Hej wszystkim!
Szczerze mówiąc nie spodziewałam się aż takiego odzewu, bardzo dziękuję za wszystkie komentarze! :)
Agnes Scarlet May - Dziękuję. :) Prawdę mówiąc mam jakieś sadystyczne skłonności i w moich wcześniejszych opowiadaniach bohaterom zdarzało się umierać bądź cierpieć. ;p Z drugiej strony nie lubię czytać o takich rzeczach. Dziwna sprawa.
Murasaki - Jestem złym człowiekiem. ;p
Anonim z 1.08.12 - To zabrzmiało trochę okrutnie. ^^''
Jeszcze raz dzięki i zapraszam na kolejną część. :)
Pozdrowienia!
Część II
Ciepłe kolory
ścian nie pomagały mu się uspokoić. Trząsł się jak osika, podczas gdy Sauli
wykonywał za niego wszystkie niezbędne czynności, takie jak rozmowa z
pielęgniarkami, lekarzami, a także z dyrektorką sierocińca. Sam nie był w
stanie tego zrobić. Obraz martwego nastolatka nie znikał sprzed jego oczu.
Swoim stanem przykuwał uwagę pracujących na miejscu medyków.
- Wszystko w
porządku? – spytała kolejna pielęgniarka. Czwarta, może piąta z rzędu.
- Wszystko ok,
miał swoje przeżycia – odpowiedział za niego blondyn. Nauczyciel zdołał zmusić
się jedynie do kiwnięcia głową. Kobieta odeszła w swoją stronę. – Adam, proszę
cię, weź się w garść. Rozsypiesz się, a razem z tobą to stare krzesło.
Lambert zdołał
na powrót nawiązać kontakt z rzeczywistością. Dłoń na jego ramieniu.
- Nie chcę
nigdy więcej widzieć czegoś takiego… - powiedział cicho, wzbraniając się przed
płaczem.
- Myślę, że
już nie będziesz miał okazji.
- Oby…
Donośny stukot
obcasów sprawił, że obaj unieśli głowy. Podeszła do nich niska starsza pani o
związanych w kok jasnych włosach. Była bardzo przejęta.
- Boże, Adam!
– uniosła głos, uwiesiwszy się mężczyźnie na szyi.
- Spokojnie
pani dyrektor. Proszę, spokojnie – uspokajał ją Adam. – Nie powinna się pani
denerwować.
Kobieta
zaszlochała cicho.
- Jak to się
mogło stać! Nie jestem w stanie sobie tego nawet wyobrazić! Nasz wychowanek…
Boże Przenajświętszy…
Zamilkli i
pozwolili nowoprzybyłej na płacz. Niektórzy ludzie tego potrzebują. Koskinen
wyciągnął z kieszeni chusteczkę. Po dzisiejszym dniu wiedział już, że zawsze
trzeba mieć przy sobie co najmniej jedną paczkę.
- Dziękuję i
przepraszam – odpowiedziała na jego gest. – Tyle lat zajmuję się tą placówką,
ale coś takiego nigdy nie miało miejsca. Zawsze byliśmy w stanie zapobiec
tragedii, a teraz… Nie zdążyliśmy.
- Gdybyśmy
tylko od razu tam poszli…
- Nie, Adam! –
sprzeciwił się blondyn. – Nie wiesz, co dokładnie się stało. Nie wiesz, czy
udałoby nam się uratować tego dzieciaka. Powinniśmy się cieszyć, że choć jeden
z nich przeżył.
- Masz rację,
jak zawsze.
- Nie
przesadzałbym, ale miło, że się zgadzasz.
- Czy Bill już
się obudził?
Obaj pokręcili
głowami.
- Lekarze nie
chcieli nam wiele powiedzieć.
- Wiemy tylko,
że jego stan jest „poważny”. Jeśli on…
- Adam,
otrząśnij się – Sauli kucnął tuż przed nim. Ich spojrzenia spotkały się. –
Potrzebujemy cię teraz.
- Zabierz go
do domu – odezwała się nagle dyrektorka. – Zrobiliście wszystko, co mogliście,
resztą zajmę się ja. Zadzwonię do kilku pracowników, będziemy na zmianę
monitorować sytuację.
- To byłoby dobre
wyjście. Potrzebujesz odpoczynku.
- Mogę nawet
dać ci wolne, jeśli nie będziesz czuł się na siłach, aby w poniedziałek pojawić
się w pracy.
- Dziękuję,
pani dyrektor.
Mężczyźni
powoli wstali i zabrali swoje rzeczy.
- Zajmę się
sprawą Toma i przygotuję wszystko do pogrzebu. Najtrudniejsze jednak dopiero
przed nami – ich oczy zwróciły się ku drobnej postaci. – Bill będzie
potrzebował naszej pomocy. Sam może sobie z tym wszystkim nie poradzić.
Brunet kiwnął
głową. Rozumiał słowa kobiety, lecz jego gest bardziej wynikał z grzeczności
niż z jego obecnej postawy. Przed oczami wciąż pojawiały mu się potoki
koszmarnej czerwieni.
*
Tom? Gdzie jesteś? Nie czuję cię przy
mnie…
Jestem tu.
Gdzie? Tu jest zimno…
Jestem przy tobie.
Kłamiesz! Nie ma cię tu! Boję się, Tom…
Jestem przy tobie, ale nie tak jak to
sobie wyobrażasz. Muszę iść, pamiętaj o mnie.
Dokąd? Dokąd musisz iść? Pójdziemy tam
razem!
Ty nie możesz tam iść. Jeszcze nie.
To nie w porządku!
Życie nie jest w porządku. Śmierć
również nie jest.
Śmierć?
Kocham cię, braciszku.
Nigdy tak do mnie nie mówiłeś.
To był mój błąd. Zawsze unikałem zabaw
w wyznania. Długo się nie zobaczymy, chcę żebyś wiedział, ile dla mnie
znaczysz.
Co?! Nic nie rozumiem!
To nieważne. Kocham cię i zawsze będę
przy tobie. Kiedyś się spotkamy.
Nie odchodź, błagam cię!!! Ja… Nie dam
rady…
Jeden z nas dostał szansę, Bill. Jesteś
nim ty. Nie płacz i nie bój się. Gdy już się spotkamy, wszystko będzie jak
dawniej. Do tego czasu musisz być dzielny.
Nie każ mi! Nigdy taki nie byłem! To ty
trzymałeś mnie za rękę!
Pora żebyś zaczął iść o własnych
siłach. Nie płacz, to nic nie da. Bądź silnym facetem. Nie daj się światu.
*
- Dasz sobie
radę, dasz sobie radę, dasz… Kogo ja oszukuję!
Ostatni raz
denerwował się tak na swojej rozmowie o pracę. Miał trudności ze stawianiem
kolejnych kroków w linii prostej. Jego nogi drżały podobnie jak całe jego
ciało. Jak ma mu to powiedzieć?
- Dzień dobry,
nazywam się Adam Lambert. Jestem z sierocińca…
- Sala 19.
Odwrócił się i
ruszył do sali. Na co on liczył? Na wsparcie? I tak chyba lepiej będzie
załatwić to samemu.
Zapukał do drzwi
i odczekał chwilę. Cisza. Zapukał znowu. To samo. Zerknął do środka.
Pokój był
nieduży, specjalnie wybrany dla „pacjenta z problemami”. Tak zwykle traktowano
dzieci z domu dziecka, jak osobną kategorię. Było to dość okrutne, lecz Lambert
wiedział, że czasem tak jest lepiej. Nigdy nie wiadomo, co osoby tak brutalnie
potraktowane przez los mogą zrobić. Zwłaszcza takie jak Bill. Zwłaszcza teraz.
Leżał na łóżku
odwrócony od drzwi. Jego drobne ciało otulała szpitalna kołdra, spod której
można było dostrzec jedynie kilka kosmyków dłuższych włosów w kolorze ciemnego
blondu. Spał, czuwał, nie wiadomo. Adam nie widział jego twarzy.
Nauczyciel podszedł
bliżej i mimo obaw usiadł na krańcu łóżka. Powiódł wzrokiem na ścianę. Czerwony
przycisk, który w każdej chwili mógł wyratować go z kłopotów. Westchnął cicho.
Musi ukryć zdenerwowanie.
- Bill? –
zagadnął do chłopaka. Nieznaczny ruch materiału. Nie spał. – Bill, wiem, że to
nie jest dobry moment, ale muszę z tobą porozmawiać.
- Nie mamy o
czym.
Nikt nie
mówił, że będzie łatwo. Nie spodziewał się współpracy.
- Chodzi o to
co wydarzyło się w zeszłym tygodniu.
- Odwal się.
Coraz
chłodniejszy, agresywniejszy ton. Jeszcze jedna próba.
- Bill, Tom…
- Odpierdol
się do kurwy nędzy!!! Nie widzisz, że mam gdzieś gadkę z tobą?!
Odskoczył
wystraszony, gdy chłopak znienacka zerwał się do siadu. Na szczęście kroplówka
ograniczała mu ruchy.
- Spierdalaj
stąd!!! Daj mi spokój!
- Uspokój się
i zmień ton.
- Nie!
Czerwony
przycisk. Nie miał wielkiego wyboru. W sali w mig pojawiło się kilka
dodatkowych osób. Blondwłosy nastolatek cofnął się. Wiedział, że nie ma szans.
- Wszystko w
porządku, proszę pana?
Brunet na
powrót odwrócił się w stronę brązowych tęczówek, które zdążyły się już skryć.
Ciało było skulone, spięte. Chłopak się bał.
- Tak, już
wszystko w porządku – odpowiedział spokojnie, nie odrywając wzroku od szczupłej
sylwetki. Wyszedł z pokoju wraz z personelem.
Lambert choć
wciąż roztrzęsiony, z ulgą opuścił szpital i skierował się do domu. Długo nie
potrafił wymazać z głowy obrazu zapuchniętych czerwonych oczu swojego ucznia.
*
- Chyba
zwariowałeś…
- Jestem
śmiertelnie poważny.
- Nie! Nie! I
jeszcze raz nie! Adam, nie zbawisz świata! Tego dzieciaka tym bardziej nie!
- Chcę dać mu
szansę! Może coś z niego będzie…
- Z takich jak
on już nic się nie odzyska. Tacy się nie zmieniają! Może gdyby był młodszy.
- On nie da
sobie rady!
- To już nie
twoja wina! Zajmij się innymi, oni też cię potrzebują.
- Jesteś bez
serca.
- Jestem
realistą, Adam. W przeciwieństwie do ciebie.
- Daj mu
szansę! Chociaż miesiąc. Jego rany powinny się dokładnie zagoić. W sierocińcu
nie ma na to szans!
- Przesadzasz.
- On
potrzebuje rehabilitacji.
- Bo?
- Kula
uszkodziła nerw. Już wcześniej miał problemy z lewą ręką, a teraz w ogóle ledwo
może cokolwiek w niej trzymać.
- Czemu tak
bardzo starasz się mnie przekonać?
- On się boi,
Sauli. Został sam i nie da sobie rady. Wiesz jak działają zorganizowane grupy.
- Przywództwo
nie przejdzie na niego?
- Nie ma szans.
- Jeśli tak
jest to ustawią go wcześniej czy później. Jaki jest sens chronienia go przez
miesiąc? Ma przed sobą jeszcze ponad rok w sierocińcu.
- Jest szansa,
że przez ten miesiąc uda nam się dostosować ośrodek do nowej sytuacji. Więcej
obsługi, zajęć dla dzieciaków. Wszystko żeby odwrócić ich uwagę.
- I to
wszystko dla jednego niewdzięcznego gówniarza?
- Korzyści
będą również dla całej reszty. Proszę, zgódź się.
- Przeliczę
finanse i wtedy zdecyduję.
- Co ja bym
bez ciebie zrobił…
- Przygarnął
cały sierociniec, to na pewno.
*
Ostrożnie odsunął
rękę od swojego ciała. Całą drogę przyciskał ją do siebie tak mocno, że pomału
zaczynał tracić w niej czucie. Co jednak miał zrobić, jeśli kończyna uparcie
drażniła go swoim nieustającym drżeniem? Nie pomagał ani opatrunek, ani leki. Nic
nie pomagało.
Znużony oparł
głowę o szybę. Choć minęła jedynie połowa dnia, on nie miał już siły na więcej.
Wypisanie ze szpitala, wizyta w sierocińcu, zabranie swoich rzeczy, wizyta na
cmentarzu na grobie brata, a teraz jeszcze to. „Ten dzień mógłby się już skończyć…”
Nie miał pojęcia, dokąd jechał i prawdę mówiąc niewiele go to obchodziło. Potrzebował
łóżka, łazienki, jedzenia i świętego spokoju, reszta była nieważna.
- Już prawie
jesteśmy.
- Wszystko mi
jedno.
Wtedy jeszcze
nie wiedział, że igra z ogniem.
Pojazd wjechał
na teren sporej posesji. Kątem oka przyjrzał się ogrodzeniu. „Niełatwo będzie
stąd nawiać.” Oprócz najeżonego szpikulcami płotu miałby do pokonania kłujący
żywopłot. „Na wszystko jest sposób, ale to później.”
-
Dojechaliśmy.
Przyjął to do
wiadomości. Mężczyzna wyłączył silnik i wysiadł z auta. Był sporo niższy od
niego, nie wydawał się więc groźnym przeciwnikiem.
Drzwi po jego
stronie uchyliły się.
- Nawet o tym
nie myśl.
Bill spojrzał
na niego z niezrozumieniem.
- Rozumiem, że
przyglądałeś się ogrodzeniu, bo interesuje cię architektura krajobrazu i wcale
nie planowałeś ucieczki?
Jego oczy
otworzyły się jeszcze szerzej. „Skąd on to…”
- Wysiadaj,
pomogę ci z torbą.
Chłopak
posłusznie opuścił samochód i stanął przy bagażniku. W skupieniu obserwował jak
kierowca wyciąga ze środka kolejne rzeczy. Przyjrzał się jego posturze; widocznie
zarysowane mięśnie, kilka blizn, liczne tatuaże na opalonej skórze. Czy to
możliwe, że się przeliczył?
- Podobam ci
się, że tak mnie lustrujesz?
Kaulitz zjeżył
się i odwrócił z obrzydzeniem.
- Idź do
drzwi. Będę szedł tuż za tobą.
Jego ton był
bardzo zdecydowany, a nawet władczy. Tak bardzo różnił się od Lamberta, który
podobno wysłał go po niego. Kimkolwiek był ten gość, Bill był zmuszony czuć do
niego szacunek.
- Nie planuj
nic głupiego.
Znów był o dwa
kroki przed nim. Jak on to robi?!
Zatrzymali się
przed wejściem. Niższy blondyn wyciągnął z kieszeni pęk kluczy.
- Mówiłem to
już, ale powtórzę jeszcze raz – rzekł, otwierając zamek. – Nazywam się Sauli
Koskinen i biorę cię pod swoją opiekę tylko na czas określony i tylko dlatego,
że Adam mnie o to poprosił. Adam przyjedzie tu później, teraz pracuje. Jakieś
pytania? – chłopak uciekał wzrokiem. Nawet to spojrzenie jasnoniebieskich oczu
było dla niego dominujące. – Wchodź.
Nie rozglądał
się zbytnio, pragnął zapamiętać jedynie najważniejsze szczegóły. Gdziekolwiek
jednak nie popatrzył, czuł na sobie wzrok Sauliego. Nie potrafił nawet na
moment zapomnieć o jego obecności i przeszywającym spojrzeniu.
- Tu
zamieszkasz.
Mężczyzna
pchnął drzwi. Obaj weszli do niewielkiego jasnego pokoju z drewnianą podłogą,
dużym oknem i najważniejszymi meblami: łóżkiem, biurkiem, szafą i półką z
książkami. Wszystko w brązowej tonacji.
- Po prawej
masz łazienkę. Kupiliśmy ci kilka rzeczy typu szampon czy pasta do zębów – Koskinen
ponownie odwrócił się do chłopaka. Jego głos przybrał jeszcze mocniejszy ton. –
Cokolwiek zniszczysz, będzie na twoją niekorzyść. Nie łudź się, że jeśli coś
rozwalisz, przyniesiemy ci nowe. Jeśli zrobisz syf, będziesz miał syf i to nie
nasza sprawa. Będziesz dostawał cztery posiłki dziennie i to też twoja rzecz,
czy się nimi najesz. Na lekcje będę cię zawoził do szkoły, w tej kwestii nic
się nie zmieniło. Po zajęciach Adam będzie pomagał ci w pracach domowych. Dodatkowo
będziesz również uczęszczał na rehabilitację ręki. Znam dobrego lekarza. W
razie czego przy drzwiach masz przycisk z dzwonkiem żeby mnie zawołać. Jakieś
pytania?
- Za co
trafiłem do więzienia?
Sauli zaśmiał
się i pokręcił głową, co tylko bardziej zirytowało Kaulitza.
- Dzieciaku,
uwierz mi, nigdy nie chciałbyś trafić do więzienia – powiedział, gdy na powrót
spoważniał. – Jeśli nie masz żadnych pytań, ja wracam do swojej pracy.
- Jak długo tu
zostanę?
- W planach
jest miesiąc, ale to zależy od ciebie i twoich postępów. Oceniać je będzie
Adam, więc radzę ci być dla niego miłym. W razie jakichkolwiek problemów nie
zawahamy się powiadomić dyrekcję sierocińca.
- Jakby ta
stara torba mogła mi coś zrobić! – prychnął.
- Wiedziałem,
że nie ma co na ciebie liczyć – blondyn pokręcił głową. – Ona pewnie nic w
twoim rozumieniu tego słowa, ale mam nadzieję, że „poprawczak” coś ci mówi. Miej
na względzie, że lubią tam takich jak ty.
Starał się nie
okazać wzruszenia, lecz wiedział, iż mężczyzna ma rację. Trafił do poprawczaka
tylko raz i gdyby nie Tom, z pewnością marnie by tam skończył. Teraz mogłoby
być tylko gorzej.
- Tyle ode
mnie.
- Będę
zamknięty na klucz?
- Nie masz po
co szwędać się po domu. Słyszałem o tobie, wiem co nieco o twoim zachowaniu. Na
chwilę obecną większe luzy nie są ci potrzebne. Wychodzę, obiad o 16.
Trzask drzwi i
szczęk zamka. Bill z niedowierzaniem rozejrzał się po pokoju. „Czy to wszystko
dzieje się naprawdę?”
Podszedł do
ściany, przy której stało jednoosobowe łóżko. Położył się na materacu. Ledwie
się mieścił, złe strony bycia wysokim.
Przysunął się
do kąta, tak czuł się bezpieczniej.
„Bądź silny.
Bądź silny. Silny…”
Usnął z łzą na
policzku.
*
- Już jestem!
Masz coś dla mnie? – rzucił głośno Adam, gdy tylko pojawił się w przedpokoju.
Po pospiesznym zdjęciu butów i zrzuceniu płaszcza od razu udał się do jadalni.
– Ale jestem głodny…
- Tak,
zdążyłem zauważyć – westchnął blondyn, nakładając kolejną porcję warzyw. – Jak
ci minął dzień?
- Jeszcze
niestety nie minął. Mam całą stertę prac do sprawdzenia i wszystko na jutro –
mężczyzna załamał ręce. Rozchmurzył się dopiero, kiedy ujrzał przed sobą pełny
talerz.
- Ja też mam
jeszcze masę roboty. Do jutra muszę skończyć to radio z komisariatu.
- Dużo ci
zostało?
- Wymiana kilku
kabli i złożenie całości. Powinienem się wyrobić.
- Dobrze, że
chociaż ty znasz się na elektronice – rzekł z uśmiechem. – Co z Billem?
Sprawiał jakieś problemy?
Sauli wziął
kolejny kęs.
- Odkąd
przyjechał siedzi cicho. Zaglądałem do niego, ale chyba śpi.
- Miał ciężki
dzień, po raz pierwszy był dzisiaj na grobie brata. Musi czuć się koszmarnie.
Jeszcze ta przeprowadzka…
- Adam…
- Jutro
pierwszy dzień w szkole. Gadałem z nauczycielami. Jeśli coś się będzie działo…
- Adam,
otrząśnij się! To nie jest twój problem.
- Wbrew
pozorom jest! Mój, a także reszty pracowników.
- Czasem mam
wrażenie, że tylko ty tak bardzo angażujesz się w życie tych dzieciaków –
westchnął blondyn, po czym skupił się na dokończeniu posiłku.
- Pójdę
zobaczyć, co u niego – odezwał się w końcu Adam.
- Odnieś
talerz, proszę.
- Ty i twój
pedantyzm – zaśmiał się mężczyzna. Spełnił „prośbę” drugiego.
- Nie jestem
pedantem, jestem porządny i lubię porządek. To ty jesteś wiecznie roztrzepany –
usłyszał spokojne wytłumaczenie. Potargał jasną czuprynę.
- Zaraz
przyjdę, ponuraku.
Ciche
mruknięcie.
*
- Hej, można?
– rzucił na wejściu. – Przyniosłem ci obiad – oznajmił, stawiając talerz na
stole. Przysunął krzesło do łóżka, na którym leżał chłopak, spoglądający na
niego pełnymi podirytowania oczami. Obrócił się i usiadł na materacu, starając
się jednak nie odsuwać od ściany.
- Nie musisz
się denerwować, chciałem tylko zapytać, jak się czujesz.
Krótkie
prychnięcie i odwrócenie głowy mówiło wystarczająco wiele.
- Jestem w
pierdlu, jak mam się czuć? – burknął Bill. – Czemu tu jestem? Chcę wrócić do
sierocińca.
- Razem z
panią dyrektor uznaliśmy, że tak będzie lepiej –odpowiedział spokojnie Adam.
Znów prychnięcie. „Dlaczego on jest taki agresywny?” – Twoje rany jeszcze się
nie zagoiły. Tutaj będzie ci lep…
- Mam gdzieś
co sądzicie!!! Chcę wrócić do siebie!
Pierwszym
odruchem było cofnięcie się, lecz Lambert zatrzymał mięśnie. Okazanie strachu
byłoby najgorszym z możliwych rozwiązań. Przyjrzał się postawie chłopaka. Lekko
zgarbiony z oczami przysłoniętymi grzywką. Drżące ciało. Palce zaciskające się
na zbyt dużych jeansowych spodniach.
- Tak będzie,
gdy uznamy to za stosowne – powiedział stanowczo. Bill zjeżył się jeszcze
bardziej, ale nie ruszył się z miejsca. – Radzę ci popracować nad sobą. Nie
zgodzę się na powrót agresora do ośrodka.
- Doradzaj sobie,
złamasie.
Adam popatrzył
na niego surowo, po czym wyjął ze spodni niewielki notatnik. Usiadł przy biurku
i otworzył jedną ze stron. Zwinnie nakreślił na niej kilka linijek tekstu,
czemu towarzyszyło zdziwione spojrzenie nastolatka.
- Masz pięć
szans lub mniej w zależności od wagi przewinienia. Potem nie ma już żadnego
„ale”, ja rozmawiam z panią dyrektor, ty pakujesz rzeczy i żegnamy się
bezpowrotnie. Dobrze wiesz, że po poprzednim razie wystarczy byle co żebyś
wrócił do zakładu poprawczego. Rozumiemy się?
Zacisnął zęby.
Musiał się poddać, nie miał wyjścia.
- Tak…
Tak bardzo
nienawidził, gdy ktoś miał nad nim przewagę.
*
Wyszedł i
przekręcił klucz w zamku. Dopiero wtedy mógł pozwolić sobie na uspokojenie się.
Praca z Billem miała być ciężka, lecz nie przypuszczał, że będzie aż tak
męcząca. W ciągu kilku minut stracił więcej energii niż przez cały dzień pracy.
Sauli stał
przy drzwiach.
- Rzadko
bywasz surowy.
- Tak, wiem.
To niestety moja wielka wada – westchnął, rozmasowując skronie. Nagłe
zdenerwowanie wywołało u niego ból głowy. Kiedy tylko znaleźli się w salonie od
razu zaległ na kanapie.
- Myślisz, że
uda ci się utrzymać w ryzach tego dzieciaka? – spytał Sauli, siadając przy swoim
stanowisku pracy. – Nie chcę rozwalonego pokoju.
- Póki
poprawczak działa na jego wyobraźnię powinno być dobrze – przeczesał palcami
gęste włosy. – Mam tylko nadzieję, że nie przegnie i naprawdę tam nie trafi.
- Chyba zdaje
sobie sprawę, że jego rówieśnicy zrobiliby sobie tam z niego żywą zabawkę.
- Nie chcę
tego sobie nawet wyobrażać.
- Nie musisz,
to nie twój problem. Wracasz do siebie?
- Na razie
nie, wziąłem zeszyty ze sobą. Wieczorem wrócę, mam bliżej do pracy.
- Wiem,
przecież to jeden z nielicznym powodów, dla których jeszcze płacisz za tę
klitkę…
Drache
Och bosssko ^^
OdpowiedzUsuńJak zwykle mogłabym pisać ody do ciebie, ale stwierdziłam, że mi się nie chce XD
Już nie jesteś złym człowiekem... dobra, jednak jesteś.
Och, zawsze kończysz wtedy, kiedy ja już się wciągnę, wczuję i te pe. A tu nagle BUM! i koniec.
I trza czekać...
Ale w sumie, to dobrze. Co za dużo, to niezdrowo.
A tak w ogóle, to świetny pomysł na opowiadanie! <3
Pozdrawiam i czekam na następny odcinek.
~Murasaki
fajnie że tak szybko dodajesz notki. To świetne opowiadanie. Nie mogę się doczekać dalszej części. Życze weny i dużo czasu.
OdpowiedzUsuńWeszłam sobie na bloga przez przypadek, a tu nowa część. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Adam wierzy w to, że z Billa może być jeszcze dobry człowiek i mimo wszystko chce z nim pracować. Mam nadzieję, że młodszy Kaulitz mimo śmierci ukochanego brata uzna, że chce się zmienić, że da radę przeżyć w tym okrutnym świecie bez bliźniaka. Niech tylko Lambert się nie wycofuje i razem z Saulim dają radę Billowi.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i z niecierpliwością czekam na nowy odcinek.:*
Twoje opowiadanie jest świetne.Zmartwiła mnie śmierć Toma ale być może będzie ona siłą napędową by Bill zmienił swoje życie. Adam wykazał się dużą odpowiedzialnością i zrozumieniem biorąc go do siebie. Mam nadzieje, że nie będzie mu sprawiał zbyt dużo problemów albo nie zabierał mu zbyt wiele czasu, bo czuję, że to może źle się odbić na jego związku z Saulim. Ten odcinek pokazuje, że praca z Billem nie będzie łatwa ale mam nadzieje, że Adam znajdzie w sobie tyle siły i nie podda się. Czekam na kolejny odcinek. Jakbyś mogła to sprecyzuj jak często będziesz je dodawać i może wstaw linka na Barierze Zmysłów. Pozdrawiam cię ciepło.
OdpowiedzUsuńKurcze, Bill jest strasznie agresywny... Też mam nadzieję, że nie będzie z nim zbyt wielkich problemów...
OdpowiedzUsuńOpowiadanie coraz bardziej mi się podoba <3
Jedno z lepszy opowiadań ( szczególnie dlatego że ktoś umiera ) :P
OdpowiedzUsuń