Powoli
rozsunął powieki ochraniające oczy przed pierwszymi promieniami słońca.
Wyciągnął rękę poza obrąb łóżka i po omacku szukał swojego telefonu. Jeszcze
piętnaście minut. Przyzwyczajenie robiło swoje. Przeciągnął się i odwrócił na
plecy, by dać sobie trochę czasu na dobudzenie się. Jego współlokator jeszcze
spał, nie było sensu budzić go wcześniej niż to konieczne. Przeczesał palcami
swoje blond włosy, które długością dochodziły mu już do linii brody. Wciąż za
krótkie aby je związać, wystarczająco długie by sprawiać problemy. Będzie
musiał poprosić Irene o pomoc, jeśli oczywiście po zakupach zostaną mu jeszcze
jakieś pieniądze. Tego ostatniego nie mógł być pewien.
Głośny dźwięk
budzika. To będzie długi dzień.
*
Razem z
Marcusem byli pierwszymi na miejscu. Umówili się na przystanku autobusowym,
skąd całą grupą mieli jechać do miasta. Na szczęście wszyscy, nawet Isaac,
przybyli na czas, dzięki czemu nie trzeba było czekać na kolejny autobus. Sama
podróż była długa, niepotrzebny był im dodatkowy stracony czas. Trójka
chłopaków odbiła sobie wczesną porę drzemką w czasie podróży. Zaryzykowali,
mimo zapowiedzi pozostałych, utrzymujących, iż zostawią ich w tym autobusie i
być może trafią na nich w drodze powrotnej do domu.
Cel podróży
spokojnie można było uznać za sporej wielkości miasto. Były wokalista z
zainteresowaniem rozglądał się wokół, nie potrafiąc zawiesić wzroku na
czymkolwiek na dłużej niż ułamek sekundy. Odzwyczaił się już od takich widoków.
Zawsze ciągnął do miasta, tak samo zresztą jak jego brat. Wychowani na wsi,
lecz uciekający stamtąd przy pierwszej nadarzającej się okazji. W mieście
zawsze coś się działo. Tutaj nie byli znanymi wszystkim braćmi z sąsiedztwa.
Mieli poczucie anonimowości, które, choć ograniczone, towarzyszyło im nawet w
czasie kariery. Poza tym Bill nienawidził robaków, a w mieście było ich mniej.
Od razu
skierowali się do właściwiej dzielnicy. Zwiedzanie było zbędne, przecież byli
tutaj już tyle razy, oczywiście oprócz Kaulitza, ale on wolał skupić się na
łażeniu po sklepach niż na oglądaniu zabytków.
Podążali
według swojej wypracowanej już listy. Po kolei wchodzili do sklepów i dzielili
się na dwie grupki: jedną, której celem było zwiedzenie jak największej liczby
alejek w możliwie krótkim czasie, i drugą, która zajmowała kilka siedzeń i
znudzona czekała na resztę. To prawda, że mogliby się rozdzielić, a każdy
wchodziłby tylko do tych sklepów, do których chciał, ale tak podobno było
bezpieczniej i weselej. Blondyn postanowił nie łamać zasad i nie wyłamywać się
z tłumu.
Ze względu na
to, iż była to jego pierwsza taka „wyprawa” starał się jak najmniej siedzieć, a
jak najwięcej działać. Nie znał tutejszych sklepów, nie mógł więc już na
wejściu ocenić, czy jest sens zapuszczać się w głąb sali, czy też nie. Wyjątek
z wiadomych przyczyn stanowiły sklepy z damską odzieżą.
Szybko
zorientował się, że jeśli chodzi o gust, najbliżej mu było do Chrisa
buszującego właśnie pomiędzy kolejnymi wieszakami. Nie odezwali się do siebie
od czasu sprzeczki. Bill postanowił przełamać milczenie i złagodzić nerwową
atmosferę między nimi. Atmosferę, która zdążyła stać się już przedmiotem
zainteresowania niektórych z ich wspólnych znajomych (Marcus i Isaac zgodnie
uznali, że nie obchodzą ich czyjeś prywatne konflikty, o ile nie są w nie
bezpośrednio bądź pośrednio zamieszani).
- Fajna
koszulka – rzucił podchodząc do młodszego kolegi. W odpowiedzi usłyszał
burknięcie. Chłopak zniknął między alejkami. – Nie to nie – westchnął,
wzruszywszy ramionami. Nic na siłę. I tak powinien być wdzięczny, że Chris nie
puścił w obieg informacji o jego przeszłości, a przynajmniej nic na to nie
wskazywało.
Nagle tuż obok
niego pojawił się Marcus.
- Jesteś już
przy końcu? Chcemy iść coś zjeść – oznajmił ze znudzoną miną. Bill szybko
rozejrzał się dookoła.
- Jeszcze sekundę
– odpowiedział i zaczął pobieżnie przeglądać kolejną górę ciuchów. Szatyn
zrezygnowany wrócił na swoje miejsce.
*
Około
pierwszej po południu cała ósemka była już w trakcie miłej pogawędki w jednym z
tutejszych barów szybkiej obsługi. Podczas gdy dziewczyny wraz z Chrisem
prezentowały swoje dzisiejsze łupy, a reszta dyskutowała o urodzie jednej z
kelnerek, Bill zajął się rachunkami i stanem swojego portfela. Westchnął
ciężko. Nigdy nie było dobry w oszczędzaniu.
- Kłopoty? – zagadnął
Marcus, dostrzegając zatroskaną minę kolegi.
- Trochę.
Chyba przesadziłem. Najgorzej wyszło z tym cholernym laptopem – jęknął,
zbierając resztę drobnych do portfela.
- Ale
przynajmniej jest dobry. Uwierz mi, że ten grat, przy którym tak się upierałeś,
zepsułby się już po kilku tygodniach. Wyrzucanie pieniędzy w błoto.
- Cóż, wierzę
ci. Wielkie dzięki za pomoc.
- Nie ma
sprawy. Zostało ci coś jeszcze do kupienia?
- Z
elektroniki na szczęście nie. Potrzebuję jeszcze skarpetki i bieliznę. Drobne
rzeczy.
- A masz kąpielówki
na wyjazd?
- Kąpielówki?
- Nie mów, że
zapomniałeś…
- Wypadło mi
to z głowy! Cholera, jeszcze one…
- Pożyczyłbym
ci kasy, ale sam nie mam.
- Spoko, może
mi starczy.
- Pożyczyć ci
pieniądze? – spytała niespodziewanie Crystal, która siedziała obok nich.
Musiała usłyszeć ich rozmowę.
- Nie, dzięki,
nie musisz – speszył się blondyn. Poczuł
się głupio. Dziewczyna próbuje wyratować go z problemu, w który sam się
wpakował. Co za wstyd.
- Na pewno? –
nalegała.
- Nie,
absolutnie nie – dodał szybko, licząc na to, że inni nie zorientują się w
sytuacji.
- Ok, ale jak
coś to daj znać – rzekła z uśmiechem, po czym odwróciła się do reszty.
- Spoko,
dzięki.
Odetchnął z
ulgą. Miał nadzieję, że nie będzie musiał korzystać z pomocy koleżanki. Od tej
pory będzie lepiej rozplanowywał budżet. Przynajmniej będzie się starał…
*
Cudem zmieścił
się w odliczonej kwocie. Uratowały go promocje w sklepie z bielizną i jego
dobre oko, które je wypatrzyło. Odetchnął z ulgą, pewny, że nie będzie musiał
pożyczać od znajomej blondynki ani centa. Z drugiej strony jednak został z
pustym portfelem i już przygotowywał się na post do czasu kolejnej wypłaty, gdy
spotkała go miła niespodzianka. Wieczorem po zakupach zadzwonił do niego Steven
z propozycją wspólnego niedzielnego obiadu. Przystał na nią od razu. Dawno nie
widział znajomego mężczyzny, u którego miał dożywotni dług wdzięczności. W
końcu to on ocalił go przed śmiercią, przygarnął pod swój dach, wyleczył, a
także zapewnił niezły start w nowym życiu. Obaj mieli kilka potknięć podczas
trwania tej znajomości, lecz mimo wszystko wciąż żywili do siebie sympatię. Można
nawet powiedzieć, że Bill stał się dla Browna synem, którego ten nigdy nie
miał. Kaulitz z kolei wiedział, że może zawsze na niego liczyć. Zresztą cała
rodzina Brownów stała mu się bliska, w pewnym momencie nawet tak bliska jak
jego własna.
Zaskoczył się
lekko, gdy wyszedł z domu i dostrzegł, że oprócz Stevena spędzi czas również z
Avril oraz Eriką. Po krótkim, ale i radosnym przywitaniu pojechali razem na
obiad. Ku zaskoczeniu chłopaka trafili do baru, do którego trafił z Brownem
podczas ich pierwszego wspólnego wyjazdu do miasta kilka ładnych miesięcy temu.
We dwójkę
poszli po posiłek dla siebie oraz pań. Szybko uwinęli się z tym zadaniem, żeby
mieć więcej czasu na rozmowę.
-
Powiedziałbym, że urosłeś, ale to chyba niemożliwe – zaśmiał się drwal, po czym
usiadł do stołu.
- Raczej nie,
za to urosły mi włosy – odparł dwudziestolatek, przeczesując palcami swoje
włosy tak, by nie zrzucić z nich zielonej bandany, którą udało mu się dostać na
wyprzedaży.
- I kiedy je
zetniesz?
- Jeszcze nie
wiem. Pozwolę im rosnąć jeszcze trochę, a potem zobaczymy.
- Wracasz do
starego wyglądu?
- To była
głównie praca. Na razie o tym nie myślę.
- Według mnie
wygląda ładnie – wypowiedziała się Avril.
- Z tą
bandaną, opaską i skórzaną kurtką wyglądałbyś czadowo!
- Haha, dzięki
za komplement – uśmiechnął się na stwierdzenie Eriki. Przypomniał sobie reakcje
jej koleżanek ze szkoły, gdy kiedyś przyszedł odebrać ją z zajęć.
- Właśnie, nie
nosisz już szalika.
- Jest na
niego za ciepło. Kupiłem opaskę, którą noszę zamiast niego na zmianę z inną
bandaną.
- To prawda, w
lecie nie byłby zbyt wygodny. Mogłabym zrobić ci coś lżejszego na taką pogodę…
- Nie trzeba,
to co mam mi wystarczy – odparł najmilej jak potrafił. Nie chciał robić
kłopotów, a i nie potrzebował w tej chwili niczego dodatkowego na szyję.
- Mamy coś dla
ciebie – oznajmił dumnie drwal. Na stole pojawiła się sporej wielkości paczka.
- Dla mnie? –
zdziwił się. – Z jakiej okazji?
- Nie potrzeba
okazji do prezentu – powiedziała ciepło Avril.
- No dalej!
Otwórz! – niecierpliwiła się dziewczynka.
Kaulitz
ostrożnie zdarł papier z pakunku. W środku znajdowała się kolorowa książka. Nie
za bardzo rozumiał cel, jaki niosło podarowanie mu jej, dopóki nie spojrzał na
nazwisko autora, a raczej autorki. Avril Brown.
- Mam
nadzieję, że ci się spodoba. Co prawda nie jestem pewna, czy lubisz tego typu
historie, ale jedno z opowiadań było inspirowane twoim pojawieniem się u nas.
Dlatego też chciałam, żebyś je przeczytał.
Nie potrafił
ubrać emocji w odpowiednie słowa. Pojawiał się w prasie, telewizji, internecie,
opowiadaniach fanów, lecz nigdy nie było to dla niego coś tak osobistego jak
spisanie fragmentu jego życia przez bliską osobę. To było zupełnie inne
uczucie. Poczuł się zaszczycony.
- Ja… Dziękuję
– wydusił tylko, przeglądając kolejne kartki.
- A wiesz, że
ja robiłam rysunki?
- Serio?
- Jasne! Do
każdej historii jest przynajmniej jedna moja praca.
- Ciekawe,
jaki jest do mojej.
- Nie powiemy
ci.
- Dlaczego?
- Bo musisz
najpierw sam odszukać tutaj swoją historię.
- Nie powiecie
mi która to?
- Nie.
- Skoro tak.
Mam nadzieję, że uda mi się ją znaleźć mimo mojego angielskiego.
- Myślę, że
tak. Język nie jest zbyt skomplikowany, więc nie powinieneś mieć z tym
problemu.
- W razie
czego weźmiesz słownik i po kłopocie – dodał Steven.
- Jeszcze raz
dziękuję. Nie wiem, co powiedzieć.
- Nic nie mów
tylko odwróć książkę.
Blondyn ze
zdziwieniem spojrzał na drugą stronę okładki, do której delikatnie doczepiona była
koperta. W środku znalazł pieniądze.
- Zanim
zapytasz i zaczniesz marudzić, posłuchaj. Wyjeżdżamy w wakacje do Stanów na
kilka tygodni i planowaliśmy zabrać cię ze sobą, jednak okazało się, że nie
mamy takiej możliwości. Słyszałem od pana Williama, że planujecie z dzieciakami
jakiś wspólny wyjazd. Wyjazdy na urlop, a szczególnie taki z rówieśnikami, są
potrzebne zwłaszcza w twoim wieku. Chcielibyśmy chociaż w ten sposób
zrekompensować ci tę niemoc z naszej strony, a także wesprzeć cię jakoś
finansowo. Wiem, że w twojej sytuacji każdy cent jest na wagę złota…
- Brzmisz jak
ojciec – zauważyła pani Brown.
- Ja? No… Oj,
nieważne! Bierz, młody.
- Ale…
- Nawet nie
próbuj się wykręcać!
- Dobrze. W
takim razie dziękuję – rzekł szczerze, uśmiechając się.
- Jest mi
głupio, że tak wyszło z tym wyjazdem.
- Bardzo
chciałam żebyś jechał z nami…
- Takie życie,
nie przejmuj się – Bill pogłaskał dziewczynkę po głowie.
- Spróbuję
namówić Williama na kilka dni wolnego dla ciebie pod koniec sierpnia. Wtedy mam
nadzieję, że już wszystko wypali.
- Naprawdę nie
trze…
- Cicho!
- Ok –
roześmiał się. Jego dług wdzięczności powiększył się tego dnia do niebotycznych
rozmiarów, lecz on starał się w tej chwili o nim nie myśleć. Był szczęśliwy,
prawdziwie radosny, czując, że ma przy sobie kogoś tak bliskiego i kochającego
go mimo wad. Tak bardzo pragnął by ten dzień mógł trwać dłużej…
Drache
Bill musiałby być mistrzem podrywu (przypomniał mi się tekst z dzisiejszego ogniska na temat wyjścia z toalety xD) jeśli próbuje nawiązać rozmowę poprzez "fajna koszulka" :D ale chwali się, że podejmuje próby. Gorzej, że nie spotyka się to z pozytywnym odbiorem. Ech jak dobrze rozumiem jego odkładanie forsy, teraz przeliczam każdy grosz xD Zastanawia mnie ta książka. Mam przeczucie, że wątek wróci i będzie miał znaczenie. Ech, stresujesz! Pozdrawiam i naskrob szybko następny part ;) Maroń.
OdpowiedzUsuńTo nie tak, że czekam na koniec... Bardzo lubię to opowiadanie, chociaż ostatnio nie komentowałam, ale czytam piaskowego gołębia, barierę i to. Po prostu cały czas mam gdzieś zakodowane w głowie, że czas nieubłaganie leci, zmieniają się pory roku, a Bill wcale nie posunął się do przodu. Żyje od wypłaty do wypłaty i jakby zupełnie nie myslał o powrocie. Jak niby ma się dostać tam, gdzie chce, skoro nie ma pieniędzy na podróż? Tom przecież tam gdzieś żyje w przekonaniu, że jego brat tragicznie zginął. Jakby tego było mało, feralnego dnia się posprzeczali. Zawsze, kiedy go sobie wyobrażam, jest smutny, bo kiedy ostatnim razem widział brata, nawet się do siebie nie usmiechali. Zwyczajnie się pożarli. dlatego, chociaż bardzo lubię to opowiadanie, chciałabym wreszcie dobrnąć do miejsca, gdzie się wreszcie spotkają i wszystko się dobrze ułoży. cóż, taką już wybrałaś fabułe, że czeka się na ten moment z niecierpliwością. nie miej mi za zle, ja po prostu nie mogę tego czytać nie myśląc o Tomie.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się przeprowadziłaś. Mam nadzieję, że inni również to zrobią.
Czekam na newsa!
Pozdrawiam!
Cieszę się, że tutaj publikujesz swoje opowiadanie. Onet serio jest wnerwiający i sama zastanawiam się, czy nie przenosić mojego bloga.
OdpowiedzUsuńJak przeczytałam, że Bill wydał wszystkie pieniądze od razu przyszła mi do głowy myśl "i znowu się oddalił od powroty do Niemiec", ale jak Brownowie zrobili mu mały prezent od razu zrobiło mi się tak jakoś lepiej.
Wiesz, za każdym razem jak pojawia się nowy odcinek Twojego opowiadania mam nadzieje, że wszystko się jakoś wyjaśni, że Tom zawędruje do miejsca, w którym zginął Bill, a ten też tam będzie. Chyba zdecydowanie nie jestem fanką nieszczęśliwych i smutnych zakończeń.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i czekam z niecierpliwością na kolejną część z perypetiami bohaterów. :)
Buziaki :*
Ingeborg
Cześć! ;-) Wszyscy wynoszą się z onetu... i dobrze! Dla czytelników też jest wkurzający. Mam nadzieję, że nie będą mi tutaj nagle znikać rozdziały. Albo coś jeszcze gorszego...
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to jak zawsze fajny. ^^ Wycieczka do miasta i odwiedziny Brown'ów. W sumie zdążyłam już o nich zapomnieć. Zaskoczyli mnie swoją obecnością. =D
Pozdrawiam!
Kamilia
Super odcinek chociaż dawno mnie tu nie było ale już wszystko nadrobiłam i chciałabym aby spotkał się Bill z Tomem to moja prośba. Oczywiście czekam na nexta ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Caroline