16.02.2013

Verloren cz.X

Część X



Gdy emocje opadły, przyszła pora na poukładanie myśli. Tommy na spokojnie zanalizował sytuację. Stało się coś, czego nie przewidział. Seks rozpalił uczucie. To nie powinno było się wydarzyć. Miał już prawie trzydziestkę na karku, a mimo to wciąż zdarzało mu się zachowywać nierozważnie. Czym kierował się w tym przypadku? Lepiej nie pytać, ale stanowczo nie był to rozum…

Był zły na to, co się stało, a praca tylko pogarszała sprawę. Często łapał zły humor, co dawało się we znaki otoczeniu. Jego zachowanie stawało się nie do zniesienia i szybko doprowadziło jego znajomych do ostateczności. Pewnego weekendu blondyn zwyczajnie został sam. Poczucie odrzucenia jeszcze bardziej podkopało jego nastrój. Nie zamierzał jednak siedzieć samotnie w mieszkaniu i rozmyślać nad swoim postępowaniem. Poszedł zabawić się w towarzystwie obcych ludzi.

Ale dlaczego znowu wybrał to miejsce? Wiedział, że tu będzie, tak samo jak zwykle. Niewinny szczegół czy część planu?

Wypatrywał znajomych twarzy, lecz nikogo nie dostrzegł. Był sam w tłumie. To nawet dobrze. Nie potrzebował nikogo chętnego do oceny jego zachowania. To jego życie, jego wybory i jego zabawa. Nikomu nic do tego.

Podszedł do pierwszej lepszej blondynki na parkiecie. Jej ponętne ciało aż prosiło się o dotyk, a usta smakowały wybornie. Zamówił jej drinka.

Mógłby przysiąc, iż dostrzegł gdzieś obserwującą go parę czekoladowych oczu, choć może to tylko wytwór jego wyobraźni. Tej nocy alkohol szybko dostawał się do krwi.

Pił i tańczył z coraz to nowymi dziewczynami. Przedstawiały mu się, ale on nie był w stanie zapamiętać ich imion. Zresztą, nie były one dla niego ważne. Liczyła się przyjemność.

- Kocham cię.
- Jesteś nienormalny…

Nienawidził tych przebłysków, wspomnień, które pojawiały się nagle nie wiadomo skąd i psuły mu dobry nastrój. Być może zareagował wtedy zbyt ostro, może i powinien za to przeprosić, ale cóż, życie samo w sobie też nie jest przyjemne. Czasem trzeba podejmować bolesne decyzje.

Poszedł do baru po coś mocniejszego. Świat znów zyskał kilka kolorowych barw, a dziewczyny na sali stały się piękniejsze niż kiedykolwiek.

Korzystał z życia. Nikt nie ma prawa przerywać mu zabawy.

*

- Spać… Muszę spać…
- Zabiorę cię do hotelu.

Długo wahał się, czy aby na pewno jego interwencja była tutaj potrzebna, lecz stan Tommy'ego wydał mu się zbyt poważny. Sam wolałby, aby ktoś zajął się nim, jeśli kiedykolwiek znalazłby się w podobnej sytuacji.

Niewygodnie było mu prowadzić kogoś niższego od siebie. Mężczyzna co i raz wyślizgiwał mu się z rąk lub po prostu potykał się o własne nogi. Że też taksówka musiała zatrzymać się tak daleko od klubu…

Nareszcie dostrzegł żółty pojazd. Niestety w tym samym czasie ktoś dostrzegł ich.

Błysk i trzask. Zbyt dobrze znał to połączenie. Odruchowo zwrócił głowę w stronę znajomego dźwięku. Mężczyzna z aparatem.

"Szlag!"

Zrobiło mu się słabo. Czy to możliwe, aby chodziło o niego? Do tej pory nie miał tutaj ani jednego spotkania z paparazzi. Dlaczego mieliby się nim zainteresować właśnie teraz?

Tym razem nie on miał być celem fotografów.

Przyspieszył kroku, modląc się w duchu, aby nikt go nie rozpoznał. Chował się pod kapturem swojej rozciągniętej bluzy. Jego towarzysz nie miał już tyle szczęścia, lecz Bill nie był w stanie tego zmienić.

Cały drżał z nerwów, gdy pomagał Tommy'emu wtoczyć się do taksówki.

- Ej! – krzyknął kierowca na widok pijanego mężczyzny. – O nie, nie zgadzam się na…
- Do najbliższego hotelu – zarządził brunet. – Zapłacę ekstra za szybki dojazd.
- A czyszczenie?
- Zapłacę za wszystko! Jedź!
- Skoro tak, trzymam za słowo!

*

Wraz z dotarciem na miejsce, byli już bezpieczni. Paparazzo nie podjął pościgu. Zdjęcia pijanego basisty Adama Lamberta nie były aż tyle warte.

Z trudem udało mu się dojść do właściwego pokoju. Gdy tylko się tam znalazł, od razu zaprowadził
Ratliffa do łazienki. Sam zsunął się po ścianie i usiadł na dywanie przy drzwiach. Po takim wysiłku  potrzebował chwili wytchnienia. Przymknął oczy. Żałował, że w ogóle dzisiaj wyszedł z domu, choć nie ukrywał, że jazda tak pokręconą kolejką górską nie była częścią jego planów na wieczór.

- Niech ten dzień już się skończy…

Drzwi uchyliły się. Słyszał kroki należące do Tommy'ego. Nie chciał otworzyć oczu, martwiąc się, co może zobaczyć. Mężczyzna skierował się prosto na łóżko. Materac skrzypnął pod ciężarem jego ciała.

Bill podążył śladem swojego towarzysza. Mieli tylko jedno wspólne miejsce do spania. Odsunął blondyna na bok i położył się na swojej połowie. Szczupłe ręce objęły go w pasie.

- Chcesz się pieprzyć? – usłyszał za sobą pijany głos.
- Nie. Odwal się i idź spać – odwarknął.
- Dziwka.
Nie przejął się za bardzo. Dla Tommy'ego w takim stanie mógłby być kimkolwiek, a i tak zostałby obdarzony równie uroczym określeniem.

Kolejna próba kontaktu jeszcze bardziej go rozwścieczyła. Zerwał się z łóżka i wyszedł z sypialni.

Mocno przetarł oczy. Był w kropce, nie miał pojęcia, co robić dalej. Co gorsza bolał go brzuch. Stres zżerał go od środka. Perspektywa jutra napawała go przerażeniem. Był pewien, iż tej nocy nie zmruży już oka, a na pewno nie tutaj, obok tego człowieka.

Zabrał swoje rzeczy i opuścił pokój. Wspólny poranek to jedna z ostatnich rzeczy, na które miał ochotę.

*

Takiego kaca nie miał już dawno. Najwyraźniej znów zmieszał ze sobą zbyt wiele rodzajów alkoholu. "Nigdy więcej…" przemknęło mu przez myśl. Tak samo jak za każdym razem.

Rozejrzał się po pokoju. Hotel. Był sam. Ciekawe, co robił poprzedniej nocy.

Telefon zabrzęczał, przy okazji wiercąc mu dziurę w głowie swoim upiornym dźwiękiem. Sms. Dziesiąty z kolei.

- Cholera…

Taka liczba wiadomości nie wskazywała na nic dobrego. Prędko chwycił urządzenie i przejrzał skrzynkę. Wszystkie smsy były zapytaniami o przebieg wczorajszej nocy. Część z nich dotyczyła zdjęć w prasie.

Wybrał ostatniego nadawcę i wystukał kilka słów. Rozmowa była ponad jego siły.

Odpowiedź przyszła natychmiast. Otworzył podesłaną mu stronę. Jakieś niewyraźne zdjęcia i nagłówek przestrzegający przed skutkami nadmiernego picia. Od razu rozpoznał siebie i swoją bujną czuprynę. Alkohol nieźle dał mu w kość. Nie był nawet w stanie samodzielnie utrzymać się na nogach. Ktoś go prowadził. Przyjrzał się bliżej. Kojarzył tę bluzę i postać, która się pod nią kryła.

"Bill?"

Nie było dobrze.

*

Zdenerwowanie solidnie dawało mu w kość, gdy następnego dnia jechał w nieznane sobie miejsce. Bacznie obserwował drogę i jednocześnie co chwilę zerkał na GPS, który miał go prowadzić pod ustalony adres.

Urządzenie dało znać, że zbliżają się do celu. Zatrzymał się pod bramą.

- Cześć, jestem na miejscu. Otworzysz?

Nie czekał długo. Zaparkował przy wjeździe do garażu.

Ani dom, ani ogród niczym się nie wyróżniały. Były nawet skromniejsze od większości posiadłości w LA. Ot zwykły duży dom z trawą dookoła. Nic specjalnego w mieście sław.

Jego krokom towarzyszył szczek i ujadanie psów. Wraz z otwarciem drzwi ukazało się przed nim całe stado. Cztery sztuki.

- Przepraszam, czasem nie potrafię ich powstrzymać – wyjaśnił Bill, próbując zawołać zwierzęta do środka. – Idź na górę, prosto i w prawo. Ja zaraz przyjdę.
- Spoko.

Góra, prosto, prawo, drzwi. Sypialnia była przestronna, urządzona na bogato, lecz porządek najwyraźniej nie gościł w niej nigdy. Papiery, puste szklanki i różne elementy garderoby mieszały się ze sobą na podłodze, biurku, a nawet na fotelu, krześle i łóżku. Tommy kątem oka dostrzegł otwartą paczkę tabletek przeciwbólowych zalegającą w kącie obok łóżka.

Mężczyzna usiadł na pościeli. Niedługo później dołączył do niego Bill. Milczeli przez chwilę. Wiedzieli, o czym muszą porozmawiać. Nie wiedzieli tylko, jak zacząć.

- Chciałem cię przeprosić i podziękować – zaczął Ratliff. – Uratowałeś mi dupę.
- To żadna pomoc. Trafiliśmy do prasy.
- Widziałeś zdjęcia? Wszystko w porządku?

Postawa Kaulitza nie zdradzała żadnych złych wieści.

- Nikt mnie nie rozpoznał. Nawet ludzie ode mnie nic nie zauważyli. Jestem bezpieczny.

"Chociaż tyle."

- A ty? – spytał chłopak.
- Nic poważnego. Sprawa za kilka dni rozejdzie się po kościach.
- A Adam?
- Jest zły, ale sam miewał gorsze wpadki, więc nie ma prawa narzekać.
- To może wam zaszkodzić.

Ratliff machnął ręką.

- Nic nam nie będzie. Trochę rozgłosu, tyle.

Wszystko było w porządku. Tym razem im się udało.

Znowu nastała cisza. Zbliżał się kolejny trudny temat, jeszcze mniej przyjemny niż poprzedni.

Tommy postawił sprawę jasno.

- Prasa to kolejny powód, żeby się nie spotykać. Jest za duża szansa, że publika się o nas dowie – powiedział.

Młodszy z dwójki drgnął.

- Da się to zrobić. Tyle osób się ukrywa! Po prostu musielibyśmy bardziej uważać… – próbował ratować sytuację, jednak jego starania na niewiele się zdały. Spojrzenie Tommy'ego mówiło samo za siebie.
- To nie ma szans. Pogódź się z tym.
- Nie dam rady bez ciebie…
- Tyle lat żyłeś beze mnie i nie było z tym problemu.
- Wtedy cię nie znałem i nie kochałem…
- Do jasnej cholery, przestań powtarzać te brednie!!!

Nie rozumiał, dlaczego słowa Billa wywoływały w nim tak wielką złość. Może po prostu nie chciał przyznać się przed samym sobą, iż próbował w ten sposób odciąć się od grożącej mu odpowiedzialności.

- To nie są brednie! – bronił się wokalista, lecz Tommy nie zamierzał go słuchać.
- Zamknij się wreszcie i nie nazywaj seksu miłością!

Brunet zerwał się z łóżka. Patrzył na basistę z determinacją.

- To są twoje odczucia, nie moje – Kaulitz rzekł stanowczo.
- Poza seksem prawie się nie znamy. Ile o mnie wiesz? Ja o tobie niewiele. Nie wiem nawet, czemu ciągle wieszasz na sobie krzyże.

Jego palce odruchowo powędrowały na łańcuszek, na końcu którego zawieszony był długi, smukły znak. Jeden z wielu egzemplarzy w jego kolekcji.

- Bo ja wiem? – odezwał się zakłopotany. – Podoba mi się ich kształt. Poza tym krzyże kojarzą mi się z cierpieniem.
- Nie wyglądasz na cierpiącego. Nie lubię rozczulania się nad sobą i tego całego emo-gówna.

Bill uśmiechnął się smutno.

- W takim razie przepraszam, że czuję się jak ptak w złotej klatce.
- Proszę cię… – mężczyzna jęknął, przewracając oczami. – Możesz z niej wyjść kiedy tylko chcesz.
- Nie wydaje mi się…
- To źle ci się wydaje.

Niczego tak nienawidził jak ckliwych tekstów, a Bill jak na złość nie chciał z nich rezygnować. Obstawał przy swoim.

- Jeśli możesz od tak z niej wyjść to znaczy, że nigdy w niej nie byłeś – ciągnął.
- Twoja klatka jest w twojej głowie. Nie jesteś w mafii, nie jesteś w więzieniu, nie jesteś w rządzie… Co cię ogranicza?
- Spytaj Adama, on powinien wiedzieć o tym więcej niż ty…

Miał już pomału dość powiązań Billa z Adamem. Chciał coś powiedzieć, lecz tym razem wyjątkowo ugryzł się w język.

Chłopak podszedł do drzwi balkonowych. Widok zza szyby wychodził na ogród. Zieleń, która powinna uspokajać.

- Myślałem, że jesteś taki jak ja – Kaulitz rzekł przygnębiony.
- To znaczy jaki?
- Verloren.

Mężczyzna popatrzył na niego zdziwiony.

- Co?
- Nieważne.
- Ważne! Powiedz, o co ci chodzi!

Oczy bruneta zaszkliły się. W pośpiechu uchylił drzwi i sięgnął do kieszeni. Chwilę później jego usta obejmowały już tlącego się papierosa.

- Nie powiesz mi?

Zmieszany i zirytowany wpatrywał się w chłopaka, który raz po raz zaciągał się dymem. Ten widok działał na niego w pewien niezrozumiały sposób. Nie potrafił przestać i miał przeczucie dlaczego.

- Odłóż tego papierosa – rozkazał.
Kaulitz uśmiechnął się z niezrozumieniem.
- Niby dlaczego? To mój jedyny – odparł, zaciągając się ponownie. Gdy tylko odsunął papierosa od ust, jego plecy gwałtownie uderzyły w ścianę.

Nie miał innego wyjścia jak wypuścić dym wprost na twarz Tommy’ego, który patrzył na niego szyderczo, przejmując trujący obłok. „Co robisz? Popierdoliło cię?!” mówił wzrok Billa, gdy dłoń gitarzysty powiodła w górę jego nadgarstka, zagłębiając się przy tym w delikatną skórę.

Palce drapieżnika zręcznie przejęły skarb swojej ofiary. Mężczyzna sam zaciągnął się dymem, by buchnąć nim prosto w twarz bruneta. Bill wykonał nagły ruch, lecz nie potrafił oswobodzić się z uścisku. Ulegał.

- Obaj tego chcemy – mruknął blondyn. Powoli drażnił kolanem nogę chłopaka.
- Nic od ciebie nie chcę!

Powietrze coraz szybciej opuszczało jego płuca. Mięśnie rozluźniały się. Nie potrafił bronić się przed dotykiem, który sprawiał mu przyjemność.

- Na pewno?

Dłoń basisty zsunęła się na wrażliwą strefę.

- Odejdź demonie…
- Demonie? – prychnął rozbawiony. – Jestem tylko niewinnym kotkiem. Przynajmniej tak o mnie mówią.
- Miau…
- Chodź tu, moja myszko…

Złączyli ze sobą usta. Obaj łapczywie chwytali słodki smak podniecenia kryjący się w każdym centymetrze ich ciał.

Ręka mężczyzny chwyciła kraniec ciemnego materiału. Powstrzymała go inna dłoń.

- Nie pozwolę ci…
- Pozwolisz.
- Nie mogę…
- Już to zrobiłeś…

Zęby zatopiły się w delikatnej skórze szyi. Zduszony jęk.

Z początku chciał to załatwić szybko, lecz później uznał, iż skoro to ich ostatni raz, musi być dobry.

Pozbawił chłopaka koszulki.

Pokierował go na ciężkie, drewniane biurko w rogu pokoju. Brunet zajął na nim miejsce. Przerwawszy na moment taniec języków, Tommy zsunął spodnie z bioder swojego partnera. Wylądowały na podłodze wraz z bielizną. Para wróciła do poprzedniej czynności.

Sprawna dłoń wylądowała na najwrażliwszym miejscu męskiego ciała. Wokalista zachłysnął się powietrzem. Masaż przyprawiał go o kolejne intensywne doznania. Zatopił palce w koszulce basisty i pociągnął za materiał.

- Chodźmy na łóżko… – mruknął chłopak.
- Mógłbym wziąć cię tutaj – mężczyzna odparł z lekkim uśmiechem.
- Nie, nie chcę. To drogie biurko.

Stracił górę ubrania i spodnie. Młodszy przejął inicjatywę. Obaj znaleźli się na łóżku, gdzie mieli doprowadzić swoją walkę do ostatecznego etapu.

- Gumki.
- Nie mam.
- Szlag!

Ratliff odepchnął bruneta i zszedł z materaca. Dopadł swojej torby. Jej zawartość szybko znalazła się na podłodze. Znalazł to, czego szukał.

Czuł na sobie to pożądliwe spojrzenie, które spływało po jego półnagim ciele. Brązowe oczy okalane długimi, czarnymi rzęsami lśniły i przyciągały do siebie. Mówiły: „Chodź do mnie. Tak bardzo cię pragnę…”. Ta sama wiadomość zawarta była zresztą także w innych formach. Usta uchylały się zalotnie przy każdym oddechu. Zaróżowiona szyja nie kryła się przed jego wzrokiem. Najoczywistszy sygnał znajdował się oczywiście o wiele niżej i był znacznie mniej subtelny niż poprzednie.

- Zawsze przygotowany… – zamruczał wokalista, gdy jego kochanek powrócił z odpowiednim ekwipunkiem. Na jego oczach zniknęła ostatnia bariera między nimi. Zastąpiła ją inna, lateksowa, ale to nie miało już znaczenia.

Basista sprawnie uporał się z przygotowaniami do ostatniego aktu. Finał zbliżał się wielkimi krokami.

Powiódł dłońmi po całej długości nagich pleców. Nigdy nie przypuszczał, że płaskie pośladki mogłyby działać na niego tak intensywnie. Nigdy. Tak samo jak zapach męskich perfum.

Ich pierwszy raz na trzeźwo. Pierwszy raz bez używek innych niż chemia własnych ciał. Pierwszy raz, gdy mieli pamiętać wszystko. Pierwszy i ostatni.

Jęk wywołany bólem. Ból przechodzący przyjemnością. Kropelki potu zeskakiwały z łączących się w ekstazie ciał.

Jedna dłoń trwała spleciona w uścisku z inną, druga zaś wciąż próbowała błądzić po rozpalonym ciele. Ich czwarta, osamotniona siostra zatrzymała się na pościeli. Jej palce chwytały chłodne prześcieradło.

Przypadek zrządził, iż otumaniony wzrok blondyna powędrował na szafkę tuż obok łóżka. Spojrzał na taflę stojącego tam lusterka. Odbicie odsłoniło przed nim wyjątkowo kuszący widok. Półprzymknięte oczy. Rozchylone usta. Czarne kosmyki włosów przyklejające się do spoconej twarzy.

Poruszył się, wywołując tym reakcję podległego mu ciała. Przyglądał się jej uważnie. Przełknął ślinę. Kolejne pchnięcie, tym razem delikatniejsze. Cichy pomruk dotarł do jego uszu.

Każdy ruch spotykał się z odpowiedzią. Każda zmiana miała znaczenie. Z uwagą obserwował efekty swojej pracy. Może po prostu nie potrafił oderwać wzroku od podnieconego ciała młodego bruneta? Zarysował paznokciami zaróżowioną skórę. Zduszony jęk. Wplótł palce w ciemne kosmyki i pociągnął mocno.

- Głośniej. Chcę cię słyszeć – wyszeptał wprost do ucha chłopaka.

Popatrzył w lusterko. Tym razem wpatrywała się w nie nie jedna para tęczówek, lecz dwie.

Czekoladowe oczy błysnęły.

- Staraj się lepiej, a usłyszysz, co tylko chcesz…

Prowokacyjny uśmiech. Ból rozrywanego ciała. Paznokcie wbite w białą pościel.

Mocno drasnął jego szyję. Powoli zjechał palcami na chudą klatkę piersiową, na której również pozostawił czerwone ślady.

- Boli…
- Ma boleć.
- Jeszcze… Ałć…

W stosunku do kobiet rzadko mógł pozwolić sobie na podobne zachowanie. Zwykle słyszał protesty bądź czuł je na własnej skórze. Tutaj był wolny, wolny od wszelkich zahamowań, a wolność ta doprowadziła go do samych gwiazd.

*

Leżeli obok siebie, przedłużając swoje ostatnie wspólne chwile. Uspokajali swoje oddechy i rytm serc.

- To pożegnanie? – przerwał ciszę Bill. W jego głosie słychać było nadzieję, która jednak spotkała się z bolesną rzeczywistością.
- Tak.
Zasunął powieki. Kąciki ust wygięły się w uśmiechu.
- Najlepsze w moim życiu…

"Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiał przeżywać podobnych."

Nie mógł powiedzieć, że Bill był mu zupełnie obojętny, ale nie był dla niego kimś więcej niż kumplem. Nie widział w nim kogoś, z kim mógłby się związać. Pożądał jego ciała, lecz dusza wydawała się być zbyt różna od tego, co znał do tej pory. Zbyt dużo emocji, naiwności i zaangażowania.

Nie trwało długo nim wokalista znów się odezwał.
- Skoro to nasze ostatnie spotkanie… Czy mógłbym cię przytulić? Tylko raz?
- Jeśli chcesz…

Dotyk chudych ramion oplatających jego ciało nie był dla niego komfortowy, mimo to postanowił nie protestować. To tylko kilka sekund, tyle jest w stanie znieść.

Czuł przy sobie bijące serce chłopaka. Czuł, jak stopniowo wracało do normalnego rytmu. Uspokajało się, a jego dotyk mu w tym pomagał.

Nagle drugie ciało drgnęło.

- Dzięki – powiedział Bill, odsuwając się. Jego oczy były zaszklone.

Nie było sensu dłużej tego ciągnąć.

- Powinienem już iść – odezwał się Tommy.
- Tak… Myślę, że tak.

Mężczyzna wstał i rozejrzał się po pokoju. Namierzał wzrokiem kolejne elementy swojej garderoby. Brunet został w łóżku. Jego organizm potrzebował odpoczynku.

- Zaczyna piec – powiedział, wskazując palcami rysy na swojej skórze.

Ratliff podszedł do niego, by rzucić okiem na swoje "dokonania".

- Trochę spuchło. Masz wodę utlenioną? Zdezynfekuję ci to.

Bill odskoczył jak oparzony. Narzucił na siebie kołdrę.

- Nie! – pisnął. – Jeśli masz odejść, zrób to! I tak pozwoliłem ci już na zbyt wiele!

Jego reakcja była gwałtowna, lecz Tommy w pełni ją rozumiał. To był jedyny sposób.

- Masz rację – powiedział w końcu. – Zanim wyjdę, mogę jeszcze skorzystać z prysznica?
- Obok ciebie jest wejście do łazienki. Czyste ręczniki są w szafce przy zlewie.
- Wielkie dzięki.

Obaj zaczęli doprowadzać się do ładu. Osobno. Razem nie mieli na to szans.

*

Już ubrani stali obok siebie w przedpokoju. Basista uchylił drzwi.

- To ten… Bywaj.
- Cześć.

Wyszedł, zostawiając Billa samego. Chłopak otworzył mu bramę. Obserwował, jak auto opuszcza podjazd. Do końca miał nadzieję na inny bieg wydarzeń.

Samochód odjechał w siną dal. Czas wrócić do rzeczywistości. Postanowił zacząć od porządków w pokoju. Może praca wyciszy umysł i choć trochę zagłuszy ból.

*

Starał się jechać ostrożnie. Jeszcze długo miał przed sobą widok załzawionych brązowych oczu. Wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju. To wszystko w ogóle nie powinno było się stać.

Czy mógł coś zmienić? Niewiele, przynajmniej pozornie.

A wystarczyło wtedy powiedzieć tylko kilka słów, które zmieniłyby wszystko. Przemóc się i dać szansę. Spróbować zrozumieć. Stchórzył.

O wiele prościej jest posiąść czyjeś ciało niż duszę.

Drache

***

A teraz niech ktoś spróbuje mi napisać, że tekst był krótki. ;p


6 komentarzy:

  1. To było piękne *u*
    ostatnio jestem w tak słabej kondycji psychicznej, że prawie się popłakałam ._.
    to było takie smutne <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie rozumiem, po co Tommy to zrobił. Przespanie się z Billem na pożegnanie mogło tylko pogorszyć sprawę. Szkoda, że tak późno zaczął mieć wyrzuty sumienia. Właściwie skończyłaś w takim miejscu, że nie mam pojęcia, czego spodziewać się dalej. Świetnie oddałaś emocje chłopaków. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny, cudowny i długaśny odcinek. :)
    Takie lubię najbardziej. :)
    Zastanawiam się, dlaczego Tommy ucieka przed tym czego się boi? Może powinien dać szansę sobie i Billowi. Zobaczyć co z tego wyjdzie. Ale nie. Tchórz jeden. Mam nadzieję, że z czasem wszystko przemyśli i wróci do Billa.
    No, ale został nam jeszcze pan Lambert. Ciekawi mnie, jaką role on odegra w tym opowiadaniu. Niby w tym odcinku go nie było. Jego imię padło tylko kilka razy, sprawiając, że Tommy miał dziwne wrażenie, że za dużo łączy Adama i Billa.
    Ech...
    Nie pozostaje mi jednak nic innego jak czekanie na kolejne części, w których mam nadzieję wszystko się wyjaśni.
    Pozdrawiam i całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  4. to takie smutne że sama prawie się poryczałam. miałam takie wrażenie (i w sumie cały czas to czuję) że Tommy niedługo bardzo zacznie żałować tej decyzji.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tommyego chyba podświadomie cięgnie do Billa i dlatego też zadał mu ból, chcąc żeby kochanek o nim pamiętał. Młodszy chłopak nie jest więc mu tak obojętny jakby sam tego chciał. Mam dziwne wrażenie, że w tej historii to właśnie Tommy najbardziej ucierpi i ostatecznie będzie musiał mocno się wysilić, by być z Billem.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Och, mam ochotę zabić tego kretyna Tommy'ego! Jest już dorosłym facetem, to trochę nieładnie zachowywać się jak dziecko i chować głowę w piasek, kiedy pojawiają się problemy. Mam nadzieję, że przejrzy na oczy i pobiegnie błagać Billa o wybaczenie za to, że Bill tak przez niego cierpiał.
    Bardzo realistycznie piszesz wszystkie swoje opowiadania i chyba to właśnie jest to, co najbardziej lubię w Twojej twórczości.
    Oby tak dalej.
    Czekam.

    OdpowiedzUsuń