Część XV
Zbliżała się
zima. Dni robiły się coraz krótsze, a pogoda zniechęcała do wyjścia z domu.
Tommy spędzał całe dnie na nauce i nagrywaniu nowych piosenek. Najtrudniej szło
mu z tymi radosnymi. Melancholia i smutek zalewały teraz jego świat.
Ograniczał
wyjścia ze znajomymi do minimum. Wolał pracę, ona nie zadawała zbędnych pytań.
- Tommy?
- Zostaw go.
Nie zaczynaj tematu.
Przyjaciele
chcieli pomóc, ale nie wiedzieli jak. Monte by wiedział, zawsze potrafił
dogadać się z Tommym. Odkąd jednak przestał być częścią zespołu, nie rozmawiał
zbyt wiele ze starymi znajomymi. Miał swoją pracę i nowe obowiązki.
Gdzieś w
połowie listopada Ratliff zdecydował się poddać i powoli wrócić do
rzeczywistości. Wciąż tęsknił, lecz nie mógł pozwolić sobie na popadanie w
marazm. Zespół niedługo miał zostać utworzony na nowo, w zmienionym składzie.
Nie chciał pozostawić po sobie złego pierwszego wrażenia. Był gitarzystą, drugą
osobą po Adamie. Musiał się dobrze prezentować.
Telefon
milczał, a stare smsy zalegały w skrzynce odbiorczej. Nadzieja nie pomagała.
Nie potrafił zapomnieć.
- Sasha,
gadałaś ostatnio z Madeleine? – zagadnął któregoś razu, gdy zdecydował się
jednak opuścić swoje cztery ściany.
- Jakiś czas
temu. A co?
Miał ochotę
zapytać prosto z mostu, ale nie chciał wyjść na desperata.
Dziewczyna
uprzedziła jego odpowiedź.
- Nie, nie
wspominała o Billu. Mady wyjeżdża ze swoim narzeczonym do Nowego Yorku.
Ostatnio tylko o tym mówi.
Co prawda
wystarczyło mu tylko pierwsze zdanie jej wypowiedzi, lecz reszta utwierdziła go
w przekonaniu, że niemiecki wokalista nie zagrzał miejsca w sercu młodej
pielęgniarki. Czy tak samo było w drugą stronę? Przypuszczał, że tak.
Nadzieja tliła
się w jego sercu, a zdrowy rozsądek okazał się być kiepskim strażakiem. Żar
ranił. Blizny mogą nie zagoić się już nigdy.
Drzwi uchyliły
się, wybijając go z rytmu. Wyjrzał znad gitary. Adam dał mu znak do opuszczenia
sali prób. Chciał mu coś powiedzieć. Sądząc po jego spojrzeniu, była to dobra
nowina.
*
Po raz kolejny
przejrzał się w lustrze. Skrzywił się na widok ranek na swoim policzku, w które
zaopatrzył się z rana. Wyglądały nieładnie i sprawiały mu ból. Czy to możliwe,
aby wyszedł z wprawy przy goleniu w ciągu zaledwie dwóch tygodni?
Ostatnio
przestał o siebie dbać. Nie czuł takiej potrzeby. Nie miał dla kogo „wyglądać”.
Nie miał jednak wielkiego wyboru, musiał wziąć się w garść. Praca wzywała, a
nadzieja pomogła mu wyciągnąć dłoń po maszynkę. Adam na nowo wskrzesił ten
przygaszony żar, choć w najlepszym wypadku można było mówić jedynie o niewielkim
płomyku. Tommy nie chciał się cieszyć na zapas. Starał się być realistą.
Szczęk drzwi.
Czarnowłosy mężczyzna zajrzał do pomieszczenia.
- Trzymasz
się?
Gitarzysta
pokiwał głową.
- Myślisz, że
to wypali? – spytał ze wzrokiem wbitym w swoje odbicie. Było jasne, że
skierował to pytanie bardziej do siebie niż do swojego przyjaciela.
Adam nie
pozostawiał mu złudzeń.
- Jeśli nie,
myślę, że to najwyższa pora, żebyś dał sobie spokój – powiedział. Jego dłoń
wylądowała na ramieniu blondyna. – Nie chcę już patrzeć jak się męczysz. Nikt z
nas nie chce.
Kolejne
kiwnięcie. Nieśmiały uśmiech.
- Dzięki za
wszystko. Teraz mam przynajmniej jakąś szansę.
- Wiesz, że
nie ma sprawy – odparł Lambert, klepiąc kolegę po ramieniu. – Chodź. Wróćmy do
reszty.
Obaj byli
zgodni co do tego pomysłu i opuścili toaletę. Na zewnątrz czekał na nich zespół
oraz grupa najbliższych współpracowników. Spotkali się razem, aby wspólnie
świętować Dzień Dziękczynienia nim wyjadą do domu, do swoich rodzin. Był to
dobry pretekst, żeby pogadać z osobami, które zwykle nie mają na to czasu.
Manager
zespołu widząc ich, uniósł w górę kieliszek wina. Podziękowali. Byli mu
wdzięczni za całą okazaną pomoc. Gdyby nie on, szanse na powodzenie całej akcji
byłyby praktycznie zerowe. Potrzebowali odpowiednich dojść, aby przekazać
zaproszenie. Niestety nie uzyskali na nie żadnej odpowiedzi.
- Która
godzina? – Tommy czuł się coraz bardziej poddenerwowany.
- Jest jeszcze
trochę czasu.
- Tommy!
Obrócił się i
pognał w stronę drzwi, które wskazał mu jeden z tancerzy. Miał tylko nadzieję,
że nie był to kolejny żart.
Wszyscy mu
kibicowali i był im za to niezmiernie wdzięczny. Teraz potrzebował wsparcia.
Tyle myśli.
Tak dawno go nie widział. Jego serce dudniło jak szalone.
Nawet jeśli by
mu się udało, nie mógł odpędzić od siebie myśli, że popełnia błąd. Związek
wiązał się z wielkimi wątpliwościami. Obaj mogliby na nim wiele stracić.
Tommy
wstrzymał oddech. Jego serce jeszcze przyspieszyło bicia.
Uchylił drzwi.
- Hej, fajnie
cię widzieć! Nie miałeś problemów z dojazdem? – zaczął śmiało, starając się nie
patrzeć na nowoprzybyłego. Nie chciał wyglądać dziwnie, gapiąc się na niego jak
sroka w gnat.
Chłopak
przyciągał wzrok, co właściwie nie było niczym nowym. Zawsze to robił, gdy się
wystroił, lecz dzisiaj wyjątkowo mu się to udało, przynajmniej w oczach
Ratliffa.
- Nie, nie,
wszystko ok – odparł brunet, nieco zaskoczony takim powitaniem. Tommy rzadko
dawał się ponosić pozytywnym emocjom.
- Super.
Rozgość się, czekamy jeszcze na kilka osób.
Wpuścił go do
środka, wykorzystując chwilę na zlustrowanie jego smukłej sylwetki, którą
odsłonił po zdjęciu z siebie długiego, ciemnego płaszcza. Czarne spodnie i
idealnie skrojona marynarka z rękawami krótszymi niż zwykle. Trochę przytył od
czasu odwyku, lecz działało to tylko na jego korzyść. Wyglądał zdrowiej, choć
coś wciąż jeszcze zdawało się go frapować.
Przeszli razem
do centralnego pokoju i przyłączyli się do rozmowy jednej z obecnych tam
grupek. Czas leciał, było całkiem miło. Tommy denerwował się coraz bardziej.
Bill stał tuż obok, taka szansa mogła się nie powtórzyć. Musiał zaryzykować,
mimo iż bardzo bał się porażki.
Wreszcie
zdobył się na odwagę i w przerwie pomiędzy kolejnymi tematami przybliżył się do
młodszego bruneta.
- Wyjdziemy na
zewnątrz? Chciałbym z tobą pogadać – zaproponował, wskazując na drzwi
balkonowe.
Kaulitz nie
okazywał entuzjazmu.
- Nie chcę,
żeby ktoś nas zobaczył – rzekł niepewnie.
- Jest ok.
Jesteśmy wysoko, a to nieoświetlona strona. Chodź.
Po chwili obaj
znaleźli się na niewielkim balkonie. Mimo godziny późnowieczornej, na zewnątrz
wciąż było jeszcze widno. Światła miasta rozświetlały niebo nad Los Angeles.
Wokalista
postanowił od razu przejść do rzeczy.
- O czym
chciałeś ze mną pogadać? – spytał.
- Oj, to nic
takiego. Papierosa?
- Dzięki.
- Po prostu
chciałem pogadać z tobą trochę na osobności. Zimno ci?
- Trochę, ale
jest ok – odparł, pocierając nagie ramiona. – Wytrzymam chwilę.
- Bill –
zaczął niepewnie Tommy. – Bo widzisz… Mam coś dla ciebie.
Zręcznie
wyciągnął małe pudełko z tylnej kieszeni spodni.
- Rany,
dzięki! – rzekł chłopak, odbierając prezent. Na jego twarzy pojawiło się
zakłopotanie. – Ale ja nie mam nic dla ciebie…
- To nie ma
znaczenia. Otwórz. Jestem ciekaw, czy ci się spodoba.
Tak bardzo
brakowało mu jego widoku, a jeszcze bardziej tego charakterystycznego uśmiechu.
Z każdą chwilą, gdy Bill rozpakowywał prezent, w sercu Tommy'ego rosła
determinacja.
- Pamiętałeś…
Kaulitz
chwycił palcami złotą ozdobę. Naszyjnik ze złotym krzyżem zatopionym w czarnym
kamieniu.
Bill niespodziewanie
posmutniał.
- Chyba nie
powinienem tego brać – stwierdził, odkładając przedmiot do pudełka.
- Dlaczego?
Podniósł
wzrok, który krył sobie zarówno smutek, jak i zdenerwowanie.
- To coś
znaczy, nie? Nie gnębiłbyś mojego managera i nie sprowadziłbyś mnie tu od tak
bez powodu. Nie dałbyś mi prezentu. O co chodzi?
Tommy wziął
głęboki oddech. Zastanawiał się, jak to rozegrać.
- Przemyślałem
sprawę i chciałbym, żebyś do mnie wrócił.
Głośne
fuknięcie oznaczało, że nie będzie łatwo.
- Myślałem, że
to już ustaliliśmy? Traktowałeś mnie jak szmatę! Mam dosyć, wiesz? Nie chcę do
tego wracać! – Bill syknął ze złością.
Odwrócił się
na pięcie i podszedł do barierki, by wyjrzeć w stronę głośnego centrum i nie
patrzeć na zakłopotanego blondyna, który próbował coś wymyślić na swoją obronę.
Jak na złość jego ust nie chciało opuścić ani jedno słowo. Przegrywał.
Bill przerwał
ciszę panującą między nimi.
- Słyszałem,
że kogoś sobie znalazłeś – powiedział z udawaną radością.
Tommy wpierw
stanął jak wryty, by za chwilę na powrót się rozluźnić. Los Angeles – miasto
plotek.
Nie chciał od
razu zbijać chłopaka z tropu.
- Doprawdy?
Skąd takie wiadomości? – rzekł z cwaniackim uśmieszkiem.
Bill podjął
jego grę. Na młodej twarzy również zagościł uśmiech.
- Ludzie na
mieście gadają – brunet odparł tajemniczo.
- Ludzie?
- Nie tylko ty
masz swoje kontakty.
Plotki?
Szpiegostwo? Zdecydowanie nie był chłopakowi obojętny.
- Skoro masz
swoje dojścia, może wiesz też, jak wygląda moja druga połówka?
Atmosfera
uległa wyraźnemu ochłodzeniu.
- Długonoga
blondynka, ok. 160cm, miseczka D.
Gitarzysta
parsknął śmiechem.
- Wszystko
pokręciłeś! – powiedział głośno i zbliżył się do chłopaka, który jednak starał
się utrzymać dystans między nimi.
- No więc?
Popraw mnie – wokalista rzekł nieprzyjemnie.
- Włosy nie
blond, a czarne. Wzrost ok. 190cm, nie 160. Miseczka również się nie zgadza.
Był coraz
bliżej. Dzieliły ich centymetry.
- A jaka jest?
– spytał chłopak, próbując opanować drżenie swojego ciała. Chłód i zbytnia
bliskość dawały mu się we znaki.
Po jego klatce
piersiowej spłynęła znajoma dłoń. Nie zdążył jej odepchnąć.
- Z tego co
widzę żadna.
Ich spojrzenia
ponownie się spotkały. Wymieniali się emocjami, które zdobywały nad nimi
władzę. Nie bronili się przed nimi.
- Raniłem cię,
a potem nie było mnie przy tobie – chłopak uciekał wzrokiem. – Bałem się o
ciebie.
Tommy powiódł
palcami po jasnej szyi, lecz brunet odtrącił jego dłoń.
- Czego ode
mnie chcesz? – warknął Kaulitz.
Nie zdążył
odpowiedzieć. Tuż przed twarzami ich obojga pojawił się znikąd mały, zielony
obiekt. Patrzyli na niego w osłupieniu.
Jemioła na
sznurku, a trzymał ją Adam.
- Dzieciaki,
byłoby dobrze, gdybyście przestali się kłócić, pocałowali się i pogodzili –
stwierdził Lambert. – Tyle się starałem, żeby was to ściągnąć! Bądźcie mili i
nie psujcie mojej pracy, hm?
Wciąż lekko
skołowani nie odpowiedzieli. Napięcie między nimi zniknęło. Kaulitz przeczesał
palcami swoje czarne włosy.
Zauważywszy
jego rozluźniające się mięśnie i nikły uśmiech, Tommy postanowił spróbować
jeszcze raz.
- Bill –
powiedział, chcąc zwrócić na siebie uwagę niemieckiego wokalisty. – Nie chcę
wracać do tego, co było. Chcę ciebie. Zwiąż się ze mną.
Brązowe oczy
znów wyrażały zakłopotanie. Chłopak milczał.
- Nie chciałeś
tego?
Bardzo chciał,
obaj chcieli, ale po tak długim czasie, kiedy zdążył już porzucić wszelkie
nadzieje i przyzwyczaić się do myśli, że powinien zapomnieć i zamknąć ten
rozdział swojego życia, nie potrafił się cieszyć z tej propozycji. Dostrzegał
więcej wad niż przedtem.
- Nie
moglibyśmy się otwarcie widywać – mruknął niepewnie.
- To mi nie
przeszkadza. Nie lubię być na świeczniku.
- Ale
musielibyśmy się ukrywać…
- Myślałem o
tym. Damy radę.
Nadal nie był
przekonany, lecz Tommy miał jeszcze jedną sztuczkę w zanadrzu.
- Glaubst du, dass du verloren bist?
Chłopak
spojrzał na niego zmieszany. Brązowe tęczówki zamigotały.
- Ja…
Blondyn
przejechał palcami po jasnym policzku.
- Du bist
nicht verloren.
Złożył na
miękkich ustach pocałunek, w którym wkrótce zatracili się oboje. Długo i czule
oddawali się pieszczocie. Dzielili się swoim ciepłem. Te wargi nigdy nie
smakowały tak dobrze.
Przerwali tę
czynność, by móc popatrzeć sobie w oczy rozświetlone milionem migoczących
iskierek. Bill powoli rozchylił wargi.
- Nicht mehr?
Zachichotał,
gdy zobaczył silne zakłopotanie na twarzy ukochanego.
- Kocham cię –
szepnął, całując jego czoło.
- Jak już
całujesz to w usta, gówniarzu – burknął Tommy, co wywołało radość u nich
obojga. Objął szczupłe ciało. Tak długo marzył o tej chwili.
- Ty mnie
całowałeś w czoło. Jesteś hipokrytą.
- Możliwe, ale
teraz przynajmniej jestem szczęśliwym hipokrytą.
Adam powoli
wycofał się w stronę drzwi. Nie chciał przeszkadzać zakochanej parze.
*
- Dawno
zmieniłeś mieszkanie?
- Niedawno. A
co?
- Widać. Tak
tu czysto…
- Bardzo
zabawne…
Po opuszczeniu
imprezy udali się do Tommy'ego, gdzie siedzieli na kanapie, jedli i oglądali
jakiś film. Współlokatorzy gitarzysty rozjechali się do swoich domów, więc
znajoma dwójka mogła cieszyć się pełną swobodą.
- Poszedłbym
spać – odezwał się nagle Bill. Jego stwierdzeniu towarzyszyło ziewnięcie.
- Ok. Chcesz
spać na łóżku czy na kanapie?
- A ty?
- Chciałem dać
ci wolny wybór.
- Chcę spać z
tobą.
- W takim
razie chodźmy do mnie.
Wyłączyli
telewizor i poszli szykować się do spania. Blondyn pościelił łóżko. Gdy Kaulitz
wrócił z łazienki, było już gotowe do spania.
- Nie
zdejmujesz go? – zapytał Ratliff, wskazując na naszyjnik, który podarował
młodemu wokaliście.
- Nie, nie
chce mi się.
Brunet po
kolei pozbywał się kolejnych elementów garderoby, odsłaniając przy tym swoje
ciało. Przyciągało ono wzrok Tommy'ego, który przyglądał się mu wbrew swojej
woli. Tak bardzo za nim tęsknił.
-
Zaproponowałbym ci jakieś ubranie, ale nie mam nic w twoim rozmiarze – rzekł z
uśmiechem, tym samym nieco pesząc chłopaka.
- Mogę spać w
swoich ciuchach, jeśli…
- Nie
wygłupiaj się. Po prostu pomyślałem, że wolałbyś się ubrać w coś luźniejszego.
- Lubię tak
spać.
- W takim
razie jest ok.
Ułożyli się
wygodnie, zachowując między sobą bezpieczną przestrzeń tak, aby obaj czuli się
komfortowo. Musieli od nowa ustalać swoje granice.
- Jak
właściwie się poznaliśmy? – zagadnął w pewnym momencie Tommy. – Pamiętasz coś z
tego?
Pamiętał, choć
niezbyt palił się do opowiedzenia tej historii.
- Trochę… –
odpowiedział zdawkowo.
- Opowiesz mi?
Smukłe palce
basisty połaskotały jego ramię, zachęcając do rozmowy. Nie opierał się zbyt
długo.
- Miałem
spędzić Sylwestra z Tomem i jego dziewczyną, ale zniknęli przy pierwszej
nadarzającej się okazji. Siedziałem więc w klubie i piłem piwo. Usłyszałem
trzask. To byłeś ty. Dostałeś kosza od jakiejś panienki. Krzyknąłeś coś za nią,
gdy odchodziła. Potem obróciłeś się w moją stronę. Twój policzek był tak
czerwony, że dostrzegłem to z odległości kilku metrów. Nie wiem, dlaczego do
mnie wtedy podszedłeś. Usiadłeś obok. Nie chciałem tego, ale nie zdążyłem nic
powiedzieć. Mówiłeś dużo i głośno. Narzekałeś na dziewczyny w tym klubie, że to
suki udające księżniczki. Kiwałem głową, pozwalając ci się wygadać. Nagle
zamilkłeś. Patrzyłeś na mnie. Rzuciłeś mi jakiś komplement, że ładnie wyglądam,
czy coś. Myślałeś, że jestem dziewczyną. Od razu cię poprawiłem. Znów zamilkłeś
i patrzyłeś na mnie. Nie wiedziałem, o co ci chodzi. Powiedziałeś, że mimo to
jestem seksowny. Podziękowałem. Przez chwilę piliśmy w ciszy. Stwierdziłeś, że
kogoś ci przypominam. Bliskiego przyjaciela, z którym wtedy pracowałeś.
Zacząłeś zwierzać mi się ze swoich problemów. Pociągał cię przyjaciel, a ty nie
wiedziałeś, co z tym zrobić. Bałeś się, że jesteś gejem. Nie chciałeś tego,
chciałeś „normalności”. Byłeś zagubiony. Słuchałem cię w lekkim szoku. Jakiś
rok wcześniej sam byłem w takiej samej sytuacji co ty, ale mój współpracownik
nie był moim przyjacielem. Przerwałeś swój monolog. Spytałeś, czy mógłbyś mnie
pocałować. Odmówiłem, ale ty nalegałeś. Przysunąłeś się bliżej. Powiedziałeś,
że chcesz się przetestować, sprawdzić, czy pociągają cię faceci. „Jeden
pocałunek. Tylko jeden.” mówiłeś do mnie. Wypiłem, miałem fatalny nastrój, a ty
ciekawiłeś mnie coraz bardziej. Spojrzałem w twoje oczy. Odebrałeś to jako „tak”.
Położyłeś rękę na moim udzie. Pocałowaliśmy się. Poczułem od ciebie alkohol.
Nie skończyliśmy na jednym pocałunku. Uderzyła w nas chemia.
- Mów dalej.
- Chciałem to
przerwać, ale byliśmy już za daleko. Pozwalałem ci się dotykać, tak jak ty
pozwalałeś mi dotykać siebie. Próbowałeś mnie rozebrać w klubie przy
wszystkich, a ja prawie ci na to pozwoliłem. Chciałem tego. Chciałem poczuć się
dla kogoś ważny. Byłem desperatem. Namówiłem cię na hotel nieopodal. W drodze
zaczęły mnie dopadać wyrzuty sumienia, ale i tak pojechaliśmy na miejsce. W
czystym, jasnym pokoju trzeźwiałem jeszcze bardziej. Przypomniałem sobie o
swoim byłym. Popatrzyłem na ciebie. Wydawałeś się być zupełnie inny od niego. „To
tylko jedna noc” pomyślałem. Chwyciłeś moją rękę i zaciągnąłeś mnie na łóżko.
- Czy my…
- Nie. To
znaczy… Ja ci… No wiesz…
- Rozumiem.
- Szczerze
myślałem, że nic z tego nie wyjdzie, bo byłeś tak pijany…
- Mam dużą
tolerancję na alkohol.
Zaśmiali się
wesoło. Ich spojrzenia powędrowały ku sobie. Trwali tak chwilę, wzmacniając
swoją więź. Słowa były im niepotrzebne.
Tommy
pocałował miękkie, czarne włosy, a jego palce powiodły po nagim ramieniu.
Przyciągnął do siebie szczupłe ciało. Dotarło do niego znajome ciepło.
Zastanawiał
się, co powiedzieć, kiedy znajome oczy zwróciły się ku niemu.
- Patrzysz na
mnie zupełnie inaczej niż na początku – stwierdził Bill. Na jego twarzy
malowała się radość, która w tamtej chwili udzielała się również Tommy'emu.
- Bo jest
inaczej niż na początku.
Odsunąwszy się
od siebie, ułożyli się w wygodnych pozycjach. Zasnęli.
*
Ta noc mimo
wszystkich swoich zalet nie należała do najprzyjemniejszych. Tommy budził się
średnio co jakieś pięć minut. Bill nieustannie wiercił się na drugiej połowie
materaca. Coś nie dawało mu spokoju.
- Hej, nie
śpisz? – zagadnął w końcu Ratliff.
Ruchy pościeli
ustały. Chłopak zacisnął dłoń.
- Co się
dzieje? – spytał blondyn, widząc, iż sytuacja jest nieciekawa. Brunet unikał
jego wzroku i był czymś wyraźnie zasmucony.
- Boję się, że
podjąłem złą decyzję. Chyba nie powinniśmy tego znowu zaczynać od nowa –
wypalił niespodziewanie.
Ukłucie w
sercu. Dwa zdania, które sprawiły, że dorosły mężczyzna omalże nie rozpłakał
się jak dziecko.
- Przepraszam
cię, ja nie chciałem…
- Spokojnie,
jest ok – powiedział gitarzysta, mimo uczuć, które nim targały. – Nic dziwnego,
że mi nie ufasz. Sam bym sobie nie zaufał – skwitował westchnieniem.
- Bardzo mnie
bolało, gdy odszedłeś – wspominał Bill. – Powiedziałem, że cię kocham, a ty…
- Nie byłem na
to przygotowany i zgłupiałem. Byłem idiotą.
Pamiętał to
jak przez mgłę, ale jednak pamiętał. Żałował, iż nie istnieje siła, która
mogłaby cofnąć czas i pomóc mu naprawić ten błąd. Sam nie chciałby nigdy w
życiu usłyszeć słów, które wtedy skierował do Billa.
Wyciągnął rękę
i przytulił chłopaka. Powiódł palcami po czarnych włosach.
- Nie chcę ci
obiecywać, że nigdy już nie popełnię błędu, ale chcę, żebyś wiedział, że będę
się starał robić ich jak najmniej.
Spomiędzy jego
ramion wydostał się cichy głos.
- Nie będziesz
już idiotą?
Uśmiechnął
się.
- Mądrzejszy
nie będę, ale będę się starał. Przyjmiesz mnie takiego z powrotem?
Chwila
niepewności była warta tego drobnego całusa na policzku.
- Mój idiota.
Złączyli ze
sobą usta.
- Kocham cię –
wyszeptał starszy. Czuł się nieswojo, rzadko wypowiadał te słowa.
Zdawał sobie
sprawę, iż te dwa wyrazy to za mało i że będzie musiał udowodnić swoje uczucia
również w inny sposób, ale był na to gotowy. Bill również był.
Leżeli w
ciszy, ciesząc się swoją bliskością. Co i raz wymieniali się pocałunkami i
pieszczotami, które z czasem stawały się coraz intensywniejsze.
Nie trwało
długo nim Kaulitz uniósł się na rękach i zagórował nad Tommym. Jego naszyjnik
drażnił skórę na klatce piersiowej Ratliffa.
- Myślałem, że
nie masz na to dzisiaj ochoty? – powiedział Tommy ze spojrzeniem pełnym
zainteresowania.
- Nie miałem,
ale zmieniłem zdanie. To źle?
Siła, którą
odczuł na swoim ciele była wystarczającą odpowiedzią. Palce zacisnęły się na
bladej skórze. Jego dłonie postąpiły podobnie.
Brunet dość
szybko wylądował plecami na pościeli, a jego ciało zaczęło przechodzić w inny
tryb. Oddech przyspieszał.
- Masz?
- Wszystko
mam.
- Zawsze
przygotowany…
Blondyn tyle
razy już zwiedzał to ciało, lecz tej nocy czuł, jak gdyby zaznajamiał się z nim
po raz pierwszy. Każdy centymetr skóry i każda nierówność była czymś nowym,
niezbadanym. Powoli odkrywał kolejne tereny.
Tommy
przełknął ślinę. Przyłożył usta do delikatnej skóry, wiodąc za sobą kolejne
fale podniecenia, które darował brunetowi. Masował jego ciało. Brnął coraz
niżej.
Gdy dotarł do
brzucha, spotkał się z niespodziewanym oporem ze strony młodego wokalisty.
- Dół albo
góra. Nie jestem kobietą, nie potrzebuję długiej gry wstępnej.
Na dół było
jeszcze dla niego za wcześnie. Jego wargi z powrotem przeniosły się wyżej.
- Chcę, żeby
ci było dobrze – mruknął przepraszająco.
- Będzie. O to
się nie martw.
Kontynuowali
swoje zmagania, by po wielu miesiącach rozłąki móc znowu połączyć dwa ciała w
jedno. Nie miał to być jednak tylko akt.
Bill
potrzebował jego, a on potrzebował Billa. Musiał wiedzieć, że chłopak jest
bezpieczny. Zdawał sobie sprawę, iż nie zawsze tak będzie, a on sam może nie
być w stanie nic zdziałać, ale chciał być i popchnąć Kaulitza do przodu zamiast
pozwolić mu cofać się w przepaść. Bill był silny, ale miewał chwile słabości.
To z nimi chciał walczyć Tommy. W ich życiu miał już nigdy nie gościć alkohol.
Ale czy byli w stanie z nim walczyć? Coś, co uwielbiali mogło zniszczyć ich
obu. Czas prób dopiero przed nimi.
Zsunął
bieliznę z wąskich bioder. Jego bokserkami zajął się ktoś inny. Długie, chude
nogi oplotły go w pasie. Skorzystał z zaproszenia.
Łapczywie
chłonął dźwięki, które dochodziły do jego uszu. Nierówny, przyspieszony oddech,
któremu narzucał tempo. Rozkoszne westchnienia. Krótkie słowa rzucane
bezwiednie i bez żadnej kontroli.
- Ja… O, Gott…
Na początku
znajomości Tommy miał ochotę go zakneblować. Ich pierwsze razy były dość trudne
do zniesienia dla uszu mężczyzny, o ile wcześniej nie ogłuszył się odpowiednią
dawką alkoholu. Obcy akcent wybijał się z każdej głoski. Zwłaszcza po pijaku.
Zwłaszcza podczas seksu. Nie dostrzegał nic pięknego w tej „inności”. Odkrył ją
na nowo dość późno. Dopiero gdy Bill stał się dla niego kimś więcej.
Nie uprawiali
seksu, po prostu się kochali. Dla nich obu była to wielka różnica. Miłość
cielesna nie ograniczała się już do cielesności.
Gwiazdy
jeszcze nigdy nie wyglądały tak pięknie.
*
Miasto wciąż
spało, nie niepokojąc ich swoim naturalnym hałasem. Dawało im szansę na
odpoczynek po szaleństwie minionego dnia. Tego, co się wydarzyło nie sposób
nazwać inaczej niż właśnie szaleństwem. Kilka godzin wystarczyło, aby zmienić
ich życie o 180 stopni.
Tommy znów
czuł ten znajomy rytm, który koił jego zmysły i pozwalał mu odpłynąć. Ukradkiem
zerkał na spokojne oblicze czarnowłosego chłopaka. Serca ich obojga powoli
wracały do normalnej pracy.
- Powinniśmy
się wykąpać – zauważył z uśmiechem młodszy z dwójki, gdy jego oczy zwróciły się
ku twarzy jego amerykańskiego partnera.
- I zmienić
pościel – odpowiedział blondyn. – Jestem taki zmęczony…
- Tommy…
- A mogę
liczyć na wspólny prysznic?
- Nie mam siły
na kolejny raz.
- Nie mówiłem
nic o…
- Dobrze, już
dobrze – chłopak pokiwał głową. – Znam cię, wiesz?
- Zarzucasz mi
jakieś dziwne rzeczy.
- A ta noc,
gdy zaczęliśmy w klubie, poszliśmy na parking i…
- Zdecydowanie
za dużo pamiętasz po alkoholu.
- Albo wtedy,
gdy nie chcieli nas w hotelu, a u ciebie był wolny tylko salon i kuchnia…
- Słońce…
Zamknij się i chodź pod prysznic.
- Jak możesz
tak do mnie mówić! – brunet pisnął z oburzeniem.
- W co ja się
wpakowałem…
Wyszli z
sypialni w wesołej atmosferze i w takiej samej też wrócili do łóżka. A potem
zasnęli obok siebie z dłońmi splecionymi w uścisku. Po raz pierwszy.
*
Gdy rano
uchylił powieki, Bill wciąż był u jego boku. Chciał pogłaskać jego policzek,
ale się powstrzymał. Nie chciał go budzić.
Pokierował
swój zaspany wzrok na okno, za którym właśnie wstawało słońce. Jeszcze za
wcześnie, by wstawać. Przymknął oczy. Tylko na chwilę. Odpłynął.
Pobudka była
wyjątkowo nieprzyjemna, a reakcję na nią dało się słyszeć w całym budynku.
- Do jasnej
cholery!!! – krzyknął, drżąc z zimna. Spojrzał na pościel. Była cała mokra od
wody, a na prześcieradle walały się kawałki pękniętego lateksu. Bill stał w
drzwiach w bezpiecznej odległości od rozjuszonego mężczyzny. Nawet nie próbował
hamować swojego chichotu. – Niech ja cię tylko dorwę…
- Ała! Tommy!
- Lepiej już
zacznij błagać o litość!
Rozpoczął się
spektakularny wyścig wokół mieszkania, który przerodził się w walkę w parterze
zakończoną remisem. Ich oddech był ciężki po tak niespodziewanej dawce wysiłku.
Byli zmęczeni, ale szczęśliwi.
- Adam mówił,
że jesteś dojrzały jak na swój wiek! – rzucił Ratliff, udając oburzenie.
- Adam?
Obaj spojrzeli
na siebie pytająco.
- Adam coś o
mnie mówił? – zdziwił się wokalista.
-
Rozmawialiśmy o tobie parę razy. To Adam pokazał mi twoje zdjęcia. Był tobą
zauroczony.
- Wiedziałeś,
kim jestem, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy?
- Nie,
szczerze nie. Nie kojarzę zbyt wiele, kiedy jestem pijany. Dopiero później
połączyłem fakty.
Kaulitz
przymknął oczy. Wyraźnie się nad czymś zastanawiał.
- Wiedziałem,
że Adam się mną interesował i przyznam, że spodobał mi się. Przystojny,
zabawny, ale trochę za dziecinny. Chciałem się z nim nawet skontaktować, ale
nie miałem jak.
- Żałujesz?
Bill pokręcił
głową.
- Czemu
miałbym żałować? Zyskałem miłość, czego chcieć więcej?
Pocieszyły go
te słowa. Tommy również postanowił się zwierzyć.
- Ten
„przyjaciel”, o którym ci mówiłem w sylwestrową noc… To Adam. Byłem zakochany w
Adamie.
Nastała cisza,
po której obaj wybuchnęli śmiechem.
- Żartujesz!
Nie wierzę w to…
- To prawda!
Rany… – gitarzysta z niedowierzaniem kręcił głową. – Muszę kiedyś podziękować
Sauliemu. Gdyby nie on, być może dzisiaj nie bylibyśmy tu razem.
- Walczylibyśmy
teraz o Adama… Boże, jakie to głupie!
Znów zwrócili
oczy ku sobie. Ich policzki były czerwone od śmiechu.
Gitarzysta
ponownie otworzył usta.
- Może kiedyś…
- Cicho!
- Ale ja
jeszcze nie skończyłem!
- Skończyłeś,
zboku.
- Ja?! Ty
mały…
- Mały?!
Jestem wyższy od ciebie!
Wznowili swój
pojedynek, którego żaden z nich nie wygrał. Nikt nie chciał go wygrać.
Prawdziwa walka już dawno się zakończyła. Oboje byli jej zwycięzcami.
Drache
***
No i to koniec historii, jeszcze tylko epilog i dodatki. :)
I przepraszam za opóźnienie, ale czasem tak w życiu bywa, że dzieją się rzeczy, na które nie mamy wpływu.
Pozdrowienia!
ps Skasowałam ankietę, bo zaczęły znikać z niej głosy. Wygrała Sierotka. :)
To już koniec?!?!
OdpowiedzUsuńJa nie chcę!
Cieszę się, że wszystko skończyło się szczęśliwie, że Bill nie musi się smucić, że Tommy nie musi się męczyć.
Wiesz, co mi się podobało najbardziej? To, jak Tommy zaczął do Billa mówić po niemiecku. To było piękne. I Adam z jemiołą. :D Jajcarz z niego. Nie ma co. :)
Ech... I co ja teraz będę czytać, hmm? :)
Czekam na epilog i dodatki, żeby choć trochę jeszcze przedłużyć sobie przygodę z "Verloren". :)
Pozdrawiam i całują :*
Tak bardzo awwwwww *u*
OdpowiedzUsuńCzekałam cierpliwie na kolejny rozdział i ani trochę się nie zawiodłam.
To było piękne, puchate i wywołało na mojej mordce uśmiech~
Zdecydowanie podoba mi się taki obrót sprawy ^^
Szkoda, że to już koniec Verlorena. Tak kocham to opowiadanie. Już sam tytuł mnie tak bardzo zaintrygował~
Kocham, kocham, kocham <3
Szkoda, że ta historia zbliża się ku końcowi. Naprawdę ;;
Ale zawsze bardzo chętnie wrócę, żeby sobie poczytać~
Czekam na epilog i dodatki i, oby jak najszybciej, na kolejny twój pomysł ^u^
Jaki koniec???? Ty możesz to zakończyć tylko jeśli obiecasz, że zaczniesz pisać nowe!!!
OdpowiedzUsuńA czy ja dobrze zrozumiałam że Bill zrobił balona z kondoma? Lol
Tak się cieszę że wreszcie są ze sb.
Ten odc dał mi wiele do myślenia, naprawdę.
jak napisalam na FB niespodzianka na swieta XD szkoda że koniec nie mam już na co czekać i czego czytać XD najbardziej mnie i mojego brata rozsmieszyło z ta jemioła XD w tym widac że adam jest do wszystkiego zdolny XD czekam na kolejne opowiadania
OdpowiedzUsuńa i jescze cos przetłumacz ten niemiecki bo ja w 3 gimn nie mam niemca XD i nie rozumiem tego co mówi Tommy i Bill
pozdrawiam XD
No tak, może wypadałoby coś o tym powiedzieć. xD
UsuńPrzetłumaczone wyglądałoby to mniej więcej tak:
- Wierzysz, że jesteś przegrany?
- Tak...
- Nie jesteś przegrany.
- Już nie?
Ale 'verloren' może znaczyć również 'zagubiony' i obie interpretacje pasują mi do tego opowiadania. :)
Pozdrowienia! xD
dzięki XD
Usuń