5.05.2012

13. Wtargnięcie

Pierwsze dni w nowym miejscu zleciały bardzo szybko. Nim się obejrzał miał już za sobą cały tydzień. Dzień w dzień dawał z siebie jak najwięcej, by dostosować się do nowych warunków. Uczył się nazw produktów, ich umiejscowienia na sklepowych półkach, a nawet cen, mimo iż i tak były one zapisane w sklepowym komputerze. Podłapywał również zwroty padające podczas rozmów z kupującymi oraz pewne mniej ważne szczegóły dotyczące klientów sklepu.

Spożywczak, w którym pracował, był jedynym tego typu sklepem w okolicy, w związku z czym przyjeżdżali do niego nie tylko mieszkańcy danej miejscowości, lecz także ci z okolicznych terenów. Byli to bardzo różni ludzie. Rano w sklepie pojawiały się głównie tutejsze starsze panie. Około południa trafiali tutaj leśnicy z otaczających wieś lasów, którzy właśnie robili sobie przerwę na posiłek. Oprócz tego sporą część klientów sklepu stanowili przyjezdni. Działo się tak, ponieważ spożywczak znajdował się przy jednej z największych i najczęściej uczęszczanych okolicznych dróg. Nieraz pojawiali się także zagraniczni turyści, zatrzymujący się tutaj w drodze do jednego z parków narodowych. Nie ma co kryć, parki to największa atrakcja w okolicy.

Bill był zadowolony ze swojej pracy. Choć nie miał zbyt skomplikowanych zadań, czuł, że z każdym dniem uczy się czegoś nowego, pożytecznego. Bądź co bądź była to jego pierwsza „normalna” praca. Tutaj, mimo ulgi ze względu na jego niedawne przybycie, był traktowany jak każdy inny pracownik. Nikt nie zaprzątał sobie głowy jego wyglądem, nazwiskiem. Tokio Hotel było czymś zupełnie innym. Ostatecznie taka zmiana stanowiła dla niego coś interesującego. Miał ciszę, spokój i nie musiał przesadnie martwić się swoim wyglądem. Zresztą i tak nosił na sobie biało-żółty uniform, który, swoją drogą, przyprawiał go o dreszcze. Ta kolorystyka zupełnie nie trafiała w jego gust.

Tego wieczora blondyn jak zwykle zajmował się sprzątaniem sklepu. Nowi pracownicy nie mieli dostępu do kasy czy najróżniejszych dokumentów, więc Marcus musiał zająć się tym wszystkim sam. W tym samym czasie Bill sprzątał bądź układał towar na półkach. Jednym słowem, robił wszystko inne.

Szykowali się do zamknięcia sklepu, gdy rozległo się głośne pukanie do drzwi. Bill zaintrygowany uniósł głowę, jednak Marcus nawet nie zerknął w stronę źródła irytującego dźwięku.

- Weź otwórz temu kretynowi, jeśli możesz – mruknął tylko. Kaulitz oparł szczotkę o jeden z regałów i przekręcił klucz w zamku.

- Jest może Marcus? – usłyszał tylko, po czym został silnie odepchnięty. Ledwie utrzymał równowagę. – Cześć stary! – rzucił wysoki umięśniony blondyn.
- Naprawdę mógłbyś bardziej uważać – powiedział spokojniejszy głos należący do niższej postaci, która pojawiła się w sklepie tuż za swoim kolegą. – Wszystko w porządku?
- Tak, wszystko ok – odpowiedział Bill, masując obolałe ramię.
- Przepraszam za niego, on nigdy nie patrzy, co robi.
- Cześć Matthew – rzekł obojętnie Martin, nie przerywając pracy. – Co słychać?
- Dziewczyny szykują imprezę na sobotę. Miałem ci to przekazać, bo podobno cały dzień nie odbierasz telefonu.
- Padła mi bateria, więc zostawiłem go w domu.
- Dobra, ale chcesz iść?
- Gdzie i o której?
- Tak jak zwykle godzina siódma dom Irene.
- Dopiszcie mnie do listy.
- Super. Sam dzisiaj jesteś? Gdzie twój nowy współpracownik?
- Staranowałeś go po drodze.

Krótkowłosy osiłek odwrócił się, by dostrzec Billa, któremu wreszcie udało się doprowadzić swoją rękę do porządku, mimo iż był pewien, że za kilka dni na miejscu bolącego miejsca pojawi się siniak.

- A to ty. Cześć, jestem Matthew – podszedł szybkim krokiem i podał mu rękę.
- A ja Chris – przedstawił się niższy chłopak o czerwono-czarnych włosach.
- Bill – odpowiedział krótko.
- Ciebie też wpisać na listę?
- Jaką listę?
- Nieważne – Matthew machnął ręką. – Przyjdź jeśli chcesz. Na razie stary! – krzyknął do Marcusa.
- Do zobaczenia później chłopaki.
- Cześć. Miło było cię poznać Bill – dodał jeszcze Chris, po czym również zniknął za drzwiami. Kaulitz ponownie przekręcił klucz w zamku.
- I tak oto poznałeś Chrisa i Matthew.
- Wydają się być w porządku.
- Tak, zwłaszcza Matthew – ironizował szatyn. – Gdyby nie to, że w tej dziurze prawie nie ma ludzi w naszym wieku, nie zadawałbym się z tym typem. Ty rób jak chcesz, twoja sprawa.
- A ten drugi?
- Chris? On jest spoko. Może wyglądać trochę dziwnie, ale jest naprawdę w porządku. Można na nim w pełni polegać, mimo że jest z nas wszystkich najmłodszy.
- „Nas wszystkich”?
- Młodych ludzi w tej okolicy. Poznasz ich w sobotę, jeśli zdecydujesz się iść na imprezę. Irene na pewno nie będzie miała nic przeciwko, reszta pewnie też nie. Wydajesz się być spoko.
- Dzięki. Chętnie poznam nowych ludzi.
- Spoko. Teraz skończmy z robotą na dziś. Mdli mnie już od siedzenia tutaj.

*

Po pracy Bill zaczął szykować sobie ubranie na następny dzień. Nie miał zbyt wielkiego wyboru ze względu na dość ubogą garderobę, jednak wykorzystywał ten czas na przejrzenie, czy wszystko jest czyste, a nigdzie nie ukryła się żadna plama.

- Co robisz? – spytał jego współlokator.
- Szykuję ciuchy na imprezę.
- Dzisiaj?
- Tak.
- Weź cokolwiek, nikt przecież nie będzie na to patrzył. Bill?
- Hm?
- Wiem, że to włażenie z butami w twoją prywatność i jeśli nie chcesz to nie musisz odpowiadać, ale kim byłeś zanim przyjechałeś do Brownów?

Chłopak zastanowił się zanim odpowiedział. Przyjęcie nowej tożsamości było trudniejsze niż mu się wcześniej wydawało. Musiał napisać swoją przeszłość od nowa, wymyślić coś wiarygodnego. Kto by mu uwierzył, gdyby powiedział, że był wokalistą bardzo znanego w Europie zespołu, za którym szalały nastolatki? Mógłby się jedynie narazić na śmieszność.

- Byłem modelem – oznajmił, przypominając sobie swoje liczne sesje zdjęciowe. Tak, w pewnym sensie był modelem.
- Serio? – zainteresował się Marcus. Blondyn uśmiechnął się nieco. Szatyn rzadko kiedy okazywał emocje inne niż przygnębiającą obojętność.
- Zgadza się.
- I jakie to uczucie?
- Fajne, lubiłem to. Chciałbym tak dalej pracować – powiedział szczerze, myśląc o swoim marzeniu. Uwielbiał pozować do zdjęć, być w centrum zainteresowania. Tokio Hotel pozwoliło mu liznąć trochę tego zawodu i mimo jego wad, uznał, iż było to to, co mógłby robić całe życie.
- Są jakieś twoje zdjęcia w internecie?

Blondyn przełknął ślinę.

- Nie, nie ma. To nie było nic wielkiego. Kilka sesji do niemieckich gazet parę lat temu.
- Rozumiem.
- A ty gdzie poprzednio pracowałeś?
- Od zawsze pracowałem w sklepie, bo to biznes mojego ojca, więc wiesz jak jest, masz pewną posadę. Nie, nie jest to moja wymarzona praca. Jeśli chcesz wiedzieć, co nią jest, chciałbym grać w jakimś znanym zespole. Gram trochę na gitarze, marzę o tym, żeby kiedyś zagrać na scenie. Zatracić się tam w muzyce, jednocześnie, czując, że są ludzie, którym podoba się moja gra. Nawet nie musi być z tego wielkiej kasy czy piszczących lasek. Chodzi o samo zatracenie się. Wiesz o czym mówię?

Dwudziestolatek kiwnął głową. „Ma dokładnie takie samo podejście jak Gustav.”

- Ale to marzenie ściętej głowy – dokończył chłopak.
- Dlaczego?
- Nieważne. Nie przeszkadzam ci już.

Założył na głowę wielkie słuchawki i włączył jakąś ciężką muzykę. Rozmowa zakończona.

Rzuciwszy przygotowane ciuchy obok łóżka, Bill rozsiadł się na kanapie. Półprzytomnie przeskakiwał po kolejnych kanałach w telewizorze z nadzieją, że w końcu natknie się na coś ciekawego. 
Drache

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz