27.03.2013

Verloren cz.XV

Część XV



Zbliżała się zima. Dni robiły się coraz krótsze, a pogoda zniechęcała do wyjścia z domu. Tommy spędzał całe dnie na nauce i nagrywaniu nowych piosenek. Najtrudniej szło mu z tymi radosnymi. Melancholia i smutek zalewały teraz jego świat.

Ograniczał wyjścia ze znajomymi do minimum. Wolał pracę, ona nie zadawała zbędnych pytań.

- Tommy?
- Zostaw go. Nie zaczynaj tematu.

Przyjaciele chcieli pomóc, ale nie wiedzieli jak. Monte by wiedział, zawsze potrafił dogadać się z Tommym. Odkąd jednak przestał być częścią zespołu, nie rozmawiał zbyt wiele ze starymi znajomymi. Miał swoją pracę i nowe obowiązki.

Gdzieś w połowie listopada Ratliff zdecydował się poddać i powoli wrócić do rzeczywistości. Wciąż tęsknił, lecz nie mógł pozwolić sobie na popadanie w marazm. Zespół niedługo miał zostać utworzony na nowo, w zmienionym składzie. Nie chciał pozostawić po sobie złego pierwszego wrażenia. Był gitarzystą, drugą osobą po Adamie. Musiał się dobrze prezentować.

Telefon milczał, a stare smsy zalegały w skrzynce odbiorczej. Nadzieja nie pomagała. Nie potrafił zapomnieć.

- Sasha, gadałaś ostatnio z Madeleine? – zagadnął któregoś razu, gdy zdecydował się jednak opuścić swoje cztery ściany.
- Jakiś czas temu. A co?
Miał ochotę zapytać prosto z mostu, ale nie chciał wyjść na desperata.

Dziewczyna uprzedziła jego odpowiedź.
- Nie, nie wspominała o Billu. Mady wyjeżdża ze swoim narzeczonym do Nowego Yorku. Ostatnio tylko o tym mówi.

Co prawda wystarczyło mu tylko pierwsze zdanie jej wypowiedzi, lecz reszta utwierdziła go w przekonaniu, że niemiecki wokalista nie zagrzał miejsca w sercu młodej pielęgniarki. Czy tak samo było w drugą stronę? Przypuszczał, że tak.

Nadzieja tliła się w jego sercu, a zdrowy rozsądek okazał się być kiepskim strażakiem. Żar ranił. Blizny mogą nie zagoić się już nigdy.

Drzwi uchyliły się, wybijając go z rytmu. Wyjrzał znad gitary. Adam dał mu znak do opuszczenia sali prób. Chciał mu coś powiedzieć. Sądząc po jego spojrzeniu, była to dobra nowina.

*

Po raz kolejny przejrzał się w lustrze. Skrzywił się na widok ranek na swoim policzku, w które zaopatrzył się z rana. Wyglądały nieładnie i sprawiały mu ból. Czy to możliwe, aby wyszedł z wprawy przy goleniu w ciągu zaledwie dwóch tygodni?

Ostatnio przestał o siebie dbać. Nie czuł takiej potrzeby. Nie miał dla kogo „wyglądać”. Nie miał jednak wielkiego wyboru, musiał wziąć się w garść. Praca wzywała, a nadzieja pomogła mu wyciągnąć dłoń po maszynkę. Adam na nowo wskrzesił ten przygaszony żar, choć w najlepszym wypadku można było mówić jedynie o niewielkim płomyku. Tommy nie chciał się cieszyć na zapas. Starał się być realistą.

Szczęk drzwi. Czarnowłosy mężczyzna zajrzał do pomieszczenia.

- Trzymasz się?
Gitarzysta pokiwał głową.
- Myślisz, że to wypali? – spytał ze wzrokiem wbitym w swoje odbicie. Było jasne, że skierował to pytanie bardziej do siebie niż do swojego przyjaciela.
Adam nie pozostawiał mu złudzeń.
- Jeśli nie, myślę, że to najwyższa pora, żebyś dał sobie spokój – powiedział. Jego dłoń wylądowała na ramieniu blondyna. – Nie chcę już patrzeć jak się męczysz. Nikt z nas nie chce.
Kolejne kiwnięcie. Nieśmiały uśmiech.
- Dzięki za wszystko. Teraz mam przynajmniej jakąś szansę.
- Wiesz, że nie ma sprawy – odparł Lambert, klepiąc kolegę po ramieniu. – Chodź. Wróćmy do reszty.

Obaj byli zgodni co do tego pomysłu i opuścili toaletę. Na zewnątrz czekał na nich zespół oraz grupa najbliższych współpracowników. Spotkali się razem, aby wspólnie świętować Dzień Dziękczynienia nim wyjadą do domu, do swoich rodzin. Był to dobry pretekst, żeby pogadać z osobami, które zwykle nie mają na to czasu.

Manager zespołu widząc ich, uniósł w górę kieliszek wina. Podziękowali. Byli mu wdzięczni za całą okazaną pomoc. Gdyby nie on, szanse na powodzenie całej akcji byłyby praktycznie zerowe. Potrzebowali odpowiednich dojść, aby przekazać zaproszenie. Niestety nie uzyskali na nie żadnej odpowiedzi.

- Która godzina? – Tommy czuł się coraz bardziej poddenerwowany.
- Jest jeszcze trochę czasu.
- Tommy!

Obrócił się i pognał w stronę drzwi, które wskazał mu jeden z tancerzy. Miał tylko nadzieję, że nie był to kolejny żart.

Wszyscy mu kibicowali i był im za to niezmiernie wdzięczny. Teraz potrzebował wsparcia.

Tyle myśli. Tak dawno go nie widział. Jego serce dudniło jak szalone.

Nawet jeśli by mu się udało, nie mógł odpędzić od siebie myśli, że popełnia błąd. Związek wiązał się z wielkimi wątpliwościami. Obaj mogliby na nim wiele stracić.

Tommy wstrzymał oddech. Jego serce jeszcze przyspieszyło bicia.

Uchylił drzwi.

- Hej, fajnie cię widzieć! Nie miałeś problemów z dojazdem? – zaczął śmiało, starając się nie patrzeć na nowoprzybyłego. Nie chciał wyglądać dziwnie, gapiąc się na niego jak sroka w gnat.

Chłopak przyciągał wzrok, co właściwie nie było niczym nowym. Zawsze to robił, gdy się wystroił, lecz dzisiaj wyjątkowo mu się to udało, przynajmniej w oczach Ratliffa.

- Nie, nie, wszystko ok – odparł brunet, nieco zaskoczony takim powitaniem. Tommy rzadko dawał się ponosić pozytywnym emocjom.
- Super. Rozgość się, czekamy jeszcze na kilka osób.

Wpuścił go do środka, wykorzystując chwilę na zlustrowanie jego smukłej sylwetki, którą odsłonił po zdjęciu z siebie długiego, ciemnego płaszcza. Czarne spodnie i idealnie skrojona marynarka z rękawami krótszymi niż zwykle. Trochę przytył od czasu odwyku, lecz działało to tylko na jego korzyść. Wyglądał zdrowiej, choć coś wciąż jeszcze zdawało się go frapować.

Przeszli razem do centralnego pokoju i przyłączyli się do rozmowy jednej z obecnych tam grupek. Czas leciał, było całkiem miło. Tommy denerwował się coraz bardziej. Bill stał tuż obok, taka szansa mogła się nie powtórzyć. Musiał zaryzykować, mimo iż bardzo bał się porażki.

Wreszcie zdobył się na odwagę i w przerwie pomiędzy kolejnymi tematami przybliżył się do młodszego bruneta.

- Wyjdziemy na zewnątrz? Chciałbym z tobą pogadać – zaproponował, wskazując na drzwi balkonowe.
Kaulitz nie okazywał entuzjazmu.
- Nie chcę, żeby ktoś nas zobaczył – rzekł niepewnie.
- Jest ok. Jesteśmy wysoko, a to nieoświetlona strona. Chodź.

Po chwili obaj znaleźli się na niewielkim balkonie. Mimo godziny późnowieczornej, na zewnątrz wciąż było jeszcze widno. Światła miasta rozświetlały niebo nad Los Angeles.

Wokalista postanowił od razu przejść do rzeczy.
- O czym chciałeś ze mną pogadać? – spytał.
- Oj, to nic takiego. Papierosa?
- Dzięki.
- Po prostu chciałem pogadać z tobą trochę na osobności. Zimno ci?
- Trochę, ale jest ok – odparł, pocierając nagie ramiona. – Wytrzymam chwilę.
- Bill – zaczął niepewnie Tommy. – Bo widzisz… Mam coś dla ciebie.

Zręcznie wyciągnął małe pudełko z tylnej kieszeni spodni.

- Rany, dzięki! – rzekł chłopak, odbierając prezent. Na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie. – Ale ja nie mam nic dla ciebie…
- To nie ma znaczenia. Otwórz. Jestem ciekaw, czy ci się spodoba.

Tak bardzo brakowało mu jego widoku, a jeszcze bardziej tego charakterystycznego uśmiechu. Z każdą chwilą, gdy Bill rozpakowywał prezent, w sercu Tommy'ego rosła determinacja.

- Pamiętałeś…

Kaulitz chwycił palcami złotą ozdobę. Naszyjnik ze złotym krzyżem zatopionym w czarnym kamieniu.

Bill niespodziewanie posmutniał.
- Chyba nie powinienem tego brać – stwierdził, odkładając przedmiot do pudełka.
- Dlaczego?
Podniósł wzrok, który krył sobie zarówno smutek, jak i zdenerwowanie.
- To coś znaczy, nie? Nie gnębiłbyś mojego managera i nie sprowadziłbyś mnie tu od tak bez powodu. Nie dałbyś mi prezentu. O co chodzi?
Tommy wziął głęboki oddech. Zastanawiał się, jak to rozegrać.
- Przemyślałem sprawę i chciałbym, żebyś do mnie wrócił.
Głośne fuknięcie oznaczało, że nie będzie łatwo.
- Myślałem, że to już ustaliliśmy? Traktowałeś mnie jak szmatę! Mam dosyć, wiesz? Nie chcę do tego wracać! – Bill syknął ze złością.

Odwrócił się na pięcie i podszedł do barierki, by wyjrzeć w stronę głośnego centrum i nie patrzeć na zakłopotanego blondyna, który próbował coś wymyślić na swoją obronę. Jak na złość jego ust nie chciało opuścić ani jedno słowo. Przegrywał.

Bill przerwał ciszę panującą między nimi.
- Słyszałem, że kogoś sobie znalazłeś – powiedział z udawaną radością.
Tommy wpierw stanął jak wryty, by za chwilę na powrót się rozluźnić. Los Angeles – miasto plotek.
Nie chciał od razu zbijać chłopaka z tropu.
- Doprawdy? Skąd takie wiadomości? – rzekł z cwaniackim uśmieszkiem.
Bill podjął jego grę. Na młodej twarzy również zagościł uśmiech.
- Ludzie na mieście gadają – brunet odparł tajemniczo.
- Ludzie?
- Nie tylko ty masz swoje kontakty.
Plotki? Szpiegostwo? Zdecydowanie nie był chłopakowi obojętny.
- Skoro masz swoje dojścia, może wiesz też, jak wygląda moja druga połówka?
Atmosfera uległa wyraźnemu ochłodzeniu.
- Długonoga blondynka, ok. 160cm, miseczka D.
Gitarzysta parsknął śmiechem.
- Wszystko pokręciłeś! – powiedział głośno i zbliżył się do chłopaka, który jednak starał się utrzymać dystans między nimi.
- No więc? Popraw mnie – wokalista rzekł nieprzyjemnie.
- Włosy nie blond, a czarne. Wzrost ok. 190cm, nie 160. Miseczka również się nie zgadza.
Był coraz bliżej. Dzieliły ich centymetry.
- A jaka jest? – spytał chłopak, próbując opanować drżenie swojego ciała. Chłód i zbytnia bliskość dawały mu się we znaki.
Po jego klatce piersiowej spłynęła znajoma dłoń. Nie zdążył jej odepchnąć.
- Z tego co widzę żadna.
Ich spojrzenia ponownie się spotkały. Wymieniali się emocjami, które zdobywały nad nimi władzę. Nie bronili się przed nimi.
- Raniłem cię, a potem nie było mnie przy tobie – chłopak uciekał wzrokiem. – Bałem się o ciebie.
Tommy powiódł palcami po jasnej szyi, lecz brunet odtrącił jego dłoń.
- Czego ode mnie chcesz? – warknął Kaulitz.

Nie zdążył odpowiedzieć. Tuż przed twarzami ich obojga pojawił się znikąd mały, zielony obiekt. Patrzyli na niego w osłupieniu.

Jemioła na sznurku, a trzymał ją Adam.

- Dzieciaki, byłoby dobrze, gdybyście przestali się kłócić, pocałowali się i pogodzili – stwierdził Lambert. – Tyle się starałem, żeby was to ściągnąć! Bądźcie mili i nie psujcie mojej pracy, hm?

Wciąż lekko skołowani nie odpowiedzieli. Napięcie między nimi zniknęło. Kaulitz przeczesał palcami swoje czarne włosy.

Zauważywszy jego rozluźniające się mięśnie i nikły uśmiech, Tommy postanowił spróbować jeszcze raz.

- Bill – powiedział, chcąc zwrócić na siebie uwagę niemieckiego wokalisty. – Nie chcę wracać do tego, co było. Chcę ciebie. Zwiąż się ze mną.

Brązowe oczy znów wyrażały zakłopotanie. Chłopak milczał.

- Nie chciałeś tego?

Bardzo chciał, obaj chcieli, ale po tak długim czasie, kiedy zdążył już porzucić wszelkie nadzieje i przyzwyczaić się do myśli, że powinien zapomnieć i zamknąć ten rozdział swojego życia, nie potrafił się cieszyć z tej propozycji. Dostrzegał więcej wad niż przedtem.

- Nie moglibyśmy się otwarcie widywać – mruknął niepewnie.
- To mi nie przeszkadza. Nie lubię być na świeczniku.
- Ale musielibyśmy się ukrywać…
- Myślałem o tym. Damy radę.

Nadal nie był przekonany, lecz Tommy miał jeszcze jedną sztuczkę w zanadrzu.

- Glaubst du, dass du verloren bist?
Chłopak spojrzał na niego zmieszany. Brązowe tęczówki zamigotały.
- Ja…
Blondyn przejechał palcami po jasnym policzku.
- Du bist nicht verloren.
Złożył na miękkich ustach pocałunek, w którym wkrótce zatracili się oboje. Długo i czule oddawali się pieszczocie. Dzielili się swoim ciepłem. Te wargi nigdy nie smakowały tak dobrze.

Przerwali tę czynność, by móc popatrzeć sobie w oczy rozświetlone milionem migoczących iskierek. Bill powoli rozchylił wargi.
- Nicht mehr?
Zachichotał, gdy zobaczył silne zakłopotanie na twarzy ukochanego.
- Kocham cię – szepnął, całując jego czoło.
- Jak już całujesz to w usta, gówniarzu – burknął Tommy, co wywołało radość u nich obojga. Objął szczupłe ciało. Tak długo marzył o tej chwili.
- Ty mnie całowałeś w czoło. Jesteś hipokrytą.
- Możliwe, ale teraz przynajmniej jestem szczęśliwym hipokrytą.

Adam powoli wycofał się w stronę drzwi. Nie chciał przeszkadzać zakochanej parze.

*

- Dawno zmieniłeś mieszkanie?
- Niedawno. A co?
- Widać. Tak tu czysto…
- Bardzo zabawne…

Po opuszczeniu imprezy udali się do Tommy'ego, gdzie siedzieli na kanapie, jedli i oglądali jakiś film. Współlokatorzy gitarzysty rozjechali się do swoich domów, więc znajoma dwójka mogła cieszyć się pełną swobodą.

- Poszedłbym spać – odezwał się nagle Bill. Jego stwierdzeniu towarzyszyło ziewnięcie.
- Ok. Chcesz spać na łóżku czy na kanapie?
- A ty?
- Chciałem dać ci wolny wybór.
- Chcę spać z tobą.
- W takim razie chodźmy do mnie.

Wyłączyli telewizor i poszli szykować się do spania. Blondyn pościelił łóżko. Gdy Kaulitz wrócił z łazienki, było już gotowe do spania.

- Nie zdejmujesz go? – zapytał Ratliff, wskazując na naszyjnik, który podarował młodemu wokaliście.
- Nie, nie chce mi się.

Brunet po kolei pozbywał się kolejnych elementów garderoby, odsłaniając przy tym swoje ciało. Przyciągało ono wzrok Tommy'ego, który przyglądał się mu wbrew swojej woli. Tak bardzo za nim tęsknił.

- Zaproponowałbym ci jakieś ubranie, ale nie mam nic w twoim rozmiarze – rzekł z uśmiechem, tym samym nieco pesząc chłopaka.
- Mogę spać w swoich ciuchach, jeśli…
- Nie wygłupiaj się. Po prostu pomyślałem, że wolałbyś się ubrać w coś luźniejszego.
- Lubię tak spać.
- W takim razie jest ok.

Ułożyli się wygodnie, zachowując między sobą bezpieczną przestrzeń tak, aby obaj czuli się komfortowo. Musieli od nowa ustalać swoje granice.

- Jak właściwie się poznaliśmy? – zagadnął w pewnym momencie Tommy. – Pamiętasz coś z tego?
Pamiętał, choć niezbyt palił się do opowiedzenia tej historii.
- Trochę… – odpowiedział zdawkowo.
- Opowiesz mi?
Smukłe palce basisty połaskotały jego ramię, zachęcając do rozmowy. Nie opierał się zbyt długo.

- Miałem spędzić Sylwestra z Tomem i jego dziewczyną, ale zniknęli przy pierwszej nadarzającej się okazji. Siedziałem więc w klubie i piłem piwo. Usłyszałem trzask. To byłeś ty. Dostałeś kosza od jakiejś panienki. Krzyknąłeś coś za nią, gdy odchodziła. Potem obróciłeś się w moją stronę. Twój policzek był tak czerwony, że dostrzegłem to z odległości kilku metrów. Nie wiem, dlaczego do mnie wtedy podszedłeś. Usiadłeś obok. Nie chciałem tego, ale nie zdążyłem nic powiedzieć. Mówiłeś dużo i głośno. Narzekałeś na dziewczyny w tym klubie, że to suki udające księżniczki. Kiwałem głową, pozwalając ci się wygadać. Nagle zamilkłeś. Patrzyłeś na mnie. Rzuciłeś mi jakiś komplement, że ładnie wyglądam, czy coś. Myślałeś, że jestem dziewczyną. Od razu cię poprawiłem. Znów zamilkłeś i patrzyłeś na mnie. Nie wiedziałem, o co ci chodzi. Powiedziałeś, że mimo to jestem seksowny. Podziękowałem. Przez chwilę piliśmy w ciszy. Stwierdziłeś, że kogoś ci przypominam. Bliskiego przyjaciela, z którym wtedy pracowałeś. Zacząłeś zwierzać mi się ze swoich problemów. Pociągał cię przyjaciel, a ty nie wiedziałeś, co z tym zrobić. Bałeś się, że jesteś gejem. Nie chciałeś tego, chciałeś „normalności”. Byłeś zagubiony. Słuchałem cię w lekkim szoku. Jakiś rok wcześniej sam byłem w takiej samej sytuacji co ty, ale mój współpracownik nie był moim przyjacielem. Przerwałeś swój monolog. Spytałeś, czy mógłbyś mnie pocałować. Odmówiłem, ale ty nalegałeś. Przysunąłeś się bliżej. Powiedziałeś, że chcesz się przetestować, sprawdzić, czy pociągają cię faceci. „Jeden pocałunek. Tylko jeden.” mówiłeś do mnie. Wypiłem, miałem fatalny nastrój, a ty ciekawiłeś mnie coraz bardziej. Spojrzałem w twoje oczy. Odebrałeś to jako „tak”. Położyłeś rękę na moim udzie. Pocałowaliśmy się. Poczułem od ciebie alkohol. Nie skończyliśmy na jednym pocałunku. Uderzyła w nas chemia.
- Mów dalej.
- Chciałem to przerwać, ale byliśmy już za daleko. Pozwalałem ci się dotykać, tak jak ty pozwalałeś mi dotykać siebie. Próbowałeś mnie rozebrać w klubie przy wszystkich, a ja prawie ci na to pozwoliłem. Chciałem tego. Chciałem poczuć się dla kogoś ważny. Byłem desperatem. Namówiłem cię na hotel nieopodal. W drodze zaczęły mnie dopadać wyrzuty sumienia, ale i tak pojechaliśmy na miejsce. W czystym, jasnym pokoju trzeźwiałem jeszcze bardziej. Przypomniałem sobie o swoim byłym. Popatrzyłem na ciebie. Wydawałeś się być zupełnie inny od niego. „To tylko jedna noc” pomyślałem. Chwyciłeś moją rękę i zaciągnąłeś mnie na łóżko.
- Czy my…
- Nie. To znaczy… Ja ci… No wiesz…
- Rozumiem.
- Szczerze myślałem, że nic z tego nie wyjdzie, bo byłeś tak pijany…
- Mam dużą tolerancję na alkohol.
Zaśmiali się wesoło. Ich spojrzenia powędrowały ku sobie. Trwali tak chwilę, wzmacniając swoją więź. Słowa były im niepotrzebne.

Tommy pocałował miękkie, czarne włosy, a jego palce powiodły po nagim ramieniu. Przyciągnął do siebie szczupłe ciało. Dotarło do niego znajome ciepło.

Zastanawiał się, co powiedzieć, kiedy znajome oczy zwróciły się ku niemu.

- Patrzysz na mnie zupełnie inaczej niż na początku – stwierdził Bill. Na jego twarzy malowała się radość, która w tamtej chwili udzielała się również Tommy'emu.
- Bo jest inaczej niż na początku.

Odsunąwszy się od siebie, ułożyli się w wygodnych pozycjach. Zasnęli.

*

Ta noc mimo wszystkich swoich zalet nie należała do najprzyjemniejszych. Tommy budził się średnio co jakieś pięć minut. Bill nieustannie wiercił się na drugiej połowie materaca. Coś nie dawało mu spokoju.

- Hej, nie śpisz? – zagadnął w końcu Ratliff.

Ruchy pościeli ustały. Chłopak zacisnął dłoń.

- Co się dzieje? – spytał blondyn, widząc, iż sytuacja jest nieciekawa. Brunet unikał jego wzroku i był czymś wyraźnie zasmucony.

- Boję się, że podjąłem złą decyzję. Chyba nie powinniśmy tego znowu zaczynać od nowa – wypalił niespodziewanie.

Ukłucie w sercu. Dwa zdania, które sprawiły, że dorosły mężczyzna omalże nie rozpłakał się jak dziecko.

- Przepraszam cię, ja nie chciałem…
- Spokojnie, jest ok – powiedział gitarzysta, mimo uczuć, które nim targały. – Nic dziwnego, że mi nie ufasz. Sam bym sobie nie zaufał – skwitował westchnieniem.
- Bardzo mnie bolało, gdy odszedłeś – wspominał Bill. – Powiedziałem, że cię kocham, a ty…
- Nie byłem na to przygotowany i zgłupiałem. Byłem idiotą.
Pamiętał to jak przez mgłę, ale jednak pamiętał. Żałował, iż nie istnieje siła, która mogłaby cofnąć czas i pomóc mu naprawić ten błąd. Sam nie chciałby nigdy w życiu usłyszeć słów, które wtedy skierował do Billa.

Wyciągnął rękę i przytulił chłopaka. Powiódł palcami po czarnych włosach.
- Nie chcę ci obiecywać, że nigdy już nie popełnię błędu, ale chcę, żebyś wiedział, że będę się starał robić ich jak najmniej.
Spomiędzy jego ramion wydostał się cichy głos.
- Nie będziesz już idiotą?
Uśmiechnął się.
- Mądrzejszy nie będę, ale będę się starał. Przyjmiesz mnie takiego z powrotem?
Chwila niepewności była warta tego drobnego całusa na policzku.
- Mój idiota.
Złączyli ze sobą usta.
- Kocham cię – wyszeptał starszy. Czuł się nieswojo, rzadko wypowiadał te słowa.

Zdawał sobie sprawę, iż te dwa wyrazy to za mało i że będzie musiał udowodnić swoje uczucia również w inny sposób, ale był na to gotowy. Bill również był.

Leżeli w ciszy, ciesząc się swoją bliskością. Co i raz wymieniali się pocałunkami i pieszczotami, które z czasem stawały się coraz intensywniejsze.

Nie trwało długo nim Kaulitz uniósł się na rękach i zagórował nad Tommym. Jego naszyjnik drażnił skórę na klatce piersiowej Ratliffa.

- Myślałem, że nie masz na to dzisiaj ochoty? – powiedział Tommy ze spojrzeniem pełnym zainteresowania.
- Nie miałem, ale zmieniłem zdanie. To źle?
Siła, którą odczuł na swoim ciele była wystarczającą odpowiedzią. Palce zacisnęły się na bladej skórze. Jego dłonie postąpiły podobnie.

Brunet dość szybko wylądował plecami na pościeli, a jego ciało zaczęło przechodzić w inny tryb. Oddech przyspieszał.

- Masz?
- Wszystko mam.
- Zawsze przygotowany…

Blondyn tyle razy już zwiedzał to ciało, lecz tej nocy czuł, jak gdyby zaznajamiał się z nim po raz pierwszy. Każdy centymetr skóry i każda nierówność była czymś nowym, niezbadanym. Powoli odkrywał kolejne tereny.

Tommy przełknął ślinę. Przyłożył usta do delikatnej skóry, wiodąc za sobą kolejne fale podniecenia, które darował brunetowi. Masował jego ciało. Brnął coraz niżej.

Gdy dotarł do brzucha, spotkał się z niespodziewanym oporem ze strony młodego wokalisty.

- Dół albo góra. Nie jestem kobietą, nie potrzebuję długiej gry wstępnej.

Na dół było jeszcze dla niego za wcześnie. Jego wargi z powrotem przeniosły się wyżej.

- Chcę, żeby ci było dobrze – mruknął przepraszająco.
- Będzie. O to się nie martw.

Kontynuowali swoje zmagania, by po wielu miesiącach rozłąki móc znowu połączyć dwa ciała w jedno. Nie miał to być jednak tylko akt.

Bill potrzebował jego, a on potrzebował Billa. Musiał wiedzieć, że chłopak jest bezpieczny. Zdawał sobie sprawę, iż nie zawsze tak będzie, a on sam może nie być w stanie nic zdziałać, ale chciał być i popchnąć Kaulitza do przodu zamiast pozwolić mu cofać się w przepaść. Bill był silny, ale miewał chwile słabości. To z nimi chciał walczyć Tommy. W ich życiu miał już nigdy nie gościć alkohol. Ale czy byli w stanie z nim walczyć? Coś, co uwielbiali mogło zniszczyć ich obu. Czas prób dopiero przed nimi.

Zsunął bieliznę z wąskich bioder. Jego bokserkami zajął się ktoś inny. Długie, chude nogi oplotły go w pasie. Skorzystał z zaproszenia.

Łapczywie chłonął dźwięki, które dochodziły do jego uszu. Nierówny, przyspieszony oddech, któremu narzucał tempo. Rozkoszne westchnienia. Krótkie słowa rzucane bezwiednie i bez żadnej kontroli.

- Ja… O, Gott…

Na początku znajomości Tommy miał ochotę go zakneblować. Ich pierwsze razy były dość trudne do zniesienia dla uszu mężczyzny, o ile wcześniej nie ogłuszył się odpowiednią dawką alkoholu. Obcy akcent wybijał się z każdej głoski. Zwłaszcza po pijaku. Zwłaszcza podczas seksu. Nie dostrzegał nic pięknego w tej „inności”. Odkrył ją na nowo dość późno. Dopiero gdy Bill stał się dla niego kimś więcej.

Nie uprawiali seksu, po prostu się kochali. Dla nich obu była to wielka różnica. Miłość cielesna nie ograniczała się już do cielesności.

Gwiazdy jeszcze nigdy nie wyglądały tak pięknie.

*

Miasto wciąż spało, nie niepokojąc ich swoim naturalnym hałasem. Dawało im szansę na odpoczynek po szaleństwie minionego dnia. Tego, co się wydarzyło nie sposób nazwać inaczej niż właśnie szaleństwem. Kilka godzin wystarczyło, aby zmienić ich życie o 180 stopni.

Tommy znów czuł ten znajomy rytm, który koił jego zmysły i pozwalał mu odpłynąć. Ukradkiem zerkał na spokojne oblicze czarnowłosego chłopaka. Serca ich obojga powoli wracały do normalnej pracy.

- Powinniśmy się wykąpać – zauważył z uśmiechem młodszy z dwójki, gdy jego oczy zwróciły się ku twarzy jego amerykańskiego partnera.
- I zmienić pościel – odpowiedział blondyn. – Jestem taki zmęczony…
- Tommy…
- A mogę liczyć na wspólny prysznic?
- Nie mam siły na kolejny raz.
- Nie mówiłem nic o…
- Dobrze, już dobrze – chłopak pokiwał głową. – Znam cię, wiesz?
- Zarzucasz mi jakieś dziwne rzeczy.
- A ta noc, gdy zaczęliśmy w klubie, poszliśmy na parking i…
- Zdecydowanie za dużo pamiętasz po alkoholu.
- Albo wtedy, gdy nie chcieli nas w hotelu, a u ciebie był wolny tylko salon i kuchnia…
- Słońce… Zamknij się i chodź pod prysznic.
- Jak możesz tak do mnie mówić! – brunet pisnął z oburzeniem.
- W co ja się wpakowałem…

Wyszli z sypialni w wesołej atmosferze i w takiej samej też wrócili do łóżka. A potem zasnęli obok siebie z dłońmi splecionymi w uścisku. Po raz pierwszy.

*

Gdy rano uchylił powieki, Bill wciąż był u jego boku. Chciał pogłaskać jego policzek, ale się powstrzymał. Nie chciał go budzić.

Pokierował swój zaspany wzrok na okno, za którym właśnie wstawało słońce. Jeszcze za wcześnie, by wstawać. Przymknął oczy. Tylko na chwilę. Odpłynął.

Pobudka była wyjątkowo nieprzyjemna, a reakcję na nią dało się słyszeć w całym budynku.

- Do jasnej cholery!!! – krzyknął, drżąc z zimna. Spojrzał na pościel. Była cała mokra od wody, a na prześcieradle walały się kawałki pękniętego lateksu. Bill stał w drzwiach w bezpiecznej odległości od rozjuszonego mężczyzny. Nawet nie próbował hamować swojego chichotu. – Niech ja cię tylko dorwę…
- Ała! Tommy!
- Lepiej już zacznij błagać o litość!

Rozpoczął się spektakularny wyścig wokół mieszkania, który przerodził się w walkę w parterze zakończoną remisem. Ich oddech był ciężki po tak niespodziewanej dawce wysiłku. Byli zmęczeni, ale szczęśliwi.

- Adam mówił, że jesteś dojrzały jak na swój wiek! – rzucił Ratliff, udając oburzenie.
- Adam?
Obaj spojrzeli na siebie pytająco.
- Adam coś o mnie mówił? – zdziwił się wokalista.
- Rozmawialiśmy o tobie parę razy. To Adam pokazał mi twoje zdjęcia. Był tobą zauroczony.
- Wiedziałeś, kim jestem, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy?
- Nie, szczerze nie. Nie kojarzę zbyt wiele, kiedy jestem pijany. Dopiero później połączyłem fakty.
Kaulitz przymknął oczy. Wyraźnie się nad czymś zastanawiał.
- Wiedziałem, że Adam się mną interesował i przyznam, że spodobał mi się. Przystojny, zabawny, ale trochę za dziecinny. Chciałem się z nim nawet skontaktować, ale nie miałem jak.
- Żałujesz?
Bill pokręcił głową.
- Czemu miałbym żałować? Zyskałem miłość, czego chcieć więcej?
Pocieszyły go te słowa. Tommy również postanowił się zwierzyć.
- Ten „przyjaciel”, o którym ci mówiłem w sylwestrową noc… To Adam. Byłem zakochany w Adamie.
Nastała cisza, po której obaj wybuchnęli śmiechem.
- Żartujesz! Nie wierzę w to…
- To prawda! Rany… – gitarzysta z niedowierzaniem kręcił głową. – Muszę kiedyś podziękować Sauliemu. Gdyby nie on, być może dzisiaj nie bylibyśmy tu razem.
- Walczylibyśmy teraz o Adama… Boże, jakie to głupie!
Znów zwrócili oczy ku sobie. Ich policzki były czerwone od śmiechu.

Gitarzysta ponownie otworzył usta.
- Może kiedyś…
- Cicho!
- Ale ja jeszcze nie skończyłem!
- Skończyłeś, zboku.
- Ja?! Ty mały…
- Mały?! Jestem wyższy od ciebie!

Wznowili swój pojedynek, którego żaden z nich nie wygrał. Nikt nie chciał go wygrać. Prawdziwa walka już dawno się zakończyła. Oboje byli jej zwycięzcami.

Drache

***

No i to koniec historii, jeszcze tylko epilog i dodatki. :)

I przepraszam za opóźnienie, ale czasem tak w życiu bywa, że dzieją się rzeczy, na które nie mamy wpływu.
Pozdrowienia!

ps Skasowałam ankietę, bo zaczęły znikać z niej głosy. Wygrała Sierotka. :)

6 komentarzy:

  1. To już koniec?!?!
    Ja nie chcę!
    Cieszę się, że wszystko skończyło się szczęśliwie, że Bill nie musi się smucić, że Tommy nie musi się męczyć.
    Wiesz, co mi się podobało najbardziej? To, jak Tommy zaczął do Billa mówić po niemiecku. To było piękne. I Adam z jemiołą. :D Jajcarz z niego. Nie ma co. :)
    Ech... I co ja teraz będę czytać, hmm? :)
    Czekam na epilog i dodatki, żeby choć trochę jeszcze przedłużyć sobie przygodę z "Verloren". :)
    Pozdrawiam i całują :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak bardzo awwwwww *u*
    Czekałam cierpliwie na kolejny rozdział i ani trochę się nie zawiodłam.
    To było piękne, puchate i wywołało na mojej mordce uśmiech~
    Zdecydowanie podoba mi się taki obrót sprawy ^^

    Szkoda, że to już koniec Verlorena. Tak kocham to opowiadanie. Już sam tytuł mnie tak bardzo zaintrygował~
    Kocham, kocham, kocham <3

    Szkoda, że ta historia zbliża się ku końcowi. Naprawdę ;;

    Ale zawsze bardzo chętnie wrócę, żeby sobie poczytać~

    Czekam na epilog i dodatki i, oby jak najszybciej, na kolejny twój pomysł ^u^

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki koniec???? Ty możesz to zakończyć tylko jeśli obiecasz, że zaczniesz pisać nowe!!!
    A czy ja dobrze zrozumiałam że Bill zrobił balona z kondoma? Lol
    Tak się cieszę że wreszcie są ze sb.
    Ten odc dał mi wiele do myślenia, naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  4. jak napisalam na FB niespodzianka na swieta XD szkoda że koniec nie mam już na co czekać i czego czytać XD najbardziej mnie i mojego brata rozsmieszyło z ta jemioła XD w tym widac że adam jest do wszystkiego zdolny XD czekam na kolejne opowiadania

    a i jescze cos przetłumacz ten niemiecki bo ja w 3 gimn nie mam niemca XD i nie rozumiem tego co mówi Tommy i Bill


    pozdrawiam XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, może wypadałoby coś o tym powiedzieć. xD
      Przetłumaczone wyglądałoby to mniej więcej tak:
      - Wierzysz, że jesteś przegrany?
      - Tak...
      - Nie jesteś przegrany.
      - Już nie?
      Ale 'verloren' może znaczyć również 'zagubiony' i obie interpretacje pasują mi do tego opowiadania. :)
      Pozdrowienia! xD

      Usuń
    2. dzięki XD

      Usuń