko mamy do tego sklepu?
- Nie, widać stąd to skrzyżowanie.
- To samo mówiłeś kilka minut temu – westchnął. – Jak coś, mam pistolet.
- Sauli! – obruszył się brunet.
- Mam do tego prawo i będę z niego korzystał, czy ci się to podoba, czy nie. Idziemy?

Pokręcił tylko głową i bez słowa sprzeciwu podążył za niższym mężczyzną, który od tej pory jeszcze uważniej obserwował otoczenie. Adam, choć czuł się nieswojo, nie miał Sauliemu za złe jego podejścia do niebezpiecznych sytuacji. Lata służby, mimo iż w tym wypadku dość krótkie, robią swoje.

Mijali kolejny zaułek, gdy nagle Koskinen nerwowo wyciągnął broń. Drugi z dwójki zbladł.

- Tam ktoś leży – rzucił ciche wyjaśnienie. – Zostań tu.
- Nie jesteś już w policji… - powiedział jakby do ciebie, gdyż blondyn był już zbyt daleko od niego. Ostrożnie robił kolejne kroki. Kiedy zniknął za budynkiem serce bruneta stanęło.
- Chodź tu szybko! – usłyszał po chwili. Nie trzeba było długo na niego czekać. – Dzwoń po karetkę. Adam?

Mężczyzna usiadł na ziemi. Nigdy przedtem nie widział nikogo w takim stanie, nie był więc tak odporny psychicznie jak Sauli. Fakt, iż zobaczył tak jednego ze swoich uczniów, nie pomagał. Zakrył usta żeby nie zwymiotować ze stresu.

- Tom… Czy… Czy on… - wydukał tylko.

Leżał w kałuży krwi z otwartymi oczami. Nie ruszał się, nie oddychał. Odpowiedź nasuwała się sama.

- Nie – stwierdził blondyn po przyłożeniu palców do tętnicy szyjnej. – Brak pulsu. Zawołaj karetkę, niech zatwierdzą zgon.

Wciąż z oczami pełnymi łez próbował wystukać właściwy numer. Tom, jego uczeń… Pozbawiony szans na jakąkolwiek poprawę.

Wtedy coś mu zaświtało. „Oni zawsze chodzili we dwójkę…”

- Sauli, Bill! Szukaj go! – krzyknął zdesperowany.
- Hę? – blondyn nie zrozumiał jego wypowiedzi. Rozejrzał się jednak po dziedzińcu, by zaraz stwierdzić – Coś widzę.
- Boże, żeby tylko…

Tym razem obaj podeszli do leżącego nieopodal ciała. Czerwona ciesz zabarwiła ziemię i podarte ubranie. Powieki były jednak zasunięte, a klatka piersiowa unosiła się nieznacznie. Oddech nie był miarowy, ale był. Jest szansa.

- Halo, pogotowie? Potrzebujemy pomocy!

Drache

14.07.2012

29. Mecz o honor + Epilog

Witam wszystkich ponownie!
Mowę końcową zostawię sobie na sam koniec żeby nie przeszkadzała w czytaniu. ;)
Zapraszam na ostatni odcinek oraz epilog Przejścia!

ps Nie chowałam wulgaryzmów pod gwiazdkami, także zawczasu ostrzegam o ich obecności w tekście.

29. Mecz o honor

- Cholera…

Ledwie otworzył oczy już pałał wściekłością do całego świata. Dwie szklane butelki zderzyły się ze sobą, oznajmiając to głośnym i przeszywającym na wskroś brzdękiem. Na szczęście dla niego były całe. Jeszcze tego brakowało żeby musiał zbierać odłamki szkła z podłogi. Mimo wszystko porządki w sypialni nie były złym pomysłem. Puste butelki po piwie, porozrzucane paczki chipsów, walające się tu i ówdzie okruszki. Tak, ta noc nie należała do udanych.

- Zostawię was samych. Odezwij się później – powiedziała drobna blondynka, pogłaskawszy przed tym chude zbolałe ramię. Opuściła pokój, zostawiając Billa sam na sam ze starym znajomym.
- Dziewczyna? – zagadnął z uśmiechem starszy, gdy usłyszał, że Crystal opuściła dom.
- Bliska znajoma. Siądź sobie na fotelu. Nie przysunę ci go, bo trochę nie jestem w stanie – dodał, wskazując na swoją rękę.
- Tom nieźle cię wczoraj urządził.

Resztkami sił usiadł na materacu i ogarnął wzrokiem pokój. W porównaniu z połową należącą do Marcusa, jego część pomieszczenia wyglądała jak po wojnie. A to była przecież tylko jedna źle spędzona noc…

- To wszystko co mówisz jest po prostu… Niesamowite.
- Mnie to mówisz? Ja to przeżyłem – prychnął tylko w stronę wciąż zadziwionego kolegi.
- Tak, wiem, widzę, ale… Rany, Tom miał rację. Do końca wierzył, że żyjesz. Nie mógł sobie wybaczyć tego, że nie kazał policji ciągnąć poszukiwań.
- Były poszukiwania? – podniósł jedną brew.
- Tak, ale bardzo krótkie. Policjanci szybko oznajmili, że nie miałeś żadnych szans na przeżycie. Uznali, że rozszarpały cię dzikie zwierzęta.
- A wy w to tak po prostu uwierzyliście?
- Wierzyliśmy w słowa policji. Poza tym to nie było bezpodstawne – usprawiedliwiał się Georg. -  Znaleźliśmy ślady, twoją krew, strzępki ciuchów… Tom miesiącami dochodził do siebie.
- A co teraz? Gadałeś z nim po naszej kłótni?

Szatyn smutno spojrzał na chłopaka. Chyba nigdy nie zapomni tego wzroku i tych kilku słów, których obawiał się wtedy najbardziej.

- Tom nie chce zmienić zdania. Pojutrze wracamy do Niemiec.

Potem wszystko potoczyło się dość zwyczajnie. Wyciszony telefon, piwo, niezdrowe żarcie, ślęczenie przy oknie i wypatrywanie niewiadomo czego. Później jeszcze kilka filmów na laptopie zwieńczone zaśnięciem z pustą butelką w ręku.

Po raz ostatni omiótł wzrokiem pomieszczenie, po czym wstał i chwiejnym krokiem ruszył do łazienki.

*

Po żmudnych porządkach został zmuszony do założenia pierwszych lepszych ciuchów i wyjścia na dwór w celu wyrzucenia śmieci. Klął pod nosem, niosąc ze sobą wór resztek i innego świństwa, które zdążyło się już zepsuć. Odsuwał się jak najdalej od tej śmierdzącej bomby biologicznej.

Nareszcie upragniony cel. Szast, prast i po kłopocie. Przystanął na moment, opierając się o płot. „Jakie plany na dzisiejszy dzień?”, spytał sam siebie. Nie ukrywał, że najchętniej powtórzyłby zajęcia z poprzedniego wieczoru, mimo iż było to bezsensowne, bezproduktywne i tylko pogarszało jego nastrój. Co więcej silny ból gardła oraz lekki kac również nie zachęcały, ale co tam. Póki ma wolne, może pozwolić sobie na lekką niedyspozycję, która właściwie wiązała się z kilkudniową dziurą w życiorysie.

„A co dalej?”

Na to pytanie nie znał jeszcze odpowiedzi. Możliwości było kilka, ale nie był w stanie ich teraz roztrząsać. W grę nadal wchodził powrót do kraju. Georg obiecał skonsultować się z prawnikiem w sprawie wszelkich formalności, zadeklarował również pomoc finansową. Bill jednak wciąż się wahał. Reakcja Toma przytłoczyła go do tego stopnia, że każda myśl o ich ponownym spotkaniu czy jakiejkolwiek rozmowie wywoływała u niego mdłości i silny stres. Co jeśli nie tylko brat go odtrąci? Co jeśli Tom mu nie wybaczy? Co z oczekiwaniami ludzi z branży? Tutaj był bezpieczny, ułożył sobie życie, nie musiał liczyć się z opinią publiczną. Czy powinien teraz z tego wszystkiego zrezygnować i znów wrócić do tego co było? Czy powinien porzucić swoje kolejne życie?

„Nienawidzę cię…”, zadźwięczało mu w głowie.

- Hej!

Szybka analiza. Zastygł w bezruchu. Znał ten głos.

- Ej, mówię do ciebie! Przywitaj się nowy!

„Nowy”, czyli na pewno nie o niego chodzi, ale to nie znaczyło, że może czuć się zupełnie bezpiecznie. Ostrożnie rozejrzał się, starając się wykonać jak najmniej gwałtownych ruchów. Lewa strona bezpieczna. Prawa…

- Odwal się człowieku!
- Co proszę?!

„Tom?! Ale skąd…”

Dwa ciosy wystarczyły żeby sprowadzić chłopaka do parteru. Syknął wściekle.

- Nie mam nic do was, zostawcie mnie! – warknął łamaną angielszczyzną.
- Kolejny?
- Coraz więcej tych przybłędów.
- Wracaj do siebie!

„Czterech na jednego, niedobrze”, pomyślał. Nawet opcja czterech na dwóch nie robiła tutaj wielkiej różnicy, zwłaszcza, że nie był w stanie dać z siebie wszystkiego. W najlepszym wypadku dawałoby to co najwyżej półtorej osoby. Przy czterech silnych mężczyznach nietrudno można było stwierdzić, że nie mieli szans.

Dziesięć metrów do celu, trzy metry do wejścia do sklepu.

Ostrożnie zbliżył się do budynku. Pomoc. Zawahał się. Zauważą go, gdy tylko uchyli drzwi, które jak na złość były wyjątkowo hałaśliwe. Co jeśli ci faceci się wściekną i w ramach powitania zdemolują sklep? Nie mógłby zrobić tego Marcusowi. Poza tym, czy kolejny chłopak o podobnej do niego posturze zwiększyłby ich szanse? Nie za bardzo.

„Choć raz zrób coś dobrego Kaulitz.”

Dwudziestolatek o krótkich blond włosach szybko podniósł się na równe nogi, choć niewiele tym zyskał. Oprawcy szybko otoczyli go, uniemożliwiając ucieczkę. Wystawił pięści.

- Patrzcie, on chce się bić! Więcej zabawy niż zakładaliśmy – zaśmiał się przywódca grupy. Jego radość nie trwała jednak długo. Przerwał go silny cios w skroń. Mężczyzna z hukiem runął na chodnik.

- Uciekaj! – krzyknął Bill do swojego brata. W jego spojrzeniu malował się jasny przekaz. – WYPIEPRZAJ STĄD!!!

Dwa razy nie musiał tego powtarzać. Chłopak bez słowa rzucił się do ucieczki. Na szczęście tego dnia zrezygnował z tak charakterystycznych dla siebie workowatych ciuchów.

- Ty… - usłyszał za swoimi plecami. Odsunął się lekko i spiął mięśnie, lecz niedługo był w stanie bronić się przed towarzyszami ranionego przez siebie osiłka, którzy dopiero po dłuższej chwili ocknęli się z szoku.

Obce palce z dużą siłą zacisnęły się na jego zabandażowanej ręce skutecznie unieruchamiając resztę jego ciała. Ból w klatce piersiowej.

- Niemiec, co? Ej – gwizdnął do jednego z pozostałej trójki. – Co się gapisz? Łap tamtego gówniarza!

Moment nieuwagi i były wokalista zwinnie wywinął się z uścisku, by uwiesić się na wyznaczonym przez szefa bandy osiłku.

- Spieprzaj gnojku!

Cios. Ziemia. Cios. Ściana. Zaczynał żałować swojego pomysłu. Mógł to wszystko lepiej zaplanować, bo teraz sam znalazł się w potrzasku. Nawet krzyk niewiele by mu pomógł, okolica jak zwykle była wymarła. Przynajmniej Tom był bezpieczny.

Cała grupa śmiała się z jego położenia. Tyle razy im umykał, lecz w tej chwili był bezbronny. Przyjrzał się ich spojrzeniom. Bezdennie puste i głupie, pozbawione celu. Bicie dla bicia. Nie zamierzał ginąć z rąk kogoś tak żałosnego jak ta banda.

- Ej, to nie jest ten dzieciak…
- Tak, to on. Tym razem się nie wywinie.
- No co złociutki – zwrócił się do niego „samiec alfa”. Bill poczuł, że robi mu się niedobrze od tej obleśnej gęby. – Jakieś ostatnie słowo? Może zawołasz pomoc?

Wyszczerzył się tylko, po czym wycedził przez zęby:

- Pieprz się.

Zawsze był wyszczekany.

Bez namysłu splunął mężczyźnie w twarz. Jego rozwścieczona twarz była ostatnią rzeczą, jaką zobaczył nie licząc płyt chodnikowych. Dość szybko dostał szansę na przyjrzenie im się z bliska.

Grad uderzeń skończył się tak szybko jak się rozpoczął. Umarł? Już? Wilki dały mu chociaż szansę pożegnać się ze światem. Miał jeszcze tyle rzeczy do zrobienia… Powinien był wcześniej jeszcze raz podziękować Brownom za wszystko co dla niego zrobili, pożegnać się z Marcusem i resztą…

- Ej…

Porozmawiać z Crystal o wszystkim, co wydarzyło się między nimi…

- On jest przytomny?

Pogodzić się z Tomem…

- Budź się, gejku.
- Wal się, Tom…

To był odruch. Tylko jedna osoba wołała na niego w ten sposób.

- Żyje! – dobiegło do jego uszu tuż po tym jak uchylił powieki. Zimna kropla spłynęła po jego policzku. – Masz szczęście, zaczyna padać.

Uniósł głowę i powiódł wzrokiem od jednej osoby do drugiej. Tom klęczał przy jego boku, Issac i Marcus stali krok dalej. On sam leżał na chodniku.

- Uciekli – rzekł starszy z braci, spodziewając się pytania o bandę osiłków.
- Kazałem ci… Spierdalać… - wymamrotał blondyn. Odetchnął ciężko. Odpowiedział mu tak długo niesłyszany śmiech.
- Tak jakbym kiedykolwiek się ciebie słuchał.
- Akurat teraz musiało ci się zebrać na zgrywanie bohatera… - Isaac załamał ręce. - Marcus, on jest jakimś masochistą czy jak?
- Nie wiem, ale lepiej przynieś apteczkę. Ja zadzwonię po Crystal – stwierdził tylko jego kolega, poprawiając okulary.
- Pomóc ci wstać?
- Chyba… Posiedzę…

Z pomocą bliźniaka udało mu się przybrać pozycję siedzącą. Dojście do siebie zajmie mu jeszcze chwilę. Już zaczynał marznąć.

- Załóż to. Może zdążysz się ogarnąć zanim przemoknie.

Ciepła gruba bluza wylądowała na jego ramionach. Znajomy zapach.

- Czemu ściąłeś włosy? – spytał niespodziewanie. Brak dreadów był jedną z pierwszych rzeczy, jaką zauważył, gdy jego brat po raz pierwszy pojawił się w sklepie.

Gitarzysta przejechał palcami po krótkich blond igiełkach.

- Uznałem, że pozwoli mi to odciąć się od tego co było – odrzekł po kilku sekundach.
- Nie da się uciec od przeszłości.

Zamilkli, zwracając wzrok ku sobie nawzajem. Wreszcie, po tak długim czasie mieli szansę po raz kolejny wymienić się spojrzeniami. Dla innych drobny gest, dla nich wzmocnienie łączącej ich naturalnej więzi. Tak wiele mieli do nadrobienia.

- Bill!

Delikatne ręce splotły się na jego karku. Przytulił do siebie dziewczynę.

- Zadzwonił Marcus. Przybiegłam tak szybko jak mogłam…
- Spokojnie, wszystko w porządku – uspokajał ją. – Już wszystko ok…
- Wiecie, chodźcie do środka. Deszcz zacina coraz bardziej.
- Dasz radę wstać?
- Przydałaby mi się pomoc.

Dzięki ogólnej współpracy w krótkim czasie cała piątka mogła wyschnąć i ogrzać się w ciepłym pomieszczeniu. Tylko Isaac narzekał. Musiał po raz kolejny ćwiczyć swoje umiejętności pielęgniarskie.

Cokolwiek miało się później wydarzyć Bill był szczęśliwy. Los dał mu szansę wyboru jednej ze znanych już mu dróg. Czegokolwiek by nie wybrał, jedno wiedział na pewno. W swej wędrówce przez życie już nigdy nie będzie sam.


Epilog

Czas leciał szybko, następne dni mignęły mu tylko przed oczami. Podziwiał z samolotu przepiękną panoramę Niemiec. Zwykle przesypiał swoje loty, lecz tego dnia zrobił wyjątek. Nie żałował, znajomy widok zapierał dech w piersiach.

Spojrzał na brata siedzącego kilka miejsc dalej. Ten odpowiedział mu tym samym. Szczery uśmiech. Nie mogli się sobą nacieszyć, tak długo się przecież nie widzieli. Rok był dla nich jak wieczność. Wciąż nie dowierzali, że są już razem, w jednym samolocie.

Lądowanie. Komunikat pilota. Wysiadka. Prawie zapomniał, jak wygląda to lotnisko.

- Tom! Tom! – usłyszeli w pewnym momencie. Trzy nastolatki czekały przy barierkach. Bill uśmiechnął się do brata.
- No idź, w końcu to twoja robota – powiedział.
- Jedyny plus twojego zniknięcia to więcej lasek dla mnie – zaśmiał się starszy z braci.
- Pedofil – rzucił cicho młodszy w stronę odchodzącego bliźniaka.

Tom szybko rozdał autografy i zamienił kilka słów z przejętymi dziewczynami. Tylko jedna z nich zdawała się opamiętać i zignorowała stojącego obok niej gitarzystę. Zwróciła wzrok ku komu innemu.

- Bill? – spytała tak głośno, by chłopak usłyszał. Ten jednak nie odpowiedział. Kiwnął głową, dając bratu znak do dalszej drogi. Odchodząc, słyszeli jeszcze śmiech dwóch pozostałych nastolatek. Nawet nie wiedziały, jak bardzo się myliły naśmiewając się ze spostrzeżenia swojej towarzyszki.

*

Powoli mijali kolejne ulice zatłoczonego o tej porze Berlina. Nie spieszyli się, wciąż mieli jeszcze dużo czasu. Bill nie odrywał wzroku od przyciemnionej szyby. Chłonął to wielkie miasto, tak znane, a jednocześnie dawno niewidziane. Kilka elementów różniło się od obrazów z jego wspomnień. Tak wiele może się zmienić przez rok.

Kierowca zatrzymał auto przy jednej z ruchliwych ulic. Zaryzykował łamanie przepisów. W okolicy z pewnością nie znalazłby ani jednego wolnego miejsca parkingowego.

- Powodzenia! – Bill zwrócił się do kolegi, który kiwnął głową w odpowiedzi.
- O 19 na miejscu?
- Tak jest. Daj znać wcześniej, jak ci poszło.
- Spoko. Trzymajcie się!

Marcus szybko wyskoczył z pojazdu i otworzył bagażnik. Z gitarą w ręku ruszył w stronę sporego ciemnego budynku. Był zdeterminowany, takiej szansy nie może zmarnować.

Czarny SUV ruszył w dalszą drogę. Kolejne światła, kolejny zakręt. Radio cicho nuciło jakąś skoczną melodię. Nieważne jaką, większość i tak brzmi podobnie.

Następny przystanek, tym razem w bardziej legalnym miejscu. Bracia spojrzeli na zajmującą tylne siedzenia parę.

- To już tutaj. Dacie sobie radę?
- O ile ktoś tutaj zna angielski, nie będzie problemu.
- Jakie tłumy…
- Zawsze musisz widzieć problemy, Isaac – westchnęła ciężko Macy. – Chodź, jeśli się spóźnimy, urwę ci łeb!
- Dziewiętnasta?
- Jasne!
- Roznieście parkiet!

Chwycili swoje torby i ruszyli w stronę zebranej przed wejściem grupy. Po krótkiej rozmowie z jednym z organizatorów udało im się zdobyć numerek. Teraz wszystko w ich rękach.

Kierowca ponownie wyprowadził samochód na przepełnione drogi. Przestawił GPS. Przed nimi jeszcze tylko pięć minut jazdy.

- Chcesz iść z nami? – zapytał Bill, choć wiedział, iż nie jest to dobry pomysł. Dziewczyna musiała zrozumieć jego intencje.
- Nie, to twoja praca, nie będę ci przeszkadzać – odpowiedziała, wyglądając za okno. – Poza tym źle bym się tam czuła.
- Wiem o tym, ale wolałem zapytać.

Tłum fanów, reporterów i paparazzi kotłował się przed wejściem do budynku. Ani barierki, ani ochrona nie była w stanie opanować tego zgiełku. Taki stan rzeczy nie był jednak niczym nowym. Bracia przez lata zdołali przyzwyczaić się do towarzyszącego im wszędzie zamieszania, chociaż nie mogli zaprzeczyć, że ostatni rok był dość długim odpoczynkiem od tego typu „rozrywki”.

- Chcesz jechać do hotelu?
- Nie, poczekam w samochodzie – rzekła uprzejmie. – Wzięłam ze sobą książkę, zajmę sobie nią czas.

Dwudziestolatek ucieszył się, rozpoznawszy kolorową okładkę.

- W takim razie miłej lektury – powiedział i lekko pocałował dziewczynę w czoło. – To trochę potrwa.
- Nie przejmuj się, dam sobie radę.

Bill podniósł wzrok i skierował spojrzenie na brata, który pokręcił głową i nałożył na nos okulary przeciwsłoneczne.

- Gotowy? – spytał, podając mu parę czarnych szkieł.
- Gotowy – odpowiedział. W jednej chwili wyszli z samochodu na spotkanie z kompletnie zaskoczonym tłumem.

*

Z początku myślał, że uściskom i łzom nie będzie końca. Tuż przed konferencją poświęcił pozostałe mu dziesięć minut na przywitanie się ze wszystkimi. Tyle osób cieszyło się z jego powrotu, mimo iż nie był to taki powrót, jakiego mogliby oczekiwać fani czy ludzie związani z branżą.

Czwórka chłopaków po dwudziestce zajęła miejsca przy długim stole konferencyjnym. Przed nimi tłum dziennikarzy siedzący jak na szpilkach. Wyglądali tak zabawnie w oczekiwaniu na swoją kolej na zadawanie pytań.

Menadżer zespołu zajął swoje miejsce. W momencie, gdy wziął do ręki mikrofon, na sali zaczęło wrzeć.

- Proszę o spokój! – skarcił dziennikarzy jeden z przedstawicieli obsługi.

Wszyscy wzięli głęboki wdech.

- Witam państwa na dzisiejszej konferencji prasowej. Jak państwo zapewne już wiedzą, jest to wyjątkowa konferencja. Otóż po prawie roku…

Już prawie zapomniał, jakie to uczucie, być na świeczniku, obserwowanym przez tyle osób. Czuł na sobie przeszywający wzrok dziennikarzy i obsługi. Wszyscy siedzieli w wielkim napięciu, by jak najszybciej dowiedzieć się, co właściwie wydarzyło się w sierpniu poprzedniego roku i dlaczego okłamano ich, mówiąc, że wokalista Tokio Hotel poniósł śmierć w wypadku. Dawno nie był tak zdenerwowany swoją pracą, tak samo jak dawno nie miał na twarzy takiej ilości makijażu.

Odetchnął ciężko, gdy tylko pierwsze pytania zaczęły bombardować jego uszy.

- Bill, jak to możliwe, że jesteś tu teraz z nami skoro niespełna rok temu byliśmy świadkami twojego pogrzebu?
- Co się stało?
- Dlaczego nas oszukaliście?
- Proszę o spokój!
- Rozumiem, że jest to dla państwa dość niezrozumiała sytuacja. Dla mnie też taką była – powiedział, gdy uznał, że ma szansę przebić się przez poruszony tłum. – Z pewnością wiedzą państwo o tym, że rok temu wydarzył się wypadek, na skutek którego przedwcześnie uznano mnie za zmarłego. Popełniono tu błąd, za który bezpośrednio nie odpowiada żaden z nas. Zostałem oddzielony od zespołu, odcięty od świata. Cudem przeżyłem. Nie chcę dzisiaj zagłębiać się w szczegóły, bo wciąż jest to dla mnie świeża sprawa, rany jeszcze się nie zagoiły. Kiedyś, gdy będę gotowy mam nadzieję opowiedzieć o tym szerzej. Póki co chcę tylko podkreślić, iż nie było to w żadnym stopniu zaplanowane. Nieszczęśliwy wypadek, to wszystko.

W myślach poklepał się po plecach. Niewiarygodne, że od tak był w stanie to wszystko z siebie wydusić.

- Następne pytanie!
- Czy twój powrót będzie oznaczał również powrót zespołu w starym składzie?

Bill stanowczo pokręcił głową.

- Nie ma takiej możliwości – kilka osób na sali spojrzało po sobie. – Obrażenia odniesione przeze mnie w wypadku skutecznie przekreślają takie plany. Nie jestem w stanie śpiewać tak jak kiedyś.
- A co sądzisz o nowym wokaliście?
- Jeszcze go nie słyszałem, jednak wierzę, iż skoro jest to decyzja całej naszej ekipy, na pewno jest to trafiony wybór.
- Co planujesz teraz? Coś związanego z muzyką?
- Nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji. Chciałbym spróbować swoich sił w modelingu, choć nie wiem, czy będę miał taką szansę. Mógłbym też zająć się projektowaniem ciuchów czy po prostu dobieraniem stylizacji. Jest kilka opcji. Na pewno duchem pozostanę przy Tokio Hotel. Wraz z zespołem zostawiam dużą część siebie. Zawsze będę ich wspierał.
- Teraz prosimy o pytania do pozostałych członków zespołu.

Bliźniak poklepał go po ramieniu.

- Dobrze ci poszło - wyczytał z jego ust i ciepłego spojrzenia. Uśmiechnął się w podzięce. Najtrudniejsze za nim.

*

Ledwie wyszli z budynku, uderzył w nich głośny pisk. To fani zebrani przy wejściu oczekiwali na poświęcenie im choćby kilku sekund uwagi. Bill spojrzał pytająco na brata. Nie bardzo wiedział, jak się zachować. Już dawno stracił swoją pozycję w zespole.

- Rozdamy kilka grafów. Będziesz miał szansę się pożegnać.

Tom bez zwłoki wyjął z kieszeni dwa markery. Jeden dla siebie, jeden dla Billa.

Razem podeszli do jednej ze stron. Starszy z braci kroczył jako pierwszy, młodszy był tuż za nim. Zamiana miejsc po latach.

Tak dawno nie czuł radości z zajęcia, które w pewnym momencie kariery stało się dla niego udręką. Uśmiechał się do fanów, którzy jeszcze niedawno składali kwiaty w symbolicznych miejscach jego pamięci. Trzy razy nawet dał się przytulić, na co ochroniarze nigdy nie patrzyli przychylnym okiem.

- BIIIIIIIIIIIIILLLLLL!
- Co się z tobą działo?
- Wiedziałam, że żyjesz! Wiedziałam!
- Tęskniliśmy!

Ostatnie machnięcia markerem. Symboliczne zakończenie pewnego etapu.

Nawet gdy wsiedli do samochodu wciąż dochodziły do nich krzyki.

- Dokąd teraz?
- Ja z Crystal jedziemy do galerii, a wy jak chcecie. A właśnie, Gustav, Crystal, poznajcie się.
- Jakiej galerii?
- Sztuki. Chcę żeby Crystal zaprezentowała tam kilka swoich prac.
- Ty i galeria sztuki?! – roześmiał się Georg. - Co kobiety robią z człowiekiem…
- Ja chętnie pójdę – oznajmił Gustav.
- Wszyscy idziemy!
- Mam nadzieję, że to nie będzie dla ciebie problem, jeśli wszyscy przyjdą? –zwrócił się do dziewczyny po angielsku.
- Absolutnie nie! – odpowiedziała mu radośnie.
- A co potem? – zagadnął szatyn.
- Wieczorem jedziemy na spotkanie, a potem? Potem zobaczymy.

„Bo nigdy nie wiadomo, co może się nagle zdarzyć.”


Koniec

*

No i właśnie, oto koniec historii. 
Chciałabym serdecznie podziękować wszystkim, którzy czytali to opowiadanie, a szczególnie tym, którzy zostawili po sobie jakiś ślad, tym samym motywując mnie do dalszej pracy. Bez Was nie udałoby mi się doprowadzić tej historii do końca, bo niestety nie mogę ukrywać, że w trakcie pisania doświadczałam nie tylko wzlotów, lecz także upadków aż po bezkresne doliny bezwenia. Tak już ze mną jest, iż często brakuje mi wytrwałości i cierpliwości, przez co nie potrafię doprowadzić wielu rzeczy do końca. Tym bardziej dziękuję więc Wam za wsparcie w procesie tworzenia Przejścia. :)

Na pytanie, co dalej odpowiem... Kto wie? Mam kilka pomysłów, ale żaden z nich nie jest na takim etapie, aby o nim wspominać. Jeśli coś się pojawi (a pojawi się na pewno, bo nie wyrobię bez pisania), wstawię to tu. Już powoli rozpracowuję bloggera, więc mam nadzieję, że coś z tego będzie. :D

Na chwilę obecną żegnam się, a raczej mówię do zobaczenia. 
Jeszcze raz dziękuję za wszystko.
Pozdrawiam,
Drache

8.07.2012

28. Alles wird gut?

I znowu ja. Zbliżamy się do końca, dzisiaj przedostatnia część opowiadania. 
Bardzo dziękuję za komentarze i przepraszam za tę dawkę nerwów, którą Wam ciągle serwuję. ;p Jestem złym człowiekiem.
Pozdrawiam wszystkich i życzę miłej lektury!


28. Alles wird gut?

- Na twoim miejscu pojechałbym do szpitala. Załatwimy jakiś transport.
- Nie chcę jechać. Ał! – jęknął po raz kolejny, gdy Isaac ucisnął jego rękę blisko pojawiającej się opuchlizny.
- Jesteś upartym kretynem! Takie rzeczy trzeba jak najszybciej prześwietlać!
- Daj spokój, nie przekonasz go – pokiwał głową Marcus, co i raz zerkając na drzwi wejściowe do sklepu. Lepiej żeby nikt z klientów nie dostrzegł powstałego w tym miejscu prowizorycznego gabinetu lekarskiego. – Znaleźlibyśmy ci transport, to nie jest aż tak daleko.
- Dajcie mi spokój. Naprawdę – powiedział, masując skroń. Nadal był w szoku, ale wiedział na pewno, że jedyne o czym marzy to koniec tego koszmarnego dnia.
- Naprawdę to powinieneś jechać na pogotowie. Zabiorę cię tam, czy tego chcesz, czy nie!
- Isaac, przestań! Nie zaciągniesz go na siłę.
- Założymy się?
- Niech robi, co chce, nic nam do tego.
- Nie może! Jeśli to złamanie, rozwali sobie rękę!
- Być może, ale to jego złamanie i jego ręka. Bill? – blondyn zwrócił twarz w stronę kolegi. – Kim byli ci kolesie?

Chłopak spuścił wzrok.

- Pierwszy to Georg. Kumpel z zespołu – odpowiedział powoli. Coraz bardziej bolała go głowa.
- A ten drugi?

Przetarł oczy palcami i westchnął cicho.

- Tom Kaulitz. Mój brat.

Pozostała dwójka spojrzała po sobie, a następnie na swojego kolegę, który miał problemy ze znalezieniem odpowiedniej pozycji na krześle. Wszystko pulsowało, bolało, a najbardziej głowa i prawa ręka.

- Chyba nie macie dobrych stosunków rodzinnych – wypalił Isaac, nie będąc pewnym, co właściwie powiedzieć.
- Teraz to już nie mamy żadnych – jęknął Bill. – Kurwa mać!

Dźwięk telefonu w ostatniej chwili powstrzymał go przed popadnięciem w rozpacz. Szybko zerknął na wyświetlacz. Brown.

*

- Podsumowując, zadzwoniłem w porę – stwierdził Steven, kiedy byli w drodze do szpitala. – Dobrze, że dzisiaj wcześniej skończyłem robotę. Isaac i Marcus zostali w sklepie?
- Tak, dadzą mi znać, jeśli coś się będzie działo.

Drwal zerkał na chłopaka, który wyglądał i czuł się coraz gorzej. Im więcej czasu mijało, tym więcej myśli krążyło po jego poobijanej głowie. Patrzył przez szybę, lecz przed oczami zamiast drzew pojawiał się obraz jego brata. Przymknął oczy i oparł głowę o szkło.

- Przykro mi z powodu tego, co się stało – usłyszał.
- Dzięki.
- Obaj musicie to spokojnie przetrawić. To nie taka mała rzecz zobaczyć się po takim czasie.
- Tom nie wiedział, że przeżyłem, dlatego się wściekł.
- Osobiście nie dziwię mu się. Nie myśl teraz o tym, musisz dojść do siebie.
- Łatwo powiedzieć.
- Zawsze jest łatwiej powiedzieć niż zrobić.

Dalej rozmawiali zdawkowo, co jakiś czas wymieniając między sobą zdanie czy dwa. Normalna rozmowa na chwilę obecną przekraczała możliwości dwudziestolatka.

- Będzie dobrze, dasz radę. Nie jesteś tu sam.

*

- Cześć.

Przywitał ją dość przygnębiający obraz. Bill leżał na swoim łóżku, patrząc przez brudne okno, przez które dało się dostrzec cały ogród, sklep i nawet kawałek ulicy.

- Cześć, wejdź.

Nim zdążył się obrócić, dziewczyna zajmowała już miejsce u jego boku.

- Nie wyglądasz dobrze.
- Wiem. Nie czuję się dobrze.

Był opuchnięty i obolały. Na tle wszystkiego najbardziej jednak wyróżniała się obandażowana ręka, lekko zgięta i przymocowała chustką do jego korpusu.

- Bardzo cię boli?
- Nie, nie jest złamana.
- Przynieść ci coś?
- Nie, nie trzeba. Mam wszystko.
- Twój ząb…
- Jest nadłamany, wiem.

Z jednej strony bardzo chciał zostać sam, z drugiej zaś potrzebował towarzystwa. Pragnął troski, opieki i wsparcia bliskich mu osób. Po odtrąceniu, jakiego doznał, potrzebował tego wszystkiego, by najzwyczajniej w świecie nie zwariować.

- Marcus mówił mi, co się stało, ale to dla mnie niepojęte. To naprawdę był twój brat?
- Nie kto inny. Bywa wybuchowy.

Przyszła mu na myśl jedna z ich wspólnych awantur. Zaczęło się od rzucania ciuchami, a skończyło na rękoczynach, których nawet wspólne starania Gustava i Georga nie były w stanie przerwać. O co poszło? Już nie pamiętał.

- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

Delikatny dotyk na jego ramieniu.

- Nie będzie, ale dzięki – odparł stanowczo. Ponownie zwrócił głowę w stronę okna. W pokoju niespodziewanie pojawił się jego współlokator.
- Crystal ma rację. To nie koniec świata. Jeśli twój brat nie chce się z tobą widzieć, może powinieneś to przyjąć? – Bill ani drgnął. Chłopak kontynuował – Nie wiem, jakie były stosunki między wami, ale nikogo do siebie na siłę nie przekonasz. Twój brat pokazał swoim powitaniem, że nie jest do ciebie pozytywnie nastawiony. Ja bym odpuścił.
- Może po prostu dajcie sobie czas? – zaproponowała Crystal. – To dla was obu trudna sytuacja. Przemyślcie wszystko na spokojnie, jestem pewna, że dojdziecie do porozumienia. Ostatecznie, jesteście braćmi.
- I to jest problem. Tom jest tak samo uparty jak ja. Nie odpuści – odpowiedział, odwracając się od szyby. – Położyłem sprawę. Teraz nie mam już po co wracać.
- Bill…
- A twoi kumple? Reszta rodziny? Ten koleś z dzisiaj cieszył się na twój widok.
- Nie chcę teraz o tym myśleć. Przespałbym się, jestem wykończony – stwierdził nagle, poprawiając trzymany przy policzku worek z lodem. – Crystal, nie masz może lusterka?
- Tak, już ci daję.
- Dzięki.
- Gadałem z ojcem. Dostaniesz wolne do końca tygodnia. Z tą ręką i tak wiele nie popracujesz, a twoja twarz będzie tylko odstraszać klientów – zwrócił się do chłopaka, który właśnie przyglądał się swojej ukruszonej górnej jedynce oraz spuchniętej wardze.
- Dzięki, to miłe – odpowiedział mu na wpół ironicznie.
- Tylko stwierdziłem fakt.
- Podaj mi proszę ten lód. Wrzucę go do zamrażalnika i przyniosę ci coś innego.
- Dziękuję.
- Ja się zajmę swoimi rzeczami, jeśli pozwolisz. Bycie pielęgniarką nie jest dla mnie.
- Dla mnie też by nie było – zaśmiał się blondyn, lecz po chwili na powrót spoważniał. – Dzięki za to w sklepie. No wiesz…
- Dziękuj swojemu kumplowi, bo gdybyśmy byli tam sami, nie wiem, czy wyszedłbyś z tego w jednym kawałku. A ty swoją drogą naucz się bronić. Koleś okładał cię równo, a ty nawet nie podniosłeś na niego ręki!
- To był szok, nie moja wina…

Marcus tylko pokręcił głową i podszedł do swojego łóżka. Czemu nie powiedział mu prawdy, że nie potrafił obronić się przed Tomem? Że jego smutek był gorszy od każdego kolejnego ciosu?

Skrył oczy pod grzywką tuż przed nadejściem Crystal. Nie chciał pozwolić, by dziewczyna widziała jego łzy.

- Co to za samochód?

Obaj spojrzeli zdziwieni za okno, w stronę, w którą spoglądała blondynka. Rzeczywiście, czarny pojazd zaparkował przy krawężniku.

Bill zerwał się z łóżka. Poznawał ten samochód.

- Siedź! Ja to sprawdzę – zatrzymał go Marcus. – I tak muszę wracać do sklepu.
- Idź szybko, żeby nie odjechał – ponagliła go zaniepokojona Crystal.
- Zostawiłem kartkę, że wracam za 10 minut, więc myślę, że poczeka. Trzymaj go lepiej, bo wyskoczy przez okno.

Blondyn prychnął, lecz nie odpowiedział koledze. Przejęty wpatrywał się w niewielki obiekt za oknem.

- Myślisz, że to twój brat?
- To ten sam samochód.

Jego zdenerwowanie z każdą sekundą rosło. Dłoń na jego dłoni.

- Będzie dobrze.

Prosił w duchu, żeby jego współpracownik przyspieszył kroku. Żeby już otworzyły się te przeklęte drzwi. W końcu tak się stało, jednak nie ujrzał tego, czego oczekiwał.

- To twój brat? – spytała Crystal.
- Nie – odparł z ledwie wyczuwalnym entuzjazmem, gdy ujrzał chłopaka o długich prostych włosach przechodzącego przez bramę wejściową. – Georg, kolega z zespołu.