1.10.2012

Sierotka cz. IX

edit.
Ponieważ następny odcinek będzie już ostatnim, chciałabym się Was zapytać o zdanie. Czy wolicie aby ostatni odcinek był tak jak zazwyczaj, a potem dopiero (pewnie jakiś tydzień później) pojawił się epilog, czy może wolicie trochę poczekać i przeczytać i końcówkę, i epilog za jednym zamachem? Nie, nie ma opcji końcówka+epilog bez dodatkowego czekania. :P Czekam na odpowiedź!

Sierotka cz. IX

Pobudka, śniadanie, praca – każdy dzień wyglądał dla Sauliego podobnie. Nie narzekał jednak, zwłaszcza od czasu wyjazdu Adama do Stanów. Zabijał nudę pracą, która nie zdążyła mu się jeszcze znudzić. Właśnie rozbierał kolejny głośnik na części pierwsze.

- Co robisz?

Był tak pochłonięty swoim zajęciem, że nie zauważył, kiedy Kaulitz przysunął sobie krzesło i usiadł obok, przy jego stoliku do pracy. Młodszy wyciągnął dłoń po jedną z leżących na blacie śrubek.

- Nie ruszaj – skarcił go zimno Koskinen, który nawet nie podniósł wzroku znad rozkręconego urządzenia.
- Przecież jej nie zgubię. Oj! – w ostatniej chwili chwycił metalowy przedmiot nim ten poturlał się pod stół. Mężczyzna postanowił tego nie komentować.
- Mam wszystko ułożone w odpowiedniej kolejności. Pogubię się, jeśli poprzemieszasz mi śruby czy nakrętki.
- Chciałem tylko pomóc. Okropnie mi się nudzi.

Jasne tęczówki uniosły się znad rozpoczętej roboty, by przyjrzeć się obliczu nastolatka zainteresowanego wszystkim co nowe i dla niego nieznane. Pocieszny widok. Kiedyś, gdy rozmyślał o swojej przyszłości, były już funkcjonariusz zamarzył o synu, który poszedłby w jego ślady, obojętnie czy chodziło o wojsko, policję, czy majsterkowanie. Mężczyzna chciał móc przekazać komuś swoją wiedzę i doświadczenie, wprowadzić go w swój świat, uczynić coś ważnego, zbudować solidne fundamenty pod czyjąś przyszłość. Może właśnie to pragnienie było jedną z rzeczy, które połączyły go z Adamem?

Zerknął jednak na słabą lewą rękę. To oczywiste, że chłopak zwyczajnie nie nadawał się do zadań wymagających precyzji i ostrożności. Taka była smutna prawda – Bill pod tym względem był inwalidą.

Kaulitz zauważył to spojrzenie. Jego zapał ostygł.

- To tylko ręka. Na pewno mogę się do czegoś przydać…
- Właściwie… – chwila zamyślenia. – Może chcesz posprawdzać mi kilka stron w internecie?

Nie było to coś, czego oczekiwał chłopak, ale zawsze było to jakieś zajęcie.

Sauli przyniósł mu laptopa i włączył przeglądarkę.

- Tutaj mam listę stron z różnymi technicznymi rzeczami. Chciałbym żebyś sprawdził, czy nie ma na nich jakichś aktualności.
- Ile tego jest…
- No właśnie. Nie mam czasu na przeglądanie wszystkich na bieżąco, przez co dużo rzeczy mi umyka.
- Nie prościej byłoby założyć kanał RSS1? – jego sugestia spotkała się z lekkim zdziwieniem. – Noo miałbyś wtedy tylko jedną stronę, na której pojawiałyby się powiadomienia, że na którejś z pozostałych ktoś napisał coś nowego.
- Czytałem o tym, ale jakoś nigdy nie zagłębiałem się w temat. Umiesz to założyć?

Nastolatek wzruszył ramionami.

- Uczyli nas tego na informatyce. To nie powinno być nic trudnego.
- Na pewno przyda mi się coś takiego. Wielkie dzięki!

W podzięce przytulił chłopaka i wrócił na swoje miejsce. Niby nic nadzwyczajnego, normalny gest, lecz te kilka sekund wywołało u Billa istną burzę emocji od zdenerwowania przez radość i spokój. Pierwszy raz od dawna to przyjemne uczucie rozlało się po jego ciele. Prawie zapomniał jak ono wygląda. Poczuł się…dobrze. Lubiany. Akceptowany. Potrzebny.

Zajął się zleconym mu zadaniem.

*
- Ał. Ałł…
- Wytrzymaj. Jeszcze tylko chwila.
- Już nie mogę…
- Koniec. Wyprostuj się.

Bill powoli układał się na stole. Powrót do pozycji wyjściowej był trudniejszy niż mogło się to wydawać.

- Mogę już wstać? – jęknął z bólem.
- Właściwie to możesz. Zaraz mogę jeszcze zrobić ci rozluźniający masaż. Tymczasem, Sauli, zechciałbyś mi wskazać drogę do toalety?
- Jasne.

We dwójkę udali się do pomieszczenia nieco oddalonego od salonu, aby móc w spokoju wszystko przedyskutować. Konieczność umycia rąk była jedynie pretekstem.

- I jak diagnoza, panie doktorze? – spytał, kładąc nacisk na dwa ostatnie słowa.
- Nie podskakuj szeregowy – odparł lekarz. Obaj znali się jeszcze ze wspólnej służby wojskowej i uwielbiali wspominać dawne czasy. – Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się takiej poprawy.
- Jest aż tak dobrze?
- Wolałbym się nie ekscytować, żeby nie zapeszyć, ale ręka wygląda nadzwyczaj dobrze. Drżenie zniwelowało się do minimum. Ćwiczy?
- Ćwiczy i bierze leki, które mu zapisałeś. Na szczęście nie kolidowały z niczym, co dostał w szpitalu.
- Ten dzieciak ma koszmarnego pecha – zatroskany pokręcił głową. – A jak z tobą?
- Ze mną? – zdziwił się mężczyzna. – Dobrze.
- Jak się czujesz w roli ojca?
- Ej, zaraz. Co? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Kolega zaśmiał się na widok jego zmieszanej miny. – Wal się dowcipnisiu…
- Uważaj, za takie słownictwo mogą ci odebrać prawa rodzicielskie – zażartował znowu. – Chyba się starzeję. Pierwszy raz od dawna postawiłem błędną diagnozę.
- Co? Jak to? – jasne brwi uniosły się w zdziwieniu.
- Zrzuciłem większą winę za stan tego dzieciaka na uszkodzenie nerwu niż powinienem. To prawda, że większość problemów jest z tym związana, ale nie przypuszczałem, że stres i zły stan psychiczny aż tak bardzo wpływały na jego stan.
- Mówisz…
- Nie, nie ma szans na pełne wyleczenie. Sam jednak pewnie zauważyłeś, że chłopak zachowuje się o wiele inaczej niż na początku. Jest spokojny, wyluzowany. Nie mów, że tego nie zauważyłeś.
- Jak tak o tym mówisz to rzeczywiście. Jest różnica – rzekł, unosząc głowę w zamyśleniu.
- Nie ja powinienem to zauważyć… - westchnął medyk. – Miałeś za dużą przerwę od wojska. Kiedyś byłeś znakomitym obserwatorem.
- Zestarzałem się – stwierdził, przejeżdżając palcami po swoich krótkich włosach. Jego kolega pokręcił głową.
- Umiejętność obserwacji przydaje się wszędzie, tatuśku.

*

Kiedy wrócili nastolatek wciąż tkwił w tej samej pozycji. Najwyraźniej uznał, że tak jest dobrze. Sauli zareagował śmiechem.

- Może teraz ja zrobię ci masaż? – zaproponował. Bill spojrzał na niego spode łba.
- Masaż Sauliego to coś jak wykręcanie rąk. Nie polecam.

*

Po wizycie lekarza Koskinen schował stół do masażu i wrócił do salonu, gdzie czekał na niego odtwarzacz DVD i obolały chłopak, który miał trudności z ułożeniem się na kanapie. Mężczyzna zajął swoje stałe miejsce.

- Jak to się stało, że zająłeś się naprawianiem rzeczy? – zagadnął młodszy blondyn. – Byłeś w wojsku, potem w policji…
- Czasem trzeba zrezygnować z czegoś, co się kocha – padła lakoniczna odpowiedź, która okazała się być niewystarczająca.
- Czemu już tam nie pracujesz? – drążył temat.
- Powiedzmy, że nie mam już predyspozycji do wykonywania swojego zawodu.
- To znaczy?
- Nie przesadzasz trochę? Czemu tak cię to interesuje?
- Chciałbym dowiedzieć się o tobie czegoś więcej. Ty wiesz o mnie wszystko, ja o tobie prawie nic.
- To nie moja wina, że twoi opiekunowie dzielili się ze mną wiedzą o tobie i twoim życiu.
- Proszę…

Ciężkie westchnienie. Jego podopieczny wpatrywał się w niego swoimi dużymi oczami. Na jego twarzy malowała się determinacja.

Koskinen wywiesił białą flagę.

- No dobrze, niech ci będzie – powiedział w końcu i wziął do ręki śrubokręt. – Od małego chciałem być policjantem czy żołnierzem, tak jak wielu chłopców. Większość jednak z tego wyrasta, a ja trwałem w swoim postanowieniu. Byłem mały, ale nadrabiałem zwinnością i siłą. W każdym razie, najpierw zaciągnąłem się do wojska, gdzie spotkałem twojego lekarza. Spędziłem tam 2 lata, ale nigdy nie wyjechałem na front. Głównie naprawiałem sprzęt, bo znałem się na tym lepiej niż niejeden z tamtejszych techników. Ojciec przekazał mi swoje zainteresowanie elektroniką i w rezultacie jest to jedna z niewielu rzeczy, na których się znam. W pewnym momencie, kiedy już miałem dość bycia „Saulim od naprawy kibla”, kolega namówił mnie do przejścia do policji. Koniec końców trafiłem do wydziału zajmującego się gangami narkotykowymi. Lubiłem tę pracę, dużo adrenaliny i taktycznego myślenia.
- A Adam?
- Adam? To dziwna historia – zaśmiał się, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie. – Od drugiego roku służby w policji uczęszczałem na spotkania z dzieciakami, podczas których powtarzałem, że narkotyki są złe i takie tam. Sam pewnie brałeś udział w czymś takim. Mniejsza o to. Po jednej z takich pogadanek podszedł do mnie Adam z jeszcze jedną nauczycielką. Gratulowali mi oraz mojemu koledze po fachu udanej lekcji. Gadaliśmy tak chwilę, kiedy w pewnym momencie towarzysząca nam dwójka zostawiła nas samych w sali. Wtedy Adam zaproponował mi wspólne wyjście na kawę któregoś wolnego dnia i omówienie kilku rzeczy związanych z pracą z młodzieżą, jako że w moim zawodzie często miałem do czynienia z ćpającymi dzieciakami.
- Ej!
- Będę nazywał rzeczy po imieniu! Od razu przeczułem, że coś jest na rzeczy, bo przez lata zdążyłem już wyciągnąć dłoń do swojej orientacji, choć nie było mi to na rękę. W każdym razie faceci rzadko zapraszają siebie na kawę tak, jak zrobił to wtedy Adam. Na dodatek patrząc na siebie takim wzrokiem jak on. No mniejsza.
- Prze… Poszliście do łóżka?
- Nie zapędzasz się trochę?
- Czemu zrezygnowałeś z pracy skoro tak ją lubiłeś?
- Jest kilka powodów. Wiesz kim jestem, podobnie jak kim jest Adam. Są zawody, w których coś takiego przekreśla karierę, ale to tutaj mało ważne. Przestałem nadawać się do pracy, bo zrobiłem się „zbyt miękki”.
- Jakoś tego nie zauważyłem – burknął z niedowierzaniem młody słuchacz. Sauli przewrócił oczami. – Praca tak cię zmieniła?
- Adam – odparł krótko. – Inaczej podchodzisz do zagrożenia, gdy jesteś sam. Gdy masz kogoś u boku, twoje spojrzenie na świat zaczyna się zmieniać. Czasami wyobrażałem sobie Adama nad moją trumną. Myślałem, jaki ból musiałby znieść, gdybym któregoś dnia po prostu nie wrócił z akcji. Potem zacząłem bać się o jego bezpieczeństwo. Ktoś mógłby go skrzywdzić w ramach zemsty czy chęci zastraszenia mnie. Im dłużej byłem na służbie tym to zagrożenie stawało się realniejsze.
- Więc odszedłeś?
- Tak.
- Żałujesz?
- Obaj żyjemy i jesteśmy szczęśliwi. Czego miałbym żałować?
- Straconej szansy?

Mężczyzna odetchnął głośno.

- To niewielka strata w porównaniu z tym, co udało mi się ochronić – powiedział.

Chwilę później zadzwonił telefon.

*

Z nadejściem piątku atmosfera w domu zaczęła się psuć. Bill miał już w poniedziałek wrócić do sierocińca. Czuł się z tą myślą okropnie i niezbyt się z tym krył. I choć wiedział, iż powinien się przygotować na najgorsze, w jego sercu przez te kilka dni zdołała zaświecić mała iskierka. Była mikroskopijna, lecz wystarczyła, by światło od niej bijące rozproszyło ciemność pętającą jego duszę.

Sauli z początku stał z boku, jednak nie potrafił obronić się przed smutkiem, który jak choroba zdobył kolejno każdy fragment jego domu. Mężczyzna sam popadł w przygnębienie, widząc przygaszone spojrzenie swojego tymczasowego podopiecznego. Spojrzenie znajome, kojarzące mu się z najukochańszą osobą na świecie, która jeszcze nie tak dawno obdarzała go dokładnie takim samym.

Z nastaniem południa, pragnąc jakoś zaradzić tej wszechobecnej apatii, Koskinen zarządził przejażdżkę do hipermarketu. Nie znosił tego zajęcia, ale w obecnej chwili wszystko było lepsze od siedzenia w domu i pogrążaniu się w przygnębieniu.

- Chcesz coś? – zagadnął, kiedy zatrzymali się przed skrzyżowaniem. Chłopak tylko wzruszył ramionami. – Jak chcesz. Tylko żadnych kradzieży.
- Ja nie…
- Tylko uprzedzam.

Nie było to przyjemne ostrzeżenie, ale zawsze lepiej postawić sprawę jasno.

Całą drogę od parkingu do punktu z wózkami Sauli obserwował zachowanie młodszego Kaulitza, który wydawał się być dziwnie przejęty. Był ożywiony i ciekawsko rozglądał się we wszystkie strony.

- Nie byłeś nigdy w hipermarkecie? – zaśmiał się opalony blondyn, gdy nastolatek uwiesił się na jednym z wózków.
- Nie, nigdy.

„Więc stąd ta ekscytacja. Zagadka rozwiązana.”

- Pilnuj się. Nie chce mi się szukać ciebie po całym sklepie.

Próżny trud, chłopak momentalnie ogłuchł na wszystko, co mówił jego opiekun. Zafascynował go natłok kolorów i dźwięków, które wprost zbombardowały jego zmysły. Choć posłusznie trzymał się blisko Koskinena, miał ochotę zniknąć w którejś z alejek. Sam się dziwił swojemu zainteresowaniu tym miejscem.

Szli dokładnie według wytyczonej trasy, zbierając po kolei kolejne produkty z listy. Bieganie od regału do regału i odnajdywanie odpowiedniej rzeczy spośród całej masy kolorowych opakowań sprawiało Billowi wielką radość. Również przymierzanie ubrań, w celu zakupienia czegoś ciepłego, sprawiało mu frajdę, a tego Sauli nie mógł już w żadnym stopniu zrozumieć. Nic jednak nie pobiło działu, przy którym oczy nastolatka zamieniły się w dwa spodki. Wystarczyła sekunda, by Kaulitz zniknął swojemu opiekunowi z oczu. Na szczęście nie musiał go długo szukać.

Starszy blondyn miał trudności z powstrzymaniem się od śmiechu, gdy ujrzał to przejęte spojrzenie i rozchylone wargi. Najwyraźniej Bill bardzo lubił słodycze.

- Mogę coś wziąć? Mogę? Mogę? – pytał, nie odrywając wzroku od barwnych opakowań.
- To bardzo niezdrowe, wiesz? – powiedział Sauli, choć zdawał sobie sprawę z niewielkiej siły swojego argumentu.
- Proszę! Proszę! – powtarzał błagalnie Kaulitz.
- Niech ci będzie. Masz minutę na wybranie trzech rzeczy.

To zadanie okazało się jednak zbyt trudne, a zarządzona minuta rozciągnęła się do pięciu, tak samo zresztą jak liczba zabranych z półek produktów. Były funkcjonariusz postanowił machnąć na to ręką. Nie była to wygórowana cena za radość malującą się na jasnej twarzy. Radość ta nie trwała jednak zbyt długo.

- Fuj! – chłopak skrzywił się na widok lądujących w wózku brokułów.
- Nie marudź, są bardzo zdrowe. Adam je lubi, przygotuję je jutro na jego powrót.
- Też będę musiał je jeść?
- Nie będziesz. Zawsze możesz poczekać do kolacji.

*

- Zimno ci? Przecież jest ciepło.
- Mnie jest zimno.
- Dobrze, dobrze. Pamiętaj o lekach.

Kolejne warzywa lądowały w wielkim garze wypełnionym wrzątkiem. Koskinen sprawnie kroił je na kawałeczki, nie raniąc się przy tym ani razu. Jeszcze jedna umiejętność, którą zdobył w wojsku.

Jego podopieczny towarzyszył mu zawinięty w koc i choć musiał przyznać, że zapach przygotowywanego posiłku był kuszący, jego wzrok skupiał się na stojącym na blacie owocowym cieście.

- Zostaw to. Najpierw obiad, potem słodycze.
- Ale ja nie chcę brokułów.
- To już twój problem.

Rozbawiło go to pełne oburzenia fuknięcie, którym uraczył go Bill, przed tym jak opuścił kuchnię i wrócił do salonu. „Drama queen. Przynajmniej czuje się lepiej.”

W całym domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Blondyn zmarszczył czoło. Nie spodziewał się nikogo w to sobotnie popołudnie. Nikogo oprócz… Rzucił wzrokiem na okrągły kuchenny zegar. Za wcześnie na niego.

Dzwonek zdążył zadzwonić jeszcze kilka razy nim Sauli zdołał zabezpieczyć kuchnię przed ewentualną katastrofą wywołaną utratą kontroli nad gotującym się posiłkiem. Mężczyzna wyjrzał przez okno. Przeczucie go nie zmyliło. Otworzył furtkę i popędził do drzwi wejściowych. Kilkanaście sekund później stanął w nich długo wyczekiwany gość.

- Cześć kochanie! – usłyszał znajomy głos. Lambert wszedł do środka, ciągnąc za sobą swoją walizkę.
- Hej, co tak wcześnie? – zapytał Koskinen, przywitawszy się ciepłym pocałunkiem.
- Jestem za wcześnie?
- Ty? Nigdy. Tylko musisz poczekać na obiad.
- Nie żartuj sobie! Jestem taki głodny…

Bill patrzył na to wszystko z boku. Czuł się nieswojo, widząc dwóch obściskujących się facetów, jednak nie miał zamiaru im tego wypominać. Mimo wszystko było w tym wszystkim coś takiego, iż pragnął wpasować się w ten obraz.

- Bill?

Uniósł wzrok. Adam powoli opuścił objęcia swojego partnera. Na jego obliczu malowało się zdziwienie, ale również i radość.

- Sauli! Czemu mi nie powiedziałeś? – rzekł z pretensją, kucnąwszy przy brązowej kanapie, na której pod kołdrą leżał szczupły blondyn.
- Nie chciałem, żebyś przyjeżdżał przed załatwieniem wszystkich spraw. Wiem, że na pewno byś to zrobił.

Kiwnął głową i odwrócił się w stronę nastolatka. Pogłaskał długie blond włosy.

- Czemu tu leżysz? Jesteś chory? – zapytał z troską. Zdziwiło go, iż Bill ani trochę nie sprzeciwiał się dotykowi. Co więcej, sprawiał wrażenie zadowolonego.

Kaulitz uśmiechnął się przyjaźnie.

- Chorowałem, ale już jest dobrze.
Drache

1 Zdaję sobie sprawę, że RSS jest już przestarzałe, ale ze względu na to, że w opowiadaniu mamy rok 2005, postanowiłam jeszcze z niego skorzystać.
RSS

4 komentarze:

  1. Kocham <3

    Moim zdaniem napisz ostatnią częśc, a potem epilog.
    Tak mi się podoba XDD

    Bardzo podobał mi się rozdział, to takie... urocze ^3^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jestem za tym, by najpierw była ostatnia część, a potem epilog. :)
    Super, że Adam wrócił i że teraz cała trójka jest razem. Mam nadzieję, że Sauli i Adam zostaną przybranymi tatusiami Billa i że teraz młody chłopak będzie miał dom, w którym poczuje się bezpiecznie.
    Smutno mi, że koniec opowiadania się zbliża, ale co zrobić. Wszystko kiedyś musi się skończyć.
    Pozdrawiam i życzę weny. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dla minę typ najpierw odcinek a potem epilog. liczę na happy end. Szkoda że to już koniec ale mam nadzieje ze będziesz coś jeszcze pisać. Pozdrawiam

      Usuń
  3. Coo? Jak to ostatni odcinek? T____T A ja tak kocham to opowiadanie. ;_; Jest takie słodkie. Najbardziej lubię Billa, jest taki słodki. <3 Mam przeczucie, że Adam i Sauli adoptują Billa i wszyscy będą szczęśliwi. :3
    A ja bym chciała epilog i ostatni odcinek za jednym zamachem, ale widzę, że jestem w mniejszości. XD
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń