Tommy Joe RatliffxBill
Uwaga: yaoi
Oddech
Kolejny
podmuch lodowatego wiatru ranił jego skórę. Osłabiał. Bił. Próbował ściąć z
nóg, które ostatkiem sił utrzymywały w pionie szczupłe, młode ciało. Stopy
ześlizgiwały się ze wzniesienia obolałe po brnięciu przez piasek. Nie pamiętał,
kiedy i jakim cudem znalazł się w tym miejscu, ale to nie było ważne. Musiał
przeżyć.
Szedł przed
siebie, w górę. Z tej strony skały choć trochę osłaniały go przed zimnem.
Chciał wejść
jak najwyżej, żeby rozeznać się w sytuacji. Nie miał kompasu ani drogowskazu.
Mógł polegać jedynie na sobie. Nie widział też słońca ani księżyca. Niebo
przysłaniały ciemne chmury.
Szczyt wciąż
jeszcze znajdował się daleko poza jego zasięgiem, gdy czarnowłosy chłopak
zarządził postój. Musiał odpocząć, w takim stanie nie wejdzie ani centymetr
wyżej.
Spoczął,
opierając się plecami o skałę. Brązowe oczy rozejrzały się dookoła. A może
wejście na samą górę nie było konieczne? Kilkanaście metrów dalej dostrzegł
dobry punkt widokowy. Półkę skalną. Przyjrzał się jej dokładniej. Zauważył coś
jeszcze. Szczupła postać w jeansach i skórzanej kurtce stała tam, obserwując
okolicę. Półdługie, jasne włosy poddawały się podmuchom wiatru. Mimo niepogody
mężczyzna zdawał się opierać atakom chłodu. Był niewzruszony. Budził podziw w
młodych, brązowych oczach.
Brunet
próbował krzyknąć, lecz gardło odmówiło mu posłuszeństwa. Sparaliżował je chłód
i zmęczenie.
Wsparłszy się
na jednej ze skał, podniósł się z ziemi i ruszył przed siebie. Kim był ten
człowiek? Skąd się tu wziął? Może mógłby mu pomóc się stąd wydostać? Bardzo na
to liczył. Był głodny i spragniony.
Z każdym
krokiem zyskiwał możliwość dokładniejszego przyjrzenia się nieznajomemu. Był
niższym od niego mężczyzną o raczej drobnej budowie i włosach wygolonych po
jednej stronie głowy. Na odsłoniętym uchu błyszczał rząd kolczyków.
Zbliżał się
coraz bardziej, lecz postać pozostawała niewzruszona.
„Musi być
ciepły” – podpowiadał mu umysł. Ta myśl zdominowała jego odczucia. Potrzebował
ciepła.
Był już tak
blisko. Na wyciągnięcie ręki.
Nie myślał
racjonalnie.
Przytulił się
do obcego ciała. Zalało go przyjemne uczucie spokoju i bezpieczeństwa. Nie bał
się odtrącenia. Nie brał go w ogóle pod uwagę. Delektował się bliskością.
Poczuł rękę na
swoim ramieniu. Powiodła po jego ciele. Akceptacja? Było mu tak dobrze.
To było zbyt
piękne, aby było prawdziwe.
Podniósł
wzrok, by przyjrzeć się twarzy swojego wybawcy. Miał brązowe oczy, tak samo jak
on.
Nagle wszystko
zniknęło. Mężczyzna odepchnął go i ruszył w swoją stronę. Nie odwrócił się za
siebie.
Brunet stracił
równowagę. Za jego plecami rozciągała się przepaść. Krzyknął, ale było już za
późno. Runął w dół. Ciemność pochłonęła jego ciało. Zalała twarz. Nie pozwalała
oddychać.
Usłyszawszy
krzyk, blondyn gwałtownie odwrócił się w stronę, z której zdawał się dochodzić
straszny dźwięk. Cofnął się. Z przerażeniem dostrzegł, że na jego starym
miejscu nikt nie stoi.
Postawił stopy
przy krawędzi i niepewnie spojrzał w dół. Miał nadzieję, że się mylił. Nie
chciał wyrządzić chłopakowi żadnej krzywdy. Chciał tylko spokoju.
Koła na
ciemnej cieczy otaczającej wyspę nie pozostawiały wątpliwości, podobnie jak
unosząca się na powierzchni dłoń.
Zbiegł w dół
zbocza, próbując jak najszybciej dostać się na dół. Liczyła się każda sekunda.
Robił, co było w jego mocy, ale zachowywał ostrożność. Nie mógł przecież sam
zginąć.
Wreszcie
znalazł się na plaży. Piasek był zimny, wręcz lodowaty, tak jak morze, które
swoją gęstością przypominało bardziej bagno niż zbiornik wodny. Czy to w ogóle
była woda?
Chłopak nie
był daleko, choć z każdą chwilą zdawał się odpływać coraz dalej. Za moment mógł
zupełnie zniknąć z widnokręgu. Fale i wszechobecna ciemność nie były po jego
stronie.
Blondyn
zrzucił z siebie kurtkę i wskoczył do „wody”. Zimno uderzało w jego ciało, a
lepka ciecz hamowała ruchy. Walczył. Poczucie winy było zbyt silne.
Dostrzegł go
dopiero, gdy już zaczynał tracić nadzieję. Oplótł bruneta ramieniem i uparcie
ciągnął za sobą aż do samego brzegu. Na lądzie wydawał się być o wiele lżejszy…
Padł na
piasek, dysząc ciężko. To jeszcze nie był koniec, choć on miał już dość. Z
trudem przychodziło mu podniesienie się i przemieszczenie siebie oraz swojego
młodszego towarzysza dalej od zdradzieckiej toni. Okrył go swoją kurtką.
Byli brudni,
zmarznięci i przemoczeni, ale bezpieczni. Na lądzie przecież nic im nie grozi.
Wraz z
odejściem emocji do umysłu mężczyzny zaczęły zakradać się pytania. Zastanawiał
się, kogo właściwie ma przed sobą i skąd on się tu wziął. Może pomógłby mu się
stąd wydostać?
Odwrócił się w
stronę chłopaka. Jego serce stanęło.
Półprzymknięte
oczy i usta desperacko usiłujące pochwycić powietrze. Starł błoto z jego
twarzy. Bladość przebijała się przez warstwy brudu.
„No nie, nie
rób mi tego… Oddychaj!” przemknęło mu przez myśl.
Drżał mu na
rękach, a jego usta siniały. Był przerażony. Gasł w oczach.
Patrzył na
mężczyznę, który wepchnął go w otchłań. Nie miał do niego żalu. Prosił tylko o
jedno. O ratunek.
Palce, które
zacisnął na czarnej, skórzanej kurtce zaczęły się rozluźniać. Łza spłynęła po
bladym policzku, ściągając z niego resztki błota. Odpływał.
To był impuls.
Blondyn przycisnął swoje wargi do obcych ust. W tamtej chwili obrzydzenie nie
istniało.
Wdmuchnął
powietrze. Kaszel. Nie udało się. Spróbował znowu, ale efekt był taki sam.
Przegrywał.
Nie mógł sobie na to pozwolić.
Kolejną próbę
przerwał dotyk drżących palców, które powiodły na jego policzku. Chłopak kręcił
głową. Jego oczy łzawiły. Powieki zasuwały się.
Nie chciał go
zostawiać.
Dłoń opadła na
piasek.
Nie chciał
pozwolić mu umrzeć. Nie tutaj. Nie na jego rękach.
W swoje ruchy
włożył całego siebie. Determinacja dodawała mu sił. Wypuścił powietrze ze
swoich płuc.
Nie słyszał
już kaszlu. Nie czuł pod sobą nic.
Bał się, ale
nie mógł tego okazać. Nie myślał o swojej sytuacji. Skupiał się na działaniu.
Kątem oka
zerkał na wątłą klatkę piersiową. Wreszcie to dostrzegł. Upragniony ruch, w
który udało mu się wprawić młode ciało. Później był następny i jeszcze jeden.
Radość nie
trwała jednak długo. Gwałtowny skurcz i kaszel wstrząsnęły młodszym z dwójki.
Wszystko na nic.
Blondyn opadał
z sił. Tracił nadzieję. Z bólem popatrzył w poszarzałe tęczówki, które ponownie
znikały za powiekami. Na jego oczach. Z jego winy.
- Przepraszam…
Przysunął się
do sinych warg. Rozchylił je, by wykonać ostatnią już próbę. Powiódł palcami po
bladym policzku. Wypuścił powietrze.
Tym razem nie
było już kaszlu, nie pojawił się skurcz. Był wdech. Długi i głęboki.
Zamrugał
zdziwiony, lecz nie miał czasu na zastanawianie się. Skopiował swoje ruchy.
Usta przytknięte do ust. Dłoń przysunięta do młodej twarzy.
Wdech.
Uniesienie się klatki piersiowej. Wdech. Drgnięcie zasuniętych powiek. Wdech.
Niepewne spojrzenie zmęczonych oczu. Wdech.
Szybko
zrozumieli, co robią nie tak. Brakowało im komunikacji i koordynacji swoich
działań. Współpraca stanowiła klucz. Dotyk pomagał im się zgrać.
Na nowo
zyskali siły do walki.
Blondyn był
wytrwały. Nie chciał przestać. Jeśli będzie musiał, będzie oddychał za niego do
końca swoich dni. Będzie jego płucami. Będzie tlenem. Do końca.
Nie zauważył
dokładnego momentu, kiedy na jasną skórę napłynęły pierwsze kolory, a ciało
zaczęło powracać do życia. Gdy ostatnie kawałki zaschniętego błota opadły na
ziemię i zmieszały się z piaskiem, było po wszystkim. Chłopak znów przyłożył
palce do policzka blondwłosego mężczyzny. Nie potrzebował już pomocy. Jego
płuca pracowały prawidłowo.
- Dziękuję… –
wyszeptał, jak gdyby obawiając się, iż ciemność może w każdej chwili powrócić i
spętać jego ciało.
Blondyn
obdarzył go uśmiechem i przeczesał palcami kosmyki, pomiędzy które zdążyły się
wkraść drobinki piasku. Brązowe oczy, choć wyraźnie zmęczone, tętniły życiem.
To samo wyrażał kolor roześmianych ust.
Ułożyli się na
plaży, tuż obok siebie. Nie byli już sami i nie musieli być. Nie chcieli.
„Potrzebowałem
go…”
„Chciałem być
potrzebny…”
„Ktoś mnie
pragnął…”
„Liczył się
dla mnie bardziej niż inni…”
Słońce
wyjrzało zza chmur, aby ogrzać ich zmarznięte ciała. Nie spieszyli się z
odejściem. Nie chcieli odchodzić. Razem było im ciepło. Razem byli bezpieczni.
Drache
***
Mam nadzieję, że tekst przypadł Wam do gustu. :)
Korzystając z okazji, zapytam, co powiecie na krótkie opowiadanie, które nie jest ff? Mam jedno w zanadrzu i wala mi się w plikach, a może ktoś byłby chętny na jego przeczytanie? ;p
Pozdrowienia!
Jej!
OdpowiedzUsuńWreszcie coś Twojego! :)
Króciutkie, ale piękne opowiadanie, pokazujące walkę o życie kogoś, kogo tak naprawdę się nie zna.
Bardzo mi się podobało.
A jeśli chodzi o tekst, który wala Ci się gdzieś w plikach to wiesz, ja z chęcią przeczytam. :)
Buziaki :*
me gusta mucho, Dra.
OdpowiedzUsuńopo bardzo w Twoim stylu i właśnie za to je lubię. prostota to dużo plus, zawsze!
lubię takie niejednoznaczne, metaforyczne opowiadania, można usiąść i przemysleć je wzdłuż i wszerz.
"Ułożyli się na plaży, tuż obok siebie. Nie byli już sami i nie musieli być. " asdfghjkl <3