2.08.2012

Sierotka cz.II

Hej wszystkim!
Szczerze mówiąc nie spodziewałam się aż takiego odzewu, bardzo dziękuję za wszystkie komentarze! :) 

Agnes Scarlet May - Dziękuję. :) Prawdę mówiąc mam jakieś sadystyczne skłonności i w moich wcześniejszych opowiadaniach bohaterom zdarzało się umierać bądź cierpieć. ;p Z drugiej strony nie lubię czytać o takich rzeczach. Dziwna sprawa.

Murasaki - Jestem złym człowiekiem. ;p

Anonim z 1.08.12 - To zabrzmiało trochę okrutnie. ^^''

Jeszcze raz dzięki i zapraszam na kolejną część. :)
Pozdrowienia!


Część II

Ciepłe kolory ścian nie pomagały mu się uspokoić. Trząsł się jak osika, podczas gdy Sauli wykonywał za niego wszystkie niezbędne czynności, takie jak rozmowa z pielęgniarkami, lekarzami, a także z dyrektorką sierocińca. Sam nie był w stanie tego zrobić. Obraz martwego nastolatka nie znikał sprzed jego oczu. Swoim stanem przykuwał uwagę pracujących na miejscu medyków.

- Wszystko w porządku? – spytała kolejna pielęgniarka. Czwarta, może piąta z rzędu.
- Wszystko ok, miał swoje przeżycia – odpowiedział za niego blondyn. Nauczyciel zdołał zmusić się jedynie do kiwnięcia głową. Kobieta odeszła w swoją stronę. – Adam, proszę cię, weź się w garść. Rozsypiesz się, a razem z tobą to stare krzesło.

Lambert zdołał na powrót nawiązać kontakt z rzeczywistością. Dłoń na jego ramieniu.

- Nie chcę nigdy więcej widzieć czegoś takiego… - powiedział cicho, wzbraniając się przed płaczem.
- Myślę, że już nie będziesz miał okazji.
- Oby…

Donośny stukot obcasów sprawił, że obaj unieśli głowy. Podeszła do nich niska starsza pani o związanych w kok jasnych włosach. Była bardzo przejęta.

- Boże, Adam! – uniosła głos, uwiesiwszy się mężczyźnie na szyi.
- Spokojnie pani dyrektor. Proszę, spokojnie – uspokajał ją Adam. – Nie powinna się pani denerwować.

Kobieta zaszlochała cicho.

- Jak to się mogło stać! Nie jestem w stanie sobie tego nawet wyobrazić! Nasz wychowanek… Boże Przenajświętszy…

Zamilkli i pozwolili nowoprzybyłej na płacz. Niektórzy ludzie tego potrzebują. Koskinen wyciągnął z kieszeni chusteczkę. Po dzisiejszym dniu wiedział już, że zawsze trzeba mieć przy sobie co najmniej jedną paczkę.

- Dziękuję i przepraszam – odpowiedziała na jego gest. – Tyle lat zajmuję się tą placówką, ale coś takiego nigdy nie miało miejsca. Zawsze byliśmy w stanie zapobiec tragedii, a teraz… Nie zdążyliśmy.
- Gdybyśmy tylko od razu tam poszli…
- Nie, Adam! – sprzeciwił się blondyn. – Nie wiesz, co dokładnie się stało. Nie wiesz, czy udałoby nam się uratować tego dzieciaka. Powinniśmy się cieszyć, że choć jeden z nich przeżył.
- Masz rację, jak zawsze.
- Nie przesadzałbym, ale miło, że się zgadzasz.
- Czy Bill już się obudził?

Obaj pokręcili głowami.

- Lekarze nie chcieli nam wiele powiedzieć.
- Wiemy tylko, że jego stan jest „poważny”. Jeśli on…
- Adam, otrząśnij się – Sauli kucnął tuż przed nim. Ich spojrzenia spotkały się. – Potrzebujemy cię teraz.
- Zabierz go do domu – odezwała się nagle dyrektorka. – Zrobiliście wszystko, co mogliście, resztą zajmę się ja. Zadzwonię do kilku pracowników, będziemy na zmianę monitorować sytuację.
- To byłoby dobre wyjście. Potrzebujesz odpoczynku.
- Mogę nawet dać ci wolne, jeśli nie będziesz czuł się na siłach, aby w poniedziałek pojawić się w pracy.
- Dziękuję, pani dyrektor.

Mężczyźni powoli wstali i zabrali swoje rzeczy.

- Zajmę się sprawą Toma i przygotuję wszystko do pogrzebu. Najtrudniejsze jednak dopiero przed nami – ich oczy zwróciły się ku drobnej postaci. – Bill będzie potrzebował naszej pomocy. Sam może sobie z tym wszystkim nie poradzić.

Brunet kiwnął głową. Rozumiał słowa kobiety, lecz jego gest bardziej wynikał z grzeczności niż z jego obecnej postawy. Przed oczami wciąż pojawiały mu się potoki koszmarnej czerwieni.

*

Tom? Gdzie jesteś? Nie czuję cię przy mnie…

Jestem tu.

Gdzie? Tu jest zimno…

Jestem przy tobie.

Kłamiesz! Nie ma cię tu! Boję się, Tom…

Jestem przy tobie, ale nie tak jak to sobie wyobrażasz. Muszę iść, pamiętaj o mnie.

Dokąd? Dokąd musisz iść? Pójdziemy tam razem!

Ty nie możesz tam iść. Jeszcze nie.

To nie w porządku!

Życie nie jest w porządku. Śmierć również nie jest.

Śmierć?

Kocham cię, braciszku.

Nigdy tak do mnie nie mówiłeś.

To był mój błąd. Zawsze unikałem zabaw w wyznania. Długo się nie zobaczymy, chcę żebyś wiedział, ile dla mnie znaczysz.

Co?! Nic nie rozumiem!

To nieważne. Kocham cię i zawsze będę przy tobie. Kiedyś się spotkamy.

Nie odchodź, błagam cię!!! Ja… Nie dam rady…

Jeden z nas dostał szansę, Bill. Jesteś nim ty. Nie płacz i nie bój się. Gdy już się spotkamy, wszystko będzie jak dawniej. Do tego czasu musisz być dzielny.

Nie każ mi! Nigdy taki nie byłem! To ty trzymałeś mnie za rękę!

Pora żebyś zaczął iść o własnych siłach. Nie płacz, to nic nie da. Bądź silnym facetem. Nie daj się światu.

*

- Dasz sobie radę, dasz sobie radę, dasz… Kogo ja oszukuję!

Ostatni raz denerwował się tak na swojej rozmowie o pracę. Miał trudności ze stawianiem kolejnych kroków w linii prostej. Jego nogi drżały podobnie jak całe jego ciało. Jak ma mu to powiedzieć?

- Dzień dobry, nazywam się Adam Lambert. Jestem z sierocińca…
- Sala 19.

Odwrócił się i ruszył do sali. Na co on liczył? Na wsparcie? I tak chyba lepiej będzie załatwić to samemu.

Zapukał do drzwi i odczekał chwilę. Cisza. Zapukał znowu. To samo. Zerknął do środka.

Pokój był nieduży, specjalnie wybrany dla „pacjenta z problemami”. Tak zwykle traktowano dzieci z domu dziecka, jak osobną kategorię. Było to dość okrutne, lecz Lambert wiedział, że czasem tak jest lepiej. Nigdy nie wiadomo, co osoby tak brutalnie potraktowane przez los mogą zrobić. Zwłaszcza takie jak Bill. Zwłaszcza teraz.

Leżał na łóżku odwrócony od drzwi. Jego drobne ciało otulała szpitalna kołdra, spod której można było dostrzec jedynie kilka kosmyków dłuższych włosów w kolorze ciemnego blondu. Spał, czuwał, nie wiadomo. Adam nie widział jego twarzy.

Nauczyciel podszedł bliżej i mimo obaw usiadł na krańcu łóżka. Powiódł wzrokiem na ścianę. Czerwony przycisk, który w każdej chwili mógł wyratować go z kłopotów. Westchnął cicho. Musi ukryć zdenerwowanie.

- Bill? – zagadnął do chłopaka. Nieznaczny ruch materiału. Nie spał. – Bill, wiem, że to nie jest dobry moment, ale muszę z tobą porozmawiać.
- Nie mamy o czym.

Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Nie spodziewał się współpracy.

- Chodzi o to co wydarzyło się w zeszłym tygodniu.
- Odwal się.

Coraz chłodniejszy, agresywniejszy ton. Jeszcze jedna próba.

- Bill, Tom…
- Odpierdol się do kurwy nędzy!!! Nie widzisz, że mam gdzieś gadkę z tobą?!

Odskoczył wystraszony, gdy chłopak znienacka zerwał się do siadu. Na szczęście kroplówka ograniczała mu ruchy.

- Spierdalaj stąd!!! Daj mi spokój!
- Uspokój się i zmień ton.
- Nie!

Czerwony przycisk. Nie miał wielkiego wyboru. W sali w mig pojawiło się kilka dodatkowych osób. Blondwłosy nastolatek cofnął się. Wiedział, że nie ma szans.

- Wszystko w porządku, proszę pana?

Brunet na powrót odwrócił się w stronę brązowych tęczówek, które zdążyły się już skryć. Ciało było skulone, spięte. Chłopak się bał.

- Tak, już wszystko w porządku – odpowiedział spokojnie, nie odrywając wzroku od szczupłej sylwetki. Wyszedł z pokoju wraz z personelem.

Lambert choć wciąż roztrzęsiony, z ulgą opuścił szpital i skierował się do domu. Długo nie potrafił wymazać z głowy obrazu zapuchniętych czerwonych oczu swojego ucznia.

*

- Chyba zwariowałeś…
- Jestem śmiertelnie poważny.
- Nie! Nie! I jeszcze raz nie! Adam, nie zbawisz świata! Tego dzieciaka tym bardziej nie!
- Chcę dać mu szansę! Może coś z niego będzie…
- Z takich jak on już nic się nie odzyska. Tacy się nie zmieniają! Może gdyby był młodszy.
- On nie da sobie rady!
- To już nie twoja wina! Zajmij się innymi, oni też cię potrzebują.
- Jesteś bez serca.
- Jestem realistą, Adam. W przeciwieństwie do ciebie.
- Daj mu szansę! Chociaż miesiąc. Jego rany powinny się dokładnie zagoić. W sierocińcu nie ma na to szans!
- Przesadzasz.
- On potrzebuje rehabilitacji.
- Bo?
- Kula uszkodziła nerw. Już wcześniej miał problemy z lewą ręką, a teraz w ogóle ledwo może cokolwiek w niej trzymać.
- Czemu tak bardzo starasz się mnie przekonać?
- On się boi, Sauli. Został sam i nie da sobie rady. Wiesz jak działają zorganizowane grupy.
- Przywództwo nie przejdzie na niego?
- Nie ma szans.
- Jeśli tak jest to ustawią go wcześniej czy później. Jaki jest sens chronienia go przez miesiąc? Ma przed sobą jeszcze ponad rok w sierocińcu.
- Jest szansa, że przez ten miesiąc uda nam się dostosować ośrodek do nowej sytuacji. Więcej obsługi, zajęć dla dzieciaków. Wszystko żeby odwrócić ich uwagę.
- I to wszystko dla jednego niewdzięcznego gówniarza?
- Korzyści będą również dla całej reszty. Proszę, zgódź się.
- Przeliczę finanse i wtedy zdecyduję.
- Co ja bym bez ciebie zrobił…
- Przygarnął cały sierociniec, to na pewno.

*

Ostrożnie odsunął rękę od swojego ciała. Całą drogę przyciskał ją do siebie tak mocno, że pomału zaczynał tracić w niej czucie. Co jednak miał zrobić, jeśli kończyna uparcie drażniła go swoim nieustającym drżeniem? Nie pomagał ani opatrunek, ani leki. Nic nie pomagało.

Znużony oparł głowę o szybę. Choć minęła jedynie połowa dnia, on nie miał już siły na więcej. Wypisanie ze szpitala, wizyta w sierocińcu, zabranie swoich rzeczy, wizyta na cmentarzu na grobie brata, a teraz jeszcze to. „Ten dzień mógłby się już skończyć…” Nie miał pojęcia, dokąd jechał i prawdę mówiąc niewiele go to obchodziło. Potrzebował łóżka, łazienki, jedzenia i świętego spokoju, reszta była nieważna.

- Już prawie jesteśmy.
- Wszystko mi jedno.

Wtedy jeszcze nie wiedział, że igra z ogniem.

Pojazd wjechał na teren sporej posesji. Kątem oka przyjrzał się ogrodzeniu. „Niełatwo będzie stąd nawiać.” Oprócz najeżonego szpikulcami płotu miałby do pokonania kłujący żywopłot. „Na wszystko jest sposób, ale to później.”

- Dojechaliśmy.

Przyjął to do wiadomości. Mężczyzna wyłączył silnik i wysiadł z auta. Był sporo niższy od niego, nie wydawał się więc groźnym przeciwnikiem.

Drzwi po jego stronie uchyliły się.

- Nawet o tym nie myśl.

Bill spojrzał na niego z niezrozumieniem.

- Rozumiem, że przyglądałeś się ogrodzeniu, bo interesuje cię architektura krajobrazu i wcale nie planowałeś ucieczki?

Jego oczy otworzyły się jeszcze szerzej. „Skąd on to…”

- Wysiadaj, pomogę ci z torbą.

Chłopak posłusznie opuścił samochód i stanął przy bagażniku. W skupieniu obserwował jak kierowca wyciąga ze środka kolejne rzeczy. Przyjrzał się jego posturze; widocznie zarysowane mięśnie, kilka blizn, liczne tatuaże na opalonej skórze. Czy to możliwe, że się przeliczył?

- Podobam ci się, że tak mnie lustrujesz?

Kaulitz zjeżył się i odwrócił z obrzydzeniem.

- Idź do drzwi. Będę szedł tuż za tobą.

Jego ton był bardzo zdecydowany, a nawet władczy. Tak bardzo różnił się od Lamberta, który podobno wysłał go po niego. Kimkolwiek był ten gość, Bill był zmuszony czuć do niego szacunek.

- Nie planuj nic głupiego.

Znów był o dwa kroki przed nim. Jak on to robi?!

Zatrzymali się przed wejściem. Niższy blondyn wyciągnął z kieszeni pęk kluczy.

- Mówiłem to już, ale powtórzę jeszcze raz – rzekł, otwierając zamek. – Nazywam się Sauli Koskinen i biorę cię pod swoją opiekę tylko na czas określony i tylko dlatego, że Adam mnie o to poprosił. Adam przyjedzie tu później, teraz pracuje. Jakieś pytania? – chłopak uciekał wzrokiem. Nawet to spojrzenie jasnoniebieskich oczu było dla niego dominujące. – Wchodź.

Nie rozglądał się zbytnio, pragnął zapamiętać jedynie najważniejsze szczegóły. Gdziekolwiek jednak nie popatrzył, czuł na sobie wzrok Sauliego. Nie potrafił nawet na moment zapomnieć o jego obecności i przeszywającym spojrzeniu.

- Tu zamieszkasz.

Mężczyzna pchnął drzwi. Obaj weszli do niewielkiego jasnego pokoju z drewnianą podłogą, dużym oknem i najważniejszymi meblami: łóżkiem, biurkiem, szafą i półką z książkami. Wszystko w brązowej tonacji.

- Po prawej masz łazienkę. Kupiliśmy ci kilka rzeczy typu szampon czy pasta do zębów – Koskinen ponownie odwrócił się do chłopaka. Jego głos przybrał jeszcze mocniejszy ton. – Cokolwiek zniszczysz, będzie na twoją niekorzyść. Nie łudź się, że jeśli coś rozwalisz, przyniesiemy ci nowe. Jeśli zrobisz syf, będziesz miał syf i to nie nasza sprawa. Będziesz dostawał cztery posiłki dziennie i to też twoja rzecz, czy się nimi najesz. Na lekcje będę cię zawoził do szkoły, w tej kwestii nic się nie zmieniło. Po zajęciach Adam będzie pomagał ci w pracach domowych. Dodatkowo będziesz również uczęszczał na rehabilitację ręki. Znam dobrego lekarza. W razie czego przy drzwiach masz przycisk z dzwonkiem żeby mnie zawołać. Jakieś pytania?
- Za co trafiłem do więzienia?

Sauli zaśmiał się i pokręcił głową, co tylko bardziej zirytowało Kaulitza.

- Dzieciaku, uwierz mi, nigdy nie chciałbyś trafić do więzienia – powiedział, gdy na powrót spoważniał. – Jeśli nie masz żadnych pytań, ja wracam do swojej pracy.
- Jak długo tu zostanę?
- W planach jest miesiąc, ale to zależy od ciebie i twoich postępów. Oceniać je będzie Adam, więc radzę ci być dla niego miłym. W razie jakichkolwiek problemów nie zawahamy się powiadomić dyrekcję sierocińca.
- Jakby ta stara torba mogła mi coś zrobić! – prychnął.
- Wiedziałem, że nie ma co na ciebie liczyć – blondyn pokręcił głową. – Ona pewnie nic w twoim rozumieniu tego słowa, ale mam nadzieję, że „poprawczak” coś ci mówi. Miej na względzie, że lubią tam takich jak ty.

Starał się nie okazać wzruszenia, lecz wiedział, iż mężczyzna ma rację. Trafił do poprawczaka tylko raz i gdyby nie Tom, z pewnością marnie by tam skończył. Teraz mogłoby być tylko gorzej.

- Tyle ode mnie.
- Będę zamknięty na klucz?
- Nie masz po co szwędać się po domu. Słyszałem o tobie, wiem co nieco o twoim zachowaniu. Na chwilę obecną większe luzy nie są ci potrzebne. Wychodzę, obiad o 16.

Trzask drzwi i szczęk zamka. Bill z niedowierzaniem rozejrzał się po pokoju. „Czy to wszystko dzieje się naprawdę?”

Podszedł do ściany, przy której stało jednoosobowe łóżko. Położył się na materacu. Ledwie się mieścił, złe strony bycia wysokim.

Przysunął się do kąta, tak czuł się bezpieczniej.

„Bądź silny. Bądź silny. Silny…”

Usnął z łzą na policzku.

*

- Już jestem! Masz coś dla mnie? – rzucił głośno Adam, gdy tylko pojawił się w przedpokoju. Po pospiesznym zdjęciu butów i zrzuceniu płaszcza od razu udał się do jadalni. – Ale jestem głodny…
- Tak, zdążyłem zauważyć – westchnął blondyn, nakładając kolejną porcję warzyw. – Jak ci minął dzień?
- Jeszcze niestety nie minął. Mam całą stertę prac do sprawdzenia i wszystko na jutro – mężczyzna załamał ręce. Rozchmurzył się dopiero, kiedy ujrzał przed sobą pełny talerz.
- Ja też mam jeszcze masę roboty. Do jutra muszę skończyć to radio z komisariatu.
- Dużo ci zostało?
- Wymiana kilku kabli i złożenie całości. Powinienem się wyrobić.
- Dobrze, że chociaż ty znasz się na elektronice – rzekł z uśmiechem. – Co z Billem? Sprawiał jakieś problemy?

Sauli wziął kolejny kęs.

- Odkąd przyjechał siedzi cicho. Zaglądałem do niego, ale chyba śpi.
- Miał ciężki dzień, po raz pierwszy był dzisiaj na grobie brata. Musi czuć się koszmarnie. Jeszcze ta przeprowadzka…
- Adam…
- Jutro pierwszy dzień w szkole. Gadałem z nauczycielami. Jeśli coś się będzie działo…
- Adam, otrząśnij się! To nie jest twój problem.
- Wbrew pozorom jest! Mój, a także reszty pracowników.
- Czasem mam wrażenie, że tylko ty tak bardzo angażujesz się w życie tych dzieciaków – westchnął blondyn, po czym skupił się na dokończeniu posiłku.
- Pójdę zobaczyć, co u niego – odezwał się w końcu Adam.
- Odnieś talerz, proszę.
- Ty i twój pedantyzm – zaśmiał się mężczyzna. Spełnił „prośbę” drugiego.
- Nie jestem pedantem, jestem porządny i lubię porządek. To ty jesteś wiecznie roztrzepany – usłyszał spokojne wytłumaczenie. Potargał jasną czuprynę.
- Zaraz przyjdę, ponuraku.

Ciche mruknięcie.

*

- Hej, można? – rzucił na wejściu. – Przyniosłem ci obiad – oznajmił, stawiając talerz na stole. Przysunął krzesło do łóżka, na którym leżał chłopak, spoglądający na niego pełnymi podirytowania oczami. Obrócił się i usiadł na materacu, starając się jednak nie odsuwać od ściany.

- Nie musisz się denerwować, chciałem tylko zapytać, jak się czujesz.

Krótkie prychnięcie i odwrócenie głowy mówiło wystarczająco wiele.

- Jestem w pierdlu, jak mam się czuć? – burknął Bill. – Czemu tu jestem? Chcę wrócić do sierocińca.
- Razem z panią dyrektor uznaliśmy, że tak będzie lepiej –odpowiedział spokojnie Adam. Znów prychnięcie. „Dlaczego on jest taki agresywny?” – Twoje rany jeszcze się nie zagoiły. Tutaj będzie ci lep…
- Mam gdzieś co sądzicie!!! Chcę wrócić do siebie!

Pierwszym odruchem było cofnięcie się, lecz Lambert zatrzymał mięśnie. Okazanie strachu byłoby najgorszym z możliwych rozwiązań. Przyjrzał się postawie chłopaka. Lekko zgarbiony z oczami przysłoniętymi grzywką. Drżące ciało. Palce zaciskające się na zbyt dużych jeansowych spodniach.

- Tak będzie, gdy uznamy to za stosowne – powiedział stanowczo. Bill zjeżył się jeszcze bardziej, ale nie ruszył się z miejsca. – Radzę ci popracować nad sobą. Nie zgodzę się na powrót agresora do ośrodka.
- Doradzaj sobie, złamasie.

Adam popatrzył na niego surowo, po czym wyjął ze spodni niewielki notatnik. Usiadł przy biurku i otworzył jedną ze stron. Zwinnie nakreślił na niej kilka linijek tekstu, czemu towarzyszyło zdziwione spojrzenie nastolatka.

- Masz pięć szans lub mniej w zależności od wagi przewinienia. Potem nie ma już żadnego „ale”, ja rozmawiam z panią dyrektor, ty pakujesz rzeczy i żegnamy się bezpowrotnie. Dobrze wiesz, że po poprzednim razie wystarczy byle co żebyś wrócił do zakładu poprawczego. Rozumiemy się?

Zacisnął zęby. Musiał się poddać, nie miał wyjścia.

- Tak…

Tak bardzo nienawidził, gdy ktoś miał nad nim przewagę.

*

Wyszedł i przekręcił klucz w zamku. Dopiero wtedy mógł pozwolić sobie na uspokojenie się. Praca z Billem miała być ciężka, lecz nie przypuszczał, że będzie aż tak męcząca. W ciągu kilku minut stracił więcej energii niż przez cały dzień pracy.

Sauli stał przy drzwiach.

- Rzadko bywasz surowy.
- Tak, wiem. To niestety moja wielka wada – westchnął, rozmasowując skronie. Nagłe zdenerwowanie wywołało u niego ból głowy. Kiedy tylko znaleźli się w salonie od razu zaległ na kanapie.
- Myślisz, że uda ci się utrzymać w ryzach tego dzieciaka? – spytał Sauli, siadając przy swoim stanowisku pracy. – Nie chcę rozwalonego pokoju.
- Póki poprawczak działa na jego wyobraźnię powinno być dobrze – przeczesał palcami gęste włosy. – Mam tylko nadzieję, że nie przegnie i naprawdę tam nie trafi.
- Chyba zdaje sobie sprawę, że jego rówieśnicy zrobiliby sobie tam z niego żywą zabawkę.
- Nie chcę tego sobie nawet wyobrażać.
- Nie musisz, to nie twój problem. Wracasz do siebie?
- Na razie nie, wziąłem zeszyty ze sobą. Wieczorem wrócę, mam bliżej do pracy.
- Wiem, przecież to jeden z nielicznym powodów, dla których jeszcze płacisz za tę klitkę…
Drache

6 komentarzy:

  1. Och bosssko ^^

    Jak zwykle mogłabym pisać ody do ciebie, ale stwierdziłam, że mi się nie chce XD

    Już nie jesteś złym człowiekem... dobra, jednak jesteś.

    Och, zawsze kończysz wtedy, kiedy ja już się wciągnę, wczuję i te pe. A tu nagle BUM! i koniec.
    I trza czekać...
    Ale w sumie, to dobrze. Co za dużo, to niezdrowo.

    A tak w ogóle, to świetny pomysł na opowiadanie! <3

    Pozdrawiam i czekam na następny odcinek.


    ~Murasaki

    OdpowiedzUsuń
  2. fajnie że tak szybko dodajesz notki. To świetne opowiadanie. Nie mogę się doczekać dalszej części. Życze weny i dużo czasu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Weszłam sobie na bloga przez przypadek, a tu nowa część. :)
    Cieszę się, że Adam wierzy w to, że z Billa może być jeszcze dobry człowiek i mimo wszystko chce z nim pracować. Mam nadzieję, że młodszy Kaulitz mimo śmierci ukochanego brata uzna, że chce się zmienić, że da radę przeżyć w tym okrutnym świecie bez bliźniaka. Niech tylko Lambert się nie wycofuje i razem z Saulim dają radę Billowi.

    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i z niecierpliwością czekam na nowy odcinek.:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoje opowiadanie jest świetne.Zmartwiła mnie śmierć Toma ale być może będzie ona siłą napędową by Bill zmienił swoje życie. Adam wykazał się dużą odpowiedzialnością i zrozumieniem biorąc go do siebie. Mam nadzieje, że nie będzie mu sprawiał zbyt dużo problemów albo nie zabierał mu zbyt wiele czasu, bo czuję, że to może źle się odbić na jego związku z Saulim. Ten odcinek pokazuje, że praca z Billem nie będzie łatwa ale mam nadzieje, że Adam znajdzie w sobie tyle siły i nie podda się. Czekam na kolejny odcinek. Jakbyś mogła to sprecyzuj jak często będziesz je dodawać i może wstaw linka na Barierze Zmysłów. Pozdrawiam cię ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurcze, Bill jest strasznie agresywny... Też mam nadzieję, że nie będzie z nim zbyt wielkich problemów...
    Opowiadanie coraz bardziej mi się podoba <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jedno z lepszy opowiadań ( szczególnie dlatego że ktoś umiera ) :P

    OdpowiedzUsuń