Promień światła boleśnie ukuł go w
zmęczone oczy. Mogły być trochę spuchnięte, ból był naprawdę nieprzyjemny.
Stopniowo odzyskiwał kontrolę nad swoimi
zmysłami. Czuł się gorzej niż na jakimkolwiek w życiu kacu. Jego usta były
zupełnie suche, jakby zapomniały już jak to jest, gdy czuje się na sobie przyjemną
wilgoć cieczy. Głowę miał niewyobrażalnie ciężką. Czuł, że jest ona jak balon,
który zaraz pęknie od zbierającego się wewnątrz powietrza, że ciśnienie
rozsadzi ją od środka. Z trudem rozsunął piekące powieki. Cały świat zawirował.
Chłopak pomyślał, że z pewnością zwymiotowałby, gdyby nie był tak osłabiony.
Nie widział zbyt dobrze, jakaś mgła przysłaniała mu obraz. Zrezygnował,
przymknął oczy.
Leżał na czymś miękkim, częściowo przykryty.
Było mu ciepło, nawet przyjemnie. Wziął głęboki oddech. Zachłysnął się. Dziki
ból ścisnął jego gardło. Jakby ktoś wbił mu w szyję rozżarzony pręt, który
przebił ciało na wylot paląc każdą powierzchnię, którą napotkał po drodze.
Spanikował. Zaczął się krztusić, a ból
przybierał na sile. Spróbował chwycić dłońmi rozpaloną szyję, lecz jego ręce
odmówiły posłuszeństwa. Ciało wygięło się w cierpieniu. Chciał krzyczeć, ale to
jedynie pogarszało sprawę. Dusił się. Z każdą sekundą ból rozchodził się dalej,
w dół jego ciała. Piekły ręce, nogi, wszystko. Płakał, błagał o litość.
Jakaś postać pojawiła się znikąd. Dostrzegł
ją kątem oka. Coś mówiła do niego, lecz nie rozumiał ani słowa. Chyba próbowała
go uspokoić.
Krótkie ukłucie. Lodowaty płyn zaczął
rozpływać się wewnątrz jego ramienia. Ból stopniowo zanikał. On z kolei zaczął
się uspokajać.
Ciepła dłoń spoczęła na jego czole. Nie
wiedział, do kogo należała, lecz poczuł się bezpiecznie. Odetchnął cicho. Już
nie bolało. Zasnął.
*
Nawet nie wiedział, ile czasu przespał.
Kilka minut? Godzinę? Dwie? Nieważne. Choć był nadal bardzo słaby, czuł się o
wiele lepiej niż poprzednio. Nic go już nie bolało, może trochę piekło w
niektórych miejscach, jednak nie było to nic strasznego. Uchylił powieki i
spojrzał przed siebie.
Nie było już mgły. Leżał w niewielkim
łóżku, przykryty białą kołdrą. Na jej powierzchni znajdowały się jego,
częściowo niewładne jeszcze, ręce. Były całe w bandażach i plastrach. Jedyne
odkryte miejsce stanowiła szpara, z której wystawał wenflon połączony z
przezroczystą rurką. Z łatwością można było dostrzec, jak znajdująca się w jej
wnętrzu ciecz przemierza drogę z niewielkiego zbiorniczka wprost do młodego
ciała.
W pomieszczeniu, w którym znajdował się
nastolatek, panował lekki półmrok. Jedynie słabe światło słońca przebijało się
przez zasunięte żaluzje wprost do wnętrza sporej wielkości pokoju. Choć ciężko
można było to nazwać pokojem. Było to bardziej coś na kształt gabinetu
lekarskiego, z kafelkami w kolorze bieli i brązu zdobiącymi ściany oraz
podłogę.
Nagle do uszu chłopaka dotarła czyjaś
cicha rozmowa. Powoli przekręcił głowę w stronę źródła słyszanych dźwięków. Bał
się, że zbyt gwałtowny ruch może znów wywołać u niego kolejny atak paraliżującego
bólu.
W pomieszczeniu, w którym się
znajdował, dostrzegł dyskutującą ze sobą parę. Potężnie zbudowany mężczyzna
siedział w sporym acz zniszczonym fotelu. Zarówno on jak i mebel nie pasowali
do sterylności tego miejsca. Siedzący jegomość z wyglądu trochę przypominał
stereotypowego ciemnowłosego i zarośniętego drwala. Rozmawiał z kobietą, która
wyglądała na jego rówieśniczkę, lecz tym samym była jego kompletnym
przeciwieństwem. Miała delikatną budowę i bardzo jasne włosy. Wydawała się
nader sympatyczna.
Mężczyzna spojrzał na leżącego w łóżku
nastolatka. Musiał zauważyć, że ten odzyskał przytomność, gdyż wstał i zrobił
kilka kroków w jego kierunku. Bill zadrżał. Z jakiegoś powodu ten długowłosy
siłacz budził w nim niepokój.
Z przysłoniętych gęstym wąsem ust padło
kilka niezrozumiałych dla dziewiętnastolatka słów. Jednego był pewien, żadne z
nich nie było z jego ojczystego języka. Nie wiedząc, co odpowiedzieć spojrzał
pytającym, a zarazem niepewnym, wzrokiem na starszego od siebie przedstawiciela
płci męskiej.„Drwal” pochylił się lekko i przyłożył palec do jego suchych ust.
- Nic-nie-mów – powiedział spokojnie i
wyraźniej niż poprzednio. Chłopak rozumiejąc wypowiedziane przez mężczyznę
słowa w języku angielskim kiwnął głową, by dać znak, iż przyjął ten rozkaz do
wiadomości. Na twarzy brodacza zarysował się delikatny uśmiech.
- Rozumiesz mnie? – kolejne kiwnięcie.
– To dobrze. Jeszcze przez co najmniej kilka dni nie będziesz mógł mówić. Nawet
nie próbuj, inaczej znów cię zaboli.
Czarnowłosy spuścił wzrok. Jego umysł
przypomniał mu o piekle, przez które przeszło jego ciało. Wzdrygnął się.
- Na razie dostajesz leki niwelujące
ból – kontynuował„drwal”. – Nie możesz jeść ani pić, bo twoje gardło może się
zagoić. Wszystko co potrzebne dostajesz bezpośrednio do żył. Czy wiesz,
dlaczego tu jesteś?
Chłopak przymknął oczy i zastanowił się.
Ku swojemu zaskoczeniu odkrył, że jego umysł jest jak czysta kartka. Kompletna
pustka. Nic nie pamiętał.
- Znalazłem cię w lesie. Zaatakowały
cię wilki. Jak się tam znalazłeś? Przecież nie pojawiłeś się znikąd.
Bill otworzył szeroko oczy i z niedowierzaniem
spojrzał na swojego rozmówcę. On? Las? Wilki? Co do cholery… Przed oczami
błysnęły mu dzikie, pożądliwe ślepia. Zimny dreszcz przeszedł całe jego ciało.
Niespodziewanie mężczyzna rozpiął swój
gruby kraciasty bezrękawnik i schował rękę do środka, by po chwili wyjąć
stamtąd mały notes i ołówek. Oba przedmioty położył na pościeli przy ręce
nastolatka.
- Chciałbym, żebyś wziął to do ręki i
odpowiedział mi na kilka pytań, jeśli to możliwe – czarnowłosy wypełnił
polecenie, lecz słowa mężczyzny obudziły w nim złe skojarzenia. Nie do końca
rozumiał, czemu. – No to chyba podstawowa rzecz. Jak cię zwą młody?
Bill zastanowił się chwilę, a następnie
odruchowo nakreślił na kartce swój podpis. Gdy skończył, znów zamyślił się na
moment. O ile nakreślenie parafki przyszło mu łatwo, nie mógł przypomnieć sobie
jak brzmi jego pełne imię i nazwisko. Sekundy mijały, a on rozszyfrowywał
widniejące na papierze znaki.
W końcu poczuł, że coś ruszyło. Zaczął
pisać powoli i ostrożnie. Litera po literze. Był już w połowie drogi, gdy
znienacka przerwał mu zniecierpliwiony „drwal”.
- Wymyślasz to nazwisko czy co?!
Frustracja sięgnęła zenitu. Chłopak
wściekle skreślił wszystko, co do tej pory napisał.
- Przestań się wygłupiać tylko pisz, o
co cię prosiłem.
- Steven, daj mu spokój. Może on po
prostu nic nie pamięta.
- Mam nadzieję. Lepiej tak niż jakby
miał nas okłamywać.
Brodacz wyszedł trzaskając drzwiami.
Zanim jednak to uczynił, zdążył jeszcze posłać dziewiętnastolatkowi złowrogie
ostrzegawcze spojrzenie.
- Przepraszam za niego, bywa przesadnie
szorstki. Jeśli coś sobie przypomnisz, zapisz to proszę w notesie.
Blondynka opuściła pomieszczenie
pozostawiając podirytowanego chłopaka samego. Nienawidził rozstawiania go po
kątach. Wszelkie próby takiego traktowania budziły w nim gniew i głęboki
sprzeciw. Nie raz prowokował tym przeróżne konflikty z najbliższym otoczeniem,
choć nigdy nie skłoniło go to do refleksji, a już na pewno nie do najmniejszej
próby zmiany swojego usposobienia.
„Przecież to nie moja wina, że nic
k*rwa nie pamiętam!” – warknął w myślach, odwracając twarz w stronę ściany.
Widok zimnych kafelków był tak nieprzyjemny, że jeszcze bardziej go zirytował.
Spróbował przeanalizować sytuację, w
której się znalazł. Był sam, w obcym miejscu, z luką w pamięci, dziurą w
gardle, obolałym ciałem, zdany na łaskę obcych ludzi. Nie miał innego wyjścia
niżeli schować swą dumę gdzieś głęboko w duszy i zaakceptować wszelkie warunki
stawiane przez gospodarzy. Jeżeli w ogóle może tak o nich myśleć. Może to wcale
nie ich dom, szpital, lecznica czy gdziekolwiek się znajdował.
Jeszcze raz spojrzał na leżący na
pościeli notes. Westchnął. – „Chyba nie mam wielkiego wyboru.”
Przysunął do siebie sczepiony plik
kartek oraz ołówek. Zaczął jeszcze raz.
- „B-I-L-L, brzmi znajomo” – uśmiechnął
się w duchu. –„K-A-U-L-I-T-Z. No, wreszcie pamiętam! Czemu przypomniałem sobie
tak elementarną rzecz dopiero po jej napisaniu?”
Zatrzymał się na chwilę i przymknął
oczy. Znów trafił na niewidzialną barierę, która odgradzała jego wspomnienia od
obecnej zawartości umysłu.
- „Może po prostu wrócę do tego
później. Nie mam już na to siły” – przemknęło mu przez myśl. Odłożył trzymane w
rękach przedmioty i zamknął oczy, by znów pogrążyć się w głębokim śnie.
Drache
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz