Mijały dni,
tygodnie, miesiące. Okolica pomału budziła się z zimowego snu. Robiło się coraz
cieplej. Śnieg topniał, śpiew ptaków stawał się coraz powszechniejszy.
Pojawiały się również pierwsze owady, co jednak ucieszyło jedynie wygłodniałych
posiadaczy piór. Ludzie nie tęsknili do towarzystwa much i chrząszczy. Bill nie
był w tej kwestii wyjątkiem. Nerwowo machnął ręką, gdy coś dużego przeleciało
tuż przy jego twarzy.
Słoneczna
niedziela taka jak ta z pewnością niejednego potrafiła wyciągnąć na leniwy
spacer po okolicy. Dla blondyna przemierzanie tych ulic nie było jednak zbyt
ciekawą rozrywką, tym bardziej, że musiał iść sam. Dobrze, że nie musiał iść
daleko. To nie pogoda, lecz prośba jednej ze znajomych dziewczyn wyciągnęła go
tego ranka z ciepłego łóżka.
Rozejrzał się
i przeszedł na drugą stronę ulicy. Czekała tam na niego urocza blondynka,
której włosy sięgały aż do łopatek. Miały wyjątkowo jasny, lecz wciąż
naturalny, kolor.
- Cześć! –
przywitał się, podchodząc do dziewczyny. Ta uśmiechnęła się do niego
przyjaźnie.
- Cześć –
odpowiedziała. – Idziemy?
- Jasne. Daj,
pomogę ci – zaproponował i chwycił część z jej rzeczy.
- Nie musisz,
ale dzięki.
- Dużo się
spóźniłem?
- Nie,
właściwie to wcale. Ja po prostu lubię przychodzić wcześniej. Wolę to niż
świadomość, że ktoś musi na mnie czekać.
- Dobre
podejście. Daleko jest ta polana?
- Nie,
niedaleko. Jakieś dziesięć minut drogi.
*
Nie myliła
się, dotarli do celu po równych dziesięciu minutach marszu. Polana mieściła się
na samej krawędzi lasu. Miejsce to było tak niezwykłe, że zrobiło wrażenie
nawet na Billu, który rzadko potrafił zachwycić się przyrodą.
Po jakimś
czasie dwudziestolatek zdał sobie sprawę, iż do jego uszu dochodzi muzyka inna
niż ta tworzona przez naturę. W miejscu, gdzie polana przechodziła już w gęsty
las, dostrzegł Isaaca rozgrzewającego się w rytm muzyki płynącej z głośników
stojącego na ziemi boomboxa. Chłopak nie zdawał sobie sprawy z obecności
znajomych, był zbyt pochłonięty ćwiczeniami.
- O,
wypatrzyłeś Isaaca - zauważyła Crystal. - Często tutaj trenuje. To dobre
miejsce, gdy trzeba się skupić. Przywitajmy się z nim.
- Myślałem, że
Isaac jest raczej...leniwy? - powiedział z braku innego, milszego słowa w
czasie gdy oboje kroczyli na spotkanie ich koledze.
- To
powszechna opinia, ale nie powiedziałabym tego. Isaac poświęca każdą wolną
chwilę treningom, a że są męczące resztę dnia przesypia, stąd powszechne przekonanie
o jego lenistwie.
- Reszta nie
wie, że on ćwiczy?
- Nie wie, że
robi to tak często i intensywnie. Nikomu nie chwali się ze swojej pracy.
- W takim
razie skąd ty o niej wiesz?
- Też lubię to
miejsce, dlatego często wpadamy na siebie.
- Rozumiem.
-
Zaabsorbowany jak zwykle – zachichotała dziewczyna, gdy umięśniony chłopak mimo
niewielkiej odległości nie zauważył pojawienia się swoich znajomych. – Cześć
Isaac!
Dwudziestolatek
przerwał ćwiczenia i odwrócił się zdziwiony.
- O, cześć wam
– uśmiechnął się przyjaźnie. – Co tu robicie?
- Poprosiłam
Billa o pozowanie do rysunku.
- Sceneria ta
co zawsze?
- Zgadza się.
- Powodzenia,
stary, trochę się nasiedzisz, ale warto. Crystal świetnie rysuje, maluje
zresztą też.
- Daj spokój,
Isaac! – machnęła ręką zawstydzona.
- No co, to
przecież prawda – kontynuował chłopak.
- Też
pozowałeś? – spytał Bill.
- Wiele razy.
Często trafiamy na siebie i jakoś tak wychodzi. W każdym razie, warto, na pewno
się nie zawiedziesz.
- Isaac!
- Dobrze już
dobrze – zaśmiał się na widok oburzonej twarzy koleżanki. – Wracam do swojej
pracy. Miłego dnia!
- Pracy? –
zagadnął ze zdziwieniem Kaulitz, kiedy odeszli już wystarczająco daleko.
- Utrzymywanie
dobrej formy to też jego praca, tak samo jak opracowywanie nowych układów –
wyjaśniła blondynka. – Poza tym musi też przygotować się do zajęć.
- Zajęć?
- Tak. Ma
dzisiaj ucznia czy dwóch.
„Pozory jednak
często mylą”, skwitował były wokalista, udając się na miejsce wskazane mu przez
jego dzisiejszą przewodniczkę. Dwie niewielkie drewniane konstrukcje były już
częściowo obrośnięte mchem. Niezbyt dobrze zniosły tegoroczną zimę, a może
nawet i kilka poprzednich.
- Ładne
miejsce – rzekł dwudziestolatek, rozglądając się wokół. Zajął miejsce na starej
ławeczce, która skrzypnęła pod jego ciężarem.
- To prawda.
Jest idealne do rysunków i obrazów. Do zdjęć pewnie też, ale nie znam się na
tym.
- To rzecz
Irene?
- Zgadza się.
- Powiedz mi,
jak mam się ustawić.
- Jak ci
wygodnie. Będziesz musiał tak trochę wytrzymać.
- Na pewno?
- Aha.
- Skoro tak.
Zwykle każdy ustawia mnie dokładnie tak jak ma w zamyśle.
- Każdy ma
jakąś swoją wizję. Ja też mam swoją, ale to później.
- Jak chcesz.
Szybko wybrał
wygodną acz, według niego, reprezentacyjną pozę. Pochylił się wprzód i oparł
łokcie o kolana. Spoglądał lekko w bok, jednak starał się za bardzo nie
wpatrywać między drzewa.
- Chyba nie za
bardzo odpowiada ci ta poza?
- Nie, to nie
to. Tylko…Las. Nie boisz się lasu?
- Nie, czemu
miałabym się go bać? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Właściwie
to… Nie, tak pytam – próbował ratować sytuację i nie wyjść na kompletnego
tchórza. Ostatecznie przecież nie bał się lasów. Czuł się tutaj tylko trochę
niekomfortowo.
- A ty się
boisz?
- Nie no, co
ty! Nie lubię, to wszystko – odparł starając się ukryć swój wstyd pod płaszczem
irytacji.
- Możemy
zmienić miejsce, jeśli chcesz.
- Nie trzeba,
wszystko ok.
Dalej
pracowali w ciszy. Dziewczyna nanosiła na kartkę pierwsze szkice, podczas gdy
Bill starał się skupić swoje myśli na wszystkim innym niż znienawidzony przez
siebie krajobraz. Plany na później, lista zakupów…
- Jak ci się u
nas podoba? – zagadnęła wreszcie Crystal, nie odrywając się od kartki.
- Jest w
porządku. Sporo pracy, ale ogólnie w porządku – odparł, prostując na chwilę
plecy.
- A jak idzie
zbieranie pieniędzy?
- Pieniędzy?
A! Powoli. Zawsze znajdą się jakieś nieprzewidziane wydatki.
- To prawda.
Dobrze to znam – przyznała blondynka, wykonując kolejne ruchy ołówkiem. –
Myślałeś może o czymś dodatkowym?
- Nie dam
rady, po całym dniu w sklepie nie mam już ani siły, ani czasu na nic –
westchnął na myśl o czekającej go jutro stercie rzeczy do poukładania na
półkach.
- Rozumiem
cię. Ja pomagam nauczycielom z pobliskiej szkoły i też często wracam późno do
domu. Organizowanie zajęć też bywa męczące, również fizycznie. Mogłabym się
popytać, czy nie znalazłoby się gdzieś jakieś dodatkowe zajęcie, jeśli chcesz
oczywiście.
- Dziękuję, to
miłe z twojej strony – odpowiedział, uśmiechając się lekko. – Z tym, że mam
czas jedynie w niedziele.
- Wezmę to pod
uwagę. Jestem pewna, że coś by się znalazło.
- Dzięki.
- Zaraz
skończę pierwszą wersję. Pokażę ci ją, gdy już skończymy wszystkie, ok?
- Nie ma
sprawy.
*
Ostatnie
poprawki zostały naniesione na rysunki, gdy słońce zaczęło chylić się ku
zachodowi. Oboje byli głodni i już trochę znużeni. Bill co i raz rozciągał się,
próbując trącić trochę życia w swoje uśpione stawy. Oglądał przy okazji jedną z
prac wykonanych przez Crystal. Był pod wielkim wrażeniem talentu dziewczyny.
Isaac nie przesadzał, kiedy chwalił jej umiejętności.
Po latach
oglądania siebie we wszelkich możliwych mediach, rzadko podobały mu się
przedstawiające go zdjęcia czy rysunki, jednak prace dziewczyny były inne.
Cieszył się, że mógł zatrzymać dla siebie choć jedną z nich.
- Jedziecie z
nami w piątek do miasta? – zapytała niespodziewanie Crystal.
- Do miasta? –
powtórzył zdziwiony.
- Wybieramy
się tam wszyscy razem na zakupy. Marcus miał zapytać ojca o pozwolenie.
Myślałam, że może już o tym rozmawialiście.
- Nic o tym
nie wiem – odparł Bill. – Jeśli tak by było to i tak musiałbym zostać w
sklepie. Ojciec Marcusa na pewno nie zgodzi się żebyśmy obaj tam pojechali.
- Czy ja wiem?
Obaj jesteście ludźmi i czasem potrzebujecie przerwy.
- Ale nie w
tym samym terminie – chłopak obstawał przy swoim.
- Myślę, że to
da się zrobić. Do tej pory wszyscy razem jeździliśmy do miasta i nie było z tym
problemu. Aaron również jechał wtedy z nami. Pan Martin znajdował po prostu
kogoś na zastępstwo na jeden dzień i tyle.
- Aaron to
poprzedni kasjer?
- Zgadza się.
Pracował z Marcusem przed twoim przyjazdem tutaj. Znalazł pracę w innym
mieście.
Historię
Aarona Bill słyszał już z ust swojego współpracownika. Nie była ona jednak zbyt
treściwa. Chłopak przyjechał tutaj wraz z innymi, by zarobić trochę pieniędzy
na college. Pracował z Marcusem w sklepie, lecz nie był zbyt zadowolony ze
swoich zarobków. Bycie umysłem ścisłym pozwoliło mu na szybkie znalezienie
pracy w dużej firmie daleko stąd. Podobno wiedzie mu się dobrze, ale dystans
osłabił więzi z dawnymi znajomymi. Odległość, brak czasu – Bill znał to
doskonale ze swojego dawnego życia.
- Zapytam
Marcusa. Chętnie bym się gdzieś wyrwał – zdecydował w końcu.
- Byłoby
super! – przyklasnęła blondynka. – A czy pojedziesz też z nami na wyjazd? Wiem,
że do niego jeszcze dużo czasu, ale zakupy będziemy już robili między innymi
pod tym kątem.
Spojrzał na
nią zaskoczony. Kolejna rzecz, o której nie miał pojęcia.
Drache
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz