Pierwsze dni w
nowym miejscu zleciały bardzo szybko. Nim się obejrzał miał już za sobą cały
tydzień. Dzień w dzień dawał z siebie jak najwięcej, by dostosować się do
nowych warunków. Uczył się nazw produktów, ich umiejscowienia na sklepowych
półkach, a nawet cen, mimo iż i tak były one zapisane w sklepowym komputerze.
Podłapywał również zwroty padające podczas rozmów z kupującymi oraz pewne mniej
ważne szczegóły dotyczące klientów sklepu.
Spożywczak, w
którym pracował, był jedynym tego typu sklepem w okolicy, w związku z czym
przyjeżdżali do niego nie tylko mieszkańcy danej miejscowości, lecz także ci z
okolicznych terenów. Byli to bardzo różni ludzie. Rano w sklepie pojawiały się
głównie tutejsze starsze panie. Około południa trafiali tutaj leśnicy z
otaczających wieś lasów, którzy właśnie robili sobie przerwę na posiłek. Oprócz
tego sporą część klientów sklepu stanowili przyjezdni. Działo się tak, ponieważ
spożywczak znajdował się przy jednej z największych i najczęściej uczęszczanych
okolicznych dróg. Nieraz pojawiali się także zagraniczni turyści, zatrzymujący
się tutaj w drodze do jednego z parków narodowych. Nie ma co kryć, parki to
największa atrakcja w okolicy.
Bill był
zadowolony ze swojej pracy. Choć nie miał zbyt skomplikowanych zadań, czuł, że
z każdym dniem uczy się czegoś nowego, pożytecznego. Bądź co bądź była to jego
pierwsza „normalna” praca. Tutaj, mimo ulgi ze względu na jego niedawne
przybycie, był traktowany jak każdy inny pracownik. Nikt nie zaprzątał sobie
głowy jego wyglądem, nazwiskiem. Tokio Hotel było czymś zupełnie innym.
Ostatecznie taka zmiana stanowiła dla niego coś interesującego. Miał ciszę,
spokój i nie musiał przesadnie martwić się swoim wyglądem. Zresztą i tak nosił na
sobie biało-żółty uniform, który, swoją drogą, przyprawiał go o dreszcze. Ta
kolorystyka zupełnie nie trafiała w jego gust.
Tego wieczora
blondyn jak zwykle zajmował się sprzątaniem sklepu. Nowi pracownicy nie mieli
dostępu do kasy czy najróżniejszych dokumentów, więc Marcus musiał zająć się
tym wszystkim sam. W tym samym czasie Bill sprzątał bądź układał towar na
półkach. Jednym słowem, robił wszystko inne.
Szykowali się
do zamknięcia sklepu, gdy rozległo się głośne pukanie do drzwi. Bill zaintrygowany
uniósł głowę, jednak Marcus nawet nie zerknął w stronę źródła irytującego
dźwięku.
- Weź otwórz
temu kretynowi, jeśli możesz – mruknął tylko. Kaulitz oparł szczotkę o jeden z
regałów i przekręcił klucz w zamku.
- Jest może
Marcus? – usłyszał tylko, po czym został silnie odepchnięty. Ledwie utrzymał
równowagę. – Cześć stary! – rzucił wysoki umięśniony blondyn.
- Naprawdę
mógłbyś bardziej uważać – powiedział spokojniejszy głos należący do niższej
postaci, która pojawiła się w sklepie tuż za swoim kolegą. – Wszystko w
porządku?
- Tak,
wszystko ok – odpowiedział Bill, masując obolałe ramię.
- Przepraszam
za niego, on nigdy nie patrzy, co robi.
- Cześć
Matthew – rzekł obojętnie Martin, nie przerywając pracy. – Co słychać?
- Dziewczyny
szykują imprezę na sobotę. Miałem ci to przekazać, bo podobno cały dzień nie
odbierasz telefonu.
- Padła mi
bateria, więc zostawiłem go w domu.
- Dobra, ale
chcesz iść?
- Gdzie i o
której?
- Tak jak
zwykle godzina siódma dom Irene.
- Dopiszcie
mnie do listy.
- Super. Sam
dzisiaj jesteś? Gdzie twój nowy współpracownik?
- Staranowałeś
go po drodze.
Krótkowłosy
osiłek odwrócił się, by dostrzec Billa, któremu wreszcie udało się doprowadzić
swoją rękę do porządku, mimo iż był pewien, że za kilka dni na miejscu bolącego
miejsca pojawi się siniak.
- A to ty.
Cześć, jestem Matthew – podszedł szybkim krokiem i podał mu rękę.
- A ja Chris –
przedstawił się niższy chłopak o czerwono-czarnych włosach.
- Bill –
odpowiedział krótko.
- Ciebie też
wpisać na listę?
- Jaką listę?
- Nieważne –
Matthew machnął ręką. – Przyjdź jeśli chcesz. Na razie stary! – krzyknął do
Marcusa.
- Do
zobaczenia później chłopaki.
- Cześć. Miło
było cię poznać Bill – dodał jeszcze Chris, po czym również zniknął za
drzwiami. Kaulitz ponownie przekręcił klucz w zamku.
- I tak oto
poznałeś Chrisa i Matthew.
- Wydają się
być w porządku.
- Tak,
zwłaszcza Matthew – ironizował szatyn. – Gdyby nie to, że w tej dziurze prawie
nie ma ludzi w naszym wieku, nie zadawałbym się z tym typem. Ty rób jak chcesz,
twoja sprawa.
- A ten drugi?
- Chris? On
jest spoko. Może wyglądać trochę dziwnie, ale jest naprawdę w porządku. Można
na nim w pełni polegać, mimo że jest z nas wszystkich najmłodszy.
- „Nas
wszystkich”?
- Młodych
ludzi w tej okolicy. Poznasz ich w sobotę, jeśli zdecydujesz się iść na
imprezę. Irene na pewno nie będzie miała nic przeciwko, reszta pewnie też nie.
Wydajesz się być spoko.
- Dzięki.
Chętnie poznam nowych ludzi.
- Spoko. Teraz
skończmy z robotą na dziś. Mdli mnie już od siedzenia tutaj.
*
Po pracy Bill zaczął
szykować sobie ubranie na następny dzień. Nie miał zbyt wielkiego wyboru ze
względu na dość ubogą garderobę, jednak wykorzystywał ten czas na przejrzenie,
czy wszystko jest czyste, a nigdzie nie ukryła się żadna plama.
- Co robisz? –
spytał jego współlokator.
- Szykuję
ciuchy na imprezę.
- Dzisiaj?
- Tak.
- Weź
cokolwiek, nikt przecież nie będzie na to patrzył. Bill?
- Hm?
- Wiem, że to
włażenie z butami w twoją prywatność i jeśli nie chcesz to nie musisz
odpowiadać, ale kim byłeś zanim przyjechałeś do Brownów?
Chłopak
zastanowił się zanim odpowiedział. Przyjęcie nowej tożsamości było trudniejsze
niż mu się wcześniej wydawało. Musiał napisać swoją przeszłość od nowa,
wymyślić coś wiarygodnego. Kto by mu uwierzył, gdyby powiedział, że był
wokalistą bardzo znanego w Europie zespołu, za którym szalały nastolatki?
Mógłby się jedynie narazić na śmieszność.
- Byłem
modelem – oznajmił, przypominając sobie swoje liczne sesje zdjęciowe. Tak, w
pewnym sensie był modelem.
- Serio? –
zainteresował się Marcus. Blondyn uśmiechnął się nieco. Szatyn rzadko kiedy
okazywał emocje inne niż przygnębiającą obojętność.
- Zgadza się.
- I jakie to
uczucie?
- Fajne,
lubiłem to. Chciałbym tak dalej pracować – powiedział szczerze, myśląc o swoim
marzeniu. Uwielbiał pozować do zdjęć, być w centrum zainteresowania. Tokio
Hotel pozwoliło mu liznąć trochę tego zawodu i mimo jego wad, uznał, iż było to
to, co mógłby robić całe życie.
- Są jakieś
twoje zdjęcia w internecie?
Blondyn
przełknął ślinę.
- Nie, nie ma.
To nie było nic wielkiego. Kilka sesji do niemieckich gazet parę lat temu.
- Rozumiem.
- A ty gdzie
poprzednio pracowałeś?
- Od zawsze
pracowałem w sklepie, bo to biznes mojego ojca, więc wiesz jak jest, masz pewną
posadę. Nie, nie jest to moja wymarzona praca. Jeśli chcesz wiedzieć, co nią
jest, chciałbym grać w jakimś znanym zespole. Gram trochę na gitarze, marzę o
tym, żeby kiedyś zagrać na scenie. Zatracić się tam w muzyce, jednocześnie,
czując, że są ludzie, którym podoba się moja gra. Nawet nie musi być z tego wielkiej
kasy czy piszczących lasek. Chodzi o samo zatracenie się. Wiesz o czym mówię?
Dwudziestolatek
kiwnął głową. „Ma dokładnie takie samo podejście jak Gustav.”
- Ale to
marzenie ściętej głowy – dokończył chłopak.
- Dlaczego?
- Nieważne.
Nie przeszkadzam ci już.
Założył na
głowę wielkie słuchawki i włączył jakąś ciężką muzykę. Rozmowa zakończona.
Rzuciwszy
przygotowane ciuchy obok łóżka, Bill rozsiadł się na kanapie. Półprzytomnie
przeskakiwał po kolejnych kanałach w telewizorze z nadzieją, że w końcu natknie
się na coś ciekawego.
Drache
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz