Hej!
Na wstępie przepraszam za krótki odcinek. Tak mi się akurat rozłożył materiał. Poza tym w tym tygodniu moja kolej na Barierę, więc mam trochę ograniczony czas. Mam nadzieję, że mimo wszystko odcinek przypadnie Wam do gustu. :)
kitty - Dzięki! :) Miałam nie ustalać konkretnych terminów, bo zwykle ich nie dotrzymuję (taka prawda! wszystko idzie dobrze, dopóki nie mam deadline'a...). Nie wiem dlaczego tak jest... W każdym razie póki co trzymam się wersji: odcinek raz na tydzień w weekend. :)
Dziękuję wszystkim za miłe słowa! <3
Pozdrawiam i życzę miłej lektury!
Część III
- Wstań, jest
siódma.
Powieki
uchyliły się leniwie. „Gdzie…” W ostatniej chwili odepchnął się od ziemi. Przez
sen zsunął się na samą krawędź łóżka.
- Śniadanie na
biurku, drugie zaraz ci przygotuję. Przyszykuj się, masz pół godziny.
Sauli odszedł,
cicho zamykając za sobą drzwi. Chłopak postawił stopy na podłodze i przetarł
twarz. Nie miał ochoty w ogóle zaczynać tego dnia.
*
Szybka
podwózka dała mu jeszcze piętnaście dodatkowych minut przed rozpoczęciem zajęć.
Nie za bardzo wiedział, w jaki sposób powinien wykorzystać ten czas. Gdyby Tom
tu był pewnie poszliby gdzieś razem. Gdyby był.
Odetchnął
ciężko, odganiając łzy napływające mu do oczu. „To już nie wróci, bądź silny!”,
rozkazał siebie w myślach. Nie było łatwo, brak Toma nie był teraz jego jedyną
bolączką.
Dokądkolwiek
nie poszedł, czuł na sobie wzrok innych. Jedni współczuli, kilka osób
uśmiechnęło się kpiąco. Byli też tacy, co chcieli do niego podejść, lecz w
ostatnim momencie rezygnowali. Najwyraźniej nie sprawiał wrażenie osoby
pragnącej kontaktu.
- Chcesz coś
ode mnie? – warknął w stronę jednego z dzieciaków, gdy szedł środkiem korytarza
w stronę właściwiej sali. Nie mógł postąpić inaczej. Miał swój status i honor,
których musiał się trzymać, nieważne jak bardzo miał tego dnia ochotę
zwyczajnie usiąść na podłodze i poddać się emocjom. Wyć i płakać do utraty sił,
licząc, że to pomoże. Nie pomogłoby.
Ta sama sala.
Ta sama ławka. To samo miejsce. Na wolnym położył swój plecak. Nikt nie będzie
zajmował tego krzesła.
*
Niewiele
pamiętał z zajęć, przywdziewanie i utrzymywanie pozbawionej emocji maski pochłaniało
całą jego energię. Już na wstępie było źle, gdy nauczycielka przez pomyłkę
wyczytała Toma z listy obecności. „Przecież nie żyje, ty głupia suko…”, cisnęło
się Billowi na usta. Reszta pedagogów bardziej się pilnowała. Mogliby tylko nieustannie
nie wypytywać młodszego Kaulitza o jego stan. „Jak się czuję? A jak mam się,
kurwa, czuć…”
Unikał
towarzystwa, a raczej to towarzystwo unikało jego i tej morderczej aury, która
mu towarzyszyła. Wodził wzrokiem po korytarzu od grupki do grupki, szukając
„swoich”. Tak jak zwykle jednak w godzinach szkolnych nie był w stanie ich
nigdzie wypatrzyć. Zwykle odnajdywali się nawzajem dopiero po lekcjach, gdyż
mieli zajęcia w innych salach z innymi klasami.
Po południu,
gdy wreszcie miał wolne, spróbował poszukać swoich kumpli na zewnątrz budynku.
Jak na złość trafił wprost na kogoś innego.
- Już jesteś?
Dobrze, nie spóźnimy się.
Skrzywił się
na widok krótkich jasnych włosów i znajomych tatuaży.
- A co jeśli z
tobą nie pojadę? – zapytał zgryźliwym tonem. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Ułatwisz mi
sprawę. Ja dzwonię do Adama, on do pani dyrektor – rzekł, rozłożywszy ręce. –
Nie będę się z tobą szarpać jak z dzieckiem.
Spuścił wzrok,
burcząc coś wściekle. Załatwianie spraw z grupą będzie musiało poczekać.
*
- Dzień dobry,
proszę usiąść. Zaraz obejrzę rękę.
Niezbyt dobrze
czuł się w gabinecie, mimo iż Adam zgodził się zostać na korytarzu. Sauli
uznał, że w ogóle nie ma po co opuszczać samochodu.
- Długo już
tak masz? – spytał łysawy mężczyzna koło czterdziestki. Wydawał się być
sympatyczny.
- Od ponad
roku drżała tylko trochę. Teraz od jakiegoś tygodnia jest gorzej.
„Bruno. Tom.
Strzały.” Znów wspomnienia.
- Coś
spowodowało, że ręka zaczęła drżeć ten rok temu?
- Bójka.
- Rozumiem. O
wypadku opowiadał mi Sauli. Zdejmij koszulkę i połóż się.
Przełknął
ślinę. Nie przewidział takiego obrotu sprawy.
- To
konieczne? – spytał cicho.
- Muszę
widzieć mięśnie, poza tym chcę obejrzeć twój kręgosłup. Ostrzegam, że to może
boleć. Nie wiem, jak zrosły się twoje rany ani co dokładnie spowodowało
uszkodzenie.
*
- Już po
wszystkim. Mogę pana prosić na chwilę? – lekarz zwrócił się do Adama. Mężczyzna
spojrzał na nastolatka, który właśnie wyszedł z gabinetu w wyraźnie kiepskim
nastroju i z obolałymi plecami.
- Słucham, coś
się stało? – wszedł do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.
- Proszę
usiąść, to zajmie chwilę – medyk wskazał krzesło przy swoim biurku. – Po prostu
ze względu na przepisy muszę panu powiedzieć o moich zaleceniach i
spostrzeżeniach.
- Jasne.
- Sporządziłem
dokładny opis problemu, w razie gdyby chcieli państwo np. zlecić dodatkowe
badania czy zmienić lekarza. To zawsze ułatwia pracę. Dla chłopaka mam listę
ćwiczeń, które powinien wykonywać regularnie. Nie mówię, że od razu, bo
niektóre ruchy nadal sprawiają mu ból, ale im szybciej zacznie tym lepiej.
- Rozumiem,
dziękuję. Czy skieruje go pan na rehabilitację?
- Na razie
nie, z poważnymi zabiegami wolałbym poczekać. Proszę zgłosić się za tydzień na
kontrolę, wtedy zobaczymy.
- Czy jest coś
jeszcze?
- Właściwie
jedna rzecz – rzekł, przysuwając się do stołu. – Czy ten chłopak miał jakieś
przejścia? Nie mówię o wypadku, raczej o wcześniejszych rzeczach.
Lambert
zmarszczył brwi.
- Czy chodzi
panu o coś konkretnego? – spytał skonsternowany.
- Ciężko mi
stwierdzić coś konkretnego, nie jestem psychologiem. Z łatwością mogę jednak
orzec, że ten dzieciak jest bardzo wystraszony. Pracowałem z różnymi osobami, często
ofiarami wypadków, ale nie spotkałem się jeszcze z takim przypadkiem.
- To młody
chłopak, który dopiero co stracił jedyną bliską mu osobę. Ma prawo być
zagubiony.
- To prawda,
chciałem po prostu zwrócić uwagę na problem.
- Dziękuję.
- Oto wszystkie
dokumenty i zalecenia. Proszę uważać na tego dzieciaka.
Kiedy opuścił
gabinet, przywitało go chłodne spojrzenie. Bill siedział w poczekalni i patrzył
na niego spode łba. Lambert tylko pokręcił głową.
- Chodź,
wracamy.
*
Wodził
wzrokiem po kolejnych linijkach znaków, usiłując znaleźć odpowiednią
kombinację. Nie było to łatwe, wszystko go rozpraszało. Od Adama siedzącego tuż
obok i czekającego na jego odpowiedź, przez Sauliego opierającego się o zamknięte
drzwi, po intensywnie drżącą rękę. Nie potrafił się skupić.
- Spróbuj, to
nie jest trudne – odzywał się co chwilę jego nauczyciel. To tylko pogarszało
sprawę. Wściekle przyciskał niesprawną kończynę do swojego ciała. Dlaczego ona
tak się trzęsła? Czemu nie dało się tego wyłączyć? Przygryzał wargę ze złości,
lecz to zdawało się nie pomagać. Działało wręcz odwrotnie, im bardziej Bill się
denerwował, tym mniej znośny stawał się ten niekontrolowany przez niego odruch.
Chciało mu się płakać z bezsilności.
- No dalej,
powiedz.
- Przestań… -
wycedził przez zęby. Choć to nie te słowa cisnęły mu się na usta, notes oraz
obecność opalonego mężczyzny z tatuażami na ramieniu skutecznie go hamowała.
- Nie mogę.
Musisz zrobić to zadanie.
Adam co i raz
spoglądał bezradnie w kierunku Sauliego. Siedzieli tak już od godziny, a
postępy były znikome, jeśli nie powiedzieć żadne. Byli dopiero w połowie pracy
domowej z angielskiego, a przed nimi jeszcze trudniejsze przedmioty, takie jak
matematyka. Jej zresztą najbardziej obawiał się Lambert, który na co dzień
uczył literatury i angielskiego.
- Chcesz
zrobić przerwę? – zaproponował w końcu.
- Chcę to już
mieć za sobą…
Było mu żal
tego chłopaka. Widział te wściekłe spojrzenia skierowane w stronę nieposłusznej
kończyny. Bardzo chciał mu pomóc, jednak nie miał wyboru, musiał pogodzić się
ze swoją bezsilnością.
Znów zwrócił
wzrok ku byłemu policjantowi.
- 10 minut
przerwy – zarządził, dając znak Koskinenowi. Obaj opuścili pomieszczenie. Na
placu boju został jedynie Bill. Przepełniony bólem jęk.
- Kurwa mać…
Drache
Cieszę się, że jest kolejny odcinek. :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że Adam nie daje za wygraną i mimo wszystko pomaga Billowi jak tylko umie.
Wydaje mi się też, że Sauli trzyma nad wszystkim pieczę i nie pozwala, by Bill wlazł Lambertowi na głowę.
Mam nadzieję, że prędzej czy później Bill zacznie współpracować i wszystko wróci do normy.
Pozdrawiam i życzę weny :*
Szkoda mi Billa. Mam nadzieje ze dogada sie z Adamem i wszystko bedzie wporzadku.
OdpowiedzUsuńBiedny Bill, boryka się ze stratą swego brata i jeszcze ta ręka. Cierpi i fizycznie i psychicznie.Mam wrażenie, że Sauli go nie lubi, a wszystko co robi to tylko przez lub dla Adama, Bill jest mu całkowicie obojętny. Adam wykazuje dużą troskę i cierpliwość, dostrzega dobre cechy w Billu i angażuje się emocjonalnie w pomaganie mu. Mam nadzieje, że Bill to doceni i w końcu zacznie z nim współpracować. Czekam na kolejny odcinek.!!!
OdpowiedzUsuńPrzejście było świetne obmyślanym pomysłem i też nie brakowało mu przemocy. Ale to opowiadanie już teraz (jak dla mnie) przebija wszystko, co kiedykolwiek napisałaś (nawet WŚS). Podoba mi się silny charakter tego opowiadania. Postać Billa (zbuntowany, skrzywdzony, twardy mimo słabości), Sauliego (nie ugina się, jest sprawiedliwy, silny wobec Billa, łagodny wobec Adama) no i w końcu Lambert, najcieplejsza postać tego fica. Wrażliwy na cierpienie humanista (wybacz, musiałam użyć tego słowa xD). Nawet najprostsze zadania są tutaj pełną napięcia walką o każdy kolejny sukces. Majstersztyk!
OdpowiedzUsuń