5.05.2012

2. Przebudzenie

Promień światła boleśnie ukuł go w zmęczone oczy. Mogły być trochę spuchnięte, ból był naprawdę nieprzyjemny.

Stopniowo odzyskiwał kontrolę nad swoimi zmysłami. Czuł się gorzej niż na jakimkolwiek w życiu kacu. Jego usta były zupełnie suche, jakby zapomniały już jak to jest, gdy czuje się na sobie przyjemną wilgoć cieczy. Głowę miał niewyobrażalnie ciężką. Czuł, że jest ona jak balon, który zaraz pęknie od zbierającego się wewnątrz powietrza, że ciśnienie rozsadzi ją od środka. Z trudem rozsunął piekące powieki. Cały świat zawirował. Chłopak pomyślał, że z pewnością zwymiotowałby, gdyby nie był tak osłabiony. Nie widział zbyt dobrze, jakaś mgła przysłaniała mu obraz. Zrezygnował, przymknął oczy.

Leżał na czymś miękkim, częściowo przykryty. Było mu ciepło, nawet przyjemnie. Wziął głęboki oddech. Zachłysnął się. Dziki ból ścisnął jego gardło. Jakby ktoś wbił mu w szyję rozżarzony pręt, który przebił ciało na wylot paląc każdą powierzchnię, którą napotkał po drodze.

Spanikował. Zaczął się krztusić, a ból przybierał na sile. Spróbował chwycić dłońmi rozpaloną szyję, lecz jego ręce odmówiły posłuszeństwa. Ciało wygięło się w cierpieniu. Chciał krzyczeć, ale to jedynie pogarszało sprawę. Dusił się. Z każdą sekundą ból rozchodził się dalej, w dół jego ciała. Piekły ręce, nogi, wszystko. Płakał, błagał o litość.

Jakaś postać pojawiła się znikąd. Dostrzegł ją kątem oka. Coś mówiła do niego, lecz nie rozumiał ani słowa. Chyba próbowała go uspokoić.

Krótkie ukłucie. Lodowaty płyn zaczął rozpływać się wewnątrz jego ramienia. Ból stopniowo zanikał. On z kolei zaczął się uspokajać.

Ciepła dłoń spoczęła na jego czole. Nie wiedział, do kogo należała, lecz poczuł się bezpiecznie. Odetchnął cicho. Już nie bolało. Zasnął.

*

Nawet nie wiedział, ile czasu przespał. Kilka minut? Godzinę? Dwie? Nieważne. Choć był nadal bardzo słaby, czuł się o wiele lepiej niż poprzednio. Nic go już nie bolało, może trochę piekło w niektórych miejscach, jednak nie było to nic strasznego. Uchylił powieki i spojrzał przed siebie.

Nie było już mgły. Leżał w niewielkim łóżku, przykryty białą kołdrą. Na jej powierzchni znajdowały się jego, częściowo niewładne jeszcze, ręce. Były całe w bandażach i plastrach. Jedyne odkryte miejsce stanowiła szpara, z której wystawał wenflon połączony z przezroczystą rurką. Z łatwością można było dostrzec, jak znajdująca się w jej wnętrzu ciecz przemierza drogę z niewielkiego zbiorniczka wprost do młodego ciała.

W pomieszczeniu, w którym znajdował się nastolatek, panował lekki półmrok. Jedynie słabe światło słońca przebijało się przez zasunięte żaluzje wprost do wnętrza sporej wielkości pokoju. Choć ciężko można było to nazwać pokojem. Było to bardziej coś na kształt gabinetu lekarskiego, z kafelkami w kolorze bieli i brązu zdobiącymi ściany oraz podłogę.

Nagle do uszu chłopaka dotarła czyjaś cicha rozmowa. Powoli przekręcił głowę w stronę źródła słyszanych dźwięków. Bał się, że zbyt gwałtowny ruch może znów wywołać u niego kolejny atak paraliżującego bólu.

W pomieszczeniu, w którym się znajdował, dostrzegł dyskutującą ze sobą parę. Potężnie zbudowany mężczyzna siedział w sporym acz zniszczonym fotelu. Zarówno on jak i mebel nie pasowali do sterylności tego miejsca. Siedzący jegomość z wyglądu trochę przypominał stereotypowego ciemnowłosego i zarośniętego drwala. Rozmawiał z kobietą, która wyglądała na jego rówieśniczkę, lecz tym samym była jego kompletnym przeciwieństwem. Miała delikatną budowę i bardzo jasne włosy. Wydawała się nader sympatyczna.

Mężczyzna spojrzał na leżącego w łóżku nastolatka. Musiał zauważyć, że ten odzyskał przytomność, gdyż wstał i zrobił kilka kroków w jego kierunku. Bill zadrżał. Z jakiegoś powodu ten długowłosy siłacz budził w nim niepokój.

Z przysłoniętych gęstym wąsem ust padło kilka niezrozumiałych dla dziewiętnastolatka słów. Jednego był pewien, żadne z nich nie było z jego ojczystego języka. Nie wiedząc, co odpowiedzieć spojrzał pytającym, a zarazem niepewnym, wzrokiem na starszego od siebie przedstawiciela płci męskiej.„Drwal” pochylił się lekko i przyłożył palec do jego suchych ust.

- Nic-nie-mów – powiedział spokojnie i wyraźniej niż poprzednio. Chłopak rozumiejąc wypowiedziane przez mężczyznę słowa w języku angielskim kiwnął głową, by dać znak, iż przyjął ten rozkaz do wiadomości. Na twarzy brodacza zarysował się delikatny uśmiech.
- Rozumiesz mnie? – kolejne kiwnięcie. – To dobrze. Jeszcze przez co najmniej kilka dni nie będziesz mógł mówić. Nawet nie próbuj, inaczej znów cię zaboli.

Czarnowłosy spuścił wzrok. Jego umysł przypomniał mu o piekle, przez które przeszło jego ciało. Wzdrygnął się.

- Na razie dostajesz leki niwelujące ból – kontynuował„drwal”. – Nie możesz jeść ani pić, bo twoje gardło może się zagoić. Wszystko co potrzebne dostajesz bezpośrednio do żył. Czy wiesz, dlaczego tu jesteś?

Chłopak przymknął oczy i zastanowił się. Ku swojemu zaskoczeniu odkrył, że jego umysł jest jak czysta kartka. Kompletna pustka. Nic nie pamiętał.

- Znalazłem cię w lesie. Zaatakowały cię wilki. Jak się tam znalazłeś? Przecież nie pojawiłeś się znikąd.

Bill otworzył szeroko oczy i z niedowierzaniem spojrzał na swojego rozmówcę. On? Las? Wilki? Co do cholery… Przed oczami błysnęły mu dzikie, pożądliwe ślepia. Zimny dreszcz przeszedł całe jego ciało.

Niespodziewanie mężczyzna rozpiął swój gruby kraciasty bezrękawnik i schował rękę do środka, by po chwili wyjąć stamtąd mały notes i ołówek. Oba przedmioty położył na pościeli przy ręce nastolatka.

- Chciałbym, żebyś wziął to do ręki i odpowiedział mi na kilka pytań, jeśli to możliwe – czarnowłosy wypełnił polecenie, lecz słowa mężczyzny obudziły w nim złe skojarzenia. Nie do końca rozumiał, czemu. – No to chyba podstawowa rzecz. Jak cię zwą młody?

Bill zastanowił się chwilę, a następnie odruchowo nakreślił na kartce swój podpis. Gdy skończył, znów zamyślił się na moment. O ile nakreślenie parafki przyszło mu łatwo, nie mógł przypomnieć sobie jak brzmi jego pełne imię i nazwisko. Sekundy mijały, a on rozszyfrowywał widniejące na papierze znaki.

W końcu poczuł, że coś ruszyło. Zaczął pisać powoli i ostrożnie. Litera po literze. Był już w połowie drogi, gdy znienacka przerwał mu zniecierpliwiony „drwal”.

- Wymyślasz to nazwisko czy co?!

Frustracja sięgnęła zenitu. Chłopak wściekle skreślił wszystko, co do tej pory napisał.

- Przestań się wygłupiać tylko pisz, o co cię prosiłem.
- Steven, daj mu spokój. Może on po prostu nic nie pamięta.
- Mam nadzieję. Lepiej tak niż jakby miał nas okłamywać.

Brodacz wyszedł trzaskając drzwiami. Zanim jednak to uczynił, zdążył jeszcze posłać dziewiętnastolatkowi złowrogie ostrzegawcze spojrzenie.

- Przepraszam za niego, bywa przesadnie szorstki. Jeśli coś sobie przypomnisz, zapisz to proszę w notesie.

Blondynka opuściła pomieszczenie pozostawiając podirytowanego chłopaka samego. Nienawidził rozstawiania go po kątach. Wszelkie próby takiego traktowania budziły w nim gniew i głęboki sprzeciw. Nie raz prowokował tym przeróżne konflikty z najbliższym otoczeniem, choć nigdy nie skłoniło go to do refleksji, a już na pewno nie do najmniejszej próby zmiany swojego usposobienia.

„Przecież to nie moja wina, że nic k*rwa nie pamiętam!” – warknął w myślach, odwracając twarz w stronę ściany. Widok zimnych kafelków był tak nieprzyjemny, że jeszcze bardziej go zirytował.

Spróbował przeanalizować sytuację, w której się znalazł. Był sam, w obcym miejscu, z luką w pamięci, dziurą w gardle, obolałym ciałem, zdany na łaskę obcych ludzi. Nie miał innego wyjścia niżeli schować swą dumę gdzieś głęboko w duszy i zaakceptować wszelkie warunki stawiane przez gospodarzy. Jeżeli w ogóle może tak o nich myśleć. Może to wcale nie ich dom, szpital, lecznica czy gdziekolwiek się znajdował.

Jeszcze raz spojrzał na leżący na pościeli notes. Westchnął. – „Chyba nie mam wielkiego wyboru.”

Przysunął do siebie sczepiony plik kartek oraz ołówek. Zaczął jeszcze raz.

- „B-I-L-L, brzmi znajomo” – uśmiechnął się w duchu. –„K-A-U-L-I-T-Z. No, wreszcie pamiętam! Czemu przypomniałem sobie tak elementarną rzecz dopiero po jej napisaniu?”

Zatrzymał się na chwilę i przymknął oczy. Znów trafił na niewidzialną barierę, która odgradzała jego wspomnienia od obecnej zawartości umysłu.

- „Może po prostu wrócę do tego później. Nie mam już na to siły” – przemknęło mu przez myśl. Odłożył trzymane w rękach przedmioty i zamknął oczy, by znów pogrążyć się w głębokim śnie. 
Drache

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz