Bill szybko
wracał do zdrowia. Po jakichś trzech dniach czuł się już normalnie, mimo iż
nadal łykał jakieś pigułki wzmacniające i pił syrop ziołowy na gardło. Niestety
będzie musiał przyzwyczaić się do tego, że to właśnie gardło będzie najgorzej
znosiło wszelkiego rodzaju przeziębienia.
Tego ranka
spał sobie jeszcze w najlepsze, gdy nagle coś ciężkiego spadło mu na bok.
Zdezorientowany i wściekły zrzucił z siebie kołdrę.
- Was ‘ne…
Odbiło ci?! - krzyknął, widząc, że to Erika jest odpowiedzialna za tak
koszmarną pobudkę.
- Wstawaj
leniu, spóźnimy się przez ciebie! - chłopak spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
- Obiecałeś odprowadzić mnie do szkoły, pamiętasz?
Przetarł
twarz. Rzeczywiście, poszedł na taki układ. Miał do wyboru codzienne wyjazdy ze
Stevenem na obchód do lasu bądź odprowadzanie małej leśną drogą na przystanek
autobusowy. Mimo już kilku tygodni spędzonych u Brownów, Bill nadal nie
przekonał się do „drwala". Zwłaszcza po nagłym wyrzuceniu z domu za
rzekomą kradzież.
Nie było siły.
Półprzytomny dwudziestolatek zwlekł się z łóżka i najszybciej jak potrafił
przygotował do wyjścia.
*
- Jednak się
nie spóźnimy. Myślałam, że dłużej zajmie ci ubranie się.
- Jak nie mam
wyjścia potrafię się szybko ogarnąć.
Kaulitz
rozejrzał się dookoła. Kolejny raz musiał przyznać, że okolica jest naprawdę
piękna. Te kolory, korony drzew sięgające niemalże samych chmur...
- Dzisiaj mam
matematykę.
- Nie lubisz?
- spytał w odpowiedzi na jej skrzywioną minę.
- Nie znoszę!
- podniosła głos.
- Też jej nie
znosiłem – odparł, uśmiechając się na myśl o szkolnych czasach. Ach, te wredne
nauczycielki i irytujące dzieciaki…
- Cieszę się,
że spotkam się wreszcie z koleżankami. Nie widziałam ich prawie całe wakacje.
Tęskniłam nawet za tymi głupkami, Brandonem i Marco.
- Czemu
głupkami?
- Wszędzie
chodzą razem i robią ludziom głupie dowcipy. Potrafią ukraść komuś piórnik czy
śniadanie. To takie dziecinne!
Nim się
spostrzegli dotarli już na przystanek autobusowy. Nie trwało długo nim
podjechał do nich duży żółty pojazd wypełniony już co najmniej do połowy
hałaśliwymi dzieciakami. Erika szybko pożegnała się z Billem i wbiegła do
środka. Pomachała mu jeszcze z okna autobusu, a później odwróciła się, by
skupić się na rozmowie z dawno niewidzianymi znajomymi. Kiedy pojazd zniknął za
zakrętem blondyn udał się w drogę powrotną. Miał tylko nadzieję, iż ze swoim
szczęściem nie zgubi się gdzieś w lesie. Niby ścieżka była dobrze oznaczona,
lecz chłopak był świadom swoich możliwości.
Żwawo kroczył
przed siebie od czasu do czasu chuchając na swoje dłonie, które marzły mimo
okrywających je rękawiczek. Miał nadzieję szybko dotrzeć do domu, by wrócić do
łóżka, a wcześniej napić się czegoś gorącego. Kawa z mlekiem i łyżeczką cukru
byłaby w sam raz.
Już czuł
zapach aromatycznego napoju, gdy usłyszał zbliżające się głosy. Ludzkie głosy.
Kilku mężczyzn szło w jego kierunku, głośno o czymś rozmawiając. Nagle zaczęli
się śmiać, chyba najniższy z nich opowiedział dowcip.
- Hej! –
krzyknął jeden z nich w stronę mijającego ich blondyna.
Bill nie był
pewien jak powinien zareagować na zaczepkę. Mężczyźni mimo dobrego humoru nie
wyglądali na przyjemne towarzystwo. Przynajmniej dla niego. Łysole koło
trzydziestki w bluzach z kapturem i dresowych spodniach. Budzili w nim
nienajlepsze skojarzenia.
- Kolega coś
do ciebie powiedział.
Teraz był
pewien nadchodzących kłopotów. Słyszał jak grupa zawróciła i szła w jego
kierunku. Wbrew swojemu instynktowi zatrzymał się i stanął z nimi twarzą w
twarz.
- Nigdy cię tu
nie widziałem – stwierdził najniższy z mężczyzn. Wyglądał na przywódcę grupy.
Wprost emanował przerostem pewności siebie.
- Jestem tu
nowy – odpowiedział mu Kaulitz. Po ich minach poznał, iż nie spodobał im się
jego akcent.
- Nie
potrzebujemy tu nowych – skomentował mięśniak ubrany w czerwoną bluzę.
- Dokładnie –
dodał inny z tatuażem na policzku. – Nie masz tu czego szukać.
- Przyjechałem
odwiedzić rodzinę – skłamał dość nieporadnie. Mężczyźni wybuchnęli śmiechem.
- G*wno nas to
obchodzi – przywódca zrobił krok w jego kierunku. Nie było dobrze. – Nie
potrzebujemy tutaj takich jak ty.
Wyższy
mężczyzna spróbował chwycić go za rękę, jednak Kaulitz zwinnie wywinął się z
uścisku. Nie czekał dłużej, rzucił się do ucieczki.
*
- Wracaj tu
tchórzu! – nie miał zamiaru. Biegł ile sił w nogach, wymijając drzewa i
przeskakując wystające z ziemi korzenie. Upadek nie wchodził w grę, jego cena
mogłaby być zbyt wysoka.
Co kilka chwil
zerkał za siebie, by jedynie upewnić się, że jeszcze długo nie odpocznie. Grupa
mężczyzn uparcie siedziała mu na ogonie. Jak na złość nie miał się nawet gdzie
schronić. Choć dookoła rosło sporo drzew i krzewów, trzask łamanych butami
igieł zdradzał jego położenie. Na dodatek znikąd pomocy. „Szlag!”
Dyszał ciężko
jak gdyby miał już nigdy więcej nie odetchnąć. Mimo krążącej w jego organizmie
adrenaliny, zaczynał odczuwać już pierwsze oznaki zmęczenia. Strach jednak
motywował go do dalszego biegu.
Ponownie
zerknął w stronę swoich oprawców. Ku jego uciesze oddalali się od niego coraz
bardziej.
Złamana gałąź.
Potknął się, lecz nie upadł. Miał nadzieję, że tego nie widzieli. W tej chwili
byli jak zwierzęta, każda oznaka zmęczenia dodałaby im sił do dalszej gonitwy,
a tego nie chciał. Liczył na to, że już niedługo mu odpuszczą. Łapał się na
tym, że zwalnia kroku.
Krótka myśl.
Wyskoczył w górę, by za moment zbiec w dół zbocza. Rozwidlenie. Pobiegł w lewo.
Gęste zarośla. „Tam!”
Wcisnął się
między gęsto obrośnięte igłami gałązki i usiadł, zwalniając oddech.
Nasłuchiwał, lecz do jego uszu dochodziło głównie bicie zmęczonego wysiłkiem
serca. Krew pulsowała w skroniach. Dudnienie. To bieg czy puls?
Klęczał tak
niczym zaszczute zwierze, kryjące się gdzieś w gęstwinie przed znajdującym się
nieopodal drapieżnikiem. Ku swojej złości, nie był w stanie ocenić, gdzie są
teraz jego prześladowcy. Głucha cisza przerywana tu i ówdzie pojedynczym
szelestem, który mógł równie dobrze oznaczać ruch człowieka jak i sarny czy
jelenia. Czekał. Pomału tracił poczucie czasu, wszystko zdawało się przeciągać
w nieskończoność. Ostrożnie wychylił się ze swej kryjówki. Pustka.
Wygramolił się
z zarośli i rozejrzał wokół. Nie dostrzegł ani nie usłyszał niczego
niepokojącego. Spokojnym niepewnym krokiem ruszył przed siebie, obserwując
teren wokół siebie. Chyba był bezpieczny. „Teraz żeby tylko trafić do domu…”
*
- Nareszcie
jesteś. Bałam się, że gdzieś się zgubiłeś. Coś się stało? - spytała Avril,
widząc chłopaka całego umorusanego.
- Uciekałem -
powiedział wreszcie. Odetchnął ciężko i ściągnął z siebie skórzaną kurtkę. Co
najmniej garść piachu i igieł posypała się na podłogę.
- Przed kim? -
zapytała blondynka, po czym zastanowiła się chwilę. - Poznałeś jedną z
miejscowych klik?
- Tak... Chyba
tak.
- Nic ci nie
zrobili?
- Nie,
wszystko w porządku.
- To całe
szczęście. Widzisz, w okolicy jest kilkunastu mężczyzn, którzy chyba aspirują
do tego, ażeby zostać "gangsterami". Mają kilka rywalizujących ze
sobą band. Nie mają pracy, więc to ich jedyne zajęcie.
- Nie lubią
przyjezdnych?
- Nie tylko,
miejscowych też nie.
- Szkoda, że
nie wiedziałem wcześniej - rzekł, odwieszając kurtkę na wieszak. Strzepał ze
spodni resztę brudu. Miał straszną ochotę na kąpiel...
*
Po gorącym
prysznicu zajął się porządkami w domu. Przy okazji dowiedział się czegoś więcej
o pani domu. Okazało się, że Avril Brown jest pisarką, a konkretniej pisze
książki przygodowe dla dzieci. Kto wie, może umieści jego historię w którejś z
kolejnych książek? Ciekawe, czy jakiekolwiek dziecko uwierzyłoby w taki stek
bzdur...
Około drugiej
radośnie rzucił się na łóżko i wtulił w poduszkę. Nie musiał przyprowadzać
Eriki z przystanku, więc miał wolne aż do obiadu. Mógł sobie spokojnie poleżeć
w ciszy i spokoju...
I wtedy drzwi
otworzyły się z hukiem.
- Bill! Bill!
Nie zgadniesz!
- Nie powinnaś
być jeszcze w szkole? - jęknął, chowając głowę pod miękką poduszką.
- Dzisiaj
wcześniej skończyłam, a tata akurat mógł przywieźć mnie do domu. Ale nieważne!
Wiesz, że zrobiłeś furorę w szkole? - blond igiełki powoli wysunęły się spod
jaśka. - Naprawdę! Koleżanki gadają tylko o tobie. Nawet Kai nie był dzisiaj
tak popularny jak ty.
- Kai?
- Szkolny
przystojniak – wyjaśniła dziewczynka. - W każdym razie kilka dziewczyn widziało
cię z autobusu i kompletnie zwariowały na twoim punkcie. Ciągle mówiły tylko o
"wysokim przystojniaku w skórze". Chłopcy oczywiście mieli odmienne
zdanie, ale kto by się nimi przejmował. Są zwyczajnie zazdrośni!
Dwudziestolatek
nie był pewien, jak powinien potraktować tę informację. Niby przyzwyczaił się
do tego, ale nie ukrywał, że ciągle malejąca średnia wieku jego fanek stawała
się czymś irytującym, a nawet niepokojącym. W końcu co to za przyjemność być
bożyszczem dzieciaków? Może za kilka lat ta perspektywa ulegnie jakiejś
zmianie... Oby tylko jego fanki podrosły do tego czasu.
- Powiedziałam,
że jesteś moim bratem - przebiło się do niego w końcu. Zmarszczył brwi.
- Nie jestem
twoim bratem.
- Nikt nie
musi o tym wiedzieć.
- Nieładnie
kłamać - zwrócił jej uwagę. Jak gdyby sam nigdy nie skłamał dla popularności
czy jakichś innych korzyści.
- Wiem, wiem.
Ale w sumie jesteś dla mnie jak brat - mała podskoczyła i przytuliła się do
jego wątłej klatki piersiowej. - Dobrze się dogadujemy.
- Ale
rodzeństwem nie jesteśmy - upierał się Kaulitz. Mógł być kumplem, przyjacielem,
ale nie bratem. Bratem był tylko dla jednej osoby i nie była to stojąca przy
nim blondynka.
- Jesteś
strasznie uparty - skwitowała, pokazując mu język.
- Jestem -
przyjął to z uśmiechem. - Moja upartość jest legendą.
- I lenistwo!
- Uciekaj
stąd.
- Chcesz
wreszcie posprzątać pokój?
- Chcę spać,
daj mi spokój.
- Leń -
dziewczynka rzuciła na odchodnym i zniknęła za drzwiami. Zadowolony położył się
na plecach. Wyciągnął trzeszczące w stawach kończyny.
Drzwi znów
skrzypnęły. Nie spojrzał dlaczego, pomyślał, że to znów Erika przyszła zawracać
mu głowę.
- Twoje
dokumenty będą gotowe w przyszłym miesiącu.
Wystraszony
prawie podskoczył na łóżku.
-
Dzię-dziękuję - odpowiedział cicho, zaskoczony wizytą Stevena. W drugiej
kolejności również przekazaną przez niego informacją.
- Nie ma za
co. Dobrze, że wreszcie tę sprawę będziemy mieli za sobą - "drwal"
usiadł na łóżku. Nie patrzył na blondyna. - Będziesz mógł poszukać sobie pracy,
wynająć mieszkanie. Chociaż póki co nie musisz się tym martwić. Znalazłem dla
ciebie zatrudnienie.
Drache
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz