24.06.2012

26. Pogoda zmienną jest

Witam i przepraszam za tak długą nieobecność. Sesja i brak weny zrobiły swoje...
Bardzo dziękuję za wsparcie! :) Został mi już tylko jeden egzamin (tylko albo aż). 

Dzisiaj zamiast jednej dłuższej notki, dwie krótkie. Uznałam, że tak będzie lepiej. 

Notka druga: poniżej. 

Kamilia - Pływanie jest trudniejsze niż się wydaje, przynajmniej dla mnie. W basenie to jeszcze, ale jezioro to już ciężka sprawa.

Pozdrawiam i życzę miłej lektury!


26. Pogoda zmienną jest

Powrót do rzeczywistości okazał się dla wszystkich wyjątkowo ciężki. Wczesne pobudki, praca - rzeczy, które jeszcze kilka dni wcześniej wydawały się być tak odległe, dziś znów były boleśnie realne.

Sprzedawcy jedynego w okolicy sklepu spożywczego właśnie odpoczywali. Próbowali wykorzystać choćby kilka minut na relaksującą drzemkę. Mieli na to czas jedynie do południa, potem znów czekało ich użeranie się z klientami. Nawet nie chciało im się o tym myśleć.

Skrzypnięcie drzwi wyrwało ich ze stanu zawieszenia. Współpracownicy półprzytomnie spojrzeli w stronę wejścia.

- Cześć, nie przeszkadzam? Może przyjść później?
- Ty nigdy – wyszczerzył się Bill. W odpowiedzi usłyszał stłumiony chichot swojego kolegi. Powiedział coś nie tak? – Coś ci podać?
- Jakbyście mogli, przyda mi się pomoc – powiedziała Crystal, wyjmując z torebki całą listę potrzebnych produktów. – I wiem, że to głupio zabrzmi, ale czy któryś z was mógłby mi pomóc donieść to do domu? Jeśli coś właśnie robicie to nie ma sprawy. Po prostu musiałabym przyjść po część rzeczy drugi raz, a wczoraj nadwyrężyłam sobie nogę…
- Co robiłaś? – spytał Marcus, odebrawszy listę od dziewczyny.
- Robiłyśmy w domu przemeblowanie i tak jakoś wyszło…
- Bill ci pomoże, ja przypilnuję sklepu – blondyn spojrzał na niego z niezrozumieniem, lecz chłopak jedynie chytrze się uśmiechnął. „To że ją lubię nie znaczy, że chcę od razu do niej zarywać!”, cisnęło się Kaulitzowi na usta, lecz decyzja już zapadła. – Poza tym muszę jeszcze uporać się ze stertą papierów. Im szybciej to zrobię, tym lepiej.

Wszyscy obecni zaakceptowali taki układ i zabrali się za kompletowanie potrzebnych rzeczy. Wszystko to wraz z drogą do domu dziewczyn zajęło około pół godziny, mimo iż zdawało się, że minęło jedynie dziesięć minut.

- Bardzo dziękuję za pomoc, zarówno tobie jak i Marcusowi – usłyszał były wokalista, stawiając siatki z zakupami przed wejściem do domu.
- Nie ma sprawy. Następnym razem wystarczy, że zadzwonisz. O tej godzinie bez problemu moglibyśmy przynieść ci te rzeczy pod sam dom – zaproponował.
- Dzięki, ale nie. To już by było nie w porządku – powiedziała zdecydowanie. - Nie jest ci zimno? – dodała niespodziewanie.
- Może trochę – przyznał, po raz kolejny pocierając drżące ramiona. – A tobie? To niezbyt dobry pomysł założyć letnią sukienkę na taką pogodę. Wejdź do środka, przeziębisz się.
- Masz rację, popełniłam błąd. Może też wejdziesz? – zaproponowała. – Powinieneś się rozgrzać.
- To miłe, ale nie mogę – pokręcił głową. – Muszę wracać do sklepu.
- Napij się chociaż herbaty, nie chcę żebyś się rozchorował. A jeśli się tak bardzo upierasz to dam ci chociaż jakąś kurtkę czy parasol. Zaraz będzie padać.
- Dziękuję, że się o mnie martwisz – powiedział z nutą radości w głosie, a także w sercu. To zawsze przyjemne uczucie, gdy ktoś się o ciebie troszczy. – Wejdę na chwilę, jest naprawdę zimno - zwrócił wzrok ku szaremu niebu, które wcale nie zdradzało oznak letniej pogody.

*

To wolne popołudnie spędzali dość leniwie w zaciszu swojego wspólnego domu. Pogoda już od tygodnia nie dopisywała, pierwszy raz od dawna niebo skryło się za chmurami na tak długo. Obaj tęsknili za swoim wyjazdem, z którego wrócili tydzień temu. Może jeszcze uda im się gdzieś wyrwać w tym roku.

Leżeli na swoich łóżkach, sącząc piwo. Marcus usilnie próbował połączyć się z internetem, jednak zła aura najwyraźniej wpływała również na siłę sygnału. Bill poddał się po kilku nieudanych próbach i zajął się lekturą etykietki na butelce.

- Przeklęta pogoda! – denerwował się szatyn. – Nic nie zrobię bez zasięgu.
- Co jest aż tak ważnego, że się wściekasz? – zagadnął leniwie jego współlokator.
- Chciałem nauczyć się grać chociaż jedną nowa piosenkę.

Brązowe tęczówki zwróciły się ku instrumentowi zalegającemu w kącie pokoju. Wysłużone drewniane pudło, wielokrotnie odnawiane. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłby Marcus po zarobieniu sporej sumy pieniędzy, byłoby kupno nowego, lepszego sprzętu. Uwielbiał grać i starał się to robić co najmniej godzinę dziennie. Pojawienie się skojarzeń było w tym wypadku nieuniknione, mimo iż szatyn grał zupełnie inaczej niż Tom. Nie gorzej ani nie lepiej, inaczej. Dobierał inne piosenki, miał inny styl wciąż jednak był to ten sam instrument, ta sama czynność. Bill odwrócił wzrok, gdy jego współlokator znów wziął do rąk swoją gitarę.

- Chciałbym zobaczyć się kiedyś z bratem… – szepnął jak gdyby od niechcenia, po czym upił łyk piwa.
- Ty masz brata? – zapytał chłopak zaskoczony nagłym wyznaniem swojego współlokatora.
- Taa… - zabrzmiała smutna odpowiedź. Żałował, że rozpoczął ten temat. Choć nie widział twarzy swojego współpracownika, czuł, iż ten chciałby dowiedzieć się o sprawie czegoś więcej. – Stare dzieje…
- Nie wiedziałem.
- Skąd miałbyś wiedzieć – Bill wstał z łóżka i podszedł do okna. Na dworze znów lało, a krople z impetem uderzały w szybę. – Tom Kaulitz. Razem graliśmy w zespole.
- Fakt, nigdy o nim nie wspominałeś – przyłożył butelkę do ust. – Nigdy cię też nie odwiedził.
- On nie wie, że żyję.

Nastała nieprzyjemna cisza. Marcus nie był przekonany, jak zareagować. Pociągnął łyk z trzymanej w rękach butelki i zaczął:

- Dlaczego mu nie…
- Pizza przyjechała – wypalił blondyn, wciąż wpatrując się w okno. – Dobrze, bo już jestem głodny.

Wyszedł, pozostawiając przyjaciela w pokoju. Samego z burzą kłębiących się myśli.

*

- Ten list nie dawał mi spokoju.
- Jaki list?
- Ten no wiesz… Ten co przyszedł w marcu.
- Dostałeś pięć takich listów. Wiesz… Ja rozumiem, jakie to dla ciebie ciężkie, ale mija już rok. Może powinieneś się z tym wszystkim wreszcie pogodzić?

Samochód zwolnił i wjechał na krawężnik. Warkot silnika ustał, siedzieli chwilę w ciszy.

- Idź szybko, nie chcę tutaj zbyt długo siedzieć. 

Drache

4 komentarze:

  1. Jeśli to oznacza to, o czym myślę, to jesteś okropnym okrutnikiem, Drache. Serio. Jak mogłaś tak po prostu przerwać w tym miejscu? I że niby teraz mam znowu czekać na newsa? Chcesz mnie wprowadzić w depresję i to przed samymi wakacjami? Błagam, obiecaj, że do końca czerwca dodasz jeszcze jeden odcinek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To trochę problematyczne, bo planowałam dodać odcinek w niedzielę, a to już lipiec. Zobaczę co się da zrobić. ;p
      I nie jestem okrutna! Chociaż... Może i trochę jestem. ;p

      Usuń
  2. Jak możesz tak kończyć?!
    Zgadzam się z poprzedniczką - jesteś okrutnym okrutnikiem.
    Matko, ja już sobie wyobrażam, że wszystko się zaczyna układać, a tu co? Koniec!
    Dodasz jeszcze coś, prawda? Bo ja nie wytrzymam z niepewności.
    Proszę, proszę, proszę!

    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj (w sumie wczoraj, bo tak jak patrzę na zegarek to jest już poniedziałek) już nic nie będzie, ale historii jeszcze nie skończyłam. To by dopiero było okrutne, znienacka zakończyć opowiadanie czymś takim. Hm, "okrutne"... Nie, nie cierpię otwartych zakończeń. ;p
      Pozdrowienia! :)

      Usuń