14.07.2012

29. Mecz o honor + Epilog

Witam wszystkich ponownie!
Mowę końcową zostawię sobie na sam koniec żeby nie przeszkadzała w czytaniu. ;)
Zapraszam na ostatni odcinek oraz epilog Przejścia!

ps Nie chowałam wulgaryzmów pod gwiazdkami, także zawczasu ostrzegam o ich obecności w tekście.

29. Mecz o honor

- Cholera…

Ledwie otworzył oczy już pałał wściekłością do całego świata. Dwie szklane butelki zderzyły się ze sobą, oznajmiając to głośnym i przeszywającym na wskroś brzdękiem. Na szczęście dla niego były całe. Jeszcze tego brakowało żeby musiał zbierać odłamki szkła z podłogi. Mimo wszystko porządki w sypialni nie były złym pomysłem. Puste butelki po piwie, porozrzucane paczki chipsów, walające się tu i ówdzie okruszki. Tak, ta noc nie należała do udanych.

- Zostawię was samych. Odezwij się później – powiedziała drobna blondynka, pogłaskawszy przed tym chude zbolałe ramię. Opuściła pokój, zostawiając Billa sam na sam ze starym znajomym.
- Dziewczyna? – zagadnął z uśmiechem starszy, gdy usłyszał, że Crystal opuściła dom.
- Bliska znajoma. Siądź sobie na fotelu. Nie przysunę ci go, bo trochę nie jestem w stanie – dodał, wskazując na swoją rękę.
- Tom nieźle cię wczoraj urządził.

Resztkami sił usiadł na materacu i ogarnął wzrokiem pokój. W porównaniu z połową należącą do Marcusa, jego część pomieszczenia wyglądała jak po wojnie. A to była przecież tylko jedna źle spędzona noc…

- To wszystko co mówisz jest po prostu… Niesamowite.
- Mnie to mówisz? Ja to przeżyłem – prychnął tylko w stronę wciąż zadziwionego kolegi.
- Tak, wiem, widzę, ale… Rany, Tom miał rację. Do końca wierzył, że żyjesz. Nie mógł sobie wybaczyć tego, że nie kazał policji ciągnąć poszukiwań.
- Były poszukiwania? – podniósł jedną brew.
- Tak, ale bardzo krótkie. Policjanci szybko oznajmili, że nie miałeś żadnych szans na przeżycie. Uznali, że rozszarpały cię dzikie zwierzęta.
- A wy w to tak po prostu uwierzyliście?
- Wierzyliśmy w słowa policji. Poza tym to nie było bezpodstawne – usprawiedliwiał się Georg. -  Znaleźliśmy ślady, twoją krew, strzępki ciuchów… Tom miesiącami dochodził do siebie.
- A co teraz? Gadałeś z nim po naszej kłótni?

Szatyn smutno spojrzał na chłopaka. Chyba nigdy nie zapomni tego wzroku i tych kilku słów, których obawiał się wtedy najbardziej.

- Tom nie chce zmienić zdania. Pojutrze wracamy do Niemiec.

Potem wszystko potoczyło się dość zwyczajnie. Wyciszony telefon, piwo, niezdrowe żarcie, ślęczenie przy oknie i wypatrywanie niewiadomo czego. Później jeszcze kilka filmów na laptopie zwieńczone zaśnięciem z pustą butelką w ręku.

Po raz ostatni omiótł wzrokiem pomieszczenie, po czym wstał i chwiejnym krokiem ruszył do łazienki.

*

Po żmudnych porządkach został zmuszony do założenia pierwszych lepszych ciuchów i wyjścia na dwór w celu wyrzucenia śmieci. Klął pod nosem, niosąc ze sobą wór resztek i innego świństwa, które zdążyło się już zepsuć. Odsuwał się jak najdalej od tej śmierdzącej bomby biologicznej.

Nareszcie upragniony cel. Szast, prast i po kłopocie. Przystanął na moment, opierając się o płot. „Jakie plany na dzisiejszy dzień?”, spytał sam siebie. Nie ukrywał, że najchętniej powtórzyłby zajęcia z poprzedniego wieczoru, mimo iż było to bezsensowne, bezproduktywne i tylko pogarszało jego nastrój. Co więcej silny ból gardła oraz lekki kac również nie zachęcały, ale co tam. Póki ma wolne, może pozwolić sobie na lekką niedyspozycję, która właściwie wiązała się z kilkudniową dziurą w życiorysie.

„A co dalej?”

Na to pytanie nie znał jeszcze odpowiedzi. Możliwości było kilka, ale nie był w stanie ich teraz roztrząsać. W grę nadal wchodził powrót do kraju. Georg obiecał skonsultować się z prawnikiem w sprawie wszelkich formalności, zadeklarował również pomoc finansową. Bill jednak wciąż się wahał. Reakcja Toma przytłoczyła go do tego stopnia, że każda myśl o ich ponownym spotkaniu czy jakiejkolwiek rozmowie wywoływała u niego mdłości i silny stres. Co jeśli nie tylko brat go odtrąci? Co jeśli Tom mu nie wybaczy? Co z oczekiwaniami ludzi z branży? Tutaj był bezpieczny, ułożył sobie życie, nie musiał liczyć się z opinią publiczną. Czy powinien teraz z tego wszystkiego zrezygnować i znów wrócić do tego co było? Czy powinien porzucić swoje kolejne życie?

„Nienawidzę cię…”, zadźwięczało mu w głowie.

- Hej!

Szybka analiza. Zastygł w bezruchu. Znał ten głos.

- Ej, mówię do ciebie! Przywitaj się nowy!

„Nowy”, czyli na pewno nie o niego chodzi, ale to nie znaczyło, że może czuć się zupełnie bezpiecznie. Ostrożnie rozejrzał się, starając się wykonać jak najmniej gwałtownych ruchów. Lewa strona bezpieczna. Prawa…

- Odwal się człowieku!
- Co proszę?!

„Tom?! Ale skąd…”

Dwa ciosy wystarczyły żeby sprowadzić chłopaka do parteru. Syknął wściekle.

- Nie mam nic do was, zostawcie mnie! – warknął łamaną angielszczyzną.
- Kolejny?
- Coraz więcej tych przybłędów.
- Wracaj do siebie!

„Czterech na jednego, niedobrze”, pomyślał. Nawet opcja czterech na dwóch nie robiła tutaj wielkiej różnicy, zwłaszcza, że nie był w stanie dać z siebie wszystkiego. W najlepszym wypadku dawałoby to co najwyżej półtorej osoby. Przy czterech silnych mężczyznach nietrudno można było stwierdzić, że nie mieli szans.

Dziesięć metrów do celu, trzy metry do wejścia do sklepu.

Ostrożnie zbliżył się do budynku. Pomoc. Zawahał się. Zauważą go, gdy tylko uchyli drzwi, które jak na złość były wyjątkowo hałaśliwe. Co jeśli ci faceci się wściekną i w ramach powitania zdemolują sklep? Nie mógłby zrobić tego Marcusowi. Poza tym, czy kolejny chłopak o podobnej do niego posturze zwiększyłby ich szanse? Nie za bardzo.

„Choć raz zrób coś dobrego Kaulitz.”

Dwudziestolatek o krótkich blond włosach szybko podniósł się na równe nogi, choć niewiele tym zyskał. Oprawcy szybko otoczyli go, uniemożliwiając ucieczkę. Wystawił pięści.

- Patrzcie, on chce się bić! Więcej zabawy niż zakładaliśmy – zaśmiał się przywódca grupy. Jego radość nie trwała jednak długo. Przerwał go silny cios w skroń. Mężczyzna z hukiem runął na chodnik.

- Uciekaj! – krzyknął Bill do swojego brata. W jego spojrzeniu malował się jasny przekaz. – WYPIEPRZAJ STĄD!!!

Dwa razy nie musiał tego powtarzać. Chłopak bez słowa rzucił się do ucieczki. Na szczęście tego dnia zrezygnował z tak charakterystycznych dla siebie workowatych ciuchów.

- Ty… - usłyszał za swoimi plecami. Odsunął się lekko i spiął mięśnie, lecz niedługo był w stanie bronić się przed towarzyszami ranionego przez siebie osiłka, którzy dopiero po dłuższej chwili ocknęli się z szoku.

Obce palce z dużą siłą zacisnęły się na jego zabandażowanej ręce skutecznie unieruchamiając resztę jego ciała. Ból w klatce piersiowej.

- Niemiec, co? Ej – gwizdnął do jednego z pozostałej trójki. – Co się gapisz? Łap tamtego gówniarza!

Moment nieuwagi i były wokalista zwinnie wywinął się z uścisku, by uwiesić się na wyznaczonym przez szefa bandy osiłku.

- Spieprzaj gnojku!

Cios. Ziemia. Cios. Ściana. Zaczynał żałować swojego pomysłu. Mógł to wszystko lepiej zaplanować, bo teraz sam znalazł się w potrzasku. Nawet krzyk niewiele by mu pomógł, okolica jak zwykle była wymarła. Przynajmniej Tom był bezpieczny.

Cała grupa śmiała się z jego położenia. Tyle razy im umykał, lecz w tej chwili był bezbronny. Przyjrzał się ich spojrzeniom. Bezdennie puste i głupie, pozbawione celu. Bicie dla bicia. Nie zamierzał ginąć z rąk kogoś tak żałosnego jak ta banda.

- Ej, to nie jest ten dzieciak…
- Tak, to on. Tym razem się nie wywinie.
- No co złociutki – zwrócił się do niego „samiec alfa”. Bill poczuł, że robi mu się niedobrze od tej obleśnej gęby. – Jakieś ostatnie słowo? Może zawołasz pomoc?

Wyszczerzył się tylko, po czym wycedził przez zęby:

- Pieprz się.

Zawsze był wyszczekany.

Bez namysłu splunął mężczyźnie w twarz. Jego rozwścieczona twarz była ostatnią rzeczą, jaką zobaczył nie licząc płyt chodnikowych. Dość szybko dostał szansę na przyjrzenie im się z bliska.

Grad uderzeń skończył się tak szybko jak się rozpoczął. Umarł? Już? Wilki dały mu chociaż szansę pożegnać się ze światem. Miał jeszcze tyle rzeczy do zrobienia… Powinien był wcześniej jeszcze raz podziękować Brownom za wszystko co dla niego zrobili, pożegnać się z Marcusem i resztą…

- Ej…

Porozmawiać z Crystal o wszystkim, co wydarzyło się między nimi…

- On jest przytomny?

Pogodzić się z Tomem…

- Budź się, gejku.
- Wal się, Tom…

To był odruch. Tylko jedna osoba wołała na niego w ten sposób.

- Żyje! – dobiegło do jego uszu tuż po tym jak uchylił powieki. Zimna kropla spłynęła po jego policzku. – Masz szczęście, zaczyna padać.

Uniósł głowę i powiódł wzrokiem od jednej osoby do drugiej. Tom klęczał przy jego boku, Issac i Marcus stali krok dalej. On sam leżał na chodniku.

- Uciekli – rzekł starszy z braci, spodziewając się pytania o bandę osiłków.
- Kazałem ci… Spierdalać… - wymamrotał blondyn. Odetchnął ciężko. Odpowiedział mu tak długo niesłyszany śmiech.
- Tak jakbym kiedykolwiek się ciebie słuchał.
- Akurat teraz musiało ci się zebrać na zgrywanie bohatera… - Isaac załamał ręce. - Marcus, on jest jakimś masochistą czy jak?
- Nie wiem, ale lepiej przynieś apteczkę. Ja zadzwonię po Crystal – stwierdził tylko jego kolega, poprawiając okulary.
- Pomóc ci wstać?
- Chyba… Posiedzę…

Z pomocą bliźniaka udało mu się przybrać pozycję siedzącą. Dojście do siebie zajmie mu jeszcze chwilę. Już zaczynał marznąć.

- Załóż to. Może zdążysz się ogarnąć zanim przemoknie.

Ciepła gruba bluza wylądowała na jego ramionach. Znajomy zapach.

- Czemu ściąłeś włosy? – spytał niespodziewanie. Brak dreadów był jedną z pierwszych rzeczy, jaką zauważył, gdy jego brat po raz pierwszy pojawił się w sklepie.

Gitarzysta przejechał palcami po krótkich blond igiełkach.

- Uznałem, że pozwoli mi to odciąć się od tego co było – odrzekł po kilku sekundach.
- Nie da się uciec od przeszłości.

Zamilkli, zwracając wzrok ku sobie nawzajem. Wreszcie, po tak długim czasie mieli szansę po raz kolejny wymienić się spojrzeniami. Dla innych drobny gest, dla nich wzmocnienie łączącej ich naturalnej więzi. Tak wiele mieli do nadrobienia.

- Bill!

Delikatne ręce splotły się na jego karku. Przytulił do siebie dziewczynę.

- Zadzwonił Marcus. Przybiegłam tak szybko jak mogłam…
- Spokojnie, wszystko w porządku – uspokajał ją. – Już wszystko ok…
- Wiecie, chodźcie do środka. Deszcz zacina coraz bardziej.
- Dasz radę wstać?
- Przydałaby mi się pomoc.

Dzięki ogólnej współpracy w krótkim czasie cała piątka mogła wyschnąć i ogrzać się w ciepłym pomieszczeniu. Tylko Isaac narzekał. Musiał po raz kolejny ćwiczyć swoje umiejętności pielęgniarskie.

Cokolwiek miało się później wydarzyć Bill był szczęśliwy. Los dał mu szansę wyboru jednej ze znanych już mu dróg. Czegokolwiek by nie wybrał, jedno wiedział na pewno. W swej wędrówce przez życie już nigdy nie będzie sam.


Epilog

Czas leciał szybko, następne dni mignęły mu tylko przed oczami. Podziwiał z samolotu przepiękną panoramę Niemiec. Zwykle przesypiał swoje loty, lecz tego dnia zrobił wyjątek. Nie żałował, znajomy widok zapierał dech w piersiach.

Spojrzał na brata siedzącego kilka miejsc dalej. Ten odpowiedział mu tym samym. Szczery uśmiech. Nie mogli się sobą nacieszyć, tak długo się przecież nie widzieli. Rok był dla nich jak wieczność. Wciąż nie dowierzali, że są już razem, w jednym samolocie.

Lądowanie. Komunikat pilota. Wysiadka. Prawie zapomniał, jak wygląda to lotnisko.

- Tom! Tom! – usłyszeli w pewnym momencie. Trzy nastolatki czekały przy barierkach. Bill uśmiechnął się do brata.
- No idź, w końcu to twoja robota – powiedział.
- Jedyny plus twojego zniknięcia to więcej lasek dla mnie – zaśmiał się starszy z braci.
- Pedofil – rzucił cicho młodszy w stronę odchodzącego bliźniaka.

Tom szybko rozdał autografy i zamienił kilka słów z przejętymi dziewczynami. Tylko jedna z nich zdawała się opamiętać i zignorowała stojącego obok niej gitarzystę. Zwróciła wzrok ku komu innemu.

- Bill? – spytała tak głośno, by chłopak usłyszał. Ten jednak nie odpowiedział. Kiwnął głową, dając bratu znak do dalszej drogi. Odchodząc, słyszeli jeszcze śmiech dwóch pozostałych nastolatek. Nawet nie wiedziały, jak bardzo się myliły naśmiewając się ze spostrzeżenia swojej towarzyszki.

*

Powoli mijali kolejne ulice zatłoczonego o tej porze Berlina. Nie spieszyli się, wciąż mieli jeszcze dużo czasu. Bill nie odrywał wzroku od przyciemnionej szyby. Chłonął to wielkie miasto, tak znane, a jednocześnie dawno niewidziane. Kilka elementów różniło się od obrazów z jego wspomnień. Tak wiele może się zmienić przez rok.

Kierowca zatrzymał auto przy jednej z ruchliwych ulic. Zaryzykował łamanie przepisów. W okolicy z pewnością nie znalazłby ani jednego wolnego miejsca parkingowego.

- Powodzenia! – Bill zwrócił się do kolegi, który kiwnął głową w odpowiedzi.
- O 19 na miejscu?
- Tak jest. Daj znać wcześniej, jak ci poszło.
- Spoko. Trzymajcie się!

Marcus szybko wyskoczył z pojazdu i otworzył bagażnik. Z gitarą w ręku ruszył w stronę sporego ciemnego budynku. Był zdeterminowany, takiej szansy nie może zmarnować.

Czarny SUV ruszył w dalszą drogę. Kolejne światła, kolejny zakręt. Radio cicho nuciło jakąś skoczną melodię. Nieważne jaką, większość i tak brzmi podobnie.

Następny przystanek, tym razem w bardziej legalnym miejscu. Bracia spojrzeli na zajmującą tylne siedzenia parę.

- To już tutaj. Dacie sobie radę?
- O ile ktoś tutaj zna angielski, nie będzie problemu.
- Jakie tłumy…
- Zawsze musisz widzieć problemy, Isaac – westchnęła ciężko Macy. – Chodź, jeśli się spóźnimy, urwę ci łeb!
- Dziewiętnasta?
- Jasne!
- Roznieście parkiet!

Chwycili swoje torby i ruszyli w stronę zebranej przed wejściem grupy. Po krótkiej rozmowie z jednym z organizatorów udało im się zdobyć numerek. Teraz wszystko w ich rękach.

Kierowca ponownie wyprowadził samochód na przepełnione drogi. Przestawił GPS. Przed nimi jeszcze tylko pięć minut jazdy.

- Chcesz iść z nami? – zapytał Bill, choć wiedział, iż nie jest to dobry pomysł. Dziewczyna musiała zrozumieć jego intencje.
- Nie, to twoja praca, nie będę ci przeszkadzać – odpowiedziała, wyglądając za okno. – Poza tym źle bym się tam czuła.
- Wiem o tym, ale wolałem zapytać.

Tłum fanów, reporterów i paparazzi kotłował się przed wejściem do budynku. Ani barierki, ani ochrona nie była w stanie opanować tego zgiełku. Taki stan rzeczy nie był jednak niczym nowym. Bracia przez lata zdołali przyzwyczaić się do towarzyszącego im wszędzie zamieszania, chociaż nie mogli zaprzeczyć, że ostatni rok był dość długim odpoczynkiem od tego typu „rozrywki”.

- Chcesz jechać do hotelu?
- Nie, poczekam w samochodzie – rzekła uprzejmie. – Wzięłam ze sobą książkę, zajmę sobie nią czas.

Dwudziestolatek ucieszył się, rozpoznawszy kolorową okładkę.

- W takim razie miłej lektury – powiedział i lekko pocałował dziewczynę w czoło. – To trochę potrwa.
- Nie przejmuj się, dam sobie radę.

Bill podniósł wzrok i skierował spojrzenie na brata, który pokręcił głową i nałożył na nos okulary przeciwsłoneczne.

- Gotowy? – spytał, podając mu parę czarnych szkieł.
- Gotowy – odpowiedział. W jednej chwili wyszli z samochodu na spotkanie z kompletnie zaskoczonym tłumem.

*

Z początku myślał, że uściskom i łzom nie będzie końca. Tuż przed konferencją poświęcił pozostałe mu dziesięć minut na przywitanie się ze wszystkimi. Tyle osób cieszyło się z jego powrotu, mimo iż nie był to taki powrót, jakiego mogliby oczekiwać fani czy ludzie związani z branżą.

Czwórka chłopaków po dwudziestce zajęła miejsca przy długim stole konferencyjnym. Przed nimi tłum dziennikarzy siedzący jak na szpilkach. Wyglądali tak zabawnie w oczekiwaniu na swoją kolej na zadawanie pytań.

Menadżer zespołu zajął swoje miejsce. W momencie, gdy wziął do ręki mikrofon, na sali zaczęło wrzeć.

- Proszę o spokój! – skarcił dziennikarzy jeden z przedstawicieli obsługi.

Wszyscy wzięli głęboki wdech.

- Witam państwa na dzisiejszej konferencji prasowej. Jak państwo zapewne już wiedzą, jest to wyjątkowa konferencja. Otóż po prawie roku…

Już prawie zapomniał, jakie to uczucie, być na świeczniku, obserwowanym przez tyle osób. Czuł na sobie przeszywający wzrok dziennikarzy i obsługi. Wszyscy siedzieli w wielkim napięciu, by jak najszybciej dowiedzieć się, co właściwie wydarzyło się w sierpniu poprzedniego roku i dlaczego okłamano ich, mówiąc, że wokalista Tokio Hotel poniósł śmierć w wypadku. Dawno nie był tak zdenerwowany swoją pracą, tak samo jak dawno nie miał na twarzy takiej ilości makijażu.

Odetchnął ciężko, gdy tylko pierwsze pytania zaczęły bombardować jego uszy.

- Bill, jak to możliwe, że jesteś tu teraz z nami skoro niespełna rok temu byliśmy świadkami twojego pogrzebu?
- Co się stało?
- Dlaczego nas oszukaliście?
- Proszę o spokój!
- Rozumiem, że jest to dla państwa dość niezrozumiała sytuacja. Dla mnie też taką była – powiedział, gdy uznał, że ma szansę przebić się przez poruszony tłum. – Z pewnością wiedzą państwo o tym, że rok temu wydarzył się wypadek, na skutek którego przedwcześnie uznano mnie za zmarłego. Popełniono tu błąd, za który bezpośrednio nie odpowiada żaden z nas. Zostałem oddzielony od zespołu, odcięty od świata. Cudem przeżyłem. Nie chcę dzisiaj zagłębiać się w szczegóły, bo wciąż jest to dla mnie świeża sprawa, rany jeszcze się nie zagoiły. Kiedyś, gdy będę gotowy mam nadzieję opowiedzieć o tym szerzej. Póki co chcę tylko podkreślić, iż nie było to w żadnym stopniu zaplanowane. Nieszczęśliwy wypadek, to wszystko.

W myślach poklepał się po plecach. Niewiarygodne, że od tak był w stanie to wszystko z siebie wydusić.

- Następne pytanie!
- Czy twój powrót będzie oznaczał również powrót zespołu w starym składzie?

Bill stanowczo pokręcił głową.

- Nie ma takiej możliwości – kilka osób na sali spojrzało po sobie. – Obrażenia odniesione przeze mnie w wypadku skutecznie przekreślają takie plany. Nie jestem w stanie śpiewać tak jak kiedyś.
- A co sądzisz o nowym wokaliście?
- Jeszcze go nie słyszałem, jednak wierzę, iż skoro jest to decyzja całej naszej ekipy, na pewno jest to trafiony wybór.
- Co planujesz teraz? Coś związanego z muzyką?
- Nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji. Chciałbym spróbować swoich sił w modelingu, choć nie wiem, czy będę miał taką szansę. Mógłbym też zająć się projektowaniem ciuchów czy po prostu dobieraniem stylizacji. Jest kilka opcji. Na pewno duchem pozostanę przy Tokio Hotel. Wraz z zespołem zostawiam dużą część siebie. Zawsze będę ich wspierał.
- Teraz prosimy o pytania do pozostałych członków zespołu.

Bliźniak poklepał go po ramieniu.

- Dobrze ci poszło - wyczytał z jego ust i ciepłego spojrzenia. Uśmiechnął się w podzięce. Najtrudniejsze za nim.

*

Ledwie wyszli z budynku, uderzył w nich głośny pisk. To fani zebrani przy wejściu oczekiwali na poświęcenie im choćby kilku sekund uwagi. Bill spojrzał pytająco na brata. Nie bardzo wiedział, jak się zachować. Już dawno stracił swoją pozycję w zespole.

- Rozdamy kilka grafów. Będziesz miał szansę się pożegnać.

Tom bez zwłoki wyjął z kieszeni dwa markery. Jeden dla siebie, jeden dla Billa.

Razem podeszli do jednej ze stron. Starszy z braci kroczył jako pierwszy, młodszy był tuż za nim. Zamiana miejsc po latach.

Tak dawno nie czuł radości z zajęcia, które w pewnym momencie kariery stało się dla niego udręką. Uśmiechał się do fanów, którzy jeszcze niedawno składali kwiaty w symbolicznych miejscach jego pamięci. Trzy razy nawet dał się przytulić, na co ochroniarze nigdy nie patrzyli przychylnym okiem.

- BIIIIIIIIIIIIILLLLLL!
- Co się z tobą działo?
- Wiedziałam, że żyjesz! Wiedziałam!
- Tęskniliśmy!

Ostatnie machnięcia markerem. Symboliczne zakończenie pewnego etapu.

Nawet gdy wsiedli do samochodu wciąż dochodziły do nich krzyki.

- Dokąd teraz?
- Ja z Crystal jedziemy do galerii, a wy jak chcecie. A właśnie, Gustav, Crystal, poznajcie się.
- Jakiej galerii?
- Sztuki. Chcę żeby Crystal zaprezentowała tam kilka swoich prac.
- Ty i galeria sztuki?! – roześmiał się Georg. - Co kobiety robią z człowiekiem…
- Ja chętnie pójdę – oznajmił Gustav.
- Wszyscy idziemy!
- Mam nadzieję, że to nie będzie dla ciebie problem, jeśli wszyscy przyjdą? –zwrócił się do dziewczyny po angielsku.
- Absolutnie nie! – odpowiedziała mu radośnie.
- A co potem? – zagadnął szatyn.
- Wieczorem jedziemy na spotkanie, a potem? Potem zobaczymy.

„Bo nigdy nie wiadomo, co może się nagle zdarzyć.”


Koniec

*

No i właśnie, oto koniec historii. 
Chciałabym serdecznie podziękować wszystkim, którzy czytali to opowiadanie, a szczególnie tym, którzy zostawili po sobie jakiś ślad, tym samym motywując mnie do dalszej pracy. Bez Was nie udałoby mi się doprowadzić tej historii do końca, bo niestety nie mogę ukrywać, że w trakcie pisania doświadczałam nie tylko wzlotów, lecz także upadków aż po bezkresne doliny bezwenia. Tak już ze mną jest, iż często brakuje mi wytrwałości i cierpliwości, przez co nie potrafię doprowadzić wielu rzeczy do końca. Tym bardziej dziękuję więc Wam za wsparcie w procesie tworzenia Przejścia. :)

Na pytanie, co dalej odpowiem... Kto wie? Mam kilka pomysłów, ale żaden z nich nie jest na takim etapie, aby o nim wspominać. Jeśli coś się pojawi (a pojawi się na pewno, bo nie wyrobię bez pisania), wstawię to tu. Już powoli rozpracowuję bloggera, więc mam nadzieję, że coś z tego będzie. :D

Na chwilę obecną żegnam się, a raczej mówię do zobaczenia. 
Jeszcze raz dziękuję za wszystko.
Pozdrawiam,
Drache

8 komentarzy:

  1. Wiedziałam, że wszystko skończy się dobrze, wiedziałam. :)
    Cieszę się, że Bill i Tom się pogodzili, że młodszy Kaulitz wrócił do Niemiec, zabrał ze sobą swoich przyjaciół dając im poznać kawałek innego świata.
    Powiem szczerze, że czytałam Twoje opowiadanie z zapartym tchem. Na początku na forum TH potem na blogach. W czasie, kiedy już mało kto pisze jakieś opowiadanie Ty wyskoczyłaś z "Przejściem" i jestem Ci za to cholernie wdzięczna. Mogę przyznać, że tęskniłam za fanowską twórczością, która wraz z kolejnymi upadkami forum TH podupadała i wiele osób rezygnowało z pisania i samego zespołu.
    Tak więc dziękuję za cudownie spędzone chwile z Twoim opowiadaniem i życzę weny na kolejne. :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że Bill nie będzie dalej śpiewał w zespole, ale mimo wszystko cieszę się, że pogodził się z Tomem i wszystko między nimi się ułożyło. Po tym wszystkim, co się stało, wreszcie zaczęło być tak, jak powinno być od początku. Trochę nie wyobrażam sobie Toma w króciutkich włosach, ale na pewno wyglądał super;). Dzięki za to opowiadanie, spędziłam przy nim naprawdę mnóstwo dobrych chwil. Szkoda, że opowiadanie skupiało się na jednym z bliźniaków, ale i tak było super. Lubię Twój styl pisania i będę dalej obserwować tego bloga. Gdybyś jednak wpadła tutaj z nowym opowiadaniem, byłabym wdzięczna za powiadomienie. Wiesz, gdzie mnie szukać.
    Pozdrawiam i skupię się na barierze. A właściwie, znacie już przybliżoną ilość odcinków, jakie będzie liczyć to opowiadanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo!
      Jasne, dam znać, gdy tylko uda mi się coś stworzyć. ^^
      Nie, nadal nic nie wiadomo, jeśli chodzi o przypuszczalną liczbę odcinków. Gadałam o tym dzisiaj z Maroną, ale nadal mamy trochę pomysłów, jeśli chodzi o to opowiadanie. ;) Także trochę tego jeszcze będzie.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Nie spodziewałam się pozytywnego zakończenia. Sądziłam, że Tom opuści Billa. To byłoby w stylu tego opowiadania. Ale cieszę się, że rozegrałaś finał w ten sposób. Bill wykazał się w tym odcinku odwagą i bezwzględną miłością wobec brata. Słuszna postawa. W odniesieniu do całości: zero idealizacji jeśli chodzi o bohaterów. Podejmują dobre i złe decyzje. Moją sympatię zyskał jedynie Bill i rodzina Brownów. Podobał mi się proces wchodzenia w nowe środowisko, akceptacji sytuacji, która mimo wszystko go nie przerosła. W pewnym momencie zaczął tracić cel, ale finalnie wrócił do swoich. Życie to gra przypadku. Mimo czasu jaki Bill spędził z nowymi ludźmi, nie czułam, by sam czuł się z nimi tak dobrze jak wśród swojego zespołu. To było jego prawdziwe życie. Czasami mnie denerwował byciem pasywnym. Wpadał w bójki i w najlepszym wypadku uciekał (no ale co miał zrobić?), zaczął się zastanawiać nad powrotem do kraju, odwiedzał swój grób, stronił od ludzi. Być może inna postawa zmieniłaby koleje jego losu. Opowiadanie bardzo na plus, inne niż te fictions, które dotąd czytałam. W takim razie od dziś spotykamy się już tylko na BZ i jeszcze chwilę na PG :) Pozdrawiam, Maroń <3

    OdpowiedzUsuń
  4. ale sie poryczalam. szkoda, ze nie potrafie napisac komentarza, ktory oddawalby to, co czuje.dziekuje ci za to opowiadanie. Unda

    OdpowiedzUsuń
  5. łał...dużo tu tego ^^ z chęcią wszystko przeczytam i nadrobię zaległości, a tym czasem zapraszam na mojego bloga
    www.takie-tam-fanfiki.blogspot.com

    I serdecznie proszę o komentarze ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. [Napisałam taki długi, cudowny komentarz i mi się skasował - no brawo, heloł ;/ Piszę jeszcze raz, ale pewnie nie będzie taki fajny -.-]
    JA-PIERDZIELĘ. Jedno z najlepszych opowiadań FFTH EVER! Bijesz na głowę Beichte i jej LB. Powinna Ci stopy całować. Przede wszystkim za fabułę. Co za majstersztyk. Oryginalnie i tak wspaniale napisane... A po drugie za styl. Nie potrzebowałaś pisać górnolotnych podrzędnie-nadrzędnie-wielozłożonych zdań, opisujących emocje, bo przekazałaś to najlepiej jak było można. I mówię serio całkowicie. Tak przeżywałam to opowiadanie, nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy jak mocno... A ja rzadko tak mam! Ciężko mnie zadowolić z FFTH. Ale to opowiadanie... Dziękuję Ci za nie. Tchnęłaś we mnie życie i nadzieję, że można stworzyć coś tak niepowtarzalnego i jedynego w swoim rodzaju.
    Najchętniej podzieliłabym się z Tobą sugestią na temat każdego rozdziału (powinnam to robić od razu jak czytałam ;/), ale pozwolisz, że tylko o jednym wspomnę.
    Kocham ten moment w sklepie, kiedy wszedł Georg. Prawie zapiszczałam na głos ze szczęścia! A nie mogę, bo jestem w pracy ;D Tak czy inaczej, zaraz potem miałam łzy w oczach po tym, jak zareagował Tom. Panika mną wstrząsnęła AUTENTYCZNIE. Znalazł go i kazał mu się wynosić?! WTF!!!? Ale ok, powoli powoli go zrozumiałam... W ogóle na początku u Brownów, tak bardzo chciałam, żeby Bill wrócił do domu, do Niemiec, do brata... Wręcz irytowało mnie, że tam był, bo nie było żadnych widoków na to, że coś się zmieni! A potem jak się przeniósł do miasta, poznał tamtych ludzi, zaczął nowe życie... Przestało mi na tym zależeć. W ogóle to było takie świetne, że Bill posmakował prawdziwego życia, gdzie na wszystko trzeba sobie zarobić, nic nie ma się podane na tacy (a on miał prawie zawsze). Pracował w lesie (LOL! teraz jak to napisałam to wydało mi się takie śmieszne, ale wtedy to było takie... normalne ;D), potem w sklepie...
    Chylę czoła i biję nim o stół. Świetne, po prostu unikalne. Najlepsze jakie czytałam kiedykolwiek.
    Pozdrawiam i ściskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz!!! Cieszę się, że opowiadanie tak bardzo przypadło Ci do gustu. :) To dla mnie wiele znaczy i zdecydowanie motywuje do dalszego pisania. :D
      Zachęcam również do przejrzenia innych opowiadań, być może znajdziesz tam coś dla siebie. :)
      Pozdrawiam serdecznie i przy okazji życzę Wesołych Świąt!

      Usuń