Witam wszystkich ponownie!
Mowę końcową zostawię sobie na sam koniec żeby nie przeszkadzała w czytaniu. ;)
Zapraszam na ostatni odcinek oraz epilog Przejścia!
ps Nie chowałam wulgaryzmów pod gwiazdkami, także zawczasu ostrzegam o ich obecności w tekście.
29. Mecz o honor
- Cholera…
Ledwie
otworzył oczy już pałał wściekłością do całego świata. Dwie szklane butelki
zderzyły się ze sobą, oznajmiając to głośnym i przeszywającym na wskroś
brzdękiem. Na szczęście dla niego były całe. Jeszcze tego brakowało żeby musiał
zbierać odłamki szkła z podłogi. Mimo wszystko porządki w sypialni nie były
złym pomysłem. Puste butelki po piwie, porozrzucane paczki chipsów, walające
się tu i ówdzie okruszki. Tak, ta noc nie należała do udanych.
- Zostawię was samych. Odezwij się
później – powiedziała drobna blondynka, pogłaskawszy przed tym chude zbolałe ramię.
Opuściła pokój, zostawiając Billa sam na sam ze starym znajomym.
- Dziewczyna? – zagadnął z uśmiechem
starszy, gdy usłyszał, że Crystal opuściła dom.
- Bliska znajoma. Siądź sobie na
fotelu. Nie przysunę ci go, bo trochę nie jestem w stanie – dodał, wskazując na
swoją rękę.
- Tom nieźle cię wczoraj urządził.
Resztkami sił
usiadł na materacu i ogarnął wzrokiem pokój. W porównaniu z połową należącą do
Marcusa, jego część pomieszczenia wyglądała jak po wojnie. A to była przecież
tylko jedna źle spędzona noc…
- To wszystko co mówisz jest po prostu…
Niesamowite.
- Mnie to mówisz? Ja to przeżyłem –
prychnął tylko w stronę wciąż zadziwionego kolegi.
- Tak, wiem, widzę, ale… Rany, Tom miał
rację. Do końca wierzył, że żyjesz. Nie mógł sobie wybaczyć tego, że nie kazał
policji ciągnąć poszukiwań.
- Były poszukiwania? – podniósł jedną
brew.
- Tak, ale bardzo krótkie. Policjanci
szybko oznajmili, że nie miałeś żadnych szans na przeżycie. Uznali, że
rozszarpały cię dzikie zwierzęta.
- A wy w to tak po prostu
uwierzyliście?
- Wierzyliśmy w słowa policji. Poza tym
to nie było bezpodstawne – usprawiedliwiał się Georg. - Znaleźliśmy ślady, twoją krew, strzępki
ciuchów… Tom miesiącami dochodził do siebie.
- A co teraz? Gadałeś z nim po naszej
kłótni?
Szatyn smutno spojrzał na chłopaka. Chyba
nigdy nie zapomni tego wzroku i tych kilku słów, których obawiał się wtedy najbardziej.
- Tom nie chce zmienić zdania. Pojutrze
wracamy do Niemiec.
Potem wszystko
potoczyło się dość zwyczajnie. Wyciszony telefon, piwo, niezdrowe żarcie,
ślęczenie przy oknie i wypatrywanie niewiadomo czego. Później jeszcze kilka
filmów na laptopie zwieńczone zaśnięciem z pustą butelką w ręku.
Po raz ostatni
omiótł wzrokiem pomieszczenie, po czym wstał i chwiejnym krokiem ruszył do
łazienki.
*
Po żmudnych
porządkach został zmuszony do założenia pierwszych lepszych ciuchów i wyjścia
na dwór w celu wyrzucenia śmieci. Klął pod nosem, niosąc ze sobą wór resztek i
innego świństwa, które zdążyło się już zepsuć. Odsuwał się jak najdalej od tej
śmierdzącej bomby biologicznej.
Nareszcie
upragniony cel. Szast, prast i po kłopocie. Przystanął na moment, opierając się
o płot. „Jakie plany na dzisiejszy dzień?”, spytał sam siebie. Nie ukrywał, że
najchętniej powtórzyłby zajęcia z poprzedniego wieczoru, mimo iż było to
bezsensowne, bezproduktywne i tylko pogarszało jego nastrój. Co więcej silny
ból gardła oraz lekki kac również nie zachęcały, ale co tam. Póki ma wolne,
może pozwolić sobie na lekką niedyspozycję, która właściwie wiązała się z
kilkudniową dziurą w życiorysie.
„A co dalej?”
Na to pytanie
nie znał jeszcze odpowiedzi. Możliwości było kilka, ale nie był w stanie ich
teraz roztrząsać. W grę nadal wchodził powrót do kraju. Georg obiecał
skonsultować się z prawnikiem w sprawie wszelkich formalności, zadeklarował
również pomoc finansową. Bill jednak wciąż się wahał. Reakcja Toma przytłoczyła
go do tego stopnia, że każda myśl o ich ponownym spotkaniu czy jakiejkolwiek
rozmowie wywoływała u niego mdłości i silny stres. Co jeśli nie tylko brat go
odtrąci? Co jeśli Tom mu nie wybaczy? Co z oczekiwaniami ludzi z branży? Tutaj
był bezpieczny, ułożył sobie życie, nie musiał liczyć się z opinią publiczną.
Czy powinien teraz z tego wszystkiego zrezygnować i znów wrócić do tego co
było? Czy powinien porzucić swoje kolejne życie?
„Nienawidzę
cię…”, zadźwięczało mu w głowie.
- Hej!
Szybka
analiza. Zastygł w bezruchu. Znał ten głos.
- Ej, mówię do
ciebie! Przywitaj się nowy!
„Nowy”, czyli
na pewno nie o niego chodzi, ale to nie znaczyło, że może czuć się zupełnie
bezpiecznie. Ostrożnie rozejrzał się, starając się wykonać jak najmniej
gwałtownych ruchów. Lewa strona bezpieczna. Prawa…
- Odwal się
człowieku!
- Co proszę?!
„Tom?! Ale
skąd…”
Dwa ciosy
wystarczyły żeby sprowadzić chłopaka do parteru. Syknął wściekle.
- Nie mam nic
do was, zostawcie mnie! – warknął łamaną angielszczyzną.
- Kolejny?
- Coraz więcej
tych przybłędów.
- Wracaj do
siebie!
„Czterech na
jednego, niedobrze”, pomyślał. Nawet opcja czterech na dwóch nie robiła tutaj
wielkiej różnicy, zwłaszcza, że nie był w stanie dać z siebie wszystkiego. W
najlepszym wypadku dawałoby to co najwyżej półtorej osoby. Przy czterech
silnych mężczyznach nietrudno można było stwierdzić, że nie mieli szans.
Dziesięć
metrów do celu, trzy metry do wejścia do sklepu.
Ostrożnie
zbliżył się do budynku. Pomoc. Zawahał się. Zauważą go, gdy tylko uchyli drzwi,
które jak na złość były wyjątkowo hałaśliwe. Co jeśli ci faceci się wściekną i
w ramach powitania zdemolują sklep? Nie mógłby zrobić tego Marcusowi. Poza tym,
czy kolejny chłopak o podobnej do niego posturze zwiększyłby ich szanse? Nie za
bardzo.
„Choć raz zrób
coś dobrego Kaulitz.”
Dwudziestolatek
o krótkich blond włosach szybko podniósł się na równe nogi, choć niewiele tym
zyskał. Oprawcy szybko otoczyli go, uniemożliwiając ucieczkę. Wystawił pięści.
- Patrzcie, on
chce się bić! Więcej zabawy niż zakładaliśmy – zaśmiał się przywódca grupy.
Jego radość nie trwała jednak długo. Przerwał go silny cios w skroń. Mężczyzna
z hukiem runął na chodnik.
- Uciekaj! –
krzyknął Bill do swojego brata. W jego spojrzeniu malował się jasny przekaz. –
WYPIEPRZAJ STĄD!!!
Dwa razy nie
musiał tego powtarzać. Chłopak bez słowa rzucił się do ucieczki. Na szczęście
tego dnia zrezygnował z tak charakterystycznych dla siebie workowatych ciuchów.
- Ty… -
usłyszał za swoimi plecami. Odsunął się lekko i spiął mięśnie, lecz niedługo
był w stanie bronić się przed towarzyszami ranionego przez siebie osiłka,
którzy dopiero po dłuższej chwili ocknęli się z szoku.
Obce palce z
dużą siłą zacisnęły się na jego zabandażowanej ręce skutecznie unieruchamiając
resztę jego ciała. Ból w klatce piersiowej.
- Niemiec, co?
Ej – gwizdnął do jednego z pozostałej trójki. – Co się gapisz? Łap tamtego
gówniarza!
Moment
nieuwagi i były wokalista zwinnie wywinął się z uścisku, by uwiesić się na
wyznaczonym przez szefa bandy osiłku.
- Spieprzaj
gnojku!
Cios. Ziemia.
Cios. Ściana. Zaczynał żałować swojego pomysłu. Mógł to wszystko lepiej
zaplanować, bo teraz sam znalazł się w potrzasku. Nawet krzyk niewiele by mu
pomógł, okolica jak zwykle była wymarła. Przynajmniej Tom był bezpieczny.
Cała grupa
śmiała się z jego położenia. Tyle razy im umykał, lecz w tej chwili był
bezbronny. Przyjrzał się ich spojrzeniom. Bezdennie puste i głupie, pozbawione
celu. Bicie dla bicia. Nie zamierzał ginąć z rąk kogoś tak żałosnego jak ta
banda.
- Ej, to nie
jest ten dzieciak…
- Tak, to on. Tym
razem się nie wywinie.
- No co
złociutki – zwrócił się do niego „samiec alfa”. Bill poczuł, że robi mu się
niedobrze od tej obleśnej gęby. – Jakieś ostatnie słowo? Może zawołasz pomoc?
Wyszczerzył
się tylko, po czym wycedził przez zęby:
- Pieprz się.
Zawsze był
wyszczekany.
Bez namysłu
splunął mężczyźnie w twarz. Jego rozwścieczona twarz była ostatnią rzeczą, jaką
zobaczył nie licząc płyt chodnikowych. Dość szybko dostał szansę na przyjrzenie
im się z bliska.
Grad uderzeń
skończył się tak szybko jak się rozpoczął. Umarł? Już? Wilki dały mu chociaż
szansę pożegnać się ze światem. Miał jeszcze tyle rzeczy do zrobienia… Powinien
był wcześniej jeszcze raz podziękować Brownom za wszystko co dla niego zrobili,
pożegnać się z Marcusem i resztą…
- Ej…
Porozmawiać z
Crystal o wszystkim, co wydarzyło się między nimi…
- On jest
przytomny?
Pogodzić się z
Tomem…
- Budź się,
gejku.
- Wal się,
Tom…
To był odruch.
Tylko jedna osoba wołała na niego w ten sposób.
- Żyje! –
dobiegło do jego uszu tuż po tym jak uchylił powieki. Zimna kropla spłynęła po
jego policzku. – Masz szczęście, zaczyna padać.
Uniósł głowę i
powiódł wzrokiem od jednej osoby do drugiej. Tom klęczał przy jego boku, Issac
i Marcus stali krok dalej. On sam leżał na chodniku.
- Uciekli – rzekł
starszy z braci, spodziewając się pytania o bandę osiłków.
- Kazałem ci…
Spierdalać… - wymamrotał blondyn. Odetchnął ciężko. Odpowiedział mu tak długo niesłyszany
śmiech.
- Tak jakbym
kiedykolwiek się ciebie słuchał.
- Akurat teraz
musiało ci się zebrać na zgrywanie bohatera… - Isaac załamał ręce. - Marcus, on
jest jakimś masochistą czy jak?
- Nie wiem,
ale lepiej przynieś apteczkę. Ja zadzwonię po Crystal – stwierdził tylko jego
kolega, poprawiając okulary.
- Pomóc ci
wstać?
- Chyba…
Posiedzę…
Z pomocą
bliźniaka udało mu się przybrać pozycję siedzącą. Dojście do siebie zajmie mu jeszcze
chwilę. Już zaczynał marznąć.
- Załóż to.
Może zdążysz się ogarnąć zanim przemoknie.
Ciepła gruba
bluza wylądowała na jego ramionach. Znajomy zapach.
- Czemu ściąłeś
włosy? – spytał niespodziewanie. Brak dreadów był jedną z pierwszych rzeczy,
jaką zauważył, gdy jego brat po raz pierwszy pojawił się w sklepie.
Gitarzysta
przejechał palcami po krótkich blond igiełkach.
- Uznałem, że
pozwoli mi to odciąć się od tego co było – odrzekł po kilku sekundach.
- Nie da się
uciec od przeszłości.
Zamilkli,
zwracając wzrok ku sobie nawzajem. Wreszcie, po tak długim czasie mieli szansę
po raz kolejny wymienić się spojrzeniami. Dla innych drobny gest, dla nich
wzmocnienie łączącej ich naturalnej więzi. Tak wiele mieli do nadrobienia.
- Bill!
Delikatne ręce
splotły się na jego karku. Przytulił do siebie dziewczynę.
- Zadzwonił
Marcus. Przybiegłam tak szybko jak mogłam…
- Spokojnie,
wszystko w porządku – uspokajał ją. – Już wszystko ok…
- Wiecie,
chodźcie do środka. Deszcz zacina coraz bardziej.
- Dasz radę
wstać?
- Przydałaby
mi się pomoc.
Dzięki ogólnej
współpracy w krótkim czasie cała piątka mogła wyschnąć i ogrzać się w ciepłym
pomieszczeniu. Tylko Isaac narzekał. Musiał po raz kolejny ćwiczyć swoje
umiejętności pielęgniarskie.
Cokolwiek
miało się później wydarzyć Bill był szczęśliwy. Los dał mu szansę wyboru jednej
ze znanych już mu dróg. Czegokolwiek by nie wybrał, jedno wiedział na pewno. W
swej wędrówce przez życie już nigdy nie będzie sam.
Epilog
Czas leciał
szybko, następne dni mignęły mu tylko przed oczami. Podziwiał z samolotu
przepiękną panoramę Niemiec. Zwykle przesypiał swoje loty, lecz tego dnia
zrobił wyjątek. Nie żałował, znajomy widok zapierał dech w piersiach.
Spojrzał na
brata siedzącego kilka miejsc dalej. Ten odpowiedział mu tym samym. Szczery
uśmiech. Nie mogli się sobą nacieszyć, tak długo się przecież nie widzieli. Rok
był dla nich jak wieczność. Wciąż nie dowierzali, że są już razem, w jednym
samolocie.
Lądowanie.
Komunikat pilota. Wysiadka. Prawie zapomniał, jak wygląda to lotnisko.
- Tom! Tom! –
usłyszeli w pewnym momencie. Trzy nastolatki czekały przy barierkach. Bill
uśmiechnął się do brata.
- No idź, w
końcu to twoja robota – powiedział.
- Jedyny plus
twojego zniknięcia to więcej lasek dla mnie – zaśmiał się starszy z braci.
- Pedofil –
rzucił cicho młodszy w stronę odchodzącego bliźniaka.
Tom szybko
rozdał autografy i zamienił kilka słów z przejętymi dziewczynami. Tylko jedna z
nich zdawała się opamiętać i zignorowała stojącego obok niej gitarzystę.
Zwróciła wzrok ku komu innemu.
- Bill? –
spytała tak głośno, by chłopak usłyszał. Ten jednak nie odpowiedział. Kiwnął
głową, dając bratu znak do dalszej drogi. Odchodząc, słyszeli jeszcze śmiech
dwóch pozostałych nastolatek. Nawet nie wiedziały, jak bardzo się myliły
naśmiewając się ze spostrzeżenia swojej towarzyszki.
*
Powoli mijali
kolejne ulice zatłoczonego o tej porze Berlina. Nie spieszyli się, wciąż mieli
jeszcze dużo czasu. Bill nie odrywał wzroku od przyciemnionej szyby. Chłonął to
wielkie miasto, tak znane, a jednocześnie dawno niewidziane. Kilka elementów
różniło się od obrazów z jego wspomnień. Tak wiele może się zmienić przez rok.
Kierowca
zatrzymał auto przy jednej z ruchliwych ulic. Zaryzykował łamanie przepisów. W
okolicy z pewnością nie znalazłby ani jednego wolnego miejsca parkingowego.
- Powodzenia!
– Bill zwrócił się do kolegi, który kiwnął głową w odpowiedzi.
- O 19 na
miejscu?
- Tak jest.
Daj znać wcześniej, jak ci poszło.
- Spoko.
Trzymajcie się!
Marcus szybko
wyskoczył z pojazdu i otworzył bagażnik. Z gitarą w ręku ruszył w stronę
sporego ciemnego budynku. Był zdeterminowany, takiej szansy nie może zmarnować.
Czarny SUV ruszył
w dalszą drogę. Kolejne światła, kolejny zakręt. Radio cicho nuciło jakąś
skoczną melodię. Nieważne jaką, większość i tak brzmi podobnie.
Następny
przystanek, tym razem w bardziej legalnym miejscu. Bracia spojrzeli na
zajmującą tylne siedzenia parę.
- To już
tutaj. Dacie sobie radę?
- O ile ktoś
tutaj zna angielski, nie będzie problemu.
- Jakie tłumy…
- Zawsze
musisz widzieć problemy, Isaac – westchnęła ciężko Macy. – Chodź, jeśli się
spóźnimy, urwę ci łeb!
-
Dziewiętnasta?
- Jasne!
- Roznieście
parkiet!
Chwycili swoje
torby i ruszyli w stronę zebranej przed wejściem grupy. Po krótkiej rozmowie z
jednym z organizatorów udało im się zdobyć numerek. Teraz wszystko w ich
rękach.
Kierowca
ponownie wyprowadził samochód na przepełnione drogi. Przestawił GPS. Przed nimi
jeszcze tylko pięć minut jazdy.
- Chcesz iść z
nami? – zapytał Bill, choć wiedział, iż nie jest to dobry pomysł. Dziewczyna
musiała zrozumieć jego intencje.
- Nie, to
twoja praca, nie będę ci przeszkadzać – odpowiedziała, wyglądając za okno. –
Poza tym źle bym się tam czuła.
- Wiem o tym,
ale wolałem zapytać.
Tłum fanów,
reporterów i paparazzi kotłował się przed wejściem do budynku. Ani barierki,
ani ochrona nie była w stanie opanować tego zgiełku. Taki stan rzeczy nie był
jednak niczym nowym. Bracia przez lata zdołali przyzwyczaić się do
towarzyszącego im wszędzie zamieszania, chociaż nie mogli zaprzeczyć, że
ostatni rok był dość długim odpoczynkiem od tego typu „rozrywki”.
- Chcesz
jechać do hotelu?
- Nie,
poczekam w samochodzie – rzekła uprzejmie. – Wzięłam ze sobą książkę, zajmę
sobie nią czas.
Dwudziestolatek
ucieszył się, rozpoznawszy kolorową okładkę.
- W takim
razie miłej lektury – powiedział i lekko pocałował dziewczynę w czoło. – To
trochę potrwa.
- Nie przejmuj
się, dam sobie radę.
Bill podniósł
wzrok i skierował spojrzenie na brata, który pokręcił głową i nałożył na nos
okulary przeciwsłoneczne.
- Gotowy? –
spytał, podając mu parę czarnych szkieł.
- Gotowy –
odpowiedział. W jednej chwili wyszli z samochodu na spotkanie z kompletnie
zaskoczonym tłumem.
*
Z początku
myślał, że uściskom i łzom nie będzie końca. Tuż przed konferencją poświęcił
pozostałe mu dziesięć minut na przywitanie się ze wszystkimi. Tyle osób
cieszyło się z jego powrotu, mimo iż nie był to taki powrót, jakiego mogliby oczekiwać
fani czy ludzie związani z branżą.
Czwórka
chłopaków po dwudziestce zajęła miejsca przy długim stole konferencyjnym. Przed
nimi tłum dziennikarzy siedzący jak na szpilkach. Wyglądali tak zabawnie w
oczekiwaniu na swoją kolej na zadawanie pytań.
Menadżer
zespołu zajął swoje miejsce. W momencie, gdy wziął do ręki mikrofon, na sali
zaczęło wrzeć.
- Proszę o
spokój! – skarcił dziennikarzy jeden z przedstawicieli obsługi.
Wszyscy wzięli
głęboki wdech.
- Witam
państwa na dzisiejszej konferencji prasowej. Jak państwo zapewne już wiedzą,
jest to wyjątkowa konferencja. Otóż po prawie roku…
Już prawie
zapomniał, jakie to uczucie, być na świeczniku, obserwowanym przez tyle osób.
Czuł na sobie przeszywający wzrok dziennikarzy i obsługi. Wszyscy siedzieli w
wielkim napięciu, by jak najszybciej dowiedzieć się, co właściwie wydarzyło się
w sierpniu poprzedniego roku i dlaczego okłamano ich, mówiąc, że wokalista
Tokio Hotel poniósł śmierć w wypadku. Dawno nie był tak zdenerwowany swoją
pracą, tak samo jak dawno nie miał na twarzy takiej ilości makijażu.
Odetchnął
ciężko, gdy tylko pierwsze pytania zaczęły bombardować jego uszy.
- Bill, jak to
możliwe, że jesteś tu teraz z nami skoro niespełna rok temu byliśmy świadkami
twojego pogrzebu?
- Co się
stało?
- Dlaczego nas
oszukaliście?
- Proszę o
spokój!
- Rozumiem, że
jest to dla państwa dość niezrozumiała sytuacja. Dla mnie też taką była –
powiedział, gdy uznał, że ma szansę przebić się przez poruszony tłum. – Z
pewnością wiedzą państwo o tym, że rok temu wydarzył się wypadek, na skutek
którego przedwcześnie uznano mnie za zmarłego. Popełniono tu błąd, za który
bezpośrednio nie odpowiada żaden z nas. Zostałem oddzielony od zespołu, odcięty
od świata. Cudem przeżyłem. Nie chcę dzisiaj zagłębiać się w szczegóły, bo wciąż
jest to dla mnie świeża sprawa, rany jeszcze się nie zagoiły. Kiedyś, gdy będę
gotowy mam nadzieję opowiedzieć o tym szerzej. Póki co chcę tylko podkreślić,
iż nie było to w żadnym stopniu zaplanowane. Nieszczęśliwy wypadek, to
wszystko.
W myślach
poklepał się po plecach. Niewiarygodne, że od tak był w stanie to wszystko z
siebie wydusić.
- Następne
pytanie!
- Czy twój
powrót będzie oznaczał również powrót zespołu w starym składzie?
Bill stanowczo
pokręcił głową.
- Nie ma
takiej możliwości – kilka osób na sali spojrzało po sobie. – Obrażenia
odniesione przeze mnie w wypadku skutecznie przekreślają takie plany. Nie
jestem w stanie śpiewać tak jak kiedyś.
- A co sądzisz
o nowym wokaliście?
- Jeszcze go
nie słyszałem, jednak wierzę, iż skoro jest to decyzja całej naszej ekipy, na
pewno jest to trafiony wybór.
- Co planujesz
teraz? Coś związanego z muzyką?
- Nie podjąłem
jeszcze ostatecznej decyzji. Chciałbym spróbować swoich sił w modelingu, choć nie
wiem, czy będę miał taką szansę. Mógłbym też zająć się projektowaniem ciuchów
czy po prostu dobieraniem stylizacji. Jest kilka opcji. Na pewno duchem
pozostanę przy Tokio Hotel. Wraz z zespołem zostawiam dużą część siebie. Zawsze
będę ich wspierał.
- Teraz
prosimy o pytania do pozostałych członków zespołu.
Bliźniak
poklepał go po ramieniu.
- Dobrze ci
poszło - wyczytał z jego ust i ciepłego spojrzenia. Uśmiechnął się w podzięce.
Najtrudniejsze za nim.
*
Ledwie wyszli
z budynku, uderzył w nich głośny pisk. To fani zebrani przy wejściu oczekiwali
na poświęcenie im choćby kilku sekund uwagi. Bill spojrzał pytająco na brata.
Nie bardzo wiedział, jak się zachować. Już dawno stracił swoją pozycję w
zespole.
- Rozdamy
kilka grafów. Będziesz miał szansę się pożegnać.
Tom bez zwłoki
wyjął z kieszeni dwa markery. Jeden dla siebie, jeden dla Billa.
Razem podeszli
do jednej ze stron. Starszy z braci kroczył jako pierwszy, młodszy był tuż za
nim. Zamiana miejsc po latach.
Tak dawno nie
czuł radości z zajęcia, które w pewnym momencie kariery stało się dla niego udręką.
Uśmiechał się do fanów, którzy jeszcze niedawno składali kwiaty w symbolicznych
miejscach jego pamięci. Trzy razy nawet dał się przytulić, na co ochroniarze nigdy
nie patrzyli przychylnym okiem.
- BIIIIIIIIIIIIILLLLLL!
- Co się z
tobą działo?
- Wiedziałam,
że żyjesz! Wiedziałam!
- Tęskniliśmy!
Ostatnie
machnięcia markerem. Symboliczne zakończenie pewnego etapu.
Nawet gdy
wsiedli do samochodu wciąż dochodziły do nich krzyki.
- Dokąd teraz?
- Ja z Crystal
jedziemy do galerii, a wy jak chcecie. A właśnie, Gustav, Crystal, poznajcie
się.
- Jakiej
galerii?
- Sztuki. Chcę
żeby Crystal zaprezentowała tam kilka swoich prac.
- Ty i galeria
sztuki?! – roześmiał się Georg. - Co kobiety robią z człowiekiem…
- Ja chętnie
pójdę – oznajmił Gustav.
- Wszyscy idziemy!
- Mam
nadzieję, że to nie będzie dla ciebie problem, jeśli wszyscy przyjdą? –zwrócił
się do dziewczyny po angielsku.
- Absolutnie
nie! – odpowiedziała mu radośnie.
- A co potem?
– zagadnął szatyn.
- Wieczorem
jedziemy na spotkanie, a potem? Potem zobaczymy.
„Bo nigdy nie
wiadomo, co może się nagle zdarzyć.”
Koniec
*
No i właśnie, oto koniec historii.
Chciałabym serdecznie podziękować wszystkim, którzy czytali to opowiadanie, a szczególnie tym, którzy zostawili po sobie jakiś ślad, tym samym motywując mnie do dalszej pracy. Bez Was nie udałoby mi się doprowadzić tej historii do końca, bo niestety nie mogę ukrywać, że w trakcie pisania doświadczałam nie tylko wzlotów, lecz także upadków aż po bezkresne doliny bezwenia. Tak już ze mną jest, iż często brakuje mi wytrwałości i cierpliwości, przez co nie potrafię doprowadzić wielu rzeczy do końca. Tym bardziej dziękuję więc Wam za wsparcie w procesie tworzenia Przejścia. :)
Na pytanie, co dalej odpowiem... Kto wie? Mam kilka pomysłów, ale żaden z nich nie jest na takim etapie, aby o nim wspominać. Jeśli coś się pojawi (a pojawi się na pewno, bo nie wyrobię bez pisania), wstawię to tu. Już powoli rozpracowuję bloggera, więc mam nadzieję, że coś z tego będzie. :D
Na chwilę obecną żegnam się, a raczej mówię do zobaczenia.
Jeszcze raz dziękuję za wszystko.
Pozdrawiam,
Drache