5.05.2012

19. Crystal i Isaac

Mijały dni, tygodnie, miesiące. Okolica pomału budziła się z zimowego snu. Robiło się coraz cieplej. Śnieg topniał, śpiew ptaków stawał się coraz powszechniejszy. Pojawiały się również pierwsze owady, co jednak ucieszyło jedynie wygłodniałych posiadaczy piór. Ludzie nie tęsknili do towarzystwa much i chrząszczy. Bill nie był w tej kwestii wyjątkiem. Nerwowo machnął ręką, gdy coś dużego przeleciało tuż przy jego twarzy.

Słoneczna niedziela taka jak ta z pewnością niejednego potrafiła wyciągnąć na leniwy spacer po okolicy. Dla blondyna przemierzanie tych ulic nie było jednak zbyt ciekawą rozrywką, tym bardziej, że musiał iść sam. Dobrze, że nie musiał iść daleko. To nie pogoda, lecz prośba jednej ze znajomych dziewczyn wyciągnęła go tego ranka z ciepłego łóżka.

Rozejrzał się i przeszedł na drugą stronę ulicy. Czekała tam na niego urocza blondynka, której włosy sięgały aż do łopatek. Miały wyjątkowo jasny, lecz wciąż naturalny, kolor.

- Cześć! – przywitał się, podchodząc do dziewczyny. Ta uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
- Cześć – odpowiedziała. – Idziemy?
- Jasne. Daj, pomogę ci – zaproponował i chwycił część z jej rzeczy.
- Nie musisz, ale dzięki.
- Dużo się spóźniłem?
- Nie, właściwie to wcale. Ja po prostu lubię przychodzić wcześniej. Wolę to niż świadomość, że ktoś musi na mnie czekać.
- Dobre podejście. Daleko jest ta polana?
- Nie, niedaleko. Jakieś dziesięć minut drogi.

*

Nie myliła się, dotarli do celu po równych dziesięciu minutach marszu. Polana mieściła się na samej krawędzi lasu. Miejsce to było tak niezwykłe, że zrobiło wrażenie nawet na Billu, który rzadko potrafił zachwycić się przyrodą.

Po jakimś czasie dwudziestolatek zdał sobie sprawę, iż do jego uszu dochodzi muzyka inna niż ta tworzona przez naturę. W miejscu, gdzie polana przechodziła już w gęsty las, dostrzegł Isaaca rozgrzewającego się w rytm muzyki płynącej z głośników stojącego na ziemi boomboxa. Chłopak nie zdawał sobie sprawy z obecności znajomych, był zbyt pochłonięty ćwiczeniami.

- O, wypatrzyłeś Isaaca - zauważyła Crystal. - Często tutaj trenuje. To dobre miejsce, gdy trzeba się skupić. Przywitajmy się z nim.
- Myślałem, że Isaac jest raczej...leniwy? - powiedział z braku innego, milszego słowa w czasie gdy oboje kroczyli na spotkanie ich koledze.
- To powszechna opinia, ale nie powiedziałabym tego. Isaac poświęca każdą wolną chwilę treningom, a że są męczące resztę dnia przesypia, stąd powszechne przekonanie o jego lenistwie.
- Reszta nie wie, że on ćwiczy?
- Nie wie, że robi to tak często i intensywnie. Nikomu nie chwali się ze swojej pracy.
- W takim razie skąd ty o niej wiesz?
- Też lubię to miejsce, dlatego często wpadamy na siebie.
- Rozumiem.
- Zaabsorbowany jak zwykle – zachichotała dziewczyna, gdy umięśniony chłopak mimo niewielkiej odległości nie zauważył pojawienia się swoich znajomych. – Cześć Isaac!

Dwudziestolatek przerwał ćwiczenia i odwrócił się zdziwiony.

- O, cześć wam – uśmiechnął się przyjaźnie. – Co tu robicie?
- Poprosiłam Billa o pozowanie do rysunku.
- Sceneria ta co zawsze?
- Zgadza się.
- Powodzenia, stary, trochę się nasiedzisz, ale warto. Crystal świetnie rysuje, maluje zresztą też.
- Daj spokój, Isaac! – machnęła ręką zawstydzona.
- No co, to przecież prawda – kontynuował chłopak.
- Też pozowałeś? – spytał Bill.
- Wiele razy. Często trafiamy na siebie i jakoś tak wychodzi. W każdym razie, warto, na pewno się nie zawiedziesz.
- Isaac!
- Dobrze już dobrze – zaśmiał się na widok oburzonej twarzy koleżanki. – Wracam do swojej pracy. Miłego dnia!
- Pracy? – zagadnął ze zdziwieniem Kaulitz, kiedy odeszli już wystarczająco daleko.
- Utrzymywanie dobrej formy to też jego praca, tak samo jak opracowywanie nowych układów – wyjaśniła blondynka. – Poza tym musi też przygotować się do zajęć.
- Zajęć?
- Tak. Ma dzisiaj ucznia czy dwóch.

„Pozory jednak często mylą”, skwitował były wokalista, udając się na miejsce wskazane mu przez jego dzisiejszą przewodniczkę. Dwie niewielkie drewniane konstrukcje były już częściowo obrośnięte mchem. Niezbyt dobrze zniosły tegoroczną zimę, a może nawet i kilka poprzednich.

- Ładne miejsce – rzekł dwudziestolatek, rozglądając się wokół. Zajął miejsce na starej ławeczce, która skrzypnęła pod jego ciężarem.
- To prawda. Jest idealne do rysunków i obrazów. Do zdjęć pewnie też, ale nie znam się na tym.
- To rzecz Irene?
- Zgadza się.
- Powiedz mi, jak mam się ustawić.
- Jak ci wygodnie. Będziesz musiał tak trochę wytrzymać.
- Na pewno?
- Aha.
- Skoro tak. Zwykle każdy ustawia mnie dokładnie tak jak ma w zamyśle.
- Każdy ma jakąś swoją wizję. Ja też mam swoją, ale to później.
- Jak chcesz.

Szybko wybrał wygodną acz, według niego, reprezentacyjną pozę. Pochylił się wprzód i oparł łokcie o kolana. Spoglądał lekko w bok, jednak starał się za bardzo nie wpatrywać między drzewa.

- Chyba nie za bardzo odpowiada ci ta poza?
- Nie, to nie to. Tylko…Las. Nie boisz się lasu?
- Nie, czemu miałabym się go bać? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Właściwie to… Nie, tak pytam – próbował ratować sytuację i nie wyjść na kompletnego tchórza. Ostatecznie przecież nie bał się lasów. Czuł się tutaj tylko trochę niekomfortowo.
- A ty się boisz?
- Nie no, co ty! Nie lubię, to wszystko – odparł starając się ukryć swój wstyd pod płaszczem irytacji.
- Możemy zmienić miejsce, jeśli chcesz.
- Nie trzeba, wszystko ok.

Dalej pracowali w ciszy. Dziewczyna nanosiła na kartkę pierwsze szkice, podczas gdy Bill starał się skupić swoje myśli na wszystkim innym niż znienawidzony przez siebie krajobraz. Plany na później, lista zakupów…

- Jak ci się u nas podoba? – zagadnęła wreszcie Crystal, nie odrywając się od kartki.
- Jest w porządku. Sporo pracy, ale ogólnie w porządku – odparł, prostując na chwilę plecy.
- A jak idzie zbieranie pieniędzy?
- Pieniędzy? A! Powoli. Zawsze znajdą się jakieś nieprzewidziane wydatki.
- To prawda. Dobrze to znam – przyznała blondynka, wykonując kolejne ruchy ołówkiem. – Myślałeś może o czymś dodatkowym?
- Nie dam rady, po całym dniu w sklepie nie mam już ani siły, ani czasu na nic – westchnął na myśl o czekającej go jutro stercie rzeczy do poukładania na półkach.
- Rozumiem cię. Ja pomagam nauczycielom z pobliskiej szkoły i też często wracam późno do domu. Organizowanie zajęć też bywa męczące, również fizycznie. Mogłabym się popytać, czy nie znalazłoby się gdzieś jakieś dodatkowe zajęcie, jeśli chcesz oczywiście.
- Dziękuję, to miłe z twojej strony – odpowiedział, uśmiechając się lekko. – Z tym, że mam czas jedynie w niedziele.
- Wezmę to pod uwagę. Jestem pewna, że coś by się znalazło.
- Dzięki.
- Zaraz skończę pierwszą wersję. Pokażę ci ją, gdy już skończymy wszystkie, ok?
- Nie ma sprawy.

*

Ostatnie poprawki zostały naniesione na rysunki, gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Oboje byli głodni i już trochę znużeni. Bill co i raz rozciągał się, próbując trącić trochę życia w swoje uśpione stawy. Oglądał przy okazji jedną z prac wykonanych przez Crystal. Był pod wielkim wrażeniem talentu dziewczyny. Isaac nie przesadzał, kiedy chwalił jej umiejętności.

Po latach oglądania siebie we wszelkich możliwych mediach, rzadko podobały mu się przedstawiające go zdjęcia czy rysunki, jednak prace dziewczyny były inne. Cieszył się, że mógł zatrzymać dla siebie choć jedną z nich.

- Jedziecie z nami w piątek do miasta? – zapytała niespodziewanie Crystal.
- Do miasta? – powtórzył zdziwiony.
- Wybieramy się tam wszyscy razem na zakupy. Marcus miał zapytać ojca o pozwolenie. Myślałam, że może już o tym rozmawialiście.
- Nic o tym nie wiem – odparł Bill. – Jeśli tak by było to i tak musiałbym zostać w sklepie. Ojciec Marcusa na pewno nie zgodzi się żebyśmy obaj tam pojechali.
- Czy ja wiem? Obaj jesteście ludźmi i czasem potrzebujecie przerwy.
- Ale nie w tym samym terminie – chłopak obstawał przy swoim.
- Myślę, że to da się zrobić. Do tej pory wszyscy razem jeździliśmy do miasta i nie było z tym problemu. Aaron również jechał wtedy z nami. Pan Martin znajdował po prostu kogoś na zastępstwo na jeden dzień i tyle.
- Aaron to poprzedni kasjer?
- Zgadza się. Pracował z Marcusem przed twoim przyjazdem tutaj. Znalazł pracę w innym mieście.

Historię Aarona Bill słyszał już z ust swojego współpracownika. Nie była ona jednak zbyt treściwa. Chłopak przyjechał tutaj wraz z innymi, by zarobić trochę pieniędzy na college. Pracował z Marcusem w sklepie, lecz nie był zbyt zadowolony ze swoich zarobków. Bycie umysłem ścisłym pozwoliło mu na szybkie znalezienie pracy w dużej firmie daleko stąd. Podobno wiedzie mu się dobrze, ale dystans osłabił więzi z dawnymi znajomymi. Odległość, brak czasu – Bill znał to doskonale ze swojego dawnego życia.

- Zapytam Marcusa. Chętnie bym się gdzieś wyrwał – zdecydował w końcu.
- Byłoby super! – przyklasnęła blondynka. – A czy pojedziesz też z nami na wyjazd? Wiem, że do niego jeszcze dużo czasu, ale zakupy będziemy już robili między innymi pod tym kątem.

Spojrzał na nią zaskoczony. Kolejna rzecz, o której nie miał pojęcia. 
Drache

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz