8.10.2013

Jabłka

Jabłka

bohaterowie: Adam, Tommy


Wraz z głośnymi dźwiękami gitary kolejne słone krople zeskoczyły z włosów na podłogę, rozbijając się o jej powierzchnię. Były to jednak już ostatnie z nich. Próba dobiegła końca.



Struny zadrżały pod wpływem silnego szarpnięcia, a przeraźliwy zgrzyt przeszył powietrze. Lubił tak kończyć występ. Ściągając na siebie uwagę wszystkich obecnych.



- Tommy, do cholery!

- Pogięło cię?!



Uśmiechnął się pod nosem jak zawsze, gdy słyszał podirytowane głosy przyjaciół. Uwielbiał ich drażnić, a zresztą… ‒ I tak mu wybaczą.



Po krótkiej wymianie zdań większość członków zespołu udało się do garderoby. Gitarzysta pozostał jeszcze za kulisami. Z czułością doprowadzał swoją gitarę do należytego porządku. Nikomu nie pozwalał dotykać swojego skarbu.



- Zostaw ją wreszcie. Zbieramy się.

- Zaraz.



Kable odłączone, struny odpowiednio naciągnięte. Instrument został schowany w bezpiecznym miejscu.



- To tylko gitara, a dbasz o nią jak o dziecko – Adam pokręcił głową. Nigdy nie wpadłby na to, aby tak dbać o swój sprzęt. Coś się psuło – kupował nowy i tyle.



Tommy wzruszył ramionami.



- Nie musiałeś na mnie czekać.



Po raz ostatni ogarnął wzrokiem swój kąt. Po kolei sprawdzał w głowie kolejne punkty na swojej liście.



Przerwał mu niespodziewany ciężar na ramieniu.



- Pogwałcasz moją prywatność – zakomunikował krótko, odpychając od siebie kolegę.

- Przedwczoraj ci to nie przeszkadzało.

- Ha ha ha…

- Wstałeś lewą nogą, czy co?



Tommy prychnął na widok znajomego języka. Nie był w dobrym humorze. Zostało tylko kilka godzin do kolejnego występu, a on miał ochotę wyłącznie na wielogodzinną przerwę spędzoną w dużym, miękkim łóżku. Długa, regenerująca drzemka. W czasie tras koncertowych sen stawał się niezwykle cennym towarem.



- Zostaw gitarę i chodź – rzucił w końcu Lambert, klepiąc blondyna po plecach.

- Aż tak ci brakuje mojego towarzystwa?

- To coś złego?

- Po ostatnim koncercie… Tak, trochę tak.

- Co było nie tak?

- Usuwanie twojej śliny z twarzy i włosów – skrzywił się, co wywołało głośną salwę śmiechu. – Znajdź sobie wreszcie faceta!

- Nie muszę, z tobą mi dobrze – odpowiedział Adam, wciąż śmiejąc się do rozpuku. Dość szybko poczuł dłonie zaciskające się wokół jego szyi. Wiedział, że tak będzie, ale nie mógł sobie tego darować. Uwielbiał droczyć się z Tommym.



Szli ramię w ramię do garderoby, nieustannie drażniąc się i popychając. „Jak dzieci…” – słyszeli nieraz od swoich współpracowników. Nie przeszkadzało im to. Czemuż mieliby się oburzać na prawdę?



W dość przestronnym jak na znane im standardy miejscu kontynuowali rozmowę okraszoną niewybrednymi żartami i uwagami.



Gitarzysta kończył właśnie pakować swoją torbę, gdy zauważył, że jego towarzysz zachowuje się dziwnie.



- Słyszysz muzykę?

- Hm? No, coś słyszę – przytaknął Tommy bez większego zainteresowania. – Adam?



Nim zdążył unieść głowę, znajomego bruneta już nie było.

- Nie mam do ciebie siły…

Pospiesznie upchnął swoją sportową torbę w bezpieczne miejsce i pognał za ciemnowłosym wokalistą. Wyskoczywszy z garderoby, rozejrzał się dookoła. Na końcu korytarza dostrzegł pukiel czarnych włosów, znikających za zakrętem. Przeklął w myślach i ruszył za tropem. Skupił się na jednym punkcie. Nie dostrzegał kolejnych mijanych drzwi i korytarzy. Podłoga trzeszczała coraz bardziej.

Obiekt jego zainteresowań zatrzymał się dopiero po minucie pościgu. Całej cholernej minucie, która jakimś cudem dla Tommy'ego zdołała rozciągnąć się do czasu potrzebnego na przebiegnięcie maratonu.

Kilka metrów przed celem zachwiał się i oparł o ścianę. Bieg nie pomagał na jego zmęczenie.
- Niech ja cię tylko… – zacisnąwszy pięści, wysyczał w stronę znajomej sylwetki, .

Postać stojącego wokalisty oświetlało mocne światło. Tommy przeszedł przez uchylone drzwi.

Drewniana podłoga zaskrzypiała pod jego stopami. Nie zwrócił uwagi na to, dokąd właśnie wszedł. Jedyne co zarejestrował to zapach słodkich owoców.

Nabrał powietrza do płuc, lecz nie było mu dane wypuścić go w odpowiedniej chwili. Przeszkodziła mu w tym para błękitnych oczu. Jak również sporej wielkości dłoń.

Niewiele był w stanie zrobić.

Zaledwie kilka ruchów wystarczyło, aby przetransportować mężczyznę z ciemnego, zagraconego kąta do jeszcze mniejszej, drewnianej klitki. Na nieszczęście dla blondyna "teleportacja" nie odbyła się bez komplikacji. Siniaki były zapewnione. Gitarzysta poobijał się o twarde kanty i omal nie zaliczył bliskiego spotkania z podłożem po zaczepieniu nogą o jakiś worek, którego zawartość rozsypała się po podłodze.

- Popier…
- Cicho!

Ból był nieprzyjemny, a w połączeniu ze zmęczeniem i dezorientacją, dodatkowo rozzłościł muzyka.

Kolejna próba podniesienia głosu. Ciężar drugiego ciała zaparł mu dech w piersiach.

- Sorry… – szepnął przepraszająco Adam. Czuł jednak, że to może nie wystarczyć. – Popatrz na to. Magia…

Nie miał zamiaru. Z ust blondyna co i raz wydostawały się przytłumione, agresywne warknięcia zmieszane z burknięciami i niezbyt wyszukanymi wulgaryzmami. Tylko ciasnota powstrzymywała go przed zrobieniem Adamowi krzywdy. Dłonie utknęły mu pod jego własnymi pośladkami. Stali ściśnięci w czymś na kształt szafy lub po prostu prostokątnego pudła z niewielką dziurą w ścianie.

Złość szybko minęła pokonana zainteresowaniem. Adam musiał wpatrywać się w coś niezwykłego. Rzadko bywał aż tak podekscytowany.

Blondyn z trudem przysunął głowę do otworu zakrytego cienką siatką, za którym miały dziać się bliżej nieokreślone, fascynujące rzeczy.

Widok w istocie okazał się niesamowity.

Przygaszone światło reflektorów oświetlało młodą parę, wijącą się w zmysłowym tańcu. Na pierwszy rzut oka ich ruchy zdawały się być pozbawione sensu, lecz muzycy wiedzieli, iż to, co dzieje się na scenie rzadko kiedy jest dziełem przypadku. Każdy ruch, nawet jeśli nie zaplanowany co do centymetra, wyrażał to, co miał wyrażać. Głębokie i gwałtowne emocje. Podkreślała to muzyka – kombinacja słów i głosów wypływających z rozpalonych ust, dźwięk uderzeń stóp o posadzkę oraz odgłosy wprawianych w ruch instrumentów. Całości dopełniała delikatna mgła okalająca nogi tancerzy oraz nieśmiało wychylające się z niej płomyki porozstawianych wokół świec.

Ratliff na chwilę odwrócił wzrok, by spojrzeć na znajomego mężczyznę. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.

Adam nieraz wspominał swojemu gitarzyście o przeszłości związanej z teatrem, musicalami oraz występami w miejscach tak różnych od wielkich hal koncertowych i z publicznością zgoła inną od tej, z którą miał kontakt obecnie.

- Stare, dobre czasy, co? – Tommy zagadnął do wyższego kolegi, którego oczy zdawały się lśnić.
- O taak.

Był zauroczony, odcięty od rzeczywistości. Tej rzeczywistej rzeczywistości. Znajdował się w swoim świecie.

- Głośna muzyka, taniec, tajemnica – wyliczał cicho, zagłębiając się w przeszłości, która co i raz podsuwała mu nowe obrazy. Słodkie wspomnienia. – Uwielbiałem to.
- Było inaczej niż teraz?

Pytanie retoryczne, lecz mimo to Lambert zdecydował się na odpowiedź.

- Inaczej. Kameralnie. Mogliśmy sobie pozwolić na dużo więcej niż teraz – rzekł, zniżając głos w miarę jak główni aktorzy coraz bardziej mieli się ku sobie. – Wolność sztuki. Wolność uczuć. Mogliśmy wszystko…
- Wolę nie pytać, co masz na myśli – zaśmiał się krótko blondyn. Na powrót zwrócił wzrok ku scenie. – Teraz ku uciesze gawiedzi całujesz się ze swoim gitarzystą. Nawet nie chcę wiedzieć…
- Nawet nie chodzi o to, co było na scenie – przerwał mu Adam wciąż pochłonięty swoimi myślami. - Mieliśmy wolność również poza nią. Nie myśleliśmy o niczym. Nie musieliśmy. Byliśmy tylko my. Tu i teraz.

Wielkie słowa najwyraźniej nie przekonały Tommy'ego, który zdecydował się podążyć poprzednią drogą.

- Może jednak oszczędź mi szczegółów – rzucił pół-żartem, pół-serio, próbując rozweselić kolegę. Ku jego zadowoleniu, udało mu się to. Kąciki pokrytych piegami ust powoli powędrowały w górę.
- Jesteś zazdrosny? – niespodziewanie odpowiedział brunet. Kuksaniec za kuksańca.
- Japa, Adam.

Krótka wymiana zdań rozluźniła atmosferę. Mężczyźni spojrzeli po sobie. Byli tak różni a jednak tak podobni. Podobna przeszłość. Podobne pragnienia.

Wokalista nie potrafił milczeć, gdy coś leżało mu na sercu.

- Chciałbym kiedyś wrócić do tego, co było – szepnął zamyślony. – Wystarczy mi jeden dzień. Więcej to za dużo. Jeden dzień…

Był pewien smutek w tych słowach. Nawet Tommy zdołał to wyczuć. Uczucie, które sprawiło, iż błękitne tęczówki migotały już coraz mniej.

Ostatnie dwa lata przypominały jazdę kolejką górską. Bez trzymanki. Do góry nogami. Na morzu podczas sztormu stulecia. Zyskali wiele, lecz stracili to, co obaj wielce cenili. Prywatność. Wolność. Poczucie bezpieczeństwa.

Dwadzieścia cztery godziny – czymże to jest wobec całego życia? Wobec trzydziestu lat, które przeżył do tej pory? Wobec lat, które dopiero go czekały? Z pozoru niewiele, lecz w rzeczywistości nawet ten jeden dzień był poza jego zasięgiem. Przynajmniej w najbliższym czasie, gdy jego kariera wciąż postępowała. Nic jednak nie zdradzało, aby wkrótce miała chylić się ku końcowi.

Poczuł dotyk na ramieniu. Blond kosmyki zdołały połaskotać go w szyję. Wzruszyło go to, Tommy rzadko zdobywał się na emocje. Był bardzo skrytą osobą i nie lubił okazywać czułości. Teraz jednak zrobił to specjalnie dla niego. Chciał go wesprzeć, pokazać, że nie jest sam. Adam bardzo doceniał ten gest. Gdyby mógł, z radością by go odwzajemnił, lecz w obecnej sytuacji niewiele był w stanie zrobić. Niewielka przestrzeń krępowała jego ruchy.

- Dziękuję – zwrócił się cicho do blondyna. Tyle wystarczyło. Jedno słowo i dotyk policzka na miękkiej czuprynie.

Trwali tak chwilę, obserwując dalszą część występu. Słowa były zbędne, mogłyby zepsuć ten uroczy moment. Tak też zresztą się stało jakąś minutę później.

- Odsuń się, śmierdzisz – zakomunikował krótko Tommy.
- Kąpałem się!
- To nie pomogło – dodał najwyraźniej zmęczony nadmiarem czułości i niezbyt wygodną pozycją. – Rusz się!
- Nie mam miejsca.
- To wyjdź!
- Nie mogę…

Coś, co z początku wyglądało jedynie na głupi żart, szybko urosło do rangi poważnego problemu. Okazało się, że wejście do szafy było o wiele łatwiejsze od wyjścia z niej. Zaklinowali się.



- Szlag, szlag, szlag…

- Tommy…



Momentalnie zamilkli, całą swoją uwagę skupiając na dwóch postaciach, które szły w ich stronę. Najwyraźniej miejsce, w którym schronili się muzycy, miało być częścią występu.


Na przyjaciół padł blady strach. Nikt nie mógł ich tak zobaczyć.



Wszystko ucichło. Słyszeli jedynie swoje oddechy i bicie przerażonych serc. Bali się drgnąć, aby nie zdradzić swojego położenia. Stali w bezruchu, a cienie podchodziły coraz bliżej.



Uratował ich przypadek. Mały, kulisty przypadek.



Jedna z postaci zniknęła im pola widzenia. Na właściwy ślad naprowadził ich wzrok drugiego "cienia" oraz głośny, potępieńczy jęk.



- Ałaaa!

- Hę? A tobie co? Co robisz na ziemi?

- A jak myślisz? Wywaliłem się przez te pieprzone jabłka! Nie gap się i pomóż mi wstać!



Po chwili dwóm upiornym postaciom udało się uporać z uciążliwą sytuacją i utorować sobie drogę do celu. Dopięli swego i przepchnęli pokaźną skrzynię bliżej sceny. Muzyków jednak już w niej nie było. Już dawno zniknęli za drewnianymi drzwiami, wprawiając w ruch wiszącą na nich kartkę.


"Splecione gałęzie. Ballada o nasionach, które wydały złote owoce."
***

23.09.2013

Pojedynek!

Zgodnie z obietnicą (która była kiedyś, kiedyś, ale może ktoś pamięta) chciałam tu rzucić informację, że biorę udział w pojedynku fanfiction przeciwko Rogogon. Motywem przewodnim jest Adommy.

Jeśli ktoś chciałby przeczytać i ocenić teksty zamieszczam link:

http://pojedynkiff.blogspot.com/2013/09/pojedynek-i-drache-vs-rogogon.html

Pozdrawiam i życzę miłej lektury! :)

15.08.2013

#8YearsDurchDenMonsun


I znów rocznica i znów wspomnienia. 8 lat temu wydano Durch den Monsun!


(wersja z youtube ucięta, ale lepiej nabijać wyświetlenia na oryginale, bo wtedy jest to znak dla wytwórni, że ktoś się tym interesuje itp.)

Dziękuję za piosenkę i teledysk, które zmieniły moje życie i wprowadziły mnie w inny, nieznany do tej pory świat. Dziękuję za odskocznię od problemów, motywację i inspirację do działania. Wreszcie dziękuję za możliwość poznania wielu różnych osób, dla których powyższy zespół był i/lub nadal jest niezwykle ważny oraz za otwarcie mi drogi do poznania wielu innych artystów, których muzyka również daje mi siłę.

To taki emocjonalny wpis, ale rocznica tego wymaga. ;p Czarne chmury zostawię dla siebie.
Dziękuję za uwagę i pozdrawiam!

#8YearsDurchDenMonsun 
#AliensCelebrateInfinity

ps Dla tych, którzy wytrwali do końca, postanowiłam zrobić mały prezent. Niestety cierpię ostatnio na problemy z pisaniem, idzie mi ono koszmarnie, jednak chciałam coś dać od siebie w tę rocznicę, więc... Załączam kilka fragmentów zaczętych tekstów. Może któryś z nich Wam się spodoba. ;)

1.
- A co z tym... Dzieckiem? Nie wiem...
- Wcześniak, ale poza tym chyba jest w porządku.
Drgnął na te słowa, a jego usta uchyliły się w zdziwieniu. Kilka czarnych kosmyków osunęło mu się na twarz.
- Ono żyje? - zapytał cicho z pewną dozą niepewności. To przecież mógł być tylko sen. Na pewno. Tylko czemu wszystko wyglądało tak realnie...
Tom wpatrywał się w przestrzeń. Sprawiał wrażenie nieobecnego.
- Ona. Georg nazwał ją Maria.

2. 
Adam położył dłonie na zniszczonej zbroi. Starając się uspokoić i zachować czystość umysłu, przymknął oczy i szeptał wszystkie sobie znane zaklęcia. Jedno po drugim uderzały w młode ciało. Leczyły je, ale rana była zbyt głęboka. Adam dobrze o tym wiedział. Wiedział, jednak jego wiara nie pozwalała mu się poddać.

Otworzył oczy. Rzeczywistość nie pozostawiała złudzeń. Chłopak był nieprzytomny. Miał niedomknięte powieki. Jego serce przestawało bić.

3. 
- Boisz się? Boisz się...

Bał się.

Uśmiech zniknął w ciemności. Mógł pojawić się gdziekolwiek. Gdzie zabłyśnie? Czy będzie mu towarzyszył zabójczy kawałek metalu?

Materiał szeleścił przy każdym ruchu.


Opowiadaniem pojedynkowym niestety nie mogę się podzielić z wiadomych przyczyn. ;p

21.07.2013

Przykra sprawa

Zastanawiałam się, czy to napisać, ale zważywszy, że to mój blog, mogę skorzystać z takiej możliwości.

Blogi w bloggerze (blogspocie), podobnie pewnie jak większość blogów w ogóle, posiadają statystyki. Widzę więc ilość wyświetleń całej strony, jak i konkretnego posta. I mogę sobie je porównać z liczbą komentarzy. I jest mi po prostu przykro...

Po raz kolejny dodałam nowe opowiadanie i po raz kolejny nie mam pojęcia, czy wyszło dobrze, czy źle, czy jest w ogóle jakikolwiek sens publikowania następnych. Zrozumiałabym to, gdyby nikt po prostu nie wchodził na tę stronę, ale w tej chwili nie mam pojęcia, co robię źle, czy strona jest nudna/do kitu/za bardzo odbiega od kanonu w fandomach/nie umiem pisać i ludzie rezygnują z czytania. Nie wiem nic! W związku z tym nie wiem nawet, co mogłabym tutaj poprawić, żeby było lepiej. Cała ta sytuacja jest po prostu dobijająca...

Jak już pisałam przedwczoraj, mam w planach jeszcze jedno opowiadanie i ono pojawi się na pewno. Co do następnych nie mam pojęcia. Przestaję widzieć sens w publikowaniu tu czegokolwiek.

Zdaję sobie sprawę, że w podobnej sytuacji jest wiele innych osób, nie tylko tych piszących ff. Mam prośbę, drodzy czytelnicy, postawcie się przez chwilę po drugiej stronie barykady. To nie jest miłe czuć, jak gdyby wszyscy przechodzili obok Twojej pracy obojętnie. Jest coraz mniej polskich autorów ff. Może to też jest przyczyna? Prawdą jest, iż najważniejsza w pisaniu jest pasja, ale pasja umiera bez motywacji, a samemu często ciężko jest ową motywację utrzymać, zwłaszcza gdy z wiekiem przybywa obowiązków, życie fanowskie zaczyna odchodzić na dalszy plan, a ulubiony zespół zaczyna bardziej przypominać czarnego charaktera niż motor do działania.

Trochę narzekania z mojej strony, ale czasem dobrze jest wyrzucić z siebie emocje.
 

Pozdrawiam i życzę miłego dnia.

19.07.2013

Pragnienia (+18)

Pairing: AdamxBillxTommy
Uwagi: yaoi, +18

Pragnienia

Sobotni wieczór w jednym z ekskluzywnych klubów w Los Angeles. Kanapa w samym rogu pomieszczenia. Dudniąca muzyka z głośników i otumaniający dym. Para z rozkoszą zajmowała się sobą.

- Joe…
- Nie mów tak do mnie.
- Dlaczego? To nie jest twoje drugie imię?
- Jest, ale czemu nie "Tommy"?
- "Tom" to imię mojego brata. W tej sytuacji…
- A…

Postanowił przymknąć na to oko. Bill miewał różne dziwne pomysły w stanie upojenia alkoholowego. Język ciał był w tamtej chwili ważniejszy niż słowa.
Korzystali z czasu, który był im dany. Nie było go wiele, obaj mieli napięte grafiki. Każda chwila razem była na wagę złota.

Siedzieli przytuleni, co i raz łącząc ze sobą usta. To nie miało być nic wielkiego. Znajdowali się w miejscu publicznym, powinni się ograniczać.

Palce czarnowłosego wokalisty zabrnęły jednak dość daleko. Zarysowały koło na powierzchni obcisłych, ciemnych jeansów, pod którymi kryła się jedna z najwrażliwszych części męskiego ciała.
- Chcesz się przejechać? - usłyszał, gdy przez kilka sekund nie zabierał dłoni z tego miejsca. Mimowolnie się uśmiechnął. Jego ciało miało ochotę na odrobinę rozrywki, podobnie zresztą jak ciało jego partnera, którego palce wsuwały się właśnie pod krawędź materiału okalającego drobną sylwetkę sporo młodszego od niego chłopaka.
- A może mała zmiana konia?

Obaj obrócili się na dźwięk tych słów. Nie byli na tyle pijani, aby od razu nie rozpoznać ich autora. Adam podszedł do nich z wielkim uśmiechem na ustach.

- Panowie, radzę wam się opanować - pouczył ich. - Na chwilę obecną w tej sali czeka na was już stado ogierów.
Bill nieznacznie spiął mięśnie, co nie spodobało się jego partnerowi.
- Niech patrzą - rzekł, przysuwając do siebie zdecydowanym ruchem obiekt swoich zainteresowań. - Niech się napalają i żałują braku biletów na ten występ.
- Poetycko - zaśmiał się Adam. - A co trzeba zrobić, żeby zasłużyć na ten bilet?
Przyjaciele wymienili się spojrzeniami. Tommy od razu zrozumiał, do czego zmierza ten wysoki, błękitnooki mężczyzna, którego głęboki dekolt odsłaniał kuszącą klatkę piersiową. Nie rozumiał tylko, czy wciąż były to żarty, tak częste między nimi, czy może było to coś… Poważnego.
- Sala wyprzedana, a DVD nie będzie - stwierdził krótko gitarzysta, zwróciwszy wzrok w stronę swojego partnera. Światło przygaszonych lamp podkreślało jego ostre rysy twarzy. Usta aż prosiły się o zasmakowanie ich, do czego zresztą właśnie zamierzał się zabrać.
- Jest chociaż szansa na zerknięcie za kulisy?
Adam był nieustępliwy. W jego spojrzeniu błysnęła determinacja.
Podszedł do blondyna i przybliżył usta do jego twarzy.
- Jestem zainteresowany współpracą… - mruknął.
Gorąco i wilgoć podrażniły ucho gitarzysty. Jego zainteresowanie rosło.
- Featuringiem?
Tajemniczy uśmiech. Mężczyzna odsunął się i odszedł, by zająć miejsce obok Billa.
- Może być featuring, może być support. Mogę być nawet makijażystą.
Pogłaskał chudy bok i objął ręką jego skołowanego właściciela, który jednak nie sprzeciwiał się dotykowi.
- Jestem bardzo elastyczny…

Tommy nie rozumiał, co się dzieje. Adam jeszcze nigdy nie zachowywał się w ten sposób. Nigdy też nie był tak blisko Billa. Nie dotykał go tak jak teraz.

Lambert pociągnął dłoń wyżej.
- Mam wielką ochotę na te usta… - zamruczał, zarysowując koniuszkiem palca ich kształt. Wpatrywał się w nie z fascynacją i wielką żądzą, które nie umknęły uwadze Ratliffa.
- Nie krępuj się.
Najwyraźniej nie spodziewał się usłyszeć takiej odpowiedzi od swojego przyjaciela, lecz po chwili na jego twarz powrócił poprzedni uśmiech.
- A co z moim zdaniem? - obruszył się Bill, zdawszy sobie sprawę z tego, co ma się za chwilę stać.
- Ty już podjąłeś decyzję.
Chłopak spojrzał na niego zdziwiony, lecz Tommy tylko machnął na to ręką.
- Widziałem, jak na niego patrzysz. Nie krępuj się, jeden całus nie będzie mi przeszkadzał.
- To nie tak, ja…
Nie miał tutaj wiele do powiedzenia.
- Nie chrzań. Chodź, bo się rozmyśli.

Adam pochwycił dłoń wokalisty i ściągnął go na swoje kolana. Znaleźli się w dość jednoznacznej pozie. Nogi młodszego z dwójki obejmowały boki amerykańskiego piosenkarza. Bliskość i alkohol uderzały do głowy.

- Nie daj się prosić. To tylko jeden mały całus…

Ten ton głosu i silny dotyk pętały zdrowy rozsądek, pozwalając ciału zasmakować wolności i tych miękkich, pełnych ust.

Adam pchnął go w odpowiednim kierunku. Wsunął palce w półdługie, czarne włosy. Masował skórę głowy. Przysunął się bliżej i przytknął wargi do policzka wokalisty.

Granica została przekroczona.

Złączyli ze sobą usta. Chłonęli swój zapach, smak. Delektowali się dotykiem.

Ten jeden pocałunek dłużył się w nieskończoność, podsycany gorącą atmosferą tego miejsca. Dwa rozgrzane ciała nie chciały przestać. Wpadli w trans i brnęli coraz dalej. Ręce Adama spływały w dół chudych pleców.

Obserwowała to para brązowych oczu. Ich uwadze nie umknął żaden szczegół, najdrobniejszy ruch, najmniejsza kropelka potu…

Tommy z wielkim trudem utrzymywał kontakt z rzeczywistością, zaciskając palce na szklance z resztką napoju. Jej chłód niewiele pomagał. Gitarzysta złapał się na tym, że ma problem z prawidłowym utrzymaniem oddechu.

Zazdrość walczyła z pożądaniem. Tak nie powinno być.

Jego facet był o wiele seksowniejszy z tej perspektywy. I Adam…

- Tommy?

Słowa Billa nie dotarły do jego uszu. Był już za daleko.

*

Znalazł się w toalecie. Przemywał twarz lodowatą wodą. Starał się doprowadzić się do ładu, jednak jego ciało nie chciało się na to zgodzić. Jego myśli wciąż skupiały się na jednej scenie.

Nagle w pomieszczeniu pojawił się Bill. Był bardzo zmartwiony i zdenerwowany.

- Coś nie tak? Znaczy… Po co ja w ogóle pytam! Ja przepraszam… Nie powinienem… - wyrzucił z siebie w panice przepraszającym tonem. Ku jego zdziwieniu reakcja Tommy'ego była inna niż się tego spodziewał.
- Ej, ogarnij się. Wszystko jest w porządku.

Nie chciał mu wierzyć, widać to było w jego zmieszanym spojrzeniu.

- W takim razie, dlaczego…

Nie uzyskał odpowiedzi. Zamiast niej usłyszał krótkie pytanie:
- Podoba ci się Adam, prawda?

*

- Jesteś egoistą.
- Każdy jest trochę egoistą.
- Nie byłoby nas tutaj gdyby nie nasz egoizm.

Bill drżał coraz bardziej. Im bardziej się denerwował, tym bardziej dochodziła do niego powaga sytuacji. Czy on naprawdę tego chciał?

Wszedł do zarezerwowanego pomieszczenia. Przygaszona lampa oświetlała stół i kilka kanap ustawionych wokół niego. Odetchnął ciężko i usiadł na jednej z nich. W pokoju panował zaduch. Woń dymu papierosowego i kadzidełek działały na chłopaka odurzająco.

Adam zamknął za nimi drzwi. Nie było już odwrotu.

- Nie należę do ciebie - zakomunikował stanowczo Bill, lecz wywołał tym tylko uśmiech na twarzy piosenkarza.
- Tommy mi pozwolił - odparł mężczyzna. Zbliżył się do kanapy goszczącej na sobie drobne ciało.
Chłopak uniósł głowę, pozwalając swoim brązowym oczom zwrócić się do tych niebieskich.
- A ja? - zapytał.

Chciał zbudować barierę, lecz Adam raz po raz łamał jego linię obrony.

Piosenkarz przysunął się bliżej. Jego gorący oddech połaskotał ucho chłopaka.
- Zrób mu tę przyjemność. Wiem, że ci na nim zależy.
- Bardzo mi zależy.
- No właśnie…

Znalazł się blisko. Zdecydowanie za blisko. Usadowił się tuż za czarnowłosym chłopakiem. Objął go swoimi lekko umięśnionymi udami. Nie zamierzał się hamować, jego ręce od razu zabrnęły na drugie ciało. Obrały sobie za cel jego najdelikatniejszy punkt.

- Nie jesteś nim. Każdy twój dotyk będzie inny od jego.
Odpowiedział mu śmiech. Dłonie zacisnęły się na chudych nadgarstkach.
- Nie jestem tu, żebyś mnie kochał. Od tego jest Tommy - wyjaśnił spokojnie Adam. - Jestem tu, żeby spełnić marzenie twojego chłopaka.
- A nie swoje własne?
Znów śmiech. Dotyk rozchodził się po ciele.
- Dwie pieczenie na jednym ogniu…

Złączone usta - pierwszy krok. Koszulka na podłodze - kolejny. Smukłe plecy na kanapie, przygniecione ciężarem drugiego ciała.

Adam miał pełną kontrolę nad sytuacją. Idealnie rozpracowywał wszystkie niewerbalne sygnały. Brnął przed siebie, prosto do celu.

Atmosfera udzielała się im obojgu. Bill długo próbował się bronić, lecz i on ulegał. W przypływie emocji jego palce wysunęły się poza bezpieczną strefę.

- Spokojnie - usłyszał w odpowiedzi. - Zaraz się zaznajomicie…

Piosenkarz sam jednak nie powstrzymywał się przed niczym. Całował, lizał, masował i przygryzał rozgrzaną skórę. Szybko sam pozbył się górnego odzienia, aby móc w pełni doświadczać płynącej z aktu pikantnej słodyczy.

Łapczywie wsuwał dłoń pod materiał osłaniający dolne partie ciała kochanka. Czuł gorący oddech na swojej skórze. Wzmagał się z każdym głębszym ruchem.

Nakreślił językiem linię przez nagi obszar, który był mu dany. Nie musiał długo czekać na reakcję. Jasna klatka piersiowa poderwała się do góry trzy razy. Raz, przy pierwszym zetknięciu się mięśnia z rozgrzaną skórą. Drugi, przy minięciu pępka. Trzeci, u kresu podróży.

Przedstawienie trwało w najlepsze, choć coraz mniej dzieliło ich od najważniejszego momentu.

Wokalista posłusznie pozwolił przewrócić się na brzuch. Mężczyzna przyciągnął do siebie jego pośladki, dając mu przedsmak tego, co miało go za chwilę czekać. Przycisnął jego ciało do swoich bioder. Powoli, lecz zdecydowanie poruszał nimi wprzód i w tył. W powietrzu rozległy się pierwsze stłumione jęki. Temperatura urosła zbyt gwałtownie pod wpływem dotyku przesuwającego się w górę ud i brnącego do miejsc, które powinny pozostać owiane tajemnicą.

Ten nocy nie było sekretów. Była przyjemność i to ona liczyła się najbardziej.

Ostatnia bariera zsunęła się na obicie. Między nimi nie zostało już nic oprócz warstwy rozgrzanego, drżącego powietrza.

Adam uśmiechnął się pod nosem. Spełnił swoje zadanie i osiągnął cel. Przed nim znajdowała się jego nagroda.

Dumnie podniósł wzrok i skierował go na ciemny kąt pomieszczenia.

- Mam nadzieję, że podoba ci się przedstawienie?

Kiwnął głową. Brązowe oczy błysnęły w ciemnościach.

Niechętnie podniósł się z kanapy. Było mu wygodnie w roli obserwatora. Któż narzekałby na takie widoki?

Teraz jednak miała czekać go prawdziwa rozkosz.

Patrzył i delektował się. Miał przed sobą dwa piękne ciała, które raz po raz łączyły się ze sobą w "miłosnym uniesieniu". Nie było tu jednak krzty miłości. Tylko seks.

Powoli stąpał w stronę pary kochanków, czując gorąco rozlewające się po jego ciele i przyćmiewające nieprzyjemne kłucie w sercu. Zazdrość.

Zbliżał się. Dźwięki stawały się coraz wyraźniejsze. Nie rozumiał, jakim cudem udaje mu się nad sobą panować.

Stanął u bram swoich marzeń.

Z ust jego ukochanego uleciał podmuch gorącego powietrza. Ciepło uderzyło go w twarz. Mimowolnie wpatrywał się w rozchylone wargi, rozgrzane podnieceniem policzki. Zdawał sobie sprawę, iż chłopak go nie widzi. Jego umysł otumaniło pożądanie. Oczy spowiła mgła.

Był zafascynowany. Nie potrafił się powstrzymać.

Wsunął palec do rozchylonych ust. Zalało go gorąco i wilgoć miękkiego wnętrza.

- Tommy…

Brązowe tęczówki błysnęły spod długich, ciemnych rzęs. Wymienili się spojrzeniami.

Gitarzysta położył dłoń na twarzy ukochanego, dając mu oparcie.

Zlizał słony smak potu, po czym siłami swoich mięśni rozchylił gorące usta, które swoją barwą nęciły, zapraszając do środka. Miał wielką ochotę wsunąć w nie nie tylko swój język.

Od razu zdecydował się na głęboki pocałunek. Był spragniony, głodny dotyku i nowych doznań. Nadawał tempo ich zbliżeniu, choć nie kontrolował całości. Pierwszy raz od dawna nie był panem sytuacji.

Był zazdrosny. Jego partner rzadko dawał się ponieść tak wielkim emocjom. Zapomnieniu. Dziś kto inny doprowadzał go na szczyt. Strata władzy drażniła, nawet jeśli była warta widoków, które się przed nim rozciągały.

Zatopił palce w wilgotnych włosach. Odchylił głowę kochanka.

Kropla potu zsunęła się wzdłuż długiej, smukłej szyi, podkreślając jej piękno. Zakreśliła drogę od brody przez poruszającą się w nierównym rytmie klatkę piersiową. Zroszona słonymi drobinkami skóra zachęcała do zatopienia w niej paznokci i pozostawienia na jej powierzchni widocznych, czerwonych śladów. W jego wyobraźni rozległ się jęk rozkoszy, którymi nieraz darzył go młody wokalista. Symfonia grzechu, bijąca na łeb anielskie trąby.

Nie powstrzymywał się. Powiódł dłonią za wąską, mokrą ścieżką.

- Tommy…

Odsunął się, zahaczając palcami o wargi, z których przed sekundą wydostało się jego imię. Zatrzymał dotyk na brodzie. Spojrzał w przymknięte, brązowe oczy.

Ciałem najmłodszego wstrząsnął skurcz, a z gardła wydarły się znajome dźwięki. Było po wszystkim.

Adam lekko się odsunął. Pozwolił chłopakowi na spokojne dojście do siebie. Jego rola była skończona.

- A moja nagroda? - zagadnął, gdy uniósł wzrok z poprzedniego obiektu swoich zainteresowań.

Blondyn uśmiechnął się do przyjaciela.

- Możesz pomóc mi się rozgrzać…
- Rozgrzać? Czyżby to było dla ciebie za mało?

Mimo narzekań "pomocnika", gitarzysta poczuł na sobie ciepło znajomych dłoni. Pomału tracił wszystkie elementy swojej garderoby. Był to występ, podczas którego brunet miał dostęp do każdej części jego bladego ciała. Gryzł, pieścił, całował…

Adam wciągnął Tommy'ego na kanapę.

- Mam ochotę na więcej…

Po raz pierwszy od ponad roku łapczywie złączyli ze sobą usta. Żar został rozpalony na nowo. Emocje, które niegdyś towarzyszyły im na scenie, powróciły. Teraz jednak nie ograniczała ich widownia ani ich zwierzchnicy. Byli wolni i nie zamierzali tego zmarnować.

Błądzili dłońmi po swoich nagich ciałach zroszonych potem i rozpalonych pożądaniem.

- Też chciałbyś się przejechać? - zamruczał piosenkarz, gdy pozbawił blondyna ostatniej z barier osłaniających jego ciało.
- Kuszące, ale ja wolę dawać niż brać - odparł z rozbrajającą szczerością, co pociągnęło za sobą cichy śmiech.
- Nie jesteśmy dopasowani pod tym względem - padły słowa poprzedzone kolejnymi pocałunkami.
- Absolutnie nie.

Był obrzydliwie seksowny, gdy jego ciało zlewał pot. Nieprzyzwoite myśli pojawiały się na każdym kroku. Występy z tym facetem zawsze wiązały się z wielką przyjemnością. Muzyk miał wielką ochotę sprawdzić możliwości tego instrumentu.

- Nadal mam swój bilet. Liczę na dobre show - rzekł Adam, cmokając.
- Nie zawiedziesz się.

Brunet usunął się w cień. Musiał ustąpić miejsca głównemu aktorowi.

Gitarzysta od razu obrał właściwy kierunek i poczołgał się na drugi koniec kanapy. Czekał tam na niego młody mężczyzna, którego ciało zdawało się toczyć walkę pomiędzy zmęczeniem a kolejną falą pożądania.

Zawstydzony zasłonił dłonią swoje krocze.

- Nie chcę tego oglądać… - jęknął wykończony. Tommy dobrze zdawał sobie sprawę, o jakie sceny chodzi czarnowłosemu wokaliście.
- Nie będziesz musiał. Mam dla ciebie zajęcie.

Nachylił się nad nim, zatapiając się w jego zaczerwienionych wargach. Starał się być delikatny, choć pragnienie spełnienia rosło w nim w zawrotnym tempie.

Objął swojego partnera. Przyłożywszy usta do ucha równie ozdobionego, co jego, wyszeptał jedno krótkie słowo:
- Dziękuję…
Nikły uśmiech zagościł na młodej twarzy.

- Nie chcę, żeby to zmieniło cokolwiek między nami… - Bill szepnął z obawą.
- Ja też nie, ale to tylko gra. Rozluźnij się i poddaj się jej.
- Leb' die Sekunde…

Prędko zapomnieli, że z ciemności obserwuje ich para błękitnych oczu.

*

Uchylił powieki. Wszystko zniknęło.

Przed nim rozciągał się widok łóżka i znajomej sypialni należącej do małego mieszkania w Mieście Aniołów. Nie był tu sam. Poczuł wyraźne ruchy po drugiej stronie materaca.

- Chyba miałeś fajny sen? - zagadnął do niego z uśmiechem niemiecki wokalista, z którym dzielił łóżko. - Próbowałem cię obudzić, ale broniłeś się jak mogłeś.
- No… - Tommy odparł niemrawo. - Miałem.

Chłopak zachichotał. Najwyraźniej tej nocy był świadkiem niemałego przedstawienia.

- Mam nadzieję, że w nim byłem - rzekł, wystawiając język, po czym przewrócił się na drugi bok i wtulił w poduszkę.
- Tak, kochanie. Byłeś.

Zanim zdążył wyciągnąć dłoń i pogłaskać smukłe ramię brunet już spał. Złożył pocałunek na jego odsłoniętej szyi.

***

Do osób, które nie spodziewały się tego typu tekstu: miałam wielką ochotę to napisać, więc siła wyższa. Następnym razem pojawią się inne teksty. :) 

Witam po długiej przerwie. Jak dla mnie była zdecydowanie za długa. Odzwyczaiłam się od pisania. - -'' Gratuluję tym, którzy dotrwali do końca powyższego jednoparta jak również tym, którzy w ogóle tu trafili, bo nie mam gwarancji, że ktokolwiek jeszcze tu zagląda...

Pragnę serdecznie podziękować kochanej Rogogon za betowanie powyższego ff! To była dla mnie duża pomoc. <3

Przy okazji z radością ogłaszam, że niedługo (czas do końca lipca) odbędzie się pierwszy pojedynek fanfiction. Będę w nim "walczyć" z Rogogon. Pairing to Adommy, temat przewodni obwieścimy już na starcie. :) Rozpoczęcie ogłoszę także tutaj, więc jeśli ktoś jest zainteresowany, stay tuned. ;)

To tyle na dziś. Pozdrowienia!