6.10.2012

Sierotka cz. X

W takim razie, zgodnie z umową dziś ostatni odcinek opowiadania, a za tydzień epilog. :)

Anonimowy z 5.10.12 - Czasem tak wychodzi, przykro mi. ^^'' Postaram się naskrobać epilog jak najszybciej, choć zajęcia i choroba póki co skutecznie mi to uniemożliwiają.

Pozdrawiam i życzę miłej lektury!


Sierotka cz. X


Wieczór mijał spokojnie. Ze względu na przyjazd Adama Sauli postanowił zrobić sobie przerwę w pracy aż do poniedziałku (albo do chwili, gdy znów zechce mu się nurkować w gąszczu kabli). Zamiast tego zajął się nadrabianiem zaległości ze świata techniki, przy okazji próbując przelać zainteresowania na swojego podopiecznego, który jednak absolutnie nie miał na to ochoty. Brakowało mu podstaw w wiedzy, przez co nawet zrozumienie sposobu działania obwodów szeregowych i równoległych przewyższało jego siły.

Adam obserwował ich znad swojej książki. Był to dla niego iście uroczy widok. Sauli tyle razy powtarzał mu, że nie będzie pomagał przy pracy z sierotami, bo kompletnie się do tego nie nadaje. Bywał zimny i nieprzyjemny, jednak miał coś, czego czasami brakowało Adamowi. Błyskawicznie zyskiwał autorytet zarówno wśród dorosłych jak i dzieciaków, i młodzieży.

- Chciałem z panem porozmawiać.

Bill stanął przy nim z wyraźnie zakłopotaną miną.

- Jasne, co się dzieje?

Chłopak niepewnie podnosił wzrok, by za moment znów utkwić go gdzieś w podłodze.

- Ja… Chciałem przeprosić. Przeze mnie wyrzucili pana ze szkoły. Wiem, że to za mało i nie cofnę tego, co się stało, ale naprawdę jest mi przykro. Jest pan świetnym nauczycielem i mam nadzieję, że znajdzie pan jeszcze pracę w swoim zawodzie, nawet lepszą niż u nas…

Mężczyzna westchnął. Afera z zeszytem solidnie namieszała w życiu ich obojga. Wyniknęła po części z winy każdego z nich, po części ze zwykłego pecha i choć konsekwencje okazały się fatalne w skutkach, Adam nie miał prawa zrzucać całej odpowiedzialności na barki swojego byłego ucznia.

- Dziękuję – odezwał się, uśmiechając ciepło. – Sauli opowiadał mi o tym zamieszaniu z zeszytem. Następnym razem musisz bardziej uważać na takie rzeczy, ja zresztą też. Zapomnijmy o tym, co się stało to się nie odstanie.

Młodszy blondyn wyraźnie się ożywił. Ukazał mężczyznom szereg swoich zębów, które, choć niezbyt proste, dodawały mu uroku. Lambertowi ciężko było uwierzyć, że ma do czynienia z tym samym nastolatkiem co jeszcze kilka tygodni temu. Zmiana zachowania była diametralna.

- Bill, pójdziesz na chwilę do pokoju? Chciałbym porozmawiać z Saulim.

Kaulitz zaniepokoił się tym pytaniem, ponieważ nikt tutaj nigdy wcześniej go o to nie prosił. Odwrócił się w stronę byłego policjanta, ale nie potrafił wiele wyczytać z jego spojrzenia.

- Ok.

Szybko zniknął za rogiem pomieszczenia.

Adam skierował wzrok w stronę swojego partnera, który mrugnął porozumiewawczo. „Będziemy mieli problem.”

- O czym chciałeś ze mną pogadać?

Brunet wsunął zakładkę między strony i odłożył książkę. Jego uśmiech wskazywał na jakąś dobrą wiadomość.

- Cóż… - zaczął, ekscytując się coraz bardziej. – Drugiego dnia konferencji podeszło do mnie kilku nauczycieli oraz wykładowców uniwersyteckich i… Dostałem propozycję pracy!
- Żartujesz! To świetna wiadomość! – Sauli w mig zeskoczył z miejsca i przytulił swojego partnera. – Czemu nic nie mówiłeś? Chowałeś to jak jakąś straszną tajemnicę! – rzekł z pretensją.
- Chciałem ci to powiedzieć osobiście. Poza tym na początku w ogóle w to nie wierzyłem. Wiesz, gadamy o konferencji, każdy opowiada trochę o sobie i nagle dostaję pytanie, czy nie chciałbym zostać wykładowcą na uczelni! Kompletne szaleństwo!
- Chyba coś piłeś. Nie chce mi się w to wierzyć – blondyn śmiał się i kręcił głową. Lambert mu wtórował, lecz w końcu spoważniał.
- Jest tylko jeden problem. To nie jest praca w Niemczech – oznajmił.
- W takim razie gdzie?
- W Belgii.

Adam przygryzł dolną wargę w oczekiwaniu na odpowiedź niższego od siebie mężczyzny, który jednak tylko przymknął oczy i pogrążył się w zadumie. Trwała ona dość krótko, bo jakieś kilkanaście sekund, ale dla Lamberta, któremu zaczynało robić się słabo z nerwów, było to jak wieczność.

Koskinen z powrotem spojrzał na niego. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- W takim razie jedziemy do Belgii – rzekł wesoło. Adam nie posiadał się ze szczęścia.
- Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy!

Byli tak pochłonięci rozmową, że nie usłyszeli cichych kroków i skrzypnięcia zamykanych kawałek dalej drzwi.

*

W końcu nastał ten dzień. Doba przed godziną zero. Dla stałych domowników dzień jak co dzień, dla Billa zbliżający się koszmar. Pierwszy raz od jego pojawienia się w domu Sauliego mężczyźni musieli siłować się, aby wyciągnąć swojego podopiecznego z łóżka, a miało być tylko gorzej. Z każdą kolejną godziną chłopak gasł. Owszem, spędzał czas z domownikami, ale ciężko było nie zauważyć, że coś jest na rzeczy. Blondyn był smutny i osowiały. Wyciszony. Para starała się jak mogła żeby tylko poprawić mu humor i umilić ostatnie godziny pobytu, choć nie mogli ukrywać, że im także nie jest łatwo. Zwłaszcza Sauliemu, który opiekował się chłopakiem nieprzerwanie przez ostatni tydzień, a nawet kilka dni dłużej.

Punkt kulminacyjny nastąpił w trakcie wspólnego obiadu. Adam cały czas próbował ożywić towarzystwo rozmową, lecz jego starania spełzały na niczym. Bill ani razu nie odezwał się niepytany. Dłubał widelcem w talerzu żeby jakoś zabić czas. Nie był głodny, choć nie zjadł nic od śniadania.

- Co o tym sądzisz, Bill?

Chłopak podniósł wzrok i rozejrzał się wokół jakby ktoś właśnie wybudził go z głębokiego snu.

- Przepraszam, nie słuchałem – powiedział tylko. Mężczyźni spojrzeli po sobie ze smutkiem.
- Zjedz coś. Nie jadłeś od rana…
- Nie jestem głodny.
- Obaj wiemy, że jesteś. Zjedz choć trochę.
- Nie chcę wyjeżdżać.
- Wiemy.

Nastała cisza i nikt nie wiedział, jak ją przerwać. Każdy nerwowo czekał na ruch drugiej osoby. Najmłodszy z trójki wziął głęboki wdech.

- Chcę zostać – spróbował znowu. Bez szans, a jednak próbował.
- Nie da rady, Bill.
- Proszę… Przecież już nie ma ze mną problemów! Sauli, powiedz, że to prawda!

Blondyn odsunął od siebie talerz.

- Tak, to prawda, ale to nic nie zmienia – odpowiedział.
- Będę wam pomagać! Nie mogę wiele, ale mogę sprzątać! Codziennie! Błagam was!
- Nie możemy.
- Dlaczego?
- Jest wiele powodów. Nie możesz z nami zostać. Musisz się z tym pogodzić.
- Najlepiej będzie jeśli wrócisz do ośrodka i wymażesz nas z pamięci.

Słowa Koskinena były dla niego jak gwóźdź do trumny. Ucisk w klatce piersiowej. Chłopak wstał i mimo próśb nie wrócił na miejsce. Jego zaszklone oczy błysnęły w świetle lampy. Pobiegł do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.

*

- Bill?

Blondwłosy mężczyzna z niepokojem uchylił drzwi. Nastolatek siedział na łóżku z podkulonymi nogami. Drżał.

- Bill…
- Zostaw mnie! – burknął, odtrącając rękę Adama. Ten jednak nie poddawał się.
- Proszę cię, uspokój się – spróbował znowu. – To nie jest dobre dla twojego zdrowia…
- A zostawienie mnie w bidulu jest?! – podniósł głos. Cierpiał, okazywał to każdą komórką swojego ciała. Najbardziej widać to było w jego oczach.
- Wiedziałeś, jakie są zasady – odezwał się Sauli, który na wszelki wypadek wolał pozostać z boku.
- To tylko zasady! Można je zmieniać!
- Zasad nie powinno się zmieniać, Bill.

To nie w jego stylu mówić coś innego niż prawdę, nawet jeśli była bolesna.

Kaulitz wciąż zanosił się łzami, łamiąc serca obu mężczyznom. Rozumieli, o co ich prosił, lecz było to dla nich zbyt wiele.

- Chodź. Przytul się.

Lambert otulił nastolatka ramieniem. Ku jego zaskoczeniu chłopak nie tylko się nie odsunął, ale wręcz przylgnął do jego ciała. Tak wiele zmieniło się przez dwa tygodnie jego nieobecności.

- Bądź dzielny – powiedział cicho. – Tyle już przeszedłeś. Dasz radę, jesteś silny.

Czuł wilgoć jego łez i spinające się mięśnie. Chude palce zaciskały się na jego koszulce. Gładził miękkie włosy. Swoim spojrzeniem prosił Sauliego o pomoc. Sam nie był w stanie nic zdziałać.

Blondyn stanął przy krawędzi biurka i bezszelestnie ułożył na nim łańcuszek z zielonym kamieniem o odcieniu zbliżonym do ukochanej chustki Billa. Kupił ozdobę właśnie z myślą o nim. Chciał ją wręczyć jako prezent pożegnalny, obecna chwila nie była jednak na to odpowiednia.

Podszedł do łóżka z paczką chusteczek w dłoni.

*

W kuchni panowała przygnębiająca cisza co i raz przerywana szumem wody. Adam mył naczynia, a Sauli przygotowywał dla nich coś do picia.

- Myślisz, że poszedł spać?
- Możliwe. Ten płacz musiał go zmęczyć.

Znów cisza. Woda wpadająca do zlewu.

- Nie powinienem był się na to godzić.
- Zrobiłeś co uważałeś za najlepsze. Na twoim miejscu postąpiłbym tak samo.

Cisza. Woda.

- Nie potrafię radzić sobie z dzieciakami.
- Mało kto potrafi. Do tego potrzebna jest wiedza i praktyka. Często nawet i to nie wystarcza.
- Ty sobie radzisz.
- Też nie zawsze.

Zajęli miejsca przy stole, na którym czekały już dwa drinki.

- Jutro będzie ciężki dzień.
- To prawda. Nie myślałeś, żeby pozwolić mu tu zamieszkać aż do naszego wyjazdu?
- Adam, zastanów się co mówisz! Widziałeś, co się działo godzinę temu.
- Masz rację. Całkowitą rację. Ja po prostu…
- Ja wiem, wiem… – pogłaskał bruneta po ramieniu. – Też szukałem jakiejś lepszej opcji, ale nic nie przychodzi mi do głowy.
- Możemy go odwiedzać…
- I dawać mu nadzieję na powrót?
- Wszystko jest takie bez sensu!
- Nie musisz mi tego mówić…
- Mam nadzieję, że dostanie dobrą opiekę w sierocińcu…
- Rozmawiałem niedawno z dyrektorką. Udało im się zdobyć dla niego osobny pokój, a także dodatkowego opiekuna, który ma pilnować jego bezpieczeństwa.
- Brzmi jak ochroniarz dla jakiejś sławy. Nie wiem, czy to dobra droga.
- Ja też nie jestem przekonany, ale w tej chwili już niewiele możemy zrobić.

Zamilkli, skupiając wzrok na swoich szklankach. Sytuacja była patowa. Żadne z rozwiązań nie było w stu procentach dobre. Każda ścieżka usiana była ostrymi kamieniami. Mogli jedynie wybrać najbezpieczniejszą.

Nagle Adam prychnął, ściągając na siebie uwagę swojego partnera, który nie był do końca pewien, jak powinien odczytać ten sygnał.

- Jedna rzecz mnie w tym wszystkim dziwi – odezwał się tajemniczo z niewielkim uśmiechem na ustach. Blondyn zmrużył oczy.
- To znaczy? – spytał.
- Sauli… Ty okazujesz uczucia – zachichotał Adam. Róż na policzkach byłego policjanta wprawił go w jeszcze większe zadowolenie. – Gdzie się podział mój ukochany mruk?
*

Para przez długi czas nie mogła zmrużyć oka. Stres wywołany awanturą i zbliżającymi się wydarzeniami następnego dnia, skutecznie im to utrudniał.

Pierwszy usnął Adam, który wciąż odczuwał dyskomfort z powodu zmiany stref czasowych. Około drugiej dołączył do niego Sauli. Gdy już usnęli pogrążyli się w śnie tak głębokim, iż nie obudzili się nawet, gdy ktoś trzeci wkradł się do ich sypialni. Kroki, dźwięk otwieranego zamka błyskawicznego, szelest materiału i plastikowej torby, wszystko to okazało się zbyt ciche, by zmącić czyjkolwiek spokój.

*

Nie było już odwrotu. Niezdarnie rozprowadził na głowie śmierdzącą mieszankę. 20 minut. Związał włosy jakąś starą gumką i wyszedł z łazienki. Miał nadzieję, że otwarte okno pozwoli mu pozbyć się tego koszmarnego zapachu.

W pokoju wszystko leżało już przyszykowane. Na łóżku torba, na biurku pożegnalny list. Może nie będą na niego bardzo źli? Nie miał wyboru. To instynkt przetrwania narzucił mu takie rozwiązanie. Zawiesił wzrok na nadgarstku obwiązanym kawałkiem materiału.

„Czy gdybyś teraz ze mną był, podrzuciłbyś mi ten sam pomysł?”

Kiedy zegarek pokazał właściwą godzinę, chłopak udał się z powrotem do mniejszego pomieszczenia. Długo płukał włosy aż wreszcie woda, która po nich spływała, straciła ciemne zabarwienie. Już wtedy dostrzegł efekty swojej pracy, lecz mimo to wolał przejrzeć się w lustrze. Pierwszy raz ujrzał u siebie długie czarne jak noc kosmyki sięgające prawie że do ramion. Osuszył je ręcznikiem i przeszedł do następnego etapu. Wyciągnął czarną kredkę, którą zabrał Adamowi z kosmetyczki. Pierwsza linia. To o wiele trudniejsze niż sądził…

Gdy skończył, słońce nawet nie zaczynało jeszcze zbierać się do wstania. Została mu godzina na dotarcie do stacji. Powinien się pospieszyć.

Wyszedł, delikatnie zasuwając za sobą drzwi.

Starał się zapamiętać wszystko co wydarzyło się w tym domu, w końcu dobre rzeczy należy pamiętać. Każdy kolejny krok przywoływał wspomnienia i zasiewał ziarna wątpliwości w młodym sercu.

Kiedy znalazł się przy wyjściu, po raz ostatni zwrócił wzrok ku sypialni swoich opiekunów.

- Dziękuję za wszystko – szepnął.

Kilka chwil później znajdował się już za drzwiami.

*

Dźwięk budzika przeszył powietrze. Nie zdążył jednak nawet osiągnąć odpowiedniego poziomu głośności, Sauli od razu go wyłączył. Nie spał już od co najmniej 15 minut. Leżał na plecach, rozmyślając nad dzisiejszym dniem. Uświadomił sobie, że nie jest gotowy na odejście swojego podopiecznego. Nie będzie łatwo, pożegnania nigdy nie są łatwe.

- Kochanie?

Obrócił głowę, by na drugiej połowie łóżka ujrzeć Adama, który wpatrywał się w niego z troską. Ciepła dłoń przejechała po jego szyi.

- Nigdy nie pomyślałbym, że tak bardzo cię to dotknie – powiedział cicho brunet. Nie usłyszał ani słowa z ukochanych ust. Wzrok blondyna błądził gdzieś po suficie. – Będzie dobrze kochanie, zobaczysz. Poradzimy sobie.
- Adam, pojedziesz dzisiaj ze mną? – spytał znienacka, odwracając się do swojego partnera. Mężczyzna pokiwał głową.
- Dla ciebie wszystko.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.

*

Czas mijał, a on wciąż stał pod drzwiami. Nie chciał niczego przyspieszać, choć wiedział, że nic już nie zrobi. „Obudź go, bo spóźni się na zajęcia”, dźwięczało mu w głowie. Słowa Adama pchały go do przodu tak samo zresztą jak i sam Adam, który stał obok, trzymając go za rękę.

- Mogę zrobić to za ciebie, jeśli chcesz.

Sauli pokręcił głową.

- Nie rób ze mnie dzieciaka – rzucił bardziej do siebie niż do Lamberta.

Energicznie otworzył drzwi i wszedł do środka, pozostawiając bruneta samego na korytarzu. Były nauczyciel odetchnął ciężko. Pozostało mu jedynie czekać na znajomą dwójkę.

Czekał tak kilka-kilkanaście sekund, lecz ku jego zdziwieniu nic się nie działo, a do jego uszu nie docierał żaden dźwięk. Zaczął się niepokoić. Zdenerwowanie sięgnęło zenitu, gdy usłyszał cichy głos Sauliego.

- Adam…

Wkroczył do pokoju, spodziewając się wszystkiego tylko nie pustego pomieszczenia.

- Gdzie… – nie zdążył dokończyć. Koskinen podał mu kawałek papieru.
- Zwiał kiedy spaliśmy. Czytaj, ja zadzwonię na policję.

Zniknął za drzwiami, zostawiając wciąż skołowanego całą sytuacją bruneta.

Mężczyzna usiadł na zasłanym łóżku i dzierżąc w drżącej dłoni kartkę papieru, zaczął czytać list.

„Do: Adam i Sauli

Wiem, że to co robię wyda Wam się dziecinne. Sauli pewnie powie, że to tchórzostwo, ale ja nie widzę innego wyjścia. NIE WRÓCĘ DO SIEROCIŃCA!!! Chciałbym Was tylko przeprosić, bo wiem, że narobiłem i narobię Wam swoją decyzją wiele problemów. Przepraszam, że ukradłem Wam jedzenie i zabrałem panu Lambertowi trochę kosmetyków i 200 euro. Obiecuję, że to moja ostatnia kradzież. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.

Chcę podziękować Wam za wszystko, co mi daliście. Panu Lambertowi za to, że wyciągnął do mnie rękę i nie zabrał jej, nawet kiedy notorycznie ją odpychałem. Dziękuję Sauliemu za to, że przygarnął mnie pod swój dach i zajął się mną, gdy na nikogo innego nie mogłem liczyć. Dziękuję, że otoczyliście mnie opieką, choć nie musieliście tego robić. Mogliście mnie zostawić, kiedy tylko zacząłem sprawiać Wam problemy. Nie zrobiliście tego, dziękuję.

Nie szukajcie mnie, choć pewnie i tak będziecie. Uciekłem i nie wrócę, a na pewno nie na własnych nogach.

Trzymam kciuki za Wasz wyjazd do Belgii. Mam nadzieję, że nam wszystkim uda się zacząć nowe życie.

Możecie przekazać ten list pani dyrektor, wiem, że ona również we mnie wierzyła, a przynajmniej starała się mi pomóc. Dziękuję za Pani starania, ale nie wrócę do ośrodka. Pozdrawiam Panią serdecznie!

Dziękuję raz jeszcze i liczę na to, że kiedyś uda mi się Wam odwdzięczyć za okazaną mi dobroć.

Trzymajcie się!

Bill”

6 komentarzy:

  1. No to się porobiło... Przyznam, że strasznie mnie zaciekawiłaś. Nie mogę się doczekać epilogu. Po tych wydarzeniach kompletnie nie mam pomysłu na to, co się dalej stanie.
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak Adam i Sauli zdecydowali, że wyjeżdżają, a Bill to wszystko podsłuchał to od razu miałam łzy w oczach bo zdawałam sobie sprawę z tego, że Bill zostanie w Niemczech. Miałam jakąś małą nadzieję, że może jednak zabiorą go ze sobą, ale tak się nie stało. Choć nie wiem, co będzie w epilogu. :)
    Bill uciekł. Już kolejny raz w tym opowiadaniu. Tym razem zmienił swój wygląd farbując włosy i robiąc makijaż. Wierzę jednak, że w jakiś sposób Adam i Sauli znajdą Bill i może jednak zabiorą ze sobą, albo Lambert zostanie przeniesiony do szkoły w Niemczech i zamieszkają razem.
    Czekam z niecierpliwością na epilog i mam nadzieję, że jeszcze coś napiszesz z chłopakami z TH. :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale mi się smutno zrobiło. Ale widać zmianę u Billa. Jest dojrzalszy, bardziej rozsądny. Decyzja trudna, ale wydaje mi się, że nie za bardzo miał wyjście. A list tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że wszystko przemyślał. Nie uciekł, żeby zrobić komuś na złość, ale żeby walczyć o swoją drugą szansę. Wiele zrozumiał i się nauczył. Jestem strasznie ciekawa, co w tej sytuacji zrobią Adam i Sauli.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, co mogłabym napisać.
    Jestem wstrząśnięta, ale w pozytywnym sensie.
    Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni...
    Czekam na epilog.

    I dziękuję za ten rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Dodasz dzisiaj epilog? Już nie mogę się doczekać i mam nadzieję, ze skończy się dobrze.
    Pozdrawiam i czekam na odpowiedź!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj nie dam rady, nie jest jeszcze skończony. Planuję wrzucić go jutro. :)
      Również pozdrawiam!

      Usuń