Słońce
przegapiło już swój moment górowania nad Kanadą i powoli sunęło po widnokręgu,
by za kilka godzin oświetlać już zupełnie inną część błękitnej planety. Kolejny
prawie bezchmurny dzień pozwalał na dokładną obserwację tej podróży. Blondwłosy
chłopak nie miał tego jednak w swym zamiarze. Przesiadywał na trawie w cieniu
drzew, dzierżąc w dłoniach swój czerwony notatnik. Wciąż zbierał myśli po
rozmowie z poprzedniego wieczoru.
- To już ostatnie – oznajmił,
usadawiając się wygodniej na pniu, o ile użycie słowa „wygodniej” było w tym
wypadku w ogóle możliwe.
- Gdybyś nie miał dowodów, kazałabym ci
się puknąć w łeb za tę historię – stwierdziła Macy, która co chwilę kręciła
głową z niedowierzaniem.
- Mówiłem ci już. To jest dobry
materiał na książkę. Pomyśl o tym.
- Nie wiem jak wy, ale ja czuję się
przekonany – oznajmił Isaac. – Blizny mówią wszystko. Zdjęcia da się podrobić,
ich nie.
- Błagam, nie siej już zamętu –
rudowłosa przewróciła oczami.
- To musi być okropne, w jednej chwili
stracić wszystko, co było w życiu ważne…
- Z czasem zaczynasz przyzwyczajać się do
tej myśli. Staje się ona trochę mniej bolesna. Jeszcze odzyskam to co
straciłem. Nie zostawię tak tego.
- Gdyby tylko wszyscy mieli choćby chęć
żeby poznać twoją historię…
- Tak… -
westchnął. Bilans pozostawał bez zmian. 4 osoby mu wierzyły, 3 nie chciały mieć
z nim nic wspólnego. Sam jednak wiedział, że nie ma rady na upartych. Kiedyś im
przejdzie.
Ułożył się na
miękkiej trawie i zwrócił twarz w stronę jeziora. Woda była tak czysta, że
grzbiety ryb były w niej dobrze widoczne nawet z tak zdawałoby się dużej
odległości. Musnął grafitem niezapisaną do tej pory stronę. Cichy szelest,
odwrócił głowę.
- A, jesteś
zajęty. Nie będę ci przeszkadzać.
- Wcale nie
przeszkadzasz. Usiądź sobie – rzekł, podnosząc się, tym samym robiąc miejsce
dziewczynie, która usiadła obok niego. – Zastanawiam się, co robić dalej.
- To znaczy?
- Nadal jestem
na czarnej liście. Wiesz, o co chodzi.
- Chyba tak –
blondynka poprawiła swoje długie proste włosy. – Chris i reszta?
- Bingo –
odparł bez emocji i skupił wzrok na połyskującej od promieni słońca tafli wody.
– Niby to nie moja sprawa, ale nie chcę kłótni. Ostatnia nie skończyła się dla
mnie zbyt dobrze. Poza tym nie zmuszę ich, żeby mnie lubili, a czasu nie cofnę.
Myślisz, że są w stanie coś mi zrobić?
- Nawet tak
nie mów! – obruszyła się Crystal. – Po co mieliby coś robić?
- Ze złości, z
zemsty… Ty znasz ich lepiej, dlatego cię pytam. Nie chciałbym, żeby donieśli na
mnie gdzieś za te papiery…
- Póki Marcus
jest po twojej stronie, nie zrobią tego. To mogłoby zaszkodzić wam obojgu. Poza
tym nie wyobrażam sobie nawet żeby mogli coś takiego zrobić.
- W takim
razie czuję się bezpieczniej, dzięki – rzekł w odpowiedzi. To jedno zapewnienie
wystarczyło mu żeby się rozchmurzyć. – Ej!
Obejrzał się
za siebie i dostrzegł białą futrzaną kulkę, która radośnie szturchała go nosem.
- Idź sobie
stąd. Nie chcę kłopotów – powiedział, lecz wbrew swoim słowom pogłaskał psa po
głowie. Zwierzak przylgnął do jego boku, by zachęcić go do wspólnej zabawy.
- Nie za
dobrze ci idzie – zaśmiała się uroczo dziewczyna.
- Co poradzę,
lubię psy. Potrafią poprawić humor – kąciki jego ust uniosły się w górę, gdy
mały zwierzak zaczął podskakiwać i tarzać się po ziemi. - Mój pewnie jest teraz
w Niemczech. Ciekawe, co u niego…
- Na pewno
tęskni.
- Może. Dawno
go nie widziałem, długo byłem w trasie z zespołem. Nie wiem nawet, czy
rozpoznałby mnie po tak długim czasie.
- Nie mów tak!
Zwierzęta mają dobrą pamięć. Na przykład kot mojej ciotki poznał mnie, gdy przyjechałam
do niej w odwiedziny po kilku latach.
- Brr, nie
lubię kotów. One mnie zresztą też – wzdrygnął się.
- Koty lubią
tylko tych, których chcą. Są bardziej wybredne niż psy.
- Sugerujesz,
że nie jestem dla nich wystarczająco dobry?
- Być może –
odpowiedziała, pokazując mu język. Prychnął.
Kapsel
niespodziewanie zerwał się na równe nogi i pognał w tylko sobie znanym
kierunku.
- No to ten
problem mamy już z głowy. Hę?
- Co się
dzieje? – zapytała i zwróciła wzrok w tym samym kierunku co jej kolega.
- Isaac i Macy
trzymają się za ręce – przekrzywił głowę ze zdziwienia. Znajomy chichot przykuł
jego uwagę. – Co cię tak bawi?
- Bo wyglądasz
zabawnie z taką miną – dwudziestolatek ponownie prychnął. – Ta dwójka ma się ku
sobie praktycznie od samego początku tylko żadne z nich nie chciało się do tego
przyznać.
- Pomyślałem
kiedyś, że mogliby zostać parą. Mają ze sobą wiele wspólnego.
- Poza
charakterem.
- Racja.
Biedny Isaac…
- To twoja
wina – Bill spojrzał na nią z niezrozumieniem. – Cała afera o twoje nazwisko
pchnęła ich ku sobie.
- Bo stanęli
po mojej stronie?
- Dostali
powód do rozmów, a to już dobry początek.
- Chociaż
jedna pozytywna rzecz w tym całym zamieszaniu. Szkoda, że nie pomogłem
Marcusowi…
- Z Irene? Nie
przejmuj się, jeszcze przyjdzie na nich kolej.
- Mam
nadzieję. Wyrzuty sumienia nie dadzą mi spokoju, jeśli nic z tego nie wyjdzie –
westchnął zrezygnowany.
- Czemu tego
nie zdejmiesz? – spytała, gdy Kaulitz podrapał się w szyję.
- Nie chcę.
Tak jest dobrze – burknął, poprawiwszy opaskę.
- Nie, nie
jest. Skóra powinna oddychać. Aż tak bardzo się tego wstydzisz?
Chude palce
ostrożnie powiodły po szpecącej wypukłości.
- Może kiedyś
uda mi się to usunąć.
- Przesadzasz.
Zdejmij to choć na chwilę.
- Nie.
- Kilka
sekund.
- Daj mi
spokój.
- Zrób to dla
mnie…
- Nie.
- Jesteś
strasznie uparty. I tak już ją widziałam, nie rozumiem więc, czego tu się
wstydzić.
-
Zrozumiałabyś, gdybyś przez lata musiała wyglądać nieskazitelnie 24 godziny na
dobę – mruknął. Nie udawało mu się, dziewczyna zdawała się być wyjątkowo
zdeterminowana. Przewrócił oczami. – Dobrze, wygrałaś. Nie wiem, po co mnie tak
męczysz.
- I co? Nie
jest lepiej?
- Czuję się
nago… - stwierdził, nie potrafiąc się rozluźnić. Chciał przysłonić się ręką,
jednak uznał, że to już przesada. Wytrzyma te kilka sekund czy nawet minutę.
- Kiedyś
miałeś czarne włosy, prawda?
- Zgadza się,
choć nie tylko. Miałem wiele różnych kolorów.
- A teraz
przestałeś farbować?
- Odkąd
ściąłem włosy nie tknąłem farby. Z początku to było moje zerwanie z
przeszłością, potem nie chciałem wysłuchiwać uwag Browna na swój temat, a
teraz… Szkoda mi pieniędzy, dobra farba jest droga. A ty farbujesz włosy?
- Nie, to mój
naturalny kolor.
- Naprawdę?
Rzadko widuje się osoby z tak jasnymi włosami.
- Potraktuję
to jako komplement.
Uśmiechnęli
się do siebie. W pewnym momencie dziewczyna znów zachichotała.
- Chyba nie
jest aż tak strasznie, co?
Blondyn przez
kilka sekund zastanawiał się, o co może chodzić. Zorientował się w sytuacji
dopiero wtedy, gdy Crystal wskazała palcem na jego opaskę. Zupełnie zapomniał,
że nie ma jej na szyi.
- Koniec tego
– rzucił, przysłaniając bliznę.
- Jesteś
strasznie uparty.
- Wiem. Taki
już jestem.
Rozmowę
przerwało im przybycie znużonego życiem Marcusa. Wyglądał jak gdyby dopiero co się
obudził.
- Nie chcę wam
przeszkadzać, ale radziłbym zebrać się już na obiad, bo za moment niewiele z
niego zostanie – zasugerował, ziewając przy tym kilkukrotnie. We trójkę ruszyli
do stołówki.
*
Mimo dość
wczesnej godziny na miejscu panował wyjątkowy ścisk. Zgodnie jednak uznali, iż
wpierw rozejrzą się za jedzeniem, a dopiero później zaczną szukać wolnych
miejsc przy stołach. Po wybraniu co smaczniejszych kąsków ruszyli w stronę
siedzeń zajętych przez ich znajomych. Niezbyt to ucieszyło Billa, który czuł,
że i tym razem nie obejdzie się bez konfliktu. Usiadł na samym końcu stołu, jak
najdalej od Chrisa i reszty.
Z początku
wszystko szło dobrze. Skłócona z nim trójka zdawała się nie reagować na jego
obecność, on zresztą również w końcu przestał zwracać na nich uwagę. Zajął się
rozmową z Isaaciem. Spięcie nastąpiło, kiedy przechodzący obok Matthew boleśnie
stuknął Billa łokciem.
- A może
jakieś „przepraszam”? – syknął były wokalista. Nie zareagowałby, gdyby miał
pewność, że było to jedynie przypadkowe szturchnięcie.
- Spadaj –
rzucił tylko blondyn, machnąwszy ręką.
- Daj spokój,
Bill.
- Nie będę do
końca życia przepraszał za jedną rzecz! – kontynuował mimo sprzeciwu kolegi.
- Przestań,
nie warto – Isaac próbował go uspokoić.
- Masz rację,
nie warto. I tak nie wzbudzisz niczyjego współczucia.
- Nie mam
takiego zamiaru – postawa osiłka jeszcze bardziej go rozwścieczyła.
- My widzimy
co innego. Nie masz krzty honoru, nastawiając ludzi przeciwko sobie! Wróć do
siebie i tam rozwalaj wszystko dookoła!
- Nawet nie
wiesz, jak bardzo bym chciał! – zrobił krok w jego stronę. Robiło się coraz
gorzej.
- Może
zrzucimy się na bilet dla ciebie? W jedną stronę?
- Wal się! Sam
potrafię o siebie zadbać!
- Właśnie
widzę! A gdzie twój „zespół”, co? Nikt nie garnie się żeby cię zabrać?
- Oni nie
wiedzą, co się ze mną stało!
- To dlaczego
nie wyślesz im maila? Nie zadzwonisz?
- Nie mam
numeru, a w maila nikt nie uwierzy.
- Po prostu
poznali się na tobie, łgarzu, albo nikt nie chce tam takiego śmiecia jak ty!
Niesiony
emocjami człowiek najczęściej popełnia błędy. On niestety był tylko
człowiekiem. Wściekle zamachnął się na jasnowłosego kolegę. Zbyt późno
uświadomił sobie, iż mógł to być ostatni cios w jego życiu.
Zapierał się z
całych sił, lecz jego waga stawiała go na przegranej pozycji. Szybko został wyciągnięty
na dwór, gdzie zaznajomił się z twardością tamtejszego podłoża. W ostatniej
chwili skrył głowę, by uchronić ją przed licznymi ciosami. Reszta ciała nie
miała takiego szczęścia.
„Pojedynek”
nie trwał długo. Po kilku uderzeniach silniejszy blondyn zwolnił uścisk, dając
Billowi szansę na ucieczkę, z której bez zawahania skorzystał. Oddalając się
zerknął za siebie, by dostrzec Isaaca i Marcusa awanturujących się z Matthew. Musieli
powstrzymać blondyna przed zrobieniem mu krzywdy. Ma u nich dług.
Tak, był
tchórzem, ale czasem lepiej być żywym tchórzem niż martwym człowiekiem honoru.
Mam mieszane uczucia co do tego opowiadania. Pomysł jest ciekawy, jest dobrze napisane, cały czas coś się dzieje, więc i na akcję nie można narzekać. Mimo to, wydaje mi się to bardzo nierealne. Przecież policja nie stwierdza zgonu na podstawie śladów krwi, a rodzina nie przechodzi do porządku dziennego nad zaginięciem bliskiej osoby. Poza tym jak ktoś się zgłasza na policję twierdząc, że nie pamięta kim jest, to się to sprawdza, a nie twierdzi, że nikt taki nie zaginął. Ale może w tym jest sekret tego opowiadania, że mam wrażenie, że Billa zamknięto w jakimś innym wymiarze z bandą idiotów zamiast policji i ludźmi miewającymi przebłyski inteligencji. Może czekam na kogoś, kto by rozwalił całą tą niedorzeczną rzeczywistość i przywrócił światu porządek. Moje wątpliwości nie zmieniają faktu, że co jakiś czas tu zaglądam i czekam z niecierpliwością na kolejną część. Na swój pokręcony sposób podoba mi się to opowiadanie. :)
OdpowiedzUsuńP.S. Zapraszam do mnie na www.agnes-scarlet-may.blogspot.com Może znajdziesz tam coś dla siebie. :)
Wiesz co, robi się coraz bardziej nieciekawie. Najpierw kłótnia, zawiedzenie się na Billu przez jego kłamstwo na temat tego, co się z nim stało, a teraz bójka. Ten wyjazd chyba nie był dobrym pomysłem. :(
OdpowiedzUsuńBill pewnie chciałby już wracać do pracy, zarobić potrzebne pieniądze i uciec z Kanady jak tylko się da daleko. Ale jak znam życie to tak się nie stanie. Coś go zatrzyma i będzie musiał zostać.
Wiesz, tak sobie pomyślałam, że może Tom będzie chciał odwiedzić miejsce, w którym zginął jego brat i w tym samym czasie będzie też tam Bill i się spotkają. Tylko to moje takie marzenia, bo chciałabym, by wszystko było już OK, by się wyjaśniło.
Pozdrawiam :*
Sama mam ochotę skopać tą część paczki, która odwróciła się od Billa nawet nie dając mu możliwości wytłumaczenia się. dla mnie to głupota, wystarczy przecież trochę pomyśleć i zastanowić się nad jego ewentualną sytuacją. Wrr... Cieszy mnie jednak, że Bill mimo wszystko nie poddaje się i nie załamuje. Oby trzymał tak dalej!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że dalej będziesz dodawać notki regularnie, bo uwielbiam to opowiadanie!
Pozdrawiam