24.06.2012

25. Ból dnia wczorajszego

Tak jak przypuszczał, opuszczenie łóżka następnego dnia było dla niego istnym wyczynem. Stłuczone mięśnie bolały, a na ciele pojawiły się ciemne zabarwienia. Zrezygnował ze śniadania.

- Ał. Ał. Ał. Ał… - rozległo się w pomieszczeniu, kiedy wstawał z materaca. Toczył ze sobą zażartą wewnętrzną walkę. Umysł nie chciał już przyjmować większej dawki bólu, lecz on musiał iść do łazienki. Potrzeba wygrała.
Gdy wrócił, na drugim łóżku dostrzegł Marcusa.

- Myślałem, że już dziś nie wstaniesz – powitał go szatyn. – Jak żyjesz?
- Nie żyję… - jęknął, rozmasowując bolące ramię.
- Nie mogę uwierzyć, że wystarczyła jedna noc, żeby cię tak dobić. Przesadziłeś z tańcem?
- Tak, to na pewno to. Przesadziłem o tę jedną jedyną piosenkę – prychnął z irytacją na sugestię kolegi.
- Dobra, już nie dramatyzuj – Marcus przewrócił oczami. – Zrobić ci masaż?

Zapadła chwilowa cisza.

- Nie… Dzięki, nie jest tak źle – padła niepewna odpowiedź.
- Jak chcesz. Przyniosłem ci jedzenie, znaj moje dobre serce – oznajmił chłopak, podając współlokatorowi talerz z kilkoma kanapkami. – Potraktuj to jako podziękowanie za Irene.

Na twarzy Kaulitza pojawił się cwaniacki uśmieszek.

- I jak poszło? – spytał, biorąc w dłoń kanapkę.
- Lepiej niż przypuszczałem, tym bardziej, że padło to na mnie znienacka – rzekł. Poprawił okulary. – Sam na to wpadłeś czy ktoś ci pomógł?
- Na co?
- Na to, żeby mnie z nią zgadać.
- To moje dzieło – odparł, szczerząc się radośnie.
- Jesteś bardziej rozgarnięty niż przypuszczałem. Zaimponowałeś mi.
- Cieszy mnie to.
- Tak szczerze to mnie też – zaśmiał się na widok oburzonej miny kolegi. – Obiad też ci przynieść żebyś nie umarł z głodu?
- Nie, dziękuję. Powinienem dać radę sam o siebie zabrać.
- „Powinieneś”, będę miał to na uwadze.

*

- Dobra… Teraz powinno być ok – powiedział do siebie, odsuwając się od ekranu. Położył ołówek na swój zeszyt i rozmasował skronie. Jeśli nic się nie zmieni, powinien uzbierać założoną kwotę w ciągu najbliższych kilku tygodni po powrocie z wyjazdu. Zawsze jednak mogą zajść jakieś nieprzewidziane okoliczności, które wydłużą mu czas niezbędny do osiągnięcia upragnionego celu. Może jeszcze uda mu się znaleźć dodatkowe źródło dochodu?

Wziął laptopa na kolana. Spojrzał na zegarek, ma jeszcze chwilę dla siebie.

Nie mógł się nadziwić, że nawet w takim miejscu jest w stanie połączyć się z internetem. Nie była to może prędkość światła, ale zawsze mógł jakoś zabić czas. Standardowe sprawdzenie poczty, usunięcie spamu, sprawdzenie prognozy pogody. Coś jeszcze?

Wpisał adres znajomej strony niegdyś związanej z jego pracą. Zmarszczył czoło. Na monitorze wyświetliło się coś zupełnie innego niż poprzednio. Nowy dynamiczny wygląd wskazywał na pomyłkę adresu. Dopiero napisy sprowadziły chłopaka na ziemię.

Tokio Hotel – Reaktywacja! Zespół wznawia działalność! Nowy wokalista!

Wyłączył przeglądarkę i odepchnął od siebie laptopa.

Nagle uchyliły się drzwi. Biała kula wylądowała na jego nogach.

- Złaź, Kapsel! – rozkazał Matthew. Pies błyskawicznie zeskoczył z łóżka i usiadł przy jego nodze. – Hej, sorry za wejście. Robisz coś?
- Nie, właściwie to nie – odpowiedział nieco skołowany, przeczesując palcami swoje włosy. „Co za koszmar…” – Coś się stało?
- Nie, wszystko spoko. Chciałem tylko pogadać, wiesz, o tym co się stało. Sorry za to.
- Spoko. Nie jestem bez winy, bo to ja wyskoczyłem z pięściami.
- Zgoda?

Nie namyślał się długo. Podali sobie ręce.

- Potrzebujesz czegoś? Mam u siebie dobrą maść. Isaac też powinien mieć jakieś leki.
- To coś da?
- Nie bralibyśmy tego ze sobą, gdyby nie dawało. Więc jak?
- Wezmę wszystko, co mogłoby mi pomóc – jęknął, próbując wyprostować się na łóżku.
- Daj mi minutę. Zaraz przyniosę maść od nas z domku.

Chłopak zniknął tak szybko jak się pojawił, pozostawiając za sobą swojego zdezorientowanego psa. Zwierzak przez moment zastanawiał się, co zrobić. Zerkał to na drzwi, to na siedzącego na łóżku Billa, wpatrując się w niego swoimi wielkimi oczami. W końcu jednak, czując, iż jego pan opuścił go na dłużej, wybiegł z budynku.

Były wokalista zwrócił wzrok ku zalegającym wokół niego rzeczom. Zamknął czerwony zeszyt.

*

- Szkoda, że niedługo musimy wracać. Lubię tu przyjeżdżać.
- Też żałuję, zwłaszcza teraz.

Dwójka przyjaciół spędzała kolejną godzinę ucinając sobie pogawędkę na drewnianym pomoście, przy okazji obserwując zażartą walką reszty znajomych, którzy nie mogli dojść do porozumienia w sprawie punktacji dzisiejszego meczu. Powierzenie liczenia Isaacowi nie było dobrym pomysłem.

- Nie chce mi się wracać – oznajmił blondyn, rozglądając się po okolicy. Nigdy nie przypuszczał, że taki mieszczuch jak on, mógłby kiedykolwiek powiedzieć coś podobnego. Chcieć zostać gdzieś na zadupiu? To do niego niepodobne.

- Też bym została, ale trzeba wracać do pracy – Crystal poprawiła swoje długie włosy i skupiła wzrok na przemieszczającym się tuż obok ślimaku. -  Poza tym mamy rezerwację jedynie do końca tego tygodnia. Moglibyśmy starać się ją przedłużyć, ale nie mam już pieniędzy na taką przyjemność.
- Ja też nie… - westchnął. Kiedyś nie musiał się martwić tego typu problemami. Kiedyś… Dawno temu.
- Ej, Bill!

Cudem udało mu się złapać kulisty obiekt nim ten zaliczył bolesne spotkanie z jego twarzą. Choć starał się tego nie zdradzać, w jego głowie kłębiła się tylko jedna myśl: „Ał! Ał! Ał! Ał…”. Taki minus gwałtownych ruchów i nagłego wylądowania na plecach.

- Łał, niezły refleks! – dziewczyna klasnęła w dłonie i pochyliła się nad cierpiącym w duszy kolegą. – Pomóc ci wstać?
- Nie, dzięki. Tak mi dobrze, ciepło – odparł, wpatrując się w jej oblicze. Pierwszy raz miał okazję dobrze przyjrzeć się Crystal i stwierdził, że urodą zdecydowanie odbiega od przeciętnej. Była naturalnie ładna, co rzadko zdarzało mu się widzieć w ostatnich latach spędzonych w innym świecie. Mogłaby mieć jedynie trochę większy biust…

- Ej, możesz nam wreszcie odrzucić tę piłkę?”

„F*ck…”

*

Sprawdzali domek chyba pięć razy, a i tak za każdym razem okazywało się, że coś w nim zostało. Skarpetka Billa, dezodorant Marcusa… Tak to już jest, gdy do pokoju dobiorą się dwaj bałaganiarze. W końcu i tak nie udało im się doliczyć jednej pary bokserek. Obsługa ośrodka z pewnością im tego nie zapomni.

Zapakowanie się do aut zajęło im więcej czasu niż poprzednio. Walizki jak na złość nie chciały się zamknąć, Isaac zaspał, a Irene zgubiła swoją suszarkę. W teorii wszystko miało być tak pięknie jak w dniu przyjazdu, w praktyce wyszło jak wyszło: chaos i niepotrzebny stres.

Wracali w tym samym składzie. Bill zajął miejsce obok Isaaca, który jak zwykle momentalnie odpłynął myślami w siną dal. Blondyn po krótkiej walce ze sobą postanowił mu towarzyszyć w tej podróży. 
Drache

1 komentarz:

  1. Kurde, nie myślałam, że Tokio Hotel będzie miało nowego wokalistę. Zwaliłaś mnie tym z nóg! Serio.
    Domyślam się, jak poczuł się Bill...
    Oby szybko uzbierał potrzebną kwotę pieniędzy i wrócił do swojego prawdziwego domu.

    OdpowiedzUsuń