14.10.2012

Sierotka epilog

Sierotka epilog

Lekki wiatr muskał jego włosy, a słońce grzało rozpromienioną twarz. Nawet jutrzejsza prezentacja nie była w stanie zepsuć mu tego letniego popołudnia. Zwrócił błękitne oczy w stronę niewielkiego dwupiętrowego ceglanego domku na przedmieściach miasta. Jedna z najlepszych inwestycji w jego życiu. Poprawka, w ICH życiu.

Uśmiechnął się, widząc swoją drugą połówkę na szczycie schodów. Blondwłosy, krótkoostrzyżony mężczyzna powoli zszedł na dół i ostrożnie kroczył po kamiennej ścieżce, trzymając w rękach dwa kolorowe kubki. Głośne stuknięcia zdradzały jego obecność od chwili, gdy postawił stopę w drewnianej altanie.

- Dziękuję – rzekł Adam i chwycił w dłoń kubek z napojem. Sauli zajął miejsce obok.
- Wszystko w porządku? – zapytał z troską. Mężczyzna odpowiedział uśmiechem.
- Tak, jasne. Wszystko ok – rzekł uroczo. Blondyn nie wydawał się być przekonany.
- Nadal masz tylko pół strony tekstu…

Obaj zwrócili się w stronę monitora.

- Spokojnie, wszystko mam w głowie – powiedział brunet z rozbrajającym uśmiechem. – Dzisiaj dopiszę resztę.
- Jesteś niemożliwy…

Ich rozmowę przerwało brzęczenie telefonu. Koskinen odebrał połączenie. Nim zniknął w domu zdążył rzucić tylko krótkie acz wymowne „Mama.”. Lambert kiwnął głową i wrócił do swojego zajęcia. Słowo-klucz miało swoją siłę. Upił łyk herbaty.

Za chwilę znów coś przeszkodziło mu w pracy. Kliknął animowaną ikonkę w rogu ekranu. Wiadomość od nieznanego nadawcy. Niby nic nowego, ale emaile od studentów w wakacje były jednak czymś niezwykłym.

Już pierwsze zdanie wywołało szeroki uśmiech na jego twarzy.

- Sauli, chodź! – krzyknął.

Wiadomość rzeczywiście pochodziła od studentki, choć nie jego. Może inaczej, pochodziła od jego byłej uczennicy, a obecnie studentki jednej z najlepszych uczelni w Niemczech.

Minęły ponad dwa lata odkąd widział ją po raz ostatni. Drobna blondynka niewiele różniąca się od dziewczyny, która teraz spoglądała na niego z załączonego zdjęcia. Jeśli wtedy miałby postawić wszystkie karty na czyjś sukces, na jednym z pierwszych miejsc na liście byłaby właśnie ona.

Czytał dalej, próbując dociec, co znajduje się w drugim z dołączonych do maila plików. W końcu znalazł wyjaśnienie:

Bardzo nam Pana brakowało przez ostatnie lata w sierocińcu. Był Pan jednym z najlepszych nauczycieli w szkole, dlatego wraz ze zbliżającym się końcem naszego pobytu tutaj, jak również i w ośrodku, postanowiliśmy napisać do Pana wiadomość z pozdrowieniami. Wszystkie maile od uczniów i nauczycieli zebrane do czerwca tego roku umieściliśmy w tym oto pliku. Miłego czytania!

Poruszyła go ta inicjatywa. Jako nauczyciel nie mógł oczekiwać lepszego prezentu niż radość i wdzięczność swoich uczniów, a fakt, iż postanowili oni podzielić się z nim swoim szczęściem, był dla niego jeszcze wspanialszy.

Szybko ściągnął i otworzył dokument. Prawie 40 stron. Czekała go długa lektura.

- Sauli noo! – ponaglił swojego partnera. Gdy ten nie odpowiedział, Adam postanowił machnąć na to ręką i samemu przeczytać wszystkie listy.

Kolejne nazwiska migały mu przed oczami. Część osób kojarzył, niektórych zupełnie nie. Ludzie potrafią diametralnie się zmienić przez kilka lat.

„Bill… Anders.”

Na moment odsunął się od laptopa. To imię przywołało wspomnienia. Obraz ucznia, który nie miał szans na znalezienie się na liście szczęśliwców.

„A może?”

Mijał już kolejny rok, odkąd chłopak przepadł bez wieści. Zniknął, nie zostawiając za sobą żadnych śladów poza swoim listem i kilkoma poszlakami w różnych częściach miasta. To nie wystarczyło do odnalezienia go ani nawet stwierdzenia, czy żyje. Większość osób nie miała jednak złudzeń. Zima tamtego roku była wyjątkowo surowa. Bez dachu nad głową nie było szans na przetrwanie jej.

Brunet przetarł twarz. Bardzo długo wierzył w to, że Bill gdzieś jest. Miał ku temu powody, nie znaleziono przecież jego ciała. Co więcej, Sauli również wierzył, iż młodszemu z bliźniąt nic nie jest, a blondyn należał do osób, które twardo stąpają po ziemi.

„Właśnie. Sauli…”

Nastolatek słusznie przewidział, że swoim zniknięciem narobi mężczyznom dodatkowych problemów. Koskinen długo musiał radzić sobie z nieprzyjemnościami wynikającymi z niedopilnowania młodego chłopaka, który miał być bezpieczny pod jego opieką. Lambert z kolei prawie stracił swoją szansę na wymarzoną pracę. Nie zostawiłby przecież Sauliego samego z problemem.

Potrząsnął głową. Nie ma co zagłębiać się w przeszłości i roztrząsać niezałatwionych spraw. Co było nie wróci, koniec tematu.

Już z mniejszym entuzjazmem kontynuował przeglądanie kolejnych imion. „Elisa, Matt, Irene, Laura, Isaac, Andreas…”

Jego oczy momentalnie zrobiły się większe.

- Sauliii!!!

Blondyn od razu pojawił się w drzwiach.

- Co się dzieje?!
- Rusz się! Już!
- Nie pomyliło ci się coś? Rozmawiam.
- JUŻ!!!
- Nie podoba mi się ten ton, Adam.

Zdenerwowany zakończył rozmowę i zbiegł po schodach, by za chwilę wparować do altany, gdzie przy drewnianym stole siedział Adam. Był strasznie podekscytowany, co nieco ostudziło złość Sauliego.

- Więc? – spytał blondyn, krzyżując ręce na piersi. Mężczyzna zachichotał.
- Sam zobacz.

Podszedł bliżej i skierował swoje jasne oczy na ekran. Nie mógł uwierzyć w to co widzi.

- Czy to jest…

Na oko osiemnastoletni chłopak patrzył na nich z drugiej strony monitora. Siedział przy biurku w niewielkim jasnym pokoju, w którym poza łóżkiem, biurkiem i szafą zdawało się nie być nic. Półdługie ciemne włosy przysłaniały mu jedno oko. Na odsłoniętej smukłej szyi wisiał krzyż i mały zielony kamyk współgrający kolorystycznie z chustką obwiązaną wokół jasnego nadgarstka.
Na dole zdjęcia widniał napis: „Austria, 2008”.

Od kilku miesięcy wreszcie na swoim ze wszystkimi wadami i zaletami takiego życia. Wcześniej mieszkałem u zakonnic, wspomnienia na całe życie. Pobudka o 5 rano, zimny prysznic dzień w dzień i patrzenie wilkiem ilekroć zbliżałem się do którejś z młodszych sióstr. Wyniosłem się, gdy tylko udało mi się podłapać jakąś stałą robotę. Niełatwe jest życie człowieka-ducha.
Jest dobrze, a mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej. Przepraszam, że nie pisałem, ale pewnie sami rozumiecie…
Dziękuję za wszystko.
Z pozdrowieniami,
Bill Kaulitz

Spojrzeli sobie w oczy.

- Udało mu się…

Okolica dawno nie słyszała tak głośnych okrzyków radości. Bill żył. Przez prawie trzy lata radził sobie bez pomocy nikogo z ośrodka. Sam. W innym kraju.

Obaj wprost pękali z dumy.

- Sauli, nie masz chusteczek?
- Nie mów, że będziesz płakał…
- Ja już płaczę, daj chusteczki!
- Już, już.

Chwycili się za ręce, wciąż patrząc na podobiznę swojego podopiecznego, który mimo wszelkich przeciwności losu z zagubionego dziecka zmienił się w młodego, wchodzącego w dorosłość mężczyznę.

- Ten dzień nie mógł być lepszy.

Przytulili się do siebie. Dawno nie byli tak szczęśliwi.

Problem prezentacji został zepchnięty na dalszy plan.

- Nie masz tam jego adresu email?


I to by było na tyle jeśli chodzi o tę historię. :) Dziękuję wszystkim, którzy czytali to opowiadanie i zostawili po sobie ślad. Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam. ^^

Co do następnych opowiadań, mam na razie w zanadrzu tylko jedną jednoczęściówkę (Lambitz, +16). Wstawiłabym ją jakoś pod koniec przyszłego tygodnia. I to by niestety było na razie na tyle, jeśli chodzi o opowiadania. Potrzebuję przerwy. -.-'' Jeżeli ktoś byłby zainteresowany powiadomieniami o opowiadaniach, zapraszam do lajknięcia strony na fb albo zostawienia namiarów. Jak nie to nie, i tak wszystko będzie pojawiać się tutaj albo na drugim blogu. :P

Jeszcze jedna rzecz, a mianowicie... niespodzianka!
Tekst powyżej to ostateczna wersja wydarzeń w tej historii, ale w trakcie jej pisania naszło mnie na coś jeszcze, a mianowicie na alternatywne zakończenie. Wersja bardziej naturalistyczna z mojego punktu widzenia.

Kto zainteresowany, zapraszam do lektury, a kto nie... Cóż, pozdrawiam i do napisania kiedy indziej! :)


Sierotka epilog v2

Poranek był zimny, więc czemu południe miałoby być inne? Mimo wydawałaby się solidnych okien, chłód wciąż dostawał się do pokoju. Kolejny podmuch wdarł się do środka i musnął pokrytą piegami skórę, zostawiając za sobą nieprzyjemne dreszcze.

- Daleko stąd do tego kościoła?
- Powinniśmy niedługo wychodzić.

Brunet po raz kolejny spojrzał w lustro i poprawił czarny garnitur. Nadal miał nadzieję, że bierze udział w jakimś przedstawieniu, że to się nie dzieje naprawdę.

- Jak mogliśmy do tego dopuścić…
- Adam, daj już spokój.

Sauli siedział na krawędzi łóżka, wlepiając wzrok w podłogę. Nerwowo bawił się palcami. Dzisiejszy dzień nie będzie łatwy dla żadnego z nich. Podobnie zresztą jak te poprzednie.

*

Na miejsce dojechali pół godziny przed czasem. Zawsze lepiej być za wcześnie niż za późno. W tym przypadku niestety wiązało się to głównie z nieprzyjemnościami. Wokół znajome twarze i złowrogie spojrzenia przepełnione pogardą, złością. Chciałoby się powiedzieć również „rozczarowaniem”, lecz jak można mówić o rozczarowaniu, jeśli ci ludzie nigdy nie oczekiwali od Adama niczego więcej poza porażką? Wyrzuty sumienia i żal z powodu niewypełnionego obowiązku pochodziły bardziej od niego samego oraz od jednej z nielicznych przychylnych mu osób. Czuł jak wielka gula wyskakuje mu w gardle na myśl o stanięciu twarzą w twarz z panią dyrektor.

Sauli szedł krok za nim, rozglądając się wokół. Stado hien radośnie szczerzyło swe kły. Miał ochotę splunąć im wszystkim w twarze, wykrzyczeć: „No dalej, weźcie mnie! To ja zawiniłem!”. Adam nie miał nic wspólnego z jego błędem, dlaczego więc musiał być celem tych obrzydliwych ataków?

Drobnej budowy kobieta na ich widok uśmiechnęła się smutno.

- Dziękuję, że przyjechaliście – powiedziała.
- Nie moglibyśmy postąpić inaczej.

*

Msza, modlitwa, pogrzeb. Niewiadomo nawet, czy był wierzący. Nie wiedział tego nikt poza nim samym i Tomem, który zamilkł dwa miesiące wcześniej, a jakieś trzy tygodnie po tym jak obaj skończyli szesnaście lat. Zdecydowanie za wcześnie, by żegnać się z tym światem.

Pani dyrektor, nauczyciele, pracownicy i kilku wychowanków sierocińca zgromadziło się przed znanym już sobie grobem. Dla Billa wyznaczono miejsce obok brata, ozdobione w tamtej chwili zielonym wieńcem i dwoma palącymi się zniczami.

„Zieleń, kolor nadziei…”

- Najchętniej położyłabym tutaj coś w brązie, obaj mieli śliczne brązowe oczy. Chciałam jednak ostatnie słowo pozostawić wam. Byliście jedynymi osobami, którym udało się zbliżyć do Billa.
- Dziękujemy.

„Jak chustka Toma…”

Pogoda nie zamierzała się poprawić. Wiatr potęgował siłę przeszywającego zimna, tak trudnego do zniesienia dla wszystkich obecnych.

Mężczyzna potarł zroszone marznącym deszczem ramiona.

- Halo, Adam?
- Tak. Czy coś już wiadomo?
- Znaleźliśmy go…

Od tamtej pory ilekroć dzwonił telefon, on tracił spokój.

Jego oczy zaszkliły się. W tak krótkim czasie stracił dwóch swoich uczniów. Dwójka dzieciaków mających dopiero wejść w dorosłe życie…

Przygryzł dolną wargę. Dłonie ściśnięte w pięści skryte były w kieszeniach długiego ciemnego płaszcza. Lambert nie potrafił nawet sobie wyobrazić, jak zimno musiało być wtedy Billowi, gdy on po jakiejś godzinie na zewnątrz już drżał jak osika.

- Nie wytrzymałbym nawet dnia na tym zimnie.
- Ludzkie ciało może znieść wiele rzeczy, kiedy musi.

Sauli nie odstępował bruneta ani na krok. Był jego wsparciem, a zarazem powodem do cichych szyderstw i drwin. Nie pierwszy i nie ostatni raz.

Od wyjścia z domu jego wyraz twarzy nie zmienił się. Zimny, pozbawiony emocji. Musiał być silny, być opoką dla Adama.

Wpadł do kuchni chwilę po tym jak usłyszał brzdęk rozpadającego się telefonu.

- Adam, co się dzieje?! – wydusił z siebie, gdy zdołał przezwyciężyć przerażenie.

Mężczyzna stał nieruchomo, a po jego policzkach ciekły łzy. Był blady jak ściana.

Z jego ust wydostało się tylko kilka słów:

- On nie żyje…

A może gdyby nie był tak silny chłopak dzisiaj by żył?

Grupka szybko zaczęła się rozchodzić. Wszyscy mieli już dość tej przeklętej pogody. Woleli wrócić do pracy niż stać na dworze bez celu.

Również dyrektorka sierocińca, naglona obowiązkami, postanowiła opuścić to miejsce.

- Trzymajcie się. Do widzenia.
- Do widzenia.

Zostali sami ze sobą i swoimi emocjami. Maska pękła. Sauli przytulił swojego partnera, który zanosił się płaczem. Już nie musieli się kryć.

- Są bezpieczni. Są w lepszym miejscu – szeptał, próbując uspokoić zarówno Adama jak i siebie.
- Oni mogli żyć… Obaj mogli…
- Nie cofniemy tego.

Sauli pewnie powie, że to tchórzostwo, ale ja nie widzę innego wyjścia.”

- Powinniśmy wrócić, cały się trzęsiesz.
- Zapalę jeszcze znicz.

Przyklęknął przy kamieniu, pozwalając by mokra ziemia oblepiła jego spodnie. Zapalił światełko i dołożył je do pozostałych. Przyjemne ciepło grzało jego palce.

„Za dużo tu zieleni.”

Blondyn starł z policzków kilka łez. Rzadko płakał. W trakcie trwania ich całego wieloletniego związku Adam widział go w takim stanie zaledwie kilka razy. Niestety, gdy jego oczy zaczynały się już szklić, nie był w stanie powstrzymać kolejnych kropli przed wypłynięciem spod zaczerwienionych powiek.

- Kochanie…
- Powinienem był to przewidzieć! Powinienem…

Nie przewidział ani nocnej ucieczki, ani podróży pociągiem, ani zabłądzenia w lesie przy samej granicy. Nie przewidział również kolejnej mroźnej nocy i poddania się młodego ciała.

Nie potrafił zmyć z siebie poczucia winy.

- Wróćmy do domu.

Ostatni raz omietli wzrokiem skromny grób z najtańszego materiału, z najtańszym nagrobkiem i najtańszymi literami. Kilka metrów pod ziemią leżały dwie trumny z najtańszego drewna, a w nich spoczywało dwóch chłopców w najtańszych garniturach. Dla nich jednak te kilka elementów było cenniejsze niż najdroższe kruszce.

Odeszli, mając w pamięci słowa, które zlecili wyryć na nagrobku.

„Tu leżą bracia Bill i Tom Kaulitz. Dzieci, którym wyrwano marzenia.”

Drache

7 komentarzy:

  1. Zdecydowanie wolę pierwszą wersję opowiadania, ale to chyba oczywiste. Odniosę się więc do tej pierwszej, drugą pozostawiając bez komentarza, bo jest zajebiście (sorry za słowo, ale inne nie pasuje) smutna.
    Może zacznę od początku. Nie skomentowałam ani jednej notki, chociaż czytałam z zapartym tchem i wchodziłam tu naprawdę ciężko. Teraz więc skomentuję całość.
    Już od pierwszego odcinka bardzo mnie zaintrygowałaś. Było mi szkoda, że Tom odszedł, a Bill ma problemy, ale przy Adamie to wszystko wydawało się mieć mniejsze znaczenie. Z każdym jednym odcinkiem coraz lepiej się tu bawiłam, chociaż Bill pewnie nie. Przezywał swoje porażki i drobne zwycięstwa, starając się nie zatracić. Bardzo go polubiłam i podobała mi się jego stopniowa przemiana. Gdy Adam wyjechał i Bill przyszedł do Sauliego... to był chyba jeden z najbardziej rozczulających odcinków. Sauli zdecydował się pomóc nastolatkowi i powoli udało im się znaleźć wspólny język. Bardzo też spodobał mi się pomysł Toma pojawiającego się od czasu do czasu, gdy mówił, że Bill musi żyć i że on mu pomoże. Słodkie, intrygujące, ciekawe i dopasowane do całości.
    Trochę mnie rozczarowała sama końcówka, ale nie dlatego, że jest zła czy coś. Po prostu liczyłam na to, że Adam i Sauli go przygarną jak już się odnajdzie. Po głębszym namyśle dochodzę do wniosku, że Twoje zakończenie jest bardziej prawdopodobne. nie zgadzam się jednak z tym, że śmierć Billa jest najbardziej realistyczna. kościół w takiej sytuacji miał obowiązek udzielić schronienia chłopcu i powinien uszanować jego życzenie, jeśli nie chciał, żeby ktoś o tym wiedział. Wydaje mi się, że taka sytuacja mogła zaistnieć w rzeczywistości.
    Bajecznie wychodzą ci przygody Billa. Z reguły nie lubię czytać niczego prócz twincestów, ale Twój blog stanowi jeden z nielicznych wyjątków. Uprzejmie proszę o jakiś dodatek do tego opowiadania. No, wiesz, spotkanie Adama i Sauliego z Billem. Proszę Cię, żebyś to przemyślała i dała znać, czy można się czegoś takiego spodziewać.
    No, jeśli dotrwałaś do końca, to fajnie. Czekam na kolejne opowiadania. Życzę Ci dużo weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co widzę większość woli pierwszą wersję, co było w sumie do przewidzenia. ^^
      Przygarnięcie nie wchodziło w grę, bo:
      1. to para homoseksualna,
      2. w ogóle byłoby słodko i nierealnie,
      3. jeśli nie załatwiliby tego formalnie (a szanse na to raczej nikłe), to ukrywanie chłopaka pod swoim dachem mogłoby mieć swoje konsekwencje,
      4. przepraszam za punkty, zawsze wygodniej mi wtedy zebrać myśli. ^^
      Jeśli zaś chodzi o drugą wersję, zgadzam się z tym, co napisałaś o kościele, ale tutaj Bill nawet do niego nie dotarł, bo nie przekroczył granicy kraju. Nie mówię, że nie mógł znaleźć schronienia gdzieś indziej, na pewno mógł, ale tutaj mu się nie udało. Naturalizm w kontekście brutalności i okrutnych praw natury.
      Na pomysł z takim dodatkiem nie wpadłam, muszę go przemyśleć. :) Myślałam jedynie o opisaniu sceny śmierci (tak, wiem, bez komentarza). W każdym razie jak coś, dam znać, na chwilę obecną ciężko mi orzec cokolwiek.
      Wielkie dzięki za megakomentarz! Zastanawiałam się, czy tu zaglądasz, tym bardziej, że uśmierciłam Toma na samym początku historii. ^^"
      Pozdrawiam i również życzę weny! ;)

      Usuń
  2. Stanowczo wolę pierwszą wersję, mimo że brzmi nierealistycznie. Ta druga jest cudowna, choć smutna i wzruszająca. Jeszcze ten napis na nagrobku... "Dzieci, którym wyrwano marzenia." Piękne.
    Dziękuję Ci za napisanie tego opowiadania i przede wszystkim za to, że zdołałaś je ukończyć. Będę niecierpliwie czekać na następne Twoje opowiadania.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobnie jak poprzedniczki wolę pierwszą wersję epilogu. W sumie druga wydaje się bardziej realistyczna, ale ja zawsze wierzę w dobre zakończenia.
    Miałam nadzieję, że Adam i Sauli przygarną Billa do siebie, że nie będzie musiał się tułać po świecie. Stało się inaczej, ale chłopak dał sobie radę i należy się z tego cieszyć.
    Co do drugiego epilogu. Podczas czytania miałam kluchę w gardle i zbierało mi się na płacz. Nie. Koniec! Jestem zdecydowanie za pierwszym - szczęśliwym - epilogiem.
    Dziękuję Ci za to opowiadanie, za chwile, które mogłam z nim spędzić. Będę czekała na Twoje nowe twory i z wielką chęcią je czytała. :)
    Pozdrawiam i życze niekończącej się weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja w sumie... nie mogę zdecydować, który epilog bardziej mi się podoba. Oba w jakiś sposób sprawiły, że coś drgnęło w moim sercu. Jednak większego plusa ma dla mnie drugi epilog- napisałaś to tak pięknie, że po przeczytaniu tegoż zakończenia, zbierałam przez piętnaście minut siły na napisanie komentarza.
    Straszliwie spodobał mi się pomysł na to opowiadanie- jest taki... inny od wszystkiego.
    Zaciekawiłaś mnie na samym początku, a potem to kompletnie wsiąknęłam.
    Wspaniale opisywałaś każdą scenę z Billem jako taką właśnie tytułową "sierotką", która, mimo przeciwności losu, próbuje przeć dalej do przodu, na przekór wszystkim. Podobała mi się stopniowa zmiana Czarnego, motyw pojawiającego się co jakiś czas Toma... ogólnie- bardzo dobrze przemyślane i jeszcze lepiej napisane.
    To było wspaniałe i dziękuję ci za trud włożony w stworzenie czegoś tak pięknego.
    Chętnie przeczytam więcej twoich opowiadań.
    Pozdrawiam cię ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem zdecydowaną zwolenniczką pierwszego zakończenia. Całe twoje opowiadanie było niezwykłe. Powoli budowałaś akcję, swoich bohaterów. Pokazałaś jak zmagali się ze swoimi słabościami i przeciwnościami losu. Każdy z nich mimo wszystko, potrafisz zawalczyć o swoje szczęście. Bill też. Może pokusisz się o jakąś kontynuację albo one-shota, typu "spotkanie po latach". Dziękuje ci za te parę tygodni, kiedy mogła śledzić losy twoich bohaterów. Włożyłaś w to dużo pracy. Cieszę się, że wytrwałaś do końca. Rozumiem, że teraz potrzebujesz przerwy ale mam nadziej, że wkrótce znów zaszczycisz nas jakimś opowiadaniem , bo masz talent i powinnaś pisać. Pozdrawiam cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam po jakimś czasie Sierotkę raz jeszcze... Przez cały czas musiałam zagryzać wargi, żeby nie płakać, a i tak to zrobiłam.
    Zaczęłam ryczeć jak małe dziecko; dziękuję za to, od dawna tego potrzebowałam.

    Jesteś wspaniała. Uwielbiam cię, nie przestawaj nigdy pisać.
    Dawno nie wchodziłam na gadu, dawno nie rozmawiałyśmy...


    Guren (a tak naprawdę Murasaki)

    OdpowiedzUsuń