Witam i przepraszam za tak długą nieobecność. Sesja i brak weny zrobiły swoje...
Bardzo dziękuję za wsparcie! :) Został mi już tylko jeden egzamin (tylko albo aż).
Dzisiaj zamiast jednej dłuższej notki, dwie krótkie. Uznałam, że tak będzie lepiej.
Notka druga: poniżej.
Kamilia - Pływanie jest trudniejsze niż się wydaje, przynajmniej dla mnie. W basenie to jeszcze, ale jezioro to już ciężka sprawa.
Pozdrawiam i życzę miłej lektury!
26. Pogoda zmienną jest
Powrót do
rzeczywistości okazał się dla wszystkich wyjątkowo ciężki. Wczesne pobudki,
praca - rzeczy, które jeszcze kilka dni wcześniej wydawały się być tak odległe,
dziś znów były boleśnie realne.
Sprzedawcy
jedynego w okolicy sklepu spożywczego właśnie odpoczywali. Próbowali
wykorzystać choćby kilka minut na relaksującą drzemkę. Mieli na to czas jedynie
do południa, potem znów czekało ich użeranie się z klientami. Nawet nie chciało
im się o tym myśleć.
Skrzypnięcie
drzwi wyrwało ich ze stanu zawieszenia. Współpracownicy półprzytomnie spojrzeli
w stronę wejścia.
- Cześć, nie
przeszkadzam? Może przyjść później?
- Ty nigdy –
wyszczerzył się Bill. W odpowiedzi usłyszał stłumiony chichot swojego kolegi.
Powiedział coś nie tak? – Coś ci podać?
- Jakbyście mogli,
przyda mi się pomoc – powiedziała Crystal, wyjmując z torebki całą listę potrzebnych
produktów. – I wiem, że to głupio zabrzmi, ale czy któryś z was mógłby mi pomóc
donieść to do domu? Jeśli coś właśnie robicie to nie ma sprawy. Po prostu
musiałabym przyjść po część rzeczy drugi raz, a wczoraj nadwyrężyłam sobie
nogę…
- Co robiłaś?
– spytał Marcus, odebrawszy listę od dziewczyny.
- Robiłyśmy w
domu przemeblowanie i tak jakoś wyszło…
- Bill ci
pomoże, ja przypilnuję sklepu – blondyn spojrzał na niego z niezrozumieniem,
lecz chłopak jedynie chytrze się uśmiechnął. „To że ją lubię nie znaczy, że
chcę od razu do niej zarywać!”, cisnęło się Kaulitzowi na usta, lecz decyzja
już zapadła. – Poza tym muszę jeszcze uporać się ze stertą papierów. Im
szybciej to zrobię, tym lepiej.
Wszyscy obecni
zaakceptowali taki układ i zabrali się za kompletowanie potrzebnych rzeczy. Wszystko
to wraz z drogą do domu dziewczyn zajęło około pół godziny, mimo iż zdawało
się, że minęło jedynie dziesięć minut.
- Bardzo
dziękuję za pomoc, zarówno tobie jak i Marcusowi – usłyszał były wokalista,
stawiając siatki z zakupami przed wejściem do domu.
- Nie ma
sprawy. Następnym razem wystarczy, że zadzwonisz. O tej godzinie bez problemu
moglibyśmy przynieść ci te rzeczy pod sam dom – zaproponował.
- Dzięki, ale
nie. To już by było nie w porządku – powiedziała zdecydowanie. - Nie jest ci
zimno? – dodała niespodziewanie.
- Może trochę
– przyznał, po raz kolejny pocierając drżące ramiona. – A tobie? To niezbyt
dobry pomysł założyć letnią sukienkę na taką pogodę. Wejdź do środka,
przeziębisz się.
- Masz rację,
popełniłam błąd. Może też wejdziesz? – zaproponowała. – Powinieneś się
rozgrzać.
- To miłe, ale
nie mogę – pokręcił głową. – Muszę wracać do sklepu.
- Napij się
chociaż herbaty, nie chcę żebyś się rozchorował. A jeśli się tak bardzo
upierasz to dam ci chociaż jakąś kurtkę czy parasol. Zaraz będzie padać.
- Dziękuję, że
się o mnie martwisz – powiedział z nutą radości w głosie, a także w sercu. To
zawsze przyjemne uczucie, gdy ktoś się o ciebie troszczy. – Wejdę na chwilę,
jest naprawdę zimno - zwrócił wzrok ku szaremu niebu, które wcale nie zdradzało
oznak letniej pogody.
*
To wolne
popołudnie spędzali dość leniwie w zaciszu swojego wspólnego domu. Pogoda już
od tygodnia nie dopisywała, pierwszy raz od dawna niebo skryło się za chmurami
na tak długo. Obaj tęsknili za swoim wyjazdem, z którego wrócili tydzień temu.
Może jeszcze uda im się gdzieś wyrwać w tym roku.
Leżeli na
swoich łóżkach, sącząc piwo. Marcus usilnie próbował połączyć się z internetem,
jednak zła aura najwyraźniej wpływała również na siłę sygnału. Bill poddał się
po kilku nieudanych próbach i zajął się lekturą etykietki na butelce.
- Przeklęta
pogoda! – denerwował się szatyn. – Nic nie zrobię bez zasięgu.
- Co jest aż
tak ważnego, że się wściekasz? – zagadnął leniwie jego współlokator.
- Chciałem
nauczyć się grać chociaż jedną nowa piosenkę.
Brązowe
tęczówki zwróciły się ku instrumentowi zalegającemu w kącie pokoju. Wysłużone drewniane
pudło, wielokrotnie odnawiane. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłby Marcus po
zarobieniu sporej sumy pieniędzy, byłoby kupno nowego, lepszego sprzętu.
Uwielbiał grać i starał się to robić co najmniej godzinę dziennie. Pojawienie
się skojarzeń było w tym wypadku nieuniknione, mimo iż szatyn grał zupełnie
inaczej niż Tom. Nie gorzej ani nie lepiej, inaczej. Dobierał inne piosenki,
miał inny styl wciąż jednak był to ten sam instrument, ta sama czynność. Bill
odwrócił wzrok, gdy jego współlokator znów wziął do rąk swoją gitarę.
- Chciałbym
zobaczyć się kiedyś z bratem… – szepnął jak gdyby od niechcenia, po czym upił
łyk piwa.
- Ty masz
brata? – zapytał chłopak zaskoczony nagłym wyznaniem swojego współlokatora.
- Taa… -
zabrzmiała smutna odpowiedź. Żałował, że rozpoczął ten temat. Choć nie widział
twarzy swojego współpracownika, czuł, iż ten chciałby dowiedzieć się o sprawie
czegoś więcej. – Stare dzieje…
- Nie
wiedziałem.
- Skąd miałbyś
wiedzieć – Bill wstał z łóżka i podszedł do okna. Na dworze znów lało, a krople
z impetem uderzały w szybę. – Tom Kaulitz. Razem graliśmy w zespole.
- Fakt, nigdy
o nim nie wspominałeś – przyłożył butelkę do ust. – Nigdy cię też nie
odwiedził.
- On nie wie,
że żyję.
Nastała
nieprzyjemna cisza. Marcus nie był przekonany, jak zareagować. Pociągnął łyk z
trzymanej w rękach butelki i zaczął:
- Dlaczego mu
nie…
- Pizza
przyjechała – wypalił blondyn, wciąż wpatrując się w okno. – Dobrze, bo już
jestem głodny.
Wyszedł, pozostawiając przyjaciela w pokoju. Samego z burzą kłębiących się myśli.
*
- Ten list nie
dawał mi spokoju.
- Jaki list?
- Ten no
wiesz… Ten co przyszedł w marcu.
- Dostałeś
pięć takich listów. Wiesz… Ja rozumiem, jakie to dla ciebie ciężkie, ale mija
już rok. Może powinieneś się z tym wszystkim wreszcie pogodzić?
Samochód
zwolnił i wjechał na krawężnik. Warkot silnika ustał, siedzieli chwilę w ciszy.
- Idź szybko,
nie chcę tutaj zbyt długo siedzieć.
Drache
Jeśli to oznacza to, o czym myślę, to jesteś okropnym okrutnikiem, Drache. Serio. Jak mogłaś tak po prostu przerwać w tym miejscu? I że niby teraz mam znowu czekać na newsa? Chcesz mnie wprowadzić w depresję i to przed samymi wakacjami? Błagam, obiecaj, że do końca czerwca dodasz jeszcze jeden odcinek.
OdpowiedzUsuńTo trochę problematyczne, bo planowałam dodać odcinek w niedzielę, a to już lipiec. Zobaczę co się da zrobić. ;p
UsuńI nie jestem okrutna! Chociaż... Może i trochę jestem. ;p
Jak możesz tak kończyć?!
OdpowiedzUsuńZgadzam się z poprzedniczką - jesteś okrutnym okrutnikiem.
Matko, ja już sobie wyobrażam, że wszystko się zaczyna układać, a tu co? Koniec!
Dodasz jeszcze coś, prawda? Bo ja nie wytrzymam z niepewności.
Proszę, proszę, proszę!
Buziaki :*
Dzisiaj (w sumie wczoraj, bo tak jak patrzę na zegarek to jest już poniedziałek) już nic nie będzie, ale historii jeszcze nie skończyłam. To by dopiero było okrutne, znienacka zakończyć opowiadanie czymś takim. Hm, "okrutne"... Nie, nie cierpię otwartych zakończeń. ;p
UsuńPozdrowienia! :)