Część XI
Zafascynowany
obserwował, jak resztka jego drinka znika pomiędzy wargami roznegliżowanej
blondynki. Nie miał jej tego za złe, kilka łyków za takie widoki to dobry
układ.
Jeden z
wolnych wieczorów między kolejnymi występami spędzał z zespołem w klubie pełnym
żądnych sławy kobiet i dziewczyn w różnym wieku. Były gotowe na wiele, aby
osiągnąć swój cel. On nie protestował. Chętnie przyjmował ich „dary” w zamian
za złudzenie dobrze wykonanej pracy. Nie był przecież kimś, kto mógłby im pomóc
w jakiejkolwiek karierze, chyba że chodziło o karierę profesjonalnej
prostytutki. Tak, w tej kwestii mógłby im nawet napisać referencje, oczywiście
dopiero następnego dnia, gdy będzie w stanie to zrobić.
Nim zdążył
odprowadzić wzrokiem złodziejkę swojego napoju, na stole przed nim pojawiła się
kolejna postać – urocza szatynka z odpowiednimi walorami. Z pewnością były
sztuczne, tak samo zresztą jak cała ona, ale kto w takiej chwili przejmowałby
się detalami?
- Zatańczysz?
– spytała, kręcąc ponętnie biodrami. Tommy pokręcił głową.
- Ja nie
tańczę – odpowiedział. – Wolę inną rozrywkę…
Podeszła
bliżej i kucnęła przed nim. Jej dłoń powiodła w górę wąskich jeansów.
- Chodźmy w
jakieś ustronne miejsce. Sprawdzimy, czy podobają się nam podobne zabawy…
- Brzmi
nieźle, ale przydałaby się jakaś zachęta.
Dziewczyna
uśmiechnęła się figlarnie. Jej usta zbliżyły się do jego szyi.
- Bardzo
przepraszam, spotkanie biznesowe na szczycie!
Gitarzysta
momentalnie został postawiony do pionu i zaciągnięty z dala od okupowanej przez
niego kanapy. Gdy już doszło do niego, co się stało, wściekle wyszarpnął rękę z
uścisku Adama.
- Co ty do
cholery robisz?! – syknął wściekle.
- Co ja
robię?! A zastanowiłeś się przez chwilę, co ty robisz?!
- Co niby?!
- Ja pieprzę…
Ich wymiana
zdań ściągnęła na nich spojrzenia prawie całej sali. Szybko przenieśli się do
toalet, gdzie mieli szansę w miarę normalnie porozmawiać, bez konieczności
przekrzykiwania głośnej muzyki.
- Więc? –
Ratliff rozłożył ręce, oczekując wyjaśnienia.
Adam przetarł
twarz. Nie był w najlepszym nastroju.
- Nie jesteś
nastolatkiem, żeby tak się zachowywać…
- Jestem
dorosły i robię co chcę ze swoim wolnym czasem.
- W takim
razie mam nadzieję, że zachowasz się jak dorosły i weźmiesz odpowiedzialność za
to, że jakaś dziwka zacznie się zwierzać prasie z waszej upojnej nocy…
- Chrzanisz –
prychnął basista. – Do takich akcji nie musiałbym żadnej z nich nawet dotknąć.
- Normalnie
miałbym to w dupie, ale tu chodzi również o reputację moją i reszty zespołu –
brunet odpowiedział burknięciem. – Dobrze wiesz, że mogą mówić co chcą dopóki
nie mają na to dowodów. Wystarczy moment nieuwagi, a twoje zdjęcie ląduje w
prasie. Nie wyniosłeś nic ze swojej ostatniej akcji?
Niemiłe
wspomnienia, choć z samego momentu powstania kompromitujących zdjęć nie
pamiętał nic. Następne dni spędzane na gęstym tłumaczeniu się i przeprosinach
nie należały jednak do najprzyjemniejszych.
- Bill mógł
wiele stracić przez tamte zdjęcia – kontynuował piosenkarz. Tommy spojrzał na
niego złowrogo.
- To nie jest
twoja sprawa – uciął krótko.
- Słucham?
Atmosfera
gęstniała, a płynący w ich żyłach alkohol nie łagodził sytuacji.
- To jego
decyzja i jego ryzyko – padło wyjaśnienie.
- Nie rozumiem
cię, Tommy. Chłopak ryzykuje dla ciebie karierę, a ty masz to za nic!
- Wyjaśnijmy
coś sobie. Nic mnie nie łączy z tym gówniarzem – syknął mężczyzna.
- Ten
„gówniarz” ma więcej rozumu niż ty! On przynajmniej nie boi się swoich uczuć! –
Lambert odpowiedział zdenerwowany.
- Przymknij
się! Jeśli chcesz to go bierz. Widziałem, jak na niego patrzyłeś w klubie.
- Niczego mi
nie wmawiaj!
- Wmawiam? –
prychnął z rozbawieniem. – Znam cię, Adam. Gdyby nie Sauli, Bill byłby twój.
- Nie odbijam
facetów.
- Gdyby był
sam…
- To nie ma
nic do rzeczy!!!
Basista
zamilkł i cofnął się o krok. Kiedy Adam Lambert podnosił głos, sytuacja stawała
się poważna.
Odruchowo
zacisnął dłoń w pięść. Choć wyglądało to groźnie, piosenkarz potrafił panować
nad emocjami.
- Nie muszę
czegoś do kogoś czuć, a tym bardziej nie muszę go kochać, żeby odczuwać empatię
względem niego. Szkoda, że ty nie jesteś do tego zdolny…
Rozmowa
zakończona. Adam odwrócił się i wyszedł ze słowa, pozostawiając Tommy'ego
samego ze swoimi myślami i wzburzoną krwią w żyłach.
*
Świat
zawirował. Podłoga gwałtownie usunęła mu się spod nóg, sprawiając, że wylądował
tuż obok rozbitej szklanki. Lepka ciecz pokryła jego dłoń.
Wszechobecny
łomot nie pozwalał mu myśleć. Nie potrafił wstać. Nogi ślizgały się po podłodze
i uginały pod ciężarem jego ciała. Słyszał śmiech ludzi zebranych wokół.
Najdonośniejszy był głos chłopaka, który sprowadził go do parteru. Wystarczyło
mu do tego jedno niezbyt silne pchnięcie.
Mówił coś i
żywo gestykulował. Ludzie znów zachichotali. Bill nie odpowiadał. Nie rozumiał
nic.
W jednej
sekundzie znalazł się z powrotem w pionie. Ktoś ciągnął go za rękę. Za jego
plecami rozległ się rechot.
Zrobiło się
jaśniej, światło kuło w oczy. Zachwiał się. Kolejne szarpnięcie. Gdyby nie ono,
utrzymałby równowagę. Podłoga była twarda i lodowata. Wyciągnięta w porę ręka
uratowała jego głowę przed uderzeniem.
Podniósł wzrok
na starszego brata, który stał nad nim wściekły. Krzyczał, ale jego słowa nie
miały sensu. Muzyka, choć stłumiona, wciąż była za głośno.
Zaczął słabnąć
po raz kolejny tego wieczoru. Oparł się plecami o ściankę toalety. Żołądek
podchodził mu do gardła.
Bliźniak
krzyknął coś po raz ostatni. Machnął ręką na odchodne i wyszedł z
pomieszczenia.
Bill poczołgał
się bliżej toalety. Łzy ciekły z jego twarzy. Nie kontrolował już swojego
ciała. W ostatnim akcie bezradności skulił się na podłodze. Żeby tylko ochronić
się przed zimnem. Żeby tylko ochronić się przed wszystkim.
W kabinie obok
jakaś para uprawiała seks. Zwymiotował.
*
Strącił z
szafki dzwoniący telefon. Urządzenie uderzyło o ziemię, a tuż za nim podążyła
szklana butelka. Huk nie był niczym dobrym dla obolałej głowy, a nagła pobudka
była ostatnią rzeczą, której pragnął jego żołądek. Cudem zdążył do toalety.
Coś było nie
tak. Wymiotował, choć przecież nie wypił zbyt dużo poprzedniej nocy. Czy to
możliwe, aby ktoś dosypał mu czegoś do drinka? W jakim celu?
Skulił się na
dywaniku na podłodze. Wstrząsnęły nim dreszcze. Jego ciało odmawiało mu
posłuszeństwa. Był zmęczony i skołowany. Z trudem odbierał bodźce zewnętrzne,
takie jak chłód czy odgłos pukania.
- Tommy, budź
się! – krzyknął Adam, waląc pięścią w drzwi. Przekręcił klucz w zamku. –
Niedługo wyjeżdżamy. Tommy?
*
Telefon nie
mógł zadzwonić o gorszej porze. Głośna melodia zadziałała na niego niczym
uderzenie w głowę. Jęknął głośno i wyciągnął rękę spod kołdry.
- H-halo? –
zacharczał do słuchawki. Nie silił się na powitanie w innym języku niż
ojczysty.
- Bill?
- Tak…
Słucham?
Tego dnia
osoba po drugiej stronie słuchawki zafundowała mu najgorszą pobudkę, jakiej
doświadczył kiedykolwiek w swoim życiu.
- Bill, z tej
strony Adam. Tommy jest w szpitalu…
Dalej nie
słyszał już nic. Wybiegł z domu najszybciej jak tylko się da.
*
- Bill, obudź
się. Hej!
Przetarł
twarz, przy okazji ściągając z głowy kaptur. Jego zaspane oczy źle reagowały na
światło lamp i jasne ściany wokół. Mruknął zaspany.
- Spałeś
tutaj? W poczekalni? – zdziwił się Adam.
Nie było w tym
nic zaskakującego. Podróż na lotnisko, a następnie samolotem do innego stanu
kosztowała młodego bruneta wiele energii. Zdenerwowanie nie pomagało, mimo
zapewnień Lamberta, iż Tommy "nie jest w stanie umierającym".
Przesadził z piciem, a na dodatek podłapał jakieś choróbsko. Potrzebował
opieki, której nie był w stanie mu zapewnić nikt z zespołu.
- Musiałem
przysnąć… – wymamrotał zaspany. Nagle doszło do niego gdzie się znajduje. – Co
z Tommym? Obudził się?
Mężczyzna
pokręcił głową.
- Dzisiaj już
nie ma sensu zabiegać o wizytę. Jest późno. Przyjedziemy tu jutro rano.
Kaulitz
pokiwał głową.
- Scheisse! –
zaklął niespodziewanie. – Nie zamówiłem pokoju w żadnym hotelu.
- Zajmiesz się
tym jutro. Mamy z Saulim wynajęty pokój w hotelu niedaleko stąd. Kanapa jest
wolna.
Niezbyt
uśmiechało mu się takie rozwiązanie, ale w tamtej chwili nie widział innego
wyjścia. Był zbyt zmęczony, by myśleć.
Z trudem
podniósł się z krzesła. Uderzył go nieprzyjemny szpitalny zapach.
*
- Wróciłem!
Nikt mu nie
odpowiedział. Adam wzruszył ramionami. Wtem uchyliły się drzwi do sypialni.
- Mógłbyś być
czasem mniej porywczy, naprawdę – skarcił go Sauli.
- Nie za to
mnie kochasz? – zaśmiał się brunet.
Jego partner
przewrócił oczami.
- Chłopak śpi.
Mógłbyś to uszanować.
- Jeszcze śpi?
Przecież jest już południe!
- On chyba
jest chory. Słabo wygląda – wyjaśnił Koskinen. Przez jego głos przebijało się
zmartwienie. – Nie wiem, czy to dobrze, że kazałeś mu tu przyjechać.
- Nie miałem
innego wyboru. Rodziny Tommy'ego tu nie ściągnę z wiadomych względów, a my mamy
swoją robotę. Bill jest tutaj najodpowiedniejszą osobą – odparł Adam.
Blondyn nie
wyglądał na przekonanego.
- Dostałem
telefon ze szpitala – ciągnął piosenkarz. – Tommy już się obudził. Zabiorę
Billa i pojedziemy na miejsce.
- Daj mi
chwilę. Muszę się ubrać.
- Nie spiesz
się. Pójdę go obudzić.
Przeszedł do
salonu. Zatrzymawszy się przy kanapie, omiótł wzrokiem zrelaksowaną twarz
chłopaka. Spał. Nawet w takim stanie jego uroda robiła na mężczyźnie wrażenie.
Leżał na boku
częściowo odkryty. Blada skóra dodawała mu uroku. Usta pozostawały lekko
rozchylone, pozwalając na swobodny oddech. Klatka piersiowa i smukła szyja
poruszały się rytmicznie. Był taki spokojny. Taki kuszący.
Palce
mężczyzny powiodły po czarnych włosach.
- Może w innym
życiu.
Serce młodego
Kaulitza należało już do kogoś innego. Nie było to coś, na co Adam mógłby
jakkolwiek wpłynąć. Nie chciał nawet próbować tego robić.
Cieszyło go,
że Bill zdał test. Nikt nie ryzykuje aż tyle dla nieznajomej osoby. Tommy
musiał znaczyć dla niego bardzo wiele. A gdyby było inaczej? Nie wiedziałby, co
zrobić. Perspektywa szalonej przygody kusiła, lecz Adam miał swoje zasady. Nie
przespałby się z nim, nie było takiej możliwości. Nie zrobiłby tego Sauliemu.
Chwila przyjemności nie była tego warta. Za bardzo go kochał.
Nachylił się
nad uchem ozdobionym rzędem kolczyków.
- Dbaj o
naszego kociego diabełka.
Zbyt cicho, by
obudzić śpiącego bruneta, zbyt głośno, by nie dotarło to do zrelaksowanego
umysłu.
Delikatne
szturchnięcie okazało się bardziej efektywne. Brązowe oczy uchyliły się.
- Tommy się
obudził. Jedziemy do szpitala?
Nie musiał
czekać na odpowiedź. Już kilkanaście minut później byli w drodze na miejsce.
*
Bliżej
niezidentyfikowany dźwięk rozszedł się po sali. Pochodził spod pomiętej
szpitalnej pościeli, gdzie znajdował się blondwłosy mężczyzna przed
trzydziestką. Czuł się o wiele lepiej niż poprzedniego dnia, jednak poruszanie
się nadal sprawiało mu trudności. Mięśnie bolały jak gdyby ktoś zbił go na
kwaśne jabłko.
Na dźwięk
uchylających się drzwi wysunął głowę spod kołdry. Znajomy, wysoki mężczyzna
zajrzał do pokoju.
- Już jesteśmy
– powiedział.
Blondyn
pokiwał głową.
- Masz gościa.
Basista
zmarszczył brwi. Adam o nikim mu nie wspominał.
- Cześć.
Ten głos i
akcent. Ostatnia osoba, której spodziewał się dzisiaj zobaczyć. Rozstali się
przecież już jakieś dwa miesiące temu.
- Zostawię was
samych. Przyjdę później – odezwał się Lambert, po czym zamknął za sobą drzwi.
Tommy odwrócił
wzrok. Nie był zachwycony takim obrotem sprawy.
- Mieliśmy się
już nigdy więcej nie spotkać.
- Adam
zadzwonił do mnie. Powiedział, że jesteś w szpitalu.
„Adam, co ci
strzeliło do głowy?!”
Wydobył z
siebie groźny pomruk i przewrócił się na drugi bok. Był wściekły na całą
sytuację, ale jednak zbyt zmęczony, by to jakoś dosadniej okazać. Nie wierzył,
że Adam chciał zrobić mu na złość, choć sytuacja mogłaby na to wskazywać.
- Przynieść ci
coś? – spytał Bill, zajmując miejsce obok mężczyzny.
- Nie wiem, po
co Adam cię tu ściągnął. Będziesz patrzeć jak rzygam?
- Będę podstawiać ci miskę. To mała rzecz, ale wiele daje.
- Będę podstawiać ci miskę. To mała rzecz, ale wiele daje.
- Wolałbym,
żebyś za mną nie jeździł.
- Martwiłem
się.
- Ale znowu
wracamy do punktu wyjścia. Nie dam ci tego, czego chcesz – blondyn obstawał
przy swoim.
- A gdybyśmy
wrócili do tego, co było jeszcze wcześniej?
- Wiesz, że to
nierealne.
- Chciałbym
spróbować. Wtedy było fajnie.
- To prawda –
potaknął. – Było fajnie.
Był
przekonany, że już wszystko skończone. Po ostatnim spotkaniu każdy z nich miał
iść w swoją stronę. Rozstali się w pokoju, zamknęli za sobą drzwi, które Adam z
wielką subtelnością wyważył.
Basista
ponownie zwrócił się w stronę chłopaka. Chciał na powrót ustalić zniszczone
granice między nimi.
- Sprowadzę
cię na złą drogę, a tego nie chcę. Mówiłeś, że jesteś ptakiem ze złotej klatki.
Nie poradzisz sobie w moim świecie, wierz mi – próbował przekonać młodego
wokalistę. Liczył na to, iż ten go posłucha. – Dla dobra nas obojga powinniśmy
zerwać kontakt. Na razie tylko dusimy się w tym układzie.
Bill pokiwał
głową. Zgadzał się z nim, choć nie ukrywał, że miał nadzieję na inne powitanie.
- Wyjadę
jutro, jeśli tego chcesz. Do tego czasu będziesz musiał znosić moje towarzystwo
– zdecydował.
Źle go ocenił.
Najwyraźniej Kaulitz też potrafił postawić na swoim, czego należało się
spodziewać po frontmanie zespołu. Zaimponował mu. Nie znał go od tej strony.
- A podasz mi
wodę? – Ratliff rzekł z uśmiechem, co sprawiło, że chłopak również się
rozchmurzył.
- Jasne –
odpowiedział, biorąc w dłoń pustą szklankę.
- W takim
razie nie będzie tak źle.
To był miły
dzień spędzony na rozmowie i wspólnych żartach.
Obietnica
została spełniona. Nazajutrz po Billu nie było już śladu.
*
Nim wrócił do
zespołu spędził w szpitalu trzy dni. Mógł grać na koncertach, lecz niewiele
ponad to. Musiał się oszczędzać.
Wolny czas
poświęcał na próby i rozmyślania. To, przed czym uciekał, w końcu go dopadło.
Nie mógł schronić się za szklaną butelką wypełnioną wysokoprocentowym trunkiem.
Był zmuszony zmierzyć się ze sobą sam na sam. Nie było to łatwe, ale iskra
wykrzesana z jego wielogodzinnych sesji rozpaliła w nim płomień nadziei.
Nadziei na ostateczne pogodzenie się ze sobą i swoimi uczuciami.
Sprzeczka z
Adamem i wizyta w szpitalu otworzyły mu oczy na kilka spraw. Seks, imprezy i
alkohol były fajne, lecz lepiej smakowały, gdy miał się nimi z kim dzielić.
Oczywiście pierwsza z rzeczy nie wchodziła w grę, ale pozostałe jak
najbardziej.
- A
gdybyśmy wrócili do tego, co było jeszcze wcześniej?
Tęsknił za tym
krótkim acz intensywnym okresem w swoim życiu. Wolność, zabawa i kumpel, który
towarzyszy ci w najbardziej zwariowanych akcjach.
Pierwszy punkt
z listy rzeczy do załatwienia po letniej trasie: odnowienie starych kontaktów.
Chciał zacząć od tego najświeższego. Nie powinien, ale chciał.
- Wiesz, że
to nierealne.
- Chciałbym
spróbować. Wtedy było fajnie.
- To
prawda. Było fajnie.
*
Podczas
kilkudniowej przerwy między występami zespół Adama Lamberta wrócił do Los
Angeles. Wszyscy zgodnie uznali, że przyda im się odpoczynek. Drugiego dnia
Ratliff postanowił zrobić coś jeszcze. Wyskoczył do sklepu, po czym podjechał
pod bramę domu, który miał okazję zwiedzić tylko raz w życiu.
Stanął przed
wejściem, licząc na szczęśliwy traf. Nie uprzedzał Billa o swoim przybyciu.
Uznał, że niespodzianka bardziej go ucieszy.
Po raz kolejny
postąpił wbrew zdrowemu rozsądkowi.
Rozległ się
dźwięk domofonu. Basista zadzwonił raz, a potem następny. Długo czekał na
odpowiedź.
- Tak? –
rozbrzmiał nieprzyjemny głos. Zdecydowanie nie była to osoba, której szukał.
- Jestem Tommy
Joe Ratliff. Jest Bill?
- Nie.
Kiepskie
powitanie, mimo to starał się trzymać fason.
- A kiedy
będzie?
- Nieprędko.
- To znaczy?
- To znaczy
nieprędko.
- Nie pomagasz
mi.
- Nie zależy
mi na tym. Kim ty w ogóle jesteś?
- Znajomym
Billa.
- Więc zadzwoń
do niego i zapytaj, kiedy będzie.
Cały jego plan
i dobry humor diabli wzięli przez jednego człowieka, którego akurat teraz
musiał spotkać na swojej drodze. Przerwanie połączenia uratowało tego
zgryźliwca przed wiązanką niecenzuralnych słów.
Tommy prychnął
wściekle, po czym wyciągnął swój telefon i wybrał właściwy numer. Dopiero druga
próba połączenia powiodła się.
- Cześć.
Słuchaj, chciałem zrobić ci niespodziankę i złożyć ci wizytę, ale jakiś buc
powiedział mi, że nie ma cię w domu. Może spotkamy się później? – powiedział na
jednym wdechu. Musiał poczekać kilka sekund na odpowiedź.
- Cześć –
zabrzmiał znajomy głos po drugiej stronie słuchawki. Chłopak był wyraźnie
zaskoczony. – To miłe z twojej strony, serio, ale nie wiem, czy to wypali…
- Dlaczego?
Coś się stało?
Jego głos
brzmiał dziwnie. Krył w sobie wiele emocji.
Wreszcie
Kaulitz zdecydował się przemówić. Ratliff nie spodziewał się takiego obrotu
sprawy.
- Jestem poza
miastem. W ośrodku odwykowym.
Drache
***
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i miłe słowa. <3 Jednocześnie przepraszam za negatywne emocje po poprzedniej części. Czuję się winna. ^.^''
Pozdrawiam ciepło (z naciskiem na "ciepło", bo zima nadal uparcie trwa) i życzę miłego weekendu! :)
WOW! to było akurat dobre Tom powinien mu powiedzieć co sie stało ;-/ Ato wszystko dzięki Adamowi
OdpowiedzUsuńBoże dziewczyno jestes zajebista !!!
Bill w ośrodku! O, mamo! Nieźle się zaczyna dziać. Oby terapia mu pomogła.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Adam zadzwonił do Billa i powiedział mu, że Tommy jest w szpitalu. No i Kaulitz przyleciał najszybciej jak się dało. Tommy'emu powinno to dać do myślenia.
Wierzę, że problemy obu panów szybko się skończą, że zrozumieją co jest dla nich dobre, a co złe.
A Tom serio taki nieprzyjemny się zrobił. Ale ja go poniekąd rozumiem, bo on chce dla brata jak najlepiej, a ten nic sobie z tego nie robi. Ech...
Życzę weny i pozdrawiam! :*