5.09.2012

Sierotka cz. VI

Do dzisiejszego odcinka dorzucam rysunki. Kto ma dodaną moją stronę na fb, pewnie już je widział, więc przepraszam za spam. :)

i dodatkowo dla tych, którzy czytali Przejście Kapsel. ;)

A teraz zapraszam na odcinek. :)
Pozdrowienia!

Sierotka cz. VI

- Johann Wolfgang von Goethe to jeden z najważniejszych autorów tej epoki. Cierpienia Młodego Wertera miały wielki wpływ zarówno na kierunek rozwoju literatury podczas Okresu Burzy i Naporu, jak i później romantyzmu.

Adam spacerował pomiędzy ławkami, obserwując, jak jego uczniowie notują podawane przez niego informacje. Lubił ten widok, uwielbiał dzielić się wiedzą i kształcić dzieciaki, wiedząc, iż może dzięki temu zapewni im lepszy start w dorosłe życie. Szczególnie tyczyło się to uczniów z sierocińca. Ich początki zawsze są trudne, więc jeśli jest szansa, by zdjąć z ich barków choć odrobinę tego ciężaru, trzeba działać. W to wierzył Adam.

Pukanie do drzwi.

- Proszę!

Zza progu wychylił się jeden z nauczycieli. Mężczyzna około pięćdziesiątki.

- Adam, pani dyrektor chce cię widzieć u siebie na dużej przerwie.

W całej klasie rozległo się głośne „Uuu!”. Lambert uśmiechnął się i pokręcił głową.

- Ej, ej, spokój – zarządził. – Dobrze, pojawię się, jak tylko mi się uda.

„Gość” kiwnął głową, po czym zniknął za drzwiami.

- Co pan zrobił? – zapytał żartobliwie jeden z uczniów. Reszta mu zawtórowała.
- Cóż, tego dopiero się dowiem – odparł pogodnie. – A teraz wracamy do zajęć!

Pod płaszczem optymizmu kryła się spora dawka ciekawości i niepokoju. Kolejno analizował przebieg poprzednich dni. Nie dopełnił jakichś formalności? Przegapił radę? Może chodzi o Billa? Tyle możliwości. „No nic, dowiem się później.”

Robił właśnie kolejną rundkę po klasie, gdy przyuważył coś na jednej z ławek. Zatrzymał się.

- Spokojnie, nie musisz ich chować – powiedział, kiedy uczeń, zorientowawszy się w sytuacji, zaczął w panice składać swoje rzeczy. – Pokaż mi je.

Chłopak niechętnie wysunął spod zeszytu kilka luźnych kartek. Nie podnosząc wzroku, podał je prowadzącemu. Był wyraźnie skrępowany całą sytuacją, w przeciwieństwie do Lamberta, który oglądał jego rysunki z wielkim zainteresowaniem.

- Ty je narysowałeś? Są świetne – skomentował napisy wykonane w stylu przypominającym graffiti. Kreska była mocna i dynamiczna, kolory intensywne acz idealnie dobrane do tekstu. Oddał prace nastolatkowi. – Zróbmy tak, jeśli będziesz uważał na zajęciach i robił notatki, pozwolę ci rysować. Nie chcę, żeby taki talent się zmarnował. Umowa stoi?

Błysk w oczach. Chłopak energicznie kiwnął głową.

- Super! – ucieszył się Adam. – To jeszcze raz. Jak już mówiłem…

*

- Dzień dobry.
- Dzień dobry. Wejdź i siadaj, Adam.

Mały przytulny gabinet. Mężczyzna zajął miejsce przy drewnianym biurku. Jego przełożona wyglądała na smutną i podenerwowaną.

- Coś… Coś się stało? – spytał zaniepokojony. Nigdy wcześniej nie znalazł się w takiej sytuacji.

Dyrektorka westchnęła. Chyba nie za bardzo wiedziała, jak zacząć rozmowę.

- Jest problem Adam. Nawet powiedziałabym, że bardzo duży.

Stresował się coraz bardziej. Próbował chwycić się jakiejś myśli, lecz wszystkie jedynie przelatywały przez jego głowę.

- Proszę mówić.

Nerwowe oczekiwanie. Głośne bicie serca. Kobieta położyła przed nim obdrapany zeszyt, uprzednio otworzywszy go na odpowiedniej stronie.

- Nie powinniśmy tego robić, ale w obecnej sytuacji nie widzę innego wyjścia. Proszę, przeczytaj ten fragment.
- Czy to jest…
- Tak.

Od razu poznał ten charakter pisma i dziwne rysunki na stronach. Nie powinien tego robić, ale skoro sytuacja tego wymagała… W skupieniu czytał kolejne linijki tekstu. Jego oczy robiły się coraz większe. To nigdy nie powinno było się stać. To nie miało się stać. Gdzie popełnił błąd…

- Grono pedagogiczne aż huczy od plotek – odezwała się starsza pani. –  Boję się, że ktoś mógł zawiadomić ministerstwo o tej całej sytuacji.
- O jakiej sytuacji? – oburzył się Adam. Fala złości wstrząsnęła jego ciałem. – To tylko pamiętnik dziecka, którego nie dość, że nie powinniśmy czytać, to jeszcze może zawierać dziesiątki zmyślonych historii!
- Chyba nie rozumiesz powagi sytuacji – odparła ostrzej. Podziałało. – Jeżeli urzędnicy się o tym dowiedzą, ośrodek może znaleźć się w bardzo złej sytuacji. Powinieneś wiedzieć, jak patrzy się na homoseksualnych nauczycieli, mimo iż oficjalnie nikt tego nie potępia.

Lambert na powrót usiadł na krześle.

- Co pani proponuje? Nie jestem w stanie zmienić swojej orientacji.

Zapadła długa niezręczna cisza pełna zdenerwowania, strachu i niepewności. Dyrektorka wzięła głęboki oddech. Adam zacisnął dłonie na swoich kolanach.

- Będę musiała zawiesić cię do czasu rozwiązania całej sprawy.

*

Kluczyki, telefon, portfel – wszystko było gotowe do drogi. Sauli w spokoju dopijał swoją przedpołudniową kawę. Zostało mu jeszcze dużo czasu do wyjścia, mógł więc sprawdzić pocztę elektroniczną i przejrzeć wiadomości. Dwa nowe zlecenia. Dobrze, pieniądze zawsze się przydadzą.

Właśnie sięgał po swój kubek, kiedy usłyszał warkot silnika. Nie spodziewał się nikogo o tej porze. Wyjrzał przez okno. „Adam?”

Ledwie odstawił naczynie na stół, gdy w domu rozległ się głośny trzask drzwi wejściowych. Lambert wpadł do salonu jak burza, po drodze gubiąc buty i rzucając w kąt swoją teczkę. Wreszcie padł na kanapę, skrywając twarz w dłoni.

Koskinen zaniemówił. Co miało znaczyć to dziwne przedstawienie?

- Adam? – zaczął nieśmiało. Mężczyzna ani drgnął. – Adam… Coś się stało?

W zapłakanych niebieskich oczach dostrzegł bezsensowność tego pytania. Drżące usta również mówiły wystarczająco wiele.

- Dowiedzieli się o nas. Chcą mnie wylać z pracy.

Ścięło go z nóg. Usiadł na wolnym miejscu.

- C-co? Ale… Ale skąd…

Nagle dostrzegł coś jeszcze. Brunet trzymał w dłoni czarny podrapany zeszyt. Wydawał mu się znajomy, choć z pewnością nie należał do Adama.

Przebłysk.

- Proszę mi go oddać! To moja własność!
- Ale mój zeszyt…

Teraz rozumiał, dlaczego Bill tak bardzo pragnął odzyskać ten nieszczęsny zeszyt. Palce zacisnęły się w pięść. Mógł zapobiec tragedii…

*

- Adam, wstań, proszę. To już kolejny dzień. To za długo trwa.
- Nie mam siły…

Trzeci dzień wegetacji, bezproduktywnego leżenia na kanapie z głową zwróconą w stronę ściany. Wstawał jedynie raz na kilka godzin, by udać się do łazienki bądź zjeść coś, gdy jego ciało nie dawało mu spokoju. Potem znów kładł się i spał. Telefon ze szkoły nie pomógł. Lambert został ostatecznie pozbawiony pracy.

Sauli doglądał go niemal bez przerwy. Nigdy przedtem nie widział swojego partnera w takim stanie. Było to coś nowego, a zarazem koszmarnego. Próbował; zagadywał, podnosił głos, ale nic nie pomagało. Adam ani drgnął.

Ich podopieczny przyglądał się wszystkiemu zza rogu. Od dnia powrotu Lamberta ze szkoły, nikt nie zwracał uwagi na to, czy chłopak kręci się po domu, czy też nie. Sauliemu mogło być to nawet na rękę, gdyż nie musiał wtedy dbać o każdy kolejny posiłek dla dzieciaka, który przecież powinien być na tyle samodzielny, aby nie umrzeć z głodu przy pełnej lodówce.

- Wiem, że kochałeś swoją pracę, ale musisz wziąć się w garść. Takie jest życie. Znajdziesz coś innego.
- Boję się, że nic nie znajdę, że nie utrzymamy domu…
- Kupimy mniejszy i damy radę.
- Kochasz ten dom.
- To tylko dom. Najbardziej brakuje mi ciebie.

Od tej pory nie padło już ani jedno słowo. Blondyn gładził bok mężczyzny. Każdy ruch przepełniony był nietypową dla niego delikatnością. A może taki właśnie był prawdziwy Sauli? Delikatny. Troskliwy. Adam był jednym z nielicznych, którym udało się to odkryć.

Cichy szept, pocałunek złożony na ciemnych włosach. Bill przysłonił usta. Bał się, że płacz go zdradzi. Bo płakał, a przynajmniej był blisko. Odszedł stąpając tak cicho jak tylko mógł.

- Dostałem dzisiaj telefon – przemówił nagle Adam.
- Kto dzwonił?
- Nie pamiętam nazwiska. Dostałem zaproszenie na konferencję w Stanach. Chcą żebym wypowiedział się na temat metod nauczania w domach dziecka w Niemczech.
- To duże wyróżnienie.
- Bardzo. Chciałbym jechać, ale nie wiem czy powinienem. Ta cała afera…
- Powinieneś – rzekł stanowczo Koskinen. - To co się stało nie jest twoją winą. Masz dużą wiedzę i trochę doświadczenia.
- Może znalazłbym pracę w Stanach? Ech, marzenia.
- Na pewno udział w czymś takim ci nie zaszkodzi. Jeśli nie będziesz chciał jechać, zaciągnę cię siłą i wepchnę w ten cholerny samolot!
- A pieniądze? Nie zwrócą mi za przelot.
- Mamy pieniądze, a jeśli będzie bardzo źle, pożyczymy. Mogę też sprzedać motocykl.
- Nawet o tym nie myśl, Sauli! Nie pozwolę ci go sprzedać!
- Nie masz jak mi tego zabronić.
- Kochasz ten motor…
- To tylko maszyna. Kiedyś kupię inną.
- Dobrze, pojadę na tę konferencję, ale tylko wtedy, gdy obiecasz, że jej nie ruszysz. Obiecaj, proszę!

Chwila zawahania. Mężczyzna prychnął i pokręcił głową.

- Obiecuję.

*

Drzwi uchyliły się w momencie, gdy Bill kończył rozwiązywać kolejne zadanie. Spojrzał za siebie, lecz kiedy tylko dostrzegł krótkie jasne włosy, wrócił do swojej pracy. Starszy usiadł na krześle obok.

- Spakowałeś się już?

Chłopak spojrzał na niego z niezrozumieniem.

- Jutro wracasz do siebie.
- Ale… Dlaczego?
- Sam powinieneś wiedzieć, dlaczego.

Przygryzł wargę.

- Adam już nie pracuje w sierocińcu. Dyrekcja chce żebyś wrócił.
- Ale ja nie chcę tam wracać! – podniósł głos. – Oni mnie zabiją!
- Przesadzasz.
- Błagam, nie róbcie mi tego! Adoptujcie mnie! Cokolwiek!!!

Nie wierzył, że te słowa przeszły mu przez gardło. Naprawdę tego chciał?

- Mamy już wystarczająco dużo problemów. Nie potrzebujemy kolejnego.

Osłupiał. Otępiały wpatrywał się w drewniany blat.

- Jutro o 7.

Wstał i podszedł do drzwi. Kaulitz zerwał się na równe nogi.

- Ja ucieknę! Nie zatrzymają mnie tam! – krzyknął. Sauli wzruszył ramionami.
- To nie nasza sprawa.

Zimny spokój przeciwko burzy emocji. Skrzypnięcie drzwi.

Kolana ugięły się pod nim. Usiadł na podłodze. Był wściekły, gdyż wiedział, kto jest winny tej całej sytuacji. Niestety, ta wiedza jedynie pogarszała sprawę.

- Dlaczego…

*

- Wysiadka.

Kilka szaroburych złączonych ze sobą budynków, ogrodzonych równie przygnębiającym żelaznym płotem. Wcale nie miał ochoty tam wracać.

- No idź – ponaglił go Sauli. – Pomóc ci z torbą? – pokręcił głową. – To wychodź.
- Ale…
- Nie.

Wściekle pchnął drzwi i wyskoczył z samochodu. Tracił równowagę pod ciężarem swojego bagażu, lecz targające nim emocje dodawały mu sił. Szaro-niebieskie oczy odprowadziły go do samych drzwi.

Sauli przeklął i odpalił silnik.

*

- Wróciłem! – rzucił, przekraczając próg domu. Z ulgą ściągnął buty i wszedł do salonu. Miał przed sobą sporo pracy, a obiecał Adamowi pomóc się spakować na wyjazd. – Adam?
- Jestem w sypialni! Dobieram rzeczy, pomożesz mi?
- Zaraz przyjdę, wstawię tylko wodę na kawę.

Wszedł do kuchni i włączył czajnik, a następnie nasypał łyżeczkę proszku do swojego kubka. W oczekiwaniu na upragnione cpyknięcie oparł się o ladę. W gruncie rzeczy był zadowolony. Jeżeli Adam sam zaczął się pakować, znaczyło to, że czuł się lepiej, a przynajmniej próbował się tak poczuć. „To duży krok”, pomyślał. „I duża szansa.”

Wierzył w Adama i jego sukces. Mimo całej szorstkiej powierzchowności i mrożącego spokoju, dopingował swojego partnera z całych sił, zwłaszcza po bolesnym upadku własnych marzeń. Był przekonany, że Lambert jest w stanie bardzo dużo zaoferować światu, jak również sam może wiele od niego zyskać.

Wreszcie upragniony dźwięk. Zalał kawę. Nagle do jego uszu dotarła znajoma melodia wydobywająca się z telefonu byłego nauczyciela.

- Halo? Tak, dziś rano. Nie. Nie no, skąd! A co się stało? Kiedy? Zadzwonię, gdy będę coś wiedział. Dziękuję. Do widzenia. Sauli!

To nie brzmiało dobrze. Załamał ręce i szybkim krokiem udał się do sypialni.

- Co się dzieje? – zapytał. Adam wyglądał na podenerwowanego.
- Bill uciekł. Szukają go – odparł zmartwiony. – Cholera… - szepnął, spoglądając przez okno.
- Spokojnie, nie powinieneś się denerwować.
- Jak mam być spokojny, Sauli?! – blondyn aż podskoczył. Lambert rzadko podnosił głos. – Ten gówniarz szlaja się niewiadomo gdzie! Niecały miesiąc temu zginął jego brat, co jeśli teraz… Boże…
- Usiądź, proszę – zaprowadził go na duże dwuosobowe łóżko. Obaj usiedli. – Oddychaj.
- Ja już nie mogę, Sauli, naprawdę mam dosyć…

Drżał cały, zarówno jego ciało jak i jego głos. Dłoń młodszego spoczęła na jego ramieniu.

- To nie powinien być twój problem.

Nienawidził tej koszmarnej bezsilności, która pojawiała się za każdym razem, kiedy widział najbliższą sobie osobę ze łzami ściekającymi po policzkach. Miał wtedy poczucie winy. Zastanawiał się, co mógł zrobić lepiej bądź co może jeszcze zrobić, by wszystko naprawić. Pech, że zazwyczaj w takich sytuacjach nie mógł już zrobić nic. Był, tylko tyle.

Przysunął się do niego najbliżej jak mógł.

- Nie płacz, masz zadanie do wykonania. Skup się na nim – szeptał, tuląc wyższego mężczyznę. – Przebrniemy przez to. Kocham cię.

Przeklinał w duchu tego porąbanego dzieciaka, przekreślającego ich kolejne plany, rujnującego zdrowie i dobry humor. Od początku był przeciwny braniu kogoś takiego pod swoje skrzydła, jednak nie miał serca wypominać tego Adamowi. Nie tutaj, nie teraz. W ogóle.

- Też cię kocham…

Policzek przy policzku, dłoń obok dłoni. „Kiedy to się wreszcie skończy…”

*

Dawno nie miał tak stresującego dnia. Przemykał kolejnymi zaułkami jak zbieg, którym właściwie był. Nie miał tylko pewności, ile czasu jeszcze mu zostało nim do poszukiwań zabierze się policja. Uciec z sierocińca to jedno, uniknąć złapania to zupełnie inna sprawa. Zarzucił kaptur, skrywając pod nim swoje czarne włosy. Zaczęło padać. „Idealny dzień na ucieczkę. Mało ludzi kręci się po mieście w taką pogodę.”

Przekroczył mury cmentarza niezauważony przez nikogo. Nawet tutejsi pracownicy woleli ukryć się przed deszczem niż pilnować nagrobków, których przecież i tak nikt nie ruszy. Może jakieś zdobienia, ale komu przyszłoby do głowy kraść w taką pogodę?

Prosto, trzecia w prawo, pierwsza w lewo… Jedna wizyta wystarczyła mu do zapamiętania całej drogi. Nie wybaczyłby sobie, gdyby było inaczej.

Stał tam, w takim samym stanie jak miesiąc temu. Skromny grób z najtańszego materiału, z najtańszym nagrobkiem i najtańszymi literami. Kilka metrów pod ziemią leżała trumna z najtańszego drewna, a w niej spoczywał chłopak w najtańszym garniturze. Dla Billa jednak to wszystko było droższe niż najgładszy marmur, najdostojniejsze drewno, najdelikatniejszy materiał. Dla niego te kilka elementów było najcenniejszym skarbem. Jedynym jaki miał.

Odłożył torbę i przykucnął. Pogładził zimny kamień.

- Cześć Tom, co u ciebie? – zaczął jak gdyby nigdy nic, wyginając usta w lekkim uśmiechu. - U mnie po staremu, znowu wplątałem się w bagno, z którego nie potrafię się wyplątać. Miałem szansę na dobry start w życiu, ale wszystko zjebałem. Uwierzyłbyś? Powinienem teraz być w budzie na zajęciach… Tak, nawiałem. Nie, nie chodzi o matmę. Boję się. Wiem, że teraz się ze mnie śmiejesz, ale ja naprawdę się boję! Boję się, że… Boję się, że mnie zabiją. Zapierdolą jak psa. Nasza grupa. Straciłem swoją pozycję. Kiedyś szanowali mnie tylko dlatego, że byłeś ty. Teraz jestem dla nich śmieciem. Może nawet gorzej, bo wydałem Bruno. Pewnie zaraz ciśniesz we mnie jakimś piorunem, ale nie widziałem innego wyjścia. Sam nie dałbym rady mu nic zrobić. Psy są skuteczniejsze i działają na legalu. Bruno trochę posiedzi, mieli dowody na jego winę. Ja? Nie ma już dla mnie miejsca w ośrodku. Nigdzie indziej też nie. Nie mam dokąd pójść. Jestem w potrzasku. Adam? Wylali go. Przeze mnie. Zjebałem mu życie. Kurwa, nie dość, że sobie to jeszcze jemu! Dasz wiarę?!

Słodkie i słone krople mieszały się ze sobą i łączyły w nową całość. Jakakolwiek jednak by nie była, ciągnęła w dół. Tylko nielicznym udało się umknąć „zagładzie”. Samotnicy, niezbliżający się do nikogo. Ile czasu jednak jeszcze im zostało i czy naprawdę ich los będzie więcej wart od losu pozostałych?

Położył głowę na zmoczonej deszczem płycie. Tak czy inaczej był już przemoczony, więc co za różnica?

- Tak chciałbym żebyś powiedział mi, co teraz robić, Tom… Dokąd pójść, gdzie się schować…

Wtulił policzek w lodowaty kamień. Nie zauważył, kiedy zmorzył go sen.

6 komentarzy:

  1. Ale się porobiło...
    Nie zazdroszczę ani Adamowi, ani Billowi. Orientacja Lamberta nie powinna być osądzana tak surowo. Przecież homoseksualista to też człowiek i powinien mieć taką samą szansę na pracę jak i inni.
    Bill tak jak powiedział, tak zrobił. Uciekł. Tylko gdzie się podzieje jak już się obudzi? Może ktoś go znajdzie i się nim zaopiekuje? Może będzie to Adam, któremu nie da spokoju zniknięcie chłopaka?
    Mam tylko nadzieję, że ta banda nie napadnie na Billa i go nie uwięzi gdzieś, bo wtedy to się dopiero porobi...

    Pozdrawiam i czekam na kolejną część. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak już Ci mówiłam, uwielbiam tu Adama. Jest taki uroczy, pogodny, dobroduszny. Tym bardziej jestem zła na Billa, że spieprzył. że odebrał mu część tej pogody ducha.
    podoba mi się, że Sauli przy Adamie zupełnie się zmienia, z silnego, nieustępliwego, surowego faceta zmienia się we wrażliwą, delikatną osobę. cudowne:) fantastycznie patrzeć na to, jak się wspierają, jak kwitnie między nimi uczucie.
    "Stał tam, w takim samym stanie jak miesiąc temu. Skromny grób z najtańszego materiału, z najtańszym nagrobkiem i najtańszymi literami. Kilka metrów pod ziemią leżała trumna z najtańszego drewna, a w niej spoczywał chłopak w najtańszym garniturze. Dla Billa jednak to wszystko było droższe niż najgładszy marmur, najdostojniejsze drewno, najdelikatniejszy materiał. Dla niego te kilka elementów było najcenniejszym skarbem. Jedynym jaki miał."
    przepiękny fragment. czytając też rozmowę Billa z bratem byłam na granicy łez. trzymam mocno kciuki za Billa, żeby się wreszcie ogarnął.
    buziaki ode mnie, życzę jak zwykle weny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. zapomniałam jeszcze ponarzekać na homofobię. kompletnie tego nie łapię i chyba nigdy nie zrozumiem! jak można mieszać się w prywatne życie swoich pracowników? wiem niestety że taka jest rzeczywistość (i bardzo podoba mi się, że umieściłaś w opowiadaniu taki wątek, to dodaje i dramy i - co ważniejsze - realizmu), ale ciągle nie mieści mi się to w głowie. dobrze chociaż, że nie wytoczyli mu procesu ani nic w tym stylu.
    ciekawa też jestem, jak zachowa się wobec tego zjawiska Bill. przecież kiedy w poprzednim odcinku ich podsłuchał, niemal zwymiotował z obrzydzenia. ciekawe czy wobec tego co zrobił jakoś zmieni do homoseksualistów nastawienie.
    jeszcze raz pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. matko, znowu się poryczałam..

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda mi i Billa i Adama ale mam nadzieję że uda sie im obu jakoś stanąć na nogi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Znów brak mi słów .______.
    Kobieto, ja cię uwielbiam <3

    ...tyle że znowu robisz ludziom krzywde .3.
    Tak nie wolno, nunu >grozi palcem< XD

    OdpowiedzUsuń