4.01.2013

Verloren cz.IV

Część IV



Rozmowa Tommy’ego z Adamem, choć miła, nie rozwiązywała problemu. Trasa trwała, a wraz z nią zmęczenie i dezorientacja, w tym wypadku słowo o podwójnym znaczeniu. Wspomagacze pojawiały się, lecz już nie tak często jak wcześniej. Basista zaczął przywykać do swojego nowego stanu. Odsunięcie od siebie złych myśli opłacało mu się. Gdy przekraczał barierę zahamowań, mógłby przysiąc, że zaczynał nawet odczuwać przyjemność z występów na scenie. Tłum się bawił, on też, zwierzchnicy byli zadowoleni. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Dopiero nocą pojawiały się wyrzuty sumienia i krytyka płynąca od własnego umysłu.

„Przestań robić z siebie dziwkę!”
„Szanuj się!”
„Co jeśli się w nim zakochasz?”

Tego ostatniego bał się najbardziej. „Żadnych kontaktów z innymi członkami zespołu.” powtarzał sobie jak mantrę, lecz im bardziej uciekał myślami od nieznanych sobie uczuć, tym bardziej bał się, co mogą za sobą pociągnąć.

Był w kropce. Potrzebował odpoczynku.

Adam jako jedyny wiedział o jego problemach, choć Ratliff i tak nie mówił mu wszystkiego. Wolał przemilczeć niektóre uczucia i myśli. I bez tego miał już dość kłopotów.

Bywały gorsze dni, gdy Tommy zamknięty w swoim świecie wpatrywał się w ścianę i słuchał muzyki lub brzdąkał coś na gitarze. Wpadał wtedy w stan odrętwienia, z którego ciężko było go wybudzić. Na szczęście jednak, zwykle sam wracał do rzeczywistości.

- Niech ta trasa się już skończy – burknął, siadając do wspólnego śniadania. Rozejrzał się wokół. Nie tylko on miał już dość tego szaleńczego tempa.

Frustrację i zmęczenie dało się zobaczyć u wszystkich i każdego z osobna. Tylko Adam tego dnia wyglądał na wielce zadowolonego. Jego twarz promieniała.

- Wiem, że nie powinienem, ale jestem tak cholernie szczęśliwy, że chciałbym się czymś z wami podzielić – oznajmił, gdy wszyscy zajęli już swoje miejsca przy stole.
- Wal. Od tego jesteśmy.
- Dzięki Monte, to słodkie. Pracujemy razem już tak długo, byliśmy, a właściwie nadal jesteśmy razem w trasie, przyjaźnimy się… No więc… – zaczął, zawieszając głos i ciesząc się przy tym jak dziecko. Wreszcie emocje pozwoliły mu mówić. – Poznałem kogoś!

Dziewczyny od razu rzuciły się na niego z pytaniami. Chyba nikt obecny z przedstawicieli tzw. płci brzydkiej nie przypuszczał, iż jego koleżanki potrafią w jednej chwili wyrzucić z siebie taką liczbę słów. Jedynie Adamowi udawało się w tym wszystkim połapać, choć widać było, że przychodzi mu to z trudem.

Tak czy inaczej jedno było pewne, Lambert miał kogoś, a dokładniej blondwłosego, krótkoostrzyżonego Fina. Skąd go wytrzasnął było dla wszystkich wielką niewiadomą. Argument o łóżku był nadal jak najbardziej aktualny. Adam najwyraźniej miał słabość do drobnych facetów.

Tommy ucieszył się na tę wiadomość tak samo jak wszyscy inni. Może nawet trochę bardziej niż oni.

Sytuacja na scenie jak i poza nią zaczęła ulegać zmianie. Brunet całym sobą okazywał swoje dobre samopoczucie. Ilekroć nadarzyła się okazja, znikał gdzieś z telefonem w ręku. Reszta zespołu tylko kręciła głowami. W ich oczach Adam odmłodniał o co najmniej dziesięć lat. Póki jednak wywiązywał się ze swoich obowiązków, wszystko było w porządku.

Rok dobiegał końca, tak samo jak trasa koncertowa. Po ostatnim koncercie wszyscy podali sobie ręce i rozeszli się w swoją stronę. Ten etap miał zostać zamknięty.

I choć występów już nie było, problemy pozostały.

Przerwa, której tak potrzebował Tommy, zaczęła działać mu na nerwy. Trans Glam Nation Tour trwał nadal i doprowadzał jego psychikę do ruiny. Sny nie zniknęły, pojawiło się coś nowego. Pragnienie. Zaczynał tęsknić za występami. Brakowało mu bliskości.

Po kolei odnawiał stare kontakty. „Hej, co u ciebie? Spotkajmy się!” Tak zapełniał sobie czas.

Podświadomie szukał oparcia, ale nie potrafił go znaleźć. Nigdy nie był chętny do zwierzeń, nie miał też takiej potrzeby. Pierwszy raz w życiu nosił w sobie ciężar, którego nie mógł z siebie wyrzucić. Rzadko był wylewny, jego znajomości to w większości kumple z zespołów, z którymi chadzał na piwo, czy na imprezy. Wstydził się im zwierzać ze swoich problemów, szczególnie o tak delikatnej materii. Kolejna sprawa to zrozumienie. W tym temacie mógł liczyć na swoich nieheteroseksualnych znajomych, których miał sporo. Niestety, pojawiał się jeszcze jeden aspekt. Nie chciał, żeby wszystko co powie rozeszło się po mieście, a w tej kwestii mógł być pewien tylko jednej osoby. Ona, niestety, była wtedy zajęta czymś innym, a raczej kimś innym. Został sam ze swoimi problemami.

Po Świętach spędzonych w towarzystwie rodziny nastał Sylwester. Basista z początku planował spędzić go w domu, z daleka od innych, jednak jego myśli nie dawały mu spokoju. Nie był przesądny, lecz nie zamierzał wchodzić w nowy rok w takim stanie. Znalazł wyjście.

Zamówił taksówkę, która zawiozła go w wybrane miejsce. Średniej klasy klub na uboczu. Tam właśnie chciał spędzić noc, pijąc do upadłego i bawiąc się w towarzystwie ładnych kobiet, co jeszcze pół roku temu było dla niego codziennością.

Przyjechał na miejsce sam, choć nie wykluczał zawarcia nowych znajomości.

Od razu zajął miejsce przy barze, gdzie zamówił drinka, którego wlał w siebie za jednym zamachem. Po chwili w jego dłoni pojawił się kolejny. Potrzebował trochę czasu nim bezpieczniki przestaną działać.

Rozejrzał się wokół. Parkiet pomału się zapełniał. Gorące ciała poruszały się w rytm łupanki płynącej z głośników. Kolejna dawka alkoholu.

Obrał kilka celów, po czym, przybrawszy pozycję względnie pionową, ruszył do akcji.

Pamiętał coś jeszcze. Dotyk rozpalonych ust. To jednak równie dobrze mógł być wytwór jego zamroczonego alkoholem umysłu…

*

Promień światła ukuł go w oczy. Warknął, rzucając w powietrze parę wulgaryzmów, i przewrócił się na drugi bok. Przetarł swoją przemęczoną twarz. Kątem oka dostrzegł elementy nieznajomego otoczenia. Mozolnie zbierał myśli. Nic nie pamiętał.

Leżał w dwuosobowym łóżku w miejscu, które wyglądało na hotel. Powiódł wzrokiem po ścianach. Tak, zdecydowanie był to hotel. Zapach docierający do jego nosa wskazywał na znaczną ilość alkoholu spożywanego poprzedniej nocy. Otwarte butelki na szafce i jego stan fizyczny zdawały się to potwierdzać. Było jednak jeszcze coś, co lekko go zaniepokoiło. Pomięta pościel po przeciwnej stronie łóżka i zapach innego ludzkiego ciała.

Przejechał dłonią w górę uda. Wciąż miał na sobie bokserki, co oznaczało, że prawdopodobnie nie rozstawał się z nimi wczorajszej nocy. Wniosek: nic poważniejszego nie zaszło. Odetchnął z ulgą.

Nagle z toalety dobiegły do niego podejrzane dźwięki. Nie zazdrościł ofierze tak koszmarnego kaca.

Gdy ubrał się i względnie doprowadził do stanu używalności, druga osoba nadal znajdowała się w łazience. Blondyn stanął przed dylematem. Normalnie nie miałby problemu z bezszelestnym wyjściem z pokoju i puszczeniem wszystkiego w niepamięć, lecz tego dnia poczuł, że powinien przynajmniej sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, tym bardziej iż od kilku minut nie było mu dane słyszeć żadnych nawet najcichszych dźwięków z zajętego pomieszczenia.

„Z każdym dniem coraz bardziej załamuję się samym sobą…”

Westchnął zrezygnowany i powoli podszedł do uchylonych drzwi. Zajrzał do środka niepewny tego, co może za chwilę zobaczyć.

Chudy, czarnowłosy chłopak ubrany jedynie w bieliznę klęczał na ręczniku, opierając się o toaletę. Jego twarz pozostawała niewidoczna, przysłonił ją dłonią. Oddychał.

- Ej, wszystko gra? – zagadnął Tommy. Brunet pokiwał głową. „Przynajmniej jest przytomny.” – Potrzebujesz czegoś?
- Wody… – usłyszał. Nietrudno było rozpoznać w tym słowie wyraźny obcy akcent.

Basista wyszedł, by za moment wrócić z dwiema butelkami wody, które znalazł w lodówce.

- Dzięki… – szepnął chłopak i objął dłonią butelkę. Nie przytknął jej jednak do swoich wyschniętych ust. Nie wykonał żadnego ruchu.
- Jesteś pewien, że wszystko w porządku? – spytał Ratliff, gdy po jakiejś minucie jego towarzysz wciąż trwał w bezruchu. Młodym ciałem wstrząsnęły dreszcze. Musiał siedzieć tu już od dłuższego czasu.
- Koszmarnie się czuję. Rzadko mam takiego kaca. Oł… – syknął, łapiąc się za brzuch. Oparł głowę o deskę.
- Może zadzwonię po karetkę?
- Nie…
- To dam ci chociaż coś do przykrycia.

Wrócił do sypialni i podniósł z podłogi pomięty koc. Przykrył nim zarzniętego bruneta.

- Dziękuję… – usłyszał w odpowiedzi. Spod ciemnych kosmyków zdołał dostrzec nieśmiałe spojrzenie brązowych oczu. Były duże i ładne, choć z łatwością można było zobaczyć w nich zmęczenie po wczorajszej nocy.

Telefon niespodziewanie oznajmił przyjście nowej wiadomości. Ratliff zerknął na wyświetlacz. Pora już iść.

- Poradzisz sobie? – spytał bardziej dla zasady niż z troski. Chłopak pokiwał głową. – Pokój jest pewnie opłacony do dziesiątej jak wszędzie. W razie problemów zostawię ci mój numer.
- Spoko…

W pośpiechu opuścił pomieszczenie, po drodze potykając się o jedne z dziwniejszych butów, jakie zdarzyło mu się oglądać.

Gdy tylko wyszedł, jego nowy znajomy ponownie nachylił się nad muszlą. Miał już serdecznie dość kolejnych prób pozbycia się słonego smaku ze swoich ust.

*
- Kurwa, co za dzień!

Stał pod hotelem, przeskakując z nogi na nogę. Marzył o tym, by jak najszybciej wskoczyć do własnej łazienki, a później do własnego łóżka. Bez nikogo u boku.

Splunął wściekły. Zachodził w głowę, co mogło się stać poprzedniej nocy i dlaczego zaczynając w klubie, skończył w samych gaciach w hotelu z obcym chłopakiem. Do końca stracił wiarę w swoją męskość. Czy spośród całego klubu najatrakcyjniejszy dla niego okazał się chłopak?! A te wszystkie kobiety, które zwykle wiły się na parkiecie? Czemu na nie nie trafił? Co właściwie stało się wczorajszej nocy?

Nie miał najmniejszej ochoty na myślenie. Mógł wypytać o wszystko bruneta, z którym dzielił pokój, lecz sądząc po jego stanie, również niewiele pamiętał. Może to i lepiej.

Tak bardzo chciał już być w domu i zapomnieć o tym koszmarnym incydencie. Wskoczył do taksówki nim ta zdążyła zatrzymać się przy krawężniku.

Drache

***

Witam serdecznie w nowym roku! Mam nadzieję, że Sylwester wszystkim się udał. :)

Zrobiłam ankietę dotyczącą Waszego ulubionego opowiadania/opowiadań na blogu. Jest wyżej po prawej stronie od posta. Zachęcam do wypełnienia jej, jak również do zostawienia komentarzy pod tekstami. Byłoby mi bardzo miło z tego powodu. <robi słodkie oczka> ^^


Ingeborg - Chyba nie wyrobiłam się w 3 sekundy... ^^'' Kiedyś też bym nie była za tym pairingiem, ale Zeiten aendern sich. :)

Pozdrawiam wszystkich i życzę udanego weekendu!

5 komentarzy:

  1. Jeśli Tommy będzie z Billem, to będę Cię czcić i wielbić. To byłoby coś mega jak na mój gust. Szczerze powiedziawszy, jakoś nigdy nie byłam przekonana do Fina, ale może zmienisz mój pogląd na tą sprawę.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekonana do Fina w sensie do faceta Adama tak w realu. Trochę nieskładnie to napisałam.

      Usuń
  2. Jeszcze dziś po południu weszłam na Twojego bloga i mówię koleżance z roku, że czekam na nowy odcinek, bo mam niedosyt w czytaniu czegokolwiek. Wchodzę teraz i co? Nowa część!!!!! :D
    Tak więc Tommy spędził noc z Billem. Ale jaka ją spędził to chyba Bill tylko wie albo anioł stróż (jeśli Kaulitz jest w podobnym stanie co basista). Mam swoje przypuszczenia, ale poczekam na rozwój akcji. :)
    Wiesz, co mnie ciekawi najbardziej? Czy Tommy przedstawi Billa Adamowi i jak Adam zareaguje na tę znajomość. :) Niby Lambert ma teraz swojego Sauliego, no ale... :P
    Czekam na kolejną część i lecę wypełnić ankietę. :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. hm... czy ten chłopak to Bill (no jasne że bill xd) z niecierpliwością czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama nie wiem czy ten chłopak to Bill. Przecież Adam pokazywał Tommy'mu jego zdjęcie w laptopie. Basista raczej by go rozpoznał. Ale może coś mi się miesza...Odcinek fajny,kolejna akcja pokazująca,że alkohol w nadmiernych ilościach nie oznacza niczego dobrego. Ale to nie byłby Tommy gdyby nie pił do upadłego. Mam nadzieję,że kolejny odcinek rozwieje moje wątpliwości...Czekam na kolejną cześć!!!Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń