rogogon, Ingeborg - Ja to wiem, Wy to wiecie, ale życie życiem. Poza tym są zawody, gdzie na bycie homoseksualistą patrzy się o wiele gorzej niż przy innych. Np. praca nauczyciela wiąże się z pracą z dziećmi, a niektórzy wciąż uważają gejów i pedofilów za to samo, a przynajmniej uznają oba przypadki za zagrożenie dla dzieci (proszę, nie rozwódźmy się nad poziomem intelektualnym takich osób). Adam został zwolniony "na wszelki wypadek", żeby nikt nie wykorzystał sytuacji i nie próbował udowadniać, że w ośrodku pracuje "zboczeniec". Moim zdaniem dość realny scenariusz.
Sierotka cz. VII
Słońce wznosiło się wysoko nad zachmurzonym horyzontem, kiedy Sauli mijał kolejne skrzyżowanie w drodze do domu. Powinien być z siebie dumny. Do końca trwał przy Adamie, pilnując go, by ten nie zrobił czegoś głupiego i nie przegapił swojego lotu. Godzina mordęgi na lotnisku w tłumie wściekłych na wszystko ludzi. Podziwiał się, iż miał ochotę rozstrzelać ich tylko pięć razy.
„Oby Adam dał sobie radę…”
Stawał na głowie żeby odgonić od niego wszelkie złe myśli i skierować jego tok rozumowania na właściwy tor. Motywował go, przekonywał o jego wielkiej szansie. „Oby to wszystko nie poszło na marne…”
Ledwie zamknął samochód, pojawiło się przed nim kolejne wyzwanie. Ostatkiem sił powstrzymał się przed utratą kontroli nad sobą.
- Co ty tu robisz? – warknął, podchodząc do drzwi. Na schodku siedział nie kto inny jak znienawidzony przez blondyna nastolatek. Ten sam, który przysporzył mu do tej pory tyle kłopotów.
- Nie mam dokąd iść – odpowiedział jak gdyby nigdy nic. Jego ubranie i torba były brudne i zupełnie przemoczone, sam zaś nie wyglądał na zdrowego.
- To nie moja sprawa, poza tym masz przecież sierociniec. Jak w ogóle to wlazłeś?
- Normalnie, przez płot.
Na dowód uniósł swoje dłonie. Kilka płytkich ran, zabarwionych krwią. Kątem oka były funkcjonariusz dostrzegł również poszarpane spodnie.
- Nieudany przeskok – wyjaśnił chłopak, czując na sobie wzrok Sauliego.
- Masz pięć minut i widzę cię za ogrodzeniem. Pospiesz się, bo zawołam policję.
- Nie.
- Ja nie żartuję.
- Ja też nie.
- Szukają cię, nie chcę kłopotów.
- Jest Adam?
- Dla ciebie pan Lambert. Nie ma, wyjechał.
- Kiedy wróci?
- To nie twoja sprawa. Nie weźmiemy cię z powrotem, zapomnij!
- Nie chcę wracać do ośrodka! – zachrypiał.
- A ja nie chcę cię tutaj! Wypieprzaj!
Zabolało, ale miało boleć. Mimo to chłopak nie ruszył się z miejsca. Drgnął dopiero, gdy poczuł ucisk na swoim ramieniu.
- Wstań – rozkazał starszy.
Przez chwilę miał szansę przyjrzeć się jego twarzy. Wydała mu się dziwnie znajoma i niestety nie była to dobra rzecz. Zaczerwienione, szkliste oczy, spuchnięte powieki, róż na policzkach, drżenie ust. Przypominał mu Adama sprzed kilku lat. Z tych przeklętych kilku dni…
Krótka piłka.
- Właź do środka – nie zrozumiał. – Już!
Od razu zaprowadził go salonu i położył na kanapie.
- Poczekaj.
Nie wyglądał na kogoś, kto miałby zamiar gdziekolwiek uciekać. Blondyn pospieszył do łazienki. Wracając zahaczył jeszcze o sypialnię.
- Wytrzyj się i przebierz – rzekł, rzucając chłopakowi ręcznik i ciepłe ubranie. – Nie będę patrzył.
Wykorzystał ten czas na przygotowanie gorącej herbaty. Kiedy opuścił kuchnię nastolatek miał już na sobie świeże ciuchy.
- Teraz gorączka.
Podał mu termometr. Nie było dobrze, widział to w każdym najdrobniejszym ruchu młodego ciała. Z niecierpliwością czekał na sygnał.
- Jesteś o wiele spokojniejszy niż na początku – rzucił wesoło, by choć trochę rozluźnić atmosferę. Bill odpowiedział uśmiechem.
- Spokorniałem – rzekł słabo.
„Może ten dzieciak nie jest taki całkiem zły? Przynajmniej ma szansę takim nie być. Adam miał rację.”
Pamiętał jego słowa jak gdyby padły wczoraj, a nie pięć lat temu.
- Moja matka kiedyś stwierdziła, że mam dar. Potrafię znajdować dobro w ludziach.
- W każdym?
- Nie spotkałem jeszcze człowieka zupełnie wyniszczonego przez zło, choć nie wykluczam ich istnienia. Większość ludzi ma w sobie coś dobrego.
- Jesteś naiwny.
- Albo patrzę dalej niż ty. Na powierzchowność wpływa wiele czynników, lecz niewiele jest tak silnych, aby zmienić samą duszę. W duszy jest to, czego szukam w ludziach.
- Jeśli udało ci się znaleźć coś takiego we mnie to znajdziesz to w każdym.
- Śmiejesz się, a ja wcale nie musiałem się trudzić ze znalezieniem w tobie dobra. Jesteś wspaniałym człowiekiem, Sauli. Kocham cię.
Potrójne piknięcie przywróciło go do rzeczywistości. Bill podał mu termometr. Nie spodziewał się tak złych wyników.
- Jedziemy do szpitala – zarządził od razu. Kaulitz nie miał siły się sprzeciwiać. Było naprawdę źle.
*
Przyciągali spojrzenia wszystkich osób w budynku, lecz cóż poradzić, że Bill nie radził sobie z chodzeniem o własnych siłach. Półprzytomny trzymał się szyi mężczyzny, któremu cudem udało się donieść go do recepcji. Wieloletnia służba w wojsku, a później w policji po raz kolejny na coś się przydała.
- Bardzo wysoka gorączka, drżenie ciała, bóle mięśni, kaszel. Podejrzewam zapalenie płuc – zdał „raport” jednej z pielęgniarek, która od razu popędziła po pomoc.
- Zimno mi…
- To gorączka. Wszystko w porządku.
- Nigdy nie było mi tak zimno…
Nie zdążyli usiąść w poczekalni, lekarz od razu zabrał Billa do jednej z sal. Sauli został z pielęgniarkami. Odpowiadał na wszystkie zadawane mu pytania.
- Przepraszam na moment – powiedział, gdy skończył i oddalił się na kilka kroków. Wyciągnął z kieszeni telefon. Zawahanie. Który numer wybrać?
- Dzień dobry. Z tej strony Sauli Koskinen, znajomy Adama…
*
Wszedł do sali wskazanej mu przez dyżurną pielęgniarkę. Trzy zajęte łóżka. Podszedł do tego stojącego w rogu pomieszczenia.
- Jak się czujesz? – zapytał. Chłopak patrzył na niego zamglonym wzrokiem. – Chyba nie za dobrze. Dostałeś leki? – lekkie kiwnięcie. – Powinny niedługo zacząć działać.
- Nadal mi zimno.
- Wiem, potem będzie ci gorąco i tak na zmianę. Nigdy nie chorowałeś?
- Chorowałem, ale nigdy aż tak.
- Zdarza się. Jesteś w dobrych rękach, wyzdrowiejesz. To najważniejsze.
Wahał się, wciąż się wahał, czy powiadomić o wszystkim Adama. Był prawie pewien, że brunet wróci do kraju pierwszym samolotem, gdy tylko dowie się, co się stało. Taki już był, wrażliwy na krzywdę innych, próbujący naprawiać świat kosztem swojego szczęścia, lecz czy Sauli pokochałby go gdyby było inaczej?
Nie zauważył, kiedy Bill odwrócił się od niego i wlepił wzrok w krawędź łóżka znajdującą się tuż za jego nogami. Śmiał się. Jego oczy zyskały pewien blask, odróżniający je od przeciętnych chorych oczu. Był szczęśliwy, pierwszy raz od długiego czasu. Koskinen nigdy nie widział u niego takiego spojrzenia. Nagle szczupła dłoń uniosła się ponad białą szpitalną pościel. Palce zacisnęły się, chwytając coś w powietrzu. „Majaki, to się zdarza”, przeszło blondynowi przez myśl.
- Tom nie chce, żebym odchodził – powiedział niespodziewanie. – Mówi, że to za wcześnie.
Mężczyzna tylko pokiwał głową.
- Ma rację. Słuchaj się go – dodał od siebie. Nastolatek ponownie zacisnął dłoń.
- To trudne. Jestem słaby.
- To łatwiejsze niż się wydaje. Tom w ciebie wierzy.
Nie wyglądał na przekonanego, choć może to tylko kwestia jego fatalnego stanu. Każdy oddech bolał, osłabiał…
- Zrobisz to dla niego?
Brązowe tęczówki uniosły się ku identycznej parze, niknącej w jasnej poświacie. Poczuł znajomy dotyk na swoim czole.
Znów ten błysk w oczach.
- Postaram się…
Chłopak mocniej wtulił się w poduszkę. Jego usta wygięte były w uśmiechu, którego Sauli ze swojej perspektywy nie był w stanie dostrzec. Tak samo jak nie słyszał tych dwóch zdań dźwięczących w młodej głowie.
Zawsze będę przy tobie. Razem przez to przejdziemy.
Klatka piersiowa unosiła się miarowo. Oddech zwolnił, stał się spokojniejszy. Bill pogrążał się w śnie. Jednocześnie Koskinen poczuł jakąś dziwną pustkę, jak gdyby ktoś opuścił to miejsce. To dziwne, przecież nikt nie wychodził z pomieszczenia…
*
- On nie powinien wracać do ośrodka.
- Tym razem się z panią zgadzam.
W miarę możliwości dyskutowali najciszej jak się dało, żeby tylko nie obudzić śpiącego chłopaka. Nie wyszli na korytarz, ponieważ zostali sami na sali, a lekarz stanowczo nalegał, aby ktokolwiek miał oko na chorego nastolatka, który mógł znienacka poczuć się gorzej. Personel nadal nie potrafił postawić w 100% trafnej diagnozy co do jego stanu, mimo iż nie ukrywano, że wersja Sauliego pozostawała prawdopodobna. Drugą możliwością była angina bądź inny stan zapalny górnych dróg oddechowych.
- Na razie jakiś czas poleży w szpitalu, to pewne.
- Tak, ale nie będzie mógł tu zostać w nieskończoność – martwiła się kobieta. – Spędzi tutaj kilka dni, góra tydzień i co potem? U nas nie ma dla niego warunków.
- Co? To tylko jedno chore dziecko.
- I potrzebuje spokoju, i opieki, żeby dojść do siebie.
- Jak każdy, ale to chyba normalne? Nikt nigdy nie chorował w państwa ośrodku? Ciężko mi w to uwierzyć.
- Bill potrzebuje w tej chwili indywidualnego podejścia i odseparowania od rówieśników. Zapewne wie pan, o czym mówię.
- Wiem i zdaję sobie sprawę do czego pani zmierza, i moja odpowiedź brzmi „nie”.
Jej spojrzenie zdawało się zupełnie na niego nie działać.
- Adam pewnie by się zgodził, ale ja nie jestem Adamem – kontynuował. – Ten dzieciak to nie mój problem tylko wasz.
- On nie jest niczyim problemem! – oburzyła się kobieta. – To tylko dziecko, które potrzebuje pomocy!
- Jak zwał tak zwał – machnął ręką. – Ja już się nim zajmowałem i nic dobrego z tego nie wyszło.
- Nie mogło być tak źle, skoro chłopak ostatecznie znalazł się u pana. Obdarzył pana zaufaniem, to już dużo.
- Szuka frajera do darmowego mieszkania, nie nabiorę się na to.
Kaulitz niebezpiecznie się poruszył. Dorośli kontynuowali rozmowę dopiero, gdy mieli pewność, że ich podopieczny zapadł w głęboki sen. Sauli westchnął ciężko. Przeczesał palcami swoje krótkie włosy.
- Ten dzieciak napsuł tyle krwi i mnie, i Adamowi…
- Mimo to zdaje się pan nie opierać mu aż tak bardzo.
Jej słowa oraz uśmiech zbiły go z tropu. Dopiero gdy powiódł za jej wzrokiem zorientował się, że jego dłoń spoczywa na głowie chłopaka i gładzi rozrzucone na poduszce kosmyki. Speszył się i cofnął rękę. Powoli dochodziło do niego co zrobił.
- Pomyślałem, że to pomoże mu zasnąć – próbował się usprawiedliwić. Dyrektorka kiwnęła głową.
- Rozumiem – powiedziała ciepło. – Każdy potrzebuje czułości, zwłaszcza po takich przejściach. Odrobina czułości, spokój, poczucie bezpieczeństwa - tego nie dostanie w ośrodku.
- Adam próbował dać mu choćby namiastkę tego wszystkiego, ale ten dzieciak po prostu nie chciał tego przyjąć.
- Nie chciał i nie potrafił – Sauli zwrócił twarz ku siwiejącej kobiecie, tym samym dając jej znak, by kontynuowała. – On i Tom od początku byli bardzo wycofanymi dziećmi. Owszem, bawili się z innymi, ale sami nigdy nie inicjowali kontaktu. Gdy podrośli, było już tylko gorzej. Mieli tylko siebie, później jeszcze ten mały „gang”. Nie potrafili się odnaleźć w tym świecie.
- Przez tyle lat? Nie było u was psychologa, żeby im pomógł?
- U nas praktycznie wszystkie dzieci powinny być otoczone opieką psychologiczną, ale sam pan się pewnie domyśla, jak to działa w praktyce.
- Nieważne. Ja nie mam wykształcenia w tym kierunku, mógłbym nie dać sobie z nim rady.
- A gdyby się zmienił?
- Nie wierzę, że ktoś może zmienić się od tak.
- „Od tak” może nie, ale są takie wydarzenia w życiu, które potrafią zmienić nasze poglądy o 180 stopni. Myślę, że w ostatnim czasie Bill uświadczył sporo takich zmian.
*
Metalowe elementy dźwięczały, uderzając o siebie. Ostatnie poprawki i test. Idealnie. Teraz wystarczy tylko szybkie czyszczenie i kolejne radio będzie gotowe do oddania.
Sauli wyciągnął się na krześle. Zegarek w jego telefonie wskazywał już godzinę dziewiętnastą. Czas zawsze szybko mijał mu podczas pracy. Wstał, by rozprostować nogi.
W całym domu panowała kompletna cisza. Miało się wrażenie, że każdy najdrobniejszy szmer rozchodzi się po całym budynku. Z jednej strony lubił ten stan, wtedy najłatwiej było mu się skoncentrować na pracy, z drugiej miał już tego wszystkiego dość. To kolejny samotny dzień z równie samotnym porankiem, południem, popołudniem i wieczorem, niedługo także i nocą. Nigdy nie przypuszczał, że spokój będzie mu tak przeszkadzał.
Wreszcie coś przerwało ciszę. Adam. Szybko odebrał połączenie.
- No cześć, jak tam konferencja?
Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Tak bardzo tęsknił za tym głosem.
- Cieszę się, że wszystko ok. Mówiłem ci, że warto jechać. Tutaj też w porządku. Pracuję, co innego mogę robić? Ten dzieciak? Znalazł się, nie musisz się przejmować. Ok, to czekam na telefon. Miłej zabawy!
Nie chciał rozwodzić się nad obecną sytuacją Billa. Im mniej wiedział Adam, tym lepiej dla wszystkich.
Wciąż nie był pewien, jaką decyzję podjąć.
*
Kolejne rzeczy lądowały w torbie. Musiał działać szybko, w każdej chwili ktoś mógł pojawić się w drzwiach. Cholerny kaszel… Byłoby dobrze, gdyby zdobył jakieś recepty, a najlepiej trochę leków.
- Wybierasz się gdzieś? – usłyszał znajomy głos. Odwrócił się w popłochu. Nie spodziewał się dzisiaj nikogo, a już na pewno nie jego. – Ucieczka w takim stanie to najgłupsze, co mógłbyś zrobić. Nie przeżyłbyś nocy.
- I tak zdechnę, co za różnica jak? Tak chociaż zachowam resztki honoru.
- Od kiedy ucieczka ma cokolwiek wspólnego z honorem?
- A podanie się na tacy ma?!
- Masz swoją odpowiedź. Lepiej wracaj do łóżka – powiedział Sauli, gdy Bill zaczął się krztusić. – Daj mi torbę.
- To boli…
- Wiem.
Zaprowadził chłopaka na łóżko. Po krótkiej walce kaszel w końcu ustąpił, choć nastolatek potrzebował jeszcze kilku chwil żeby uspokoić oddech.
- Boli… Boli… - szeptał do siebie przy każdym głębszym zaczerpnięciu powietrza.
- Gdzie byłeś cały ten czas od ucieczki z sierocińca? – spytał były funkcjonariusz.
- Na cmentarzu – odparł cicho Kaulitz.
- Cały dzień i noc? – potaknął. – W taką pogodę?! – znów kiwnięcie. – Czy ty w ogóle myślisz?!
- Dokąd miałem pójść?
- Nigdzie! Nie powinieneś był w ogóle ruszać się z sierocińca!
Nie chciał się przyznać, lecz nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Pierwszy raz ujrzał w tym chłopaku nie uprzykrzającego życie bachora, a zagubione samotne dziecko. Pierwszy raz zrobiło mu się go naprawdę żal. On miał swoje miejsce na świecie, Bill nie miał go wcale. On miał rodzinę i Adama, Bill już nikogo. Co sam zrobiłby w takiej sytuacji? Czy rzeczywiście poddałby się bez słowa?
- Nie wiem, po co się ciebie słucham. Nie jesteś moim opiekunem – burknął nastolatek. – Po co w ogóle tu przyszedłeś?
- Nie wiem, po co się boczysz, zaraz sobie idę – odpowiedział starszy, co spotkało się z głośnym prychnięciem. Zabawne, że nawet w tak beznadziejnej sytuacji ten drobny blondynek starał się grać twardego.
- To nie masochizm zadawać się z problemem?
Jasne oczy otworzyły się szerzej.
- Całe życie słyszę, że jestem problemem. Dla rodziców byłem problemem, dla ośrodka też. Dla szkoły, ludzi, świata. Dla ciebie również nim jestem.
- Nie bądź problemem.
- Zawsze będę dzieckiem z sierocińca. Nie zmyję tego z siebie.
„To nieważne”, chciał powiedzieć, lecz się powstrzymał. To nie w jego stylu mówić coś innego niż prawdę, nawet jeśli była bolesna.
- Dla Toma byłeś kimś wyjątkowym.
- Tom nie żyje. Zamknijmy temat.
Miał ochotę załamać ręce. W takich chwilach dostrzegał wyższość wiedzy Adama nad swoim doświadczeniem. Jego pracą było rozbijanie gangów narkotykowych, nie radzenie sobie z dziećmi z problemami!
Ostatni pomysł. Sięgnął do kieszeni.
- Pani dyrektor kazała ci to przekazać.
W swoim życiu widział już wiele, ale nigdy nie spotkał się z tak wielką radością wywołaną kawałkiem poplamionego materiału.
Drache
to chyba będzie mój ulubiony odcinek! tyyyyyleeee mrraśnego Sauliego! :3
OdpowiedzUsuńbardzo podoba mi się jak opisałaś bitwę jaką stacza ze sobą Sauli - najpierw nie chcąc go wpuścić do domu, ale koniec końców widzi w nim Adama (mam nadzieję, że opiszesz Adama sprzed tych kilku lat, zastanawia mnie bardzo czemu tak wyglądał i się zachowywał), potem czy zadzwonic do Adama - zasługuje żeby wiedzieć co się dzieje, ale z drugiej strony konferencja, ogromna szansa, odpoczynek od problemów, a - tak jak napisałaś - Adam jest taki, że od razu by wrócił. (brawa dla budowania postaci przez te wszystkie odcinki, bo jak tylko Sauli pojechał z nim do szpitala, ja mówiłam sobie "Tylko nie dzwoń do Adama, on musi tam zostać!" :D) no i bitwa czy przyjąć go z powrotem. ciekawa jestem co postanowił, choć można się chyba domyślać:)
Bill dostał z powrotem swój dziennik?
życzę weny i przesyłam buziaki <3
cofam! dostał chustkę Toma?
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że Sauli zaczął dostrzegać w Billu chłopca z problemami, a przede wszystkim człowieka. Ale nie rozumiem, dlaczego wszystko ukrywa przed Adamem. Czuję, że wszystko zacznie się układać i Sauli przygarnie chłopaka. Super odcinek. :)
OdpowiedzUsuńAle ja jestem grzeczna .3.
OdpowiedzUsuńZnów strasznie mi się podobało <3
Sauli zaczął w końcu... ostrzegać w Billu dziecko z problemami, a nie "problem"?
Jak słodkooo *^*
Kocham cię człowieku ^^ pisz dalej ;3
<333
OdpowiedzUsuńJak w szpitalu do chorego Billa przyszedł Tom to aż mi łezki w oczach stanęły. Cudowny fragment.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Sauli dostrzegł w młodszym Kaulitzu chłopaka, któremu trzeba pomóc, a nie problem, którego trzeba się pozbyć. Mam nadzieję, że po powrocie ze Stanów Adam w domu zastanie nie tylko Sauliego, ale też Billa i że Bill będzie chciał, żeby mu pomóc i będzie współpracował.
I końcówka. Bill ma teraz swój talizman. Chustkę ukochanego brata.
Pozdrawiam i coraz większą niecierpliwością czekam na kolejny odcinek. :)
Buziaki :*
Super że Sauli zaczyna sie przekonywać do Billa. Mysle że wszystko zacznie sie układać
OdpowiedzUsuń