13.01.2013

Verloren cz. V

Część V



Dwa dni spędził na dochodzeniu do siebie po Sylwestrze. Nie chciał roztrząsać tego, co się stało, więc spał do oporu, a gdy się budził, siadał do jakiegoś bezmyślnego zajęcia jak przeglądanie maili czy oglądanie telewizji.

W mieszkaniu zaczęło się robić tłoczno. Współlokatorzy wrócili z wyjazdów do znajomych i rodziny. Czas imprez minął, nastała pora, by wrócić do pracy.

Tommy pomału wracał do rzeczywistości. Nowy tydzień rozpoczął od zebrania wytycznych na następne miesiące. Było tego całkiem sporo, ale nic dziwnego przecież skoro grał w dwóch zespołach jednocześnie. Nie specjalnie się tym martwił. Może praca pozwoli mu zapomnieć o problemach? Szaleństwo koncertowe ma jednak swoje uroki.

Pierwszy tydzień nowego roku minął dość leniwie, wszyscy dopiero dochodzili do siebie po Świętach i Sylwestrze. Nie miał więc jeszcze zbyt wielu obowiązków.

Nastał piątek, który planował spędzić u siebie w pokoju leżąc w łóżku ze słuchawkami w uszach i z laptopem na kolanach. Rozrywka idealna dla tak szalonego człowieka jakim był. Choć może z perspektywy „szarych ludzi” rzeczywiście był szalony. Wyjazd na Glam Nation Tour z powodzeniem można by zaliczyć do szalonych rzeczy. Jeśli jednak tak było, wolałby, aby było to pierwsze i ostatnie takie szaleństwo w jego życiu.

Telefon zabrzęczał na szafce. Mężczyzna bez większego przekonania zerknął na wyświetlacz. Spodziewał się zaproszenia na jakąś imprezę, na której nie miał ochoty się pojawiać. Nieznany numer.

„Cześć, robisz coś dzisiaj?”

Zamrugał kilkakrotnie, zastanawiając się, kto może kryć się pod tym numerem. Odkąd stał się rozpoznawalny był wyjątkowo wyczulony na punkcie prywatności. Już raz musiał zmieniać swój numer telefonu. Obdzwanianie wszystkich znajomych po kolei nie należało do rzeczy, na które chciałby marnować czas.

Ostatecznie zignorował wiadomość. Miał już plany na wieczór. Z drugiej strony… W jego głowie zakiełkowała nowa myśl. A gdyby tak wybrać się do klubu? Potrząsnął głową. Nie miał ochoty na powtórkę z Sylwestra, szczególnie jeśli chodziło o poranek.

Pomysł nie dawał mu spokoju przez kolejny kwadrans. Coś mówiło mu, że warto spróbować i odpocząć od tych czterech ścian, w których przebywał przez ostatnie dni.

Sięgnął po telefon i zadzwonił po taksówkę.

*

Dlaczego wybrał akurat to miejsce było dla niego zagadką. Ten sam klub, co w Sylwestra. Jego umysł potrafił podsuwać mu dziwne pomysły.

Rozejrzał się po sali, wypatrując swoich znajomych, jednak już po chwili doszedł do wniosku, iż nie ma tu nikogo, kto mógłby go zaczepić. Skierował się do baru, by zamówić sobie coś do picia.

Było jeszcze dość wcześnie, dopiero kilka osób tańczyło na parkiecie. Zapłacił barmanowi za napój.

Kątem oka zauważył przyglądającą się mu szczupłą postać siedzącą przy krawędzi baru. Chłopak z wyglądu trochę młodszy od niego. Skądś kojarzył te rysy twarzy i czarne włosy zaczesane w coś przypominającego położonego irokeza…

Przypatrywał mu się chwilę. Brunet zdawał się być skrępowany jego wzrokiem. Odwracał głowę, udając, że go nie widzi, Tommy jednak był za stary na podobne sztuczki.

Bez skrępowania podszedł do chłopaka, przy okazji przypominając sobie okoliczności, w jakich przyszło im zawrzeć znajomość.

- Cześć, my chyba się znamy?

Obaj znali odpowiedź na to pytanie. Młodszy pokiwał głową. Mimo mocnego makijażu Ratliff zdołał rozpoznać jego rysy twarzy. Spotkał osobę, która towarzyszyła mu podczas sylwestrowej nocy, a przynajmniej na to wskazywały fakty.

Wyglądał zupełnie inaczej niż tamtego ranka, choć nie było dla niego rzeczą trudną wyglądać lepiej niż wtedy. Miał na sobie ciemne ciuchy w nieco rockowym stylu. Dodawały charakteru jego smukłej, delikatnej sylwetce.

Tommy bez pytania przysiadł się do chłopaka, który zerkał na niego swoimi mocno podkreślonymi oczami.

- Czy poprzednim razem zrobiłem coś nie tak? – wypalił od razu basista.
- Nie, nie – młodszy energicznie pokręcił głową. – Jasne, że nie. Niby czemu?
- Wiesz, byłem nawalony, nic nie pamiętam, a mam wrażenie, że coś ci zrobiłem.
- Mnie? Czemu?
- Bo ja wiem – Tommy wzruszył ramionami. – Mam wrażenie, że się mnie boisz. Jakbym cię zgwałcił czy coś…

Nie był typem, który zastanawiał się nad stosownością słów mających za chwilę opuścić jego usta. Tak było i w tym przypadku. Dopiero po ostatniej głosce zdał sobie sprawę, jak zabrzmiała jego wypowiedź. Nim jednak zdążył zareagować, jego towarzysz zrobił to za niego.

Brunet prychnął i zachichotał głośno.

- Człowieku, nie wyobrażaj sobie zbyt wiele – powiedział jakby trochę nerwowo. Upił drinka, po czym kontynuował – Musiałbyś się trochę postarać, żeby mnie dorwać.
- Wielkie dzięki, nie jesteś w moim typie – warknął Ratliff zaskoczony takim obrotem sprawy.

Młodszy pokręcił głową i ponownie zatopił usta w napoju.

- Pewnie masz rację – chłopak kiwnął głową. Rozejrzał się dookoła. –  Tutaj jest sporo ładnych lasek. Może nie teraz, bo jeszcze jest za wcześnie, ale zwykle trafiają się niezłe sztuki.
- Często tu przychodzisz, drogi znawco?
- Nie za często. Raz na tydzień, dwa. Jestem nowy w mieście i nie znam za dużo knajp, ale tutaj wydaje się być całkiem nieźle.
- Jest sporo fajnych klubów w tym mieście. Jeśli szukasz dobrych dup, polecam inne miejsce.
- Nie zależy mi. Nie potrzebuję łatwych numerków. Kilka minut zabawy, reszta życia z syfem.
- Coś za coś, księżulku.
- Nie jestem święty. Po prostu mam inne sposoby…
- Nigdy nie nazwałem cię świętym. Nie myl pojęć.
- Dobra, spoko. Angielski nie jest moim pierwszym językiem, więc wiesz…
- Ok, rozumiem.
- Skoro już tu siedzimy, idziesz się zabawić? Parkiet pomału się zapełnia, może coś wyhaczymy.
- Najpierw powiedz mi, co właściwie stało się w Sylwestra. Pamiętasz coś? Jak znaleźliśmy się w hotelu?

Młodzik wzruszył ramionami.

- Niewiele pamiętam. Robiliśmy to co dziś: gadaliśmy.
- A potem?
- Nie wiem. Czy to ważne?
- Wolałbym wiedzieć, czy np. kogoś nie zabiłem.
- Na pewno nie. Wierz mi, gdyby coś się działo, wiedziałbym o tym.
- Mogę tylko uwierzyć ci na słowo…
- To jak?
- Co?
- Idziemy poderwać panienki?
- Myślałem, że jesteś ponad to? – basista prychnął sarkastycznie.
- A ty jesteś?
- Mówimy o tobie.
- Nic się nie dzieje, jest nudno. Nie muszę od razu lądować z kimś w łóżku.
- Mówisz tak jakbyś nie znał życia…
- Może zakład?
- Jaki zakład? – spytał zdziwiony. – Że nie prześpisz się z nikim do rana? Co to niby za zakład?
- Daję 50$ i nie będę siedział w kącie.
- Brzmi nieźle, ale zejdę na 25$.
- Wymiękasz?
- Nie znam cię, a muszę mieć z czego zapłacić rachunki.
- Dziwne, że w ogóle się zgodziłeś.
- Cóż, muszę ci przyznać rację, jest nudno. Trochę hazardu nie zaszkodzi.
- Cieszę się, że mogę urozmaicić ci wieczór – powiedział brunet, ukazując światu rząd swoich białych zębów. – Od kogo zaczynamy?

*

Mimo obaw Tommy'ego, bawili się całkiem nieźle. Kobiety w tym klubie lgnęły do dziwaków, a obaj z pewnością się do nich zaliczali. On z niecodzienną fryzurą, pomalowanymi oczami, rockowymi ciuchami i tatuażami. Tak samo jak jego nowy znajomy, który niestety póki co zdawał się wygrywać zakład. Bawili się jednak tak dobrze, że Ratliff postanowił przymknąć na to oko. 25$ to jeszcze nie majątek.

- Ej, patrz na nie! - blondyn w pewnym momencie podniósł głos.

Po przeciwnej stronie parkietu zgromadził się tłumek skąpo odzianych dziewcząt. Uśmiechały się figlarnie i zerkały zalotnie. Nagle jedna z nich łapczywie wsunęła butelkę do swoich ust. Jej wzrok dawał jasny komunikat.

- Rany… – Tommy pokręcił głową.

Miny dziewcząt momentalnie uległy zmianie. Teraz wyrażały szok i zażenowanie. Tylko dwie koleżanki śmiały się donośnie.

- Co jest? – spytał blondyn, nie mogąc zrozumieć tak diametralnej zmiany ich zachowania. Dopiero zwrócenie wzroku w bok dało mu odpowiedź. Odskoczył zdezorientowany, widząc swojego nowego kumpla, który właśnie powtórzył wyczyn swojej poprzedniczki. Nawet więcej, pobił ją o ładnych kilka centymetrów.

Teatralnie wysunął szyjkę butelki ze swoich ust, obdarzając przy tym swoją „rywalkę” kpiącym uśmiechem. Kończąc, oblizał krawędź i zatopił język w kolorowym szkle.

- Jej mina jest zabójcza! – zaśmiał się z dziewczyny i upił łyk piwa.

Ratliff wciąż dochodził do siebie po tym całym przedstawieniu.

- Co… Po co to było? – wydusił z siebie. Chłopak zachichotał.
- Daj spokój, to było całkiem zabawne – stwierdził pociesznie.

Spoważniał dopiero, gdy zaczepił go barman.

- Piwo od tego dżentelmena w skórzanej kurtce – rzekł, wskazując na uśmiechniętego mężczyznę kilka stolików dalej. Jego spojrzenie i gesty były jednoznaczne.
- Nie chcę tego – powiedział stanowczo brunet. Momentalnie stracił dobry humor. Barman kiwnął głową i zabrał trunek.
- Ej, co jest? Miałeś piwo za darmo i nie wziąłeś? – zdziwił się Tommy.

Młodszy wzruszył ramionami.

- Nie jestem dziwką, która daje za drinki – powiedział oschle, odsuwając się od baru.
- Przed chwilą pokazałeś co innego.
- To była zabawa, nie propozycja – warknął. Poczuł na sobie wzrok mężczyzny, który właśnie przyszedł po swoje piwo.
- Czyżbym trafił na towar luksusowy? – rzucił w stronę czarnowłosego. Ten jednak nawet nie odwrócił się na tę uwagę. – Dziwka.

Splunął mu pod nogi i odszedł z piwem w ręku. Chłopak przewrócił oczami. Szybko opróżnił butelkę.

- Straciłem ochotę na zabawę – oświadczył nagle.
- To tylko pijak. Nie przejmuj się.
- Tak czy inaczej, zepsuł mi humor.
- Ej, daj spokój – rzekł basista, gdy młodszy odstawił swoją butelkę. – Nie rób z siebie cioty.

Kolejne źle dobrane słowa, za które został obdarzony złowrogim spojrzeniem.

- Odprowadzę cię chociaż na taksówkę – mężczyzna próbował wybrnąć z sytuacji.
- Nie musisz.
- Nalegam. I tak powinienem się już zbierać.
- Skoro tak.

Na zewnątrz uderzyło w nich rześkie powietrze. Brunet zadzwonił po taksówkę. Teraz, gdy alkohol krążył w jego żyłach, jego akcent stał się jeszcze bardziej wyraźny.

- Skąd pochodzisz? - zagadnął Tommy, kiedy jego towarzysz zakończył rozmowę.
- Z Niemiec. Tak bardzo widać?
- Raczej słychać.
- Nic na to nie poradzę.
- Nie przejmuj się.

Niedługo później taksówka podjechała przed samo wejście do klubu.

- Jedziesz?
- Nie, pójdę na piechotę. Muszę się przewietrzyć.
- Skoro tak mówisz.
- Opowiesz mi kiedyś o czymś?
- O czym?
- Jak to jest być bi.

W tamtej chwili nie zrozumiał, skąd to zdziwienie i niezrozumienie na młodej twarzy.

- Wybacz, ale nie rozmawiam o swoich prywatnych sprawach z obcymi ludźmi – usłyszał.
- Spoko. Bywaj.
- Cześć.

Światło latarni oświetlało sylwetkę wysokiego młodzieńca. Na jego uchu błysnęły trzy kolczyki. Takie same jak te należące do Tommy'ego.

Kiedy pojazd zniknął już z jego oczu, mężczyzna wyciągnął telefon. Nie chciał mówić, że nie miał po prostu ochoty na powrót do domu w czyimkolwiek towarzystwie.

*

Minął weekend, na horyzoncie pojawił się poniedziałek. Tak jak poprzednio, początek nowego tygodnia wiązał się z pracą. Co prawda do koncertów wciąż jeszcze było daleko, ale pewne rzeczy wymagały przygotowań i poprawek. Formalności również musiały zostać dopełnione.

Okazało się, że tego dnia Adam też pojawił się w siedzibie wytwórni. Po podpisaniu kilku papierków i krótkiej pogawędce z Tommym udało mu się namówić go na wspólny obiad w restauracji nieopodal. Nie chciało mu się siedzieć samemu aż do siedemnastej, kiedy to miał udzielać wywiadu dla jednej z gazet.

- Dawno się nie widzieliśmy – zagadnął brunet, gdy zasiedli przy stole.
- Miałem dużo na głowie. Zresztą, ty pewnie też – odparł zdawkowo Ratliff. Piosenkarz pokiwał głową.
- To prawda. Starałem się ponadrabiać zaległości ze znajomymi, z Saulim. Te kilka tygodni to za mało.
- A co u Sauliego?
- Pojechał do Finlandii. Ma swoją pracę.
- Przykro mi.
- Wiesz, takie rozstania nie są złe. Czasem dobrze jest od kogoś odpocząć. Tęsknota wzmacnia uczucie – zakończył optymistycznie. Spojrzał na Tommy'ego. Kiwał głową, lecz wydawał się zamyślony. – Coś się stało?
- Nie, czemu? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Widzę, że o czymś myślisz. Dawno nie rozmawialiśmy, a pamiętam, że miałeś problemy.
- To prawda – przyznał markotnie. Skupiał wzrok na solniczce, którą nerwowo obracał w chudych palcach.
- Nie poradziłeś sobie z nimi, prawda?
Blondyn pokręcił głową.
- Nie i brnę w coraz większe bagno – westchnął i odłożył przedmiot na miejsce. Nie był przygotowany na wyznania.
- Chciałbym ci pomóc, ale nie wiem jak.
Przełknął ślinę. Jak wybrnąć z tej sytuacji?
- Nie masz jak mi pomóc, bo to są sprawy, z którymi muszę poradzić sobie sam – rzekł ostatecznie. Adam sprawiał wrażenie nieprzekonanego.
- Wiesz, że jeśli tylko chcesz, możesz powiedzieć mi o wszystkim.
Pokiwał głową. Czuł się przyparty do muru przez osobę, która była od niego sporo silniejsza, nie tylko fizycznie.
- Podczas trasy odkryłem, że jestem kimś innym niż uważałem. Nie chcę tego. Chcę wrócić do tego, co było wcześniej.
- Dlaczego?
- To nie jestem ja! – pisnął żałośnie, próbując zdusić w sobie emocje. – To nie jestem ja i to nie mogę być ja. Muszę to cofnąć.
- Jest aż tak źle?
- Jest tragicznie – wycedził przez zęby. Jego ręce drżały. Miał tylko nadzieję, że się nie rozklei. Jego duma nie zniosłaby takiego upokorzenia.

Poczuł dłoń na swoim ramieniu. Obrócił głowę. Na twarzy Adama zobaczył smutek i troskę.

- Nie wiem, o co chodzi, nie wiem, czy kiedykolwiek się tego dowiem. Chcę tylko powiedzieć, że jeśli będziesz chciał o tym porozmawiać albo będziesz potrzebował pomocy, możesz na mnie liczyć. Jeśli coś się będzie działo, proszę, daj mi znać. Godzina nie ma tu znaczenia.
Pomoc, z której nie mógł skorzystać.
- Dziękuję – powiedział, przywdziewając na twarz lekki uśmiech. Adam odpowiedział tym samym.
- Jesteś dla mnie ważny. Nie jesteś tylko moim współpracownikiem, ale też przyjacielem. Chcę dla ciebie jak najlepiej.
- Przestań, bo się rozkleję!
Obaj zaśmiali się ciepło. Tommy nie lubił być zbyt wylewny i Adam dobrze o tym wiedział. Okazywanie emocji było po prostu nie w jego stylu.
- Dobrze, dobrze. To co, pomożesz mi?
- Dawaj laptopa.

Tuż przed wyjściem Lambert poprosił swojego basistę o pomoc w zakupie ciuchów. Niedawno znalazł nowy sklep, w którym planował zaopatrzyć się w kilka rzeczy. Każdy kto choć trochę znał Adama wiedział, ile zajmuje mu podjęcie decyzji co do wyboru ubrania. W tej sytuacji liczyła się każda pomoc.

- Widziałem świetne buty! Znaczy, nie wiem, czy są wygodne, ale bardzo mi się podobają.
- Bardzo logiczne…
- Pokażę ci zdjęcie!

Ratliff nigdy nie ukrywał, że nie jest najlepszą osobą do pomocy w zakupach. Nie interesowały go zbytnio. Miał kilka wybranych sklepów, w których zaopatrywał się w nowe ubrania. Wchodził, brał co mu się podobało, płacił, wychodził. Pod tym względem był zupełnym przeciwieństwem swojego pracodawcy.

Leniwie spojrzał na ekran. Zamrugał w niedowierzaniu.

- Wyglądają całkiem w porządku. Są na koturnie i wydają się wygodne. Mają klasę i pasują do wielu rzeczy. Co sądzisz?

Bardziej niż buty wzrok blondyna ściągał na siebie ich właściciel. Rysy twarzy, spojrzenie, sylwetka. Był tak bardzo podobny…

*

Nadejście weekendu miał uczcić wraz z kumplami. W planach było picie, panienki i... Właściwie to wszystko. Reszta zależała od dalszego biegu wydarzeń. Lubił spędzać czas w ten sposób. Zabawa na autopilocie pomagała mu się odstresować. Nieważne co się działo, na ewentualne konsekwencje czas przyjdzie później.

Wpakowali się grupą do dużej taksówki. Nie udało im się znaleźć nikogo, kto chciałby spędzić całą noc bez alkoholu. Przymus ujadania się z pijanym tłumem pewnie był przeważającym argumentem w tej sprawie.

Wysiedli przed znajomym klubem. Ratliff pomału zaczynał mieć dość tego miejsca. Spędzał tu już kolejną noc.

Szybko zajęli ostatni większy stolik i zamówili coś do picia. Rozmowa pochłonęła ich bez reszty, więc nie zauważyli nawet, kiedy dotarli do granicy, której nie powinni przekraczać.

- Pójdę jeszcze po drinka – oznajmił basista, podnosząc się z siedzenia, co w jego stanie zaczynało być zadaniem dość problematycznym.

Jakimś cudem udało mu się dostać do baru. Zanim jednak złożył zamówienie czekał go postój w kolejce. Mało zadowalająca perspektywa.

Czekając, rozglądał się na boki, by jakoś zająć sobie czas. Masa nieznajomych twarzy, nie poznawał nikogo. W sumie, co za różnica? Miał już towarzystwo na wieczór.

Niespodziewanie poczuł na sobie czyjś wzrok. Rozejrzał się ponownie. Choć wszyscy zdawali się ignorować jego obecność, dziwne przeczucie nie ustawało.

Telefon w kieszeni zawibrował. Znów ten nieznany numer. Uniósł wzrok. Skrzyżował spojrzenia z inną osobą. Nie spodziewał się go spotkać tego wieczora.

Brunet uśmiechnął się tajemniczo. Jego wzrok był inny niż poprzednio. Tommy zdołał to dostrzec nawet z tak dużej odległości.

Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, lecz w pewnym momencie chłopak wstał i ruszył przed siebie. Odchodząc, odwrócił się ponownie. Czyżby sygnał?

Niewiele myśląc, ruszył za nim. Wiodła go ciekawość i uczucie, które wydało mu się podejrzanie znajome.

Gdy blondynowi udało się przedrzeć przez tłum na parkiecie, zorientował się, że chłopak zniknął mu z oczu. Jedynie ruch drzwi do toalety był dla niego jakąś wskazówką. Bez wahania wszedł do środka.

Tak jak przypuszczał, brunet był w pomieszczeniu. Stał przed lustrem, poprawiając fryzurę.

- Miło cię znów widzieć – powiedział łamaną angielszczyzną. Jego skórzana kurtka zsunęła się odsłaniając nagie ramiona. Jego ruchy były nieskoordynowane.

Mężczyzna zwrócił głowę w stronę drzwi. Nie mógł zapomnieć, że nadal był osobą z jakąś tam reputacją, której powinien pilnować. Jeśli ktoś przyłapałby go w toalecie z rozbierającym się chłopakiem, sytuacja mogłaby wyglądać nieciekawie.

Krótka piłka. Uchylił drzwi do jednej z kabin.

Brunet uniósł brew do góry. Ratliff klepnął się w czoło.
- Nie! Chcę tylko pogadać, chodź!

Nie bez oporów ze strony młodszego, lecz w końcu obaj znaleźli się w środku.

- Przytulnie tu…
- Skąd wiedziałeś, że tu będę? – wypalił wściekle Tommy.
- Nie wiedziałem. Po prostu zaryzykowałem.
- Nie wierzę w to!
- To nie wierz, to już nie twój problem.

Blondyn załamał ręce. Niewiele mógł osiągnąć tą rozmową. W żyłach czarnowłosego krążyła zbyt duża dawka alkoholu.

- Jak ty się właściwie nazywasz? – spytał mężczyzna. Chłopak przywdział na twarz pijacki uśmiech.
- Mówiłem ci już – odpowiedział. Nogi uginały się pod ciężarem jego ciała. – Wiele osób je zna. Wiele osób je krzyczy…
- Więc? Nie rób z siebie divy.

Brunet prychnął. Dumnie uniósł głowę i wypiął klatkę piersiową.

- Nie jestem divą – rzekł, nadal się uśmiechając. – Jestem Bill Kaulitz.
Drache 
***

Dzięki za komentarze w sprawie pojedynków opowiadań! Cieszę się, że są chętni do takiego przedsięwzięcia. :)
Pozdrowienia i miłej niedzieli!
 

7 komentarzy:

  1. Końcówka genialna!
    Tommy pewnie dostanie zawału jak dotrą do niego te słowa.
    W ogóle ten odcinek był tak cudownie długi. Siedziałam i czytałam, a końca nie było widać. :)
    Wiesz, co mnie ciekawi najbardziej?
    To, czy Tommy powie o swojej znajomości Adamowi.
    No, i oczywiście jak to się wszystko rozwinie dalej.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Tommy musi być z Billem, ha! dla mnie innej opcji po prostu nie ma! Też jestem zdania, że te dane personalne mogą dość szokująco na niego wpłynąć, ale... Tommy musi wreszcie zaakceptować zmiany, jakie w nim zachodzą. Ten odcinek był taki fajny dłuugaśny, zajefajnie się go czytało.
    Czekam na newsa!
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem tak bardzo szczęśliwa *u*
    Rozgrzałaś mnie <3
    Sobie marznę na dworze, włączam necisza, bleggera, a tu kolejny rozdział *u* fapfap normalnie, uwielbiam cię, jesteś cudowna *o*
    Awww~ Lof ju <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko Bosko kochano, jaram się totalnie tym opowiadaniem. *o*
    Nie mogę znaleźć słów, które wyraziłyby emocje towarzyszące mi podczas czytania go. Normalnie to jest chyba najlepsze Twoje opowiadanie, choć do tej pory byłam w pełni oddana "Sierotce".
    Jesteś mistrzynią. Kurde no, ja nie mogę, jaki geniusz. :D
    Zrobię u siebie w pokoju ołtarzyk i będę Cię czcić i wielbić, o! W pełni na to zasługujesz. ^^
    Kocham Cię ponad życie. <3
    Pozdrawiam i życzę weny. :3

    OdpowiedzUsuń
  5. no i czytam to już drugi raz
    zajefajny odcinek czekam na kolejne ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. hahaha od razu przypomina się reklama saturna- ich bin Bill Kaulitz hahha nie mogę, ale fajny odc, nna prawdę genialny, mogę wiedzieć skąd ty bierzesz te pomysły? jesteś świetna :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Zamiast uczyć się do sesji zgłębiam twoja twórczość i choć przyznam, że mam swego rodzaju alergie na TH, to, to opowiadanie wybitnie mi się podoba. Stosunkowo odważny pomysły, aczkolwiek podoba mi się zdecydowanie bardziej niż Adam& Bill. Sama fabuła wydaje się być pozytywna choć niepokoi mnie Tommy w prologu! W interesujący i niebanalny sposób opisujesz uczucia bohaterów, tworząc z nich ciekawe osobowości. Masz też coś czego ja osobiście strasznie zazdroszczę autorkom - naturalność tworzenie. Potrafisz tak dobrać słowa, że mam wrażenie jak bym czytała naturalna rozmowę dwojga ludzi,a nie pompatyczny nienaturalny bełkot. Mogę pozwolić sobie również na małą uwagę? Pisząc dialogi częściej wplataj określenie mówiącego, bo szczerze w tych dłuższych dialogach pogubiłam się do kogo należy dana kwestia.

    http://swiata-iluzja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń