Część IV
Rozmowa
Tommy’ego z Adamem, choć miła, nie rozwiązywała problemu. Trasa trwała, a wraz
z nią zmęczenie i dezorientacja, w tym wypadku słowo o podwójnym znaczeniu. Wspomagacze
pojawiały się, lecz już nie tak często jak wcześniej. Basista zaczął przywykać
do swojego nowego stanu. Odsunięcie od siebie złych myśli opłacało mu się. Gdy
przekraczał barierę zahamowań, mógłby przysiąc, że zaczynał nawet odczuwać
przyjemność z występów na scenie. Tłum się bawił, on też, zwierzchnicy byli
zadowoleni. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Dopiero nocą pojawiały się
wyrzuty sumienia i krytyka płynąca od własnego umysłu.
„Przestań
robić z siebie dziwkę!”
„Szanuj się!”
„Co jeśli się
w nim zakochasz?”
Tego
ostatniego bał się najbardziej. „Żadnych kontaktów z innymi członkami zespołu.”
powtarzał sobie jak mantrę, lecz im bardziej uciekał myślami od nieznanych
sobie uczuć, tym bardziej bał się, co mogą za sobą pociągnąć.
Był w kropce.
Potrzebował odpoczynku.
Adam jako jedyny
wiedział o jego problemach, choć Ratliff i tak nie mówił mu wszystkiego. Wolał
przemilczeć niektóre uczucia i myśli. I bez tego miał już dość kłopotów.
Bywały gorsze
dni, gdy Tommy zamknięty w swoim świecie wpatrywał się w ścianę i słuchał
muzyki lub brzdąkał coś na gitarze. Wpadał wtedy w stan odrętwienia, z którego
ciężko było go wybudzić. Na szczęście jednak, zwykle sam wracał do
rzeczywistości.
- Niech ta
trasa się już skończy – burknął, siadając do wspólnego śniadania. Rozejrzał się
wokół. Nie tylko on miał już dość tego szaleńczego tempa.
Frustrację i
zmęczenie dało się zobaczyć u wszystkich i każdego z osobna. Tylko Adam tego
dnia wyglądał na wielce zadowolonego. Jego twarz promieniała.
- Wiem, że nie
powinienem, ale jestem tak cholernie szczęśliwy, że chciałbym się czymś z wami
podzielić – oznajmił, gdy wszyscy zajęli już swoje miejsca przy stole.
- Wal. Od tego
jesteśmy.
- Dzięki
Monte, to słodkie. Pracujemy razem już tak długo, byliśmy, a właściwie nadal
jesteśmy razem w trasie, przyjaźnimy się… No więc… – zaczął, zawieszając głos i
ciesząc się przy tym jak dziecko. Wreszcie emocje pozwoliły mu mówić. –
Poznałem kogoś!
Dziewczyny od
razu rzuciły się na niego z pytaniami. Chyba nikt obecny z przedstawicieli tzw.
płci brzydkiej nie przypuszczał, iż jego koleżanki potrafią w jednej chwili
wyrzucić z siebie taką liczbę słów. Jedynie Adamowi udawało się w tym wszystkim
połapać, choć widać było, że przychodzi mu to z trudem.
Tak czy
inaczej jedno było pewne, Lambert miał kogoś, a dokładniej blondwłosego,
krótkoostrzyżonego Fina. Skąd go wytrzasnął było dla wszystkich wielką
niewiadomą. Argument o łóżku był nadal jak najbardziej aktualny. Adam
najwyraźniej miał słabość do drobnych facetów.
Tommy ucieszył
się na tę wiadomość tak samo jak wszyscy inni. Może nawet trochę bardziej niż
oni.
Sytuacja na
scenie jak i poza nią zaczęła ulegać zmianie. Brunet całym sobą okazywał swoje
dobre samopoczucie. Ilekroć nadarzyła się okazja, znikał gdzieś z telefonem w
ręku. Reszta zespołu tylko kręciła głowami. W ich oczach Adam odmłodniał o co
najmniej dziesięć lat. Póki jednak wywiązywał się ze swoich obowiązków,
wszystko było w porządku.
Rok dobiegał
końca, tak samo jak trasa koncertowa. Po ostatnim koncercie wszyscy podali
sobie ręce i rozeszli się w swoją stronę. Ten etap miał zostać zamknięty.
I choć występów
już nie było, problemy pozostały.
Przerwa,
której tak potrzebował Tommy, zaczęła działać mu na nerwy. Trans Glam Nation Tour trwał nadal i
doprowadzał jego psychikę do ruiny. Sny nie zniknęły, pojawiło się coś nowego.
Pragnienie. Zaczynał tęsknić za występami. Brakowało mu bliskości.
Po kolei odnawiał
stare kontakty. „Hej, co u ciebie? Spotkajmy się!” Tak zapełniał sobie czas.
Podświadomie
szukał oparcia, ale nie potrafił go znaleźć. Nigdy nie był chętny do zwierzeń,
nie miał też takiej potrzeby. Pierwszy raz w życiu nosił w sobie ciężar,
którego nie mógł z siebie wyrzucić. Rzadko był wylewny, jego znajomości to w
większości kumple z zespołów, z którymi chadzał na piwo, czy na imprezy. Wstydził
się im zwierzać ze swoich problemów, szczególnie o tak delikatnej materii.
Kolejna sprawa to zrozumienie. W tym temacie mógł liczyć na swoich
nieheteroseksualnych znajomych, których miał sporo. Niestety, pojawiał się
jeszcze jeden aspekt. Nie chciał, żeby wszystko co powie rozeszło się po
mieście, a w tej kwestii mógł być pewien tylko jednej osoby. Ona, niestety,
była wtedy zajęta czymś innym, a raczej kimś innym. Został sam ze swoimi
problemami.
Po Świętach
spędzonych w towarzystwie rodziny nastał Sylwester. Basista z początku planował
spędzić go w domu, z daleka od innych, jednak jego myśli nie dawały mu spokoju.
Nie był przesądny, lecz nie zamierzał wchodzić w nowy rok w takim stanie.
Znalazł wyjście.
Zamówił
taksówkę, która zawiozła go w wybrane miejsce. Średniej klasy klub na uboczu.
Tam właśnie chciał spędzić noc, pijąc do upadłego i bawiąc się w towarzystwie
ładnych kobiet, co jeszcze pół roku temu było dla niego codziennością.
Przyjechał na
miejsce sam, choć nie wykluczał zawarcia nowych znajomości.
Od razu zajął
miejsce przy barze, gdzie zamówił drinka, którego wlał w siebie za jednym
zamachem. Po chwili w jego dłoni pojawił się kolejny. Potrzebował trochę czasu
nim bezpieczniki przestaną działać.
Rozejrzał się
wokół. Parkiet pomału się zapełniał. Gorące ciała poruszały się w rytm łupanki płynącej
z głośników. Kolejna dawka alkoholu.
Obrał kilka
celów, po czym, przybrawszy pozycję względnie pionową, ruszył do akcji.
Pamiętał coś
jeszcze. Dotyk rozpalonych ust. To jednak równie dobrze mógł być wytwór jego
zamroczonego alkoholem umysłu…
*
Promień
światła ukuł go w oczy. Warknął, rzucając w powietrze parę wulgaryzmów, i
przewrócił się na drugi bok. Przetarł swoją przemęczoną twarz. Kątem oka
dostrzegł elementy nieznajomego otoczenia. Mozolnie zbierał myśli. Nic nie
pamiętał.
Leżał w
dwuosobowym łóżku w miejscu, które wyglądało na hotel. Powiódł wzrokiem po
ścianach. Tak, zdecydowanie był to hotel. Zapach docierający do jego nosa
wskazywał na znaczną ilość alkoholu spożywanego poprzedniej nocy. Otwarte butelki
na szafce i jego stan fizyczny zdawały się to potwierdzać. Było jednak jeszcze
coś, co lekko go zaniepokoiło. Pomięta pościel po przeciwnej stronie łóżka i
zapach innego ludzkiego ciała.
Przejechał
dłonią w górę uda. Wciąż miał na sobie bokserki, co oznaczało, że
prawdopodobnie nie rozstawał się z nimi wczorajszej nocy. Wniosek: nic
poważniejszego nie zaszło. Odetchnął z ulgą.
Nagle z
toalety dobiegły do niego podejrzane dźwięki. Nie zazdrościł ofierze tak
koszmarnego kaca.
Gdy ubrał się
i względnie doprowadził do stanu używalności, druga osoba nadal znajdowała się
w łazience. Blondyn stanął przed dylematem. Normalnie nie miałby problemu z
bezszelestnym wyjściem z pokoju i puszczeniem wszystkiego w niepamięć, lecz
tego dnia poczuł, że powinien przynajmniej sprawdzić, czy wszystko jest w
porządku, tym bardziej iż od kilku minut nie było mu dane słyszeć żadnych nawet
najcichszych dźwięków z zajętego pomieszczenia.
„Z każdym
dniem coraz bardziej załamuję się samym sobą…”
Westchnął
zrezygnowany i powoli podszedł do uchylonych drzwi. Zajrzał do środka niepewny
tego, co może za chwilę zobaczyć.
Chudy,
czarnowłosy chłopak ubrany jedynie w bieliznę klęczał na ręczniku, opierając
się o toaletę. Jego twarz pozostawała niewidoczna, przysłonił ją dłonią. Oddychał.
- Ej, wszystko
gra? – zagadnął Tommy. Brunet pokiwał głową. „Przynajmniej jest przytomny.” –
Potrzebujesz czegoś?
- Wody… – usłyszał.
Nietrudno było rozpoznać w tym słowie wyraźny obcy akcent.
Basista
wyszedł, by za moment wrócić z dwiema butelkami wody, które znalazł w lodówce.
- Dzięki… – szepnął
chłopak i objął dłonią butelkę. Nie przytknął jej jednak do swoich wyschniętych
ust. Nie wykonał żadnego ruchu.
- Jesteś
pewien, że wszystko w porządku? – spytał Ratliff, gdy po jakiejś minucie jego
towarzysz wciąż trwał w bezruchu. Młodym ciałem wstrząsnęły dreszcze. Musiał
siedzieć tu już od dłuższego czasu.
- Koszmarnie
się czuję. Rzadko mam takiego kaca. Oł… – syknął, łapiąc się za brzuch. Oparł
głowę o deskę.
- Może
zadzwonię po karetkę?
- Nie…
- To dam ci
chociaż coś do przykrycia.
Wrócił do
sypialni i podniósł z podłogi pomięty koc. Przykrył nim zarzniętego bruneta.
- Dziękuję… – usłyszał
w odpowiedzi. Spod ciemnych kosmyków zdołał dostrzec nieśmiałe spojrzenie
brązowych oczu. Były duże i ładne, choć z łatwością można było zobaczyć w nich
zmęczenie po wczorajszej nocy.
Telefon
niespodziewanie oznajmił przyjście nowej wiadomości. Ratliff zerknął na
wyświetlacz. Pora już iść.
- Poradzisz
sobie? – spytał bardziej dla zasady niż z troski. Chłopak pokiwał głową. –
Pokój jest pewnie opłacony do dziesiątej jak wszędzie. W razie problemów
zostawię ci mój numer.
- Spoko…
W pośpiechu
opuścił pomieszczenie, po drodze potykając się o jedne z dziwniejszych butów,
jakie zdarzyło mu się oglądać.
Gdy tylko
wyszedł, jego nowy znajomy ponownie nachylił się nad muszlą. Miał już
serdecznie dość kolejnych prób pozbycia się słonego smaku ze swoich ust.
*
- Kurwa, co za
dzień!
Stał pod
hotelem, przeskakując z nogi na nogę. Marzył o tym, by jak najszybciej wskoczyć
do własnej łazienki, a później do własnego łóżka. Bez nikogo u boku.
Splunął wściekły.
Zachodził w głowę, co mogło się stać poprzedniej nocy i dlaczego zaczynając w
klubie, skończył w samych gaciach w hotelu z obcym chłopakiem. Do końca stracił
wiarę w swoją męskość. Czy spośród całego klubu najatrakcyjniejszy dla niego okazał
się chłopak?! A te wszystkie kobiety, które zwykle wiły się na parkiecie? Czemu
na nie nie trafił? Co właściwie stało się wczorajszej nocy?
Nie miał
najmniejszej ochoty na myślenie. Mógł wypytać o wszystko bruneta, z którym
dzielił pokój, lecz sądząc po jego stanie, również niewiele pamiętał. Może to i
lepiej.
Tak bardzo
chciał już być w domu i zapomnieć o tym koszmarnym incydencie. Wskoczył do
taksówki nim ta zdążyła zatrzymać się przy krawężniku.
Drache
***
Witam serdecznie w nowym roku! Mam nadzieję, że Sylwester wszystkim się udał. :)
Zrobiłam ankietę dotyczącą Waszego ulubionego opowiadania/opowiadań na blogu. Jest wyżej po prawej stronie od posta. Zachęcam do wypełnienia jej, jak również do zostawienia komentarzy pod tekstami. Byłoby mi bardzo miło z tego powodu. <robi słodkie oczka> ^^
Ingeborg - Chyba nie wyrobiłam się w 3 sekundy... ^^'' Kiedyś też bym nie była za tym pairingiem, ale Zeiten aendern sich. :)
Pozdrawiam wszystkich i życzę udanego weekendu!
Jeśli Tommy będzie z Billem, to będę Cię czcić i wielbić. To byłoby coś mega jak na mój gust. Szczerze powiedziawszy, jakoś nigdy nie byłam przekonana do Fina, ale może zmienisz mój pogląd na tą sprawę.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Pozdrawiam!
Przekonana do Fina w sensie do faceta Adama tak w realu. Trochę nieskładnie to napisałam.
UsuńJeszcze dziś po południu weszłam na Twojego bloga i mówię koleżance z roku, że czekam na nowy odcinek, bo mam niedosyt w czytaniu czegokolwiek. Wchodzę teraz i co? Nowa część!!!!! :D
OdpowiedzUsuńTak więc Tommy spędził noc z Billem. Ale jaka ją spędził to chyba Bill tylko wie albo anioł stróż (jeśli Kaulitz jest w podobnym stanie co basista). Mam swoje przypuszczenia, ale poczekam na rozwój akcji. :)
Wiesz, co mnie ciekawi najbardziej? Czy Tommy przedstawi Billa Adamowi i jak Adam zareaguje na tę znajomość. :) Niby Lambert ma teraz swojego Sauliego, no ale... :P
Czekam na kolejną część i lecę wypełnić ankietę. :)
Buziaki :*
hm... czy ten chłopak to Bill (no jasne że bill xd) z niecierpliwością czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńSama nie wiem czy ten chłopak to Bill. Przecież Adam pokazywał Tommy'mu jego zdjęcie w laptopie. Basista raczej by go rozpoznał. Ale może coś mi się miesza...Odcinek fajny,kolejna akcja pokazująca,że alkohol w nadmiernych ilościach nie oznacza niczego dobrego. Ale to nie byłby Tommy gdyby nie pił do upadłego. Mam nadzieję,że kolejny odcinek rozwieje moje wątpliwości...Czekam na kolejną cześć!!!Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń