Część V
Dwa dni
spędził na dochodzeniu do siebie po Sylwestrze. Nie chciał roztrząsać tego, co
się stało, więc spał do oporu, a gdy się budził, siadał do jakiegoś bezmyślnego
zajęcia jak przeglądanie maili czy oglądanie telewizji.
W mieszkaniu
zaczęło się robić tłoczno. Współlokatorzy wrócili z wyjazdów do znajomych i
rodziny. Czas imprez minął, nastała pora, by wrócić do pracy.
Tommy pomału
wracał do rzeczywistości. Nowy tydzień rozpoczął od zebrania wytycznych na
następne miesiące. Było tego całkiem sporo, ale nic dziwnego przecież skoro
grał w dwóch zespołach jednocześnie. Nie specjalnie się tym martwił. Może praca
pozwoli mu zapomnieć o problemach? Szaleństwo koncertowe ma jednak swoje uroki.
Pierwszy
tydzień nowego roku minął dość leniwie, wszyscy dopiero dochodzili do siebie po
Świętach i Sylwestrze. Nie miał więc jeszcze zbyt wielu obowiązków.
Nastał piątek,
który planował spędzić u siebie w pokoju leżąc w łóżku ze słuchawkami w uszach
i z laptopem na kolanach. Rozrywka idealna dla tak szalonego człowieka jakim
był. Choć może z perspektywy „szarych ludzi” rzeczywiście był szalony. Wyjazd
na Glam Nation Tour z powodzeniem można by zaliczyć do szalonych rzeczy. Jeśli
jednak tak było, wolałby, aby było to pierwsze i ostatnie takie szaleństwo w
jego życiu.
Telefon
zabrzęczał na szafce. Mężczyzna bez większego przekonania zerknął na
wyświetlacz. Spodziewał się zaproszenia na jakąś imprezę, na której nie miał
ochoty się pojawiać. Nieznany numer.
„Cześć, robisz
coś dzisiaj?”
Zamrugał
kilkakrotnie, zastanawiając się, kto może kryć się pod tym numerem. Odkąd stał
się rozpoznawalny był wyjątkowo wyczulony na punkcie prywatności. Już raz
musiał zmieniać swój numer telefonu. Obdzwanianie wszystkich znajomych po kolei
nie należało do rzeczy, na które chciałby marnować czas.
Ostatecznie
zignorował wiadomość. Miał już plany na wieczór. Z drugiej strony… W jego
głowie zakiełkowała nowa myśl. A gdyby tak wybrać się do klubu? Potrząsnął
głową. Nie miał ochoty na powtórkę z Sylwestra, szczególnie jeśli chodziło o
poranek.
Pomysł nie
dawał mu spokoju przez kolejny kwadrans. Coś mówiło mu, że warto spróbować i
odpocząć od tych czterech ścian, w których przebywał przez ostatnie dni.
Sięgnął po
telefon i zadzwonił po taksówkę.
*
Dlaczego
wybrał akurat to miejsce było dla niego zagadką. Ten sam klub, co w Sylwestra.
Jego umysł potrafił podsuwać mu dziwne pomysły.
Rozejrzał się
po sali, wypatrując swoich znajomych, jednak już po chwili doszedł do wniosku,
iż nie ma tu nikogo, kto mógłby go zaczepić. Skierował się do baru, by zamówić
sobie coś do picia.
Było jeszcze
dość wcześnie, dopiero kilka osób tańczyło na parkiecie. Zapłacił barmanowi za
napój.
Kątem oka
zauważył przyglądającą się mu szczupłą postać siedzącą przy krawędzi baru.
Chłopak z wyglądu trochę młodszy od niego. Skądś kojarzył te rysy twarzy i
czarne włosy zaczesane w coś przypominającego położonego irokeza…
Przypatrywał
mu się chwilę. Brunet zdawał się być skrępowany jego wzrokiem. Odwracał głowę,
udając, że go nie widzi, Tommy jednak był za stary na podobne sztuczki.
Bez
skrępowania podszedł do chłopaka, przy okazji przypominając sobie okoliczności,
w jakich przyszło im zawrzeć znajomość.
- Cześć, my
chyba się znamy?
Obaj znali
odpowiedź na to pytanie. Młodszy pokiwał głową. Mimo mocnego makijażu Ratliff
zdołał rozpoznać jego rysy twarzy. Spotkał osobę, która towarzyszyła mu podczas
sylwestrowej nocy, a przynajmniej na to wskazywały fakty.
Wyglądał
zupełnie inaczej niż tamtego ranka, choć nie było dla niego rzeczą trudną
wyglądać lepiej niż wtedy. Miał na sobie ciemne ciuchy w nieco rockowym stylu.
Dodawały charakteru jego smukłej, delikatnej sylwetce.
Tommy bez
pytania przysiadł się do chłopaka, który zerkał na niego swoimi mocno
podkreślonymi oczami.
- Czy
poprzednim razem zrobiłem coś nie tak? – wypalił od razu basista.
- Nie, nie – młodszy
energicznie pokręcił głową. – Jasne, że nie. Niby czemu?
- Wiesz, byłem
nawalony, nic nie pamiętam, a mam wrażenie, że coś ci zrobiłem.
- Mnie? Czemu?
- Bo ja wiem –
Tommy wzruszył ramionami. – Mam wrażenie, że się mnie boisz. Jakbym cię
zgwałcił czy coś…
Nie był typem,
który zastanawiał się nad stosownością słów mających za chwilę opuścić jego
usta. Tak było i w tym przypadku. Dopiero po ostatniej głosce zdał sobie
sprawę, jak zabrzmiała jego wypowiedź. Nim jednak zdążył zareagować, jego
towarzysz zrobił to za niego.
Brunet
prychnął i zachichotał głośno.
- Człowieku,
nie wyobrażaj sobie zbyt wiele – powiedział jakby trochę nerwowo. Upił drinka,
po czym kontynuował – Musiałbyś się trochę postarać, żeby mnie dorwać.
- Wielkie
dzięki, nie jesteś w moim typie – warknął Ratliff zaskoczony takim obrotem
sprawy.
Młodszy
pokręcił głową i ponownie zatopił usta w napoju.
- Pewnie masz
rację – chłopak kiwnął głową. Rozejrzał się dookoła. – Tutaj jest sporo ładnych lasek. Może nie
teraz, bo jeszcze jest za wcześnie, ale zwykle trafiają się niezłe sztuki.
- Często tu
przychodzisz, drogi znawco?
- Nie za
często. Raz na tydzień, dwa. Jestem nowy w mieście i nie znam za dużo knajp,
ale tutaj wydaje się być całkiem nieźle.
- Jest sporo
fajnych klubów w tym mieście. Jeśli szukasz dobrych dup, polecam inne miejsce.
- Nie zależy
mi. Nie potrzebuję łatwych numerków. Kilka minut zabawy, reszta życia z syfem.
- Coś za coś,
księżulku.
- Nie jestem
święty. Po prostu mam inne sposoby…
- Nigdy nie
nazwałem cię świętym. Nie myl pojęć.
- Dobra,
spoko. Angielski nie jest moim pierwszym językiem, więc wiesz…
- Ok,
rozumiem.
- Skoro już tu
siedzimy, idziesz się zabawić? Parkiet pomału się zapełnia, może coś wyhaczymy.
- Najpierw
powiedz mi, co właściwie stało się w Sylwestra. Pamiętasz coś? Jak znaleźliśmy
się w hotelu?
Młodzik
wzruszył ramionami.
- Niewiele
pamiętam. Robiliśmy to co dziś: gadaliśmy.
- A potem?
- Nie wiem.
Czy to ważne?
- Wolałbym
wiedzieć, czy np. kogoś nie zabiłem.
- Na pewno nie.
Wierz mi, gdyby coś się działo, wiedziałbym o tym.
- Mogę tylko
uwierzyć ci na słowo…
- To jak?
- Co?
- Idziemy
poderwać panienki?
- Myślałem, że
jesteś ponad to? – basista prychnął sarkastycznie.
- A ty jesteś?
- Mówimy o
tobie.
- Nic się nie
dzieje, jest nudno. Nie muszę od razu lądować z kimś w łóżku.
- Mówisz tak
jakbyś nie znał życia…
- Może zakład?
- Jaki zakład?
– spytał zdziwiony. – Że nie prześpisz się z nikim do rana? Co to niby za
zakład?
- Daję 50$ i
nie będę siedział w kącie.
- Brzmi
nieźle, ale zejdę na 25$.
- Wymiękasz?
- Nie znam
cię, a muszę mieć z czego zapłacić rachunki.
- Dziwne, że w
ogóle się zgodziłeś.
- Cóż, muszę
ci przyznać rację, jest nudno. Trochę hazardu nie zaszkodzi.
- Cieszę się,
że mogę urozmaicić ci wieczór – powiedział brunet, ukazując światu rząd swoich
białych zębów. – Od kogo zaczynamy?
*
Mimo obaw
Tommy'ego, bawili się całkiem nieźle. Kobiety w tym klubie lgnęły do dziwaków,
a obaj z pewnością się do nich zaliczali. On z niecodzienną fryzurą,
pomalowanymi oczami, rockowymi ciuchami i tatuażami. Tak samo jak jego nowy
znajomy, który niestety póki co zdawał się wygrywać zakład. Bawili się jednak
tak dobrze, że Ratliff postanowił przymknąć na to oko. 25$ to jeszcze nie
majątek.
- Ej, patrz na
nie! - blondyn w pewnym momencie podniósł głos.
Po przeciwnej
stronie parkietu zgromadził się tłumek skąpo odzianych dziewcząt. Uśmiechały
się figlarnie i zerkały zalotnie. Nagle jedna z nich łapczywie wsunęła butelkę
do swoich ust. Jej wzrok dawał jasny komunikat.
- Rany… – Tommy
pokręcił głową.
Miny dziewcząt
momentalnie uległy zmianie. Teraz wyrażały szok i zażenowanie. Tylko dwie
koleżanki śmiały się donośnie.
- Co jest? –
spytał blondyn, nie mogąc zrozumieć tak diametralnej zmiany ich zachowania.
Dopiero zwrócenie wzroku w bok dało mu odpowiedź. Odskoczył zdezorientowany,
widząc swojego nowego kumpla, który właśnie powtórzył wyczyn swojej
poprzedniczki. Nawet więcej, pobił ją o ładnych kilka centymetrów.
Teatralnie
wysunął szyjkę butelki ze swoich ust, obdarzając przy tym swoją „rywalkę”
kpiącym uśmiechem. Kończąc, oblizał krawędź i zatopił język w kolorowym szkle.
- Jej mina
jest zabójcza! – zaśmiał się z dziewczyny i upił łyk piwa.
Ratliff wciąż
dochodził do siebie po tym całym przedstawieniu.
- Co… Po co to
było? – wydusił z siebie. Chłopak zachichotał.
- Daj spokój,
to było całkiem zabawne – stwierdził pociesznie.
Spoważniał
dopiero, gdy zaczepił go barman.
- Piwo od tego
dżentelmena w skórzanej kurtce – rzekł, wskazując na uśmiechniętego mężczyznę
kilka stolików dalej. Jego spojrzenie i gesty były jednoznaczne.
- Nie chcę
tego – powiedział stanowczo brunet. Momentalnie stracił dobry humor. Barman
kiwnął głową i zabrał trunek.
- Ej, co jest?
Miałeś piwo za darmo i nie wziąłeś? – zdziwił się Tommy.
Młodszy
wzruszył ramionami.
- Nie jestem
dziwką, która daje za drinki – powiedział oschle, odsuwając się od baru.
- Przed chwilą
pokazałeś co innego.
- To była
zabawa, nie propozycja – warknął. Poczuł na sobie wzrok mężczyzny, który
właśnie przyszedł po swoje piwo.
- Czyżbym
trafił na towar luksusowy? – rzucił w stronę czarnowłosego. Ten jednak nawet
nie odwrócił się na tę uwagę. – Dziwka.
Splunął mu pod
nogi i odszedł z piwem w ręku. Chłopak przewrócił oczami. Szybko opróżnił
butelkę.
- Straciłem
ochotę na zabawę – oświadczył nagle.
- To tylko
pijak. Nie przejmuj się.
- Tak czy
inaczej, zepsuł mi humor.
- Ej, daj
spokój – rzekł basista, gdy młodszy odstawił swoją butelkę. – Nie rób z siebie
cioty.
Kolejne źle
dobrane słowa, za które został obdarzony złowrogim spojrzeniem.
- Odprowadzę
cię chociaż na taksówkę – mężczyzna próbował wybrnąć z sytuacji.
- Nie musisz.
- Nalegam. I
tak powinienem się już zbierać.
- Skoro tak.
Na zewnątrz
uderzyło w nich rześkie powietrze. Brunet zadzwonił po taksówkę. Teraz, gdy
alkohol krążył w jego żyłach, jego akcent stał się jeszcze bardziej wyraźny.
- Skąd
pochodzisz? - zagadnął Tommy, kiedy jego towarzysz zakończył rozmowę.
- Z Niemiec.
Tak bardzo widać?
- Raczej
słychać.
- Nic na to
nie poradzę.
- Nie przejmuj
się.
Niedługo
później taksówka podjechała przed samo wejście do klubu.
- Jedziesz?
- Nie, pójdę
na piechotę. Muszę się przewietrzyć.
- Skoro tak
mówisz.
- Opowiesz mi kiedyś
o czymś?
- O czym?
- Jak to jest
być bi.
W tamtej
chwili nie zrozumiał, skąd to zdziwienie i niezrozumienie na młodej twarzy.
- Wybacz, ale
nie rozmawiam o swoich prywatnych sprawach z obcymi ludźmi – usłyszał.
- Spoko.
Bywaj.
- Cześć.
Światło
latarni oświetlało sylwetkę wysokiego młodzieńca. Na jego uchu błysnęły trzy
kolczyki. Takie same jak te należące do Tommy'ego.
Kiedy pojazd
zniknął już z jego oczu, mężczyzna wyciągnął telefon. Nie chciał mówić, że nie
miał po prostu ochoty na powrót do domu w czyimkolwiek towarzystwie.
*
Minął weekend,
na horyzoncie pojawił się poniedziałek. Tak jak poprzednio, początek nowego
tygodnia wiązał się z pracą. Co prawda do koncertów wciąż jeszcze było daleko,
ale pewne rzeczy wymagały przygotowań i poprawek. Formalności również musiały
zostać dopełnione.
Okazało się,
że tego dnia Adam też pojawił się w siedzibie wytwórni. Po podpisaniu kilku
papierków i krótkiej pogawędce z Tommym udało mu się namówić go na wspólny
obiad w restauracji nieopodal. Nie chciało mu się siedzieć samemu aż do
siedemnastej, kiedy to miał udzielać wywiadu dla jednej z gazet.
- Dawno się
nie widzieliśmy – zagadnął brunet, gdy zasiedli przy stole.
- Miałem dużo
na głowie. Zresztą, ty pewnie też – odparł zdawkowo Ratliff. Piosenkarz pokiwał
głową.
- To prawda.
Starałem się ponadrabiać zaległości ze znajomymi, z Saulim. Te kilka tygodni to
za mało.
- A co u
Sauliego?
- Pojechał do
Finlandii. Ma swoją pracę.
- Przykro mi.
- Wiesz, takie
rozstania nie są złe. Czasem dobrze jest od kogoś odpocząć. Tęsknota wzmacnia
uczucie – zakończył optymistycznie. Spojrzał na Tommy'ego. Kiwał głową, lecz
wydawał się zamyślony. – Coś się stało?
- Nie, czemu?
– odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Widzę, że o
czymś myślisz. Dawno nie rozmawialiśmy, a pamiętam, że miałeś problemy.
- To prawda –
przyznał markotnie. Skupiał wzrok na solniczce, którą nerwowo obracał w chudych
palcach.
- Nie
poradziłeś sobie z nimi, prawda?
Blondyn
pokręcił głową.
- Nie i brnę w
coraz większe bagno – westchnął i odłożył przedmiot na miejsce. Nie był
przygotowany na wyznania.
- Chciałbym ci
pomóc, ale nie wiem jak.
Przełknął
ślinę. Jak wybrnąć z tej sytuacji?
- Nie masz jak
mi pomóc, bo to są sprawy, z którymi muszę poradzić sobie sam – rzekł
ostatecznie. Adam sprawiał wrażenie nieprzekonanego.
- Wiesz, że
jeśli tylko chcesz, możesz powiedzieć mi o wszystkim.
Pokiwał głową.
Czuł się przyparty do muru przez osobę, która była od niego sporo silniejsza,
nie tylko fizycznie.
- Podczas
trasy odkryłem, że jestem kimś innym niż uważałem. Nie chcę tego. Chcę wrócić
do tego, co było wcześniej.
- Dlaczego?
- To nie
jestem ja! – pisnął żałośnie, próbując zdusić w sobie emocje. – To nie jestem
ja i to nie mogę być ja. Muszę to cofnąć.
- Jest aż tak
źle?
- Jest
tragicznie – wycedził przez zęby. Jego ręce drżały. Miał tylko nadzieję, że się
nie rozklei. Jego duma nie zniosłaby takiego upokorzenia.
Poczuł dłoń na
swoim ramieniu. Obrócił głowę. Na twarzy Adama zobaczył smutek i troskę.
- Nie wiem, o
co chodzi, nie wiem, czy kiedykolwiek się tego dowiem. Chcę tylko powiedzieć,
że jeśli będziesz chciał o tym porozmawiać albo będziesz potrzebował pomocy,
możesz na mnie liczyć. Jeśli coś się będzie działo, proszę, daj mi znać.
Godzina nie ma tu znaczenia.
Pomoc, z
której nie mógł skorzystać.
- Dziękuję –
powiedział, przywdziewając na twarz lekki uśmiech. Adam odpowiedział tym samym.
- Jesteś dla
mnie ważny. Nie jesteś tylko moim współpracownikiem, ale też przyjacielem. Chcę
dla ciebie jak najlepiej.
- Przestań, bo
się rozkleję!
Obaj zaśmiali
się ciepło. Tommy nie lubił być zbyt wylewny i Adam dobrze o tym wiedział.
Okazywanie emocji było po prostu nie w jego stylu.
- Dobrze,
dobrze. To co, pomożesz mi?
- Dawaj
laptopa.
Tuż przed
wyjściem Lambert poprosił swojego basistę o pomoc w zakupie ciuchów. Niedawno
znalazł nowy sklep, w którym planował zaopatrzyć się w kilka rzeczy. Każdy kto
choć trochę znał Adama wiedział, ile zajmuje mu podjęcie decyzji co do wyboru
ubrania. W tej sytuacji liczyła się każda pomoc.
- Widziałem
świetne buty! Znaczy, nie wiem, czy są wygodne, ale bardzo mi się podobają.
- Bardzo
logiczne…
- Pokażę ci
zdjęcie!
Ratliff nigdy
nie ukrywał, że nie jest najlepszą osobą do pomocy w zakupach. Nie interesowały
go zbytnio. Miał kilka wybranych sklepów, w których zaopatrywał się w nowe
ubrania. Wchodził, brał co mu się podobało, płacił, wychodził. Pod tym względem
był zupełnym przeciwieństwem swojego pracodawcy.
Leniwie
spojrzał na ekran. Zamrugał w niedowierzaniu.
- Wyglądają
całkiem w porządku. Są na koturnie i wydają się wygodne. Mają klasę i pasują do
wielu rzeczy. Co sądzisz?
Bardziej niż
buty wzrok blondyna ściągał na siebie ich właściciel. Rysy twarzy, spojrzenie,
sylwetka. Był tak bardzo podobny…
*
Nadejście
weekendu miał uczcić wraz z kumplami. W planach było picie, panienki i...
Właściwie to wszystko. Reszta zależała od dalszego biegu wydarzeń. Lubił
spędzać czas w ten sposób. Zabawa na autopilocie pomagała mu się odstresować.
Nieważne co się działo, na ewentualne konsekwencje czas przyjdzie później.
Wpakowali się
grupą do dużej taksówki. Nie udało im się znaleźć nikogo, kto chciałby spędzić
całą noc bez alkoholu. Przymus ujadania się z pijanym tłumem pewnie był
przeważającym argumentem w tej sprawie.
Wysiedli przed
znajomym klubem. Ratliff pomału zaczynał mieć dość tego miejsca. Spędzał tu już
kolejną noc.
Szybko zajęli
ostatni większy stolik i zamówili coś do picia. Rozmowa pochłonęła ich bez
reszty, więc nie zauważyli nawet, kiedy dotarli do granicy, której nie powinni
przekraczać.
- Pójdę
jeszcze po drinka – oznajmił basista, podnosząc się z siedzenia, co w jego
stanie zaczynało być zadaniem dość problematycznym.
Jakimś cudem
udało mu się dostać do baru. Zanim jednak złożył zamówienie czekał go postój w
kolejce. Mało zadowalająca perspektywa.
Czekając,
rozglądał się na boki, by jakoś zająć sobie czas. Masa nieznajomych twarzy, nie
poznawał nikogo. W sumie, co za różnica? Miał już towarzystwo na wieczór.
Niespodziewanie
poczuł na sobie czyjś wzrok. Rozejrzał się ponownie. Choć wszyscy zdawali się
ignorować jego obecność, dziwne przeczucie nie ustawało.
Telefon w
kieszeni zawibrował. Znów ten nieznany numer. Uniósł wzrok. Skrzyżował
spojrzenia z inną osobą. Nie spodziewał się go spotkać tego wieczora.
Brunet
uśmiechnął się tajemniczo. Jego wzrok był inny niż poprzednio. Tommy zdołał to
dostrzec nawet z tak dużej odległości.
Przez chwilę
mierzyli się spojrzeniami, lecz w pewnym momencie chłopak wstał i ruszył przed
siebie. Odchodząc, odwrócił się ponownie. Czyżby sygnał?
Niewiele
myśląc, ruszył za nim. Wiodła go ciekawość i uczucie, które wydało mu się
podejrzanie znajome.
Gdy blondynowi
udało się przedrzeć przez tłum na parkiecie, zorientował się, że chłopak
zniknął mu z oczu. Jedynie ruch drzwi do toalety był dla niego jakąś wskazówką.
Bez wahania wszedł do środka.
Tak jak
przypuszczał, brunet był w pomieszczeniu. Stał przed lustrem, poprawiając
fryzurę.
- Miło cię
znów widzieć – powiedział łamaną angielszczyzną. Jego skórzana kurtka zsunęła
się odsłaniając nagie ramiona. Jego ruchy były nieskoordynowane.
Mężczyzna
zwrócił głowę w stronę drzwi. Nie mógł zapomnieć, że nadal był osobą z jakąś
tam reputacją, której powinien pilnować. Jeśli ktoś przyłapałby go w toalecie z
rozbierającym się chłopakiem, sytuacja mogłaby wyglądać nieciekawie.
Krótka piłka.
Uchylił drzwi do jednej z kabin.
Brunet uniósł
brew do góry. Ratliff klepnął się w czoło.
- Nie! Chcę
tylko pogadać, chodź!
Nie bez oporów
ze strony młodszego, lecz w końcu obaj znaleźli się w środku.
- Przytulnie tu…
- Skąd
wiedziałeś, że tu będę? – wypalił wściekle Tommy.
- Nie
wiedziałem. Po prostu zaryzykowałem.
- Nie wierzę w
to!
- To nie
wierz, to już nie twój problem.
Blondyn
załamał ręce. Niewiele mógł osiągnąć tą rozmową. W żyłach czarnowłosego krążyła
zbyt duża dawka alkoholu.
- Jak ty się
właściwie nazywasz? – spytał mężczyzna. Chłopak przywdział na twarz pijacki
uśmiech.
- Mówiłem ci
już – odpowiedział. Nogi uginały się pod ciężarem jego ciała. – Wiele osób je
zna. Wiele osób je krzyczy…
- Więc? Nie
rób z siebie divy.
Brunet
prychnął. Dumnie uniósł głowę i wypiął klatkę piersiową.
- Nie jestem
divą – rzekł, nadal się uśmiechając. – Jestem Bill Kaulitz.
Drache
***
Dzięki za komentarze w sprawie pojedynków opowiadań! Cieszę się, że są chętni do takiego przedsięwzięcia. :)
Pozdrowienia i miłej niedzieli!
Pozdrowienia i miłej niedzieli!
Końcówka genialna!
OdpowiedzUsuńTommy pewnie dostanie zawału jak dotrą do niego te słowa.
W ogóle ten odcinek był tak cudownie długi. Siedziałam i czytałam, a końca nie było widać. :)
Wiesz, co mnie ciekawi najbardziej?
To, czy Tommy powie o swojej znajomości Adamowi.
No, i oczywiście jak to się wszystko rozwinie dalej.
Buziaki :*
Tommy musi być z Billem, ha! dla mnie innej opcji po prostu nie ma! Też jestem zdania, że te dane personalne mogą dość szokująco na niego wpłynąć, ale... Tommy musi wreszcie zaakceptować zmiany, jakie w nim zachodzą. Ten odcinek był taki fajny dłuugaśny, zajefajnie się go czytało.
OdpowiedzUsuńCzekam na newsa!
pozdrawiam!
Jestem tak bardzo szczęśliwa *u*
OdpowiedzUsuńRozgrzałaś mnie <3
Sobie marznę na dworze, włączam necisza, bleggera, a tu kolejny rozdział *u* fapfap normalnie, uwielbiam cię, jesteś cudowna *o*
Awww~ Lof ju <3
Matko Bosko kochano, jaram się totalnie tym opowiadaniem. *o*
OdpowiedzUsuńNie mogę znaleźć słów, które wyraziłyby emocje towarzyszące mi podczas czytania go. Normalnie to jest chyba najlepsze Twoje opowiadanie, choć do tej pory byłam w pełni oddana "Sierotce".
Jesteś mistrzynią. Kurde no, ja nie mogę, jaki geniusz. :D
Zrobię u siebie w pokoju ołtarzyk i będę Cię czcić i wielbić, o! W pełni na to zasługujesz. ^^
Kocham Cię ponad życie. <3
Pozdrawiam i życzę weny. :3
no i czytam to już drugi raz
OdpowiedzUsuńzajefajny odcinek czekam na kolejne ;-)
hahaha od razu przypomina się reklama saturna- ich bin Bill Kaulitz hahha nie mogę, ale fajny odc, nna prawdę genialny, mogę wiedzieć skąd ty bierzesz te pomysły? jesteś świetna :*
OdpowiedzUsuńZamiast uczyć się do sesji zgłębiam twoja twórczość i choć przyznam, że mam swego rodzaju alergie na TH, to, to opowiadanie wybitnie mi się podoba. Stosunkowo odważny pomysły, aczkolwiek podoba mi się zdecydowanie bardziej niż Adam& Bill. Sama fabuła wydaje się być pozytywna choć niepokoi mnie Tommy w prologu! W interesujący i niebanalny sposób opisujesz uczucia bohaterów, tworząc z nich ciekawe osobowości. Masz też coś czego ja osobiście strasznie zazdroszczę autorkom - naturalność tworzenie. Potrafisz tak dobrać słowa, że mam wrażenie jak bym czytała naturalna rozmowę dwojga ludzi,a nie pompatyczny nienaturalny bełkot. Mogę pozwolić sobie również na małą uwagę? Pisząc dialogi częściej wplataj określenie mówiącego, bo szczerze w tych dłuższych dialogach pogubiłam się do kogo należy dana kwestia.
OdpowiedzUsuńhttp://swiata-iluzja.blogspot.com/