13.05.2012

21. Głębia

Hej wszystkim! Zapraszam na kolejny odcinek! :)

obsesja - Spoko. Po prostu wiele razy nachodziły mnie czarne myśli co do sensu pisania tego opowiadania, stąd też jakieś ponure wnioski. :) Cieszę się, że czytasz nasze opowiadania. I nie dziwię się, że myślisz tutaj też o Tomie, zwłaszcza biorąc pod uwagę Twoją twórczość. ;) Pozdrowienia i życzę weny! :D

Ingeborg - Na chwilę obecną stwierdzam, że przeniesienie się było słuszną decyzją, nie wiem tylko, czy było nią również przeniesienie się akurat tutaj, ale przynajmniej nic nagle nie znika (a nawet jeśli to wystarczy jedno odświeżenie strony, by wszystko naprawić, nie 20!). Pozdrawiam serdecznie! :)

Kamilia - Ja też mam nadzieję, że nic tutaj sobie nie zniknie. Dosyć stresu z tego powodu. :P Pozdrowienia!

Maroń - Ciekawe, czy normalnie też jest mistrzem podrywu tego kalibru. Piękne oczy mu w jego obecnym stanie niewiele pomogą. :P Pozdrawiam. :*


 21. Głębia

Odsunął zasłonę i postawił stopy na zimnej posadzce. Pomieszczenie wypełniała gęsta biała para. Osuszył ciało ręcznikiem, po czym odwiesił go na miejsce. Zrobił kilka kroków. Znalazł się przed wielką taflą szkła.

Przetarł dłonią zaparowaną powierzchnię. Zobaczył przed sobą twarz znajomego chłopaka z pół długimi włosami w kolorze ciemnego blondu. Odszedł krok do tyłu. Brązowe tęczówki lustrowały nagie ciało. Uważnie śledziły każdy centymetr bladej skóry. Zatrzymywały się na dłużej w kilku miejscach, tam, gdzie kilka lat temu wbita w skórę igła zabarwiła ciało na inny niż naturalny kolor, tworząc znane ludziom znaki i symbole. „Freiheit 89“ – wolność i pełnoletność. Mówiące samo za siebie "Wir hören nie auf zu schreien. Wir kehren zum Ursprung zurück.". Wreszcie gwiazda na jego podbrzuszu – błąd młodości.

Ubrał się i wyszedł, pozostawiając za sobą otwarte drzwi.

*

Z każdym dniem pogoda stawała się coraz piękniejsza i w mig wiosna zamieniła się w lato. W czerwcu wszyscy myśleli już i mówili tylko o jednym, a końcówka miesiąca minęła pod znakiem pakowania się na zasłużony odpoczynek. Pierwsza sobota lipca była dniem wyjazdu. Cała grupa znajomych spotkała się o wschodzie słońca, by zapakować się do dwóch aut, które mieli prowadzić Macy i Matthew. Mieli do przebycia wiele kilometrów, aby w końcu dotrzeć nad upragnione jezioro. Cel był jednak wart tej długiej, męczącej podróży, gdyż było to miejsce mało znane turystom. Była to więc szansa na prawdziwy wypoczynek z dala od ludzi i obowiązków.

Wspólnymi siłami udało im się załadować do pojazdów w ciągu jakichś 30 minut. Choć wyjeżdżali jedynie na tydzień toreb i plecaków było całkiem sporo, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, iż jechało ich łącznie 8 osób. Przeważająca większość bagaży należała do dziewczyn, przez co kilka toreb musiało jechać w drugim wozie. Podjęcie decyzji, które to będą, zajęło kilka dodatkowych minut.

Bill znalazł sobie miejsce z tyłu przy drzwiach, obok śpiącego Isaaca. Marcus i Matthew jechali z przodu. Chris zabrał się w podróż razem z dziewczynami, lecz musiało to być coś normalnego, ponieważ nikogo specjalnie nie zdziwił taki stan rzeczy. Widać Chris po prostu czuł się lepiej w towarzystwie płci żeńskiej i już. Kaulitz nawet ucieszył się z takiego rozwiązania, w ten sposób nie było szansy na sprzeczkę czy nieprzyjemną atmosferę.

Umilali sobie podróż jak tylko mogli; rozmową, żartami czy drzemką. Dzięki temu tych kilka godzin w samochodzie minęło dość szybko. Po drodze mieli tylko jeden przystanek, koło południa zatrzymali się na posiłek w jednej z przydrożnych knajpek. Tam odpoczęli i nabrali sił na dalszą podróż.

Niedługo potem dotarli wreszcie na miejsce. Dokonawszy wszelkich niezbędnych formalności, zostawili samochody na parkingu, by z radością udać się w głąb bujnie porośniętego drzewami terenu. Były wokalista czuł się tutaj dość niepewnie. Zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze zrobił decydując się na ten wyjazd.

- Daleko jeszcze? – rzucił niby od niechcenia. Nie udało mu się jednak w pełni ukryć zdenerwowania.
- 5-10 minut. A co?
- Nic, tak pytam… - mruknął pod nosem, rozglądając się na boki i spoglądając podejrzliwie w stronę pobliskich zarośli. Był prawie pewny, że coś się tam ruszyło.
- Nie mów, że już jesteś zmęczony! – jęknęła Macy, poprawiając niesione bagaże.
- A może on się boi? – zasugerował Matthew.
- Boję się? Niby czego?
- Wiesz, jesteśmy na skraju lasu. Czasem bywają tutaj różne zwierzęta. Łosie, lisy, wilki, niedźwiedzie… Haha! Patrzcie na jego minę!
- Daj mi spokój! – warknął po chwili Bill, zdawszy sobie sprawę z wygłupu kolegi.
- Tutaj nie ma żadnych dzikich zwierząt. No, może ptaki i wiewiórki – oznajmiła z powagą Irene.
- I ryby w jeziorze – dodała Crystal.
- Tchórzu! Jakim cudem mieszkałeś u Brownów? – dopytywał się osiłek. - Przecież oni mają dom w środku lasu!
- Może on wcale u nich nie mieszkał.

Wszyscy spojrzeli ze zdziwieniem na autora tych słów. Młody chłopak zdawał się z kolei nic sobie z tego nie robić. Rzucił oskarżycielskie spojrzenie w stronę szczupłego blondyna.

- Mieszkałem, choć faktycznie nie czułem się tam zbyt dobrze – odparł dwudziestolatek, wpatrując się w niebieskie tęczówki. „Nie dam ci tej satysfakcji!” – Nie lubię lasów, to wszystko. Idziemy? Chcę wreszcie odstawić te rzeczy.
- On ma rację, chodźmy do domków. Pokłócicie się później – zarządziła Irene.

Ruszyli dalej, a po kilku krokach wznowili przerwaną wcześniej dyskusję o planowanym na wieczór ognisku. Kaulitz zerknął za siebie. „To może nie być przyjemny wyjazd.”

*

Zajęli cztery domki ustawione tuż obok siebie blisko brzegu jeziora. Były niewielkie, każdy z nich przeznaczony był dla góra dwóch osób. Już w drodze ustalili, że Bill będzie dzielił przestrzeń z Marcusem. Podziały nie spotkały się generalnie z niczyim sprzeciwem, z wyjątkiem jednego. Liczba osób wymusiła na grupie stworzenie jednego koedukacyjnego domku. Wszyscy chłopcy solidarnie współczuli Isaacowi jego temperamentnej współlokatorki.

- I pamiętaj, masz sprzątać swoje rzeczy! – dało się słyszeć, mimo odległości oraz wciąż jeszcze zamkniętych okien.

Po ogólnym rozpakowaniu toreb cała grupa postanowiła wykorzystać dobrą pogodę i spędzić trochę czasu nad jeziorem. Matthew zdecydował się jako pierwszy sprawdzić temperaturę wody. Po głośnym pluśnięciu w okolicy rozległo się siarczyste „K****!!!”. Pierwszy kontakt z wodą jest zawsze najgorszy.

- Ej, nie idziesz z nami grać? – spytał szatyn po ujrzeniu stroju kolegi. Bill oprócz krótkich czarnych spodenek miał na sobie koszulkę bez rękawów oraz opaskę na szyi.
- Grać? W co?
- W siatkówkę w jeziorze.
- Nie, dzięki. Nie jestem dobry w grach zespołowych.
- Jak chcesz. Nie jest ci za ciepło?
- Nie, czemu? – chłopak kiwnął głową, wskazując na jasnobeżową koszulkę. – A, to. Przyzwyczaiłem się. Nie lubię pokazywać ciała – wyjaśnił, po czym zdał sobie sprawę, że jest tutaj jedynym przedstawicielem płci męskiej, który ma z tym problem. Kolejny punkt za bycie innym.
- Twoja wola – syn pana Martina wzruszył ramionami. – O, idą dziewczyny, będzie można zaczynać.

*

Rywalizacja była wyjątkowo zaciekła. Każdy chciał przyczynić się do zwycięstwa swojej drużyny. Piłka nieustannie przelatywała raz na jedną, raz na drugą stronę „boiska”, czasami lądując w toni przejrzystej wody. Kaulitz z boku obserwował tę zażartą i na oko nierówną walkę. Przez jego upór byli zmuszeni grać 3 na 4, lecz udało im się dobrać technicznie w taki sposób, by szanse obu drużyn były wyrównane.

- Bill, może jednak zagrasz z nami?
- Właśnie, rusz się!
- Nie, dzięki! Tu mi dobrze.

Opuścił stopy i zanurzył je w wodzie. Drgnął przy pierwszej fali zimna, która przeszła przez jego ciało, jednak nieprzyjemne uczucie szybko zniknęło. Leżał na drewnianym pomoście, grzejąc się promieniami letniego słońca. W tym momencie nie potrzebował nic więcej. Nawet drinki z palemką były zbędne. Zerknąwszy po raz ostatni w stronę grupy, a szczególnie jej damskiej części, przymknął oczy. Dawno nie doświadczył takiego relaksu…

Niedługo cieszył się spokojem. Szybki zdecydowany chwyt i zanurkował w wodzie. Wyskoczył z niej wściekły i zjeżony niczym kot.

- OSZALAŁEŚ?! – wrzasnął w stronę skręcającego się ze śmiechu Matthew. W mig wdrapał się na pomost i ściągnął z siebie mokrą koszulkę, która przylgnęła do jego ciała.
- Ja nie mogę, co za panienka!
- Zrób to jeszcze raz to…

Nie zdążył dokończyć.

- Tak jest! – umięśniony blondyn przybił piątkę Isaacowi, któremu najwyraźniej spodobał się pomysł kolegi i postanowił przyłączyć się do zabawy.
- Bardzo zabawne! – rzuciła rozzłoszczona ofiara żartu, ochlapując chłopaków. Jeszcze nigdy nikt nie potraktował go jak szmacianej lalki. To chyba znak, że przydałoby mu się przytyć kilka kilo.
- Ładne tatuaże, Kaulitz!

Przeklął w myślach. Ani głos, ani tym bardziej jego barwa nie zwiastowały niczego dobrego. Odwrócił się w stronę stojącego nieopodal Chrisa. Zabawę czas zacząć…

- No co się patrzysz? Odzwyczaiłeś się od brzmienia własnego nazwiska?
- O czym ty mówisz, Chris?
- O jego prawdziwym nazwisku. Wcale nie nazywa się Brown.
- Co?
- Ale jak to?
- Nawet jeśli to co z tego?
- To, że cała jego przeszłość jest zmyślona! – kontynuował chłopak o czarno-czerwonych włosach. Razem z Billem wymieniali złowrogie spojrzenia. – Okłamał nas!
- Chyba przesadzasz, stary.
- Masz rację, nie nazywam się Brown – rzekł poważnym tonem blondyn. – Nazywam się Kaulitz i nigdy nie byłem modelem, a wokalistą w zespole. Zadowolony?
- Ja tak.
- To nie jest taka prosta sprawa, Isaac – zastanowił się głośno Marcus. – W dokumentach figurujesz jako Brown.
- Są fałszywe?

Kaulitz zwiesił głowę. Zewsząd czuł na sobie oskarżycielskie spojrzenia.

- Tak – przyznał, podnosząc wzrok. – Nie miałem wyjścia, straciłem swoje w wypadku.
- Jakim wypadku?
- To długa historia.
- Chętnie posłuchamy.
- Swoje słuchanie możesz sobie wsadzić w d***!
- Tak jak ty swoją zmyśloną historię!
- Bill! Chris!
- Zmyśloną?! Chciałbym żeby była zmyślona!
- Ja chciałbym żeby była przynajmniej dobra, bo na prawdziwą nie mamy pewnie co liczyć!
- W takim razie mogę równie dobrze nic nie mówić. Ty już wydałeś na mnie wyrok.
- To nie mów! Nikt nie chce słuchać kłamcy!
- Ja chcę – wtrącił się Isaac. Bill spojrzał na niego ze zdziwieniem, lecz zaraz uśmiechnął się lekko. Choć jedna osoba dała mu szansę obrony.
- A ja nie! – zaprotestowała Irene. – Jeżeli kłamał od samego początku to czemu teraz miałby mówić prawdę?
- Dokładnie!
- Ale czemu miałby kłamać? To nie ma sensu!
- Nie wiem i nie obchodzi mnie jego powód. Nie będę trzymał z łgarzem – odezwał się nagle Matthew.
- Ja też nie – poparła go Irene.
- Przestańcie! – odezwała się przejęta całą aferą Crystal. – Nie wierzę, że Bill zrobił to bez powodu. Bill?

Dwudziestolatek stał już na wilgotnych deskach. Chwycił swoją koszulkę i ręcznik, który pozostawił na brzegu.

- A ty dokąd, tchórzu?
- Uciekasz?
- No, chodź, przedstaw nam swoją „historię”!
- Są w niej elfy i wróżki?
- A może jednorożce.
- Pie******e się… - syknął cicho i ruszył w stronę domków. Nie odwracał się za siebie i bez tego całkiem dobrze słyszał padające słowa. „Tchórz”, „kłamca”, „łgarz”. Dostał dziś swoją łatkę i nie miał pojęcia, czy kiedykolwiek się jej pozbędzie. Teraz nie było na to szans.

*

Ostatnie promienie letniego słońca resztkami sił przebijały się przez przybierający na sile mrok. Robiło się coraz ciemniej i zimniej, ale jego zdawało się to nie obchodzić. Spędzał już kolejną godzinę, przesiadując przy brzegu jeziora. Złość grzała jego ciało.

Nie był tu sam. Uświadomił mu to cichy szelest i dźwięki ostrożnych kroków. Odruchowo spojrzał za siebie, lecz po chwili powrócił do poprzedniej pozycji.

- Mogę? – spytała jak zwykle uprzejmie Crystal. Nie odpowiedział, więc usiadła obok. – Dlaczego nie powiedziałeś nam od razu kim jesteś?
- Mam swoje powody. Zresztą, to już przeszłość.

Wpatrywał się w świecący punkt po drugiej stronie jeziora. Woda była wyjątkowo spokojna, uśpiona.

- Nie możesz się jej tak po prostu wyprzeć. Poza tym to też część teraźniejszości.
- Nie mam ochoty za każdym razem spowiadać się z tego, co się stało – przejechał dłonią po swojej największej bliźnie. – Uwierzyłabyś, gdybym przedstawił się: „Jestem Bill Kaulitz, była gwiazda muzyki dla nastolatek, wokalista, którego pozbył się jego własny zespół”? No właśnie.
- Jak to „pozbył się”?
- Nieważne – chłopak wstał i odszedł kawałek na niewielką piaszczystą plażę. Podniósł owalny kamień.
- Czemu nie przedstawiłeś się nam chociaż z prawdziwego nazwiska? – blondynka podążyła za nim.
- I co? Miałem się później tłumaczyć, czemu w moich dokumentach jest napisane co innego? A może miałem czekać aż któreś z was poda mnie gdzieś za fałszywe papiery?
- Nikt z nas by tego nie zrobił!
- Skąd miałem wiedzieć? Nie znałem was wtedy.
- Po co ci fałszywe papiery?
- Bo straciłem prawdziwe.
- Gdzie? – nie odpowiedział. – To wszystko nie ma sensu.
- Naprawdę? – spytał beznamiętnie i wrzucił kamień w błękitną toń. Nigdy nie potrafił robić „kaczek”, więc teraz nawet nie starał się próbować. – Czemu Brown mnie uratował? Mógł mnie zostawić tym piep**onym kundlom, nie tkwiłbym teraz w tym cholernym bagnie!
- Co? – Bill spojrzał na zakłopotaną dziewczynę, która w najmniejszym stopniu nie znała jego ojczystego języka. Prychnął.
- Nic nie rozumiesz? – zaśmiał się szyderczo. – I tak byś mnie nie zrozumiała, nawet gdybym mówił w WASZYM języku. Na co ja liczyłem? Że uda mi się zacząć wszystko od nowa? Że ktoś mnie wreszcie zaakceptuje? Zidiociałem do reszty…

Panująca wokół cisza i spokój tego miejsca doprowadzały go do szału. W jego żyłach gotowała się wzburzona krew przepełniona złością i niemożliwym do zniesienia żalem za wszystkie te miesiące, które miały go przecież doprowadzić do czegoś dobrego. Czuł, że zmarnował cały ten czas.

Toń jeziora robiła się coraz ciemniejsza, co nadawało jej przygnębiającej głębi. Spojrzał przed siebie. Nie wiedząc, czemu, ruszył do przodu.

- Bill, wracaj! Przeziębisz się!

Nie słuchał. Jakaś dziwna siła ciągnęła go na dno. Przed oczami przemykały mu obrazy z całego życia. Dzieciństwo. Szkoła. Kariera. Ostatnie miesiące. Wszystko wydawało się być tak odległe…

Zimna woda podeszła do jego ud, wywołując na ciele gęsią skórkę, umysł jednak trwał w zawieszeniu, odcięty od tego świata.

„Czy to musiało się tak potoczyć? Czy musiałem tak skończyć? Zostawili mnie. Jak śmiecia. Porzucili. A gdybym był inny? Gdybym nie wszczął tej przeklętej kłótni? Gdybyśmy nie zatrzymali się wtedy w lesie? Co dzisiaj bym robił? Czy dalej występowałbym na scenie wraz z Tokio Hotel? Gdzie byłbym teraz?”

Kolejny krok. Ciężkie westchnięcie.

„Teraz to już nieważne…”

Ktoś z całej siły pociągnął go za rękę. Stracił równowagę, lecz utrzymał się na nogach.

- CO?! – wykrzyczał wściekle. Ptaki z pobliskiego drzewa poderwały się do lotu.
- Otrząśnij się! Co właściwie próbowałeś zrobić?!

Zdezorientowany popatrzył jej w oczy. Dopiero teraz doszło do niego, że…nie ma pojęcia, co właściwie planował. Niepewnie rozejrzał się wokół zdając sobie sprawę, że jest dość daleko od brzegu. Woda sięgała mu już do pasa.

Zrobiło mu się zimno.

- Ja… - zaczął niepewnie. Nadal nie był w stanie trzeźwo myśleć. – Ja…
- Chodź już. Wracajmy – dziewczyna pociągnęła go w stronę brzegu. – Robi się późno.
- Nie! – zaprotestował, oswabadzając rękę.
- Bill, proszę cię…
- Zostaw mnie! Idź i zostaw mnie tutaj… - jego głos zadrżał. Nie chciał się załamywać. Nie tutaj. Nie teraz.
- Ale dlaczego?
- Oni mnie nie chcą… Nie pasuję tam…
- Co ty gadasz! To tylko kłótnia, zdarza się.
- Nie, odejdź! – krzyknął niczym na zjawę, która ukazała mu się, by sprowadzić go na złą drogę. Paradoksalnie owym potworem dążącym do samozagłady był on sam.

Gwałtownie zerwał się do ucieczki, lecz potknął się i wylądował w wodzie. Choć zapierał się przed tym jak tylko mógł, delikatnym dłoniom udało się wyciągnąć jego twarz na powierzchnię. Gwałtownie nabrał powietrza krztusząc się przy tym.

Zatopił palce we włosach, których część zdołała przylepić mu się do twarzy. Łkał bezsilnie wciąż tkwiąc w zmąconej cieczy. Oczyszczał umysł, wyrzucał z siebie cały smutek, który zbierał się w jego sercu od czasu wypadku, a może i jeszcze dłużej. Obce ciało przylgnęło do niego, próbując oddać mu odrobinę swojego ciepła. Bill, choć skołowany i bezradny w tej chwili jak porzucone dziecko, odwzajemnił gest. Oparł brodę o ramię dziewczyny, a słone krople ściekały mu po twarzy. W końcu z powierzchni jego ciała trafiały do jeziora, uderzając wcześniej z impetem w jego naruszoną taflę. Później tonęły, rozpływając się w nicości.

„Tom. Mamo. Tato. Gordon. Gustav. Georg. David.”, wymieniał imiona kołaczące się w jego głowie. Widział twarze spoglądających na niego ludzi, twarze, które następnie odwracały się i znikały jak gdyby nigdy ich nie było. Gdy otworzył oczy, zniknęło wszystko. Zostało tylko jezioro, on i Crystal, która cierpliwie trwała przy nim i próbowała uspokoić jego szał. Pomóc mu swoim wsparciem i ulżyć w ten sposób w cierpieniach, których nie znała i nie rozumiała. W symfonii smutku i rozpaczy.

- Już lepiej? – ciepły głos dotarł do jego uszu. Kiwnął głową.
- Chodźmy na brzeg – odparł cicho. – Jest coraz chłodniej.
- Nareszcie.

Oboje wstali i ruszyli w stronę plaży. Serce chłopaka zaczęło pomału się uspokajać.

- Crystal? – odezwał się tuż przed postawieniem stóp na piaszczystym brzegu.
- Tak?
- Dziękuję.

Blondynka uśmiechnęła się do niego, a on odpowiedział jej tym samym. Szybko osuszyli się ręcznikiem i podążyli ścieżką w stronę domków. Na szczęście nie było jeszcze zupełnie ciemno.

- Opowiesz mi kiedyś swoją historię? – zapytała dziewczyna, gdy zbliżali się do celu.
- Na pewno – odparł, uśmiechając się. – Zasługujesz na to. Jesteś jedyną osobą, która za mną poszła. Jedyną stąd, która wyciągnęła do mnie dłoń, gdy potrzebowałem pomocy.
- Wszystko wyglądałoby inaczej w innych okolicznościach – stwierdziła Crystal, poprawiając włosy. – Okłamałeś nas wszystkich, więc nie możesz się dziwić, że ludzie mają do ciebie żal.
- Nie dziwię się, sam nie wiem, jak zachowałbym się w takiej sytuacji. Po prostu… Cieszę się, że mimo błędu mogłem liczyć na czyjeś wsparcie. Dziękuję.

I wtedy stało się coś, czego w ogóle się nie spodziewał. Drobne usta zetknęły się z jego policzkiem.

- Nie ma o czym mówić – rzekła z uśmiechem. – Pójdę już, to był dzień pełen wrażeń. Miłej nocy.

Odmachnął jej na pożegnanie, po czym patrzył jak znika za drzwiami jednego z drewnianych budynków. Przejechał palcami po swojej skórze. Czy to się stało naprawdę? Ale dlaczego? Nie miał jednak siły na więcej rozmyślań. Nie mając nikogo w zasięgu wzroku, udał się do siebie i Marcusa. Z ulgą spostrzegł, że drugiego lokatora nie ma w tej chwili w domku. Postanowił to wykorzystać i jak najszybciej położyć się spać. Jutro czeka go kilka spraw do wyjaśnienia. Oby drzwi były otwarte…

11 komentarzy:

  1. Cholera, ale się namieszało. Nie spodziewałam się, że tak to wszystko się potoczy. Mam nadzieję, że jak Bill opowie reszcie co tak naprawdę się stało to oni mu wybaczą. Może nie do końca, ale chciałabym, by było tak jak dawniej.
    Cieszę się, że Crystal poszła pogadać z Billem, że się od niego nie odwróciła. Dobrze,że ma ją obok.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki cudowny jest blogspot, żadnych błędów nie wywala. Wystrój bloga mi sie pdoba, jest taki deszczowy, jesienny <3 uwielbiam klimat. No i wydało się, w końcu odkryto tożsamość Billa. To było nieuniknione. Spodziewałam się jednak czegoś więcej po Chrisie. Nie sądziłam, że okaże się taką świnią. Podoba mi się Crystal, jednak ten buziak w policzek to niezadowalający mnie gest. Powinna się na niego rzucić, och tak, le sexy times! ^^
    Pozdrawiam <3 Maron

    OdpowiedzUsuń
  3. Super blog i w końcu po dość mojej długiej przerwie na twoim blogu przeczytałam odcinki i chcę już aby Tom się spotkał z Billem (przez pomyłkę napisałam to pod 20 odcinkiem). Czekam an nexta :p

    Pozdrawiam Caroline

    OdpowiedzUsuń
  4. I wydało się. Muahahahah!!! Biedny Bill. Wydaje mi się, że ich reakcja była trochę przesadzona, ale to tylko moje zdanie. Uch, jestem bardziej tolerancyjna na kłamstwo. Chyba.
    Nie zrobisz z tego opowiadania hetero (jest w ogóle na to nazwa, jak na gej-story yaoi? o.O), prawda Drache? Jeżeli Billy nie będzie z Tomem, to nie może być też z jakąś dziewczyną! Plizzzz...
    Kamilia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbowałam to sprawdzić, ale nie ma chyba takiego określenia na opowiadania hetero. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Jakie jest dokładne tłumaczenie napisu, który Bill ma na boku? Zawsze się nad tym zastanawiałam i nigdy jakoś nie mogłam tego do końca ogarnąć.
    Fajny odcinek, ale czekam na kolejny i pokrętne wyjaśnienia Billa. Jestem ciekawa, jak długo będzie się plątał, zanim wreszcie wyzna prawdą i mam nadzieję, że w ogóle ją wyzna.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nigdy nie przestaniemy krzyczeć. Wracamy do korzeni."
      Nie udało mi się nigdzie znaleźć głębszego wyjaśnienia tego napisu. :/ Może zalega ono gdzieś w czeluściach internetu.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. A... kiedy news? Bo nie mogę się doczekać.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Jutro albo pojutrze. Przenosimy Barierę z onetu, a to niestety zajmie nam trochę czasu. :)

      Usuń
    4. Bariera swoją drogą:P. teraz interesuje mnie przejście.

      Usuń
  6. Jakieś dwie godziny temu trafiłam na to opowiadanie. Od razu przeczytałam całe. Bardzo, bardzo mi się podoba, nawet nie wiesz, jakie emocje odczuwałam, czytając je. Strasznie szkoda mi Billa, mam nadzieję, że jakoś wybrnie z tej sytuacji... Dobrze, że ma przy sobie Crystal. Czekam na kolejne odcinki, pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń