Część X
Gdy emocje
opadły, przyszła pora na poukładanie myśli. Tommy na spokojnie zanalizował
sytuację. Stało się coś, czego nie przewidział. Seks rozpalił uczucie. To nie
powinno było się wydarzyć. Miał już prawie trzydziestkę na karku, a mimo to
wciąż zdarzało mu się zachowywać nierozważnie. Czym kierował się w tym
przypadku? Lepiej nie pytać, ale stanowczo nie był to rozum…
Był zły na to,
co się stało, a praca tylko pogarszała sprawę. Często łapał zły humor, co
dawało się we znaki otoczeniu. Jego zachowanie stawało się nie do zniesienia i
szybko doprowadziło jego znajomych do ostateczności. Pewnego weekendu blondyn
zwyczajnie został sam. Poczucie odrzucenia jeszcze bardziej podkopało jego
nastrój. Nie zamierzał jednak siedzieć samotnie w mieszkaniu i rozmyślać nad
swoim postępowaniem. Poszedł zabawić się w towarzystwie obcych ludzi.
Ale dlaczego
znowu wybrał to miejsce? Wiedział, że tu będzie, tak samo jak zwykle. Niewinny
szczegół czy część planu?
Wypatrywał
znajomych twarzy, lecz nikogo nie dostrzegł. Był sam w tłumie. To nawet dobrze.
Nie potrzebował nikogo chętnego do oceny jego zachowania. To jego życie, jego
wybory i jego zabawa. Nikomu nic do tego.
Podszedł do
pierwszej lepszej blondynki na parkiecie. Jej ponętne ciało aż prosiło się o
dotyk, a usta smakowały wybornie. Zamówił jej drinka.
Mógłby
przysiąc, iż dostrzegł gdzieś obserwującą go parę czekoladowych oczu, choć może
to tylko wytwór jego wyobraźni. Tej nocy alkohol szybko dostawał się do krwi.
Pił i tańczył
z coraz to nowymi dziewczynami. Przedstawiały mu się, ale on nie był w stanie
zapamiętać ich imion. Zresztą, nie były one dla niego ważne. Liczyła się
przyjemność.
- Kocham
cię.
- Jesteś
nienormalny…
Nienawidził
tych przebłysków, wspomnień, które pojawiały się nagle nie wiadomo skąd i psuły
mu dobry nastrój. Być może zareagował wtedy zbyt ostro, może i powinien za to
przeprosić, ale cóż, życie samo w sobie też nie jest przyjemne. Czasem trzeba
podejmować bolesne decyzje.
Poszedł do
baru po coś mocniejszego. Świat znów zyskał kilka kolorowych barw, a dziewczyny
na sali stały się piękniejsze niż kiedykolwiek.
Korzystał z
życia. Nikt nie ma prawa przerywać mu zabawy.
*
- Spać… Muszę
spać…
- Zabiorę cię
do hotelu.
Długo wahał
się, czy aby na pewno jego interwencja była tutaj potrzebna, lecz stan
Tommy'ego wydał mu się zbyt poważny. Sam wolałby, aby ktoś zajął się nim, jeśli
kiedykolwiek znalazłby się w podobnej sytuacji.
Niewygodnie
było mu prowadzić kogoś niższego od siebie. Mężczyzna co i raz wyślizgiwał mu
się z rąk lub po prostu potykał się o własne nogi. Że też taksówka musiała
zatrzymać się tak daleko od klubu…
Nareszcie
dostrzegł żółty pojazd. Niestety w tym samym czasie ktoś dostrzegł ich.
Błysk i
trzask. Zbyt dobrze znał to połączenie. Odruchowo zwrócił głowę w stronę
znajomego dźwięku. Mężczyzna z aparatem.
"Szlag!"
Zrobiło mu się
słabo. Czy to możliwe, aby chodziło o niego? Do tej pory nie miał tutaj ani
jednego spotkania z paparazzi. Dlaczego mieliby się nim zainteresować właśnie
teraz?
Tym razem nie
on miał być celem fotografów.
Przyspieszył
kroku, modląc się w duchu, aby nikt go nie rozpoznał. Chował się pod kapturem
swojej rozciągniętej bluzy. Jego towarzysz nie miał już tyle szczęścia, lecz
Bill nie był w stanie tego zmienić.
Cały drżał z
nerwów, gdy pomagał Tommy'emu wtoczyć się do taksówki.
- Ej! –
krzyknął kierowca na widok pijanego mężczyzny. – O nie, nie zgadzam się na…
- Do
najbliższego hotelu – zarządził brunet. – Zapłacę ekstra za szybki dojazd.
- A
czyszczenie?
- Zapłacę za
wszystko! Jedź!
- Skoro tak,
trzymam za słowo!
*
Wraz z
dotarciem na miejsce, byli już bezpieczni. Paparazzo nie podjął pościgu.
Zdjęcia pijanego basisty Adama Lamberta nie były aż tyle warte.
Z trudem udało
mu się dojść do właściwego pokoju. Gdy tylko się tam znalazł, od razu
zaprowadził
Ratliffa do
łazienki. Sam zsunął się po ścianie i usiadł na dywanie przy drzwiach. Po takim
wysiłku potrzebował chwili wytchnienia.
Przymknął oczy. Żałował, że w ogóle dzisiaj wyszedł z domu, choć nie ukrywał,
że jazda tak pokręconą kolejką górską nie była częścią jego planów na wieczór.
- Niech ten
dzień już się skończy…
Drzwi uchyliły
się. Słyszał kroki należące do Tommy'ego. Nie chciał otworzyć oczu, martwiąc
się, co może zobaczyć. Mężczyzna skierował się prosto na łóżko. Materac
skrzypnął pod ciężarem jego ciała.
Bill podążył
śladem swojego towarzysza. Mieli tylko jedno wspólne miejsce do spania. Odsunął
blondyna na bok i położył się na swojej połowie. Szczupłe ręce objęły go w
pasie.
- Chcesz się
pieprzyć? – usłyszał za sobą pijany głos.
- Nie. Odwal
się i idź spać – odwarknął.
- Dziwka.
Nie przejął
się za bardzo. Dla Tommy'ego w takim stanie mógłby być kimkolwiek, a i tak
zostałby obdarzony równie uroczym określeniem.
Kolejna próba
kontaktu jeszcze bardziej go rozwścieczyła. Zerwał się z łóżka i wyszedł z
sypialni.
Mocno przetarł
oczy. Był w kropce, nie miał pojęcia, co robić dalej. Co gorsza bolał go
brzuch. Stres zżerał go od środka. Perspektywa jutra napawała go przerażeniem.
Był pewien, iż tej nocy nie zmruży już oka, a na pewno nie tutaj, obok tego
człowieka.
Zabrał swoje
rzeczy i opuścił pokój. Wspólny poranek to jedna z ostatnich rzeczy, na które
miał ochotę.
*
Takiego kaca
nie miał już dawno. Najwyraźniej znów zmieszał ze sobą zbyt wiele rodzajów
alkoholu. "Nigdy więcej…" przemknęło mu przez myśl. Tak samo jak za
każdym razem.
Rozejrzał się
po pokoju. Hotel. Był sam. Ciekawe, co robił poprzedniej nocy.
Telefon
zabrzęczał, przy okazji wiercąc mu dziurę w głowie swoim upiornym dźwiękiem.
Sms. Dziesiąty z kolei.
- Cholera…
Taka liczba
wiadomości nie wskazywała na nic dobrego. Prędko chwycił urządzenie i przejrzał
skrzynkę. Wszystkie smsy były zapytaniami o przebieg wczorajszej nocy. Część z
nich dotyczyła zdjęć w prasie.
Wybrał
ostatniego nadawcę i wystukał kilka słów. Rozmowa była ponad jego siły.
Odpowiedź
przyszła natychmiast. Otworzył podesłaną mu stronę. Jakieś niewyraźne zdjęcia i
nagłówek przestrzegający przed skutkami nadmiernego picia. Od razu rozpoznał
siebie i swoją bujną czuprynę. Alkohol nieźle dał mu w kość. Nie był nawet w
stanie samodzielnie utrzymać się na nogach. Ktoś go prowadził. Przyjrzał się
bliżej. Kojarzył tę bluzę i postać, która się pod nią kryła.
"Bill?"
Nie było
dobrze.
*
Zdenerwowanie
solidnie dawało mu w kość, gdy następnego dnia jechał w nieznane sobie miejsce.
Bacznie obserwował drogę i jednocześnie co chwilę zerkał na GPS, który miał go
prowadzić pod ustalony adres.
Urządzenie
dało znać, że zbliżają się do celu. Zatrzymał się pod bramą.
- Cześć,
jestem na miejscu. Otworzysz?
Nie czekał
długo. Zaparkował przy wjeździe do garażu.
Ani dom, ani
ogród niczym się nie wyróżniały. Były nawet skromniejsze od większości
posiadłości w LA. Ot zwykły duży dom z trawą dookoła. Nic specjalnego w mieście
sław.
Jego krokom
towarzyszył szczek i ujadanie psów. Wraz z otwarciem drzwi ukazało się przed
nim całe stado. Cztery sztuki.
- Przepraszam,
czasem nie potrafię ich powstrzymać – wyjaśnił Bill, próbując zawołać zwierzęta
do środka. – Idź na górę, prosto i w prawo. Ja zaraz przyjdę.
- Spoko.
Góra, prosto,
prawo, drzwi. Sypialnia była przestronna, urządzona na bogato, lecz porządek
najwyraźniej nie gościł w niej nigdy. Papiery, puste szklanki i różne elementy
garderoby mieszały się ze sobą na podłodze, biurku, a nawet na fotelu, krześle
i łóżku. Tommy kątem oka dostrzegł otwartą paczkę tabletek przeciwbólowych
zalegającą w kącie obok łóżka.
Mężczyzna
usiadł na pościeli. Niedługo później dołączył do niego Bill. Milczeli przez
chwilę. Wiedzieli, o czym muszą porozmawiać. Nie wiedzieli tylko, jak zacząć.
- Chciałem cię
przeprosić i podziękować – zaczął Ratliff. – Uratowałeś mi dupę.
- To żadna
pomoc. Trafiliśmy do prasy.
- Widziałeś
zdjęcia? Wszystko w porządku?
Postawa
Kaulitza nie zdradzała żadnych złych wieści.
- Nikt mnie
nie rozpoznał. Nawet ludzie ode mnie nic nie zauważyli. Jestem bezpieczny.
"Chociaż
tyle."
- A ty? –
spytał chłopak.
- Nic
poważnego. Sprawa za kilka dni rozejdzie się po kościach.
- A Adam?
- Jest zły,
ale sam miewał gorsze wpadki, więc nie ma prawa narzekać.
- To może wam
zaszkodzić.
Ratliff
machnął ręką.
- Nic nam nie
będzie. Trochę rozgłosu, tyle.
Wszystko było
w porządku. Tym razem im się udało.
Znowu nastała
cisza. Zbliżał się kolejny trudny temat, jeszcze mniej przyjemny niż poprzedni.
Tommy postawił
sprawę jasno.
- Prasa to kolejny
powód, żeby się nie spotykać. Jest za duża szansa, że publika się o nas dowie –
powiedział.
Młodszy z
dwójki drgnął.
- Da się to
zrobić. Tyle osób się ukrywa! Po prostu musielibyśmy bardziej uważać… –
próbował ratować sytuację, jednak jego starania na niewiele się zdały.
Spojrzenie Tommy'ego mówiło samo za siebie.
- To nie ma
szans. Pogódź się z tym.
- Nie dam rady
bez ciebie…
- Tyle lat
żyłeś beze mnie i nie było z tym problemu.
- Wtedy cię
nie znałem i nie kochałem…
- Do jasnej
cholery, przestań powtarzać te brednie!!!
Nie rozumiał,
dlaczego słowa Billa wywoływały w nim tak wielką złość. Może po prostu nie
chciał przyznać się przed samym sobą, iż próbował w ten sposób odciąć się od
grożącej mu odpowiedzialności.
- To nie są
brednie! – bronił się wokalista, lecz Tommy nie zamierzał go słuchać.
- Zamknij się
wreszcie i nie nazywaj seksu miłością!
Brunet zerwał
się z łóżka. Patrzył na basistę z determinacją.
- To są twoje
odczucia, nie moje – Kaulitz rzekł stanowczo.
- Poza seksem
prawie się nie znamy. Ile o mnie wiesz? Ja o tobie niewiele. Nie wiem nawet,
czemu ciągle wieszasz na sobie krzyże.
Jego palce
odruchowo powędrowały na łańcuszek, na końcu którego zawieszony był długi,
smukły znak. Jeden z wielu egzemplarzy w jego kolekcji.
- Bo ja wiem?
– odezwał się zakłopotany. – Podoba mi się ich kształt. Poza tym krzyże kojarzą
mi się z cierpieniem.
- Nie
wyglądasz na cierpiącego. Nie lubię rozczulania się nad sobą i tego całego
emo-gówna.
Bill
uśmiechnął się smutno.
- W takim
razie przepraszam, że czuję się jak ptak w złotej klatce.
- Proszę cię…
– mężczyzna jęknął, przewracając oczami. – Możesz z niej wyjść kiedy tylko
chcesz.
- Nie wydaje
mi się…
- To źle ci
się wydaje.
Niczego tak
nienawidził jak ckliwych tekstów, a Bill jak na złość nie chciał z nich
rezygnować. Obstawał przy swoim.
- Jeśli możesz
od tak z niej wyjść to znaczy, że nigdy w niej nie byłeś – ciągnął.
- Twoja klatka
jest w twojej głowie. Nie jesteś w mafii, nie jesteś w więzieniu, nie jesteś w
rządzie… Co cię ogranicza?
- Spytaj Adama,
on powinien wiedzieć o tym więcej niż ty…
Miał już
pomału dość powiązań Billa z Adamem. Chciał coś powiedzieć, lecz tym razem
wyjątkowo ugryzł się w język.
Chłopak
podszedł do drzwi balkonowych. Widok zza szyby wychodził na ogród. Zieleń,
która powinna uspokajać.
- Myślałem, że
jesteś taki jak ja – Kaulitz rzekł przygnębiony.
- To znaczy
jaki?
- Verloren.
Mężczyzna
popatrzył na niego zdziwiony.
- Co?
- Nieważne.
- Ważne!
Powiedz, o co ci chodzi!
Oczy bruneta
zaszkliły się. W pośpiechu uchylił drzwi i sięgnął do kieszeni. Chwilę później
jego usta obejmowały już tlącego się papierosa.
- Nie powiesz
mi?
Zmieszany i
zirytowany wpatrywał się w chłopaka, który raz po raz zaciągał się dymem. Ten
widok działał na niego w pewien niezrozumiały sposób. Nie potrafił przestać i
miał przeczucie dlaczego.
- Odłóż tego
papierosa – rozkazał.
Kaulitz
uśmiechnął się z niezrozumieniem.
- Niby
dlaczego? To mój jedyny – odparł, zaciągając się ponownie. Gdy tylko odsunął
papierosa od ust, jego plecy gwałtownie uderzyły w ścianę.
Nie miał
innego wyjścia jak wypuścić dym wprost na twarz Tommy’ego, który patrzył na
niego szyderczo, przejmując trujący obłok. „Co robisz? Popierdoliło cię?!”
mówił wzrok Billa, gdy dłoń gitarzysty powiodła w górę jego nadgarstka,
zagłębiając się przy tym w delikatną skórę.
Palce
drapieżnika zręcznie przejęły skarb swojej ofiary. Mężczyzna sam zaciągnął się
dymem, by buchnąć nim prosto w twarz bruneta. Bill wykonał nagły ruch, lecz nie
potrafił oswobodzić się z uścisku. Ulegał.
- Obaj tego
chcemy – mruknął blondyn. Powoli drażnił kolanem nogę chłopaka.
- Nic od
ciebie nie chcę!
Powietrze
coraz szybciej opuszczało jego płuca. Mięśnie rozluźniały się. Nie potrafił
bronić się przed dotykiem, który sprawiał mu przyjemność.
- Na pewno?
Dłoń basisty
zsunęła się na wrażliwą strefę.
- Odejdź
demonie…
- Demonie? –
prychnął rozbawiony. – Jestem tylko niewinnym kotkiem. Przynajmniej tak o mnie
mówią.
- Miau…
- Chodź tu,
moja myszko…
Złączyli ze
sobą usta. Obaj łapczywie chwytali słodki smak podniecenia kryjący się w każdym
centymetrze ich ciał.
Ręka mężczyzny
chwyciła kraniec ciemnego materiału. Powstrzymała go inna dłoń.
- Nie pozwolę
ci…
- Pozwolisz.
- Nie mogę…
- Już to
zrobiłeś…
Zęby zatopiły
się w delikatnej skórze szyi. Zduszony jęk.
Z początku
chciał to załatwić szybko, lecz później uznał, iż skoro to ich ostatni raz,
musi być dobry.
Pozbawił
chłopaka koszulki.
Pokierował go
na ciężkie, drewniane biurko w rogu pokoju. Brunet zajął na nim miejsce.
Przerwawszy na moment taniec języków, Tommy zsunął spodnie z bioder swojego
partnera. Wylądowały na podłodze wraz z bielizną. Para wróciła do poprzedniej
czynności.
Sprawna dłoń
wylądowała na najwrażliwszym miejscu męskiego ciała. Wokalista zachłysnął się
powietrzem. Masaż przyprawiał go o kolejne intensywne doznania. Zatopił palce w
koszulce basisty i pociągnął za materiał.
- Chodźmy na
łóżko… – mruknął chłopak.
- Mógłbym
wziąć cię tutaj – mężczyzna odparł z lekkim uśmiechem.
- Nie, nie
chcę. To drogie biurko.
Stracił górę
ubrania i spodnie. Młodszy przejął inicjatywę. Obaj znaleźli się na łóżku,
gdzie mieli doprowadzić swoją walkę do ostatecznego etapu.
- Gumki.
- Nie mam.
- Szlag!
Ratliff
odepchnął bruneta i zszedł z materaca. Dopadł swojej torby. Jej zawartość
szybko znalazła się na podłodze. Znalazł to, czego szukał.
Czuł na sobie
to pożądliwe spojrzenie, które spływało po jego półnagim ciele. Brązowe oczy
okalane długimi, czarnymi rzęsami lśniły i przyciągały do siebie. Mówiły:
„Chodź do mnie. Tak bardzo cię pragnę…”. Ta sama wiadomość zawarta była zresztą
także w innych formach. Usta uchylały się zalotnie przy każdym oddechu.
Zaróżowiona szyja nie kryła się przed jego wzrokiem. Najoczywistszy sygnał
znajdował się oczywiście o wiele niżej i był znacznie mniej subtelny niż
poprzednie.
- Zawsze
przygotowany… – zamruczał wokalista, gdy jego kochanek powrócił z odpowiednim
ekwipunkiem. Na jego oczach zniknęła ostatnia bariera między nimi. Zastąpiła ją
inna, lateksowa, ale to nie miało już znaczenia.
Basista
sprawnie uporał się z przygotowaniami do ostatniego aktu. Finał zbliżał się
wielkimi krokami.
Powiódł dłońmi
po całej długości nagich pleców. Nigdy nie przypuszczał, że płaskie pośladki
mogłyby działać na niego tak intensywnie. Nigdy. Tak samo jak zapach męskich
perfum.
Ich pierwszy raz
na trzeźwo. Pierwszy raz bez używek innych niż chemia własnych ciał. Pierwszy
raz, gdy mieli pamiętać wszystko. Pierwszy i ostatni.
Jęk wywołany
bólem. Ból przechodzący przyjemnością. Kropelki potu zeskakiwały z łączących
się w ekstazie ciał.
Jedna dłoń
trwała spleciona w uścisku z inną, druga zaś wciąż próbowała błądzić po
rozpalonym ciele. Ich czwarta, osamotniona siostra zatrzymała się na pościeli.
Jej palce chwytały chłodne prześcieradło.
Przypadek
zrządził, iż otumaniony wzrok blondyna powędrował na szafkę tuż obok łóżka.
Spojrzał na taflę stojącego tam lusterka. Odbicie odsłoniło przed nim wyjątkowo
kuszący widok. Półprzymknięte oczy. Rozchylone usta. Czarne kosmyki włosów
przyklejające się do spoconej twarzy.
Poruszył się,
wywołując tym reakcję podległego mu ciała. Przyglądał się jej uważnie.
Przełknął ślinę. Kolejne pchnięcie, tym razem delikatniejsze. Cichy pomruk
dotarł do jego uszu.
Każdy ruch
spotykał się z odpowiedzią. Każda zmiana miała znaczenie. Z uwagą obserwował
efekty swojej pracy. Może po prostu nie potrafił oderwać wzroku od podnieconego
ciała młodego bruneta? Zarysował paznokciami zaróżowioną skórę. Zduszony jęk.
Wplótł palce w ciemne kosmyki i pociągnął mocno.
- Głośniej.
Chcę cię słyszeć – wyszeptał wprost do ucha chłopaka.
Popatrzył w
lusterko. Tym razem wpatrywała się w nie nie jedna para tęczówek, lecz dwie.
Czekoladowe
oczy błysnęły.
- Staraj się
lepiej, a usłyszysz, co tylko chcesz…
Prowokacyjny
uśmiech. Ból rozrywanego ciała. Paznokcie wbite w białą pościel.
Mocno drasnął
jego szyję. Powoli zjechał palcami na chudą klatkę piersiową, na której również
pozostawił czerwone ślady.
- Boli…
- Ma boleć.
- Jeszcze…
Ałć…
W stosunku do
kobiet rzadko mógł pozwolić sobie na podobne zachowanie. Zwykle słyszał
protesty bądź czuł je na własnej skórze. Tutaj był wolny, wolny od wszelkich
zahamowań, a wolność ta doprowadziła go do samych gwiazd.
*
Leżeli obok
siebie, przedłużając swoje ostatnie wspólne chwile. Uspokajali swoje oddechy i
rytm serc.
- To
pożegnanie? – przerwał ciszę Bill. W jego głosie słychać było nadzieję, która
jednak spotkała się z bolesną rzeczywistością.
- Tak.
Zasunął
powieki. Kąciki ust wygięły się w uśmiechu.
- Najlepsze w
moim życiu…
"Mam
nadzieję, że nigdy nie będziesz musiał przeżywać podobnych."
Nie mógł
powiedzieć, że Bill był mu zupełnie obojętny, ale nie był dla niego kimś więcej
niż kumplem. Nie widział w nim kogoś, z kim mógłby się związać. Pożądał jego
ciała, lecz dusza wydawała się być zbyt różna od tego, co znał do tej pory.
Zbyt dużo emocji, naiwności i zaangażowania.
Nie trwało
długo nim wokalista znów się odezwał.
- Skoro to
nasze ostatnie spotkanie… Czy mógłbym cię przytulić? Tylko raz?
- Jeśli
chcesz…
Dotyk chudych
ramion oplatających jego ciało nie był dla niego komfortowy, mimo to postanowił
nie protestować. To tylko kilka sekund, tyle jest w stanie znieść.
Czuł przy
sobie bijące serce chłopaka. Czuł, jak stopniowo wracało do normalnego rytmu.
Uspokajało się, a jego dotyk mu w tym pomagał.
Nagle drugie
ciało drgnęło.
- Dzięki –
powiedział Bill, odsuwając się. Jego oczy były zaszklone.
Nie było sensu
dłużej tego ciągnąć.
- Powinienem
już iść – odezwał się Tommy.
- Tak… Myślę,
że tak.
Mężczyzna
wstał i rozejrzał się po pokoju. Namierzał wzrokiem kolejne elementy swojej
garderoby. Brunet został w łóżku. Jego organizm potrzebował odpoczynku.
- Zaczyna piec
– powiedział, wskazując palcami rysy na swojej skórze.
Ratliff
podszedł do niego, by rzucić okiem na swoje "dokonania".
- Trochę
spuchło. Masz wodę utlenioną? Zdezynfekuję ci to.
Bill odskoczył
jak oparzony. Narzucił na siebie kołdrę.
- Nie! –
pisnął. – Jeśli masz odejść, zrób to! I tak pozwoliłem ci już na zbyt wiele!
Jego reakcja
była gwałtowna, lecz Tommy w pełni ją rozumiał. To był jedyny sposób.
- Masz rację –
powiedział w końcu. – Zanim wyjdę, mogę jeszcze skorzystać z prysznica?
- Obok ciebie
jest wejście do łazienki. Czyste ręczniki są w szafce przy zlewie.
- Wielkie
dzięki.
Obaj zaczęli
doprowadzać się do ładu. Osobno. Razem nie mieli na to szans.
*
Już ubrani
stali obok siebie w przedpokoju. Basista uchylił drzwi.
- To ten…
Bywaj.
- Cześć.
Wyszedł,
zostawiając Billa samego. Chłopak otworzył mu bramę. Obserwował, jak auto
opuszcza podjazd. Do końca miał nadzieję na inny bieg wydarzeń.
Samochód
odjechał w siną dal. Czas wrócić do rzeczywistości. Postanowił zacząć od
porządków w pokoju. Może praca wyciszy umysł i choć trochę zagłuszy ból.
*
Starał się
jechać ostrożnie. Jeszcze długo miał przed sobą widok załzawionych brązowych
oczu. Wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju. To wszystko w ogóle nie powinno
było się stać.
Czy mógł coś
zmienić? Niewiele, przynajmniej pozornie.
A wystarczyło wtedy powiedzieć tylko kilka słów, które zmieniłyby wszystko. Przemóc się i dać szansę. Spróbować zrozumieć. Stchórzył.
O wiele prościej jest posiąść czyjeś ciało niż duszę.
Drache
***
A teraz niech ktoś spróbuje mi napisać, że tekst był krótki. ;p
To było piękne *u*
OdpowiedzUsuńostatnio jestem w tak słabej kondycji psychicznej, że prawie się popłakałam ._.
to było takie smutne <3
Nie rozumiem, po co Tommy to zrobił. Przespanie się z Billem na pożegnanie mogło tylko pogorszyć sprawę. Szkoda, że tak późno zaczął mieć wyrzuty sumienia. Właściwie skończyłaś w takim miejscu, że nie mam pojęcia, czego spodziewać się dalej. Świetnie oddałaś emocje chłopaków. :)
OdpowiedzUsuńPiękny, cudowny i długaśny odcinek. :)
OdpowiedzUsuńTakie lubię najbardziej. :)
Zastanawiam się, dlaczego Tommy ucieka przed tym czego się boi? Może powinien dać szansę sobie i Billowi. Zobaczyć co z tego wyjdzie. Ale nie. Tchórz jeden. Mam nadzieję, że z czasem wszystko przemyśli i wróci do Billa.
No, ale został nam jeszcze pan Lambert. Ciekawi mnie, jaką role on odegra w tym opowiadaniu. Niby w tym odcinku go nie było. Jego imię padło tylko kilka razy, sprawiając, że Tommy miał dziwne wrażenie, że za dużo łączy Adama i Billa.
Ech...
Nie pozostaje mi jednak nic innego jak czekanie na kolejne części, w których mam nadzieję wszystko się wyjaśni.
Pozdrawiam i całuję :*
to takie smutne że sama prawie się poryczałam. miałam takie wrażenie (i w sumie cały czas to czuję) że Tommy niedługo bardzo zacznie żałować tej decyzji.
OdpowiedzUsuńTommyego chyba podświadomie cięgnie do Billa i dlatego też zadał mu ból, chcąc żeby kochanek o nim pamiętał. Młodszy chłopak nie jest więc mu tak obojętny jakby sam tego chciał. Mam dziwne wrażenie, że w tej historii to właśnie Tommy najbardziej ucierpi i ostatecznie będzie musiał mocno się wysilić, by być z Billem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Och, mam ochotę zabić tego kretyna Tommy'ego! Jest już dorosłym facetem, to trochę nieładnie zachowywać się jak dziecko i chować głowę w piasek, kiedy pojawiają się problemy. Mam nadzieję, że przejrzy na oczy i pobiegnie błagać Billa o wybaczenie za to, że Bill tak przez niego cierpiał.
OdpowiedzUsuńBardzo realistycznie piszesz wszystkie swoje opowiadania i chyba to właśnie jest to, co najbardziej lubię w Twojej twórczości.
Oby tak dalej.
Czekam.