1.03.2013

Verloren cz.XII

Część XII



Tommy wskoczył do samochodu i ustawił współrzędne w GPSie. Kilka minut później był już w drodze do ośrodka, w którym miał przebywać Bill. Nie liczyło się, że sam dojazd na miejsce zajmie mu godzinę, choć może po prostu nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji, jakie mogło to za sobą pociągnąć. Chciał spotkać się z Kaulitzem, dowiedzieć się, co się stało. Na odwyk nie trafia się od tak. On sam w całym swoim życiu nigdy nawet raz nie pomyślał o tym, że mógłby trafić na leczenie. Nieraz przesadzał z alkoholem na imprezach i miał za sobą kilka przykrych epizodów, ale nigdy nie uważał, że powinien trafić pod opiekę specjalisty. Dlaczego z Billem miałoby być inaczej? Był przecież młody, a do tego zabawny i lubiany. Co miałoby być nie tak?

Zajechał na wielki parking przed budynkiem, który bardziej przypominał willę niż placówkę medyczną. Wysokie, murowane ogrodzenie, ochrona, kontrola przy wejściu i wyjściu. Ośrodek dla wyższych sfer, które spadły na dno.

Nim dostał się do środka jego dokumenty zostały sprawdzone trzy razy. Prasa, fani, paparazzi, ta placówka musiała być gotowa na wszystko.

- Dzień dobry. Nazywam się Tommy Joe Ratliff. Chciałbym zobaczyć się z jednym z pacjentów. Bill Kaulitz – wyrecytował przy biurku recepcjonistki.
- Czy pacjent wie o pańskiej wizycie?
- Tak.
- Proszę poczekać.

Zajął miejsce na kanapie. Wnętrze pomieszczenia było bogate acz przytulne. Czuł się tu nad wyraz dobrze, choć takie miejsca zwykle kojarzyły mu się z koszmarami rodem z horroru.

Recepcjonistka wkrótce zawołała go do siebie.

- Przed wizytą powinien pan porozmawiać z panią doktor Gruen. Jest w swoim gabinecie. Pokój 10, piętro I.
- Ok, dziękuję.

Wszedł na górę po drewnianych schodach. Pierwsze piętro było podobnie urządzone jak parter. Może było trochę uboższe w luksusy.

Zapukał do drzwi i, usłyszawszy pozwolenie, wszedł do środka. Długowłosa kobieta krzątała się po gabinecie. Bujne, jasne loki sięgały jej do łopatek.

- Dzień dobry, proszę usiąść. Co pana do mnie sprowadza? – spytała na jednym wdechu.
- Dzień dobry. Przysłano mnie tu z recepcji. Chciałem zobaczyć się z pani pacjentem.
- Jego nazwisko?
- Bill Kaulitz.

Lekarka pokiwała głową. Po krótkiej chwili zastanowienia podeszła do biurka i przejrzała leżące tam dokumenty.

- Bill… Już pamiętam – powiedziała w końcu. – Chodzi o tylko jedną rzecz. Czy ma pan dla niego jakieś złe wieści?
Mężczyzna popatrzył na nią ze zdziwieniem.
- Nie… Nie mam – odpowiedział.
- To dobrze.
- Dlaczego?
- Pan Kaulitz nie jest w najlepszym stanie psychicznym. Tylko tyle mogę powiedzieć.
- Rozumiem.

"Tajemnica lekarska…"

Niewielkie urządzenie zabrzęczało na biurku. Kobieta nacisnęła świecący przycisk.

- Tak?
- Pacjent do pani. Bill Kaulitz w sprawie odwiedzin.
- Niech przyjdzie.

Tommy zaczynał się denerwować. Czy dobrze zrobił mieszając się w nie swoje sprawy? Nie widział się z Billem już dwa-trzy miesiące. Nie utrzymywali kontaktu, nie rozmawiali, nie wymieniali smsów…

Ktoś zapukał do drzwi.

- Można wejść? – zabrzmiał niepewny głos.
- Proszę, proszę.

Mężczyzna nie wierzył własnym oczom. Bill zawsze był szczupły, ale teraz stał się cieniem samego siebie. Jego ciało zdawało się być kruche niczym najdelikatniejsza chińska porcelana, choć w żadnym stopniu nie dorównywało jej pięknu. Wręcz przeciwnie, organizm był osłabiony i wyniszczony. Chłopak najwyraźniej przestał o siebie dbać. Jego twarz porastał kilkudniowy zarost. Włosy były nieuczesane, a spod czarnej farby wyłaniały się odrosty w kolorze ciemnego blondu.

Tommy wbrew sobie i sytuacji, w jakiej się znajdował, zaczął się zastanawiać, jakim cudem wielokrotnie lądował w łóżku z tym człowiekiem. Nie pociągał go ani trochę. Było to absolutnie nie na miejscu, lecz nie mógł powstrzymać swoich myśli. Zarost, brak makijażu, dresowe spodnie i porozciągana bluza. W niczym nie przypominał osoby, której obraz utkwił w wyobraźni blondwłosego mężczyzny.

- Tak, wiem, wyglądam fatalnie – odezwał się brunet.
- Trochę schudłeś…
- Trochę…

To spotkanie nie było komfortowe dla żadnego z nich. Tak wiele pytań i wszystkie wydawały się nie na miejscu.

Nagle Kaulitz lekko się ożywił.

- Wyjdziemy na ogród? – zaproponował.
- Jasne. Prowadź.

*

Ku zaskoczeniu Tommy'ego "ogród" był pięknym miejscem. Basista spodziewał się niewielkiego skrawka zieleni z trawą i kilkoma drzewami tu i tam. To co miał przed sobą bardziej przypominało park niż zamkniętą przestrzeń przy domu.

Jego wzrok na moment znów powędrował na Billa. Nie mógł uwierzyć, że miał przed sobą tę samą osobę co dwa-trzy miesiące temu. Androgyniczność zniknęła pod wpływem zmęczenia i zaniedbania. Teraz nie było szans, by pomylić jego płeć.

- To tutaj. Moje ulubione miejsce.

Zasłonięty krzewami skwerek na wzgórku, z którego roztaczał się widok na sporą część "ogrodu". Pod drzewem leżał rozłożony koc oraz notes z długopisem i ołówkiem.

- Ładnie tutaj – rzekł Ratliff, gdy wreszcie zdobył się na jakieś słowo.
Chłopak potaknął.
- Uwielbiam ten widok. Uspokaja mnie. Przy nim zapominam, że pilnuje mnie ochrona.
- Co?

"Przecież jest ogrodzenie, monitoring, ochrona przy wejściu…"

- Zawsze muszę z kimś być, takie są zasady. Gdy jestem sam, chodzi za mną ochroniarz, czy jakiś facet z ośrodka. Pilnuje, żebym nic sobie nie zrobił – wyjaśnił chłopak. – Teraz jesteś ze mną ty, więc to niepotrzebne.

Usiedli obok siebie. Koc pomieścił ich obu.

- Co u ciebie słychać? – zagadnął Kaulitz, uśmiechając się pogodnie.
- Dostałem awans i będę teraz gitarzystą u Adama. Ma jakiś konflikt z Monte. Poznałeś go na imprezie, niski facet…
- Tak, pamiętam.
- Poza tym muszę rozstać się z moim drugim zespołem. Nie mam czasu na dwie kapele.
- Przykro mi.
- Nie przejmuj się, jest ok.
- To dobrze.

Znów ucichli. Krępowali się swoją obecnością. Bali się przekroczyć granice.

- Mam nadzieję, że dobrze cię tu traktują – zagadnął blondyn.
Kaulitz wzruszył ramionami.
- Nie mam zastrzeżeń. Jedzenie mogłoby być lepsze.
- Widzę.
- Aż tak źle wyglądam? – Bill parsknął śmiechem.
- Bardzo schudłeś.
- Tak, wiem. Zawsze chudnę przez stres.
- Czym się stresujesz?
- Aaa nieważne. Pierdoły. Zaraz po obiedzie mamy zajęcia w grupie. Mówimy tam o swoich problemach. Nienawidzę ich. Nie przełknę nic przed nimi.
- Ale to nie przez te zajęcia trafiłeś tutaj, prawda?

Dotarli do jednej z granic. Wokalista spuścił wzrok. Nie był pewien, jak wybrnąć z tej sytuacji.

- Dlaczego tu jesteś? Co się stało? – naciskał Tommy. Zmniejszył przestrzeń między nimi.
Brunet przygryzł dolną wargę.
- Od dawna mam problemy z piciem. Po kolejnym razie w szpitalu wylądowałem tutaj.
- W szpitalu?
- Toksykologia. Przeholowałem. Mój organizm nie wytrzymał.
- Często piłeś?
- Tuż przed tym, jak tu trafiłem piłem codziennie. Nie potrafiłem być trzeźwy. Nadal nie potrafię.

Tommy przysłuchiwał się temu wszystkiemu z przerażeniem. W ciągu kilku miesięcy Bill zmienił się z wyluzowanego imprezowicza we wrak człowieka, któremu nawet oddychanie zdawało się sprawiać trudność.

- To wszystko moja wina, prawda?

Nie chciał w to wierzyć, ale fakty pasowały idealnie. Relacje między nimi, zerwanie – nic nie było tak jak trzeba.

Usta wokalisty wygięły się w smutnym uśmiechu.
- To zaczęło się wcześniej. Ostatnie miesiące to tylko gwóźdź do trumny.
- Powiesz mi, co się stało?
- To nie jest nic ciekawego.
- Bill…
Uciekał wzrokiem. Chwilę trwało nim zdecydował się na odpowiedź.
- Byłem za młody, żeby trafić do showbusinessu. Nie byłem na to gotowy i nie radziłem sobie. Piję odkąd skończyłem szesnaście lat.
- Ale aż tak? Nie wytrzymałbyś takiego tempa – Ratliff usilnie starał się dociec prawdy. – Przyjechałeś z Europy, żeby zamieszkać tutaj. Czy to ma jakiś związek?
- To była duża zmiana, ale to nie to – odparł Bill. – Po prostu zaufałem komuś, komu nie powinienem.
- Zakochałeś się?
Chłopak pokiwał głową.
- Był moim pierwszym facetem. Kilka lat starszy ode mnie. Mój współpracownik, a właściwie asystent mojego managera. Przystojny, zabawny, inteligentny. Imponował mi. Bardzo szybko zauważył, jak na niego patrzę. Zrobił swój ruch. Rozkochał mnie w sobie zanim jeszcze dowiedziałem się, że jestem do tego zdolny. Wprowadził mnie w ten "inny" świat. Był moim przewodnikiem. Był zawsze o krok przede mną.
Nieznacznie spiął mięśnie. Jego głos się zmienił.
- Dałem mu się omamić jak dziecko. Myślałem, że znalazłem miłość. Partnera, który pomoże mi przejść przez życie. Byłem idiotą…
Poczuł dotyk na swoim ramieniu.
- Zrobił ci krzywdę?
Jęknął cicho. Z trudem powstrzymywał się od płaczu.
- Pewnego ranka obudziłem się sam w łóżku. Zasnęliśmy razem, ale obudziłem się sam. Obok była koperta. List i kilka zdjęć. Zrobił je, gdy spałem, brałem prysznic, kochałem się z nim…
Wsunął palce we włosy. Oddychał nierówno.
- Groził mi, że ma ich więcej. Szantażował mnie, że wypuści je do sieci. Miałem dać mu pieniądze, sławę…
Boleśnie przygryzł wargę. Próbował się uspokoić.
- Najgorsza była spowiedź przed managerem i to cholerne czekanie na detektywów i policję. Zdjęcia mogły wypłynąć w każdej chwili…
Wbił paznokcie w skórę. Skulił się jeszcze bardziej.
- Ale udało się, prawda? – zapytał nieśmiało Tommy.
- Tak… Koleś poszedł siedzieć, zdjęcia przepadły. Ale ludzie odwrócili się ode mnie – jego głos zadrżał. – Mówili, że jestem głupi i powinienem uważać, komu daję dupy…
- Przecież to nie twoja wina! – rzekł stanowczo blondyn, przysuwając się bliżej. – Nie wierz im, kiedy mówią, że jesteś głupi!
- Jak mam w to nie wierzyć?! – krzyknął histerycznie. Jego tęczówki spotkały się z innymi, w podobnym odcieniu. – Kilka miesięcy później wylądowałem w łóżku z kolejnym facetem, dla którego nic nie znaczyłem! Nie jestem głupi?!

Wszystko przestało mieć znaczenie. Emocje wzięły górę nad całą resztą. Płakał, wpatrując się w człowieka, którego kochał. Chciał uchwycić jego spojrzenie. Tommy odwracał wzrok. Widok Billa w tym stanie był dla niego zbyt bolesny.

- Chcę kochać i być kochany… – wymamrotał chłopak. W mówieniu przeszkadzał mu szloch. – Chcę być akceptowany… Czy to tak wiele?

Nie usłyszał odpowiedzi, lecz wcale jej nie oczekiwał.

- Chcę być normalny, ale ja nie mogę być normalny…

- Jesteś nienormalny…

Blondyn odwrócił się w jego stronę. Nie potrafił zareagować inaczej.

Odchylił kawałek materiału i ucałował wilgotny policzek. Jego wargi starły mokrą linię naznaczoną przez łzy. Kolejny pocałunek, już śmielszy. I następny. Usta masowały delikatną skórę. Pomału przesuwały się niżej…

Wszystkie wady zaczęły blednąć. Nie znikały, przecież to niemożliwe. Po prostu przestawały mieć znaczenie. Zarost, brak makijażu. Zapach pozostawał tak samo pociągający.

Wsunął dłoń pod kaptur, by odsłonić znajomą twarz i zatopić palce w miękkich, czarnych włosach. Cichy pomruk dotarł do jego uszu, gdy zabrnął wargami do wrażliwego miejsca na szyi. Przesunął ciężar swojego ciała, tym samym zmuszając chłopaka do położenia się plecami na trawie. Ciemne kosmyki rozsypały się na podłożu. Gitarzysta, górując nad brunetem, obserwował jego rozanieloną twarz. Być może to żałosne, lecz czuł dumę ze, zdawałoby się, tak błahego osiągnięcia, jakim było rozpalenie iskierek w dużych, brązowych oczach.

- Cieszę się, że przyjechałeś. Dziękuję.

Po raz kolejny zapoznał się bliżej z miękkimi wargami, po czym ułożył się na trawie. Chłopak ufnie wtulił się w jego tors. Pogłaskał go po głowie.

W jego ramionach wydawał mu się najdrobniejszą istotą, jaką zdarzyło mu się dotykać, porcelanową figurką, która mogła w każdej chwili rozpaść się na kawałeczki. Tak samo jak wtedy czuł, jak serce chłopaka uspokaja się tuż przy jego własnym. Oddech zwalniał, szloch ginął. Spokój ogarniał ich oboje. Odsunął się lekko, by dostrzec, że brązowe tęczówki skryły się za powiekami. Usta uchylały się przy każdym oddechu. Zostawił pocałunek na jego czole. Pogłaskał szczupłe ciało.

W skupieniu analizował swoją sytuację. Czekało go trudne zadanie. Bill potrzebował partnera, kogoś odpowiedzialnego, cierpliwego… Jak na złość nikt z jego znajomych nie spełniał odpowiednich kryteriów. Natasha była za stara, Max to alkoholik, Blake ćpał… Dlaczego musiał trafić akurat w takie towarzystwo?

Spuścił wzrok i obserwował, jak wątła klatka piersiowa unosiła się miarowo. Wydawał się być taki spokojny, niewinny… Takiego go widział swoimi brązowymi oczami.

- Kocham cię, Tommy…

„Cholera…”

*

Zbliżał się już wieczór, gdy przyszła pora rozstania. Bill odprowadził Tommy'ego pod drzwi wejściowe do ośrodka.

- Dalej nie pójdę. Nie mogę wychodzić z budynku – powiedział wokalista, zatrzymawszy się. – Dzięki, że przyjechałeś. To dla mnie ważne.

Obrócić się w jego stronę. Mimo swojego fatalnego stanu, twarz młodszego promieniała. To dobry znak.

- Byłbym tu wcześniej, gdyby twój brat nie uznał mnie za zagrożenie – rzekł półżartem Ratliff. Chłopak bezradnie rozłożył ręce.
- To u nas normalne. Mieliśmy wiele nieprzyjemnych sytuacji z obcymi, którzy potrafili podszyć się pod naszych znajomych, rodzinę… Gdy w grę wchodzi prywatność, musimy być ostrożni i szczerze mówiąc, ja potrafię być jeszcze bardziej nieprzyjemny od Toma – powiedział.
- Nie przysporzy wam to przyjaciół.
- To nieważne. Zbyt wiele możemy stracić. Musimy chronić siebie i naszą rodzinę.
- Nie przesadzacie?
- Nie. Absolutnie nie.
- Skoro tak. Ty wiesz lepiej, to twoje życie.

Patrzyli na siebie w ciszy. Obaj zastanawiali się, do czego ma doprowadzić to spotkanie. Czy coś się zmieni między nimi? Czy w ogóle powinno?

Tommy wykonał niespodziewany ruch. Podszedł do bruneta i przytulił go. Nie spotkał się z oporem.

- Jeśli tylko poczujesz się źle, zadzwoń albo napisz – rzekł cicho. – Mogę nie odebrać od razu, bo pracuję…
- Spoko. I tak dzięki.

Jeśli choć jeden telefon miałby wywołać uśmiech na jego twarzy, Tommy nie widział przeciwwskazań. Był mu winien tych kilka minut radości. Przynajmniej tyle mógł zrobić.

*

- Nie możesz tak robić!
- To twoja opinia.
- Nie, Tommy! Tak po prostu nie wolno!

Wzrok wszystkich obecnych skierował się na wejście do drugiego pokoju, gdzie Tommy i Adam usiłowali dojść do porozumienia. Nowy gitarzysta zespołu w końcu postanowił wyjaśnić swojemu pracodawcy, co łączy go z młodym niemieckim wokalistą. Szukał zrozumienia i przyjacielskiej rady. Niestety spojrzenie Adama na całą sprawę było zgoła inne od jego.

- Jeśli go nie kochasz i nic z tego nie będzie, zostaw go w spokoju – postulował brunet.
- Nie mogę go zostawić w takim stanie – odpowiadał Tommy. – Nie rozumiem, czemu nagle zmieniłeś front. Sam go ściągnąłeś do mnie do szpitala!
- Nie zrobiłbym tego, gdybym wiedział, jaka jest sytuacja! Z zewnątrz przecież wszystko wygląda inaczej.
- Nie zostawię go samego. To go zabije! – jęknął mężczyzna.
- Mam wrażenie, że to co mówisz niekoniecznie pokrywa się z tym co czujesz.
Tommy spojrzał na przyjaciela pytająco.
- To znaczy?
- Lubisz go. Zależy ci na nim. Znam cię nie od dziś i wiem, że nie poświęciłbyś swojego czasu dla kogoś, kto jest ci obojętny.
- Dla ciebie poświęciłbym czas – rzekł, po czym obaj się zaśmiali.
- Dziękuję, to urocze! – zachichotał Lambert. – Nasz zrzęda ma uczucia…
- Cicho.
- A, tak. Przepraszam – powiedział zniżonym głosem, przykładając palec do ust jak gdyby prawie wyjawił najstraszniejszą tajemnicę świata. – Muszę ci się do czegoś przyznać. Po tej imprezie w klubie, gdzie pojawiłeś się z Billem, spotkaliśmy się, gdy czekałem na jego managera. Umówiliśmy się któregoś dnia w restauracji…
- Adam, przyspiesz.
- Ten dzieciak naprawdę był tobą zafascynowany! – rzekł głośno. – Kochał cię i z tego co mówisz nadal tak jest.
- Co ja na to poradzę – blondyn załamał ręce.
- Raczej nic. To nie jest niczyja wina, że stało się jak się stało. Liczyłem jednak, że będziecie razem – dodał pod nosem. – Bylibyście ładną parą.
- Adam, proszę cię! – mężczyzna przewrócił oczami. – Mówisz, jakbyś w ogóle mnie nie znał. Wiesz, jak wygląda moje życie. Wrzucenie Billa do tego świata byłoby najgorszą rzeczą, jaką mógłbym mu zrobić.
- A co, jeśli on już tam był?
Jego pytanie spotkało się z niezrozumieniem i niedowierzaniem.
- Nawet tak nie gadaj – rzucił blondyn. – To dzieciak z dobrego domu…
- I ten "dobry dom" pozwolił mu wskoczyć na głęboką wodę bez możliwości powrotu? Pozwolił mu na picie w wieku szesnastu lat? Zamiast pomóc zamknął go w ośrodku odwykowym?
- Za bardzo to upraszczasz.
- Możliwe, ale my oboje trafiliśmy do wielkiego showbusinessu dopiero przed trzydziestką. Nie wyobrażam sobie, jak ciężko musiało być komuś w wieku dojrzewania…

Tommy zatrzymał się na moment. Adam miał sporo racji w tym, co mówił, a przynajmniej brzmiał przekonywająco. Bill był sławny, bogaty, mieszkał z rodziną, ale nawet to nie zapewniło mu bezpieczeństwa. Czuł się zagrożony. Był sam. To nie była "złota klatka". Jej pręty nie chroniły przed niczym. Wystarczył moment, by wszystko zniknęło, a drapieżniki rozszarpały swoją ofiarę, barwnego ptaka, który już teraz był zbyt słaby na ucieczkę, o walce nie wspominając.

- Moje zdanie znasz. Jeśli uważasz, że nic z tego nie będzie, zostaw chłopaka w spokoju. Taki sztuczny twór i tak w końcu się rozpadnie, a żadnemu z was nie jest to potrzebne.

Blondyn pokiwał głową. Pomyślał, o kolejnym ciosie, który miałby zadać sobie i Billowi. Zadał ich już tyle, choć miało nie być żadnego.

Nagle złapał się na pewnej myśli. Pierwszy raz rozważał taką możliwość na poważnie.
- A jeśli byłaby szansa, że to wypali? W sensie… Byłoby z tego coś więcej?
Adam westchnął.
- Musi być duża, bo inaczej szkoda na nią czasu. Nie upieraj się przy tym, jeśli chcesz mu po prostu pomóc. Współczucie to za mało na związek.
- Tak, wiem, wiem. Chciałbym mu po prostu pomóc. Nie mogę go zostawić samego w takim stanie! – odparł rozemocjonowany.
- Na razie zaproponowałeś mu pomoc. Czy będzie z niej korzystał, zobaczymy.
- To prawda.
- Wróćmy do pozostałych. Coś za cicho się bawią. Mam nadzieję, że mój salon jest jeszcze cały…
Drache
***
 

3 komentarze:

  1. haha nie, salon adama należy już do przeszłości ;p
    coraz bardziej zaczynam wierzyć w to że tommy naprawdę pokocha Billa, wiem że to byłoby by zbyt proste, i zbyt słodkie jednakże mam nadzieje że blondyn wyciągnie go z ośrodka...

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutna ta część...
    Ale przynajmniej wyjaśniło się kilka spraw.
    Mam nadzieję, że Bill dzięki wsparciu i hmm... miłości Tommy'ego uwolni się od nałogu i zacznie nowe życie. Spokojniejsze. Takie, w którym będzie mógł polegać na kimś kogo kocha.
    Z niecierpliwością czekam na nową część.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuję, że Tommy jeszcze nieźle namiesza w życiu Billa..
    Z niecierpliwością czekam na kolejną część ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń